MOj maly nie chce jesc w przedszkolu, jest w ogole niejadkiem. Myslalam, ze po przedszkolu to mu tak dopisuje apetyt, bo po przyjsciu domaga sie a to ziemniaczkow z maselkiem, a to nalesnikow itp. Pytalam pania, mowila, ze owszem, je. Ale wczoraj, to juz przestalam wierzyc, ze on tam cokolwiek zjada. Juz w drodze do domu marudzil okrutnie, bo byl straaaasznie glodny. Koniecznie chcial nalesniki z dzemem. Mam dylemat: czy na kazde zawolanie dogadzac mu kulinarnie, czy przeglodzic go i w ten sposob zmusic do jedzenia w przedszkolu (bedzie wiedzial, ze jak nie zje tam to nic juz nie zje do kolacji). Na razie ustepuje, bo nie mam serca, ale sama nie wiem, czy robie dobrze. jak Wy postepujecie z przedszkolnymi niejadkami?
Lena, ale czemu nie wierzysz, że je?
To, że ma apetyt po powrocie z przedszkola, to dobrze - może to skutek większej ilości spacerów, zabaw, no ogólnie większej utraty energii.
Filip jest "smakoszem" je to, co lubi, baardzo wybrane rzeczy
i w przedszkolu często nie zjada obiadów, bo nie lubi ok nie chcesz, to nie jedz W domu po pracy robię dla siebie i dla męża obiad, to dlaczego dziecko miałoby nie jeść? często jest tak, że w domu mówi- nie zjem, bo jadłem w przedszkolu- choć ja wiem, że na obiad było coś czego raczej nie zjadł.. wtedy proponuję- może jednak? obiad w przedszkolu był dawno no i czasami je, czasami nie je w ogóle to dla mnie trochę dziwne pytanie- bo mówisz, że dziecko jest niejadkiem i nie chce jeść, a gdy on prosi o jedzenie, ty mu nie chcesz dać co innego, gdyby miał nadwagę, a domagał się podwójnych obiadów itp
Oj, jak siÄ™ domaga jedzenia to niejadkiem nie jest. Tylko ma wybredny apetyt.
Moze pewnie zjeść codziennie naleśniki a mięsa się nie tknąć. Obiad w przedszkolu jest ok. godz. 12.00 - zakładając ze zje (naogół dzieci tylko częściowo zjadają), podwieczorek ok. 15 - jakis jogurt, kromka z masłem czy owoc (czyli praktycznie nic wiele). Ja jestem w domu z dziećmi ok. 17.00 i uważam za normalne że o tej porze są glodne. Czasem zjadają ze mną obiad a czasem kupuje bulki i wcinają tak jak mają smak z szynką masłem albo bez niczego (bo takie lubią najbardziej). A jeżeli chodzi o jedzenie przedszkolne - to jest tak różne że nie dziwię się że czasami nie zjedzą. Ja wierzę że Twoje dziecko je w przedszkolu, jezeli nie duzo to napewno cos przy rówieśnikach zajada. Nie martw się i daj mu jeśc co chce w domu (może oprócz słodyczy )
a dlaczego nie wierzysz?
moje dzieci jedzą w przedszkolu i w szkole obiady, a i tak wracają głodnie jak wilki - obiadu drugiego nie ma, ale podwieczorek jest bardzo solidny, kolacja takoż jak głodny i ma ochotęna jedzenie - to niech je nie pojmuję przy tym, na czym polega jego niejadztwo, zawszemi się wydawało, że niejadki nie jedzą i nigdy nie są głodne
jezeli dziecko mi mowi, ze to i tamto jest bleee, to watpie, by jadlo; mimo, zee Pani mowi, ze zjada. ja wiem, ze nie da sie namowic, jak nie chce. pytam sie: jadles to czy tamto (i wymieniam calodzienne menu) i mowi mi, ze nie, to podejrzewam ze nie je. wczoraj byl prawie omdlewajacy, ja po prostu czuje, ze on nic nie je i to od jakiegos czasu. nie chodza na spacery.
u mnie nie jest tak, ze wracam z pracy i jem obiad. ja wracam z pracy o 19. odbieram go z przedszkola w przerwie w pracy, bo jestem juz od 8. czekam w domu na meza, tj pol godziny i biegne spowrotem. czasem po prostu nie mam czasu na zrobienie obiadu, a jesli mam to nie to, na co ma wojtek ochote. i dlatego wolalabym, by wszystko zjadl w przedszkolu..a w domu po powrocie szybka przekaske i normalnie kolacje. powiecie, ze jestem leniwa i mi sie nie chce; pewnie to prawda. a dlaczego nie wierzysz? moje dzieci jedzą w przedszkolu i w szkole obiady, a i tak wracają głodnie jak wilki - obiadu drugiego nie ma, ale podwieczorek jest bardzo solidny, kolacja takoż jak głodny i ma ochotęna jedzenie - to niech je nie pojmuję przy tym, na czym polega jego niejadztwo, zawszemi się wydawało, że niejadki nie jedzą i nigdy nie są głodne no bo to jest wlasnie przedszkolny niejadek Mam dylemat: czy na kazde zawolanie dogadzac mu kulinarnie, czy przeglodzic go i w ten sposob zmusic do jedzenia w przedszkolu (bedzie wiedzial, ze jak nie zje tam to nic juz nie zje do kolacji). Na razie ustepuje, bo nie mam serca, ale sama nie wiem, czy robie dobrze. jak Wy postepujecie z przedszkolnymi niejadkami? Ja nie dogadzam, ale ucieszyłam się pod koniec tamtego roku przedszkolnego, jak dziecko zaczęło domagać się kanapki lub wręcz drugiego obiadu po przyjściu z przedszkola. Bo wcześniej jadła w przedszkolu (wiem, że dobrze, bo zawsze mi mówili, że jest jednym z lepiej jedzących dzieci, choć się strasznie guzdrze, ale je prawie wszystko), ale po powrocie do domu dopiero kolację i to małą, bo nic nie chciała. Teraz owszem chce i jak dla mnie to zdrowy objaw, acz niekoniecznie jest powodem gotowania specjalnie dla niej drugiego obiadu. Jak jest jakiś, a w dodatku akurat to co lubi, to zjada. Jak nie, to przekąskę jakąś mogę jej zrobić, tak, żeby dotrwała do kolacji.
ael dlaczego nie wierzysz, że je w przedszkolu?
jezeli dziecko mi mowi, ze to i tamto jest bleee, to watpie, by jadlo; mimo, zee Pani mowi, ze zjada. ja wiem, ze nie da sie namowic, jak nie chce. pytam sie: jadles to czy tamto (i wymieniam calodzienne menu) i mowi mi, ze nie, to podejrzewam ze nie je. U mnie Filipa odbiera dziadek. I najczęściej wersja dziadkowa i moja co do tego, co dziecko zjadło są różne Dla F. nie ma sprawy- jadłem, nie jadłem. Nie jestem w każdym razie głodny. Jeśli jest głodny- sam prosi o coś. I jeśli poprosi np o płatki z mlekiem, to czemu ja mam powiedzieć- nie, zjesz teraz barszcz i już. Moim zdaniem dziecko powinno jeść to, na co ma ochotę (wiadomo, że czekoladkami nie będziesz go karmić). Dzieci mają swoje "ochoty" i smaki. I potrafią żywić się jakiś czas np samymi owocami lub nabiałem. Filip też miał czas, że co dzień jadłby naleśniki. I dostawał. On był zadowolony i ja też. Zjadał ze smakiem. Pewnych rzeczy nie je i już. I to moja głowa w tym, żeby mu dietę zbilansować. Ja, jak chyba każdy człowiek, też mam swoje "anty-przysmaki". Zupa jarzynowa.... bleeeee... i pewnie nawet gdy byłaby głodna, to bym się nie tknęła ael dlaczego nie wierzysz, że je w przedszkolu? jezeli dziecko mi mowi, ze to i tamto jest bleee, to watpie, by jadlo; mimo, zee Pani mowi, ze zjada. ja wiem, ze nie da sie namowic, jak nie chce. pytam sie: jadles to czy tamto (i wymieniam calodzienne menu) i mowi mi, ze nie, to podejrzewam ze nie je. wczoraj byl prawie omdlewajacy, ja po prostu czuje, ze on nic nie je i to od jakiegos czasu. nie chodza na spacery. tylko po co pani miałaby kłamać?
kurcze, widze po nim; jest oslabiony. w przedszkolu bardzo czesto sa posilki, ktorych nie bylo w domu (np. zupa grzybowa, czy kapusniak, pasty przerozne, ryz na mleku, itp., bardzo wiele jest jajecznych rzeczy, ktorych w domu nie je) tez myslalam, ze jak zobaczy, ze inne dzieci wcinaja to zacznie jesl, to co jest. chcialabym, by nie mial poczucia, ze w przedszkolu jakos przetrwa, bo w domu i tak mama zrobi to co che. chyba o to mi chodzi, jakos zapetlilam sie.
eee tam, wedle tego,co mówi mi Olek, to on niczego nie jada, bo niczego w przedszkolu mu nie dają, nie bawi się w ogóle oraz nie sypia
a bleee jest klasycznÄ… reakcjÄ… na każ∂Ä… propozycjÄ™, ktorej sam nie wymyÅ›liÅ‚, nie majÄ…cÄ… żadnego zwiÄ…zku z ochotÄ… na jedzenie
nie sadze, by pani klamala. pewnie zobaczy, ze cos tam skubnie i slodycze wcina na deser, bo tego to jestem pewna.
U mnie Filipa odbiera dziadek. I najczęściej wersja dziadkowa i moja co do tego, co dziecko zjadło są różne Dla F. nie ma sprawy- jadłem, nie jadłem. Nie jestem w każdym razie głodny. Jeśli jest głodny- sam prosi o coś. I jeśli poprosi np o płatki z mlekiem, to czemu ja mam powiedzieć- nie, zjesz teraz barszcz i już. Moim zdaniem dziecko powinno jeść to, na co ma ochotę (wiadomo, że czekoladkami nie będziesz go karmić). Dzieci mają swoje "ochoty" i smaki. I potrafią żywić się jakiś czas np samymi owocami lub nabiałem. Filip też miał czas, że co dzień jadłby naleśniki. I dostawał. On był zadowolony i ja też. Zjadał ze smakiem. Pewnych rzeczy nie je i już. I to moja głowa w tym, żeby mu dietę zbilansować. Ja, jak chyba każdy człowiek, też mam swoje "anty-przysmaki". Zupa jarzynowa.... bleeeee... i pewnie nawet gdy byłaby głodna, to bym się nie tknęła nie rozumiesz mnie. ja nie moge czasem zrobic mu na poczekaniu tego, czego chce. nie chodzi o to, ze ja mu bronie. przeciez ciesze sie , gdy je, a przed przedszkolem jadl jak ptaszek. ja po prostu podejrzewam, ze wymysla, bo nie je w przedszkolu. nie rozumiesz mnie. ja nie moge czasem zrobic mu na poczekaniu tego, czego chce. nie chodzi o to, ze ja mu bronie. przeciez ciesze sie , gdy je, a przed przedszkolem jadl jak ptaszek. ja po prostu podejrzewam, ze wymysla, bo nie je w przedszkolu. To nie musi być dobry trop. Weronika, jak zaczęła mieć chęć na drugi obiad też wymyślała. Teraz już tego nie robi, bo wie, że nic z tego, choć takie malutkie próby zdarza się jej podejmować, ale bardzo oględnie - znaczy, czy mogłam bym sobie zażyczyć, czy byłoby możliwe itp. nie rozumiesz mnie. ja nie moge czasem zrobic mu na poczekaniu tego, czego chce. nie chodzi o to, ze ja mu bronie. przeciez ciesze sie , gdy je, a przed przedszkolem jadl jak ptaszek. ja po prostu podejrzewam, ze wymysla, bo nie je w przedszkolu. Rozumiem. Jest jasne, że np. gdy ty masz 20 minut a dziecko sobie zażyczy kotletów, sałatki ziemniaczanej i czegoś tam jeszcze to nie dostanie. U mnie sprawdziło się pozostawienie wolnego wyboru, ale z 2 rzeczy, które ja zaproponuję: Co wolisz- zupę koperkową czy kluski na parze? Wiem, że gdybym powiedziała- wolisz pierogi z mięsem czy wątróbkę? To nie wybrałby nic- bo ani tego, ani tego nie lubi. Gdy mam czas na gary to pytam- na co masz ochotę? I robię to co chce. A bywa, że mówię : stary nie ma szans, nie chce mi się stać i kombinować, możesz dostać to i to.... Też na początku kariery przedszkolaka miałam takie wątpliwości- tzn, że nie je i nie próbuje, bo przeczeka i w domu dostanie. Ale teraz wiem, że je albo choć próbuje coś "nowego" innego. I w sumie nie widzę powodu, dla którego nie miałabym dać mu w domu do jedzenia tego co lubi.
hmm, moze cos w tym jest? wczoraj zjadl w przedszkolu rosol i kurczaka i jeszcze budyn. a po powrocie wchlonal wszystkie mezowe pierogi. przeciez on nigdy nie chcial pierogow.
Moje dziewczynki w przedszkolu zjadały większość dań, a mimo to kiedy odbierałam je o 14 to były bardzo głodne. W domu są raczej niejadkami niż żarłokami - np. prawie zawsze coś zostawią na talerzu, bo już nie ma miejsca w brzuchu (zwłaszcza Zosia). Twoje pytanie dotyczy tego, czy gotować "pod dziecko" czy nie - ja rzadko gotuję rzeczy, o których wiem, że dzieci i mąż nie lubią (wątróbka, zupa z soczewicy, ryba), ale czasem gotuję - w imię różnorodności i w nadziei, że może smak im się rozwinął. Zazwyczaj staram się gotować to, co wszyscy lubią - ale nigdy nie pytam "na co macie ochotę?" (bo wiem, że usłyszę dwóch takich samych odpowiedzi). Obiad jest jeden i wszyscy mają go jeść - mogą najwyżej nie skończyć, czegośtam nie ruszyć (Ewelina już od prawie roku nie je ziemniaków np. a mimo to są na obiad w większość dni - po prostu ma bardziej montignacową dietę).
A jeszcze odnośnie rozwiązań logistycznych - prawie codziennie odbierając dzieci z przedszkola miałam przy sobie coś do jedzenia (bułkę maślaną, serdelki, banany, w ostateczności drożdżówkę albo herbatniki) - właśnie dlatego, że w drodze do domu były głodne, a poza tym czasami zatrzymywałyśmy się po drodze na placu zabaw. Potem ze spokojem gotowałam obiad na 17-18. Tobie też takie rozwiązanie może pomóc - skoro jest głodny po odebraniu z przedszkola - niech wtedy je. Moje dziewczynki w przedszkolu zjadały większość dań, a mimo to kiedy odbierałam je o 14 to były bardzo głodne. W domu są raczej niejadkami niż żarłokami - np. prawie zawsze coś zostawią na talerzu, bo już nie ma miejsca w brzuchu (zwłaszcza Zosia). Twoje pytanie dotyczy tego, czy gotować "pod dziecko" czy nie - ja rzadko gotuję rzeczy, o których wiem, że dzieci i mąż nie lubią (wątróbka, zupa z soczewicy, ryba), ale czasem gotuję - w imię różnorodności i w nadziei, że może smak im się rozwinął. Zazwyczaj staram się gotować to, co wszyscy lubią - ale nigdy nie pytam "na co macie ochotę?" (bo wiem, że usłyszę dwóch takich samych odpowiedzi). Obiad jest jeden i wszyscy mają go jeść - mogą najwyżej nie skończyć, czegośtam nie ruszyć (Ewelina już od prawie roku nie je ziemniaków np. a mimo to są na obiad w większość dni - po prostu ma bardziej montignacową dietę). A jeszcze odnośnie rozwiązań logistycznych - prawie codziennie odbierając dzieci z przedszkola miałam przy sobie coś do jedzenia (bułkę maślaną, serdelki, banany, w ostateczności drożdżówkę albo herbatniki) - właśnie dlatego, że w drodze do domu były głodne, a poza tym czasami zatrzymywałyśmy się po drodze na placu zabaw. Potem ze spokojem gotowałam obiad na 17-18. Tobie też takie rozwiązanie może pomóc - skoro jest głodny po odebraniu z przedszkola - niech wtedy je. Potrawy, ktore lubi moje dziecie, a przepraszam, dotychczas lubilo, bo te pierogi to mnie kompletnie zaskoczyly, mozna policzyc na palcach: zupa pomidorowa, rosol, kurczak, schabowy, poledwica, ryba(tylko paluszki), ziemniaki (tylko w calosci, bron boze purre-jeju, zapomnialam jak sie to pisze), spaghetti, nalesniki. Wszystko to w proporcjach tyci-tyci. Z warzyw tylko marchew i to w minimalnej ilosci. na sniadanie najchetniej suche platki lub sucha bule, jogurt gratka. i to wszystko. Proby urozmaicenia tego repertuaru spelzaly na niczym. nie i koniec. A w przedszkolu najczesciej jest co innego do zjedzenia. Zorientowalam sie, ze we wtorki jest zwykle kurczak i rosol, o wtorki wiec jestem spokojna. Mam nadzieje, ze z czasem sie przekona do innych potraw, zobaczy, ze dzieci jedza i sam polubi. nosze zwykle banana lub sucha bule do przedszkola, ale w poniedzialek to z tego glodu byl taki zly, ze nawet na to nie chcial patrzec, on chce nalesniki z dzemem i juz. Potrawy, ktore lubi moje dziecie, a przepraszam, dotychczas lubilo, bo te pierogi to mnie kompletnie zaskoczyly, mozna policzyc na palcach: zupa pomidorowa, rosol, kurczak, schabowy, poledwica, ryba(tylko paluszki), ziemniaki (tylko w calosci, bron boze purre-jeju, zapomnialam jak sie to pisze), spaghetti, nalesniki. Wszystko to w proporcjach tyci-tyci. Z warzyw tylko marchew i to w minimalnej ilosci. na sniadanie najchetniej suche platki lub sucha bule, jogurt gratka. i to wszystko. To nie jest najgorzej Moja siostrzenica je tylko suche bułki,frytki ijabłka.Na tym jej repertuar się kończy.A jeśli chodzi o niejedzenie w przedszkolu to jestem zdania,że człowiek nie dopuści do samounicestwienia i jeśli będzie głodny to zje nawet taką nielubianą potrawę. o jestem zdania,że człowiek nie dopuści do samounicestwienia i jeśli będzie głodny to zje nawet taką nielubianą potrawę. absolutnie się zgadzam! kasza w przedszkolu jest zjadalna- i to z sosem!! w domu to największa trucizna i np zupy- też nie wszystkie lubi, a często mówi- wiesz, była ta niedobra, ale wychlipałem tylko trochę wody z niej (tzn wywaru ) więc instynkt samozachowawczy czuwa To nie jest najgorzej Moja siostrzenica je tylko suche bułki,frytki ijabłka.Na tym jej repertuar się kończy. No to faktycznie niejadek. mam nadzieje, ze dzieci z tego wyrastaja, bo osiwieje, jak moj bedzie taki wybredny za kilka, kilkanascie lat. Choc znalam kiedys 26 - letniego osobnika plci meskiej, ktory zywil sie tylko paluszkami, kawa i spora iloscia piwa. To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.
|