To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Będąc młodą nauczycielką

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Sylwia M.
Zmieniłam jakiś czas temu pracę i teraz korzystam z uroków bycia nauczycielem, chociaż... nie uczę. To może paradoks, ale tak jest. Nareszcie więc mogę "od środka" widywać pewne zjawiska, które już wcześniej podejrzewałam, ale teraz mam je jak na dłoni. Z tej okazji postanowiłam opowiedzieć wam kilka motywów z dzisiejszego szkolenia.

Szkolenie miało na celu omówienie wykorzystania pewnych programów multimedialnych w edukacji. Pomijam już fakt, że ograniczyło się ono do REKLAMOWEGO występu pani reprezentującej określone wydawnictwo (o czym wczesniej ODN nawet nie pisnął). Choć fakt, że ja przyszłam się czegoś nauczyć, a nie wysłuchać, jaki towar mogę zakupić od handlarza tymże towarem, już zakrawa na skandalik.
Podczas prezentacji programu zachęcano nas do wypowiedzi. Od razu zauważyłam, że pod jednym z omawianych średniowiecznych obrazów jest podpisana data, kiedy on powstał, a jest to data późniejsza niż rok śmierci malarza. A więc - błąd. Jeśli to ma być płyta edukacyjna - niedopuszczalny.
Nastepnie ośmieliłam się stwierdzić, że bardzo utrudnia odbiór prezentowanych treści fakt, iż na ekranie widzimy 10-centymetrową czarną obwódkę z czterech stron i mikroskopijne literki oraz obrazki na pozostałej jego części. Ponieważ chodziło o interpretację szczegółów widniejących na obrazach, ja nie mogłam ich po prostu dostrzec, chociaż nie mam żadnej wady wzroku. Co ciekawe, inni też nie mogli. Trzeba było "zgadnąć" co postać trzyma w ręku i były różne opinie.
Następnie pani zachwalała mozliwość wysłuchania komentarzy lektora z płyty. W kilkuzdaniowym tekście poświęconym historii drukarstwa wychwyciłam cztery słowa, które uznałam za z pewnością niezrozumiałe dla ucznia, a płyta ich nie objaśnia. Zgłosiłam i tę wątpliwość.

Muszę Wam powiedzieć, że wszystkie panie jak jeden mąż po tych moich uwagach zaczęły mnie traktować jak jakiegoś intruza. Jak bachora, który próbuje zepsuć zabawę. Gdy zwróciłam uwagę, że uczeń nie wie, co to jest inkunabuł i nie zrozumie, co mówi lektor, nauczycielki zawołały : "ale uczniowie przecież nie pytają". Oklapłam. Że niby jak nie pytają, to wiedzą??? Nie uczę, a wiem na 100%, że to tylko pobożne życzenie.
Zdziwiło mnie, że żadna z nauczycielek nie komentowała zaproponowanego materiału, a moje komentarze spotykały się z ironicznymi uwagami i wyraźnie wszystkich drażniły. Chociaż były ze wszech miar słuszne.
Dlaczego nie wolno niczego krytykować? Dlaczego nie wolno nigdy z niczym się nie zgadzać, bo zaraz jest sie postrzeganym jako wichrzyciel, warchoł, i nie zważa się na to, co ten ktoś mówi, a tylko na to, że zepsuł "miłą" atmosferę. To po to się spotykamy? To tak ma wyglądać "szkolenie"? icon_cry.gif
_rybka
Szkolenie jest po to, aby:
-wydawnictwo zrobiło sobie reklamę
-organizator zarobił i wykazał się aktywnością
-nauczyciele zdobyli papierek, że uczestniczyli i szybko oddalili się do spraw ważniejszych (Twoje uwagi przedłużały "szkolenie").
Sylwia, jak będziesz miała jakieś wątpliwości to chętnie wyjaśnię. Niejedno już w szkole widziałam.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.