Przychodzą czytelnicy, do których wysłałam w piątek upomnienia w związku z przetrzymaniem książek. Muszą płacić kary od 6,50 do prawie 30 zł. Było ich tym razem wyjątkowo dużo, bo nie wysyłałam pism w czasie wakacji, wiedząc, że ludzi może nie być w domu.
No i niestety część tych osób bardzo nieprzyjemnie się odzywa i zachowuje, twierdząc z uporem maniaka, że "przecież biblioteka była w wakacje zamknięta". Mówią, że byli tutaj KILKA RAZY. Kiedy pytam, czy zapoznali się z treścią wywieszki na drzwiach, odpowiadają, że właśnie tam było tak napisane.
A tam jest OD LAT napisane, że biblioteka jest nieczynna w czasie wakacji w soboty. Ludzie "nie widzą" tych słów "w soboty". Co ja mam na to poradzić???
Niektórym proponuję że przejdziemy się do drzwi i zobaczymy razem. No to wtedy zamiast pójść już jestem wręcz obrzucana inwektywami. No a w ogóle to to, że ktoś ma zapłacić "sucho" wyliczoną karę zgodną z regulaminem jest dowodem mojej NIEUPRZEJMOŚCI. Bo "za poprzednich pań nie miał takich problemów". Wierzę, lecz bynajmniej nie jest to kwestia charakteru bibliotekarza .
Ale wiecie, co najbardziej boli? To, że jak mróweczki pracowałyśmy przez wakacje (gdy jedna szła na urlop, druga pracowała ze zdwojoną siłą), obsłużyłyśmy w tym czasie 1930 osób, wypożyczyłyśmy 3241 książek, przyjęłyśmy i opracowałyśmy paręset książek, nie mówiąc już o zajęciach dla dzieci nie wyjeżdżających z domu...
A ktoś mi próbuje wmówić, że cały ten czas leżałam do góry brzuchem, jemu na złość, i jeszcze każę mu za to płacić...
Nie oczekuję odpowiedzi, chciałam się tylko wyżalić...