To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Bunt i rozpacz

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Ida.dorota
Tomek poszedł na dwa dni w tygodniu do przedszkola. Jest to przedszkole prywatne, może nie idealne, ale niezłe. Wybrałam je ze względu na to, że grupy są małe, pań więcej niż w państwowym i dano mi możliwość, by chodził tylko dwa razy w tygodniu, a mnie właśnie na tym zależało, żeby wchodził w to wszystko powoli i spokojnie. Jestem jeszcze w domu, więc może resztę czasu być ze mną. W wakacje chodziliśmy na przedszkolny plac zabaw, żeby mógł poznać panie i dzieci. Później, pod koniec sierpnia, chodziliśmy na dni adaptacyjne, spędzaliśmy w przedszkolu parę godzin, żeby mógł zapoznać się z rytmem dnia, zobaczyć, jak wyglądają zajęcia... Zostawiałam go wtedy na godzinę samego, ale zostawała z nim Ola (nie miałam gdzie jej zostawić, więc chodziła z nami). Nie płakał, bardzo mu się podobało, chciał bardzo chodzić do przedszkola, bo w ogóle chce robić wszystko to, co siostra, a ona do przedszkola chodzi (państwowego).
Kiedy po raz pierwszy zostawiłam go samego, znał doskonale wszystkich i wiedział o przedszkolu prawie wszystko wink.gif . Po długiej debacie pozwolił mi wyjść, ale chwilę później zaczął płakać i żadne próby uspokajania i zajęcia go się nie powiodły. Przepłakał cały czas mojej nieobecności. Kiedy przyszłam dwie godziny później, był cały spłakany, ale w ciągu kilku sekund dosłownie odzyskał humor, tryskał radością i bawił się świetnie do końca dnia, wcale nie chciał stamtąd wychodzić. Pod warunkiem, że będę z nim. Następnym razzem było tak samo. W domu raz mówił, że chce chodzić do przedszkola, a raz, że nigdy więcej tam nie pójdzie. W końcu zastrajkował generalnie i nie dałam w ogóle rady go ubrać, wił się, wył, bo to już nie był płacz, w końcu zasnął mi na rękach zanosząc się płaczem. Nie poszliśmy wcale (obudził się o 11). Postanowiliśmy, że będzie odprowadzał go tata. Niestety, nie było żadnej poprawy. Wył tak potwornie już przy rozstaniu, że słychać go było na całym osiedlu. Ale potem panie powiedziały mi, że udało im się go uspokoić, brał udział w zajęciach, zjadł obiad i bawił się na placu zabaw. Owszem, popłakiwał co jakiś czas, ale większość czasu było ok. Kiedy przyszłam po niego w okolicach drugiego śnaidania, panie odesłały mnie do domu. Został sam do obiadu. Ucieszyłam się bardzo, że jest jednak lepiej i jest nadzieja na to, że się zaadaptuje. Niestety, reakcją na samo słowo przedszkole jest płacz, Tomek od tego czasu nie chce zostawać w domu nawet z opiekunką, która bardzo lubi, zna od bardzo dawna i nigdy przy niej nie płakał, w nocy siusia znowu codziennie w pieluchę, choć jeszcze w zeszłym tygodniu większość nocy była sucha... (mieliśmy wpadki 1-2 razy w tygodniu).
Co byście zrobiły? Czy Waszym zdaniem koszt, jaki on ponosi nie jest zbyt wysoki? Czy należy dać mu jeszcze czas, skoro ostatnio zachowywał się w przedszkolu o wiele lepiej? W końcu, a związku z tym, że chodzi do przedszkola dwa razy w tygodniu, był tam dopiero 4 razy... Gdyby nie te niepokojące zechowania w dmu (płacz z opiekunką, siusianie) nie wahałabym się. Ale tak... W końcu miał tam chodzić dla przyjemności, żeby nauczyć się trochę bycia w grupie, mieć lepszy strat w przyszłym roku... [/b]
agabr
Ida a moze nie rezygnuj calkowicie , moze warto zeby Tomek zatesknil jesli nie chce isc ok nie idzie a za tydzien dwa...moze zateskni , rozumiem ze siostra nadal chodzi moze sam zadecyduje , ze chce isc.
Wiesz ja generalnie stosuje zasade nic na sile wiec niewatpliwie nie zmuszalabym.b
Ciocia Magda
Ida,
Ty znasz swoje dziecko najlepiej. Na pewno jesteś w stanie rozróżnić, czy próbuje Cię nagiąć, wymóc coś swoim zachowaniem - czy też faktycznie sobie nie radzi.

Zmiana zachowania - przede wszystkim to siusianie - są oznaką, że stres jest "prawdziwy" i że trzeba spasować. Inne takie objawy to koszmary nocne, zmiana rytmu (budzenie w nocy), utrata apetytu, tiki nerwowe, obgryzanie paznokci.

To najzupełniej normalne, ze 3-letnie dziecko nie czuje się na siłach iść do przedszkola. To wcale nie znaczy, że za rok czy dwa nie poleci do przedszkola jak na skrzydłach. A może jest tym typem, który nidgdy nie polubi instytucji tego typu?

Jeśli zaś dziecko jest znane jako "wymuszacz domowy", to mimo krzyków i awantur trzeba je prowadzić do przedszkola przez miesiąc a nawet dwa - i jeśli wtedy nic się nie zmieni, to tez zastanowić sie nad rezygnacją.
Ida.dorota
Magdo, niby znam, ale ja nie wierzę, że w sytuacji stresowej, tak trudnej, jak ta dla mnie, matka może być obiektywna. Momentami ściska mnie i mam ochotę płakać razem z nim, czasem umiem "wznieść się" trochę ponad i popatrzeć na sprawę obiektywnie. Ale tylko trochę.
Tomek jest buntownikiem. Jest uparty i nie cierpi, gdy się go usiłuje do czegoś przymuszać. Stosuje zazwyczaj taktykę: im bardziej mnie szukają, tym bardziej mnie tam nie ma... wink.gif Dlatego napisałam, że gdyby nie to siusianie i płacze przy opiekunce, nie wahałabym się jeszcze spróbować. A tak, wiem, że stres jest prawdziwy i że facet nie robi mnie w konia wink.gif ...
Wczoraj poddałam go testowi wink.gif : mamy znajomą, której córka nie została przyjęta do tego przedszkola. Mała wypytuje Tomka o wrażenia. Wczoraj znów go pytała, a jej mama, całkiem nieświadoma sytuacji, zaczęła mówić przy Tomku, jak żałuje, że jej córka nie może tam chodzić. I wtedy Tomek z własnej inicjatywy powiedział, że on chce chodzić do przedszkola. Dzisiaj noc była sucha, panie relacjonowały mi wczoraj, że kilka razy zaczynał płakać, ale sam się uspokajał i bawił ładnie cały dzień.
Wiem, że Tomek ma mieszane uczucia wobec przedszkola, że nie jest jednoznacznie nastawiony negatywnie. Chyba popróbuję jeszcze kilka razy, chyba, że to siusianie i płacze się nasilą...[/img]
agarad
Mi się wydaje, że dobrze by było aby rodzenstwo chodziło do jednego przedszkola i wówczas w chwilach kryzysu mógłby sie spotkać z sisostrą, widziałby się z nią również na placu zabaw, a w państwowwym tez perzecież nie ma przymusu że dziecko ma chodzić codziennie wybierzesz mu dni w które będzie chodził albo codziennie do południa i myślę że to rozwiązało by problem.
Ida.dorota
Niestety, u nas w państwowym przedszkolu nie ma takiej możliwości. Chętnych jest o wiele więcej niż miejsc i nikt nie godzi się na to, by dziecko zajmowało miejsce i chodziło tylko dwa razy w tygodniu. Jeśli chodzi o spotykanie się, to też nie wygląda to tak różowo, bo maluchy rzadko wychodzą o tej samej porze, co sześciolatki (maluchy leżakują po obiedzie, a starsze dzieci mają dużo zajęć przed południem, więc właśnie po obiedzie wychodzą). Dlatego nie zdecydowałam się na to rozwiązanie.
Żyrafo
Ja myślę, że on jest jeszcze za mały. Ciągnie go do dzieci, do zabawek innych niż w domu, do zabaw z innymi, ale nie czyje się na tyle duży, żeby wkroczyć w ten świat samodzielnie.
Moja córka w wieku 3 lat chodziła (już od prawie roku) na angielski, na zajęcia adaptacyjne dla maluchów i świtnie się bawiła dopóki miała mnie w zasięgu ręki (nawet nie wzroku). O przedszkolu nie było mowy. Jeśli bez mamy to ona nie pójdzie i już.
Czwarte urodziny stały się dla nas machnięciem czarodziejskiej różdżki. Poszła do przedszkola (prywatnego - może to samo? icon_biggrin.gif) i nie chciała już wrócić do domu, na angielskim z małego wypłosza, który siedział mi na kolanach, albo gdzieś za dziećmi, przeobraziła się w aktywną, pełną pomysłów śmiałą "uczennicę". Po prostu dorosła do samodzielnego zaistnienia w grupie.
Myślę, że jeżeli nie musi chodzić do tego przedszkola, to niech nabiera poczucia własnej wartości i bezpieczeństwa przy Tobie.
Ida.dorota
Za radÄ… Bryndzy icon_biggrin.gif robimy przerwÄ™ i zawieszamy Tomka w prawach przedszkolaka na dwa tygodnie. Potem zobaczymy...
Niby nie moczy się już tak często, ale w piątek, kiedy musiałam go zostawić z opiekunką, rozpaczał tak potwornie, nie spał, nie chciał jeść ani się bawić, że nie widzę sensu tego kontynuować.
sammy
Ida, wydaje mi się, że Tomek nie osiągnął jeszcze tzw. wieku przedszkolnego. to znaczy, że psychicznie nie jest zupełnie gotowy do tego by iść do przedszkola. Zresztą na ten temat możesz spokojnie porozmawiać z przedszkolankami. Dla mnie powrót do moczenia nocnego jest tego najlepszym przykładem.

Sama ze swoją miałam ten sam problem, bo młoda była w pierwszym tygodniu września cała na nie, łącznie z trzygodzinnym płaczem twającym non-stop, w drugim było ciut lepiej, ale tez potrafiła odstawić histerie przy rostaniu. Ale tylko przy rozstaniu, bo potem się uspokajała. Dzisiaj poszła po raz pierwszy bez tzw. "płaczu na końcu nosa". Uśmiechnięta władowała się siostrze na ręce, a ja opuściłam przedszkole bez tłumaczenia jej, że krzywdy przecież nikt nikomu tutaj nie robi. Ale ja w tym najgorszym tygodniu zapytałam się siostry jak jest z jej wiekiem przedszkolnym, a siostra powiedziała, że młoda jak najbardziej nadaje się do przedszkola tylko, że ma charakterek i chce wymusić zupełnie coś innego.

Poza tym Ty masz jeszcze inny problem. Mianowicie puszczałaś Tomka tylko 2 razy w tygodniu, co dla dziecka wg mnie jest gorszym stresem niż puszczanie go codziennie. Bo co? Raz zostaję z mamą w domu, a innym razem zaprowadzją mnie do przedszkola. To może byłem niegrzeczny albo mama mnie nie kocha. Wiesz, po małej główce chodzą różne myśli, szczególnie jak do tej pory większość czasu spędzał z mamą, a tutaj mama znika i niewiadomo kiedy wróci. Ja jestem zwolenniczką posyłania codziennie albo nieposyłania wcale, tak by dziecko wiedziało na czym stoi.

A może on poprostu nie osiągnął tego wieku przedszkolnego. Odpuść teraz i spróbuj jeszcze raz np. w styczniu.

pozdrawiam
s.
Ida.dorota
Nie zgadzam się z Tobą, Sammy, co do tego, że chodzenie dwa razy w tygodniu jest gorsze, niż pięć.
Czysto teoretycznie: skoro dziecko zostaje z rodzicami w weekend, a potem chodzi do przedszkola przez 5 dni, też powinno traktować ten czas jako karę: dwa dni mogłem zostać w domu, a więcej nie? Normalny cykl 5 dni przedszkola - dwa dni weekendu jest u nas po prostu odwrócony i weekend trwa 5 dni a przedszkole 2. Tomek jest przyzwyczajony do zostawania dwa razy w tygodniu z opiekunką, bo ja wychodziłam w tym czasie pozałatwiać swoje sprawy. Wiedział, że mama musi w tych dniach wyjść "do swojej pracy", jak to nazywał. I teraz, w te dni, zamiast zostać z opiekunką, miał czekać na mnie w przedszkolu. Bo mamy w tym czasie w domu nie ma i być z nią nie można.
Rozwiązanie to (dwa dni przedszkola w tygodniu) podsunął mi psycholog dziecięcy, do którego zwróciłam się o poradę w czasie, kiedy Ola miała kłopoty z adaptacją w przedszkolu. Ją posłałam właśnie od razu na 5 dni i klapa była totalna. Psycholog stwierdził, że jej reakcja raczej wiąże się z buntem, niż niedojrzałością (mnie samej było to bardzo trudno stwierdzić, bo Tomek był wtedy mały i obawiałam się wpływu tego czynnika na jej reakcję) i poradziła takie stopniowe wprowadzanie w przedszkolne życie. Udało się znakomicie. Ola chodziła najpierw z kimś z nas, potem (po mniej więcej 8 - 10 razach) postanowiła zostać w przedszkolu sama, a pod koniec roku szkolnego prosiła, czy nie mogłaby chodzić do przedszkola codziennie. Stąd mój pomysł, by analogicznie postąpić z Tomkiem.
Co ciekawe, panie w przedszkolu orzekły najpierw, że Ola do przedszkola nie dojrzała. Cieszę się, że nie zaufałam tej ocenie. Nie ufam też ocenie pań z przedszkola Tomka, które stwierdziły, że on jak najbardziej dojrzał do przedszkola. Nie zadały mi przy tym ani jednego pytania o jego zachowanie poza przedszkolem, czyli nie miały świadomości, że on moczył się w nocy częściej niż normalnie (teraz problem minął, tak naprawdę trwał kilka dni ). Uznały, że dojrzał na podstawie tego, że potrafił się bawić, kiedy mnie nie było, a jego płacz był krzykiem bez łez. Dla mnie nie ma to żadnego sensu. To, że dziecku nie lecą łzy, nie świadczy jeszcze o tym, że nie cierpi... A nie wiedząc o tym, czy dziecko nie cierpi np. na bóle brzuszka, nie ma trudności w zasypianiu lub nie zaczęło się moczyć, nie można orzekać o natężeniu stresu. Dlatego nie mam zaufania do znanych mi przedszkolanek w zakresie tego typu diagnoz i nie przywiązuję wagi do takich ocen.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.