Coraz bardziej zaczyna mnie wkurzać przedszkole Diany .
Na pierwszym zebraniu deklarowaliśmy na jakie zajęcia dodatkowe dziecko będzie chodzić. Zdeklarowałam, że NIE BĘDZIE chodzić na angielski. Przy opłacie za październik intendentka policzyła, za ten angielski . Mój mąż jednak wykazał się przytomnością umysłu i nie zapłacił. Pani prosiła, żebyśmy się zastanowili i jeśli się zdecydujemy, to żebyśmy następnego dnia przynieśli pieniążki. NIE PRZYNIEŚLIŚMY.
Kilka dni temu okazało się jednak, że Pani intendentka za nas założyła i mamy jej oddać , bo nie powiedzieliśmy jej, że ma nie chodzić . A ja w swojej naiwności sądziłam, że Diana chodzi (opowiadała o angielskim), bo Paniom nie chce się zajmować 2 czy 3 dzieci, które nie chodzą.
Tak naprawdę powinnam jej powiedzieć, że nikt ją o to nie prosił, a my wyraźnie w deklaracji napisaliśmy, że angielski - nie. Z drugiej strony boję się później jakiejś złośliwości ze jej strony (a wpływ kobita ma na wiele rzeczy), bo: mogą nie przyjąć Diany w przyszłym roku lub nie umieścić jej w grupie z bratem, tak jak zresztą jest to w tym roku (są dwie grupy równolatków).
Sytuacja ta spowodowała, że Diana chodziła na angielski i lubi go. Jeśli teraz przestanie, to będzie jej przykro. Chciałam właśnie tego uniknąć. Zaplanowałam dla niej inne zajęcia dodatkowe, a na opłacenie obydwu mnie nie stać.
Już nawet zastanawiam się czy ona nie prowizji od zwerbowanych dzieci .