To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Tak strasznie siÄ™ bojÄ™...

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Asieniek
Jesteśmy małżeństwem od 9 lat. Tydzien temu mąż mi powiedział, że już właściwie mu na mnie nie zależy. Jest ze mną tylko ze względu na dzieci, które zresztą go denerwują i nie lubi z nimi być, ale ma poczucie obowiązku. Nie chce mu się wracać do domu.
Daje mi jeszcze ostatnią szansę - mam się zmienić, być taka jak na początku naszego małżeństwa - wesoła, szczęśliwa, radosna, skupiona na nim...., taka jak przed dziećmi....

Wiem, że się zmieniłam. Mam mniej czasu - pracuję, dbam o dzieciaki (6 i 3 lata), dbam o wspólnie zbudowany dom. A męża nie ma... Kilka lat temu założył firmę i poświęcił jej się całkowicie. Wybywa z domu o 9-tej, kiedy mnie już nie ma, wraca o północy. Niedziele wyglądają podobnie, a jeżeli zdecyduje się zostac w domu, to widzi nagle że źle wychowałam dzieci, bo hałasują, są absorbujące, mają własne zdanie, ciagle coś chcą....

Zaakceptowałam ten stan rzeczy, widziałam, że firma daje mu radość, a dom męczy. Kilka razy w ostatnich latach zdobyłam sie na rozmowę, powiedziałam, że źle się czuję w takim układzie, że chciałabym abyśmy byli normalną rodziną, gdzie dzieci nie sa tylko moje, tylko wspólne, gdzie czas spędza sie razem. Moje słowa wzbudziły tylko złość i agresję - bo jak on ma wracać do okropnych dzieci i żony, która już nie jest radosną i rozszczebiotaną, wpatrzoną w pana i władcę dziewczyną.

Czuję się okropnie. Przystawił mi pistolet do głowy i oczekuje, że będę się śmiać i tańczyć, a tymczasem jedyne, co czuję, to paniczny strach. Moje próby powrotu do normalności (bo jednak wygrzebałam z pamięci jak to było 9 lat temu) napotykaja na mur obojętności i złości - bo nie jestem naturalna, tylko widac, że robię to na siłę...

W ramach okazania dobrej woli został w niedzielę w domu i zajął się wychowywaniem dzieci. Efektem były krzyki, klapsy, płacz i wymioty u malucha. Córa schowała się w swoim pokoju i bała się wyjść. Jak poszłam do niej - obraza majestetu, że znów "trzymam" z dziećmi a on jest na drugim planie.

Nie wyrabiam, czuję się jak w matni. Źle mi z nim, ale wiem, że bez niego będzie mi jeszcze gorzej. Chyba ciągle go jeszcze kocham. Cały swój świat zbudowałam wokół męża i dzieci. Moje rodzeństwo go nie toleruje, postawił sprawę jasno - albo ja albo oni. Wybrałam męża. Nie mam znajomych - i tak nie mogłam nigdzie wychodzić, bo nie miał kto zostać z dziećmi.

Do tego boję się zwykłych, zyciowych problemów - straty pracy (bo firma, w której pracuję nie stoi najlepiej), palenia w piecu węglowym, awarii w domu, samochodzie, wszystkich tych problemów, które zwykle załatwia męzczyzna.
Nie mam nikogo, kto mi może pomóc - tata nie żyje, mama jest schorowana i sama wymaga mojej pomocy, nie mam przyjaciół, nikogo...
Gdyby nie dzieci - juz bym nie żyła. Ale nawet tego nie mogę zrobić, bo wtedy dzieci trafią w silne ręce tatusia. Chciałabym zasnąć i obudzić się za 20 lat.

Wygadałam się, ale wcale mi nie lepiej.
sylpa
Asieńku,
właściwie nie wiem co Ci napisać. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, dlatego mi trudno. Wszystkie frazesy typu: "będzie lepiej" też pewnie niewiele pomogą. Najbardziej uderzył mnie stosunek Twojego męża do dzieci. Szczerze mówiąc rzeczywiście bardzo rzadko się coś takiego spotyka. Że też niektórzy nie potrafią docenić tego co mają: zdrowe dzieci, troskliwą żonę, prawdziwy dom...
Skoro rozmowa z mężem nie pomaga, a Ty nadal go kochasz, może warto porozmawiać z kimś z jego rodziny? Nie wiem, czy utrzymujecie kontakt z teściami, czy on ma rodzeństwo? Jeśli tak, czy ich zdanie coś dla niego znaczy? A może ktokolwiek kto jest dla niego autorytetem mógłby delikatnie z nim pomówić (żeby nie było wiadomo, że to Twoja inicjatywa)? Czasami takie spojrzenie z zewnątrz coś porusza...

Mimo wszystko jestem z Tobą, trzymam kciuki i daj znać co słychać
sylion
Potwornie mi przykro bo chcialabym powiedziec cos na pocieszenie ale nie mam pojecia co sie mowi w takim przypadku i czy to cos Ci pomoze. A tak bym chciala...
Bluzgnelabym za to.
Mam nadzieje ze TSZM nabierze jednak z czasem troche rozumu i doceni jak wartosciowa ma kobiete u swojego boku.
pozdrawiam cieplutko
Ika
CYTAT(sylion)
Bluzgnelabym za to.


Ja też icon_evil.gif
Asieniek
Dziękuję za te słowa o wartościowej kobiecie icon_smile.gif Moje poczucie własnej wartości osiągnęło ostatnio wartość ujemną....
Mój mąż nie liczy się z nikim, więc na negocjatorów nie mogę liczyć. Z jedyną siostrą zerwał kontakt, jeżeli rodzice próbują się wtrącać - to szybko sa doprowadzani do porządku icon_confused.gif
Własciwie to ja go rozumiem i mi go żal, miał bardzo trudne i nieszczęśliwe dzieciństwo. Kiedy mnie spotkał - to myślał, że odnalazł wreszcie szczęście, i naprawdę był cudownym mężem. Rozumiem jego rozczarowanie i wierzę, ze jest bardzo nieszczęśliwy, że rozpadły się jego wyobrażenia o cudownej, oddanej, słodkiej i wybaczającej żonie.
Gdybyśmy nie mieli dzieci - to kto wie, może byłoby tak dalej. Teraz widzę, że on po prostu nie powinien zakładac rodziny, boli go, ze nie jest najwazniejszy, zraniona miłość i duma nie pozwala normalnie rozmawiać, prosić, zawierac kompromisów.
Nie potrafię przestac go kochać, bo widzę w nim ciągle to zranione dziecko sprzed lat, doskonale wiem, w jaki sposób ukształtował się jego trudny charakter. Ale tak trudno z tym żyć....
Nie wiem co będzie dalej. Wiem, że raczej już nie będzie dobrze. Nie wyobrażam sobie życia "obok" siebie. Zresztą - potrzebuję czułości, ciepła, tęsknię za kochającymi dłońmi, poczuciem bezpieczeństwa. Podobam się mężczyznom - moze mogłabym sobie jeszcze ułożyć zycie...? Za pare lat może byc już za późno. Tylko jak się odkochać? Jak wytłumaczyć dzieciom, że tatuś nas juz nie potrzebuje. Jak zostawić wszystko, do czego doszliśmy razem - bo nic nie dostanę, nie potrafię walczyć, a on mnie zniszczy i zaszczuje, jeżeli oficjalnie stanę przeciwko niemu. Jeżeli kocha - to zdobędzie gwiazdkę z nieba, jeżeli nienawidzi - to zadepcze.
Co będzie, jeżeli stracę pracę?
Ika
Asia, on od Ciebie żąda zmiany, tak?
A czy on jest nadal tym samym człowiekiem, w którym się zakochałaś?
Jesli chce zmian, musicie zmieniać się oboje - albo zaakceptować, że to se ne wrati, bo życie płynie i nie można stać w miejscu.

Asia, czytając Twoje posty w tym wątku mam wrażenie, ze to tak trochę na zasadzie tego dowcipu o ułożonej przez męża żonie. I mąż nie ma się do czego przyczepić, bo żona wykonuje natychmiast każde polecenie, każdy rozkaz, więc mąż każe jej wejść pod stół i szczekać, a gdy ta posłusznie to robi, dostaje wciry, bo "na swojego szczekasz???". Tak odbieram najpierw żądanie o to, byś była taka sama, jak przed laty, a następnie pretensję, gdy się starasz, że jesteś nienaturalna. No a jak masz być naturalna, skoro sytuacja obecnie jest inna niż wtedy?? I on też jest już inny.

Moim zdaniem pomogłaby mu (wam) terapia, ale już widzę jego zachwyt na tę propozycję... icon_sad.gif
AnkaSkikanka
Wspólne warsztaty małżeńskie mogłyby pomóc. Facet musi zauważyć, że rodzina, to nie tylko matka z dziećmi, ale też mąż i ojciec. Jest jeszcze szansa, ale sporo pracy przed Wami icon_smile.gif
Asieniek
Przeczytałam raz jeszcze to co napisałam i widze , że wykreowałam się na taka słabą, słodką i podporządkowana kobietkę icon_wink.gif
Gdyby tak było, to nie byłoby problemów.
Problemy sa, bo sie "stawiam" i wymagam, co prawda tylko w kwestiach dla mnie najwazniejszych, ale jednak - nie pozwalam bić dzieci i wprowadzać pruskiego drylu w domu, chce wiedzieć gdzie wychodzi i kiedy wróci, potrafię zadzwonić do niego, kiedy nie wraca do 2 w nocy (czuje się wtedy kontrolowany), oczekuję, że posiedzi z dziećmi, kiedy ja muszę coś załatwić (a dlaczego on, skoro mam 2 babcie do wyboru?).
W zasadzie mam sytuacjÄ™ patowÄ…. Nie wiem czego chcÄ™.
PS. Ika, z tą terapią to dobry dowcip wymyśliłaś icon_lol.gif Ale dzięki icon_wink.gif
Ika
CYTAT(Asieniek)
Problemy sa, bo sie "stawiam" i wymagam, co prawda tylko w kwestiach dla mnie najwazniejszych, ale jednak - nie pozwalam bić dzieci i wprowadzać pruskiego drylu w domu, chce wiedzieć gdzie wychodzi i kiedy wróci, potrafię zadzwonić do niego, kiedy nie wraca do 2 w nocy (czuje się wtedy kontrolowany)

To nie jest "stawianie się", tylko normalność.

CYTAT(Asieniek)
oczekuję, że posiedzi z dziećmi, kiedy ja muszę coś załatwić (a dlaczego on, skoro mam 2 babcie do wyboru?).

Dlatego, że to on jest ojcem tych dzieci.

Asia, jeśli on tego wszystkiego nie zrozumie, to - wybacz - nie wróżę wam dobrej przyszłości icon_sad.gif
Asieniek
No własnie, ja tez nam nie wróżę......
Tylko, kurcze, nie potrafię się z tym pogodzić.
Zbyt wiele zainwestowałam w ten związek, żeby tak łatwo zrezygnować.
Zainwestowałam właściwie wszystko, co miałam. Jeżeli to przepadnie - zostanę z niczym, pusta, samotna, nic nie warta....
Ika
CYTAT(Asieniek)
pusta, nic nie warta....


To akurat bzdura kardynalna. Twoja wartość nie jest mierzona wpisem "mężatka" w papierach. Tkwienie w związku bez przyszłości nie jest oznaką wartości.
Samotna owszem, możesz się czuć, szczególnie na początku. Ale jesteś młoda, pewnie atrakcyjna i możesz sobie jeszcze 5 razy życie ułożyć.

Musisz tylko wiedzieć, czy tego chcesz. Rozwalenie rodziny nie jest łatwe. Szczególnie, gdy są dzieci. Nawet, jeśli się tego ojca boją i mają go sporadycznie, to jest to ich ojciec. ]

Każda z opcji ma plusy i minusy a Ty musisz je rozważyć indywidualnie. Nikt tego za Ciebie nie zrobi, nikt nie powie Ci "odejdź" ani "zostań". To musi być Twoja decyzja. Ale cokolwiek zrobisz, nie możesz myśleć w kategoriach, że któryś wybór czyni Cię nic nie wartą.
użytkownik usunięty
A moze mu by sie przydala taka terapia wstrzasowa. Podzialala w niejednym wypadku
wiesz bierzesz dzieci pakujesz walizki i znikasz. Przyjaciolka, rodzice ???
Nie pozwol by Twoje zycie tak wygladalo bo Twoje dzieci kiedys wyfruna z domu a ty zobaczysz ze bez nich to juz nic nie warto....

Moze ty poszukaj najpierw jakiegos umocnienia, wyjdz gdzies na kawe zostaw dzieci u babci, albo pogadaj z psychologiem. Przede wszystkim nie daj sie stlamsic.
Zycze duzo wiary
Asieniek
Od czasu, kiedy pisałam pierwszy post mnóstwo się zmieniło..... Może kiedys będę miała czas i wenę, żeby to opisać.
Efekt jest taki, że mój mąż wyprowadził sie do kochanki, którą ma gdzies od maja. 30 października złożyłam pozew o rozwód bez orzekania o winie. Dogadaliśmy się w sprawie podziału majatku, alimentów, kontaktów z dziećmi.... Mam nadzieje, że do finalnego rozwiązania w sądzie te wszystkie ustalenia sie nie zmienią. W tej chwili skupiam sie na zapewnieniu dzieciom jak najbardziej ciepłych i zyczliwych stosunków z ojcem, jego.. hmmm... panią ?, dziadkami ze strony męża, odbudowaniem relacji z moją rodziną....

I staram się poukładać swoje życie...... icon_rolleyes.gif
uulka
..
Dużo siły i wiary we własne siły Ci życzę icon_exclaim.gif
Krasnalka
Asieniek od teraz masz nowe,LEPSZE życie,myśl tak,bo tak jest icon_smile.gif Nie ma już strachu,łez,jest nadzieja,ze bedzie lepiej icon_smile.gif We mnie tez jest,z dnia na dzien wieksza icon_biggrin.gif I najwazniejsze,są dzieci dla których i dzieki którym mamy siłę by wierzyć,trwać,żyć icon_smile.gif
Buziaki icon_smile.gif
Kasia&Hania
Asieńko, czytałam od początku Twoje posty i wzbierała we mnie ogromna złośc. Przede wszystkim na Ciebie. Ale gdy przeczytałam ostatniego, jestem z Ciebie dumna BAAARDZO. Bo niewiele kobiet ma na tyle odwagi, by wykonać ten krok. Kochana całym sercem jestem z Tobą. I tak jak napisała Krasnalka, teraz będzie lepiej...TYLKO LEPIEJ...Wiesz, że możesz liczyć tylko na siebie i poza tym jesteś młoda, życie przed Tobą...Życzę powodzenia i trzymam mocno zaciśnięte kciuki przytul.gif
Asieniek
Jeżeli ktoś jeszcze pamięta mój wątek - to chciałabym dopisac happy end icon_smile.gif Może pozwoli on spojrzeć nieco bardziej optymistycznie w przyszłość dziewczynom, które właśnie przeżywają to, co mi los zgotował 4 lata temu.
Dwa tygodnie temu wyszłam ponownie za mąż icon_smile.gif (tak, wiem, wiem, niestety należę do niepoprawnych optymistek i nie uczę się na błedach icon_wink.gif ) Ale zanim do tego doszło, przeżyłam wiele okropnych chwil - były mąż okazał się draniem i na pierwszej rozprawie oświadczył, ze stać go na płacenie wyłącznie 40% procent sumy alimentów, którą wczesniej zadeklarował w zamian na zgodę na rozwód bez orzekania o winie. No cóż, nie po raz pierwszy okazałam się tą naiwną w naszym małżeństwie. Ja akutat straciłam pracę, ale sąd przyklepał mu takie alimenty jakie chciał, ponieważ nagle okazało się, że jego świetnie prosperująca dotąd firma nagle zaczęła przynosić straty icon_smile.gif A biedny wziął jeszcze kredyt na budowę domu, bo przecież musiał gdzieś uwić gniazdko ze swoją lalą. Sędzina nie omieszkała pouczyć mnie, że powinnam się cieszyć, że mąż chce w ogóle cokolwiek płacić, skoro sam nie ma z czego żyć, oraz poradziła mi szybko rozejrzeć się za jakąś dobrze płatną pracą. Tak też uczyniłam. W tej pracy spotkałam mojego aktualnego męża. Potem znów zmieniłam pracę - i wreszcie, od ponad 2 lat robię to, co umiem i lubię, i jeszcze świetnie mi za to płacą icon_smile.gif

Dzieci nasze rozstanie odczuły baaardzo negatywnie, zwłaszcza córa... ale to temat na osobny, długi i bolesny wątek.....

W każdym razie bilans wyszedł na plus. Jestem szczęśliwa! Czego i Wam, życzę icon_smile.gif

~just~
Swietne zakonczenie! Szczescia na nowej wspolnej drodze. icon_biggrin.gif
użytkownik usunięty
[post usunięty]
Mama Mateo
Ja też na początku nie zauważyłam daty i w głowie już miałam odpowiedź ale żeby się nie powtarzać po kimś to wolałam przeczytać cały wątek a tu prosze....taka niespodzianka:)

Tak więc, Asieniek widze, że myślenie bardzo się zmieniło bo chyba gdybys była "pusta i nic nie warta" to szczęśliwa byś nie była? gratuluję naprawdę - bo, mimo, że ojciec dzieci to jednak na Was nie zasługiwał!

A Twoja historia naprawdÄ™ napawa optymizmem:)


Mat Ko Ma
Asieńko - szczęścia życzę. Tyle na temat.
Helena
Piszcie, piszcie takie historię bo może w końcu uwierzę, że one dzieją się naprawdę icon_smile.gif
m.dorota
Takie historie naprawde podbudowuja na duchu.
Tak sie ostatnio zastanawiałam czy mam szanse jeszcze poznać kogoś z kim ułożę sobie życie na nowo.
Po tym co przeczytałam wierzę że i ja spotkam na swojej drodze kogoś kto pokocha mnie i moje dziecko.
Pozdrawiam Asieńke życząc wiele szczęścia i radosci na nowej drodze.
Anai_
Ha, przeczytalam pierwsze posty i zauwazylam podobienstwa, stadium malzenstwa takie samo, staz i wiek dzieci podobny. Samoocena na tym samym poziomie. Jedyna roznica to fakt, ze moje dzieci maja z ojcem kontakt. I tez nie umiem nic zmienic. Owszem mowie glosno ze sytuacja mnie meczy, ze albo woz albo przewoz.
Teraz K w delegacji i 2 dni temu uznal, ze faktycznie to nie ma sensu. No i nadeszla chwila rozstania.
Twoja historia ma happy end. Gratuluje. Jednak na moim etapie trudno mi w to uwierzyc, ze jest dla mnie nadzieja, tym bardziej, ze slub koscielny to dla mnie nie tylko papier...
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.