To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

...bo kasia jest nowa

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

użytkownik usunięty
[post usunięty]
użytkownik usunięty
[post usunięty]
Kocurek
Ja zrobiłabym w tej sytuacji tak jak Ty, tzn. wytłumaczyłabym synowi sytuację Kasi, powiedziałabym, jak musi sie czuc itd, natomiast nie zmuszałabym syna do "działania" w tym temacie. Zasugerowałabym mu, że gdyby tak zrobił, byłby super, ale wybór ostateczny (czy poruszać w grupie "sprawę Kasi") pozostawiłabym jemu.

uch, chyba namieszałam, idę spać.
Ida.dorota
Poszukałabym chyba innej przyczyny niechęci dzieci do Kasi. Obawiam się, że sam fakt bycia "nową" nie może być przyczyną takiej trudnej i ciągnącej się miesiącami sytuacji, gdyż ani dzieci w tym wieku nie mają na tyle rozwiniętej tożsamości grupowej, by po miesiącu bycia razem już trwale wykluczać z grupy każdego "nowego", ani nie są aż tak konsekwentne w swoich decyzjach. Sytuacja mnie dziwi niezmiernie, gdyż zarówno w klasie Oli (dzieci dużo starsze bądź co bądź i są ze sobą już drugi rok) przybyła w tym roku dziewczynka, która w ciągu tygodnia stała się jej najlepszą koleżanką i nie miała żadnych problemów z wejściem w grupę, jak i w przedszkolu Tomka w zeszłym roku szkolnym doszło do grupy dwoje dzieci w okolicach półrocza i bez trudu się zaaklimatyzowały. W obu sytuacjach "nowi" budzili raczej ciekawość i zainteresowanie, a nie niechęć. Nie pamiętam już Aronsona tak dobrze, jak Ty, ale z moich obserwacji grup dziecięcych i ich funkcjonowania wynika, że taka głęboka tożsamość grupowa zaczyna istnieć w późniejszym wieku, niż nawet pierwsze lata szkoły podstawowej. Ostatnio sprawdzaliśmy to w klasie Oli, gdzie z powodu problemów z jednym z dzieci chcieliśmy nawet zbudować w naszych dzieciach większą identyfikację z klasą jako grupą, by możliwe było udzielenie pomocy temu chłopcu, co niestety się nie udało. Dzieci nie dojrzały jeszcze do utożsamiania się z klasą na tyle, by czuć się częścią dużej grupy i w praktyce dawać tego dowody. Nie sądzę, by zarówno moje dzieci, jak i ich szkolni i przedszkolni koledzy, byli jacyś szczególnie tolerancyjni i wyrozumiali, czy też mało dojrzali społecznie. Sądzę, że dzieci tak po prostu funkcjonują i jeśli dzieje się coś takiego, jak w przedszkolu Kuby, podejrzewam w tym znaczący udział dorosłych i ich wpływ na sytuację. Obawiam się, że albo panie nadmiernie podkreślały fakt, że Kasia jest nowa, albo generalnie Kasia nie jest lubiana z innych przyczyn (czy aby nie przez panie głównie?...), a bycie nową pozwala wszystkim łatwo znaleźc usprawiedliwienie i wyjaśnienie tego faktu.
e_Ena
Byłam w podobnej sytuacji, właściwie w podobnych sytuacjach, bo mój syn miał okazję byś w roli "Kasi" oraz poźniej w roli "Kuby" icon_wink.gif
Moje dzieci poszły do przedszkola w maju, czyli przedszkolaki były już na dobre zżyte ze sobą. Dominice, chociaż nie miała wtedy nawet trzech lat było o niebo łatwiej, raz że jest bardziej "przebojowa", dwa - była najmłodsza i wszystkie dziewczynki chciały się koniecznie nią opiekować icon_smile.gif.
Natomiast Tomek, nieśmiały, spokojny, wrażliwy, nie mógł sobie na początku poradzić z zaaklimatyzowaniem się. Chłopcy nie zapraszali go do zabawy, on sam się nie narzucał. Wtedy byłam każdemu wdzięczna, za najdrobniejszy życzliwy gest w stronę mojego syna. Bo to naprawdę jest trudna sytuacja dla dziecka. Teraz Tomek ma już kolegów i wszystko wydaje się układać dobrze.
Ale mieliśmy też sytuację, kiedy Tomek na ochotnika zgłosił się, żeby pomóc w czymś pewnemu, nie do końca sprawnemu koledze, który też był trochę odsunięty przez grupę. No i się zaczęło. Kolega nie odstępował Tomka na krok. Tomek stał się na jakiś czas jego "nianią". Pani go chwaliła, że jest taki dorosły, odpowiedzialny, a Tomek bał się powiedzieć, że ma już tego dość, że chce się bawić z innymi chłopcami.
Myślę, że warto uczyć dziecko empatii, tego że jeżeli możemy pomóc komuś to należy to zrobić, ale nie na siłę, żeby właśnie nie przegiąć w drugą stronę i nie obarczać dziecka nadmierną odpowiedzialnością.

Podejrzane jest to, że Kasia nie może się zaaklimatyzywać w grupie już trzy miesiące. Może faktycznie powód jest jakiś inny, nie tylko to że jest "nowa" icon_rolleyes.gif Czy dzieci uściślają dlaczego jej nie lubią?
joannabo
Roso, od ręki Ci więcej nie napiszę, ale to, co jest w tym moim kawałku byłoby zaleceniem przede wszystkim dla mamy Kasi.

Świadomość po stronie Kasi, że zarówno ona jak i inne dzieci są autonomicznymi uczuciowo elementami wink.gif i nie istnieje wpływ powszechnego nielubienia na samą Kasię jako taką (a nie jej sytuację życiową, bo taki oczywiście jest) pomogłoby jej bardzo. Niewykluczone, że do tego stopnia, że dzieci by ją po prostu wkrótce polubiły..., bo pozwoliłoby jej to wyjść z roli ofiary (jeśli akurat takie jest podłoże sytuacji).
Cleo
ja tak krotko tylko: ale jak to? CALA grupa izoluje Kasię? przeciez to chyba niemozliwe w gronie kilkulatków.... Michasia przyszła całkiem nowa do grupy, baliśmysię wiec 'syndromu Kasi', ale wręcz przeciwnie- ciekawos, zyczliwosc, przyjacielskosc wręcz. A dzieci nie były przeciez pryzgotowywane na przyjecie NOWEJ, a jednak jakos po prostu ja przyjłęy i już. Słyszę tylko czasem, że jedna Natalka nie chce się z nią czasem bawić, ale poza tym od pierwszych dni Miska 'jest w grupie/z grupą'.Czy to się az tak zmienia u dzieci rok, poltora starszych?...
Może tu cos jeszcze jest, o czym nie wiemy dokladnie. Ale chyba mama Kasi musiala o tym rozmawiac z wychowawczynią. Czy poznalas tę Kasię - moze to dziewczynka, ktorej trzeba pomoc wejsc w grupę, a wychowawczynie dotad sie za to nie zabraly?...
grzałka
Przyznam się szczerze, że się nad tym głebiej nie zastanawiałam, ale..w grupie Ani jest kilkoro nowych dzieci (konkretnie 5)- te dzieci bawia się ze soba i są poza grupą, Ania jak o nich opowiada to zawsze podkresla, że oni są nowi i nie bawią sie ze "starymi". Panie starają się właczyć dzieci do grupy, ale opór grupy jest duży. Więc to chyba jest jakaś norma?

Myśle, że rozmowa z Kubą jest dobrym posunięciem, ale nacisk nie jest wskazany- wie, co podobało by się jego mamie, ale co z tym zrobi to już zalezy od niego.
Cleo
Przypomnialo mi się, ze oprocz Michasi, jest jeszcze jedno nowe dziecko, ale tez nie ma /nie imal zadnych problemow z adaptacją do grupy. Mysle, ze 90% dobrej adaptacji zalezy jednak od pań...
Edi Zet :)
Ja postąpiłabym tak samo jak postąpiła Rosa. Przecież nie naciskała Kuby i nie przystawiała mu pistoletu do skroni. Wydaje mi się, że tu w przypadku relacji Kuba-Kasia może być niekorzystny jeszcze fakt, że Kasia jest dziewczyną, a nie chłopcem. Może ta solidarność męska icon_wink.gif dodatkowo nie pozwala mu bawić się z Kasią.
Mnie nie dawałoby to spokoju i drążyłabym temat z Kubą. Jako matka mam przecież prawo do wskazywania dziecku prawidłowych zachowań. Socjalizacja socjalizacją, ale takich ludzkich odruchów dziecko uczy się w domu.
Btw, może jakaś porąbana jestem, ale strasznie mi szkoda tej Kasi....
marghe.
W tym roku w naszym przedszkolu pojawiło sie kilka maluchów (u nas dzieci są przemieszane..)
Przypomniałam Gabie jak to było jak Ona była nowa, ja to od razu się Nią dzieci zajęły, wciągneły w zabawę, zasugerowałam, żeby zajęła sie młodszymi (instynkt macierzyński się uaktywnił icon_biggrin.gif ) od czasu do czasu..
Nie zauważyłam,zeby jakieś dziecko odstawało
Rosa, a co wychowawczynie na to?
aluc
w Maksia grupie co jakiś czas pojawiają się nowe dzieci (a stare znikają), ale nidgy nie słyszałam od niego tego rodzaju komentarza

inna sprawa, że Maks bawi się raczej w grupie zawiązanej jeszcze na zajęciach adaptacyjnych wink.gif chociaż czasem pojawia się w opowieściach "mój nowy kolega X czy Y"

Rosa, twój pomysł nie jest zły, pytanie tylko czy nie jest również zły dla Kuby icon_biggrin.gif Maksowi nie zaproponowałabym podobnej misji, zwłaszcza, że np. dzieci, z którymi od półtora roku chodzi na angielski, w dalszym ciągu "nie zna" i się do nich "nie przyzwyczaił" (w znaczeniu - odbywa z nimi zajęcia, ale nie czuje potrzeby większej integracji, a tym samym zdecydowanie sprzeciwia się koncepcji zajęć bez rodziców)

no właśnie - co wychowawczyni?

PS. mi również aż takie marginalizowanie w tym wieku wydaje sięnieprawdopodobne
jl101
Rosa, moim zdaniem to wina pani wychowawczyni i jesli mama Kasi wie, ze dziecko zle sie czuje w grupie, ze inne dzieci nie chca sie z nia bawic to powinna z pania o tym porozmawiac. moj olek w tym roku zaczal chodzic do nowego przedszkola i tez byl nowy, co prawda to grupa 4 latkow jest, wiec dzieci jeszcze male, ale praca wychowaczyni byla ogromna, zeby on nie czul sie zle i zeby dzieci go przyjely do grupy. dodatkowo on jeszcze slabo mowi, wiec dochodzilo to, ze dzieci go po prostu nie rozumialy i w dodatku na poczatku mial konflikt z chlopcem o podobnym temperamencie, ktory w grupie "rzadzil".
teraz olek placze jak go odbieram bo nie chce isc do domu a chlopiec, z ktorym nie mogl sie dogadac jest jego najlepszym kolega. wiadomo, ze w domu z nim troche rozmawialismy o calej sytuacji, ale ogromna prace wykonala wychowawczyni, za co z calego serca jestem jej wdzieczna.
pamietam, ze zalozylas kiedys watek o tym, ze odchodzi z pracy wychowawczyni waszej grupy, czy w koncu odeszla?
justyna
użytkownik usunięty
[post usunięty]
aluc
Rosa, nie wiem, co to znaczy być dobrym
przestrzeganie norm społecznych, nawet bez silnego wewnętrznego imperatywu, jest dla mnie wystarczające

zresztą dla mnie empatia nie jest (moim) przeżyciem wewnętrznym, jest społeczną normą, do której rozumowo staram się dostosować

w sumie niczego więcej od swoich dzieci w tym zakresie nie wymagam, nie prowadzę również specjalnej kampanii wychowawczej, staram się zachowywać w taki sposób, w jaki chciałabym, żeby oni się zachowywali, co nie zawsze wychodzi icon_twisted.gif i rozmawiać (teoretycznie, na motywach różnych wydarzeń) co jest halo i co jest nie halo

w szczególności nie wymagam określonych zachowań w stosunku do innych osób, poza tępieniem tych ewidentnie i czynnie nie halo icon_wink.gif

niewykluczone zresztą, że przerosną moje wymagania (w sferze emocjonalnej), albowiem przyznaję, że jestem wyjątkowo niewrażliwą matką wyjątkowo wrażliwych dzieci (przynajmniej jednego) icon_wink.gif

Rosa, Maksiowe przeświadczenie, że jest nie halo, byłoby dla mnie OK, nie wymagam od pięciolatka (zwłaszcza swojego) postawienia się przeciwko grupie. Tu jest IMHO olbrzymia robota do zrobienia przez wychowawczynie, tego nie da się załatwić domowymi rozmowami z poszczególnymi osobnikami

a tak w ogóle to jednego nie rozumiem - system zmianowy? to znaczy jakie to zmiany? po 4 godziny? przecież to absurd... i co szan. panie robią w czasie "zajęć"? u Maksa przez cały czas są z grupą, wszystko widzą wiedzą i reagują... a z tego, co piszesz, to Kubusiowa grupa jest w zasadzie poddawana różnym edukacyjnym zabiegom, natomiast jako społeczna całość zostawiona totalnie samopas
A_KA
Przyznaję od razu, że nie czytałam całego wątku.

W przedszkolu Karolki jest podobna sytuacja (z koleżanką - "P"). Ale od początku :

Dowiedziałam się o tym, któregoś pięknego dnia - gdy odbierałam Karolkię, jej inna koleżanka "A" podeszła do mnie, mówiąc mi z podekscytowaniem, że moje dziecię jest koleżanką "P".
Nie mogłam się z "A" dogadać dokładnie o co chodzi...
Potem moje dziecię zaczęłam wypytywać. I się okazało, że "P" jest nowa, że niewyraźnie mówi, że Pani zapisała Karolce plusik za zabawę z "P".

Nadal nic nie rozumiałam icon_confused.gif .

Następnego dnia porozmawiałam już z Panią. Okazało się, że od września dołączyła do grupy nowa dziewczynka "P", jest odrzucona od grupy, dzieci się nie chcą z nią bawić. Dlaczego? Bo jest nowa, ale przede wszystkim, bo ma rozszczep podniebienia i mówi bardzo niewyraźnie.
Panie chcąc jej pomóc - założyły specjalny zeszyt, w którym zapisują punkciki za zabawę z "P".
Hmmm... Nie powiem, w pierwszej chwili trochę mnie to zaskoczyło, żeby nie powiedzieć przeraziło.
Ale teraz widzę, że to odnosi dobre skutki. Dzieci bawią się z "P". Co więcej - chwalą się jakby, że się z nią bawią.
Nie wiem czy to jest nalepsze wyjście, ale Panie w geście desperacji, widząc co się dzieje - wpadły na to i się tego trzymają...

Ale... co mi moje dziecię, któregoś dnia powiedziało (na początku, gdy "P" do nich dołączyła) icon_redface.gif ... Że koleżanki - a wśród nich i moja Karolka, która jednak jestem przekonana, że nie występowała jako prowodyrka - obmyślały pułapki na "P". Rysowały na kartce... Szczegóły pominę.
Miałyśmy potem poważną rozmowę... icon_confused.gif
Eta
Rosa ja myślę że problemy mogą być conajmniej dwa:
Albo pani nie zaakceptowała Kasi i taki nieświadomy komunikat wysyła grupie (mimo jej szczerych chęci jak je opisałaś)
Albo rzeczywiście grupa jest tak zamknięta że nie przyjmuje nikogo z "zewnątrz" (tu mogła by być reakcja grupy na zachwiane poczucie bezpieczeństwa i atorytetu)

W pierwszym przypadku napewno konieczna byłaby superwizja, ale to oczywiście mało realne. W drugim natomiast terapeuta grupowy napewno wiele by pomógł nietylko samej Kasi ale głównie grupie bo w takim przypadku to problem grupy który trzeba rozwiązać zanim grupę rozwiąże szkoła podstawowa. Chyba wiesz co mam na myśli.

Inna sprawa ze problem może tkwić w samej Kasi ale to się może zazębiać z tymi dwoma przypadkami.

No i oczywiście moge wcale nie mieć racji.
Eta
Inna sprawa że moim zdaniem nagradzanie za zabawę z odtrąconym/nielubianym dzieckiem to kompletnie nietrafiony pomysł.
CrazyMary
Z tego co zauważyłam, u Marty w przedszkolu też nie ma problemu z nowymi dziećmi, a wiem, że na pewno, co jakiś czas się nowe dzieci pojawiają. Może zresztą tu właśnie tkwi róznica - u nas jest sporo takich dzieci - jedne doszły w połowie zeszłego roku, inne doszły we wrzesniu, a inne jeszcze później. Czy owa Kasia jest jedynym dzieckiem, które dołączyło do grupy Kuby? Nigdy wcześniej nie było innego "nowego"? A jeśli było, to jak wyglądała sytuacja?

Faktem jest, że sama pamiętam ze szkoły, że osoby "nowe" zawsze pozostawały "nowe" tyle, że niekoniecznie było to określenie pejoratywne, ale jakoś pamiętało się o tym, ze nie były z nami od początku.

Co do prób wpływania na postawę mojego dziecka w stosunku do innych - tak, uważam, ze powinnam i próbuję na to wpływać. Marta uczy się relacji społecznych w grupie, a są to relacje sprowadzające się między innymi do ustalania "ty jesteś moją koleżanką, ty dziś nie jesteś" itp. Tłumaczę więc jej uparcie, żeby unikała takich stwierdzeń (ty nie jesteś moją koleżanką) zachęcając, żeby przypominała sobie jak ona się czuła w takich sytuacjach. I to naprawdę działa wink.gif Dochodzi nawet do sytuacji absurdalnych, kiedy Marta po powrocie z przedszkola relacjonuje mi oburzona, jak jakaś tam Klaudia chciała zabic dżdżownicę i ona jej nie pozwoliła bo "ciekawe jakby ona się czuła jakby ją ktoś zabijał wink.gif "
joannabo
KontinuujÄ…c icon_smile.gif
Na miejscu mamy Kasi trzymałabym rękę na pulsie, żeby zareagować, kiedy zacznie być naprawdę niebezpiecznie (i nawet przenieść dziecko do innego przedszkola), ale niewiele bym działała, a przynajmniej nie tak, żeby dziecko mogło się zorientować, że to są działania, które mają poskutkować wzrostem sympatii do niego.
Z dwóch powodów - sympatii się nie kupuje (sprzeczność sama w sobie), a odrzucenie mimo zabiegów pogrążyłoby dziecko jeszcze głębiej.

Jak podkreślałabym autonomię uczuciową?
Przez spokojne przyjmowanie do wiadomości objawów niechęci wobec dziecka. Słuchałabym z zainteresowaniem, wtrącając uwagi w tonie naukowego obiektywizmu icon_smile.gif , że czasem tak jest, że ktoś nie budzi sympatii i nikt tego dokładnie nie wie dlaczego, że to się może nagle odwrócić i wszystko będzie w porządku, a jeżeli się nie odwróci (dajmy dzieciom jeszcze trochę czasu) to znajdziemy inne przedszkole.

Wyrażałabym zrozumienie dla praktycznych komplikacji w postaci braku partnerów do zabawy, ale nie okazywałabym niepokoju, żeby nie wytworzyć (lub nie pogłębić) u Kasi poczucia zagrożenia.

Myślę, że taką postawą, bez słów, przekazuje się najlepiej :
-wiarę w to, że to nie z "winy" dziecka jest ono nielubiane
-to, że żadne zachowania otoczenia nie wywierają wpływu na akceptację własnego dziecka
-że w ogóle uczucia otoczenia (w przeciwieństwie do czynów) nie mogą stanowić zagrożenia

Teraz tak wink.gif :

To, co pisałam do Zilki nie miało wiele wspólnego z empatią, poza tym, że uzyskanie po stronie Florki zrozumienia dla faktu, że ciocia nie musi odpowiadać na jej uczucia takimi samymi (zwłaszcza ilościowo icon_smile.gif objawami uczuć, będzie niewątpliwie śwadczyło o empatii Florki. Trzeba jej tylko troszeczkę pomóc tę empatię "zastosować":)

Czy można wpływać na zachowania dziecka tak, żeby reagowało w takich, jak opisałaś, sytuacjach, czyli czy można zwiększać jego empatię? Tu od razu napiszę, że nigdzie nie postuluję lekceważenia cudzych uczuć i nie to znaczy sformułowanie, że są one "sprawą" tej drugiej osoby.

Na pewno w pewnym sensie można i trzeba, ale tak, jak napisała grzałka - bez nacisku, w formie dyskursu.
I, broń Boże, bez (co też jest zresztą formą nacisku) rozpatrywania problemu z perspektywy "moje dziecko nie powinno", "chciałabym, żeby moje dziecko".
Koniecznie z perspektywy tamtej dziewczynki i też bez zaprzeczania własnej wcześniej reprezentowanej postawie, czyli nie okazując współczucia z powodu samych uczuć otoczenia wobec dziewczynki, tylko wykazując zrozumienie dla życiowych komplikacji - że nie ma partnerów do zabawy i rozmowy, wiec jej się nudzi przez tyle godzin w przedszkolu, a może nawet się smuci i pewnie wolałaby być w domu, a nie z dziećmi.

Trzeba pamietać, że nie da się nikogo nakłonić do lubienia i że właśnie takie nakłanianie byłoby niszczeniem w dziecku empatii, bo po jakimś czasie nie umiałoby już powiedzieć, czy kogoś lubi, czy czuje wobec niego litość, czy w ogóle tylko udaje, że czuje sympatię.

W ogóle problem leży raczej w niepsuciu niż w kształtowaniu empatii, która wydaje się być wrodzoną funkcją psychiczną, której doświadczenie życiowe nie poszerza czy nie zmniejsza bezpośrednio, tylko daje więcej (lub niestety mniej), jak by to ująć, okazji do posługiwania się tą funkcją i sprawności w tej dziedzinie.

Jeszcze spróbuję później ująć jakoś to, jakie według mnie doświadczenia wpływają na to psucie empatii.
A_KA
CYTAT(Eta)
Inna sprawa że moim zdaniem nagradzanie za zabawę z odtrąconym/nielubianym dzieckiem to kompletnie nietrafiony pomysł.


Hmmm... moim zdaniem również. Mnie się to nie podoba. Ale to już sprawa między rodzicami "P" a Paniami... Wtrącać się nie będę.

Gdyby to moje dziecko było na miejscu "P" nie zgodziłabym się na takie załatwienie sprawy...
użytkownik usunięty
[post usunięty]
marghe.
Rosa ma racjÄ™.
Beznadziejny pomysł, chociaż moze chęci dobre..
aluc
no tak Rosa, ale z drugiej strony czy to jakoś monumentalnie różni się od namawiania własnego dziecka, żeby się ałtsajderem jakoś zajął, skoro nie ma na to ochoty?
użytkownik usunięty
[post usunięty]
marghe.
Aluc, zachęcenie dziecka, wytłumaczenie itp nie jest niemoralne. Bo dziecko samo zdecyduje czy chce to zrobić czy nie, ot tak po prostu.. bez nagród
aluc
Rosa, nie mam nic przeciwko generowaniu
mam coś przeciwko usilnemu nakłanianiu do działania, zanim się wewnętrzna potrzeba wygeneruje

to tak na poziomie fizjologicznym icon_biggrin.gif

chociaż podkreślam, że problem jest dla mnie czysto teoretyczny, albowiem Maksa nie można skutecznie namówić nawet do rzeczy, co do których posiada silną i uświadomioną wewnętrzną potrzebę, nie ma natomiast potrzeby ujawniania tego otoczeniu icon_mrgreen.gif
użytkownik usunięty
[post usunięty]
ulla
A może winne są opiekunki (przedszkolanki)??

Weronika w zeszłym roku dołączyła do grupy po ponad miesiącu, bo została zapisana od października, ale po zajęciach "adaptacyjnych" w końcu września od razu zachorowała, więc zaczęła dopiero w drugim tygodniu.

Z samych zajęć "przed" pamiętam, że dzieci przyjęły ją bez zastrzeżeń, wciągały do zabawy, dopytywały się czy będzie z nimi i czy ja też będę przychodzić icon_lol.gif .A potem, kiedy przez pierwsze trzy dni nie chciała zostawać i płakała przed drzwiami do sali, to zawsze kilkuosobowa grupka wyłaziła i ją namawiała, że jest fajnie, będziemy się razem bawić, a mamusia przecież przyjdzie później itp.

Fakt, że na moją refleksję jej przedszkolanka stwierdziła, że ta grupa jest pod tym względem wyjątkowa, ale mniemam, że to miało związek z nią, a nie z tym, że przypadkiem zebrało się kilkanaścioro "otwartych na nowych" i rzeczywiście fajnych dzieciaków.

Ps. i zupełnie wpływu na powyższe nie miało to, że Weronika nie lubi tłumu, że we wspólne dużo-grupowe zabawy włącza się niebyt chętnie, ba że miewa humory, a jak już się oswoiła to lubiła się czasem rządzić (panie o niej mówiły "gosposia", bo zaganiała do sprzątania zabawek, do porządku przy jedzeniu itp. ). Zaakceptowali ją mimo tego.
Elak
CYTAT(Zona_Zenona)
Zaproponowałam Kubie temat "naturalny"- że niedługo będzie prawdopodobnie mieć pieska od Kasi i że może fajnie byłoby o tym pogadać w grupie (miałam wizję, że opowieść o psie i szczeniaczkach jakoś wzmocni prestiż Kasi w grupie, zwłaszcza że jest kilkoro dzieci marzących o psiakach). Kuba się zapalił do projektu.
Minął dzień.
Zapytałam się, czy rozmawiał z Kasią o psach. Nie rozmawiał. Dlaczego? Bo nie. A czy powiedział innym dzieciom (jeszcze wczoraj aż się wyrywał)? Nie.Dlaczego? Bo dzieci by się smiały. Śmiały z tego, że będzie mieć psa? NIe, z tego, że od Kasi.
I to jest clou.

r*


Twoje dziecko akceptuje Kasię tzn. on mógłby się z nią bawić. Ja wiem, że to małe dzieci, ale prawdopodobnie jest ktoś kto "już kieruje" tymi dzieciakami. Może dziewczynka, może chłopczyk i to dziecko narzuciło innym takie zachowanie. Jeżeli to dziecko nie zmieni stosunku do Kasi, inne dzieci też nie będą się z nią bawić. Trzeba odszukać przywódcę. I to jest rola przedszkolanek.
Dzieci potrafią być naprawdę okrutne! Zbyt długo to trwa.
Osobiście myślę, że Kasia niczemu nie jest winna. Może wręcz jest fajna i zagraża pozycji przywódczyni icon_rolleyes.gif
iw7272
Na wstępie przepraszam jeśli to, co napiszę nie będzie dobrze wyglądało, ponieważ nigdy wcześniej nie pisałam na forach.
Jestem mamą 2 "facetów" (12 letni staż) i nauczycielką w przedszkolu (8 letni staż), obecnie pracuję w grupie 0 (5 i 6-latki).
Czytając wcześniejsze wypowiedzi na temat problemów Kasi (i jej podobnych dzieci z etykietką "nowe") jestem prawie pewna, że wychowawczyni popełniła jakiś błąd, może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie chciałabym, żeby to zabrzmiało jak oskarżenie, bo pomimo, że dużo tu napisałyście, to wiadomości mam za mało na temat tego problemu. Wiem z doświadczenia, że dzieci w grupie inaczej zachowują się , jak w gronie rodzinnym. Są bardziej bezwzględne, a nawet czasem okrutne. Nie mówię, że wszystkie... ale jest ich sporo. To od wychowawczyni i rodziców zależy, jak sytuacja się rozwinie. Proponowałabym zajęcia integracyjne z udziałem rodziców. Na wstępie wytłumaczenie, że jeszcze nie wszyscy się znamy... ple ple ple (mam na myśli przemowę wych.) i poproszenie, żeby każdy o sobie coś powiedział takiego, czym chciałby się podzielić z grupą. Następne propozycje zabaw to powiedzenie osobie siedzącej obok coś miłego. Acha proponuję, żeby dzieci nie siadały przy swoich rodzicach, tak, żeby towarzystwo się wymieszało. Dzieciaki zobaczyłyby, jak ich rodzice funkcjonują w takich sytuacjach - poznawania się. Jest jeszcze wiele różnych sposobów działania na grupę i pomysłów do zrealizowania. Kolejnym krokiem byłoby pociągnięcie takich zajęć tylko z dziećmi bez udziału rodziców. To jest trudna i długotrwała praca, ale może zostać uwieńczona sukcesem.
Proponowałabym jeszcze uważnie poobserwować grupę i znaleźć przywódcę, osobę lidera sprawującą niepodzielną władzę. To również od tej osóbki będzie zależało powodzenie akcji.
Rosa, co do Twojego syna. Jestem zdania, że powinnaś robić to, co uważasz za stosowne. Nadal nadawaj mu informacje o empatii, tylko nie dociskaj. On sam się przełamie, jak uzna to za stosowne.
Gosia z edziecka
CYTAT(joannabo)
Jeszcze spróbuję później ująć jakoś to, jakie według mnie doświadczenia wpływają na to psucie empatii.


Chciałabym przypomnieć icon_wink.gif, bo czekam z ogromną ciekawością.
joannabo
icon_lol.gif Nadal czekam na wenę wink.gif Ale też pamiętam wink.gif
Gosia z edziecka
No to spokojnie czekam icon_smile.gif.
Gosia z edziecka
Joanno, pozdrowienia dla Twojej weny icon_wink.gif
domi
CYTAT(Elak)
CYTAT(Zona_Zenona)

Zaproponowałam Kubie temat "naturalny"- że niedługo będzie prawdopodobnie mieć pieska od Kasi i że może fajnie byłoby o tym pogadać w grupie (miałam wizję, że opowieść o psie i szczeniaczkach jakoś wzmocni prestiż Kasi w grupie, zwłaszcza że jest kilkoro dzieci marzących o psiakach). Kuba się zapalił do projektu.
Minął dzień.
Zapytałam się, czy rozmawiał z Kasią o psach. Nie rozmawiał. Dlaczego? Bo nie. A czy powiedział innym dzieciom (jeszcze wczoraj aż się wyrywał)? Nie.Dlaczego? Bo dzieci by się smiały. Śmiały z tego, że będzie mieć psa? NIe, z tego, że od Kasi.
I to jest clou.

r*


Twoje dziecko akceptuje Kasię tzn. on mógłby się z nią bawić. Ja wiem, że to małe dzieci, ale prawdopodobnie jest ktoś kto "już kieruje" tymi dzieciakami. Może dziewczynka, może chłopczyk i to dziecko narzuciło innym takie zachowanie. Jeżeli to dziecko nie zmieni stosunku do Kasi, inne dzieci też nie będą się z nią bawić. Trzeba odszukać przywódcę. I to jest rola przedszkolanek.
Dzieci potrafią być naprawdę okrutne! Zbyt długo to trwa.
Osobiście myślę, że Kasia niczemu nie jest winna. Może wręcz jest fajna i zagraża pozycji przywódczyni icon_rolleyes.gif


Dokładnie to samo pomyślałam po przeczytaniu już kilku pierwszych postów. Przywódca prawdo podobnie zastrasza inne dzieci, ze jeśli będą się bawiły z "nowymi" to zostaną odseparpwane od grupy. Co znaczy tyle, ze nie będą lubiane i traktowane jak ci nowi. Koniecznie powinno się znaleźć tego "guru" i ją/jego przystopować!!! To powinna uczynić przedszkolanka bo przebywa z dziećmi codziennie i powinna już dawno zaobserwować kto to taki. Dziwię się, że nic w tym kierynku nie uczyniła. Ja nie jestem przeszkolanką, nauczycielką, psychologiem ani pedagogiem. Mimo tego domyśliłam się co może być przyczyną i jak sobie z problemem poradzić.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.