Dominika długo przyzwyczajała się do przedszkola. Obecnie lubi tam chodzić, ma swoich przyjaciół, ulubione panie. Niby nic mnie nie powinno niepokoic a jednak... . Otóż jej dzien wygląda tak: wracamy z przedszkola i ona zabiera sie za zabawę maskotkami i lalkami. Bawi sie w przedszkole i właściwie tylko w to . Z reguły jest nauczycielką, która ustawia, daje nagrody i kary, czasem krzyknie i czasem przytuli. Spiewa piosenki przedszkolne, mówi wierszyki, modlitwy. Potrafi tak się bawić z przerwami kilka godzin. Nawet w weekend wstaje o 5.30-6.00 (o tych godz. wstajemy w tygodniu) i pierwsze co robi to ustawia misie parami bo trzeba je zaprowadzić na śniadanie do stołówki . Gdzieś przeczytałam, że to objaw braku rodzeństwa. No cóż...tegoż już nie będzie miała. Tylko czy to znaczy, ze już zawsze będzie sie bawić w przedszkole, potem moze w szkołę? Starałam się jej wymyslić inne zabawy ale po jakimś czasie i tak wracała do zabawy w przedszkole. Moja koleżanka ma synka rówieśnika Dominiki w tym samym przedszkolu i on praktycznie nigdy nie mówi o przedszkolu. Jak się chce czegos oo dniego dowiedziec to musi się sporo natrudzić a i tak nie dostanie wystarczajacych informacji. I tak było nawet wtedy gdy był jedynakiem (brata ma od bardzo niedawna). Tak wiec kłóci się to z teorią, że to syndrom braku rodzeństwa.
Ciekawa jestem jak to u was wygląda? Jak myślicie, czy powinnam się niepokoić?