To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

dlaczego siÄ™ ranimy ?

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

agutek
Po kilku nie miłych przejściach i diametralnej zmianie stosunków z osobą która była kiedyś dla mnie jak otwarta książka... po tym jak czytam liczne posty o stosunkach małżeńskich i rodzinnych - nasuwa mi się pytanie - dlaczego się ranimy?

Najbliźsi którzy powinni być podporą stają się zakałą w chwili kiedy pojawia się sprzeczność interesów. Wydaje mi się że nie potrafimy rozmawiać. Słuchamy tylko po to żeby móc wypowiedzieć swoje zdanie. Żadnego "złotego środka" - jeśli nawet się pojawia to albo teoretycznie albo praktycznie chwilowo.

Czasem przyłapuję się na tym że nie mogę wycisnąć z ust słowa krytyki w stosunku do osoby bliskiej. Przecież w momencie kiedy zwracam uwagę - wcale nie krzykiem - chcę doprowadzić do jasności sytuacji. Osiągnąć stan w którym moje oczekiwania będą jasne.
Wzrokowe insynuacje między spiskowcami (przeważnie w sporze tworzą się dwa obozy), milczenie wiele mówiące jest okropne. Ja w dzieciństwie przeżywałam ciche dni, miesiące moich rodziców i pielęgnuję naszą komunikację. Gorzej jest z dalszymi mającymi dla nas duże znaczenie.

Nie wiem dlaczego wystarczy mieć odmienne zdanie żeby stać się czarną owcą w zagrodzie. Dlaczego tak trudno jest zachować swoje zdanie bez konfliktów?
Dlaczego mąż z żoną, teściowa z synową... matka z dzieckiem nie mogą poprostu porozmawiać. Dlaczego pojawiają się wzamian komunikaty albo jeszcze gorzej milczenie
I jeszcze jedno: dalczego życzliwi tak chętnie wchodzą z butami w życie swoich najbliższych i tak wspaniale są przygotowani do dyktowania jak żyć.

Dlaczego?

agutek
domi
No właśnie dlaczego icon_question.gif icon_question.gif icon_question.gif icon_question.gif icon_question.gif
agutek
No właśnie - chyba pytanie bez odpowiedzi... chyba że ktoś wie icon_confused.gif
kasiarybka
Agutku....gdybym to ja wiedziała, dlaczego tak jest.
Zgadzam siÄ™ z TobÄ….
Też nie raz zadawałam sobie pytanie, dlaczego tak ciężko znależć jest takiego przyjaciela, który zawsze byłby za Tobą i w dobrych i w złych chwilach.
Który by nie oceniał.
Nie podejmował za Ciebie decyzji.
Nie wciskałby Ci na siłę swojego zdania.
Nie uzdrawiał Twojego zycia.
Nie byłby zawsze mądrzejszy.
Tylko wysłuchał po prostu.
Zapłakał razem.
Powiedział, ze współczuje.
Że rozumie.
Kiedy tylko pozwolę komuś przybliżyć się do mnie, lub czasami zapytam o zdanie zaraz staje się on moim doradcą.
Nie chcę doradców.
Radzę się z moim mężem.
Chcę przyjaciół.
Kiedy mam przeciwne zdanie niż ten człowiek, zaraz on odchodzi i mówi, ze pewnie jestem głupia, bo nie rozumuję tak jak On.
Bo jestem jeszcze za młoda.
Bo niedoświadczona.
Bo siÄ™ pewnie po prostu nie znam.
A ja się znam, głupia nie jestem tylko myślę czasami inaczej.
Agutku, ja wierzę w lepszy świat.
Czytając takie posty, jak Twój utwierdzam się w przekonaniu, że jednak ludzie chcą się zmieniać na lepsze, chcą uzdrawiać swoje życie.
Życzę Tobie i sobie bezkonfliktowych, szczerych, przyjacół...nawet jeśli mieliby mieć odmienne zdanie niż Ty.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.