To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Do rodziców dzieci wyjątkowo zdolnych

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Adula
Mam pytanie do rodziców dzieci wyjątkowo zdolnych, tzn takich, które np w wieku 3 lat już potrafią czytać i liczyć albo wykazują inne zdolności bardzo wcześnie.
Otóż mój synek ma 2 lata i zna wszystkie litery, umie przeczytać wiele słów (ponad 30), które mu sama przygotowuje na kartkach. (Nauczył się tego w zabawie.) Umie też policzyć różne przedmioty do 6, w porywach do 10. Podejrzewam, że w wieku 3 lat, kiedy pójdzie do przedszkola, będzie umiał jeszcze więcej i w związku z tym mam dylemat: czy takie dziecko, w późniejszych latach warto przesuwać do wyższych grup przedszkolnych a potem w szkole do wyższych klas?
Z tego co wiem, w przedszkolach dzieci uczy się liter dopiero w wieku 5 lat i to nieco innymi metodami niż te co ja stosuje (może dlatego nauka czytania w szkole trwa tak długo).
Jak sobie drodzy Rodzice w takich sytuacjach radzicie? Bo przecież takie dziecko choć pod względem umiejętności wyprzedza inne dzieci to jednak emocjonalnie jest na poziomie rówieśników.
Co zrobić aby nie zaprzepaścić zdloności dziecka?
Może ktoś podzieli się ze mną swoimi doświadczeniami. Jak później wygląda sytuacja takiego dziecka w przedszkolu i szkole. W jaki sposób jest wspierany dalszy rozwój takiego dziecka?
eDorka
Adula, ja swojego synka nie uczylam czytac, ale on sam nauczyl sie liter, pozniej czytac, pisac drukowanymi. W wieku 2 lat potrafil rozroznic wszystkie literki (pytal nas co toza literka na bluzach, reklamach, soczkach itp.). W wieku 4,5 roku sam zaczal sobie czytac krotsze i prostsze wyrazy. Teraz ma 5 lat i 4 mies. czyta wlasciwie bezblednie, chociaz nie plynnie (a to dlatego, ze wcale z nim nad tym nie pracujemy).
I powiem ci, ze troche mi go zal, bo jako dziecko zdolne nie potrafi znalezc sie w grupie, ma problemy z rowiesnikami, ktorzy czasami nie nadazajac za nim po prostu odwracaja sie od niego. Powoduje to wiele zlych emocji u niego, dochodzi bardzo czesto do bicia kolegow (bo nie chca sie ze mna bawic). My trafilismy na beznadziejne przedszkole, w ktoryym niewiele sie robi z dziecmi. Kiedys pytalam, czy moze przeniesc go do grupy wyzej, bo i tmte panie bardziej lubi i dzieci zna no i najwzniejsze dla mnie: cos te dzieci robia. Niestety dyrektorka nie wyrazila zgody mowiac, ze psychicznie i spolecznie nie nadaje sie on do starszej grupy (z czym ja sie nie zgadzam, bo w tamtej grupie czasmi jest jak ich pani jest na zwolnieniu i czuje sie dobrze, ma kolegow z ktorymi sie bawi itd). Niestety, takie sa polskie realia.
Mysle, ze jesli znajdziesz dobre przedszkole mozesz spokojnie zapisac dziecko do swojej grupy wiekowej. Nie przesadzaj z tym przyspieszaniem rozwoju dziecka, nic na sile. Jezeli chcesz mozesz poradzic sie psychologa (w wiekszosci miast sa poradnie psychologiczne dla dzieci, do ktorych mozesz sie udac po porade, nie potrzebujesz zadnego skierowania).
Ciocia Magda
Znam jedną "wybitną" dziewczynkę, może nie w kwestii czytania, ale w wieku dwóch lat biegała bez pieluszki i mówiła całymi zdaniami - no może moje dzieci są opóźnione, ale jak patrzyłam na tę małą to miałam okrągłe oczy. Teraz ma prawie cztery latka i jest w przedszkolu ze swoją grupą wiekową. Myślę, że jej rodzice postąpili bardzo roztropnie "stawiając" na rozwój emocjonalny - mała jest naprawdę wygadana, bardzo otwarta, nie wątpię, że bardzo inteligentna. Wydaje mi się, że wybija się na tle grupy.
Myślę, że taki maluch może się bardzo dużo nauczyć wśród swoich rówieśników - choćby zachowania w grupie, bronienia swojego zdania, współczucia, wspólnej zabawy, samodzielności, dyscypliny, dostosowania się do potrzeb grupy. Poza tym, piosenek i wierszyków, występów publicznych. Kwestia czytania nie będzie stanowić problemu dopóki nie zacznie się nauka czytania w grupie, czyli za kilka lat. Wiele się do tego czasu może zmienić.
Co zaś do wybitnej inteligencji - musimy zdać sobie sprawę, że nasze dzieci (wszystkie) są bardziej inteligentne od nas - używają znacznie większego procentu swoich szarych komórek do wieku ok. 5-6 lat. Dopiero potem nieużywane komórki obumierają. WIęc naszym zadaniem jako rodziców a także zadaniem przedszkola jest dostarczenie jak największej ilości różnorodnych bodźców, zapoznanie dziecka z różnymi dziedzinami życia i wiedzy, żeby dziecko mogło wybrać co go interesuje, do czego ma predyspozycje. No i żeby jak najmniej komórek pozostało "nieużywanych".
Myślę, że przede wszystkim nie powinnaś dawać synkowi do zrozumienia, że jest wybitny, lepszy od innych, że przedszkole może mu zaszkodzić - to nie jest zdrowe dla dzieci. Ludzie, którzy potrafią współżyć z innymi, mają łatwiejsze życie, niezależnie od poziomu IQ (kto czytał wywiad z nauczycielką, która "wygrała" narodowy test IQ?)
Adula
Co zaś do wybitnej inteligencji - musimy zdać sobie sprawę, że nasze dzieci (wszystkie) są bardziej inteligentne od nas - używają znacznie większego procentu swoich szarych komórek do wieku ok. 5-6 lat. Dopiero potem nieużywane komórki obumierają. WIęc naszym zadaniem jako rodziców a także zadaniem przedszkola jest dostarczenie jak największej ilości różnorodnych bodźców, zapoznanie dziecka z różnymi dziedzinami życia i wiedzy, żeby dziecko mogło wybrać co go interesuje, do czego ma predyspozycje. No i żeby jak najmniej komórek pozostało "nieużywanych".
Myślę, że przede wszystkim nie powinnaś dawać synkowi do zrozumienia, że jest wybitny, lepszy od innych, że przedszkole może mu zaszkodzić - to nie jest zdrowe dla dzieci. Ludzie, którzy potrafią współżyć z innymi, mają łatwiejsze życie, niezależnie od poziomu IQ (kto czytał wywiad z nauczycielką, która "wygrała" narodowy test IQ?)[/quote]




Hej! Dzieki za odpowiedź. Masz racje, że najważniejsze to stawiać na rozwój emocjonalny oraz stwarzanie dobrych warunków do rozwoju.
Robie w tej kwestii tyle ile moge. Kiedy miał roczek i widziałam że interesują go takie kolorowe (chyba styropianowe to są) literki pozwalałam mu się nimi bawić i nazywalam je. Dzieki temu się nauczył tak szybko literek. To byl taki wstęp.
Czytałam też kiedyś, że dziecko lepiej łapie czytanie, kiedy pokazuje mu się całe wyrazy (po kilka wyrazów 2 razy dziennie przez ok 3 minuty) i że dobrze jest to robić wtedy kiedy dziecko jest jeszcze nieświadome, że się uczy, tylko traktuje to jak zabawę (czyli w wieku możliwie jak najmłodszym). Wzięłam to sobie do serca i tak tez robiłam. No i rzeczywiscie on teraz czyta wyrazy, ale nie literka po literce tylko chyba postrzega je jako całość. Sama się dziwię, że coś takiego jest możliwe. Może kiedyś posiądzie zdolność fotograficznego czytania, kto wie? Na pewno by to mu ułatwiło czytanie lektur.
No i rzecz jasna nauczenie go czytania nie jest dla mnie priorytetem. On uczy się wielu innych rzeczy, spory nacisk kładę na to, aby był przyjaźnie nastawiony do innych dzieci. A naukę czytania traktuję raczej jak eksperyment, bo szczerze mówiąc fascynuje mnie to, że tak małe istoty mają tak ogromne możliwości mózgu. I zdaję sobie sprawę, że tak na prawde każde dziecko jest genialne. Zresztą często podkreślam i staram się wytłumaczyć babciom i ciociom, które się zachwycają moim synkiem, że nie powinny go traktować jak geniusza, jak jakiś wyjątek. Każde dziecko ma w sobie coś z geniusza i podejrzewam, że każde byłoby w stanie nauczyć się czytania czy liczenia oraz wielu innych rzeczy w bardzo młodym wieku. A rodzica zadaniem jest dziecko odpowiednio zachęcać i zainteresować rożnymi dziedzinami.
No, ale wszystko wygląda pięknie, ja jako rodzic staram się jak najwięcej zrobić, mimo to mam dylemat, bo wydaje mi się, że szkoły i przedszkola jednak mają trochę archaiczny system edukacji. Wiem, że nic tu nie poradzę. Nie podoba mi się tylko fakt, że szkoły raczej zniechęcają do nauki niż zachęcają i każde nawet wyjątkowo zdolne dziecko może się zmarnować.
Adula
W wieku 4,5 roku sam zaczal sobie czytac krotsze i prostsze wyrazy. Teraz ma 5 lat i 4 mies. czyta wlasciwie bezblednie, chociaz nie plynnie (a to dlatego, ze wcale z nim nad tym nie pracujemy).

Hej Dorka! Gratuluje zdolnego synka i dzieki za radÄ™.
Ale troche mi smutno po tym co napisałaś, bo widzę, że mogę się spodziewać podobnych problemów. Nie chciałabym aby moje dziecko czuło się samotne.
A fakt że takich beznadziejnych przedszkoli to wszędzie pełno, w mojej miejscowości jest tylko jedno, grupy liczą po 26 dzieci i obawiam się, że tam też nie będzie się nikomu chciało wspierać rozwoju mojego dziecka, chyba że będę dowozić go 20 km do Poznania do jakiegoś prywatnego przedszkola, ale to tez chyba gwarancji nie ma. Z tego co wiem, to w przedszkolach nikt nawet nie pokazuje liter 3 letniemu dziecku. Dzieciom do ok 5 lat zwykle wcale nie stwarza się możliwości kontaktu ze słowem pisanym, co mi się bardzo nie podoba. Nie chciałabym aby moje dziecko uwsteczniało się w rozwoju, skoro już teraz tak dużo umie.
Ale wiesz co, to nie jest tak, że ja na siłe przyspieszam jego rozwój. Szczerze mówiąc to owszem uczę go dużo, ale tylko w formie zabawy, on to po prostu lubi. Zwykle to wygląda tak, że ja pracuje przy komputerze, a on chce abym mu coś pokazywała. W stoliku nocnym mam też schowane te słowa, które mu przygotowałam, i mu je np przed snem pokazuję. Ostatnio zrobił taki numer: Przyszła do nas babcia, a on gdzieś znalazł słowo: "siedzi", podał je babci, zaprowadził do kanapy i kazał usiąść. Albo inny numer: przychodzi do mnie z kartką z napisem "brudny" i mówi że mam mu umyć rączkę bo jest brudna.

I generalnie to mam z niego pociechę. Mam jednak sporo dylematów co powinnam dalej robić, aby z jednej strony nie zaprzepaścić tego co już umie a z drugiej nie przyczynić się do tego, że będzie za bardzo odstawał od rówieśników. Mimo to jakiś diabeł chyba mnie kusi, aby ciągnąć dalej to co zaczęłam i maksymalnie stymulować rozwój mojego synka.
Chciaż jakby nie patrzeć, czasami są ludzie wcale nie tacy zdolni, a też są samotni wśród rówieśników.
Czy rzeczywiście warto tak bardzo się sugerować innymi ludźmi, którzy odwracają się od kogoś, bo jest trochę inny, bardziej zdolny?

Pozdrawiam
Adula
joannabo
Adula, ja myslę, ze to jest mit, ze uzdolnienia są samoistna przyczyną kłopotów społecznych dziecka.
Zresztą może nawet jest tak, że ten sam wrodzony czynnik, który decyduje o uzdolnieniach, utrudnia jednocześnie kontakty. Ale jeżeli tak, to ten czynnik i tak już działa i utrudnianie dziecku zdobywania konkretnych umiejętności i poszerzania wiedzy w przyspieszonym tempie nie poprawi nic w sferze emocjonalnej dziecka, a tylko opóźni jego rozwój umysłowy.

A co do posyłania dziecka do przedszkola ze starszymi, to nie ma żadnego sensu. I tak w przedszkolu nie ma "nauki". W szkole też lepiej z rówieśniakami. I tak będzie marnować swoje możliwości, to niech ma chociaz w pełni to, co w szkole jest dobre.
joanna
pirania
Adula- no dobra czytac nauczylas liczy biegle- ale przeciez nie TO jest rola przedszkola icon_wink.gif TO jest dopiero rola zerowki (chociaz jak najbardziej literki i wyrazy pokazuje sie nawet maluchom)- a co z rozwojem spolecznym synka? Malowaniem, rysowaniem, wycinaniem, wydzieraniem, robieniem ludkow z kasztanow, nauka krakowiaczka i wierszykow, zabawa w chowanego i CO NAJWWAZNIEJSZE pierwszymi przyjazniami i pierwszymi wrogami?
Ja uwazam ze wysylanie malucha programowo do grup wyzszych nie ma specjalnie sensu ze wzgledu na to ostatnie. Potraktuj przedszkole z wiekszym luzem- bardziej towarzysko. Ty synkowi dajesz mozliwosci nauczenia sie umiejetnosci ktora dla ciebie sa wazne. Przedszkole nauczy go innych- niemniej waznych- na czytaniu i liczeniu sie swiat nie konczy icon_wink.gif
Najwyzej sie zastanowisz czy dziecko wczesiej nie wyslac do podstawowki jesli nadal bedzie zainteresowane glownie rozwojem intelektalnym icon_wink.gif) a moze nagle na sporty sie przerzuci? Taki maluch nie powinien byc kierunkowany- pokaz mu jak najwiecej mozliwosci rozwoju, a zobaczysz ze w przedszkolu nawet czytajac biegle nie bedzie sie nudzil icon_wink.gif)
Adula
Dzięki Wam za odpowiedzi. Bardzo je sobie cenię i na pewno wyciągnę odpowiednie wnioski.
Postaram się nie "wariować" za bardzo z tego powodu że mój synek umie tyle ile umie. W końcu musi także umieć żyć w społeczeństwie icon_wink.gif. A w dzisiejszych czasach wcale nie zdolności i wyjątkowe umiejętności się najbardziej liczą ale spryt i dobre układy, żeby nie powiedzieć cwaniactwo. Niestety ale brutalna jest ta rzeczywistość. To wcale nie te jednostki z wysokim IQ wygrywają, ale te, które są bardziej cwane.

W każdym bądź razie cieszę się, że ktoś zechciał odpowiedzieć na mój post. Wiadomo, co więcej głów to nie jedna i zawsze łatwiej jest wyciągnąć jakieś sensowne wnioski.
Zatem zachęcam Was drodzy Rodzice genialnych dzieci (osobiście uważam że każde dziecko rodzi się genialne, potrzeba jednak trochę pracy ze strony rodzica aby tej genialności nie zaprzepaścić) do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Jak te wasze zdolne dzieci radzą sobie wśród rówieśników. Może wypowiedzą się też rodzice dzieci starszych? Jak wygląda sytuacja takiego bardzo zdolnego dziecka w szkole? Jak staracie się pomóc dziecku uniknąć wyobcowania w klasie?
eDorka
Adula, nie poradzisz na to, ze przedszkola bardzo czesto traktowane sa jako przechowalnia dzieci. Duzo zalezy od tego, na jaka wychowawczynie sie trafi. Nawet w najmniejszej miejscowocsic mozna trafic na wspaniala pania, ktora nie tylko zadba o wszystkie dzieic, o urozmaicenie im zajec, ale takze zainteresuje sie dziecmi, ktore maja problemy ze znalezieniem sie w grupie. Widzisz, ja swoje dziecko wyslalam do 'najlepszego' przedszkola w naszym miescie. I co sie okazalo, ze przedszkole kiedys bylo rzeczywiscie najlepsze, ze teraz juz nie jest najlepsze i ze owszem sa panie, ktore pracuja nad rozwojem dzieci nie tylko intelektualnym ale i spolecznym. Wszystko zalezy od szczescia.
A przedszkole prywatne wcale nie bedzie lepsze od tego zwyklego, bo po pierwsze chodza tam dzieci ludzi bogatych (takie jest moje zdanie) i te dzieci juz w tym wieku czesto bywaja zarozumiale. Ja jestem zdania, ze dziecko powinno przebywac w mieszanym towarzystwie, wsrod dzieci roznych grup spolecznych - i tych biedniejszych i tych bogatszych. Dzieki temu zobaczy, ze swiat nie jest kolorowy i wesoly, ze wszystko mozna miec, kazda najdrozsza zabawke, najfajniejszy ciuch (juz w 5-latkach niektore dzieci zwracaja na to uwage!), na wakacje jezdzi sie na Karaiby itd. Dziecko musi wiedziec, ze swiat jest skomplikowany, ze jedni maja wiecej inni mniej, ale przez to wcale nie sa gorsi, ze sa rownie atrakcyjnymi osobami.
Uff. Wiem, ze to trudny temat. Kazda z nas chce jak najlepszego startu dla swojego dziecka i to nie jest zle, ale jest jedna bardzo wazna rzecz, o ktorej nie nalezy zapominac: nie mozna dziecku wszystkiego podawac na tacy. Dziecko musi nauczyc sie samo radzic sobie w trudnych sytuacjach, niezaleznie od tego czy jest bardziej czy mniej bystre. Tego musi sie nauczyc i wlasnie przedszkole jest pierwszym miejscem, gdzie sie tego uczy (chyba, ze chodzilo do zlobka).
Ciocia Magda
CYTAT(Adula)
A w dzisiejszych czasach wcale nie zdolności i wyjątkowe umiejętności się najbardziej liczą ale spryt i dobre układy, żeby nie powiedzieć cwaniactwo. Niestety ale brutalna jest ta rzeczywistość. To wcale nie te jednostki z wysokim IQ wygrywają, ale te, które są bardziej cwane.


Adula, nie wierzę, że to napisałaś icon_question.gif Bardzo mi się nie podoba, że w naszym kraju jest taki klimat, że ludzie, którzy odnieśli sukces, są uważani za cwaniaków i oszustów. A niestety tak jest - patrz ostatnia ankieta w którymś z tygodników opiniotwórczych nt. polskich ludzi sukcesu. To chore, i to właśnie zniechęca nasze dzieci do rzetelnej pracy nad swoim rozwojem, do uczciwości - no bo skoro liczą się tylko układy... Ot nasze polskie piekiełko, które kocha ściągać wszystko i wszystkich w dół.
Zresztą, każdy widzi świat podług samego siebie - ja tam w ludziach sukcesu, których znam widzę raczej ludzi ciężko pracujących, inteligentnych (a nie cwanych), dbających o kontakty z otoczeniem (a nie o układy). Jest prawdą, że inteligencja emocjonalna znacznie bardziej przyczynia się do powodzenia w życiu niż IQ - ja jednak nie widzę w tym nic nagannego. Podziwiam ludzi, którzy potrafią nawiązać poprawne relacje z ludźmi wszelakiej proweniencji, którzy potrafią powstrzymać swoje emocje w drażliwych sytuacjach, nie obrazić - wystarczy wejść na forum na każdy temat, żeby przekonać się, że u nas te umiejętności są deficytowe - chociaż pewnie dochodzi tu do głosu specyfika komunikacji przez internet.
Adula
Adula, nie wierzę, że to napisałaś icon_question.gif Bardzo mi się nie podoba, że w naszym kraju jest taki klimat, że ludzie, którzy odnieśli sukces, są uważani za cwaniaków i oszustów. A niestety tak jest - patrz ostatnia ankieta w którymś z tygodników opiniotwórczych nt. polskich ludzi sukcesu. To chore, i to właśnie zniechęca nasze dzieci do rzetelnej pracy nad swoim rozwojem, do uczciwości - no bo skoro liczą się tylko układy... Ot nasze polskie piekiełko, które kocha ściągać wszystko i wszystkich w dół.

Hej Magdo od Ewelinki i Zosi! No, rzeczywiście, chyba trochę mnie poniosło, pisząc tak ogólnikowo o cwaniactwie i układach. To chyba przez to co ostatnio obserwuje się w polityce i w biznesie na większą skalę, typu Rywin, Kulczyk itp.
Chcę więc zaznaczyć, że nie miałam na mysli ludzi po prostu ciężko pracujących, którzy swoją krwawicą dochodzą do lepszego statusu społecznego. Ja jak najbardziej popieram i podziwiam ludzi z pomysłami, pracowitych, którzy starają się zrealizować swoje marzenia. Takich ludzi broń Boże icon_exclaim.gif nie uważam za cwaniaków, którzy doszli do tego przez uklady, bo niby na jakiej podstawie miałabym tak sądzić?
Nie mniej, jeśli już tak dalej ciągnąć ten trudny temat, to niestety ale w Polsce i nie tylko można spotkać wielu tzw. cwaniaków a przykłady są bardzo dobrze widoczne na samej górze. icon_evil.gif
I zazwyczaj te cwaniaki swoją karierę rozpoczynają już w przedszkolu. Ich rodzice wpajają im, że nie liczy się to w jaki sposób dojdą do celu, tylko że zawsze udaje im się osiągnąć to czego chcą i że liczy się efekt finalny. Potem w dalszych latach edukacji starają sie realizować zasadę: "dojdę do celu nawet po trupach". W szkole to zwykle przejawia się np ściąganiem albo utrudnianiem życia innym dzieciom oraz innymi brzydkimi zachowaniami. Natomiast w późniejszym życiu zawodowym może się przejawiać właśnie wchodzeniem w tzw. układy i układziki (np z urzędnikami czy politykami), aby ręka rękę myła i aby nie do końca legalne interesy udało się pomyślnie zrealizować. No tak to niestety jest, wystarczy przyjrzeć się naszym politykom albo rozejrzeć sie trochę po naszym otoczeniu.
Niemniej nie uważam bynajmniej, że nie można dojść do lepszego poziomu życia czy nawet bogactwa uczciwą droga. Oczywiście że można, bo osobiście znam kilku ludzi, których można uznać za bogatych, których sobie bardzo cenię właśnie za to, że osiągnęli wiele swoją cieżką pracą jednocześnie stroniąc od układów z różnego rodzaju cwaniakami (m.in. politykami). Wierzę też, że takich ludzi jest całkiem sporo, ale nie jestem pewna czy stanowią oni większość w naszej polskiej rzeczywistości. Nie znam statystyk o ile się takie prowadzi icon_confused.gif .
I właśnie dlatego, że wiem jakie zagrożenia stoją przed ludźmi, którzy mają ambicję coś w życiu osiągnąć, uważam, że należy zrobić wszystko, aby wpoić naszym dzieciom, że tylko dzieki swojej pracy mogą osiagnąć naprawde wiele. Mam też nadzieję, że ci wszyscy cwaniacy jednak wkróce zakończa swoją karierę a wykurzą ich właśnie nasze dzieci, które zostaną wychowane na uczciwych i pracowitych ludzi z poczuciem sprawiedliwości. Myślę, że pokolenie ludzi prawych i sprawiedliwych już nam rośnie i niedługo nadejdzie cwaniactwa kres. Najważniejsze to odpowiednio pokierować naszymi dziećmi icon_smile.gif [/size][size=9]
Ciocia Magda
Wiesz co, faktycznie jak się patrzy na naszą klasę polityczną i rządzącą, to włos się jeży. Na szczęście nie jest to przekrój naszego społeczeństwa, bo jednak nie wszyscy pchamy się do tej polityki, tylko ludzie pewnego pokroju. Bardzo trudno się oprzeć pokusom związanym z władzą i skandale polityczne pojawiają się na całym świecie nie rzadziej niż w Polsce.
Dorka
Wracając do właściwego wątku, w moim miescie wiem o jednym przedszkolu, które prowadzi z dziećmi zajęcia nauki czytania globalnego (metodą Domana) i inne ciekawe formy nauki, własnie poprzez zabawę. Co ważene, dzieci te mogą później kontynuować naukę w specjalnie stworzonych dla nich klasach, pobliskiej szkoły, także nie ma mowy o tym, że dziecko bedzie sie nudzic w szkole. Ale z tego co wiem jest to zasługa rodziców i dyrektorki przedszkola. (Niestety bardzo trudno sie dostac do tego przedszkola icon_confused.gif )
W innych przedszkolach bardzo dużo zależy od Pani prowadzącej grupę, słyszałam o takich, które na własną rękę wprowadzają elementy nauki już u trzylatków (np. liczenie). Dlatego warto zrobić dokładny rekonesans przed zapisaniem dziecka do przedszkola i dowiedzieć się więcej o osobie z która będzie miała pod opieką naszego "skarba".
Wg mnie zawsze warto uczyć i rozwijać dziecko, jeśli masz na to czas i chęci , to nie przejmowałabym się prawdopodobnymi problemami, bo może wcale ich nie będzie.
Ciocia Magda
CYTAT(joannabo)
Adula, ja myslÄ™, ze to jest mit, ze uzdolnienia sÄ… samoistna przyczynÄ… kÅ‚opotów spoÅ‚ecznych dziecka.  
Zresztą może nawet jest tak, że ten sam wrodzony czynnik, który decyduje o uzdolnieniach, utrudnia jednocześnie kontakty. Ale jeżeli tak, to ten czynnik i tak już działa i utrudnianie dziecku zdobywania konkretnych umiejętności i poszerzania wiedzy w przyspieszonym tempie nie poprawi nic w sferze emocjonalnej dziecka, a tylko opóźni jego rozwój umysłowy.


Chciałam jeszcze wrócić do tego, co napisała Joanna. Nie ma sensu rezygnować z rozwijania talentów intelektualnych dziecka w nadziei, że to poprawi jego umiejętności społeczne, ale....
W kulturystyce jest takie zjawisko, że jeśli ktoś ma np. lepiej rozwinięte mięśnie ramion a słabiej nóg, to więcej przyjemności sprawia mu ćwiczenie ramion i temu poświęca więcej czasu - mimo że logika nakazywałaby zajęcie się nogami.
Tak więc jeśli synek jest dobrze rozwinięty intelektualnie (a Twój jak na swój wiek jest zdecydowanie nadprzeciętny) to więcej przyjemności będzie mu sprawiać dalsze rozwijanie tych umiejętności, które z pewnością przynoszą mu również zachwyt otoczenia - a mniej będzie sobie cenił inne aspekty rozwoju, które przecież też są potrzebne. Więc może nie tyle należy ograniczać jego rozwój umysłowy, co świadomie zwrócić uwagę, żeby miał więcej możliwości rozwoju np. emocjonalnego, społecznego, ruchowego.
amania
A mnie sie nie wydaje, żeby dziecko, które czyta, pisze i liczy w wieku 4 czy 5 lat było jakoś szczególnie zdolne. W końcu i tak każdy się tego nauczy wink.gif
A wiem co mówię, bo sama to wszystko robiłam w wieku 4 lat.
I co Ci to dało? - pyta czasem z lekką kpiną w głosie mój tata. Ano nic. Faktycznie. Mam to wyższe wykształcenie, ale za to niejeden z mioch znajomych, którzy posiedli te umiejętności znacznie później, ma teraz doktorat i pewnie na tym nie skończy...

Według mnie prawdziwe zdolności, to umiejętności jakich nie posiada zdecydowana większość ludzi.
joannabo
Magda, zgadzam się, po prostu żal mi sie zrobiło dziecka Dorki, które tak samo musi sie uczyć, znikąd pomocy icon_wink.gif

Adula, a Tobie radzę wejść na edziecko i wpisać w wyszukiwarce metoda domana. Tak się toczyły na zadany przez Ciebie temat wiele razy ogromne dyskusje. A teraz już sie chyba wyeksploatowałyśmy icon_wink.gif
joanna

ps.Amaniu, nic sie nie marnuje. Mój mąż nawet nie skończył studiów (chociaż liczne rozpoczął icon_razz.gif ), ale korzysta ze swojej genialności icon_biggrin.gif na każdym kroku, przy każdej prawie czynności.
aluc
jako byłe wybitnie zdolne dziecko icon_wink.gif doradzam - nie przesuwaj w górę w przedszkolu, bo przedszkole to nie kuźnia kadr, to dzieci uczą się przede wszystkim zachowań społecznych, a tego przyspieszyć raczej się nie da

jak będzie miał 5 lat, idź do poradni, która oceni jego dojrzałość pozaintelektualną, jeśli psycholog uzna, że nadaje się do wcześniejszego pójścia do szkoły, to puść, bo to same zyski, żadna strata

co do przeskakiwania klas - tu uczucia mam mieszane, bo po pierwszej klasie (a poszłam do niej w wieku 6 lat) moim rodzicom zaproponowano przesunięcie mnie do trzeciej po wakacjach, moi rodzice zdecydowali, że za dużo już tego szczęścia i na swoje szczęście nic mi wtedy o tym nie powiedzieli icon_wink.gif ich argumenty są bardzo rozsądne (dwa lata różnicy w tym wieku to przepaść, bali się, że nie uda mi się zżyć z dziećmi jeszcze starszymi ode mnie), ale gdybym miała teraz decydować sama o sobie siedmioletniej, to wolałabym jeszcze ten jeden rok przeskoczyć i mieć go na przyszłość w zapasie

jako sześcio-siedmiolatka byłam jednak zdecydowanie do przodu również w rozwoju emocjonalnym i fizycznym (a to też się liczy) w porównaniu z rówieśnikami, a to nie zawsze w parze z intelektualnym idzie, poza tym baaaardzo długo lubiłam się uczyć nowych rzeczy, zwłaszcza, jeśli uczłam się ich szybciej niż inni icon_wink.gif i ze statusu najmłodszej w grupie wyciągałam zawsze same profity icon_wink.gif

no i ostatnie - z wybitnie zdolnych dzieci w przeważającej większości przypadków wyrastają zupełnie przeciętnie zdolni dorośli icon_biggrin.gif czego też koronnym przykładem jestem
joannabo
CYTAT(aluc)
no i ostatnie - z wybitnie zdolnych dzieci w przeważajÄ…cej wiÄ™kszoÅ›ci przypadków wyrastajÄ… zupeÅ‚nie przeciÄ™tnie zdolni doroÅ›li  :D czego też koronnym przykÅ‚adem jestem


Aluc, pierwszy raz Cie złapałam na kokieterii icon_lol.gif
joanna
aluc
joanno, z upodobaniem powtarzam, że wyglądam na wyższą, szczuplejszą i mądrzejszą niż jestem w rzeczywistości icon_lol.gif ci, co mnie dobrze znają, potwierdzają to w 1500% icon_lol.gif
joannabo
CYTAT(aluc)
joanno, z upodobaniem powtarzam, że wyglÄ…dam na wyższÄ…, szczuplejszÄ… i mÄ…drzejszÄ… niż jestem w rzeczywistoÅ›ci  :lol:  ci, co mnie dobrze znajÄ…, potwierdzajÄ… to w 1500%  :lol:


i bardziej ciemnowłosą icon_wink.gif
Jeżeli nie jest tak, że dodatkowo wyglądasz na znacznie bardziej zadowolona z życia niż jesteś icon_biggrin.gif , to na mój gust jesteś w znacznie lepszej sytuacji niż ci zawzięci, pogardliwi i pozbawieni innego niż finansowy napędu życiowego przedstawiciele pałesrty, których znam.

Zgodzimy sie bez wątpienia, że tak zwane marnowanie zdolności jest zjawiskiem natury psychologicznej, a nie fizjologicznej.
Dlatego jednak bym sie upierała, że nie nalezy dziecka posyłać wcześniej do szkoły. Szkoła to i tak strata czasu i tak. I do jakiej by nie posłać klasy, to i tak dziecko będzie miało za słabe tempo. No chyba, żeby co pół roku zmieniać mu klase, a to już paranoja.

A wracając do psychologii - wcześniejsze pójście do szkoły daje dziecku dodatkowe alibi, złudny zapas czasu i w konsekwencji wzmacnia niebezpieczeństwa wynikające z przewagi zdolności i wiedzy - jeszcze łatwiej i spokojniej dziecko może sobie ODPUŚCIĆ.

A w końcu jakie to ma znaczenie, czy skończy szkołę w wieku 18 czy 19 lat i kiedy rozpocznie pracę?
joanna
Ciocia Magda
o, marnowanie zdolności to bardzo ciekawy temat.
Ida.dorota
Zgadzam się z Joanną - wcześniejsze pójście dziecka do szkoły pozwala na to, żeby dziecko przez krótki czas mogło uczyć się w tempie szybszym, niż rówieśnicy, ale przecież to się szybko kończy. Tempo jest dostosowane do dzieci średnio zdolnych i znów za jakiś czas dziecko się może nudzić... Dużo lepiej moim zdaniem poszukać dobrej szkoły, z małymi klasami, w miarę zindywidualizowanym podejściem do dzieci i dużą ilością ciekawych propozycji zajęć dodatkowych, żeby dziecku się nie nudziło. Albo przedyskutować możliwość indywidualnego programu nauczania dla dziecka, ale pozwalającego na pozostanie dziecka w grupie rówieśników (podobno takie rzeczy się zdarzają).
Ja nie zdecydowałam się posłać mojej córki wcześniej do szkoły, choć miałam taką propozycję ze strony przedszkola (Ola jest obecnie w zerówce, choć ma 5 lat). Przesunięto ją do tejże zerówki bez mojej wiedzy i zgody, w ramach tzw. łączenia grup i choć radzi sobie tam dobrze nie tylko pod względem intelektualnym, to nie bardzo chce mi się wierzyć, że pójście w tym roku do szkoły wyszłoby jej na dobre. Trudno mi też uwierzyć, że mogą istnieć dzieci, które dużo szybciej niż rówieśnicy rozwijają się na wszystkich frontach - przecież już u maluchów widać, że te dzieci, które szybciej chodzą, rzadko wcześnie mówią, itp. Czy ze starszymi nie jest podobnie? Czy ten nadzwyczajny rozwój społeczny/emocjonalny/intelektualny jednocześnie nie jest pozorny? Nie neguję doświadczeń Aluc, ale wydają mi się absolutnym wyjątkiem.
joannabo
CYTAT(Ida.dorota)
Trudno mi też uwierzyć, że mogą istnieć dzieci, które dużo szybciej niż rówieśnicy rozwijają się na wszystkich frontach - przecież już u maluchów widać, że te dzieci, które szybciej chodzą, rzadko wcześnie mówią, itp. Czy ze starszymi nie jest podobnie? Czy ten nadzwyczajny rozwój społeczny/emocjonalny/intelektualny jednocześnie nie jest pozorny? Nie neguję doświadczeń Aluc, ale wydają mi się absolutnym wyjątkiem.


Ido, to sie da pogodzic. Przynajmniej nadążenie z innymi formami rozwoju.

Jestem przekonana, że receptą jest nieocenianie dziecka. Receptą na rzeczywiście stabilny rozwój emocjonalny i niepodważalną pewność siebie, taką, która nie szuka potwierdzeń. Takiej pewności siebie zdolności nie zaszkodzą icon_lol.gif
Nieocenianie wcale czyli ani negatywne, ani pozytywne. Ani nagan, ani komplementów. Dziecko radzi sobie doskonale bez wizerunku rozumianego jako zbiór wad i zalet, a brak tego wizerunku pozwala mu na otwarty, nieegocentryczny, niewyczekujący kontakt z innymi ludźmi na zasadzie pełnej równości.

Po moim starszym synu (młodszy rozwija sie wolniej pod względem czysto intelektualnym, chyba dlatego, że ma wiecej rozrywek) nie da sie poznać jego uzdolnień i wiedzy, bo ich po prostu nie manifestuje. W kontakty z rówiesnikami wchodzi "nieśmiało", ale po przełamaniu lodów jest zupełnie swobodny.

Moim najważniejszym celem związanym ze szkołą jest uniemożliwić szkole zarażenie mojego dziecka wszechobecnym ocenianiem i traktowaniem uczenia się jako środka do celu w postaci dobrego stopnia. Czyli wyłamanie szkole pazurków, co mi sie w miare udaje jak na razie.

Syn (III klasa) uczy sie wyraźnie wolniej odkąd chodzi do szkoły, ma po prostu mniej czasu. Ale uczy sie nadal samodzielnie, to znaczy bierze np. z własnej woli zadania matematyczne do rozwiązania, czyta całkiem poważne książki (oczywiscie nie wszystko rozumiejac) z biologii, astronomii, słucha naukowej audycji radia Bis, czyta Wiedzę i Życie.
Robi to nadal wyłącznie dlatego, że to go bawi, bo pochwał z założenia nie słyszy.

Myślę, że opis Aluc można jak na razie zastosować i do mojego Pelka
joanna
Adula
Dorka, Joannabo, dzieki za przypomnienie mi o tym, że przecież ta "moja" metoda to w rzeczywistości metoda Domana icon_smile.gif Zaraz wejde na edziecko i sobie o niej poczytam.
Ale wiecie co, ja myślę, że ten Doman to jednak coś mądrego wymyślił icon_wink.gif
Mimo to, co niektóre dziewczyny piszą, że nauczenie się czytania w tak młodym wieku nie jest żadną nadzwyczajną zdolnością, bo niezwykłe są tylko te umiejętności, których nikt inny nie posiada; albo że każdy talent zostanie i tak zmarnowany, bo nadprzeciętnie zdolne dziecko przeważnie wyrasta na przeciętnie zdolnego dorosłego; to i tak wierze, że ta zdolność czytania w tak młodym wieku jednak na coś się przyda. Nawet jesli miałby wyrosnąć na przeciętnie zdolnego dorosłego, ale za to zadowolonego z siebie, pewnego swoich sił i możliwości to będzie to sukces - być może osiągnięty po części dzięki tym umiejętnościom które posiadł w dzieciństwie. I właśnie ta wiara, że daję swojemu dziecku coś, co mu w przyszłości zaowocuje czymś pożytecznym jest dla mnie motorem do dalszej nauki i rozwijania tej umiejętności.
Ja wierzę, że skoro on już teraz umie przeczytać ponad 40 słow, to być może w przyszłości nauczy się czytać w tzw fotograficzny sposób. Gdyby się tego nauczył, myślę, że byłoby mu łatwiej ze wszystkimi przedmiotami w szkole, chociażby z j. polskim, historią, gdzie dzieci muszą przyswoić sobie ogromne ilości materiałów, czy przeczytać mnóstwo lektur.
Sama pamiętam tą katorgę przez którą musiałam przejść, aby się nauczyć do sprawdzianów czy egzaminów (niestety jakaś ponadprzeciętnie zdolna nie byłam, w dodatku bylam leniwa, więc nie zawsze miałam w szkole kolorowo). Często marzyłam sobie, aby umieć czytać w sposób fotograficzny. Ale za mojego dzieciństwa nie słyszało się o metodzie Domana, a czytanie fotograficzne uznawano za science fiction.
No a teraz to już jestem za stara, aby się tego nauczyć i nawet nie mam takiej potrzeby.
W każdym badź razie pokolenie naszych dzieci stoi przed zupełnie nowymi możliwościami rozwoju a także większymi wymaganiami. Rozwój cywilizacji jednak robi swoje. My np wiemy dużo więcej na temat metod edukacyjnych czy psychologii niż nasze matki.
Uważam też, że warto jest rozwijać każdą zdolność. Może lepiej jest być genialnym chociażby w jednej dziedzinie niż przeciętnym we wszystkich dziedzinach.
aluc
słuchajcie kobietki - po pierwsze bez przesady

mówiąc o tym, że z wyjątkowo zdolnych dzieci i tak dalej... nie miałam na myśli marnowania zdolności, a jedynie to, że te nadzwyczajne zdolności są nadzwyczajne w kontekście wieku, a nie w kontekście zdolności jako takich

mimo wszystko bowiem nie grałam w wieku lat 5 III koncertu ortepianowego Rachmaninowa ani nie malowałam kopii Bitwy pod Grunwaldem icon_lol.gif a jedynie gdybym to umiała, a potem się zmarnowało, można by było mówić o zdolnościach zmarnowanych

po prostu w którymś momencie wyrównało to się wszystko w resztą rówieśników i tyle

pójście wcześniej do szkoły ma tę zaletę, że wcześniej się ją kończy i ma z głowy icon_wink.gif możecie się śmiać, ale rozpoczęcie o rok wcześniej pracy też ma swoje dobre strony - w swojej pierwszej pracy byłam jedyną osobą, która zaczęła pracować w wieku lat 23, będąc już PO studiach, podczas gdy większość moich kolegów broniła się usiłując pogodzić to z bardzo wymagającą - czasowo głównie - pracą, co im różnie wychodziło

poza tym jakoś tak się dziwnie złożyło, że dwójka moich przyjaciół z podstawówki, a potem z liceum, też było szkolnymi wcześniakami i też do dziś nieźle sobie zawodowo radzi sobie, i też pod każdym względem nawet o rok metrykalnie młodsi - byli "starsi" od tych starszych

a dwójka innych (w tym niemąż) nadrobiła różnicę, kończąc studia w cztery lata

ale co najważniejsze - ani ja ani moi rodzice nigdy nie traktowali szkoły jako dopustu bożego, przymusowego nieszczęścia i katorgi, nigdy nie przeciwstawiali szkoły szczęśliwemu i beztroskiemu dzieciństwu i nigdy też ja nie traktowałam szkoły jako odebrania mi tego dzieciństwa, zdecydowanie bardziej mi się ona podobała niż durne wiszenie na trzepaku, i to co mnie najbardziej wkurza to właśnie przedstawianie szkoły - jaka by ona nie była - w kategoriach smutnej konieczności

Adula - może twój syn nie będzie czytał fotograficznie, ale jeśli będzie do przodu w porównaniu z równieśnikami, to czytając normalnym trybem w tym samym czasie przeczyta pięć razy więcej książek niż koledzy z klasy - a to na pewno na zdrowie mu wyjdzie

PS. mój brak spektakularnych osiągnięć i osiądnięcie icon_wink.gif na laurach to nie wynik wcześniejszego pójścia do szkoły, ale rezultat wrodzonego lenistwa, braku wytrwałości i paru innych cech, absolutnie niezwiązanych z wczesną umiejętnością czytania i liczenia icon_lol.gif
aluc
joannabo - nie jestem przedstawicielem palestry i już nie zamierzam icon_lol.gif
Ida.dorota
Pewnie Aluc, że lepiej zająć się czymś sensownym, niż wisieć na trzepaku. Ale albo masz niezachwiane pokłady optymizmu, albo nieadekwatną wizję polskiej szkoły icon_wink.gif , bo ja im więcej znajomych ma dzieci w szkole, tym bardziej jestem tą szkołą przerażona. I mniej czuję, że mojemu dziecku pobyt tam wiele da, a raczej, jak napisała Joanna, boję się, że mi ta oświata dziecko zmarnuje... Nie żeby jakieś nadzwyczajnie zdolne było, choć na tle rówieśników narazie się wyróżnia, ale jeśli chodzi o całokształt. I boję się, że o ile wiedzę chłonęłaby z wielkim entuzjazmem, o tyle nie chciałabym jej przedwcześnie narażać na "uroki" psychologiczno-destrukcyjnej działalności polskiej oświaty, choćby w temacie oceniania. Dlatego uważam, że wiedzę może zdobywać także poza szkołą, w sposób ciekawszy nawet, a bez dodatkowych atrakcji, z którymi im później się zetknie, tym dla niej lepiej.
Ida.dorota
Joanno, ale ile jest takich dzieci, wychowywanych bez oceniania ? Ja z czymś takim zetknęłam się po raz pierwszy u Ciebie i dotąd nie znam oprócz Ciebie icon_biggrin.gif ani jednej osoby, która konsekwentnie postępowałaby w ten sposób. Dlatego uważam, że to zjawisko marginalne.
Z drugiej strony, czy jesteś pewna Joanno, że do Twojego syna nie docierają żadne pochwały czy nagany? Przecież w szkole to chyba niemożliwe! A dziadkowie, ciocie, koledzy? Czy to nie jest tak, że owszem, w domu on tego nie usłyszy, ale poza domem ma tego pełno i i tak to ocenianie swoje zrobi? Może mniej niż u innych, ale jednak? I czy on nie czuje w związku z tym jakiegoś dyskomfortu, że panie chwalą, ciocie chwalą, a mama nigdy? Przyznam, że trochę bym się tego obawiała, szczególnie po pójściu do szkoły, gdy dziecko pozna smak pochwały.
aluc
Ida - nie mam optymistycznej wizji szkoły, wręcz przeciwnie, co więcej - myślę, że w moich szkolnych czasach szkoła była dużo gorszym miejscem na cokolwiek niż teraz, przede wszystkim ze względu na brak świadomości pewnych spraw, na szczęście miałam nietypową matkę i resztę rodziców w podstawówce, którzy w sytuacjach konfliktu stali za nami murem, a nie ze szkołą przeciwko nam

ale z drugiej strony trudno dziecku przedstawić rozkosze kształcenia się, jednocześnie traktując szkołę - instytucję jako dopust boży, bo dla niego ta dychotomia może być kompletnie nieczytelna

przyznaję - większości rzeczy uczyłam się poza szkołą, ale jak się ostatnio zorientowałam, dla większości rodziców moje szkolne dzieciństwo - chilli zajęcia od rana do wieczora - to udręka i przedwczesny udział w wyścigu szczurów, a to było coś wręcz odwrotnego, bo do niczego nie byłam zapędzana, wszystko robiłam z własnego - często słomianego - zapału i z dużą przyjemnością

po prostu myślę, że w kształtowaniu - łagodnie mówiąc - niechęci do szkoły masa rodziców odwala krecią robotę
agabr
krotka uwaga merytoryczna - metoda Domana kontynuacja Faya czyli filadelfijska metoda(juz kiedys o tym pisalam zdaje sie) powstala w celu usprawniannia dzieci opoznionych neurologicznie , wykorzystywna przy pracy z gluchymi. To nie jest metoda uczaca czytania- o ile w proces czytania wpisujemy rozumienie jest to metoda dekodowania . To jest po krotce tak napis "car"pokazujemy dziecku 100 razy ok- bejbina pamieta , ze ten uklad graficzny wpasowuje w slowo car , ok, inna bejbina widzi na obrazku kara i wie ze to car i klasyfikuje ten desygnat i ta druga dziecina widzac jakikolwiek samochod wie ze to car - desygnat posiadajacy zespol jakis cech. do aguli -sprobuj napisac inna czcionka dziecku slowo - bedzie mialo klopot z dekodowaniem. pomijam juz fakt, ze metoda domana zostala stworzona dla jezyka niefleksyjnego jakim jest angielski icon_wink.gifB
Adula
Aluc, moi rodzice tez mnie nigdy do nauki nie zmuszali, nikt mi nie robił pretensji jak mi coś w szkole nie poszło, nie mniej szkoły nie lubiłam. Generalnie ceniłam sobie wszelkie inne rozrywki bardziej niż wkuwanie, a uczyłam się, bo musialam, żeby nie wyjść na głąba głównie przed nauczycielami i kolegami, a nie dlatego bo lubiłam. Dlatego było to dla mnie katorgą. Ale u nas taki był system edukacji...
A poza tym dodatkowo utrudniał mi podchodzenie do nauki z radością fakt, że wcześniej nie chodziłam do przedszkola i byłam trochę do tyłu w porównaniu z tymi co do przedszkola chodzili. Chociaż wkrótce dogoniłam "elitę" klasową to jednak nigdy nie mialam szczególnych chęci do nauki.
Nauka przez zabawę? Mój ojciec np wychodził z założenia, że praca i nauka przede wszystkim, a zabawa to zabawa i na przyjemności to trzeba sobie zasłużyć. Ale chyba wielu ludzi nadal uważa że nauka i zabawa to co innego.
użytkownik usunięty
[post usunięty]
Adula
Agnieszkabryndza, wiesz co, nie jestem pewna czy ta metoda w ten sposób dziala u mojego dziecka, ale jak napiszę mu słowo traktor, dużymi, albo małymi literami to i tak rozumie. Ważna jest tylko jedna rzecz, muszę mu przynajmniej parę razy pokazać dane słowo i powiedzieć co tam jest napisane. Zwykle po ok 5 powtórkach pamięta dobrze. W ten sposób nauczył się już ponad 30 słów bez żadnych pomyłek i kilkanaście, które jeszcze czasami myli. Chociaż ostatnio nastąpił jakiś przełom i widzę, że przyspiesza z zapamiętywaniem. Nawet próbuje sam połączyć litery w słowie, którego nie zna. Zauważyłam też, że czasami pokazuje na tatę i mówi: "T - tata" albo na mnie i mówi: M - mama itd.: B - baba, A - Ada. Jakoś tak sam sobie eksperymentuje i mam dziwne wrażenie, że on słysząc co mówimy wyłapuje sobie jakieś słowo i wyobraża sobie jak się je pisze. Ale może to tylko moja wyobrażnia. Zresztą może nie powinnam się tak roztrząsać nad tym i martwić co powinnam robić z takim zdolnym dzieckiem, żeby nie zapeszać. Może moje dziecko wyrośnie na zupełnie przeciętnego ucznia. Też będę zadowolona.
Ida.dorota
Aaa, tu się zgadzam. Ja też nie zamierzam dziecku pokazywać szkoły od złej strony, tylko znaleźć na tyle dobrą, bym nie musiała się martwić, że mała wyczai, że co innego na temat szkoły myślę, a co innego mówię. Bo to by jej na pewno na zdrowie nie wyszło.
Ja też miałam w podstawówce masę zajęć dodatkowych i nie wspominam tego źle. Ale jest wielka różnica pomiędzy posyłaniem dziecka na zajęcia z powodu chorej ambicji, a posyłaniem go dlatego, że się tam dobrze bawi. A mnie przerażają ostatnio dwie sprawy:
- snobowanie się rodziców na nie obciążanie dziecka zajęciami dodatkowymi. Mam takie koleżanki, które uważają mnie za nadambitną mamę, bo posyłam dziecko raz w tygodniu na angielski, gdzie ona się bardzo chętnie chodzi i świetnie bawi. Myślę, że ze strachu przed przeciążaniem dziecka zaczynamy popadać w skrajność.
- druga, to nadmiar ambicji prowadzących zajęcia dodatkowe dla maluchów. Chciałam zapisać Olę na basen. Poszłam do instruktora i pytam o możliwość chodzenia raz w tygodniu, bo dziecko już ma jedne zajęcia dodatkowe, a poza tym mam kłopot ze zorgnizowaniem opieki dla młodego częściej niż dwa razy na tydzień. A pan zadziwiony patrzy na mnie i mówi, że to niemożliwe, bo oni mają do zrealizowania program, dziecko ma się nauczyć pływać w koknkretnym czasie i ona nie będzie nadążać za grupą, jeśli będzie chodzić raz, a nie dwa razy w tygodniu. To ja mu mówię, że mi zależy na dobrej zabawie i poruszaniu się w wodzie, a jeśli dziecko nie nauczy się pływać, to żadnych pretensji nie będę miała. Nauczy się później, ma czas. Pan zbladł i stiwerdził, że na to to on się zgodzić nie może... Rozumiem, że może miał na myśli, że będzie się w grupie źle czuła, choć mam wątpliwości co do tego, bo Ola już prawie pływa, a dzieci przecież w różnym czasie pokonują strach przed wodą, nawet te uczące się w jednej grupie. Ale chodzi o fakt, że oni w ogóle nie przewidują zajęć innych, niż nauka pływania w 3 miesiące. Zajęcia są półgodzinne, na basenie jest zjeżdżalnia, ale dzieci po wykonaniu swoich ćwiczeń nie mogą się pobawić, bo swoje zrobiły a na basen wchodzi nowa grupa. Więc patrzą tęsknie na tę zjeżdżalnię... Może dlatego zajęcia dodatkowe kojarzą się niektórym mamom bardzo źle...
joannabo
Aluc, wiem, ze nie ma Cię w pałestrze. Właśnie o to mi chodziło, że DZIĘKI Twoim zdolnosciom ominęły Cie rujnujące skutki przepychania sie i następnie odbijania sobie na innych swojego mozołu i poniżeń.

W ogóle to schematycznie myślicie, nie tak jak przystało na szczególnie uzdolnione icon_lol.gif icon_lol.gif icon_lol.gif - przyjmujecie statystyczną i potocznomyśleniową skalę sukcesu.

Nie deprecjonuję szkoły w oczach dziecka. Używam tylko argumentów, które są dla mnie wartościowe - że kiedy już sie coś robi, to robić to trzeba dobrze, że nauczycielom i ich pracy nalezy sie szacunek (i dlatego nie należy np. bazgrać) itd.
Ja tylko unieważniam system stopniowy, czym zresztą realizuję wprowadzoną niedawno reformę nauczania początkowego.

Ido, Kacprowi naprawdę pochwały nie sprawiają przyjemności. Pochwała go cieszy jako informacja, bo oznacza z reguły, ze nie musi poprawiać tego co zrobił.
Jako niepodważalny test traktuję to, że on się o pochwały NIE STARA, co czyniłby niewątpliwie, bo każdy sobie życie uprzyjemnia.
Wie, że nie ma sensu chwalić się rodzicom, ale on nikomu sie nie chwali, np. mojej mamie, której bynajmniej nie przekonałam o wadach pochwał, więc zaspokajałaby jego potrzebę komplementów z nawiązką. Ale on takiej potrzeby nie ma.
joanna
Adula
Joannabo, nie każdy kto musiał nieco więcej trudu włożyć w swoją edukację ma potrzebę odbijania sobie tego na innych. To zalezy od podejścia, czy za swoje niepowodzenia lubimy obwiniać innych, czy samych siebie. A może lepiej jest podejść do tego z odpowiednim luzem, przyjmując zarówno porażki jak i sukcesy za naturalną kolej rzeczy. Często jest tak, że na poniesienie porażki składa się szereg spraw, na które jako dzieci nie możemy mieć większego wpływu. Dzieci są też niestety często bezbronne wobec krytyki. Dlatego nigdy nie należy krytykowac dziecka za porażki, wręcz należy pochwalić za to, że się przynajmniej starał. Wtedy będzie łatwiej uniknąć sytuacji o której pisałaś, że niektórzy potem muszą się odgrywać na innych za swoje niepowodzenia.
W dzieciństwie dopiero się uczymy sobie radzić z problemami i jest to często bardzo trudne. Natomiast oceny należy zawsze przyjąć do wiadomości, ale zbytnio się nimi nie przejmować. Wiadomo, pochwały zawsze mile łetchają nasze ego, natomiast krytyka nie jest niczym przyjemnym. Niemniej zarówno bez jednego jak i drugiego nasze życie byłoby uboższe, bo nie wiedzielibyśmy, co jest dobre a co złe, gdzie popełniamy błędy. Aby wzmocnić w dziecku pozytywne zachowania, trzeba je za nie pochwalić. Natomiast krytyka też czasami jest potrzebna, ale najlepiej w możliwie jak najłagodniejszej formie, tak aby nie podkopywać w dziecku jego pewności siebie, lecz zachęcić do dalszej pracy.
Niestety każdy z nas spotyka się z ocenianiem przez innych. Tego nie da się uniknąć. Żyjąc w społeczeństwie jesteśmy czesto narazeni także na niesprawiedliwe oceny i do tego trzeba się po prostu przyzwyczaić, albo może nawet dla własnego zdrowia psychicznego zwyczajnie to olać.
Chyba jedyne co może nas czy nasze dzieci uchronić przed zgubnym wpływem ocen i krytyki to wypracowanie w sobie odporności nie. Nie ze wszystkim da się walczyć a już na pewno nie da się naprawić tego świata. Chociaż niejedna z nas chcialaby jak najbardziej przychylić nieba swojemu dziecku i na tyle na ile jest w stanie "naprawić" świat, lub chociażby otoczenie w którym się ono wychowuje.
joannabo
Adulo, ja nie "uodparniam" dzieci na oceny tylko zapobiegam temu, żeby wytworzył się mechanizm reagowania przyjemnością na pochwałę, a trudnym do zniesienia dyskomfortem na krytykę. Czyli nie buduję czegoś od podstaw tylko chronię coś, co jest dzieciom po prostu wrodzone.

Najbardziej dla zasady, z szacunku wobec dziecka, ale i z praktycznego celu niedostarczania otoczniu oręża, które może wykorzystać przeciwko moim dziecom. Moje dzieci są niesterowalne kijem i marchewką, trzeba je poprosić i wytłumaczyć sens i potrzebę zrobienia czegoś. No, jeszcze słuchaja poleceń, ale osób uprawnionych do ich wydawania.

Faktycznie to nie pochwała jest przyjemna, tylko kryjąca sie za nią akceptacja. A akceptację można wyrażać na różne sposoby i zaspokoić potrzebę akceptacji bez pochwał.
joanna
Adula
Jaoannabo. Też się zgadzam z tym, że lepiej okazać dziecku akceptację niż ostentacyjnie chwalić czy stosować metodę kija i marchewki. W zasadzie to chyba wszyscy wykazują odpornosć na kij i marchew i na pewno świadomość że jak coś zrobi dobrze to dostanie nagrode a jak źle to będzie ukarane w niczym dziecku nie pomaga. Bezsensem jest okazywać bezustannie zachwyt dziecku, lepiej ograniczyć się do jego konkretnych dokonań. Wiadomo, jak dziecko jest bezmyslnie chwalone to traci ufność i często przestaje wierzyć dorosłym, że rzeczywiście to czego dokonał jest coś warte. Natomiast krytyka może wręcz działać demotywująco. Ale zależy też za co jest ta krytyka. Kiedy np dziecko wykazuje jakieś wyjątkowo negatywne zachowania to trzeba jakoś dziecku dać do zrozumienia że źle postąpił no i oczywiście wytłumaczyć, dlaczego to zachowanie się nam nie podoba. Tak więc w pewnym sensie pochwały i krytyka mogą być czasem potrzebne. Tylko ja pochwałę rozumiem nie tylko jako westchnienia: ach i och, pięknie, cudownie! - tylko odpowiednie uzasadnienie dlaczego coś nam się podoba. I zgadzam się, że trzeba tłumaczyć i okazywać dziecku akceptację.

Ale tak w ogóle, to powiedzcie szczerze, czy zawsze udaje się Wam uniknąć okazywania zachwytu nad swoim dzieckiem czy też chwalenia się jego dokonaniami? Bo mnie osobiście czasami sie to nie udaje, szczególnie kiedy dziecko zrobi coś, co mi wielką radość sprawia. Wtedy to już nawet nie chwalę, tylko wycałuję i wymiętolę icon_smile.gif . Człowiek jednak czasami głupieje z miłości do swojego dziecka, ale w końcu i tak zchodzi na ziemię i się opanowuje dla jego dobra.
eDorka
Dawno tu nie zagladalam, a widze, ze dyskusja wyszla na wyzsze tory icon_smile.gif .
Nabardziej utkwilo mi toco napisala Rosa:
CYTAT
Nie miaÅ‚ trzech lat, kiedy liczyÅ‚ do stu, zaÅ› w wieku lat 3 jego rozrywkÄ… byÅ‚o rysowanie konturów wszystkich paÅ„stw europejskich i pytanie siÄ™ przedszkolanek, co dany kontur przedstawia. No, nie lubiÅ‚y go Panie  
I tak dalej. [...] był bardzo wrażliwy i niedostosowany społecznie.


Jakbym o swoim Wojtku czytala... (nie w sensie testow ze znajomosci konturow roznych panstw icon_wink.gif , ale tak ogolnie).
ez
W przedszkolu do którego Asia idzie jest program autorski i właściwie 5 latki czytają i rozumieją, liczą itd. Nie wiem czy to znaczy, że dziecko jest bardzo zdolne. Ja jestem z tych co to mówią geniusze, ale żadnych wielkich zdolności nie przejawiałam w dzieciństwie z tego co pamiętam. Poszłam normalnie do szkoły, gdize nudziłam się jak mops, dopiero jak nadeszła era olimpiad to się trochę wybiłam.
Ale jakoś nie czuję się geniuszem, tak naprawdę geniuszy znam kilku na palcach rąk icon_smile.gif Einstein np. jak pewnie większość wie nie mówił do 6 roku zycia a wszyscy brali go za dziecko upośledzone icon_lol.gif i jakoś doszedł do wielu rzeczy.
Ja nie chcę, żeby moje dziecko było wybitne, jakoś tak niemiło pamiętam ten czas szkoły podstawowej jednak odstawałam jak większość takich dzieci.
Myślę, że o wybitnych zdolnościach można mówić dopiero po 4 klasie szkoły podstawowej zwłaszcza w konkretnej dziedzinie. Bo tak naprawdę takie dziecko musi być bardzo twórcze jak Kasparow, którego nikt nie uczył grać w szachy tylko obserwował i pewnego dnia ograł rodziców hihi. O a w ogóle to się sprawdza dzieci grające bardzo dobrze w szachy w wieku 4-5 lat rzeczywiście potem wybijają się w grupie.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.