Hmm, pewnie dla wielu z Was ten problem nie istnieje - ale dla mnie to duży stres.
Nie potrafię łykać tebletek - okropność.
Każda choroba to dla mnie przede wszystkim wizja oakowania antybiotyków , które będą musiały przejść przez mój niechętny temu przełyk.
Właśnie teraz choruję sobie troszeczkę i dwa razy dziennie przeżywam horror - czeka na mnie tabletka, którą będę musiała przełknąć.
Za każdym razem długo, długo zastanawiam się zanim to zrobię, uspokajam się wewnetrznie i wmawiam sobie, że ta cholerna tabletka spokojnie trafi do żołądka.
A i tak wkładam ją do buzi okropnie zestresowana z wizją siebie na intensywnej terapii
A potem, choć wiem, że spokojnie przeszła przez wstrętne gardło, długo, długo czuję ją przyklejoną do gardóła i wypijam hektolitry wody..
Czy to już psychoza???
Czy zagrożenie zakrztuszeniem się czy udławieniem jest realne?
Czy nektóre osoby (np, ja ) są na to bardziej narażone?
I dlaczego nie potrafię łykać tych wstrętnych prochów??
Jak sobie z tym radzić????? - nie wszystkie leki są dostępne w płynie czy zastrzykach (zawsze o to proszę lekarzy - patrzą zdziwieni...)
Macie jakieś sposoby na bezpieczne i bezstresowe łykanie leków?
Czy każdą tabletkę można rozgnieść? (co z tymi w kapsułkach??)
Czy ktoś jest też w takiej sytuacji, jak ja?? - bo już myślę o sobie, że jestem świrnięta...
Bardzo zestresowana przed łyknięciem kolejnej porcji leków: