Pytam z ciekawości bo weszłam w spór na ten temat z moją mamą (na szczęście są to rozważania czysto teoretyczne)
ale co w takich przypadkach:
- uczeń pobije innego ucznia na przerwie (albo i na lekcji ),
- uczeń zrobi sobie krzywdę (mam na myśli coś poważniejszego, np. spadnie z parapetu i złamie rękę),
- uczeń zniszczy cudzą własnośc
kto za takie zdarzenia odpowiada?
- niepełnoletni uczeń? (mam tu na myśli te młodsze klasy 7-10 lat załóżmy)
- rodzic? (przecież nie ma go tam na miejscu i nie może zapobiec zdarzeniu, a dziecko do szkoły wysłac musi)
- szkoła? (na przerwie jest jeden nauczyciel dyżurujący i nie ma szans żeby zapanował nad wszystkim, a może tych dyżurujących nauczycieli powinno byc odpowiednio więcej?
Czy to jest jakoś w przepisach ustalone? Moja mama twierdzi że winę (w sensie że odpowidzialośc ze wszystkimi konsekwencjami) ponoszą rodzice, mi się wydaje że jak zostawiam to dziecko pod opieką szkoły, to szkoła jest odpowiedzialna za jego bezpiczeństwo (i ewentualne wybryki). I nie chodzi o to żeby ciężar wychowania zrzucac na szkołę bo za to odpowiadają głównie rodzice, ale za takie jakieś pojedyncze wypadki/wybryki ucznia.
Chętnie przeczytam co o tym myślą inni rodzice oraz jak to wygląda z punktu widzenia nauczyciela