ciąża i poród
dziecko
kobieta
dla dzieci
rodzina
podróż
zobacz koniecznie

Urodzić w wodzie... - relacja z porodu

-

Joanna Syrek-Rawiak - położna

Prywatna Szkoła Rodzenia SAGE-FEMME; Wojewódzki Szpital Specjalistyczny, Wrocław

Urodzić w wodzie... Rodzić aktywnie, rodzić aktywnie... Rodzić aktywnie! Ta myśl jest natrętna i uporczywa od pierwszych skurczów. Wiem, że aktywność w porodzie pomaga, że będzie szybciej... Przecież doskonale o tym pamiętam! Jak na początek czynności skurczowej, to i tak całkiem nieźle sobie radzę. Ha, ha, ha! Szkoda tylko, że to dopiero początek porodu... Jestem w stanie oddychać przeponowo. Nawet pomaga...

Skurcze stają się częstsze i dłuższe. Wciąż jestem dzielna, choć coraz trudniej sobie z nimi radzę. Dlaczego to aż tak boli??? No tak, jak ma nie boleć, jeśli pracuje tak wielki mięsień, jakim jest macica? Po głowie chodzi uporczywa myśl: byle dotrwać do 5–6 cm rozwarcia, byle dotrwać. A potem już tylko woda, woda, woda...



Fot. 1. Wanna do porodu wodnego w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu przy ul. Kamieńskiego 73a



Jednym z warunków wejścia rodzącej do wody jest rozwarcie kanału szyjki macicy na około 5–6 cm. Drugi warunek to dobra czynność skurczowa macicy. Trzeci – ocena ogólnego stanu dziecka na podstawie wcześniej wykonanego zapisu KTG. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ zbyt wczesna immersja wodna mogłaby spowodować wyciszenie czynności skurczowej i zatrzymanie akcji porodowej.

Tak, to jest to!!! Wreszcie jestem w wannie. Mam wprawdzie rozwarcie dopiero na 4 cm, ale przy bardzo dobrej czynności skurczowej – jaką, niestety, posiadam – można odstąpić od ogólnie przyjętych zasad. Woda... może nie jest najcieplejsza, ale cudownie się w niej czuję! 37°C. Jak dla mnie – w sam raz.

Cieplejsza woda zaszkodziłaby dziecku. Przy immersji wodnej (czyli po prostu „kąpieli wodnej”) kobiety rodzącej należy uwzględnić zasady homeostazy matki i płodu. Temperatura wody wpływa na przemianę materii, a „zrozumienie procesów związanych ze zużyciem tlenu przez ­organizm w zależności od temperatury środowiska wodnego, w którym przebywa kobieta rodząca (ale również pośrednio płód), ma istotne znaczenie dla imperatywu zachowania temperatury 37°C podczas immersji wodnej w porodzie”.

Temperatura wody w hydroterapii określana jest na cztery sposoby: 1 – woda „obojętna” o temperaturze 34–35°C, 2 – woda ciepła 36–37°C, 3 – woda bardzo ciepła 38–39°C, 4 – woda gorąca 40–45°C. Wszystko jasne! Moje 37°C jest w sam raz, bezpieczne dla mnie i mojego dziecka.
Miło jest tak przez chwilę nie mieć skurczu. Człowiek potrafi nawet stworzyć sobie iluzję, że nic się nie dzieje. Po prostu leżę sobie w wannie, zanurzona w wodzie po pępek i czuję się absolutnie zrelaksowana, wyciszona i uspokojona.

Naukowcy piszą, że woda wpływa na napięcie autonomiczne układu nerwowego, co objawia się działaniem przeciwbólowym, a efektem ciepłej kąpieli wodnej jest zmniejszenie odczuwania bólu i napięcia mięśniowego oraz działanie uspokajające i relaksujące. Po co tyle pisać i tłumaczyć, skoro wiadomo, że tak właśnie się czuję. Dokładnie tak jak napisali – zrelaksowana, wyciszona i jakby mnie w połowie nie było. Super uczucie!!! O tym też czytałam. Wiąże się to z właściwością fizyczną wody, jaką jest jej wypór. Zgodnie z prawem Archimedesa, zakładając, że ważę około 70 kg (no może nieco więcej) i jestem zanurzona w wodzie, to moje ciało zachowuje się tak, jak gdybym – po odliczeniu głowy i szyi – ważyła zaledwie 6,5 kg. Moje mięśnie szkieletowe są rozluźnione. Dzięki temu wysiłek ­fizyczny związany z parciem w II okresie porodu wymagać będzie mniejszego zużycia energii, a podatność krocza na rozciąganie będzie zwiększona, co (teoretycznie – bo decydować o tym będzie w trakcie porodu położna) zapobiegnie konieczności episiotomii.

Hurrrrra!!!! Ta woda jest niesamowita! Mam nadzieję, że rzeczywiście moja kondycja fizyczna po porodzie będzie niezła, a moje krocze – w całości. Muszę jednak urodzić do wody i w pozycji wertykalnej, czyli pionowej!

Rodząca w pozycji wertykalnej odczuwa ulgę w parciu, bo przychodzi jej z pomocą siła ciążenia. Siła naporu rodzącej się główki rozkłada się równomiernie na wargi sromowe i krocze, a nie jak w porodzie „na plecach” – tylko na krocze. Ponadto działanie wody powoduje, że krocze jest podatniejsze na rozciąganie. Uwzględniając to wszystko, mam duże szanse na szybki poród, a przede wszystkim na całe lub tylko lekko nadwątlone krocze i jego okolice.

Ihmmmmm... Skończyło się... Zaczyna się skurcz... Nie jest lekko... Ale daję jakoś radę... Mija... Mija. Minął! I znowu ta przyjemna iluzja... O czym to ostatnio rozmyślałam? A! O moim kroczu. Dla niektórych kobiet krocze rzeczywiście potrafi być obsesją. Tak się boją ewentualnego nacięcia, że ten strach je paraliżuje. Zapominają albo nie wiedzą o tym, że można je znieczulić tuż przed porodem. Nie wiedzą też, że nacięcie krocza w trakcie parcia, gdy główka dziecka jednostajnie na nie napiera, jest niewyczuwalne. Ból odczuwa się już po porodzie, nawet nie bezpośrednio po episiotomii.

Przy porodzie w wodzie problem nacinanego krocza znacznie się zmniejsza. Położne, prowadzące porody wodne w Tychach, podają, że na 80 porodów podwodnych zaledwie w 7 przypadkach zaistniała konieczność episiotomii (wykonywanej pod wodą). Wiele jednak w tej kwestii zależy od osób obsługujących porody. Słyszałam od znajomych położnych, że ich lekarze nacinają krocza w porodach wodnych tak jak w porodach tradycyjnych. Wiąże się to z ich małym doświadczeniem w asyście przy tych porodach – wolą profilaktycznie naciąć krocze. Szkoda, czyżby nie rozumieli tego, jaki wpływ na krocze ma woda??? Mam nadzieję, że po pewnym czasie asystowania w porodach wodnych osiągną takie rezultaty jak położne z Tych.

O jejku!.. Czas immersji wodnej skończony. Muszę wyjść? Muszę? Muszę – przecież wiem. A tak było miło... Niestety, położna jest nieustępliwa. I taka musi być!!! Pół godziny to pół godziny. Dlaczego to takie istotne, żeby przestrzegać czasu kąpieli wodnych?
Pół godziny immersji wodnej, temperatura wody 37°C i ciśnienie hydrostatyczne wpływają na samopoczucie dziecka w łonie matki. Jego temperatura jest tam wyższa o 0,5–1,0°C. W związku z tym, gdyby kobiecie pozwolić na nieograniczony czas immersji wodnej, wyższą temperaturę wody i zanurzenie ciała powyżej pępka, mogłoby to doprowadzić do zagrożenia życia dziecka. Dlaczego? Ponieważ zanurzenie powyżej pępka zwiększa ciśnienie hydrostatyczne, a dłuższe przebywanie w wyższej temperaturze powoduje wzrost wewnętrznej, głębokiej temperatury ciała matki, ponieważ utrudniona jest utrata ciepła (w środowisku wodnym nie zachodzi oddawanie ciepła przez promieniowanie i odparowywanie wydzielanego potu). Może to powodować wzrost metabolizmu i zapotrzebowania tlenowego u płodu, szczególnie w mózgowiu. W tym samym czasie, aby wspomóc utratę ciepła następuje zwiększenie przepływu krwi w kierunku skóry matki, co redukuje przepływ krwi i dostawę tlenu do łożyska. Przykładem nieprzestrzegania ogólnie przyjętych zasad przy porodzie w wodzie może być zanotowany w Bristolu przypadek dziecka, które urodziło się martwe, z objawami zamartwicy i poważną encefalopatią z powodu niedotlenienia i niedokrwienia – rodząca przebywała ponad 7 godzin w immersji wodnej o temperaturze powyżej 38°C.
Znając te argumenty, nie będę się już upierać przy dłuższym pozostawaniu w wodzie. To, co mi wytłumaczono, przemawia do mnie całkowicie. Bo czymże jest wymuszona chwila kąpieli wobec zagrożenia, jakie by niosła dla kondycji ­fizycznej i psychicznej mojego rodzącego się dziecka?

Obu nam nie jest łatwo. Ja sobie jakoś muszę dać radę. I daję! A ten maluch? On jest całkiem skołowany. Nie dość, że nagle, co jakiś czas, miła dotychczas, maciczka twardnieje jak kamień opinając się na nim, to jeszcze musi dokonać kilku wewnętrznych zwrotów, abyśmy mogli na koniec zgrać swoje działania i wspólnie zakończyć poród.
No to wyszłam! Rozumiem dlaczego, ale wcale mi się to nie podoba... Wolałabym być dalej w wodzie. Ale co zrobić? Mus to mus. Położna posłucha teraz tętna, żeby sprawdzić, jak się mój maluch czuje. To niesamowite, jak natura sprytnie wymyśliła, że dziecko komunikuje się ze światem zewnętrznym, informując go o swoim stanie za pomocą szybkości bicia serca. Jeśli tylko tętno jego serca wychodzi poza normę, którą uznano za stan dobry, to od razu wiadomo, że coś jest nie tak. Nie wiadomo co, ale wiadomo, że jeśli po chwili obserwacji niekorzystne tętno nie wraca do normy, to natychmiast należy podjąć decyzję o rozwiązaniu ciąży cięciem cesarskim. Niezależnie od tego, na jakim etapie jest poród. Mnie to na razie nie grozi.

Mój maluch jest bardzo grzeczny i jego serce bije w rytmie 140 uderzeń na minutę. Zuch! Kimkolwiek jest...
Stwierdziłam, że element zaskoczenia co do płci dziecka jest rzeczą naturalną. Bez względu na płeć, miłość będzie taka sama... Teraz, w dobie powszechności i ogólnej dostępności USG, trzeba być bardzo czujną i pilnować lekarza w trakcie wykonywania badania, żeby się nie wyrwał i nie poinformował o tym fakcie, jeśli tego nie chcę. To kobieta decyduje, czy chce znać płeć dziecka, czy nie. Chcę – bo wolę być wcześniej przygotowana i np. kupować rzeczy w odpowiednim kolorze. Nie chcę – bo wolę mieć niespodziankę.

No, to serduszko bije w normie. Co teraz? Teraz... kolejny skurcz. O... poza wodą trochę ciężej się go znosi. Uaaa..... Wdech nosem, wydech ustami. Wdech normalny, raczej krótki, wydech nieco dłuższy. Wdech, wydech, wdech, wydech... Mija. Mija. Minął! I znowu chwila odpoczynku.

Taki poród to ciężka praca! Niektórzy dzielą go na czas pracy, czyli skurczu i czas odpoczynku, czyli relaksu w przerwach między skurczami. Inni mówią – poród to jak maraton. Dobrze się kondycyjnie przygotuj, to łatwiej ci pójdzie. No nieźle. Dobrze, że w tym maratonie są jakieś specjalne bonusy typu wejście do wody co pół godziny. I co z tego, że tylko na pół godziny, ale jakie jest to pół godziny, jaka ulga!!! No, niestety, jeszcze trochę czasu zostało do kolejnego zanurzenia... Najgorzej było wytrwać do tego pierwszego.
Poród wodny, według mnie, można podzielić na czas suchy – lądowy i wodny. Teraz, będąc na lądzie, muszę sobie jakoś inaczej radzić ze skurczami. Oddech przeponowy – jak najbardziej. Pozycje różne, aby tylko przyniosły ulgę w przechodzeniu kolejnego skurczu – oczywiście, że tak. W zależności od dostępności do rekwizytów można robić wszystko, co się chce, a co pomaga przetrwać skurcz i nie jest zagrożeniem dla życia rodzącej i dziecka. Jest drabinka lub lina – super – powiszę na niej chwilę. Jest worek sacco – dobrze – w takim razie przyjmę pozycję kolankowo-łokciową. Jaka ulga. Jest piłka – usiądę na niej okrakiem, bo huśtanie na niej działa na mnie relaksująco. Oprócz tego, że przyjmuję dogodne pozycje, odczuwam ulgę podczas wykonywania w czasie skurczu rytmicznych ruchów miednicy (np. kołysanie miednicą w przód i w tył, z boku na bok lub wykonywanie ruchu kolistego). Ruch w oczywisty sposób pomaga mi radzić sobie z bólem. Pamiętam też o ważnej zasadzie, aby zmieniając pozycje, dbać o wypoczynek między skurczami i nie tracić niepotrzebnie siły. Wiele razy spontanicznie zmieniam pozycję ciała. Podświadomie poszukuję tej, która w danym momencie przynosi mi największą ulgę. Instynktownie wybieram pozycje wertykalne, czyli takie, w których kanał rodny skierowany jest do dołu. Stoję, siedzę w kucki, pochylam się na czworaka, opieram się o położną lub męża, używam stołka porodowego i drabinki. Ruszając się w czasie skurczu i zmieniając pozycję, efektywniej wykorzystuję na odpoczynek przerwę między skurczami. Łatwiej się relaksuję, uspokajam oddech. W oczekiwaniu na kolejny skurcz nie pozostaję bierna – odnajduję pozycję, w której mogę najlepiej rozluźnić ciało. Dzięki mojej aktywnej pracy w czasie skurczu i pełnego odpoczynku w przerwie między nimi, poród przebiega szybciej i dynamiczniej.

W tym wszystkim pocieszam się, że nie mam bólów krzyżowych. Wtedy pomaga już tylko masaż, jeśli... ma go kto zrobić. Do tego najlepszy jest mąż. Ale przecież nie wszystkie porody są rodzinne. W ostateczności z pomocą przychodzi położna. Czasami pomaga „kręcenie” biodrami, a czasami – wejście pod ciepły prysznic i masowanie wodą dolnego odcinka kręgosłupa.

Minęło pół godziny! Znowu wskakuję do wody. Jak miło!!! Woda zabiera ze skurczu to, co nieprzyjemne – jego odczuwalność. Ktoś mógłby nazwać to bólem. Ale jakby tego nie określać, miłe jest to, że odczuwam mniejszą intensywność skurczu, a jego efektywność jest taka sama jak na lądzie. I to wszystko dzięki wodzie.

Zapomniałam, że moimi sprzymierzeńcami w porodzie są też endorfiny, które podobno dzięki dobroczynnemu wpływowi wody na organizm ludzki wytwarzane są przez niego w większej ilości. A przecież endorfiny to naturalny lek przeciwbólowy wytwarzany podczas porodu, jeśli jest to samoistna czynność skurczowa. Niestety, w przypadku podłączenia kroplówki naskurczowej (oxytocyny) endorfiny tracą swoją uśmierzającą moc. Ich działanie na organizm człowieka jest podobne do działania morfiny lub opium, dlatego kobieta rodząca może czasami zachowywać się tak, jakby była w „odlocie”, jakby traciła kontakt z rzeczywistością. Mnie to nie grozi! W wodzie jest wprawdzie znacznie lepiej niż na lądzie, ale jakoś nie czuję, może na razie, tego „odlotu”.

~1 Zamykam oczy i myślę, kto to będzie? On czy ona??? Nie mam żadnej preferencji płciowej. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, a co pewnie jest obsesją większości matek, to myśl – oby było zdrowe. Jeśli to będzie ona, to prawdopodobnie kiedyś będzie rodzić tak jak ja teraz. A jeśli on? No to będę trochę spokojniejsza, ale martwić się będę o synową. A on – mężczyzna – co on tak naprawdę może wiedzieć o porodzie? Bez obrazy! Jedynie to, co zobaczy i przeżyje razem z żoną w ich wspólnym porodzie. Jeśli będą razem rodzić... Inaczej jest, jeśli mężczyźni są lekarzami. Wtedy wiedzą trochę więcej, ale tylko teoretycznie. Faktem jest jednak, że głównymi eksperymentatorami, a raczej innowatorami porodów w wodzie byli właśnie mężczyźni. Chwała im za to!

Za pioniera porodu w wodzie, działającego w latach sześćdziesiątych XX wieku, uważa się Igora Czarkowskiego z byłego ZSRR. Jednak pierwszy opis porodu w wodzie pochodzi z Francji, z roku 1804. Propagatorem porodów w immersji wodnej w Europie był Michel Odent, który w latach 1978–85 pracował w szpitalu w Pithiviers pod Paryżem, a swoje pierwsze wyniki ogłosił w prestiżowym „The Lancet” w 1983 r. W wielu ośrodkach europejskich porody w wodzie propagowane były od połowy lat osiemdziesiątych XX w. Do Polski dotarły w latach dziewięćdziesiątych i odbywają się zaledwie w kilkunastu ośrodkach. Polskim pionierem w tej dziedzinie jest Klinika Perinatologii Instytutu Ginekologii i Położnictwa AM w Łodzi oraz Katedra i Oddział Kliniczny Położnictwa i Ginekologii Śląskiej Akademii Medycznej w Tychach.

Pierwszy poród w immersji wodnej w Polsce odbył się 1 stycznia 1996 r. pod kierunkiem prof. Tadeusza Laudańskigo w Łodzi. Rok później, 28 stycznia 1997 r., w Szpitalu Wojewódzkim Akademii Medycznej w Tychach na Śląsku odbył się pierwszy poród w wodzie pod kierunkiem prof. Ryszarda Poręby, który jest kolejnym wielkim propagatorem porodów wodnych. „Nigdy nie stawialiśmy sobie za cel, by dzieci rodziły się w wodzie...” – mawiał Michel Odent. „Celem immersji wodnej w porodzie nie jest urodzenie za wszelką cenę dziecka do wody, a głównie – wykorzystanie ciepłej wody dla przeprowadzenia I okresu porodu” – dopowiada Ryszard Poręba.

Proszę bardzo! Mimo tego, że nie rodzili, wiedzieli i wiedzą, jak można pomóc rodzącej kobiecie.

Co, znowu koniec? Ledwie kilka skurczy minęło, a znów wyjście na ląd. Czuję się trochę jak żółwica. Tylko piasku brakuje.
Pomieszczenie do porodu w wodzie, pomimo tego, że szpitalne, jest przytulne. Odpowiada mi jego intymna atmosfera, stworzona przez opiekujące się mną położne. Uspokaja mnie pastelowa kolorystyka ścian i lekko przyćmione światło. Temperatura powietrza wynosi około 26–28°C. To dzięki dodatkowemu źródłu ciepła i niewątpliwie bardzo szczelnym oknom. Temperatura jest ważna ze względu na rodzącą, u której zbyt niska temperatura otoczenia mogłaby wywołać wstrząs termiczny. Odbiór bodźców termicznych z zewnątrz, po wyjściu z ciepłej wody, może być dla rodzącej szokujący. (Obowiązkowo wycierać się w ciepły!!! ręcznik i nakryć ciepłym!!! szlafrokiem).
W ocenie stanu ogólnego rodzącej należy przed wejściem do wody obowiązkowo zwrócić uwagę na:
  • pomiar RR (ciśnienie skurczowe w wodzie wzrasta średnio o 8 mmHg i po kąpieli powraca do normy, rozkurczowe nie zmienia się),
  • pomiar tętna – przyspieszone,
  • częstość oddechów – przyspieszone,
  • temperatura ciała – wzrost średnio o 3°C”.

Z boku przygotowany jest kącik dla noworodka, a przy nim – zestaw do ewentualnej resuscytacji. Może nie kojarzy się on najlepiej, ale na pewno daje poczucie bezpieczeństwa, że jakby co, to sprzęt jest w pogotowiu.

Znów nadchodzi... Teraz skurcze stają się już coraz częstsze. Jakoś sobie daję z nimi radę, ale nie ukrywam, że myślę już o końcu tego porodu. Ile jeszcze? To pytanie stare jak świat... Chyba nie ma rodzącej, która nie zadałaby tego pytania swojej położnej podczas porodu. A położna? Cóż, chciałoby się powiedzieć, że wróżką nie jest, ale dzięki swojej wiedzy i doświadczeniu jest w stanie mniej więcej określić jego koniec. Oczywiście przy założeniu, że nie zmieni się częstotliwość skurczy, czas ich trwania, a ich wpływ na rozwieranie się szyjki macicy będzie taki jak dotychczas.

Położna stara się nie przeszkadzać w porodzie. Dba o ciszę, a wszystkie czynności wokół mnie wykonuje sprawnie i zdecydowanie. Jej zachowanie jest bardzo taktowne. Czuwa cały czas koło mnie, ale nie przeszkadza mi swoją obecnością. Czuwa nad wszystkim, dzięki czemu daje mi poczucie bezpieczeństwa. Co 15 minut słucha ASP (akcji serca płodu) słuchawką położniczą lub pelotą aparatu KTG (kardiotokografu). Ponieważ aparat ten ma zasilanie elektryczne, jego głowica musi być zabezpieczona gumowym rękawem ochronnym. Przed pierwszą immersją wodną miałam wykonany półgodzinny zapis KTG. Dzięki niemu oceniono ogólny stan dziecka. Ponieważ było ono w świetnej kondycji, pozwolono mi wejść do wody.

Kolejny skurcz. No nieźle. Taka intensywność? To już pewnie niedługo... Ta wanna jest chyba jedną z lepszych, jakie widziałam. Wyposażono ją w hydromasaż, który wcale nie stanowi standardowego wyposażenia takich wanien. Jest dość obszerna, ale może mogłaby być odrobinę większa... Mogę w niej przyjmować dowolne pozycje. Dają mi one oczekiwaną ulgę.

Dobra wanna powinna spełniać kilka warunków, ale najważniejszy z nich to możliwość dojścia położnej z każdej strony do rodzącej. Ideałem byłoby, gdyby wanna z tej strony, z której położna staje do asysty w porodzie, miała specjalne zagłębienie, które umożliwiałoby łatwiejsze przyjęcie porodu. Dla rodzącej ważne jest, aby było jej wygodnie i żeby miała swobodę ruchów, aby bez większego wysiłku zmieniała pozycje ciała i mogła się relaksować dzięki specjalnie do tego celu zamontowanemu hydromasażowi. Zakładam, że będę rodzić w pozycji wertykalnej, ale dla tych kobiet, które chciałyby rodzić w pozycji półsiedzącej, dobre byłoby niewielkie wzniesienie pod pośladki, dzięki któremu lepiej uwidocznione byłoby krocze w trakcie rodzenia się główki. Wanna dodatkowo powinna być wyposażona w uchwyty na ręce i podpórki na nogi.

Do dyspozycji mam również miękką poduszkę, która nie przepuszcza wody. Dzięki niej jest mi znacznie wygodniej – leżąc, mogę położyć ją sobie pod głowę. Widziałam też, że można używać w porodzie małego dziecięcego kółka do pływania, które pełni rolę poduszki lub jest wsparciem dla rąk w pozycji klęczącej. Są wanny, które mają kształt trójkątny, są o tradycyjnym wyglądzie. Są takie, do których jest specjalne schodkowe wejście i takie, które są na tyle niskie, że wchodzi się do nich w sposób typowy. Propozycji kształtu, wyglądu i wyposażenia wanien jest wiele. Praktyczność powinna być stawiana na pierwszym miejscu. Ale prawda jest taka, że obecnie, kiedy porody w wodzie są pewną nowością i nie ma jeszcze ustalonych standardów, wanien do porodów w immersji wodnej jest tyle, ile szpitali, w których można odbywać porody do wody.

Skurcze są coraz częstsze, lecz ciągle jeszcze zachowuję przytomność umysłu. Wysiłek daje się we znaki, ale kondycję mam dobrą. Basen i zajęcia w szkole rodzenia pomogły. Nie wiem, jak rodzą kobiety, które nie przygotowują się kondycyjnie do porodu. Pewnie kiepsko sobie radzą albo mają to szczęście, że rodzą intensywnie i krótko. A może w ogóle sobie nie radzą i wtedy wspomnienie porodu staje się dla nich koszmarem.

Oho! Odpłynęły wody płodowe. Po nodze płynie strużka bezbarwnego, bezwonnego płynu. Na moje szczęście wcześniejsze odejście wód płodowych nie jest przeciwwskazaniem do immersji wodnej. Tak też praktykują na sali porodowej w Tychach. I znowu woda. Super! Od razu lepiej się czuję. Teraz po odpłynięciu wód płodowych czynność skurczowa macicy będzie się nasilać... co może oznaczać, że koniec porodu jest coraz bliższy.

Jak to dobrze, że odpłynięcie wód nie wyeliminowało mnie z dalszego porodu w wodzie. Jest przecież cała lista przeciwwskazań do takiego porodu. Od bardzo ogólnych kryteriów, które muszą być spełnione, aż do szczegółów. Najogólniej mówiąc, w wodzie mogą być prowadzone jedynie prawidłowe porody, czyli takie, które nie wymagają znacznej ingerencji ze strony lekarza czy położnej. Ponadto rodząca w wodzie nie może mieć żadnych obciążeń zdrowotnych, a cała ciąża powinna przebiegać bez komplikacji.

Szczegółowe wskazania do porodu w immersji wodnej


  • ciąża musi być donoszona,
  • przebieg ciąży musi być bez powikłań,
  • dziecko musi być odpowiednio położone – główkowo,
  • badania laboratoryjne muszą być w normie, nie może być anemii,
  • wody płodowe muszą być czyste – jakiekolwiek zazielenienie, oznaczające obecność smółki w płynie owodniowym, jest niedopuszczalne,
  • zapis KTG musi być prawidłowy,
  • rodząca musi być ogólnie zdrowa, czyli nie powinna mieć: chorób układu krążenia, nadciśnienia, niedociśnienia, chorób naczyń itp.,
  • na ciele rodzącej nie może być żadnych zmian zapalnych ani ognisk ropnych, czyli mówiąc bardziej ogólnie – nie może mieć chorób dermatologicznych,
  • biocenoza pochwy musi być w normie, czyli nie może mieć chorób infekcyjnych dróg rodnych

Patologia położnicza, czyli położnicze przeciwwskazania do immersji wodnej


  • przedwczesne pęknięcie pęcherza płodowego przy nieustalonej części przodującej,
  • krwawienie z narządu rodnego,
  • łożysko przodujące,
  • wahanie w tętnie płodu (zagrażająca zamartwica),
  • słaby postęp I i II okresu,
  • inne wynikające z chorób ogólnoustrojowych, patologii ciąży i porodu.

Kiedy sobie pomyślę o dobroczynnym działaniu wody, którego cały czas doświadczam, i o korzyściach, jakie ona ze sobą niesie dla kobiety rodzącej, a zaraz potem dla jej dziecka, jestem szczęśliwa, że mogę rodzić w wodzie. Gdybym chciała komuś opowiedzieć, jak się w niej czuję, to powiedziałabym, że woda daje mi poczucie rozluźnienia, swobody i lekkości. Przebywając w niej, mogę w spokoju oddychać, poruszać się i zmieniać pozycje. Zanurzenie sprawia, że mogę oderwać się od rzeczywistości i zaufać swojej intuicji. Ponadto woda obniża wydzielanie adrenaliny (hormonu wpływającego na spowolnienie akcji porodowej na tym etapie) i zwiększa wydzielanie hormonów o naturalnym działaniu przeciwbólowym i relaksującym, czyli endorfin, o których już wspominałam. Woda działa również na fale mózgowe alfa, które sprawiają, że rozluźniam się psychicznie oraz na poziomie mięśniowym (zmniejsza się napięcie mięśniowe). To rozluźnienie wpływa na szybsze rozwieranie się szyjki macicy. Delikatny nacisk wody na nerwy przewodzące ból w okolicy kręgosłupa, wpływa na ich mniejszą zdolność do przekazywania impulsów, dlatego w ogóle nie odczuwam bólu w tej okolicy. Przypominam sobie po raz kolejny, że poród w wodzie wpływa korzystnie na tkanki krocza, które z łatwością się rozciągają, rzadziej pękają i nie będzie potrzeby (cały czas mam taką nadzieję) ich nacinania. Z tego, co obserwuję, poród w wodzie przebiega znacznie szybciej od tradycyjnego, a działanie wody można porównać do skutków znieczulenia lub środków przeciwbólowych (efekt ten jest zauważalny po około 20 minutach spędzonych w wodzie).

Korzyści płynące z porodu wodnego można scharakteryzować w punktach


1. Korzyści dla rodzącej:
a) relaksacja rodzącej, czyli poczucie rozluźnienia, swobody i lekkości,
b) relaksacja szyjki macicy i szybsze rozwieranie,
c) relaksacja mięśni miednicy i krocza – dzięki temu rzadziej pęka krocze,
d) szybsze zstępowanie główki w kanale rodnym,
e) łagodzenie bolesności skurczów porodowych,
f) łatwiejsze przyjmowanie dowolnej pozycji w czasie porodu,
g) poprawa przepływu maciczno-łożyskowego,
h) mniejsza potrzeba stosowania środków analgetycznych i rozkurczowych,
i) siła wyporu wody, zmniejszając ciężar macicy, powoduje zmniejszenie nacisku na kość krzyżową rodzącej i zmniejszenie dolegliwości bólowych z tym związanych.

2. Korzyści dla dziecka:
a) krótszy czas I i II okresu porodu,
b) mniejsza możliwość wystąpienia niedotlenienia płodu,
c) ciśnienie hydrostatyczne łagodzi moment dekompresji główki w II okresie porodu,
d) złagodzenie szoku porodowego (tradycyjny poród stanowi dla rodzącego się dziecka ogromny stres – zmuszone jest ono w dość krótkim czasie przejść przez ciasny kanał rodny ze środowiska wodnego, ciepłego i ciemnego do hałaśliwego środowiska z jaskrawym światłem, o znacznie niższej temperaturze – w macicy panuje temperatura 37°C, a na sali porodowej z reguły około 25°C.),
e) efekt płynnego przejścia (z wody do wody), tj. z worka owodniowego w jamie macicy do drugiego, zewnętrznego o podobnych właściwościach fizykochemicznych,
f) stałość temperatury środowiska,
g) mniejsze oddziaływanie hałasu i światła (w wodzie jest cicho i ciemno), stałość temperatury,
h) dla dziecka poród z wody do wody to płynne, bezstresowe przejście – „wodne dzieci” nie krzyczą, w związku z tym nie otrzymują pełnej punktacji w skali Apgar

Minęło kolejne 30 minut – spacer, słuchanie tętna, badanie... i już wiem, że wkrótce rodzimy! W międzyczasie, jak po każdym kolejnym wyjściu z wanny, położna spuszcza wodę, dezynfekuje wannę i nalewa wodę. Woda pobierana jest z sieci wodociągowej. Zdarzają się porodówki, na których stosuje się sól fizjologiczną lub do zwykłej kranówki dodaje się sól kamienną, która ma przypominać zasolenie płynu owodniowego. Ponieważ jednak sól długo się rozpuszcza, a koszt jej jest wysoki, w wielu ośrodkach porodowych zaniechano jej używania.
Ponieważ wanna jest używana przez wiele kobiet i może być nośnikiem różnego rodzaju drobnoustrojów, wymaga szczególnego nadzoru. Ze względu na bezpieczeństwo rodzącej i personelu porodówki, stosuje się następujące środki ostrożności:
  • stacja sanitarno-epidemiologiczna regularnie pobiera z wanny wymazy bakteriologiczne, których prawidłowość jest gwarantem bezpieczeństwa,
  • filtry bakteryjne, środki odkażające i wymiana wody w czasie porodu zapobiegają infekcjom,
  • wannę i całą armaturę dokładnie się myje i dezynfekuje,
  • zwraca się szczególną uwagę na zapobieganie urazom w czasie wychodzenia i wchodzenia do wanny,
  • od kobiet zgłaszających chęć rodzenia w wodzie wymagane są następujące badania: WR, HBs, HIV, HPV, badanie moczu i wymaz z pochwy (w zależności od szpitala mogą być pewne różnice w wymaganym zestawie badań).

Skurcz, skurcz, skurcz. Skurcze pojawiają się co dwie minuty. Zdaje się, że ktoś chce się już urodzić. Wskakuję do wody. Cudowne uczucie po raz kolejny. Zaczynam odczuwać popieranie. To oznacza, że naprawdę wkrótce nastąpi poród. Rodzę w wodzie! Nie dam się z niej wyciągnąć. Wiem wprawdzie, że są kobiety, które nie chcą urodzić w wodzie, a wykorzystują ją tylko do analgezji I okresu porodu. Ja nie wychodzę! Powtarzam to tak na wszelki wypadek, gdyby komuś przyszło do głowy zaproponować mi coś innego.

Popieranie nie jest przyjemne samo w sobie. Ale jeśli się wie, czemu i komu służy, to aż się chce przeć. Moja koleżanka, opowiadając mi o swoim porodzie, mówiła, że w momencie, kiedy głowa zaczyna przechodzić przez kanał rodny, ma się uczucie, jakby ktoś tam włożył do środka arbuza. Coś w tym odczuciu rzeczywiście jest podobnego... A ty teraz weź i urodź swoje dziecko...

Jest upragnione pełne rozwarcie. „Jeśli chcesz, to możesz popierać” – mówi położna. Z jednej strony radość, a z drugiej wątpliwość: to już??? Zaczynam pracę... Jest ona bardziej radosna i entuzjastyczna aniżeli ciężka. Nadszedł moment kulminacyjny. Tyle czasu, tyle skurczy po to, by mógł teraz nastąpić ten konkretny moment – poród.
No i zaczęło się. Chcesz czy nie, twoje dziecko zaczyna się rodzić. A ty tylko nie panikuj! Wsłuchuj się w to, co dyktuje ci twoje ciało i skurcz po skurczu delikatnie popieraj – powtarzam sobie w myślach, jakbym sama instruowała rodzącą. Kiedy przypomnę sobie jeszcze o pomocnej sile ciążenia, to już naprawdę jestem spokojna. No maleńki – wychodź!




Fot. 2. Rodząca się główka





Fot. 3. Tuż przed urodzeniem się barków





Fot. 4. Rodzi się tułów



Uczucie zaskakujące. Czuję, jak coś twardego, a raczej ktoś (czyjaś głowa) – choć jest to dość abstrakcyjne odczucie – przechodzi przez obręcz mie­dnicy kostnej i usadawia się w dnie miednicy. Oczy mam zamknięte, ale widzę wszystko oczyma wyobraźni. Krok po kroku odczucia ubieram w obrazy, które zapamiętałam z porodów swoich pacjentek. Cały mechanizm porodu odbieram jakbym była ­rodzącym się dzieckiem. Jakbym sama dokonywała tych wszy­stkich wewnętrznych zwrotów. Teraz, kiedy główka jest już namacalna w szparze sromowej, mogę jej dotknąć. To niesamowite przeżycie. Dotykam główki swojego dziecka!!! W takiej sytuacji nawet nie przyszłoby mi do głowy kogokolwiek się krępować... Staram się zachowywać naturalnie i spontanicznie, to bardzo mi pomaga i nikogo nie dziwi. Kontakt z dzieckiem, gdy dotykam jego głowy, gdy wiem, że już za moment będzie ze mną, choć w tym ostatnim momencie jest jeszcze we mnie, napełnia mnie zachwytem. Jak na granicy między tym, co już było i tym, co dopiero się stanie.

Teraz już wiem, już mam tę pewność, że jeszcze jedno, dwa parcia i będzie z nami. On – ten ktoś, na którego nie możemy się już doczekać. Wybieram pozycję kuczną. Bardzo mi odpowiada, jest wygodna. Krocze mam zanurzone w wodzie. Czuję rodzącą się, rozpierającą mnie głowę. Nikomu nie pozwalam dotknąć swojego krocza. Wszystko jest pod moją kontrolą. Krok po kroku, delikatnie wyłania się potylica, aż nagle ciach i... urywa mi się film. Nie mdleję, nie tracę kontaktu z rzeczywistością, ale wiem, że mnie tam nie ma. Coś nagle dzieje się beze mnie, bez mojej świadomości. Ale mimo tego działam jak automat. „Pamiętaj, przy wydobyciu dziecka z wody ma być skierowany głową do dołu i potylicą do góry” – powtarzam w myślach bezwiednie ten sam tekst, jak mantrę. Moja położna cały czas czuwa nade mną, obserwuje mnie i pozwala mi robić to, co robię, czyli po prostu rodzić swoje dziecko. Za to zaufanie i swobodę działania jestem jej wdzięczna do dziś. Dziękuję jej za to, że nie narzuciła mi swojego sposobu rodzenia. Maryniu, wielkie dzięki!




Fot. 5. Chwilę przed wynurzeniem





Fot. 6. Moment wynurzenia





Fot. 7. Odśluzowanie na piersi mamy




Gdy wróciłam do rzeczywistości i wiedziałam, co się ze mną dzieje, byłam już po urodzeniu barków i nagle, zupełnie nieoczekiwanie, zobaczyłam pływającego w wodzie małego człowieczka. To mój syn. Ten widok to przeżycie, którego nigdy nie zapomnę. Dostrzegłam go poruszającego się w wodzie. Boże! Jest! Urodziliśmy!!!
Pilnowanie tego, aby główka dziecka była pod wodą jest dla niego niezwykle ważne. Instrukcja obsługi porodu informuje, że dziecko przez 30 sekund przebywa pod wodą, przytrzymywane przez położną, przystosowując się do działania siły ciążenia poza łonem matki, a gdy zaczyna się silniej ruszać, jego głowę wynurza się nad powierzchnię wody, potylicą skierowaną ku górze – a najlepiej całą główką skierowaną ku dołowi. Wtedy następuje niczym niewymuszony oddech.
Teraz jeszcze tylko odpępnienie, urodzenie łożyska, oglądnięcie obrażeń krocza po porodzie i poród będzie zakończony. Jaka ulga! Instrukcja prowadzenia porodu mówi, że okres przebywania noworodka pod wodą (ułożonego poniżej poziomu macicy, co umożliwia dostarczenie noworodkowi prawidłowej ilości krwi) powinien wynosić 30 sekund, a po wydobyciu na powierzchnię odpępnienie powinno nastąpić po dalszych 10–20 sekundach. Noworodek ułożony natychmiast po porodzie na brzuchu matki otrzymuje około 30 ml krwi mniej.

Mój mąż przecina pępowinę. Jest to symbol, który oznacza zakończenie naszego porodu i usamodzielnienie się naszego dziecka. Celowo napisałam naszego, bo chociaż do tej pory specjalnie nie wspominałam o swoim mężu i jego uczestnictwie w porodzie, to faktem jest, że był on cały czas przy mnie. Stanowił dla mnie jakby dodatkowy środek przeciwbólowy. Jego obecność działała na mnie kojąco. Był cały czas moim asystentem, pomagał mi we wszystkim, o co go prosiłam. Nie miał ze mną lekko, ale... mnie też lekko nie było. To, że był ze mną w chwili narodzin naszego dziecka, jest i będzie dla mnie zawsze bardzo ważne!!! Myślę, że dla niego też, choć może jeszcze nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Pomógł mi samym faktem bycia ze mną. Wspierał mnie emocjonalnie i dawał całkowite poczucie bezpieczeństwa. Jemu też bardzo za to uczestnictwo dziękuję!

Teraz maluch leży w moich ramionach. Jest taki nieporadny i oczywiście najpiękniejszy na świecie. Położna otuliła go ciepłą pieluchą, a mnie dała nagrzany ręcznik, w którym opuszczam wannę. Woda z wanny została spuszczona. Teraz jeszcze muszę urodzić łożysko. Mogę to zrobić w pustej wannie lub przejść na fotel ginekologiczny, na którym i tak lekarz będzie sprawdzał porodowe obrażenia tkanek narządu rodnego. Decyduję się na wyjście z wanny. W asyście męża przechodzę na fotel, a maluch w tym czasie zostaje przejęty przez panią neonatolog, która sprawdza prawidłowość wszystkich jego odruchów i ocenia go według skali Apgar. Chwilę po tym mój mąż zmierza w kierunku kącika noworodka, żeby „nadzorować” wszystkie czynności wykonywane przy „jego-naszym” dziecku. To klasyka zachowań męskich po porodzie. A może po prostu amok poporodowy i bezgraniczna miłość do naszego synka od pierwszych chwil jego bycia z nami.
Dzieci urodzone w wodzie zachowują się inaczej niż dzieci po porodzie tradycyjnym. Są spokojniejsze, nie krzyczą (wielu pediatrów tego nie lubi!) i wyglądają jakby powoli budziły się ze snu. Trzeba zapewnić im kontakt z wodą jak najdłużej i nie wolno spieszyć się z zaciskaniem i przecinaniem pępowiny. Najlepsze i najważniejsze przy porodzie w wodzie to spokój i rozwaga. Ocena stanu dziecka według skali Apgar może dawać zadziwiające wyniki – z powodu braku krzyku, dziecko nie osiąga nigdy 10 punktów. Urodzone w stanie bardzo dobrym, w bardzo sprzyjających mu warunkach, może osiągnąć niższą punktację niż noworodki z porodów tradycyjnych. Faktem jest, że Wirginia Apgar, opracowując swoją skalę, nie brała pod uwagę noworodków rodzonych w wodzie.

Krocze w trakcie porodu nie zostało nacięte – hurrrrra! Udało się. Woda i pionowa pozycja w porodzie pomogły! Lekarz ogląda, czy wszystko w obrębie kanału rodnego jest w całości – wykonuje kontrolę szyjki macicy i krocza. Znowu się udało. Jest tylko jedno małe pęknięcie, które kwalifikuje się do założenia jednego szwu. Analizując przebieg porodu, muszę przyznać, że dzięki aktywności i wodzie jego czas skrócił się o jakieś 2–4 godzin.

Jesteśmy już tylko we troje. Ja, mój ukochany mąż i nasze dziecko, nasz syn. Teraz, kiedy jest już po wszystkim, mogę powiedzieć „urodziłam w wodzie” lub – jak kto woli – „urodziłam w immersji wodnej”, „odbyłam poród podwodny”, „urodziłam do wody”. Jakby tego nie nazywać, chodzi o to samo. Cieszę się, że udało mi się urodzić w wodzie, że zupełnie nieoczekiwanie przed moim rozwiązaniem na oddziale porodowym pojawiła się wanna do porodów wodnych. Żałuję jedynie, że tak mało jest w Polsce miejsc, w których kobiety mogłyby rodzić swoje dzieci do wody. W salach porodowych bywają wanny, ale służą one tylko immersji wodnej w pierwszym okresie porodu.
Ogromne zainteresowanie przyszłych matek, położnych i położników tym rodzajem porodu pozwala żywić nadzieję, że oddziałów tych będzie przybywało. Na podstawie swoich doświadczeń i zdobytej wiedzy jestem przekonana, że warto rodzić w immersji wodnej i że taki poród jest bezpieczny. Wiedząc, jak wiele jest dobroczynnych oddziaływań wody na organizm kobiety rodzącej i jej dziecka, wyrażam przekonanie, że niebawem powinna być to jedna z powszechniejszych form rodzenia. Obecnie jedynym problemem jest brak wanien tego typu w obrębie sal porodowych. Należy mieć nadzieję, że jest to chwilowe i wiąże się tylko z kwestią pozyskania lub wygospodarowania odpowiednich funduszy na ich zakup. Przeszkolenie personelu do przyjmowania porodów podwodnych pozostaje formalnością.

Porody w wodzie przebiegają szybciej niż tradycyjne, są mniej krwawe, bardzo korzystnie wpływają na rodzącą i jej dziecko, a obserwując rodzącą, ma się poczucie, że rodzi bez większego trudu. Poród w wodzie jest po prostu porodem pięknym i dużo lżejszym niż tradycyjny.





Urodzić w wodzie... - relacja z porodu - dodano: 2005-12-13

Avatar
Joanna Syrek-Rawiak - położna

Prywatna Szkoła Rodzenia SAGE-FEMME; Wojewódzki Szpital Specjalistyczny, Wrocław

Portal maluchy.pl jest serwisem edukacyjnym. Informacje zawarte na naszych stronach służą wyłącznie celom informacyjnym. Wszelkie problemy muszą być konsultowane z odpowiednim lekarzem specjalistą. Autorzy i firma ITS MEDIA nie odpowiadają za jakiekolwiek straty i szkody wynikłe z zastosowania zawartych na stronach informacji lub porad.