To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

smutek po stracie jest nie do ogarniecia umyslem:(

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

niki28
coz moja historia jest dluga i dzieli sie na 4 czesci,z czego....zreszta po kolei...

mam teraz 29 lat,kiedy 1 raz zaszalam w ciaze mialam zaledwie 20...wiec slub bylismy razem juz 4 lata wiec nie bylo to dla nikogo niespodzianka i mialo byc tak pieknie...tydzien przed weselem zaczelam krwawic mial byc to okolo 7 ,8 tydzien...poszlam do lekarza ,lekarka po zbadaniu stweirdzila ze jest to zwykly okres i ze prawdopodobnie to nie byla ciaza...ale przeciez 2 testy wyszly mi pozytywnie..ona do mnie tak sie zdarza jest pani mloda..cale zycie przed pania...dala mi jakis zastrzyk,powiedziala ze on pomoze organizmowi sie oczyscic..bylam taka mloda i naiwna...

po okolo pol roku doszlam do siebie...i....zaczelam odczuwac przeogromna potrzebe zajscia w ciaze,czulam ogromny przyplyw uczuc macierzynskich...wiec zaczelismy sie starac,maz tez widzial ze pragnelam dziecka najbardziej na swiecie..potrzebowalam spelnienia jako matka...
po roku prob zaczelam podejrzewac ze cos jest nie tak,lekarze,przychodnie,w koncu dowiedzialam sie o wlsanialych specjalistach na slasku,wprawdzie to bylo okolo 70 km w jedna strone ale zdecydowalismy sie,leczenie bylo skompplikowane,czesto bolesne,trudne psychicznie,oczywiscie nieziemnsko drogie...teoretycznie nie bylo przeciwwskazan..jedynie moje narzady rodne (wewnetrzne)byly jakby po przebytym poronieniu ktore nie zostalo prawidlowo zakonczone tzn(nie mialam zabiegu wylyzeczkowania) doprowadzilo to do zrostow....
wiec operacja w celu udroznienia..nie wachalam sie..czulam ze niedlugo wszystko bedzie dobrze ze zaplonie we mnie ten plomyczek zycia ktory bedzie oswietlal mi droge zycia...
operacja byla trudna,dluga..potem rechabilitacja...wiele bolu ,cierpienia,poswiecen ze strony mojej i meza...
w koncu po jakims czasie poczulam sie inaczej jakby jakies swiatlo we mnie zajasnialo ,jakby jakies dobro i szceascie rozgrzalo moje serce...
wizyta kontrolna .i...pani lidziu to 7 tydzien...patrzylam na to malenstwo i plakalam z radosci,bylismy tacy szczesliwi ,po 4 latach prob,leczenia....cudowny plomyczek zaplonal...
jednak radosc nie trwala dlugo zaczelam plamic,trafilam do szpitala z diaghnoza..ablacja czyli czesciowe odklejenie sie kosmowki...szpital i lezenie przez okolo 2 miesiace...ciagly strach ,kilka krworokow...obawy,lekarze dawali male szanse...ale ja powiedzialam ze zrobie wsz by sie urodzilo..czulam juz wiedzialam ze to dziewczynka..natalka...tak mielismy dac jej na imie..lezalam praktycznie cala ciaze..na koniec 8 miesiaca urodzilam sliczna coreczke,zdrowa i kochana,dzisiaj ma 4 i pol roczku i jest dla mnie swiatlem nadziei i wszystkim co w zyciu wazne...

po 2 latach znow poczulam sie inaczej,zrobilam test,pozytywny,cieszylismy sie ze natalia bedzie miec towarzystwo...balam sie isc do lekarza od razu,jesli cos ma sie wydarzyc pomyslalam niech sie dzieje wola nieba...ale o dziwo wsz bylo ok...okolo 10 tyg poszlam do lekarza by potwierdzil ciaze ,potwierdzil ,potem usg...i...diagnoza zywcem z piekla...ciaza martwa...podobno nosilam ja okolo 3 tyg martwa ..to byl szok:( chcialam to potwierdzic udalam sie znowu na slask...znowu lekarze,usg i....nie ma ciazy mam 2 zdjecia jedno i drugie dzieli okolo 24 godziny,nie mialam plamienia krwawienia nic...co sie stalo z moja ciaza????lekarz stwierdzil zaburzenia hormonalne podano mi lek na wywolanie okresu...ale nikt nie pomyslam jak czulam sie wewnatrz,3 miesiace chodzilam ze swiadomoscia ze jestem w ciazy w ktorej nie bylam.lekarz chciala zrobic mi zabieg ,choc go nie potrzebowalam:((((((((( O CO CHODZI W TYM WSZ?????

minely kolejne 2 lata...rany zabliznione ,serce juz nie krwawilo tak mocno,praca,szkola,dom,obowiazki,malo czasu dla sieie..i nagle znowu to ucucie ciepla pod sercem...zaburzenia hormonalne pomyslalm..balam sie myslec ze to ciaza..ale to byla ciaza najprawdziwsza....

do 3 miesiaca bylo wsz w porzadku,potem wsz zaczelo sie psuc,temp 40 stopni nie wiadomo skad,potem plamienie...znowu odklejenie kosmowki...szpital ,leki,placz,znowu rozpacz,strach przed jutrem...po 2 tygodniach lekarze wypuszczaja mnie do domu z lekami..duphaston...nospa...lezenie...znowu temperatura 40 stopni ,drgawki...
znowu szpityal i krwotok..ale usg powiedzialo wsz w porzadku...radosc ,lzy szczescia...mijaly dni,lezenie kaprogest....zapalenie nerek,klopoty z ukladem moczowym...ciagle cos..bylam wyczerpana i coraz bardziej balam sie o dziecko...coraz mniej czulam to ciepelko pod sercem i czulam ze moj plomyczek gasnie....icon_sad.gif((((( bylam bezradna...20 marca 2006 usg balam sie tego badania bo...czulam ze nie jest dobrze... brak pulsu...brak odruchow zycia...bardzo mi przykro slowa lekarza ktorego znam od lat docieraly do mnie jak przez sen,okrutny sen...to byl 17 tydzien,to nie mozliwe...odeszles odemnie miales miec na imie przemus:((( kocham cie i na zawsze pozostaniesz w moim sercu... dzisiaj minely 4 dni odkad sie dowiedzialam i 2 odkad go urodzilam ,jestem juz w domu ale moje serce jeszcze nie wrocilo...

jesli jest tu ktos kto wie jak pozbierac sie na nowo i zaczac zyc...prosze o kontakt na gg...czuje ze pewna czesc mnie umarla po raz kolejny a przeciez mam coreczke ,cudowna rodzinke ,meza musze dla nich jakos sie pozbierac....
POMUSZCIE..BLAGAM...

pewna ona z daleka....
monika3580
Droga niki bardzo ci współczuje wiej jak to boli sama poroniłam 11 marca 2006 Nie znam sposobu na tą rozpacz ale mi osobiście pomogły dziewczyny z forum na stronie www.poronienia.pl tam też znajdziesz grupy wsparcia napewno jest jakaś w okolicach twojego miasta. Myśle o tobie i wierze że jak każdej z nas uda ci się znalezć siły aby to przetrwać.
Monika
niki28
W moim przypadku jest jeszcze bardzo swieża rana choc zdaje sobie sprawe ze mnóstwo kobiet przezywa to samo co ja...właśnie teraz...w tym momencie...icon_sad.gif i moze to egoistyczne ale ten fakt jest w jakiś sposób pocieszajacy...tzn nie dlatego ze inne kobiety tez cierpia ale dlatego
że nie jestem jakaś inna,jakaś wadliwa...bo sama wiesz że na początku te myśli obwiniania się,utraty własnej wartości są wykańczające psychicznie...

kiedy znalazłam to forum i inne w necie zrozumiałam że lekarze mówili do mnie prawde że tak się często zdarza...że nie jestem sama w tym cierpieniu..jednak jego słowa do mnie nie trafiły...dopiero po przeczytaniu wypowiedzi na tym forum...czytałam i płakałam cierpiąc razem z innymi dziewczynami i jednocześnie uzmysławiając sobie że nie jestem jedyna ani wybrakowana,że po prostu tak miało się wydarzyć...

ktos podpowiedzial mi cos co moze pomoze tez innym cierpiÄ…cym kobietom...
codziennie zapalamy swieczkę na parapecie w pokoju gościnnym dla naszego Przemusia i dzięki temu patrząc na ten płomyczek łatwiej mi ,nam pogodzić się ze stratą...

nie wolno obwiniać ani siebie ,ani partnera ,ani Boga nikogo...ja się staram szukac pocieszenia w rodzinie...bo w każdym człowieku jest iskierka Boga...i w modlitwie choc nie tej typowej,po prostu rozmawiam w myślach z Bogiem,formułując myśli,nigdy żale i wyżuty...to bardzo mi pomaga...no i wiersze ktore przelewajac na papier pomagają mi troszkę oderwać się od rzeczywistości...

ale gaduła ze mnie:) wybaczcie...bede wam pisac jak sobie radze...
może tym teraz ja komuś pomogę bo mi to forum otworzyło oczy i otarło łzy...

dziękuje...
OlivkaMamaNorbercika
Droga Niki icon_exclaim.gif
Åšciskam CiÄ™ bardzo mocno przytul.gif
Mam koleżankę, której droga do dwójki dzieci również była bolesna i ciernista icon_sad.gif
Zanim urodziła Bartusia i Zuzię miała około 8 poronień. Straciła również córeczkę Olę, która urodziła się z wadą serca i żyła zaledwie 20 dni icon_sad.gif

Boże brakuje mi słów jakimi mogłabym Cię pocieszyć, bo wyobrażam sobie jak wielkie jest Twoje cierpienie icon_cry.gif
Ja również straciłam pierwszą ciążę, ale na samym początku, a Ty straciłaś już duże dziecko icon_sad.gif

Bądź silna icon_exclaim.gif Twój synek jest Aniołkiem i jest bardzo szczęśliwy u boku Boga icon_exclaim.gif Z pewnością nad Wami czuwa icon_exclaim.gif Jego śmierć rozłączyła Was tylko na czas życia ziemskiego. Kiedyś wszyscy się spotkacie po tamtej stronie i wtedy już na całą wieczność będziecie razem icon_exclaim.gif

Oto mój nr gg 3094359. Zaklikaj do mnie jeśli będziesz potrzebowała by ktoś Cię wysłuchał.
amania
niki, wejdź na tę stronę https://www.dlaczego.org.pl/
tam znajdziesz sporo osób po podobnych przejściach
niki28
dziękuje że napisałaś do mnie...

za każdym razem kiedy ktoś napisze,to tak jakby Bóg poklepał mnie po ramieniu...

czasem zdarzało mi się wątpić w ludzi....teraz widzę że choć się nie znamy osobiście jednak stanowimy jedność,jedną nierozłączną całość...bo wszyscy przeżywamy radość i wszyscy doświadczamy cierpienia...

przed ta ciążą byłam pewną siebie ,twardo stojącą na ziemi osobą..teraz gdzieś przy zabiegu lekarz pozbawił mnie też mojej tożsamości...
muszę ją na nowo odnaleść by móc wrócić do życia i żywych...

masz racje kiedyś spotkam mojego aniołka,wszystkie moje aniołki i cieszę się na tą chwilę,chociaż wiem że moja misja tu jeszcze się ie skończyła ,jeszcze wiele trudnych dni przede mną....

pociesza mnie pewne zdanie Paul'a Coelho'a " Bóg doświadcza nas tylko takim cierpieniem jakie jesteśmy w stanie znieść....."

serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz dziękuje za odpowiedź..
Moette
Droga Niki,
Moje Dziecko, Jimmi, a raczej Jeremiasz tez nie mial sily by zmusic serduszko do pracy. Tez od 15 walcze z mrocznym uczuciem, ze to jednak moja wina, ba nawet o tym doskonale wiem, bo podejrzewam co bylo powodem,ale... nie chcialam o tym.
Mi nie pomaga swiadomosc, ze to sie zdarza, wrecz jest to dla mnie odrzucajace, ze swiat moze byc taki niesprawiedliwy. Pocieszam sie tylko mysla, ze Bog wie co robi i byc moze jeszcze nie jestem gotowa na dziecko. W tej chwili mysle, ze juz nigdy nie bede gotowa, bo strach mnie paralizuje. Ze szpitala wypisali mnie 18, tydzien w domu byl piekem, teraz juz w pracy. Kolezanka rozmawila z terapeutka znajoma, poradzila mi, zebym pisala listy do Jimmiego, a juz na pewno nadala mu imie. Moze mi tez pomoc symboliczny pogrzeb, ale ja nie chhce w to wciagac mojego meza, bo ona jakos lepiej (chyba) to znosi - przynjamniej nie daje po sobie znac, choc wiem, ze cierpi, nie chce rozgrzebywac ran. Nie potrafimy o tym z soba za bardzo romawiac. To straszne, ale naprawde sie kochamy. On mowi, ze ja przynajmniej mam znajomych, z ktorymi moge o tym porozmawiac, a on?? Pomyslalam sobie, ze popelniam blad, bo skoro ja musze o tym rozmawiac, potzrebuje pocieszenia, choc wkurza mnie ekstremalnie, jak slysze czy widze(GG) - "przykro mi. Wiem, ze moj maz nie potrafi mnie pocieszyc, albo wybiera nieodpowiednie argumenty. Mowi "nie poddamy sie, za pol roku znowu sprobujemy", ale nie wiem czy on nie rozumie czy po prostu nie wie co innego powiedziec - przeciez to nie chodzi o po prostu bycie mama tylko o to, ze Jimmiego juz z nami nie ma. Trudno sie pozbierac, czasmai jestem cyniczna raniac w ten sposob innych, np. bratowa zapytala ostatnio jak sie czuje? A jak niby mam sie czuc?? Pare dni temu mialam do tego wszystkiego urodziny - tez kumpela poradzila mi, zebym zrobila cos szalonego, tak zeby pamietac kazdy rok, zeby byl inny. Ale ja nie musze nic robic, przeciez nie zapomne tych urodzin do konca zycia....
Mialam Cie pocieszyc, tak naprawde nie potrafie, bo samej mi ciezko.
Inna znajoma napisala mi, ze to nie ja decyduje o zyciu i smierci i ze w czasie wojny dzieci sie rodzily, bo mialy sie urodzic, a mojemu widocznie nie bylo dane.

Jimmi mial 11 tygodni, ale umarl prawdopodobnie w 9, chyba nawet wiem kiedy...
niki28
Witam cie i ciesze sie ze napisałaś...

Tak dobrze wiem co czujesz..tak doskonale cie rozumiem...

To świetny pomysł z pisaniem listów do twojego synka...ja spisuje myśli,czasem tworzą się z nich wiersze...to pomaga troszkę pomaga by chociaż deczko cierpienia spłyneło na kartkę papieru...
mi również pomaga zapalanie świeczki,gdy bardzo mi brakuje tego ciepła pod sercem wtedy zapalam świeczkę i jak widzę ten czysty płomyczek to myślę że mój synek jest teraz aniołkiem i kiedyś się spotkamy jak moja misja tu na ziemi się zakończy...

mam do ciebie ogromną prośbe porozmawiaj ze swoim mężem ..o cierpi ogromnie a to że zamknął się w sobie mnie przeraża...musicie porozmawiać i razem zapłakać nad waszym dzieckiem...zaproponuj mu że zapalicie świeczkę,nie pozwól mu udawać że jest taki twardy ,powiedz mu że nie oczekujesz tego wcale ze chcesz by pokazał swoje uczucia...

on się tak zachowuje bo wydaje mu się że jak bedzie zachowywal sie normalnie to ty tez wrocisz do normalności ,ze nie bedziesz tak dlugo cierpieć gdy on bedzie twardy za was dwoje...

macie siebie !!! pamietajcie o tym ,kochacie sie i to jest wspaniale...my tez z mezem przezylismy kryzys,straszny,okropny...a potem gdy razem poplakalismy gdy mu powiedzialam ze nie musi byc twardy zaplakal jak dziecko i uwierz mi to byl 1 raz kiedy widzialam go placzacego,myslalam ze serce mi peknie..bo poczulam jak bardzo bardzo mocno go kocham...

jestesmy ze soba juz prawie 14 lat,bywalo roznie ,stracilismy w sumie 3 dzieci...czasem watpilismy ...

teraz wiem ze Bog dal nam nasza milosc bysmy mogli przetrwac najgorsze burze i blagam cie pamietajcie o tym...

jesli chcialabys ze mna porozmawiac podaje ci numer gg 4240735

sciskam cie mocno
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.