Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. PLiki cookies stosujemy w celu świadczenia uśług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany
do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczne na Twoim urządzeniu końcowym. W każdym momencie możesz dokonać zmiany
ustawień dotyczących cookies w ustawieniach przeglądarki. Więcej szczegółow w naszej "Polityce Prywatności"
Rzd postanowi kontynuowa program Maluch, zapocztkowany w 2011, zaproponowa jednak jego zmodyfikowan i rozszerzon wersj, nadajc mu nazw MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...
Wątku, w którym mogły byśmy powspominać, powiedzieć sobie i innym co czujemy po miesiącu, dwóch, czterech, piętnastu od dnia straty dziecka. Mam nadzieję, że wątek się przyda. Jeżeli macie potrzebę - piszcie.
U nas mija właśnie 4 miesiąc. Codziennie śnię, że jestem w ciąży. Od kilku nocy to jest zaawansowana ciąża (byłby 7 miesiąc). Dziecko kopie mocno zawsze z lewej strony. Budzę się i tam bolą mnie żebra, właśnie z lewej strony. W sumie to dziwne bardzo. W tych snach... nikt nie wie, że jestem w ciąży, tylko ja. Choć brzuch mam duży. Koszmar. Budzę się i uczucia mam mieszane. Czasem żal, a czasem złość, że mi się to śni. Czasem chciałabym zapomnieć.... całkiem. Potem mam wyrzuty, że tak myślałam... A czasem chcę powspominać. Obrazy czasem same wracają. A czasem... mam wrażenie, że to takie nie realne, że ta śmierć przytrafiła się właśnie nam... Nie pytam dlaczego. Wiem, że miało to sens. Trudne są takie przeżycia. Mąż mój mówi, że za dużo przeżywam. Mówi, że wydaje mu się że się nakręcam. Ale nie to nie tak. Wtedy, gdy obrazy wracają, chcę te falę uczuć (żalu, bólu) jakoś powstrzymać, jakoś się przed nią obronić. Ale nie na zasadzie wyparcia. Ja w to wchodzę i przeżywam w spokoju i wyciszeniu. Ulgę przynosi mi wbrew pozorom czytanie "gdy ciąża ciąży".... Widok kobiet w ciąży dalej boli. Zastanawiam się, czy jak nadejdzie październik.... czy będę rodzić co noc w każdym śnie? Wtedy tez w to wejdę, bo nie da się przed tym uciec... Ale może razem nam będzie łatwiej przez to przejść...
Czy jest któraś z Was Kochane osierocone Mamy, która miała termin na październik? Ja miałam na 15 października.
ściskam Was
leni 1
Sat, 19 Jul 2008 - 21:26
Sabinko na dzisiaj mialam wyznaczony termin porodu. Bałam sie tego dnia bardzo ale wbrew moim obawom minął spokojnie. Pogodziłam sie ze stratą choć kiedyś wydawało mi sie to niemozliwe. Bardzo tesknie za moją kruszynka. widok ciezarnych i niemowlaczków kłuje w serce . Teraz żyje nadzieją ze moze kiedyś spełnia sie moje marzenia i zostanę ziemską mamą.
Sabina
Sun, 20 Jul 2008 - 21:48
Leni na pewno, na pewno się spełnią. Zazdroszczę Ci spokoju, choć w sumie też raczej jestem spokojna... te sny mnie trochę męczą. Widocznie tam zepchnęłam wszystko na ten temat... Marzenia, nadzieje, smutki... żal....pustkę, złość i wyrzuty sumienia.
Ech... sny.
Trzymaj się
muszka06
Mon, 21 Jul 2008 - 21:45
Ja poroniłam 3 razy. Za pierwszym razem nie mogłam uwierzyć w to co się stało. To był 20tc, chłopiec. Pół roku później zaszłam znowu w ciążę, w 22tc. urodziłam dziewczynkę. Żyła tylko pół godziny. Tą stratę przeżyłam najbardziej. Może dlatego że ją normalnie urodziłam, widziałam jak zabierają ją w inkubatorze i... i więcej jej nie zobaczyłam. Potem kolejna ciąża okazała się martwa w 8 tygodniu. Powiem szczerze że już nie chciałam próbować. Miałam dość. Kolejna ciąża to leżenie plackiem i martwienie się z godziny na godzinę czy dzieje się coś niedobrego czy nie. Nie chciałam tego znowu przeżywać. Dwa lata temu okazało się że jestem w ciąży. Rozpłakałam się, nie wierzyłam że się uda. Dzisiaj mam córeczkę 1 rok i 8 mies. Jestem bardzo szczęśliwa. Teraz wiem że nigdy nie należy się poddawać. Moja córeczka urodziła się dokładnie tego samego dnia co pierwsza dziewczynka, której śmierci nie mogę do dziś przeżyć. Coś w tym musi być. Tak jakby los chciał mi wynagrodzić moje cierpienia. Mam nadzieję że innym też się uda.
Gothica
Mon, 21 Jul 2008 - 22:19
Sabinka super, że założyłaś taki wątek. Jak znajdę troszkę więcej czasu to napisze Wam jak to było w moim przypadku. Strasznie mi przykro z powodu Waszych Dzieci
mamakapselka
Tue, 22 Jul 2008 - 10:39
Temat jak najbardziej potrzebny. Chociaż bardzo smutny . Moje wspomnienia? Chyba nic gorszego w życiu jeszcze nie przeżyłam ;( . Podziwiam Cię lilia02 trzeba mieć dużo odwagi do tylu prób. Sobota rano 23 luty 2008, najpierw odwiedziłam teściową potem zrobiłam zakupy. Przyszłam do domu, miałam taką ochotę na sałatkę warzywną. Ale najpierw porządki. Ale jeszcze wcześniej siusiu a tu na papierze toaletowym kropla krwi. Serce mi chciało wyskoczyć z piersi. Co robić pierwsz myśl-zadzwonię do męża ( był w pracy)nie odebrał nie słyszał telefonu ;(. Potem do teściowej ona przerażona powiedziała :zadzwoń do swojego lekarza- tak też zrobiłam. Nie ma w soboty nieuchwytny. To szpital izba przyjęć. Pojechałam tak jak stałam taxówką z teściową. Pani na izbie przyjęć "...zgadza się na pobyt w szpitalu czy nie ???!!!!!%%%$$$$..." co miałam powiedzieć tak a w myślach :tak tylko niech mój maluszek przeżyje. Na oddział tam okropny najgorszy z lekarzy jakiego mogłam tylko spotkać dr O. zrobił mi usg dopochwowe. "...no coś tam jest , ale jakieś to małe i wogóle nijakie...lerzeć nie wstawać nie łazić po korytarzu..."-zalecenia. Teściowa do domu po koszulę i kapcie i te wszystkie szpitalne niezbędniki ;(. Siedzę na sali na łóżku i ryczę dzwoni komórka-mąż"...dzwonię już chyba ósmy raz, dlaczego nie odbierasz?co robisz że nie słyszysz telefonu???!!!!!%%$$$**..." "Jestem w szpitalu krwawie chyba nie będzie naszego maluszka ;(..." "...nie płacz przyjadę zaraz po pracy..." potem koszula i leżenie plackiem. Przyjechał misiek przytulił-pocieszył. Krew jak w najgorszym z okresów same skrzepy i wogóle. Koleżanki z sali nie płacz my też plamimy a ja nie plamię ze mnie po prostu leci. Dupfaston i no-spa. Niedziela rano 24 luty 2008, prysznic w szpitalu, jakieś takie poczucie że może będzie dobrze. Misiek ze śniadaniem jajka na miękko, kanapeczki, herbata z domu(szpitalna nie nadaje sie do picia).-poszedł popołudnie Misiek z obiadkiem z teściową i siostra na dokładkę. Nawet miło i smacznie i zaczęły sie skurcze. Mówie do pielęgniarki żeby dała mi no-spę bo bardzo mnie boli powiedziała żę wieczorem dostanę podwójną dawkę. Ok. Ból sam powoli ustępował. Wszyscy poszli, wieczór. Mycie,siusiu jeszcze tylko na sali umyję zęby. Staję nad umywalką zaczynam i w tym momencie to sie stało wypadł ze mnie mój mały kochany bezbronny dzwoneczek. Papier do ręki i heja do ubikacji może to jednak coś innego może duży skrzep. Ale nie to był on wrzuciłam go do ubikacji nie wiem dlaczego jak teraz o tym myślę to po prostu nie wiem dalczego to zrobiłam . Spuściłam wodę, przestałam krwawić poszłam do pielęgniarek i nie umiałam jej powiedzieć bo mnie dusiło w gardle, w końcu powiedziałm i rozbeczałam się.... przytuliła mnie i powiedziała uspokój się pojedziemy na piętro na USG. A tam znów obrzydliwy dr O. :"...no nie ma nie ma to poronienie. Jutro wyczyścimy i po sprawie..."a ja ryczałam miałam ochotę go kopnąć uciec i skoczyć przez któreś otwarte okno. Ale pielęgniarka znów mnie przytuliła odprowadziła do pokoju dała tabletkę i powiedział żę jak chcę to mogę zadzwonić po mężą. Zadzwoniłam"...misiu poroniłam ..." "przyjadę" "nie nie nie chce żebyś przyjeżdżał, dostałam uspokajacza zaraz zasnę" Poniedziałek 25 luty 2008 Rano zabieg Przywiązali mi ręce i nogi do fotela, dali środki usypiające. Budzę sie i wiem że już nie mam w sobie nic, pusta . Do domu o 14. a tam jeszcze bardziej pusto misiu przytulał i pocieszał aż zasnęłam. Takie mam wspomnienia z tego co się stało . SMUTEK SMUTEK I TYLKO SMUTEK. To co czułam w środku nie potrafię niestety opisać, nie mam na to odpowiednich słów. Chcę zapomnieć uczucie. Może kiedyś sie uda ;(. Teraz czekam na mojego maluszka i każdego dnia błagam Boga aby mi go nie zabrał.
TERMIN PORODU 7 PAŹDZIERNIK
Sabina
Tue, 22 Jul 2008 - 12:01
Lila Cieszę się, że Ci się udało. Podziwiam wytrwałość. Ściskam.
Mamadzwoneczka trzymam kciuki.
#Margola
Mon, 29 Sep 2008 - 12:05
CYTAT(mamadzwoneczka @ Tue, 22 Jul 2008 - 09:39)
Temat jak najbardziej potrzebny. Chociaż bardzo smutny . Moje wspomnienia? Chyba nic gorszego w życiu jeszcze nie przeżyłam ;( . Podziwiam Cię lilia02 trzeba mieć dużo odwagi do tylu prób. Sobota rano 23 luty 2008, najpierw odwiedziłam teściową potem zrobiłam zakupy. Przyszłam do domu, miałam taką ochotę na sałatkę warzywną. Ale najpierw porządki. Ale jeszcze wcześniej siusiu a tu na papierze toaletowym kropla krwi. Serce mi chciało wyskoczyć z piersi. Co robić pierwsz myśl-zadzwonię do męża ( był w pracy)nie odebrał nie słyszał telefonu ;(. Potem do teściowej ona przerażona powiedziała :zadzwoń do swojego lekarza- tak też zrobiłam. Nie ma w soboty nieuchwytny. To szpital izba przyjęć. Pojechałam tak jak stałam taxówką z teściową. Pani na izbie przyjęć "...zgadza się na pobyt w szpitalu czy nie ???!!!!!%%%$$..." co miałam powiedzieć tak a w myślach :tak tylko niech mój maluszek przeżyje. Na oddział tam okropny najgorszy z lekarzy jakiego mogłam tylko spotkać dr O. zrobił mi usg dopochwowe. "...no coś tam jest , ale jakieś to małe i wogóle nijakie...lerzeć nie wstawać nie łazić po korytarzu..."-zalecenia. Teściowa do domu po koszulę i kapcie i te wszystkie szpitalne niezbędniki ;(. Siedzę na sali na łóżku i ryczę dzwoni komórka-mąż"...dzwonię już chyba ósmy raz, dlaczego nie odbierasz?co robisz że nie słyszysz telefonu???!!!!!%%$$**..." "Jestem w szpitalu krwawie chyba nie będzie naszego maluszka ;(..." "...nie płacz przyjadę zaraz po pracy..." potem koszula i leżenie plackiem. Przyjechał misiek przytulił-pocieszył. Krew jak w najgorszym z okresów same skrzepy i wogóle. Koleżanki z sali nie płacz my też plamimy a ja nie plamię ze mnie po prostu leci. Dupfaston i no-spa. Niedziela rano 24 luty 2008, prysznic w szpitalu, jakieś takie poczucie że może będzie dobrze. Misiek ze śniadaniem jajka na miękko, kanapeczki, herbata z domu(szpitalna nie nadaje sie do picia).-poszedł popołudnie Misiek z obiadkiem z teściową i siostra na dokładkę. Nawet miło i smacznie i zaczęły sie skurcze. Mówie do pielęgniarki żeby dała mi no-spę bo bardzo mnie boli powiedziała żę wieczorem dostanę podwójną dawkę. Ok. Ból sam powoli ustępował. Wszyscy poszli, wieczór. Mycie,siusiu jeszcze tylko na sali umyję zęby. Staję nad umywalką zaczynam i w tym momencie to sie stało wypadł ze mnie mój mały kochany bezbronny dzwoneczek. Papier do ręki i heja do ubikacji może to jednak coś innego może duży skrzep. Ale nie to był on wrzuciłam go do ubikacji nie wiem dlaczego jak teraz o tym myślę to po prostu nie wiem dalczego to zrobiłam . Spuściłam wodę, przestałam krwawić poszłam do pielęgniarek i nie umiałam jej powiedzieć bo mnie dusiło w gardle, w końcu powiedziałm i rozbeczałam się.... przytuliła mnie i powiedziała uspokój się pojedziemy na piętro na USG. A tam znów obrzydliwy dr O. :"...no nie ma nie ma to poronienie. Jutro wyczyścimy i po sprawie..."a ja ryczałam miałam ochotę go kopnąć uciec i skoczyć przez któreś otwarte okno. Ale pielęgniarka znów mnie przytuliła odprowadziła do pokoju dała tabletkę i powiedział żę jak chcę to mogę zadzwonić po mężą. Zadzwoniłam"...misiu poroniłam ..." "przyjadę" "nie nie nie chce żebyś przyjeżdżał, dostałam uspokajacza zaraz zasnę" Poniedziałek 25 luty 2008 Rano zabieg Przywiązali mi ręce i nogi do fotela, dali środki usypiające. Budzę sie i wiem że już nie mam w sobie nic, pusta . Do domu o 14. a tam jeszcze bardziej pusto misiu przytulał i pocieszał aż zasnęłam. Takie mam wspomnienia z tego co się stało . SMUTEK SMUTEK I TYLKO SMUTEK. To co czułam w środku nie potrafię niestety opisać, nie mam na to odpowiednich słów. Chcę zapomnieć uczucie. Może kiedyś sie uda ;(. Teraz czekam na mojego maluszka i każdego dnia błagam Boga aby mi go nie zabrał.
TERMIN PORODU 7 PAŹDZIERNIK
kurcze poryczałam sie... Trzymajcie sie mocno dziewczyny...
MoniZ
Mon, 29 Sep 2008 - 14:11
mysle ze bardzo dobry pomysl z tym tematem
ja poronilam 13 czerwca 2006 w 11tc pamietam jakby to bylo wczoraj a juz minelo 2 lata u mnie zaczelo sie tak samo jak u mamydzwoneczka poszlam do ubikacji i papier toaletowy byl lekko zabrudzony od krwi jejku myslalam ze mi serce z klatki wyskoczy co pierwsze tez dzwonie do meza on z kolei kazal mi dzwonic do mojego lekarza zadzwonilam a lekarz mi powiedzial "ze nie mam co sie denerwowac ze sie zdarza w ciazy plamienie ale jak sie denerwuje to moge przyjechac do nie tylko ze on teraz przyjmuje 30km od leszna" ja mu odpowiedzialam " ze dobrze porozmawiam z mezem czy bedzie mogl sie zwolnic z pracy i mnie zawiesc" zadzwonilam i pojechalismy przez cala droge milczalam a maz mnie pocieszal "ze to nic zlego wszystko bedzie dobrze" a ja mialam przeczucie ze cos jest nie tak zajechalismy pan doktor mnie przyjal bez kolejki badal i badal wkoncu powiedzial ze slowa "niestety nie widzi bicia serduszka" te slowa zabrzmialy jakby ktos mi noz w serce dzgnal lekarz jeszcze mnie pocieszal "ze przy pierwszych ciazach sie tak zdarza ze organizm matki sam odrzuca plod bo byl za slaby...." ja calyczas plakalam lzy mi lecialy jak z potopu nie moglam przestac... moj maz trzymal sie dzielnie wyjezdzajac z tamtad mialam miec zmierzone cisnienie pielegniarka sie przestarszyla chciala wzywac karetke tak mi cisnienie podskoczylo z tych emocji z tego wszytskiego ale uparlam sie nie maz mnie odwiezie do szpitala by potwierdzic diagnoze lekarza o jejku a w szpitalu nastepny koszmar pan ordynator oddzialu polozniczo-ginekologicznego niechcial mnie przyjac bo twierdzil ze nie ma miejsc i bedzie musial zwolnic jakas pacjentek do domu zeby mnie przyjac maz zaczal sie z nim klucic koszmar brzuch mnie bolal a on takie cos odprawiam (mam na mysli lekarza) ja uspakajalam mojego meza wkoncu z laska mnie przyjal okazalo sie ze dwie sale byly puste mialam robione badania i mialam ogromna nadzieje ze moj lekarz sie myli ale niestety "NIE" doktorka potwierdzila diagnoze "obumarcie plodu" nie wiem ale uwazam ze lekarze powinni troche z sercem wykonywac swoja prace bo potraktowali mnie jak przedmiot nie kobiete ktora stracila dziecko aaa czekajac na zabieg mialam miec ten zabieg o godzinie 8 rano nie jadlam od godziny 17 dnia poprzedniego o tej godzinie kolacje daja okazalo sie ze sa strajki i zabieg mialam dopiero po 14 jejku to byly najdluzsze godziny mojego zycia ciagmnely sie i ciagnely juz chcialam miec dawno ten zabieg za soba i wkoncu jakas pigula przyszla pomnie nic nie powiedziala kazala mi wziasc szlafrok i to wszystko po przebudzeniu byl ogromny bol bolalo mnie strasznie wrzeszczalam z bolu i z pustki jaka mnie ogarnela wtedy cos potwornego ale niestety najgorsze ze to wspomienie tego spzitala i traktowania nas kobiet ktore stracily swoje dzieci pozostanie
Sabina
Mon, 29 Sep 2008 - 14:12
Nadchodzi mój 15 październik. Boję się tego dnia. Zamówiłam Msze za wszystkie dzieci nie narodzone, w Waszych wszystkich brzuchach na Forum. Na 7:00 rano. Może ktoś się chce połączyć duchowo, zachęcam.
strasznie zazdroszczę, nie chce tej zazdrości... że te dzieci październikowe rodzą się piękne i zdrowe.... jak wyglądał by Michałek?
m4rusia
Mon, 29 Sep 2008 - 17:46
Sabinko ściskam Cię mocno. Będę myśleć o Was tego dnia .A wszystkim mamusiom które noszą pod sercem swoje maleństwa życzę szczęśliwego zakończenia ciąży
k0k0ska
Thu, 02 Oct 2008 - 12:25
moja historia jest bardzo podobna do historii moni28 , no więc: w ten piątek co był zaczeły sie bole i skurcze, pojechalam o polnocy do szpitala, lekarz mnie zbadal i powiedzial ze jest wszystko'ok' i ze sie mam ni martwic i wracac do domu, wiec sie uspokoilam. Sobota: ok 17 dostalam krwawienia, pojechalam znow do tego szpitala, polozyli mnie na oddział, czekalam do poniedzialku na usg bo w tym szpitalu nie maja, tylko w budynku obok ktory jest od pon-pt czynny, diagnoza: ciąza obumarła od dawna , w pon dostalam takich boli i skurczy ze nie umialam chodzic, lezec, siedziec nic, caly czas zbieralo mi sie na placz, gdy przyszli bliscy, rozbeczalam sie jak dziecko, we wtorek nad samym ranem dostalam mocnego krwawienia i wyszlo cos ze mnie, myslalam ze to jajo, poplakana , zalamana, dostalam zastrzyk i tabletki, myslalam ze bedzie zabieg rano, okazalo sie ze musza zrobic jeszcze bhcg, powiedzieli ze zabieg w srode rano, ale niestety cialo na to nie pozwolilo, we wtorek o 21 dostalam krwotoku, ze az lecialo po nogach i pelno krwi na ziemi zostawialam, odrazu wezwali doktora z oddzialu i robili mi zabieg, rano czulam sie pusta, fatalna, do dU**
Dzisiaj jest 1szy dzien odkiedy jestem w domu, jest to bardzo swieze bo zabieg mialam przedwczoraj.. siedze w domu, placze, jestem na srodkach uspokajających, byla to ciąża 3 miesieczna, pokazali mi przed zabiegiem jajo plodowe, bo jednak wylecialo dopiro przy tym krwotoku, wzieli do badania, teraz zazywam antybiotyki ktore mi przepisali na zakazenie, bo czekali az 5 dni jak juz diagnoza byla, zanim zrobili mi zabieg..
uszło ze mnie zycie....
[*] Aniołeczek mój kochany- 3o.o9.2oo8 [*]
emka31
Thu, 02 Oct 2008 - 12:47
Boże tak bardzo współczuję , trzymaj się dzielnie . Wiem , to są najgorsze dni... nawet nie umie pocieszyć
kasia-b
Fri, 03 Oct 2008 - 14:16
dzisiaj mija prawie 2 tygodnie jak stracilam moje dziecko. tak bardzo sie cieszylam ze jestem w ciazy. bylam u lekarza powiedzial ze wszystko w porzadku zebym sie nie martwila..... za 3 dni zaczelam krwawic... panika, rozpacz co dalej... lekarz kazal zglosic mi sie do szpitala bo to sobota a on nie przyjmuje. w szpitalu niemily lekarz robi mi usg i stwirdza sucho ze "tu nic nie ma juz brak bicia serca moze pani isc do domu i sie polozyc jak bedzie gorzej moze pani przyjsc". meza nie ma w pracy jestem sama, ide do domu wszyscy (babcia, mama) kiwaja glowami no to juz po wszystkim a mnie to dobija. siedze i rycze i rycze nic lepiej. maz wrocil z pracy przytulil, pocieszal nic nie pomaga. o 22 zaczynaja sie silne bole i wieksze krwawienie maz zawozi mnie do szpitala. znowu ten lekarz niemily zleca polozyc mnie na oddzial znowu suche stwierdzenie jutro zabieg to juz poronienie... a ja znowu rycze nie ma mnie kto pocieszyc. cala noc krwawie i strasznie boli... rano przychodzi inny lekarz "no to bedzie zabieg" uspili mnie... o 16 przyszedl po mnie maz. dobrze ze jestem w domu bynajmniej moge plakac do woli. dzisiaj jest lepiej ale nie ma dnia zebym nie myslala dlaczego ja, z jakiego powodu, czy nastepnym razem sie uda. tak bardzo chce byc mama.....
beata_77
Fri, 03 Oct 2008 - 23:49
17 października mija cztery miesiące jak straciłam mojego Skarbika Podobnie jak Ty Sabinko miewam sny, z tym ze troszkę inne, bo nie sni mi się utracona ciąża, tylko nowa.
Ja walczyłam o moje maleństwo niestety nikt nie chciał mi pomóc. To był 11 tc. termin na 1 - 4 styczeń 2009.
W czwartek położyłam Natusię spać i zasiedliśmy z mężem do kolacji, poczułam dziwne mokro. (dwa dni wcześniej miałam dziwne jasno brązowe plamki na wkładce) W łazience okazało się, że to krew. Szybko ściągłam koleżanke do Natalci i z mężem taksówką pojechaliśmy do szpitala. Bardzo miły lekarz mnie zbadał. Według niego wszystko ok, krwawienie ustało, wszystko "pozamykane". USG mi nie zrobią, dopiero na wtorek, bo nie maja lekarza, żeby mi takie badanie wykonał. Wróciliśmy do domu
W piątek wieczorem sytuacja się potórzyła, tej krwi było bardzo mało i zaraz ustało.
Rano w niedzielę koło godz 5 poleciało trochę więcej. Nie budzac męża wezwałam taksówkę i pojechałam do szpitala. Znów takie samo badanie, wszystko pozamykane ble ble ble. ja już ryczę, błagam, żeby ratował moje dziecko, że się boję a on, że nic na to nie poradzi. jakieś tabletki coś? Nic niestety tutaj takiego nie dają... Miałam nadzieję, ze to usg zrobią szybciej, ale niestety musze czekać do wtorku.
Wieczorem w niedzielę krwawienia nie było, więc trochę się uspokoiłam, nawet Nati jakby spokojniejsza.
W poniedziałek już żyłam dniem jutrzejszym, zeby to usg.
Wieczorem w poniedziałek mąż pojechał na 22 do pracy....jeszcze siedziałam tu na forum z moimi koleżankami z wątku i nagle poczułam jak zanów leci. To była taka żywa krew nie żadne skrzepy. Jezu jutro na 10:30 usg. Już jutro...
Pomodliłam się do Boga aby dał mi jakoś przetwać tę noc....
O 4 obudziłam się z uczucia mokrości... Wstała doszłam do łazienki z zaczęły iść ze mnie skrzepy. Krew była wszędzie, ręcznik nasiąkł błyskawicznie. Wszystko włożyłam do zlewu. Zadzwoniłam do męża on biegiem po karetkę. Byli po 5 minutach. Ja już chodziłam po ścianach... Sanitariusze wzieli to co włożyłam do zlewu....jak odjeżdzałam karetką, powiedziałam mężowi, że już jest po wszystkim
Na oddziale podłączyli mi kroplówkę, cały czas krwawiłam i to bardzo mocno. W szpitalu tez poczułam skurcze i krawienia się nasilały... Tym razem inna lekarka mnie zbadała i dalej że wszystko pozamykane, żeby się nie martwić...
Krawienie po mału ustawało. Badanie miałam zamiast o 10:30 to półtora godziny później, to chyba najdłuższe półtora godziny w moim życiu. W końcu przyszli po mnie
Badanie USG. Zobaczyłam moje maleństwo Wciąż tam było, walczyło razem ze mną do końca. Niestety Ono już nie żyło. Zobaczyłam te maleńkie rączki... tak jakby chciało mnie przytulić ten pierwszy i ostatni raz. Boże... nigdy nie zapomne tego widoku ....
Lakarz powiedział, ze straciłam za dużo krwi............................................. tylko czemu czemu CZEMU nikt mi nie pomógł, kiedy tylko to sie wszystko zaczęło ????????????????????
W związku z tym, że nic nie jadłam od 4 rano na 16 godzinę zaplanowali czyszczenie, ciałko mojego Skarbika poszło do ekspertyzy, która nic nie wykazała.
Tutaj w Irlandii niestety nie ratują ciąż. Naturalna selekcja... Babki co ze mną leżały, co się okazało wszystkie po poronbieniach patrzały na moje łzy jak na kosmitke jakąś...
W domu mogłam sie pożądnie wypłakać. Tak jak teraz....
Ja już nic nie widzę...
Kokoska ściskam Cię bardzo mocno, bo u Ciebie wszystko takie jeszcze świerze. Co Ci mogę dziś powiedzieć, to to, że czas goi rany. I mimo, że "blizny na sercu" zostają, to przyjdzie taki dzień, że się uśmiechniesz. Warto przeczytać "piękny list" na tym forum, ja go sobie wydrukowałam... Wklejony w pamiętniczek ciążowy mojego Skarbika... jest tam i zawsze będzie, bo to list od mojego dzieciątka
Sabinko dziękuje Ci za ten wątek...
Wszystkim Wam "mamusie po stracie" życzę dużo wiary i siły....
15 października "dzień dziecka utraconego" Sporo łez jeszcze uleci....
k0k0ska
Sat, 04 Oct 2008 - 11:46
Kasia-b bardzo ale to bardzo Ci wspolczuję, nie jesteś sama, pamietaj ze my tez mamy taki problm i jest nam ciezko, mozemy sie wspierac, to jedyna rzecz ktorej nam nie zabroni nikt :* i plakac jeszcze raz plakać!
beanata dziekuje za te słowa otuchy :* twoja historia mnie urzekła, nie umiem uwierzyc ze mogli Ci pomoc a tego nie zrobili, ze wszystko mogli uratowac jezeli to trwalo tyle dni
ja tak samo poronilam w 11 tc ale mysle ze widocznie tak mialo byc zebym najpierw skonczyla szkole bo studiuje, znalazla prace i wtedy mozemy sie starac o dziecko i tak zrobimy gdzies za 2 latka .. to mnie trzyma przy zyciu i nadzieji ...
MoniZ
Sat, 04 Oct 2008 - 12:59
kokoska kasia-b
juz bardzo dawno sledze ten watek i inne o POronieniach i gdy czytam kazda z was to poprostu lzy same leca choc minelo 2,5 roku od mojego poronienia ale to zostanie na zawsze zawsze zadaje sobie to pytanie"dlaczego to sie tak dzieje ze tracimy swoje pociechy, ktore bardzo pragniemy" nawet teraz piszac tego posta mam oczy pelne lez nieraz mam ochote krzyczec "dlaczego" niby sie pogodzilam ze stracilam pierwsze dziecko ale zawsze tez tak mysle jak sabina jakie bylo by te dziecko? jak wygladalo? do kogo podobne?.... choc mam MICHALKA ktorego kocham nad zycie to zawsze bede wracac do tego ze przed nim bylby juz synek lub coreczka zawsze bede sledzic ten watek bo jestem sercem z wami wiem co przezywacie i jak cierpicie
Gosiaczek.K
Mon, 06 Oct 2008 - 17:52
Dziś mija 4 tygodnie od straty naszego dziecka...Ciężko mi i czuję się kompletnie nierozumiana. Po "tym" słyszałam wciąż od ludzi wokół głupie teksty "jesteś jeszcze młoda, będziesz miała następne", "to widać była zła ( ) ciąża", i podobne. Jeszcze ciężko mi o tym pisać i rozmawiać. Walczyłam o tę ciążę, ale się nie udało. Już wcześniej Was podczytywałam i współczuję Wam strasznie dziewczyny. Sabinko, chciałabym z Tobą porozmawiać. Nie wiem jak dla ludzi może być dziwnie, że masz w sobie tyle miłości, by chcieć kolejne dziecko.
mamakapselka
Tue, 07 Oct 2008 - 10:03
[*] [*] [*] [*]
TO DZIŚ BYŁBY TEN WSPANIAŁY DZIEŃ GDY MÓJ DZWONECZEK POPATRZYŁ BY NA MNIE PIERWSZY RAZ
KOCHAM CIĘ MÓJ ANIOŁKU
Sabina
Tue, 07 Oct 2008 - 10:55
Wiem co czujesz, przytulam Cię
(*)(*)(*)(*)
AniaEL
Tue, 07 Oct 2008 - 14:08
Mój dzień też się zbliża. Jest mi smutno, ale ....... staram się o tym nie myśleć, nie zastanawiać się "co by było, gdyby".
Moja siostra urodziła 2 października. Cieszę się tak, jakby to była moja córka.
Ewa75
Fri, 10 Oct 2008 - 20:32
Moj dzien juz minal (2.09.05) Juz 3 lata minely a dalej boli.Niema dnia zebym nie myslala o naszym aniolku,choc mam 2 wspanialych,zdrowych dzieciaczkow,wiem ze nasz aniolek patrzy na nas z gory.
syza7
Fri, 10 Oct 2008 - 22:01
Ja trafiłam na bardzo dobrą opiekę. Od momentu pojawienia się plamienia położono mnie do szpitala i trzymano aż ustąpi. Po miesiącu w domu około 14 tc pojawiły się skurcze i krwawienie. Akurat miałam kontrolne USG, które wykazało zatrzymanie się rozwoju w 8 tc i brak tętna płodu. Trafiłam do szpitala. USG miałam zrobione 3 razy. Ostatnie zrobili mi jeszcze przed zabiegiem, aby wykluczyć pomyłkę. Oceniło to trzech lekarzy z ordynatorem na czele. Profesjonalizm tych ludzi zrobił na mnie wrażenie. Niestety, mimo ich opieki i gromady leków podtrzymujących, branych przez miesiąc, nie udało się. Moje dziecko narodziłoby się około 8 listopada. Przeżyłam silny szok, zresztą jak każda z was. Mamy już jedno dziecko, ale bardzo pragnęliśmy kolejnego. Teraz pragniemy spróbować znowu. Czuję, że jestem już na to gotowa psychicznie. Lekarz ocenił, że moje ciało również. Boję się kolejnej straty, ale bardziej przeraża mnie myśl, że kolejnego dziecka miałabym już nie mieć. Trzymajcie się mocno. Czas leczy rany. Pamięć pozostanie. Bo tylko człowiek chory psychicznie lub wyzuty z uczuć może zapomnieć całkowicie.
Sabina
Fri, 10 Oct 2008 - 22:11
beata_77
Sun, 12 Oct 2008 - 09:27
wrona_j
Mon, 13 Oct 2008 - 15:12
ja też poroniłam 06.12.2005 historia bardzo podobna jak wasze. plamienie, strach, płacz, szpital, nadzieja, strach, płacz, (prawdopodobnie puste jajo płodowe), zabieg czyszczenia, ból. na moje pytanie o powikłania i późniejsze problemy pani dr, która przygotowywała sie do wykonania zabiegu odpowiedziała, że powikłania po zabiegu mogą być zawsze i że podpisałam przecież zgodę na zabieg, po czym zasnęłam. to było bardzo profesjonalne podejście i ludzkie (na myśl o tej kobiecie dostaję gęsiej skórki). czas leczy rany, pamięć pozostaje. jednak myślę, że każdy musi to przeżyć w sobie i każdy przechodzi przez to inaczej. dziś mam kochanego syneczka ale o moim aniołku pamiętam. mam nadzieję że nie będę już więcej przez to musiała przechodzić. Pozdrawiam was bardzo i życzę dużo siły
beata_77
Wed, 15 Oct 2008 - 00:20
Sabinko Dziś tak mocno Cie przytulam i mam nadzieję, że wspólnie z nami jakoś przetwasz ten dzień. Nie wiem dlaczego tak się zeszło, ale dziś akurat "Dzień Dziecka Utraconego". Łączę się w bólu i płaczu z wszystkimi mamusiami, które straciły swoje dzieci Jutro już będzie lepiej ...
mamakapselka
Wed, 15 Oct 2008 - 08:05
Sabina dziś przytulam Cię mocno! Trzymaj się dzielnie i pamiętaj że Twój Aniołek patrzy na Ciebie!!
emka31
Wed, 15 Oct 2008 - 08:42
Sabina mocno i to mocno przytulam trzymaj się kochana , zobaczysz dasz sobie radę Jesteśmy z Tobą
(*)
Sabina
Wed, 15 Oct 2008 - 13:44
Dzięki Kochane.
Na Mszę się nie zwlekłam Miałam biegunkę i jestem ledwo chodząca słabo mi, ale to chyba odreagowują nerwy. Za dużo ich mam ostatnio... problemów znaczy, za dużo...
Dziś dzień dziecka utraconego. Dzień na zawsze nasz.
Dla naszych Aniołków (*)(*)(*)(*)
Nie umiem nic powiedzieć pocieszającego, nic mądrego, nic na temat, po prostu Was przytulam. I dziękuję, że jesteście ze mną
Michasiu kocham Cię (*)(*)(*) mój mały niewidzialny maluszku.
Moja Wika (9lat) mówi do mnie dziś: "mamo musisz ze mną koniecznie iść do Kościoła! Pytam- czemu? Ona: Bo dziś są urodzinki Michałka, a Ty zaspałaś i nie byłaś na jego Mszy, musi przecież mieć jakiś prezent od nas."
Tak....
leni 1
Wed, 15 Oct 2008 - 14:13
Sabinko przytulam Cie bardzo, bardzo mocno. Twoja córka jest niezwykła.
Fiefiora
Wed, 15 Oct 2008 - 15:08
Gosiaczek.K
Thu, 16 Oct 2008 - 14:45
CYTAT(Sabina @ Wed, 15 Oct 2008 - 12:44)
Moja Wika (9lat) mówi do mnie dziś: "mamo musisz ze mną koniecznie iść do Kościoła! Pytam- czemu? Ona: Bo dziś są urodzinki Michałka, a Ty zaspałaś i nie byłaś na jego Mszy, musi przecież mieć jakiś prezent od nas."
Tak....
Kochana jest, taka siostra to skarb... Dla wszystkich naszych Aniołków (*)(*)(*)
Gosiaczek.K
Thu, 16 Oct 2008 - 14:46
Wczorajszy Dzień był ciężki...
Sabina
Fri, 17 Oct 2008 - 12:00
Oj tak
Choco.
Fri, 17 Oct 2008 - 15:21
Czytam Was i płaczę...nie umiem nic napisać. Straciłam dwoje dzieci i to nadal tak boli,że ja zwyczajnie nie umiem o tym pisać, bo łzy ściskają gardło i lecą po policzkach, Przykro mi, że tak wiele z nas spotyka takie cierpienie. Ściskam Was mocno!!! Sabino- Twoje posty dodają mi siły!
Sabina
Fri, 17 Oct 2008 - 17:00
Cieszę się, że dodają Ci siły. Ja nie mam czasu myśleć... dni tak wypełnione czynnościami... ale to gdzieś po głowie się turla co jakiś czas, a wieczorem męczy. Jeszcze trochę... kiedyś musi być lżej, no nie?
Choco.
Sat, 18 Oct 2008 - 10:08
Musi...tak, jak piszesz. I ja w to wierzę, czekam... Rok temu (26 pażdziernika) straciłam swoje drugie dziecko (pierwsze straciłam przed narodzinami Michasia). W tym samym czasie moja przyjaciółka (żona mojego kuzyna) rodziła swojego drugiego syna- a mojego chrześniaka. Pamiętam, jak pojechałam do nich, gdy mały miał około miesiąca. Nie wiem dlaczego, ale cały czas widziałam w nim moje dziecko, mojego Aniołka i było mi ciężko mimo, że tak bardzo się cieszyłam z jego narodzin. Kasia miała termin na 8 listopada, czyli na dzień gdy ja urodziłam Michała ( to wszystko skutki świętowania Walentynek) a urodziła, gdy moje dziecko odeszło. Naszą rozmowę pamiętam do dzisiaj, mówiła że wie, że nic nie zwróci mi mojego dziecka ale chce, żeby mój ból był chociaż trochę mniejszy i prosiła abym została chrzestną matką małego Fabiana. To się nazywa prawdziwa przyjaźń. Za tydzień Fabian będzie miał rok, i będzie rocznica odejścia mojego Maluszka....widok uśmiechu tego chłopca i jego radość życia zmniejsza ból...
Wczoraj przez przypadek włączyłam wieczorem TV i jakiś młody chłopak śpiewał "Tears in heaven".... ścisnęło w gardle. Damian mimo, że nie mówiłam o co chodzi przytulił mnie i powiedział, że czuje to co ja. Dobrze, że on jest...i Wy.
majul
Sat, 18 Oct 2008 - 18:35
Dagmarko przytulam Cie mocno... (*) (*)
dla Aniołków (*) (*) (*) (*) (*) (*) (*) (*) (*)
Choco.
Sat, 18 Oct 2008 - 18:38
Majul- a ja Ciebie. Wiedz, że pamiętam o Tobie...napiszę, niech tylko rzeczywistość (czas) bardziej sprzyja... Ściskam
majul
Sat, 18 Oct 2008 - 18:42
dziekuje...pozdrawiam .. bede czekac...
Sabina
Sat, 18 Oct 2008 - 23:24
CYTAT(Chocolate @ Sat, 18 Oct 2008 - 11:08)
Musi...tak, jak piszesz. I ja w to wierzę, czekam... Rok temu (26 pażdziernika) straciłam swoje drugie dziecko (pierwsze straciłam przed narodzinami Michasia). W tym samym czasie moja przyjaciółka (żona mojego kuzyna) rodziła swojego drugiego syna- a mojego chrześniaka. Pamiętam, jak pojechałam do nich, gdy mały miał około miesiąca. Nie wiem dlaczego, ale cały czas widziałam w nim moje dziecko, mojego Aniołka i było mi ciężko mimo, że tak bardzo się cieszyłam z jego narodzin. Kasia miała termin na 8 listopada, czyli na dzień gdy ja urodziłam Michała ( to wszystko skutki świętowania Walentynek) a urodziła, gdy moje dziecko odeszło. Naszą rozmowę pamiętam do dzisiaj, mówiła że wie, że nic nie zwróci mi mojego dziecka ale chce, żeby mój ból był chociaż trochę mniejszy i prosiła abym została chrzestną matką małego Fabiana. To się nazywa prawdziwa przyjaźń. Za tydzień Fabian będzie miał rok, i będzie rocznica odejścia mojego Maluszka....widok uśmiechu tego chłopca i jego radość życia zmniejsza ból...
Wczoraj przez przypadek włączyłam wieczorem TV i jakiś młody chłopak śpiewał "Tears in heaven".... ścisnęło w gardle. Damian mimo, że nie mówiłam o co chodzi przytulił mnie i powiedział, że czuje to co ja. Dobrze, że on jest...i Wy.
Kochana Jesteś bardzo dzielna... bardzo..... mnie widok małych dzieci.... zabija... normalnie zabija... I tłumaczę sobie, że pieluchy, znów nie spanie, wstawanie, choroby, alergie, szpitale, strach... żeby było zdrowe... nie chcę tego przechodzić. A jednocześnie chcę. Tulić małe ciałko, o aksamitnych włoskach... czasem jak tulę te nasze maluchy, to sobie wyobrażam... że to Michaś... głupie to, ale jakaś jest ulga... Trzymaj się.
Sabina
Sat, 18 Oct 2008 - 23:28
CYTAT(leni 1 @ Sat, 19 Jul 2008 - 22:26)
Sabinko na dzisiaj mialam wyznaczony termin porodu. Bałam sie tego dnia bardzo ale wbrew moim obawom minął spokojnie. Pogodziłam sie ze stratą choć kiedyś wydawało mi sie to niemozliwe. Bardzo tesknie za moją kruszynka. widok ciezarnych i niemowlaczków kłuje w serce . Teraz żyje nadzieją ze moze kiedyś spełnia sie moje marzenia i zostanę ziemską mamą.
Widzę paseczek. Gratulacje
leni 1
Mon, 20 Oct 2008 - 10:22
Sabinko bardzo dziekuje. Szcześliwie przeszliśmy już przez pierwszy trymestr, powoli zaczynam wierzyc ze tym razem szczeliwie dotrwamy do końca. Dla mnie to wielki cud, tym bardziej ze zaszłamw ciaze w końcu lipca a na lipiec miałam wyznaczony termin porodu, wiec dla mne to podwójny cud. Sabinko głeboko wierze ze pewnego dnia spełnią sie Twoje marzenia i powitasz na świecie małą kruszynkę. Wiem ze Twoja sytuacja jest skomplikowana ale zobaczysz ze z czasem wszystko sie ułoży.Ja mocno w to wierze
Sabina
Mon, 20 Oct 2008 - 12:37
Dziękuję CI.
eliza nell
Wed, 22 Oct 2008 - 08:15
Dziewczyny, powiedzcie mi, czy ktoras z Was miala naturalne poronienie po stwierdzeniu, ze ciaza przestala sie rozwijac? ja bylam w 4-5 tygodniu ciazy. w poniedzialek z bety wyszlo, ze niestety ale juz jest po ciazy. lekarz powiedzial, ze mam cierpliwie czekac na okres. ale jak dlugo sie czeka? i jak przychodzi krwawienie, to jak to wyglada? normalny okres? boli? nie mialam zadnych objawow, ze cos jest nie tak. zreszta wiecie, ciaza byla bardzo mlodziutka, jeszcze jej nie bylo widac na usg. ale beta swiadczyla o 4-5 tygodniu, tylko ze powtorzona 3 dni pozniej wykazala, ze wskaznik maleje. nawet nie zdazylam sie zaczac cieszyc. ale to akurat moze lepiej...
kasik30
Thu, 23 Oct 2008 - 22:26
Cześć .Wyszłam wczoraj ze szpitala byłam w 9 tyg. najpierw w 6 zaczełam plamić potem po lekach przeszło ale na usg nie było ech ani zarodka czekali jajo rosło beta nie przyrastała tak jak trzeba ale jak spadła nie robili mi nadzieji . 5 lakrzy i do tego starzyści potwierdzili niestety puste jajo. Wywołali poród potem łyżeczkowanie. Jakoś nie mogę się pozbierać. jedni mówili że poczekać z następna ciąża 3 miesiące inni że w następnym cyklu . moja powiedziała że można też poczekać podać tabl.anty. bo wtedy szybciej się zachodzi. Zasugerowała badanie męża bo mam dziecko z poprzedniego zwiazku i może tu problem. co prawda jeden z tych co badali mnie zanim poszłam do szpitala powiedział ze poprostu tak się zdarza i badania się robi gdy się to pwtórzy kilka razy. Jak to było z wami . Poradzcie coś . Najgorsze są wieczory budzę się w nocy . Niewiem co mam ze sobą zrobić.
eliza nell
Fri, 24 Oct 2008 - 11:04
Kasik, przykro mi bardzo. chyba wiekszosc, ktora to przezyla, doskonale Cie rozumie. moim zdaniem, nie powinnas wyciagac pochopnych wnioskow - ze cos generalnie musi byc nie tak. tak sie zdarza. co wiecej - czesto zdarza sie, ze nawet nie wiemy, ze po drodze doszlo do zaplodnienia i myslimy, ze dostalysmy okres, zwykly okres. a to nieprawda, bo akurat w danym cyklu moglo to byc oczyszczanie organizmu z zarodka, ktory nie mial szans na przezycie.
ja uwazam, ze spokojnie. tylko spokoj i czas. nie wiem, ile trzeba odczekac po lyzeczkowaniu. z 3 miesiace na pewno, bo musi sie tam wszystko zagoic. poszukaj na tym froum informacji, sa na pewno. i na pewno znajdziesz odpowiedzi na nurtujace Cie pytania. w tej kwestii Ci nie pomoge, bo ja naturalnie poronilam, sama bez wspomagania w 5 tygodniu (nastapilo to teraz w srode). kiedy skonczy sie okres, ide do lekarza sprawdzic czy wszystko w srodku dobrze.
Trzymaj sie. dzidzie na bank bedziesz miala:) ale poki co, mozesz sobie pozwolic na smutek i zal, bo to przeciez strasznie smutne wydarzenie.
sciskam
Sabina
Fri, 24 Oct 2008 - 11:42
Na stronie www.poronienia.pl jest dużo o badaniach i poronieniach w ogóle. Większość lekarzy zgadza się, że powinno się odczekać 6 miesięcy, jeżeli było łyżeczkowanie. Po to, żeby macica się zagoiła i nie doszło do kolejnego poronienia lub porodu przedwczesnego. Jeżeli poronienie było samoistne można próbować od razu. Badania... hormony, toksoplazmoza, na tej stronie co podałam jest dużo na ten temat.
Współczuję Wam bardzo. Ciężko powiedzieć coś co pocieszy.
Ile się czeka na okres i czy to boli? Nie wiem. Mi wywołano poród (początek 13 tyg) i zrobili łyżeczkowanie. Krwawiłam bardzo, bolało umiarkowanie. Da się wytrzymać. Poród dużego dziecka boli nie porównywalnie. Strasznie boli
Trzymajcie się.
wrona_j
Fri, 24 Oct 2008 - 14:34
Ja miałam też puste jajo płodowe w 10 tyg. łyżeczkowanie. W następną ciążę zaszłam po trzech miesiącach i urodziłam dużego pięknego i zdrowego chłopca. ale konsultowałam sie najpierw z moją lekarką. W tym samym dniu, w którym byłam na wizycie i gin. powiedziała mi, że można zacząć się starać o dzidzi zaszłam w ciążę. mi lekarze też mówili w szpitalu, że po jednym poronieniu raczej nie robi się jeszcze badań, po prostu tak się czasem dzieje i że ważne jest to, że nie ma problemu z zajściem w ciążę. Po łyżeczkowaniu krwawiłam przez kilka dni ale plamiłam bardzo długo ok. 3 czy 4 tygodnie ale to też jest bardzo indywidualne. kasik30 musisz przez to przejść, przeboleć po swojemu i jakoś to sobie poukładać i niestety to boli. ale trzeba mieć nadzieję.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.