Tak poczytałam sobie "na męskich sprawach" o porodach rodzinnych i pomyślałam, że chyba nie jestem w większości...
Mogłabym tam właśnie się wypowiedzieć, ale pomyślałam, że tu więcej mam zagląda, co oznacza, że poznam więcej opinii, poza tym, to już trochę inny temat...
Otóż choć sporo część kobiet pieje z zachwytu nad porodem rodzinnym, to ja na takowy nie zgodziłabym się wcale - po pierwsze mam faceta, który na widok igły robi się już zielony, co oznacza, że niechybnie przy porodzie miałabym dwa kłopoty: własny ból, z którym musiałabym sobie radzić i męża, który z dużym prawdopodobieństwem mógłby "zejść"...
po drugie: na ból mam odruchy agresywne - wprawdzie bardzo, bardzo rzadko wybucham, ale wielce prawdopodobne, że w chwili kompletnego braku opanowania (a takie w czasie porodu się zdarzają przecież) powiedziałabym mężowi coś w stylu: sz................. by cię trafił, albo jeszcze gorzej
, po trzecie: nie widzę powodu aby narażać dodatkową osobę na stres, po czwarte: wcale nie czuję, że gdyby mój mąż przy mnie był, byłoby mi lżej...
Nie podoba mi się też twierdzenie, że obowiązkiem męża czy też niemęża jest być z kobietą przy porodzie. Nie rozumiem tej idei. Jeśli facet nie chce, to po co?