Moje obie alergiczki są (no jedna już była) żłobkowe.
Przy Gabrysi zrobiłam szczegółową listę czego nie może jeść. Bardzo szczegółową, z wymienieniem wszystkich potraw, bo paniom zdarzało się nie kojarzyć, że dziecko uczulone na nabiał i jajka nie tylko nie może jeść naleśników z serem, ale te z jabłkami też nie są wskazane
Z tym, że Gabryśka miała alergię, że się tak wyrażę "w normie"
Natomiast Majce, megaalergiczce, która może jeść dosłownie kilka produktów na krzyż, noszę wszystko swoje i nie płacę za posiłki. Tak się dogadałam z kierowniczką, a panie wiedzą, że oprócz tego, co znajdą w szafce mogą jej dać tylko wodę do picia.
Zrobiłam tak z dwóch względów - po pierwsze, żeby panie nie miały problemu z gotowaniem dla niej, bo przy jej baaaaaardzo ograniczonej diecie miałyby bardzo utrudnione zadanie. A po drugie - przy takim sposobie żywienia nadal mam pełną kontrolę nad tym, co dziecko je i nie zdarza się, że ja wprowadzę coś nowego a jednocześnie panie przez pomyłkę dadzą coś innego. A takie sytuacje miałam przy Gabryśce.
Ale panie w sumie bardzo się starają, a wszelkie ewentualne wpadki nie wynikały ze złej woli tylko z braku doświadczenia w postępowaniu z alergikami.