Zaczne od siebie.Mam na imie Jagoda,ok 2 miesc. temu stracilam swoje ukochane malenstwo
.Ciąża obumarła w 6 tyg...a z martwym dzieciatkiem chodzilam jakies 4 tyg
.
Strasznie to przezylam i niestety dalej przezywam.Wskrycie oplakuje mojego bobaska.Mam wrazenie ze teraz przezywam to inaczej niz wczesniej.Nie moge patrzec na kobiety w ciazy(a ciagle je widze!!!),mam lzy w oczach gdy widze szczesliwych rodzicow trzymajacych swoich malych,placzacych szkrabow na rekach.Czuje zlosc,dlaczego mi nie wyszlo.DLACZEGO???!!Zloszcze sie sama nie wiem na co...oczywiscie zycze tym kobietkom z calego serca wszystkiego najlepszego.No ale nie moge sie z tym pogodzic ze innym wyszlo a mi jakos nie...
Wszyscy wokol mnie juz dawno o tym zapomnieli,to mnir najbardziej boli,ze gdy zaczynam mowic o tym ze dalej jest mi ciezko widze zdziwienie w oczach.Ostatnio uslyszalam pocieszenie pewnej pielegniarki:"czym tu sie martwic przeciez kobiety ronia"!!!!!Okropnosc,mialam ochote dowalic tej babie,bo lepiej nic nie mowic niz plesc takie glupoty.Mozna o tym pisac i pisac...No nic,krotko mowiac jest mi wciaz zle i tesknie za moim malenstwem....to przeciez moje dziecko....dziecko a nie zarodek.to byla mala bezbronna istotka,ktora bezpowrotnie stracilam.A teraz boje sie kolejnej porazki