To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

wyjazd z kraju i życie gdzie indziej

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

zilka
Z różnych powodów i dla przyczyn wielu powrócił w mojej rodzinie pomysł wyjazdu z Polski. Ogólnie przegadywany co jakis czas na zasadzie "w przyszłości". Ale teraz powrócił bardziej serio i tak się zastanawiam i zastanawiam i potencjalnie bardzo boję.

Zwłaszcza, że jeśli w ogóle to nie jest to wyjazd do jednego kraju na zawsze tylko raczej typowe życie ekspata czyli po parę lat w różnych miejscach.

Obszary którymi się martwię są dwa: ja i dzieci. Ja - że nie będę miała swojej ukochanej pracy, że nie będę miała przyjaciół, którzy choć rzadko widywani są jednak dla mnie bardzo ważni, że będę żałować rezygnacji ze swojego pędzącego i za dużego aktualnego życia.
Dzieci - wiadomo... Berek takie uczy i twierdzi, że takie wieczne przeprowadzki to kaszanka, bo przyjaciele, etc. Ja znam parę takich przeprowadzanych egzemplarzy ale już dorosłych i raczej nic im nie dolega ale może psychoterapię przeszli albo co...

no nie wiem, może ktoś to przerabiał jako dziecko, może przerabia teraz a może ma jakieś inne przemyślenia... sama wszystkiego nie wymyślę...
Macio
U mnie personalnie taka wyprowadzka nie wchodzi w grę. Ale ja u nas tylko kwestie zarobkowe wchodziły w grę, ja się nie zgodziłam. Przywiązana jestem do rodziny, przyjaciół, miejsca...inaczej jest gdy współmałżonek obcokrajowiec bo wtedy to jakby potencjalnie wpisane w życiorys tej drugiej połowy.
aluc
o dzieciach to kiedyś artykuł był w Polityce czy czymś takim - że generalnie dobrze robi na jedno, a bardzo źle na drugie
dla równowagi - zapewne mieszkanie całe życie w jednym miejscu też dobrze robi na jedno, a bardzo źle na drugie, pytanie, które jedno i drugie jest dla kogo istotne

u ciebie jeszcze jest kwestia motywacji - i kwestia odpowiedzenia sobie na pytanie, czy ta motywacja nie spowoduje, że wiecznie będziesz uciekać
zilka
CYTAT(aluc @ Thu, 02 Oct 2008 - 22:33) *
o dzieciach to kiedyś artykuł był w Polityce czy czymś takim - że generalnie dobrze robi na jedno, a bardzo źle na drugie
dla równowagi - zapewne mieszkanie całe życie w jednym miejscu też dobrze robi na jedno, a bardzo źle na drugie, pytanie, które jedno i drugie jest dla kogo istotne


Jak ja lubię Twoje uzasadnione i głębokie wypowiedzi 29.gif 03.gif co za baba icon_rolleyes.gif

CYTAT(aluc @ Thu, 02 Oct 2008 - 22:33) *
u ciebie jeszcze jest kwestia motywacji - i kwestia odpowiedzenia sobie na pytanie, czy ta motywacja nie spowoduje, że wiecznie będziesz uciekać


Eeee, nie. To tylko kwestia Polski.
aluc
moje odpowiedzi sÄ… kwintesensjÄ… syntezy, maj dir icon_smile.gif

a co do drugiego - obawiam się, że wątpię
eve69
oraz, czy umialabys mieszkac wszedzie, czyli nigdzie

ja juz wiem, ze nie potrafie, nie umiem zyc bez swojego miejsca, swoich ludzi, swoich drzew ...
w jakis pokrecony sposob nie tylko ja zyje tam gdzie zyje, ale i moje miasto, budynki, ludzie jakos tam zyja we mnie


dzieciom to moze zrobic dobrze na tzw funkcjonowanie w spoleczenstwie i umiejetnosc budowania relacji z innymi ludzmi - bo bede musialy to dobrze przecwiczyc, zeby wciaz od nowa tworzyc swiat w okolo siebie
da pewnie otwarty umysl i wszechstronna wiedze

a zle to moze im zrobic na tzw funkcjonowanie w spoleczenstwie i umiejetnosc budowania relacji z innymi ludzmi - bo moze sie okazac, ze tworzenie wciaz nowych swiatow w okolo siebie jest za trudne/za nudne/ za jakies tam i lepiej cos tam sobie zbudowac w sobie, a ze zmiennym, niestalym swiatem pozostac w relacjach powierzchownych - co moze w rezultacie utrudnic zaangazowanie sie w jakis zwiazek tak naprawde

AnkaSkikanka
Też się zastanawiamy, co jakiś czas. Jednak wydaje nam się (podkreślam jeszcze raz, że wydaje), że dla dzieciaków to nie byłoby korzystne w tym momencie. To wyrwanie z korzeniami. Tracą na raz kawałek bliskiej rodziny, przyjaciół, (u nas) pojawia się bariera językowa i kulturowa. W przyszłości część z tych minusów przekuje się na plusy (choćby język, czy obcowanie z innymi kulturami).

Dla Sabiny i dla mnie też nie byłoby to łatwe...

Idziemy na Å‚atwiznÄ™ - odpuszczamy icon_wink.gif I zastanawiamy siÄ™ co jakiÅ› czas. W ramach rozrywki icon_wink.gif
użytkownik usunięty
U nas też temat powracający jak bumerang. Teraz niestety jeszcze bliższy niż kiedykolwiek. Właściwie nie jest to wyjazd na zawsze, raczej na jakiś czas.

Dla mnie podjęcie takiej decyzji jest strasznie ciężkie. Z jednej strony mój mąż, który wcale się dobrze tutaj nie czuje. Do tego ja żądna przygód i uwielbiająca podróże, nowych ludzi, miejsca. Tylko jest ale - rodzina. Dla mnie rodzina to nie jest tylko ja, K i Hugo. To są moi rodzice, dziadkowie i cała batalia krewniaków wszelkich. Widuję się z moimi rodzicami praktycznie codziennie z dziadkami takoż. Hugo ich wszystkich uwielbia a dla nich on jest wielkim szczęściem. Nie umiałabym go stąd zabrać, zniszczyć te więzi, a nie uwierzę, że można je tak silnie podtrzymywać na odległość.

Inna kwestia jeszcze to życie na walizkach. Mój mąż tak się wychował i szczerze mówiąc wywarło to na niego bardzo duży wpływ i wywołało wiele cech nad którymi teraz musi mocno pracować, ale to może taki typ człowieka.

No i miotam się podobnie jak Ty. Z jednej strony marzę o takiej hm jak to nazwać - przygodzie, nowości, odmienności, a z drugiej strony kocham to co mam.
Ciocia Magda
Jeśli wyjeżdżać, to chyba mimo wszystko ważne dokąd. Inaczej jest, jeśli sama sobie wybieram jakiś kraj i jadę tam na tak długo jak chcę. Inaczej jeśli firma kieruje mnie gdzie i kiedy jej akurat pasuje.
Agnieszka AZJ
Miałam 10 lat, kiedy przeprowadzilismy się z Bydgoszczy do Warszawy - to znaczy rodzice po 20 latach wrócili do miasta, w którym dorastali i kończyli studia. W Warszawie i okolicach byla cała nasza rodzina, w Bydgoszczy zostawali liczni znajomi i całe moje zycie od urodzenia. Warszawę znałam, często tu przyjeżdżałam.

I była to zmiana nieporównywalna ze zmianą kraju.

Do samej matury na pytanie "skąd jestem ?" odruchowo odpowiadałam "z Bydgoszczy", potem dodawałam "to znaczy - teraz mieszkam w Warszawie". Źle się tutaj czułam - inna sprawa, że na Stegnach wtedy trudno się było dobrze czuć icon_wink.gif Przez całe studia deklarowałam gotowość do wyjazdu z Warszawy gdziekolwiek.

Teraz już wrosłam, a moje dzieci są stąd i chyba bym im nie chciała tego odbierać. Mozna podróżować, ale trzeba być skądś (?) - znaczy się, mieć swoje miejsce na Ziemi

Powtórzę za Turnauem
CYTAT
Tutaj jestem, gdzie byłem,
gdzie się urodziłem.
Tu się wychowałem
i tutaj zostałem.

Mogłem jechać, wyjechać
i stad się oddalić,
ale jednak zostałem
z tymi co zostali.

Może lepiej by było
(kto by to ocenił?)
Gdybym rzucił to wszystko
miejsce bycia zmienił

Mogłem jechać wyjechać
i stad się oddalić
Ale jednak zostałem
z tymi co zostali

Tutaj jestem, gdzie byłem,
gdzie się urodziłem.
Tu się wychowałem
i tutaj zostałem.

Pomyślałem: to samo
słonce wszędzie świeci,
wiec gdzie byli dziadkowie,
będą moje dzieci.

Może lepiej...

Nie ma co nigdzie jechać,
nigdzie się poruszać,
chyba, że cię do tego
niemoc bycia zmusza.


Czy ci siÄ™ tutaj uda,
czy ci siÄ™ nie uda
czy ciÄ™ byt zaciekawi,
czy ciÄ™ strawi nuda -

pomyśl, że o tym
nigdy siÄ™ nie dowiesz,
jeśli wszystko zostawisz
i pojedziesz sobie.

Może lepiej...

Może lepiej by było
(kto by to ocenił?)
Gdybyś rzucił to wszystko
miejsce bycia zmienił

Mogłeś jechać wyjechali stad się oddalić
Ale jednak zostałeś
z tymi co zostali
z tymi co zostali
zilka
CYTAT(jully @ Thu, 02 Oct 2008 - 22:51) *
U nas też temat powracający jak bumerang. Teraz niestety jeszcze bliższy niż kiedykolwiek. Właściwie nie jest to wyjazd na zawsze, raczej na jakiś czas.


Kurcze, gdybym miała pewność, że to będzie "na jakiś czas" wyjechałabym nawet jutro. Tylko boję się, że jak już raz wyjedziemy to nie przestaniemy.
Rodzinę i tak mamy rozsianą po całym świecie więc to wszystko jedno gdzie się lata. Magda wybór kraju to jednak pozostaje po naszej stronie (no moze nie dosłownie ale też nie tak, że jedziesz gdzie Ci każą), zresztą są kraje gdzie nie pojedziemy. Choroba, tylko we mnie w ogóle nie ma potrzeby podróżowania, lubię gdzieś sobie pojechać 08.gif ale w rubryce "hobby" nie ma "podróże i poznawanie nowych miejsc". Inna sprawa, ze z podróży to zawsze najbardziej lubie zakupy w lokalnym sklepie spożywczym.

Nie wiem, mieszkałam za granicą ale młoda byłam i bez rodziny, tak naprawdę to moją główną obiekcją są chyba dzieci. Z drugiej strony - nie demonizując moich aktualnych zajęć wyjazd oznacza jednak dla moich dzieci mamę w domu a nie pracy, to jednak też jest jakiś plus. Z mojego aktualnego punktu widzenia przynajmniej. Z trzeciej strony - teraz ogólnie rzecz biorąc jestem szczęśliwa, z czwartej - i tak niezależnie od kraju zaraz sobie znajdę jakieś pędzące zajęcie i znowu mnie nie będzie w domu, no kurna nie wiem. No dobra, może nie tak zaraz, może najpierw urodzę to trzecie 29.gif

tiaaaa... to se pogadałam.
użytkownik usunięty
zilka to umówcie się na "jakiś czas"- a potem "się zobaczy"
eve69
CYTAT(jully @ Thu, 02 Oct 2008 - 21:33) *
zilka to umówcie się na "jakiś czas"- a potem "się zobaczy"

albo ZA jakis czas, a potem sie zobaczy icon_wink.gif
użytkownik usunięty
CYTAT(eve69 @ Thu, 02 Oct 2008 - 21:34) *
albo ZA jakis czas, a potem sie zobaczy icon_wink.gif

04.gif
Adasia
To widzę, ze tu więcej myślicielek-hobbistek (albo hobbystek).
My na razie sobie myślimy i krzywimy się i wybrzydzamy.

A najbardziej boję się tego, że nadchodzi moment, kiedy kierunek STĄD będzie jedynym gwarantującym spokojne BYTOWANIE. Nie mówię ŻYCIE, bo bez rodziny to nie to samo...
Wtedy już nie będzie wybierania.

Zilka, nie wiem, co Ci powiedzieć - poza tym, że Twoje rozterki mnie zaskoczyły i inną niż dotychczas wyobrażaną Zilkę odkryły.
beata_77
Ja wyjechałam rok temu. Rodzice wyjechali z Polski rok, a brat 6 lat przede mną. W Polsce zostało kuzynostwo i przyjaciele za którymi bardzo tęsknię. I rodzina męża.

Wyjechałam z powodów finansowych, chociaż w Polsce aż tak źle nam się nie wiodło nienie.gif .

Bynajmniej nie żałuję. W dzisiejszych czasach, przy erze komputerów, gdzie można się zobaczyć na skype ....
Wiadomo, że nie ma to jak przytulić, dotknąć, ale nie jest źle. To chyba zalezy w większej mierze od charakteru.
ognistaplama
My troche jestesmy tacy bez swojego miejsca. Przynajmniej jak dotad. Wychowalam sie w Gdyni, w wieku 14 lat przenioslam sie do Gdanska, niby nie daleko, ale jednak zmiana szkoly itd. Potem przenioslam sie do Warszawy na studia, w sumie mieszkalam tam 6 lat, tu urodzilo sie nasze starsze; potem do Gdanska na 2 lata, tu urodzilo sie nasze mlodsze; potem do USA, gdzie jestesmy 4 lata. Za rok wracamy do Polski, do Warszawy.
Dzieci ze zmianami poradzily sobie dobrze, ale byly dosyc male. Moja starsza chodzi do drugiej klasy, i przeniesienie jej do polskiej szkoly w przyszlym roku jest dla mnie najwiekszym wyzwaniem - chce jej to maksymalnie ulatwic, bo przypuszczam, ze szok moze byc duzy. Po powrocie do Polski mam zamiar kupic psa, o ktorego dzieci sie domagaja od jakiegos czasu, do tej pory nie moglam sie zdecydowac ze wzgledu na podrozowanie. Zbierzemy nasze graty, ktorych czesc tu a czesc tam, i sprobujemy osiasc.
Nasz wyjazd tutaj dal nam bardzo duzo, zawodowo, poznawczo. Decyzja o powrocie byla trudna, dlugo sie wahalismy. W ostatnich kilku tygodniach ja podjelismy.
Mam nadzieje, ze uda nam sie w kolejne lata przezyc w jednym miejscu, glownie ze wzgledu na dzieci, bo ja juz sie przyzwyczailam do zmieniania miejsca zamieszkania, nie przeszkadza mi to za bardzo, lubie ten moment, gdy zaczynam oswajac nowa rzeczywistosc, gdy to, co dziwne i nieznane staje sie zwyczajne. Kontakty z rodzina - u nas to glownie kontakty z moimi rodzicami, ktorzy przyjezdzaja do nas co roku na min. miesiac, max trzy miesiace. Jesli chodzi o kontakty z szerzej rozumiana rodzina, to brakuje ich chyba mojej mlodszej, ktora jest bardzo kontaktowa i lubi rozmawiac z ludzmi. "Mamusiu, chcialabym pojechac do Polski, zebym mogla poznac moich kuzynow, i porozmawiac sobie z babciami" icon_wink.gif
Gdy tak przenosilismy sie (w czasie 6 lat studiow mieszkalismy w czterech roznych miejscach), zmienialismy miasto itd. przez pewien czas mialam poczucie, ze moze z nami jest cos nie tak, ze nie mozemy nigdzie usiedziec dluzej. Ale teraz zaakceptowalam to. Tyle, ze postaram sie ze wzgledu na dzieci nie gotowac nam kolejnych przeprowadzek przez nastepne lata.

No dobra, to moze podsumowanie, bo tak to swoje zycie roztrzasam: wyjazd mnie nie przeraza. Zycie w innym kraju mnie nie przeraza. Na zycie polegajace na ciaglym przemieszczaniu sie nie zdecydowalabym sie ze wzgledu na dzieci, chyba ze w okresie, gdy dzieci sa male, i dom jest dla nich glownym punktem odniesienia.
mamami
Ja sie tylko odniose do tego "na jakiś czas". Wiem, że to bardzo trudne, tak jak pisze Zilka, najczęściej kończy sie jednak na "na zawsze" choć dalej sie mówi, że już za rok, że jak dzieci pójdą do szkóły, że jak skonczą czwarta klasę...i trwa sie w takiej rozterce, że serce chce wracać ale sie zostaje.
ruda_kasia
Albo ... Za jakiś czas i żelaznak konsekwencja. Czytałam kiedyś o takim małżeństwie, aczkolwiek rpzeprowadzka dotyczyła tylko gór i Helu. Z tego co pamiętam jedno z nich (chyba ona) zgodziło się na parę lat w "danym" miejscu. Po czym dokładnie po umówionej lcizbie lat siadło spakowane na walizkach. W sumie mi się to nawet podobało. KAżde z nich miało zawód i pasje wykluczające się, stąd te rozbiezności.
Ciocia Magda
CYTAT(zilka @ Thu, 02 Oct 2008 - 23:29) *
Magda wybór kraju to jednak pozostaje po naszej stronie (no moze nie dosłownie ale też nie tak, że jedziesz gdzie Ci każą), zresztą są kraje gdzie nie pojedziemy.


Tak, do pewnego momentu, na pewno większa możliwość wyboru jest na niższych stanowiskach. Moja siostra też jest teraz w Szwajcarii a nie w Brazylii - ale wolałaby zostać w Niemczech, tylko że firma przeniosła centralę i nie miała wyboru. A mogłaby jeszcze awansować i przenieść się do zapyziałego miasteczka na północnym zachodzie USA, gdzie poza globalną centralą jej korporacji nie ma nic. Pewnie fajnie tak być otoczonym ludźmi z pracy z wszystkich stron 37.gif

Gorzej jest, kiedy stoisz już na czele jakiegoś oddziału, bo ich jest ograniczona liczba - jeden mój znajomy bronił się rękami i nogami przed wyjazdem z Polski, gdzie założył rodzinę (a tez był przyjezdny) ale w końcu się nie dało, bo wiadomo, że w pracy jak nie idziesz naprzód to się cofasz, i wylądował w niebezpiecznym dla obcokrajowców państwie, gdzie ani on ani rodzina nie może się ruszyć bez ochrony. Złota klatka po prostu. Dwóch innych znajomych w takiej sytuacjach po prostu porzuciło swoje korporacje, ale starszym ludziom nie jest tak łatwo zacząć od nowa. Trzeba chyba też patrzeć w jakim kierunku rozwija się światowa gospodarka, czy nie jest tak, że najpierw produkcję a potem i inne piony przenosi się do krajów z coraz tańszą siłą roboczą?

Ja nie wiem, dla mnie życie ekspata nie jest wesołe, nie bez powodu dostają za wysiedlenie ogromne pieniądze - bo też i ponoszą ogromne koszty. Ale to tylko moje zdanie, pewnie udramatyzowane.
Dominika_
Nie wyobrażam sobie zmiany miejsca zamieszkania co kilka lat. Więc jeśli wyjazd właśnie na tym miałby polegać, byłby nie dla mnie.
Zdecydowanie 'stała baza' to dla mnie podstawa - jeździć na krócej/dłużej po świecie mogę. Zmieniać cały świat wokół nie.

Moja kuzynka przez całą podstawówkę i liceum jeździła w tę i z powrotem między Kanadą a Polską, pół roku będąc w polskiej szkole, pół w kanadyjskiej (ostatecznie na szczęście liceum skończyła w jednym miejscu, w Polsce) - i z perspektywy czasu patrzy na to bardzo krytycznie. Dzieciaki jednak potrzebują spokojnej 'przystani'. Inna sprawa, że teraz ta samam kuzynka funduje takie 'przejażdżki swoim dzieciom...

Trudno decyzja. Ja też czasami myślę, że pojechalabym na Zachód (do Holandii 06.gif ) - bo CHCĘ, nie muszę. Ale chyba jednak pojadę do tej Holandii na wakacje. Nie na stałe.
Mafia
Mam znajomą, która wyjechała z kraju jako 15latka. W tej chwili ma 36 i mieszkała już w Niemczech, RPA, Australii, teraz mieszka w Anglii. Ma syna, który urodził sie w Australii, ma w tej chwili 8 lat. Ona nie widzi problemu w zmianie miejsca zamieszkania co pare lat. Dobrze jej tak. Zmienia kraj gdy uznaje ona i jej rodzina, że gdzieś indziej są lepsze możliwości pracy czy ogólnie życia. Jej rodzice i siostra mieszkają w PRA, teściowie w Polsce.
Osobiście sobie tego nie wyobrażam, przywiązuję się do miejsc.
ciepła
My odliczamy teraz czas do wyjazdu do Polski. Wlasnie, nie powrotu, a wyjazdu, kolejnej przeprowadzki.

Mlody ma 6 lat i lekarze nie moga/nie chca powiedziec, czy jego zachowanie wynika z zaburzen rozwojowych, przeprowadzek (3 kraje), 4 jezykow, mojego zlego stanu (problemy w Polsce i przeprowadzki) czy tez to wynik tego wszystkiego. Wszyscy mowia, ze dzieci sie dobrze przystosowuja, szybko lapia jezyk.To prawda, w szkole miedzynarodowej do ktorej chodzi, dzieci pochodza z rodzin we wszystkich mozliwych kombinacjach. Na 200 dzieci 2 mialo powazne problemy z adaptacja. Ale poczatkowy bunt i trudnosci pewnie wiecej z nich.

Teraz obawiam sie, jak to bedzie w polskiej szkole. Tu znalezlismy bardzo dobra szkole, mieszkamy w przyjemnej okolicy, zyje sie przyjemnie i latwo. Mlody spedzil tu ponad 3 lata, wiec praktycznie cale swoje swiadome zycie. Ja mialam propozycje pracy na stale, maz tez, no ale wydawalo sie nam, ze w Polsce bedzie latwiej Mlodemu, ze wzgledu na jezyk. Teraz, gdy decyzja podjeta, mam jeszcze wiecej watpliwosci.

Mialo zabrzmiec optymistycznie icon_smile.gif

Z naszych doswiadczen:

- wazne jest, czy zna sie jezyk kraju, do ktorego sie jedzie, bo jesli nie, to codziennosc sprawia klopoty i rzeczy blahe staja przyczyna stresu (ja znalam, ale i tak balam sie konfrontacji z rodzicami innych dzieci na placu zabaw itp)

-w przypadku dzieci wazna jest szkola/przedszkole, do ktorego ida, niekoniecznie taka w biedniejszej dzielnicy czy panstwowa jest gorsza, w elitarnych i drogich zdarzaja sie dzieci "z dobrych domow", ktore terroryzuja reszte. Dla nas miasto i szkola, w ktorej praktycznie kazdy jest przyjezdny, okazaly sie bardzo przyjazne, kazdy jest tu w podobnej sytuacji,

-dobrze jest znalezc sobie cos poza domem, bo studia/praca/hobby... pozwala poznac ludzi, zaczac byc "stad",

- da sie zyc, zmieniajac miejsce zamieszkania, ale chyba lepsze sa pobytu dluzsze, kilkuletnie, niz takie 1-2 roczne. Ledwie sie poczuje gdzies dobrze, zorganizuje zycie, odkryje lokalne uroki, pozna ludzi a trzeba wyjechac.

-dobrze jest wiedziec, ile sie gdzies zostanie, stan zawieszenia nie pozwala bez wahan podejmowac decyzje, co robic w danym momencie: zainwestowac pieniadze, podjac prace, zobowiazania, czy zyc jak turysta.

Teraz mnie to bawi, jak przypomne sobie pierwsze miesiace: szukalam pietruszki bialej, nauczylam sie robic bialy ser i kiszona kapuste... W Polsce pewnie bede probowac zrobic konfiture malinowa i jeszcze pare dan "stad". To nawet zabawne, bo na forach polonijnych sporo miejsca bylo poswiecona na imigranckie sposoby gotowania/kupowania polskich potraw. Ale ta mania nie wszystkich dopada i przechodzi z czasem.

j.
(oczywiscie nie mam mozliwosci pisania z polskimi znakami diakrytycznymi:)
Adriannna
Wiesz Zilka, ja ci mojej historii opisywac nie bede, bo dlugo by bylo. Wspomnie jedynie, ze z PL wyjechalam ponad 5 lat temu, nie z finansowych powodow...gdyby o nie chcodzilo, to akurat w moim przypadku bardziej oplacaloby mi sie zostac w PL. Wiesz co mi najbardziej doskwiera tu na emigracji...to, ze tutaj jestem czlowiekeim "drugiej kategorii". W PL skonczylam dwa fakultety, mialam mozliwosc podjecia swietnej pracy, ogolnie perspektywy jak marzenie, a tymczasem siedze w Szwajcarii, w ktorej moimi dyplomami moge wiadomo co sobie podetrzec, mimo, ze jeden z nich uznawany jest na zachodzie, a dlaczego??? Tylko dlatego, ze jestem cudzoziemka... Szwajcarzy wola swoich niedoksztalconych, niz obcych z wyksztalceniem. Jasne, ze mam ambicje i na poczatku wysylalam CV na stanowiska zgodne z wyksztalceniem (zapomnij...nie mialam szans). Potem ambicje mi sie troche utemperowaly i zaczelam starac sie o inny rodzaj pracy to dostawalam odpowiedzi, ze kwalifikacje mam za wysokie...i tak w kolko.

Nadal tu tkwie ze wzgledu na A. Ale rozmyslamy wyjazd. Nie bedzie to PL, A. nie chce (Kolejny nowy jezyk do nauki. Zimno. No i niekoniecznie tolerancyjnie.) Nie wiem gdzie to bedzie. Byle gdzies gdzie bede mogla rozwinac skrzydla, bo inaczej zwariuje...Siedzenie w domu z dzieckiem, ok...chwale sobie, milo jest itd. ale to nie temu chce poswiecic zycie.

Samego wyjazdu nie zaluje. Ja z tych co sa dosc elastyczni i szybko sie przystosowuja. Przyjaciele...hmmm...akurat w moim przypadku wszyscy sie rozjechali. Zreszta tu poznalam rowniez fantastycznych ludzi. Rodzina odwiedza mnie dosc czesto, kilka razy w roku. Poza tym ja tez jezdze, na dodatek siostra w sasiedztwie niedalekim. Oczywiscie...tak jest teraz poki jestesmy w Europie (a perspektywy sa takie aby Europe opuscic). Nie wiem jak to potem bedzie. Narazie o tym nie mysle. Jak by mialo byc niewiadomo jak zle, mam swiadomosc tego, ze mam dokad wrocic, a taka swiadomosc bardzo pomaga.
Tylko ja nie wiem czy tak do konca bym chciala. Zawsze lubilam zbierac nowe doswiadczenia, zawsze lubilam poznawac nowych ludzi. Siedzenie w jednym i tym samym miejscu nigdy nie bylo dla mnie.

Sophie - narazie ciezko mi stwierdzic jaki wplyw na jej zycie beda mialy takie przeprowadzki. (poza tym niewiadomo ile ich tez nie bedzie, az takim wloczykijem nie jestem 08.gif ) Mysle, ze jakos sobie z tym poradzi. Dzieci mimo wszystko szybko sie przystosowuja (przynajmniej moja z tym problemu nie ma poki co). Gdzie by nie byla, czuje sie jak u siebie w domu. Pewnie ma to po rodzicach 29.gif
Adriannna
CYTAT(Ciepła @ Fri, 03 Oct 2008 - 08:42) *
- wazne jest, czy zna sie jezyk kraju, do ktorego sie jedzie, bo jesli nie, to codziennosc sprawia klopoty i rzeczy blahe staja przyczyna stresu (ja znalam, ale i tak balam sie konfrontacji z rodzicami innych dzieci na placu zabaw itp)

-dobrze jest znalezc sobie cos poza domem, bo studia/praca/hobby... pozwala poznac ludzi, zaczac byc "stad",

- da sie zyc, zmieniajac miejsce zamieszkania, ale chyba lepsze sa pobytu dluzsze, kilkuletnie, niz takie 1-2 roczne. Ledwie sie poczuje gdzies dobrze, zorganizuje zycie, odkryje lokalne uroki, pozna ludzi a trzeba wyjechac.

-dobrze jest wiedziec, ile sie gdzies zostanie, stan zawieszenia nie pozwala bez wahan podejmowac decyzje, co robic w danym momencie: zainwestowac pieniadze, podjac prace, zobowiazania, czy zyc jak turysta.


Pod tym sie podpisze.
ognistaplama
CYTAT(Ciepła @ Fri, 03 Oct 2008 - 10:42) *
Teraz obawiam sie, jak to bedzie w polskiej szkole. Tu znalezlismy bardzo dobra szkole, mieszkamy w przyjemnej okolicy, zyje sie przyjemnie i latwo. Mlody spedzil tu ponad 3 lata, wiec praktycznie cale swoje swiadome zycie. Ja mialam propozycje pracy na stale, maz tez, no ale wydawalo sie nam, ze w Polsce bedzie latwiej Mlodemu, ze wzgledu na jezyk. Teraz, gdy decyzja podjeta, mam jeszcze wiecej watpliwosci.


Ciepla, do ktorej klasy bedzie szedl Twoj syn? Bo widze, ze bedziemy w podobnej sytuacji. Moja starsza uwielbia swoja tutejsza szkole, chodzi do niej trzeci rok. Mam nadzieje, ze zaadaptuje sie w polskiej szkole...
My tez oboje moglibysmy tu zostac i pracowac w swoim zawodzie. Tylko meza bym pewnie widziala tylko co jakis czas, tak tu sie pracuje...
semi
to ja z punktu widzenia dziecka, któremu sie zmienia szkołe - po pierwszej klasie podstawowki rodzice postanowili sie przeprowadzić. Zaledwie pare kilomerów od miejsca dotychczasowego zamieszkania, ale wiązało sie to ze zmiana szkoły. Przezyłam to potwornie, uwielbiałam swoją klasę, . W nowej szkole rózowo nie było - miejscowośc turystyczna, dzieci baardzo bogatych rodziców, kompletnie inny świat wartości niż w dotychczasowej klasie. I choć minęło ponad 20 lat od tamtej chwili nadal pamietam uczucia targające mną przez wiele miesięcy w związku z przeprowadzka. Rzecz powtórzyła sie w liceum, ktore na zyczenie rodziców zmieniałam po drugiej klasie. i znowu rozstanie z przyjaciółmi itd. Wcale nie było łatwiej, iż w podstawówce, łatwiej się tylko robiło dobra minę do złej gry no i miałam to szczęście, że trafiłam na fajnych, życzlywych ludzi. Generalnie jendak po swoich, niby wcale nie traumatycznych, przeżyciach daleka jestem od pomysłu wyprowadzki gdziekolwiek, jesli miałoby sie to wiązac ze zmianą szkoły dla Leosia. On tez wrazliwiec, jak ja kiedyś, nawet nie chce myśleć, co by przezywał. wystarczającym szokiem była konieczność wyprowadzki z jednego konca Polski na drugi kiedy miał 3,5 roku - i niewiele zmieniał fakt że wyprowadziliśmy się na "nasze " tereny, w pobliże dziadków i reszty rodziny. I że do zadnej placówki jeszcze nie chodził. Dlatego całkowicie wykluczam wyjazd gdziekolwiek przynajmniej do chwili, kiedy Leo skończy podstawówkę i i tak bedzie zmieniał szkołę.
ciepła
Sami nie wiemy, do ktorej klasy powinien isc icon_smile.gif

Wedlug rocznika do zerowki, ale pewnie z powodu 4 miesiecy nieobecnosci w przedszkolu polskim, bedzie powtarzal zerowke - tak stwierdzila dyrektorka przedszkola. Zapisalismy go do zerowki i zaplacilismy za czas nieobecnosci. Tu zostawilismy go na jeszcze jeden rok w najstarszej grupie przedszkola (bo szesciolatki zaczynaja szkole na powaznie, pisanie, czytanie, caly dzien w szkole, lekcje w blokach po 2 godziny icon_smile.gif dbysmy zstawali, bylby w pierwszej klasie.

Byc moze bedziemy musieli pomyslec o klasie integracyjnej, jesli zostanie zdiagnozowany jako dziecko z problemami rozwojowymi. Tyle ze nikt nie podejmuje sie odpowiedzi, czym sa spowodowane jego trudnosci. Co kraj i co specjalista to inna teoria.

Tak naprawde obawiam sie, jak Mlody zareaguje na zmiany, bo to zmiany mogly byc przyczyna problemow; jak zareaguja dzieci (tu wszyscy nauczyciele i dzieci go znaja, wiedza jak sie z nim obchodzic). No a dla nas to tez bedzie stres, przyzwyczaic sie na nowo do miejsca, organizacja dojazdow, opieki, moje szukanie pracy, naciski rodziny - bo przeciez kazdy wie lepiej, co i jak powinnismy robic...

Przeraza mnie tez, ze to taka ostatnia "dluga prosta" icon_smile.gif Do tej pory wszystko bylo tymczasowe a teraz nie dosc, ze przeprowadzamy sie, to nie ma tego marginesu, ze jak sie nie uda to wyjedziemy do innego kraju. Bo musi sie udac. To taki skutek uboczny zycia w zawieszeniu, ze sie mozna do niego przyzwyczaic.

Ale nie chce pisac o dylematach wyjazdowych, bo nie zaluje ze wyjechalismy.

Tak naprawde na emigracji do kraju, w ktorym zycie nie rozni sie bardzo od zycia w kraju pochodzenia, jesli zna sie jezyk - jest jak przy przeprowadzce do miasta na innym koncu Polski: rodzina daleko, wiec trzeba sobie radzic samemu, nie ma przyjaciol, znajomych. Latwiej jest, gdy jedzie sie z dziecmi, jesli jedno z rodzicow jest w miare dyspozycyjne (chyba ze dzieci duze).

J.

marghe.
Zilka, ja się bronię rękoma i nogami przed takim wyjazdem.
Nie ze względu na siebie , bo kurzyć się w domu można w dowolnym miejscu, ale ze względu na Gabę.
Ja jestem dzieckiem przerzucanym z miejsca na miejsce, ze szkoły do szkoły. Nie wyszło mi to na dobre (no ok, znajmośc języka, jakieś tam poszerzenie horyzontów bla bla)..
Mam rozwijać czy niekoniecznie?

ps. rzecz jasna duzo zalezy od psychiki dziecka itp. Nie każde zniesie to tak źle jak ja
zilka
CYTAT(marghe. @ Fri, 03 Oct 2008 - 14:30) *
Mam rozwijać czy niekoniecznie?


Rozwiń proszę.
marghe.
miałam 3 lata jak wyjechaliśmy pierwszy raz
8 jak wrócilimy do PL (powrót był oczywisty, nie planwaliśmy wyjazdu na stałe)
13 jak znów wyjechałam
19 jak wróciliśmy
w tym czasie zaliczyłam:

2 przedszkola
2 szkoły podstawowe
3 (w tym zmiany klas itp) szkoły średnie

wszędzie byłam.. "obca", odstawałam; zanim się zaaklimatyzowałam to okazywało się, że się przenosimy. Trudno było zagrzać miejsce, zaprzyjaźnić się. Rozstania były koszmarne.. Zarówno z rodzina w PL, jak i ze znajomymi za granicą.

Dopiero na studiach "osiadłam".

Jako wyjątkowy wrażliwiec bardzo źle to znosiłam. Rodzice nie mieli pojęcia o tym jak bardzo źle (też dlatego, że niewiele mówiłam - Gaba jest podobna do mnie - stąd moje obawy), ja w sumie też nie do końca. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie jaką krzywdę mi te wszystkie przenosiny zrobiły*.

"Szok" kulturowy tez nie jest bez znaczenia. Na szczęscie teraz Polska już tak bardzo nie odstaje, więc ten problem chyba odpada

Są i plusy oczywiście icon_smile.gif


to tak nieco po Å‚ebkach.

* wiele moich kłopotów stamtąd się wzieło. Psychoterapia jest mi b. potrzebna
ognistaplama
CYTAT(Ciepła @ Fri, 03 Oct 2008 - 14:07) *
Przeraza mnie tez, ze to taka ostatnia "dluga prosta" icon_smile.gif Do tej pory wszystko bylo tymczasowe a teraz nie dosc, ze przeprowadzamy sie, to nie ma tego marginesu, ze jak sie nie uda to wyjedziemy do innego kraju. Bo musi sie udac. To taki skutek uboczny zycia w zawieszeniu, ze sie mozna do niego przyzwyczaic.


Tak, znam to. Po studiach mialam taka potrzebe, zeby wreszcie osiasc i miec dom. Wrocilismy na nasze wybrzeze, kupilismy wymarzone mieszkanie, wzielismy dwa koty, planowalismy tam zostac. Po dwoch latach wyjechalismy, z roznych wzgledow. I chyba to doswiadczenie jakos mnie odmienilo, tak ze trudno mi planowac, i trudno mi wyobrazic sobie, ze zyje 30 lat w jednym miejscu. Chociaz ja zdecydowanie nie jestem typem podrozniczo-awanturniczym. Ale mam nadzieje, ze przyzwyczaje sie do zycia w jednym miejscu, tak jak przyzwyczailam sie do zycia w zawieszeniu.
chaton
Trudno byc obiektywnym.
Wiadomo, ze Ci, ktorzy wyjechali powiedza prosze bardzo, ci, ktorzy nie, ze nie warto.
Ja wyjechalam. Na stale. Mialam 22 lata, jak zacxzelam wszystko od zera: nowy jezyk, studia choc bylam po magisterce, praca na zupelnie innych nie znanych warunkach.
Czy sie oplacalo: nie. To znaczy: mam calkiem fajne zycie, dobra prace w zawodzie, fajnego meza... Ale zbyt duzo to wszystko kosztowalo. Tyle inwestycji w jezyk, choc akcent zostaje, dodatkowe studia, a poziom przeciez ten sam, adaptacja do innych, lecz czy oni to doceniaja? Az tak duzy wysilek i tyle energii warte by byly wspanialego zycia, a az takie nie jest. Z perspektywy czasu mysle czasem, ze moglabym rownie dobrze zarabiac troche mniej i miec troche gorsze warunki kosztem duzo miejszego wysilku. Teraz w Polsce juz nie pasuje, a w nowym kraju jeszczze nie...
Ale nie o mnie mowa. Ja jestem dorosla i jako dorosla emigrowalam.
Dzieci adaptuja sie lepiej od doroslych. Sa jak gabka: chlona wszystko. Jezyk, kulture, nowe miejsca. Mysle, ze "chwilowe" zmiany kraju moga byc dla nich dobre: naucza sie, ze ludzie moga mowic roznymi jezykami, miec inne kultury i mentalnosci, byc innego koloru... i ze to wszystko jest normalne. Beda wtedy bardziej otwarte na swiat i na innych. Znam osoby, ktore emigrowaly jako dzieci i cenie ich spojzenie na swiat.
Ja, w przeciwienstwie do dziewczyn martwie sie o mame.
Zilka: tobie bedzie ciezko. Bo TY juz jestes uksztaltowana. Pomysl o tym. Jesli tylko tymczasowe, to ja bym jechala, wszystkim dobrze zrobi przezyc cos nowego. Jesli nie...
Oczywiscie decyzja nalezy do Ciebie.
Acha, jeszcze jedno. Bierz pod uwage, ze ludzie moga rowniez byc zazdrosni...
zilka
To ja może parę wyjaśnień - wyjazd nie jest spowodowany finansami, emigracją zarobkową czy jak to zwał.

Jakoś tak mnie to wszystko co mówicie, że tak powiem... niesatysfakcjonuje... 29.gif nie wiem jak to napisać, ja to wszystko wiem, tak jak pisałam mieszkałam za granicą czasowo, wyjeżdżałam niby na stałe i po roku wróciłam... ja sama nie wiem o co mi chodzi. Ja się odnajdę, przy opcji na stałe poznam przyjaciół miejscowych, jeśli to byłaby Europa to częstotliwość spotkań z przyjaciółmi z Polski pewnie by mi się nie zmieniła, na dodatek ja nie chciałabym się pozbywać "bazy" w Polsce więc dom pewnie by został wynajęty... no kurcze sama nie wiem o co mi chodzi.... no przepraszam 32.gif
ognistaplama
CYTAT(zilka @ Fri, 03 Oct 2008 - 17:50) *
Jakoś tak mnie to wszystko co mówicie, że tak powiem... niesatysfakcjonuje... 29.gif nie wiem jak to napisać, ja to wszystko wiem, tak jak pisałam mieszkałam za granicą czasowo, wyjeżdżałam niby na stałe i po roku wróciłam... ja sama nie wiem o co mi chodzi.


zilka, bo niczyja sytuacja nie jest Twoja sytuacja. odkrywcze, prawda 29.gif
my kilka lat gryzlismy sie wracac czy nie wracac, szukalam dyskusji w internecie, rozmawialam z ludzmi ktorzy wrocili / ktorzy nie wrocili i nijak to sie mialo do nas
zilka
CYTAT(Adasia @ Thu, 02 Oct 2008 - 23:53) *
Zilka, nie wiem, co Ci powiedzieć - poza tym, że Twoje rozterki mnie zaskoczyły i inną niż dotychczas wyobrażaną Zilkę odkryły.


Ale, że co icon_eek.gif że ja nie miewam wątpliwości czy o co chodzi? 08.gif
anuÅ›
Myślę, że to, że Ty niby taka poukładana, konkretna babka jesteś z charakterem a tu wychodzi takie rozdarte, delikatne, niepewne stworzenie... 08.gif

Ale zabrzmialo 03.gif o rety, rety
Berek
Ja myślę, że człowiek jednak potrzebuje korzeni. Zwłaszcza w czasie, kiedy się kształtuje. Wiem, że to niemodne, sprzeczne z kosmopolitycznym duchem czasu, który nakazuje mówić, że przecież żyć da się wszędzie, wszędzie są ludzie, świat jest ciekawy...

I to jest prawda. Ale człowiek z natury potrzebuje poczucia przynależności. A przenosząc się stale z miejsca na miejsce znacznie trudniej jest sobie takie poczucie wytworzyć. Człowiek dojrzały, ustabilizowany "na duszy" ma łatwiej. Dziecko, które dopiero się kształtuje, pozbawiane stale coraz to nowych przyjaciół, może miłości, będzie miało trudno.

Mam taką uczennicę, której chłopak musiał wyjechać z rodzicami na inny kontynent. Dla nich obojga to była katastrofa. Ona zawaliła rok. On tam omal nie popełnił samobójstwa. Tak - nie byli dostatecznie dojrzali, żeby sami decydować o sobie, móc powiedzieć "nie jadę z rodzicami" albo "jadę z tobą". Musieli się poddać decyzjom rodziny, a ich młoda miłość nie była tak wazna, jak intratny kontrakt. I ja wiem, że żyć trzeba.


Ale szczenięce miłości też są ważne. Ważne są przyjaźnie, ważne są przyjaciółki od serca, z którymi można przegadać całą noc o rozmaitych drobiazgach i sprawach ważnych - a jak o tym rozmawiać z kimś, kto ich nie zna? Jak uczyć się nawiązywać trwałe więzi z ludźmi, jeśli się ich co chwila traci?

Na takie życie nie zdecydowałabym się pod żadnym warunkiem. Wyjazd na stałe w jedno miejsce - to prędzej, gdyby było trzeba. Wędrówki - nie. To dobre dla ludzi juz ukształtowanych. Dzieciom nie chciałabym utrudniać zapuszczania korzeni.

I tak mi się wydaje, Zilka, że Ty jednak myślisz o tym wyłącznie z punktu widzenia osoby już ukształtowanej. Mówisz "ja będę się spotykać z przyjaciółmi tak często jak dotąd". A Twoje dzieci? Czy one w ogóle będą miały takich prawdziwych przyjaciół? Przecież życie nie ogranicza się do relacji rodzice-dzieci, to również cały świat dookoła. Dzieci postrzegają go inaczej.
Berek
CYTAT(zilka @ Thu, 02 Oct 2008 - 19:24) *
Dzieci - wiadomo... Berek takie uczy i twierdzi, że takie wieczne przeprowadzki to kaszanka, bo przyjaciele, etc. Ja znam parę takich przeprowadzanych egzemplarzy ale już dorosłych i raczej nic im nie dolega ale może psychoterapię przeszli albo co...


Zilka, ale to są dwie różne rzeczy. Można przeżyć w dziecinstwie koszmar - gwałt, znęcanie się, wojnę (celowo przejaskrawiam), a potem być zupełnie normalnym człowiekiem. Czy to jednak znaczy, że ten koszmar po drodze nie miał znaczenia? Czy jeśli coś nie pozostawiło trwałych śladów, a tylko było bolesne i dokuczliwe w trakcie, to jest nieważne?

Tak samo z tym "nic nie doleganiem" teraz. A jak było wtedy? Czy czuli się szczęśliwi? Cie cierpieli, przenoszeni z miejsca na miejsce? Nie rozpieprzyło im to przyjaźni, miłości, jakichś tam pierwszych półdorosłych planów?

Myślę, że tak wyjazd może być OK, pod warunkiem, że jest poważny powód na tak. powód, który zrównoważy ewentualne straty. Bo bez tego,... za dużo szkód. potencjalnych, ale jednak.
ognistaplama
CYTAT(Berek @ Tue, 07 Oct 2008 - 14:33) *
I to jest prawda. Ale człowiek z natury potrzebuje poczucia przynależności. A przenosząc się stale z miejsca na miejsce znacznie trudniej jest sobie takie poczucie wytworzyć. Człowiek dojrzały, ustabilizowany "na duszy" ma łatwiej. Dziecko, które dopiero się kształtuje, pozbawiane stale coraz to nowych przyjaciół, może miłości, będzie miało trudno.

Ale szczenięce miłości też są ważne. Ważne są przyjaźnie, ważne są przyjaciółki od serca, z którymi można przegadać całą noc o rozmaitych drobiazgach i sprawach ważnych - a jak o tym rozmawiać z kimś, kto ich nie zna? Jak uczyć się nawiązywać trwałe więzi z ludźmi, jeśli się ich co chwila traci?


Tez tak mysle. Wydaje mi sie, ze wazny jest wiek dziecka. Ze swojego dziecinstwa pamietam, ze pierwsze naprawde wazne dla mnie przyjaznie zaczelam zawierac w wieku ok. 10 lat. Dlatego tez nie chcialabym juz wielokrotnie przenosic sie teraz - za rok moja starsza bedzie miala 9 lat, i moim celem jest pozostanie w jednym miejscu przez okres pozostalej edukacji moich dzieci, glownie ze wzgledu na nie. W Stanach niestety nie byloby to mozliwe, bo tutaj co kilka lat prace sie zmienia, co zazwyczaj wiaze sie ze zmiana miejsca zamieszkania.
marghe.
CYTAT(Berek @ Tue, 07 Oct 2008 - 14:33) *
Ale szczenięce miłości też są ważne. Ważne są przyjaźnie, ważne są przyjaciółki od serca, z którymi można przegadać całą noc o rozmaitych drobiazgach i sprawach ważnych - a jak o tym rozmawiać z kimś, kto ich nie zna? Jak uczyć się nawiązywać trwałe więzi z ludźmi, jeśli się ich co chwila traci?



I tak mi się wydaje, Zilka, że Ty jednak myślisz o tym wyłącznie z punktu widzenia osoby już ukształtowanej. Mówisz "ja będę się spotykać z przyjaciółmi tak często jak dotąd". A Twoje dzieci? Czy one w ogóle będą miały takich prawdziwych przyjaciół? Przecież życie nie ogranicza się do relacji rodzice-dzieci, to również cały świat dookoła. Dzieci postrzegają go inaczej.


Berek, zgadzam siÄ™ z TobÄ… w 100%.
skanna
CYTAT(Berek @ Tue, 07 Oct 2008 - 13:33) *
Ja myślę, że człowiek jednak potrzebuje korzeni. Zwłaszcza w czasie, kiedy się kształtuje. Wiem, że to niemodne, sprzeczne z kosmopolitycznym duchem czasu, który nakazuje mówić, że przecież żyć da się wszędzie, wszędzie są ludzie, świat jest ciekawy...

I to jest prawda. Ale człowiek z natury potrzebuje poczucia przynależności.


Mam przyjaciółkę - wyjechała z Polski jako 8-letnie dziecko, na kilka miesięcy przed stanem wojennym. Od 27 lat mieszka w Niemczech, niby tam się wychowała, tam dorastała, tam znalazła miłość, ale ciągle się miota w poszukiwaniu korzeni. Bo nie czuje się Niemką, już bardziej Polką, ale jednak od tej Polski oderwana, mimo, że kontakt z Polakami w tej rodzinie był utrzymywany przez cały czas. I widzę, że ją to ciągle boli.
chaton
CYTAT(zilka @ Fri, 03 Oct 2008 - 17:50) *
To ja może parę wyjaśnień - wyjazd nie jest spowodowany finansami, emigracją zarobkową czy jak to zwał.

Jakoś tak mnie to wszystko co mówicie, że tak powiem... niesatysfakcjonuje... 29.gif nie wiem jak to napisać, ja to wszystko wiem, tak jak pisałam mieszkałam za granicą czasowo, wyjeżdżałam niby na stałe i po roku wróciłam... ja sama nie wiem o co mi chodzi. Ja się odnajdę, przy opcji na stałe poznam przyjaciół miejscowych, jeśli to byłaby Europa to częstotliwość spotkań z przyjaciółmi z Polski pewnie by mi się nie zmieniła, na dodatek ja nie chciałabym się pozbywać "bazy" w Polsce więc dom pewnie by został wynajęty... no kurcze sama nie wiem o co mi chodzi.... no przepraszam 32.gif


Zilka: no skoro juz sie w tej sytuacji znalazlas i wiesz, jak sie z tym czujesz, to zadna z nas Ci nie pomoze. Musisz w takim razie siebie sluchac i wlasnej intuicji: ona najlepiej Ci podpowie.
Powodzenia zycze. icon_razz.gif
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.