To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Frustracje przedszkolne

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

ulla
Jestem sfrustrowana i przygotowuję się do poniedziałkowej rozmowy'

Weronika dzień przed nieokreśloną bliżej chorobą, jaka ją dopadła z końcem paździerika (kaszelek), odmówiła pójścia do przedszkola. Ok...raz może się zdarzyć, następnego dnia zaczęła kaszleć (zaczęła w nocy), potem święta różne i się przeciągnęło. Przedwczoraj, budzę ją do przedszkola (już nie kaszle w nocy, kataru brak, apetyt, energia ok), a ona w ryk, że nie chce. Po dłuższej chwili się dowiedziałam, że ona nie chce, bo pani na nią krzyczy jak wolno je (owszem wolno je), jak nie chce zjeść czegoś lub może nie chcieć zjeść wszystkiego (ma tak, bo w domu może nie chcieć, bo ja jej do tego nie zmuszam i nie będę się czepiać dopóki sama sobie nie nakłada). Poszła wczoraj i było prawie ok, poszła dziś i przeryczała w większości powrót do domu. Bo pani każe zjeść wszystko, bo je za wolno, bo coś tam - bo w związku z tym powinna wrócić do maluchów, bo pójdzie na leżak.
Wkurzyłam się. Nie mam nic przeciw dyscyplinowaniu je, ale bez przesady, choć prawdą jest, zanim zacznie, zabawia gadaniem cały stolik, jak wszyscy kończą to ona zaczyna ( w domu robi podobnie). Ale straszyć??? Szczególnie, że ona to potem przeżywa?? No i nie chce zjeść wszystkiego?? (w domu też bywa, że nie chce, ale nie musi).

Nie do konca wiem jak mam rozmawać w poniedziałek. Znaczy wiem, że mają jej w żaden sposób nie deprecjonować w kontekście jedzienia, żadnych tekstów o maluchach i leżaczkach...z drugiej strony wiem, że jeść mogłaby trochę szybciej (tylko nie wiem, jak bardzo "trochę szybciej" przekłada się na przedszkolne realia, może lepiej po prostu zabrać talerz??, podejrzewam, że chętnie odda, bo jak głodna to nie oddaje i prosi o dokładkę).

No bo, CHOLERA JASNA...(że ne napiszę inaczej)...Weronika obdarzona apetytem - w sensie jedzenia ze smakiem, eksperymentowania, próbowania dań nieznanych itp,, acz nie jedząca zbyt wiele na raz, zaczęła z jedzenia robić problem. Może jeszcze nie w warunkach domowych (ale symptomy są), ale ryki spod kołdry, że nie pójdzie do przedszkola, bo...są dla mnie niepokojące. Szczególnie, że wcześniej, to ona mnie budziła, jak miałam problem ze wstaniem.

Poradżcie, konkretnie - jak rozmawiać, żeby osiągnąć cel. Rzecz jest delikatna, bo nie mogę i jest to dla mnie oczywiste, oczekiwać forów dla Weroniki, kiedy mają opanować ponad dwudziestoosobowoą grupę dzieci. Dla mnie istotny jest cel - czyli nikt nie straszy Weroniki w kontekście jedzenia w żaden sposób. I ja nie wysłuchuję gorzkich żali kiedy wracamy do domu. Wcześniej tego nie było, więc trochę negatywnie wszystko odbieram.
Kocisława zwana Warkotem
Mysle ze najprosciej jest powiedziec czego oczekujesz i czego sobie nie zyczysz.Po prostu.Takie sytuacje wynikaja najczesciej z tego,ze wiekszosc rodzicow wymaga od przedszkola dopilnowania zeby dzieci zjadaly wszystko.My tez mielismy w tamtym roku taka sytuacje-pani probowala karmic Marte.Po mojej interwencji problem zniknal.
Na pewno niedopuszczalne jest straszenie,ale zauwazylam,ze jest to niestety czesta "metoda wychowawcza" (nie tylko w placowkach)
grzałka
Ula- rozmawiać do skutku. Mnie wytłumaczenie czego oczekuję w kwestii jedzenia zajęło ponad 1,5 roku- Ania jest wybredna, ale zjada to co lubi chętnie, z jedzenia nigdy nie robiliśmy problemu- a w przedszkolu tak jak u Ciebie, namawianie, naleganie, naciskanie- jedna rozmowa niestety nic nie dała. W drugiej grupie zmieniła się pani i znowu od początku praca u podstaw. Ania przeżywała identycznie jak Weronika, tylko z niej trudno było wyciągnąć o co chodzi i dlaczego przedszkole wywołuje taki protest.

Jedzenie dziecka to jest problem moim zdaniem nie przedszkolny, a "problem narodowy", stanowi większość tematów o dzieciach i zwykle największy problem wychowawczy, niestety. Nie wiem, czemu tak jest, Agnieszkabryndza ma na to jakąś teorię chyba wojenną icon_wink.gif

A z szybkością- wiadomo, że zasady w przedszkolu obowiązywać muszą- u Ani nie wolno było rozmawiać przy obiedzie- może niech jej dadzą limit czasowy, jak nie zje, to trudno, najwyżej nadrobi w domu?
pirania
tlumaczyc do bolu. Wyraznie i dobitnie- moje dziecko bedzie jadlo tylko to co uwaza za stosowne i w takim tempie w jakim uwaza. Jesli obiad sie juz koncy- prosze jej po prostu zabrac talerz- prosze powtorzyc icon_smile.gif

jak siedzialam z Rodzynem w przedszkolu to z podziwu wyjsc nie moglam ile oni jedza (sniadanie, przekaska- o ktorej ja czesto zapominam, obiad z dwoch dan, u mnie zwykle jest jedno, podwieczorek, no ja bym pekla....)
Fragosia
Ulla z Asia miałam podobnie ale nie dotego stopnia. Tez były płacze przez droge że " Pani kaze jeśc mi a ja nie chcę", prosiłam aby powiedziała Pani że nie jest głodna ale Asia twierdziła ze poskutkuje tylko jak ja powiem jak ona mówi
to Pani nie słucha. Tak więc przy kazdym odprowadzeniu codziennie rano przypominałam o niezmuszaniu do jedzenia i pomogło ale trwało to troche długo...

Asia też je bardzo powoli, ale z tego raczej nikt nie robił problemu.

Porozmawiaj spokojnie i konsekwentnie przypominaj opiekunkom a Weronika widzÄ…c z Twojej strony
akceptacje napewno z radością zacznie chodzić do przedszkola.

Pozdrawiam i życze powodzenia.
Kingus
Pytanie, co dla wychowawczyni stanowi większy problem-fakt, że Weronika nie je, czy to, że przeszkadza innym dzieciom? Bo o ile pierwsze można załatwić dość prosto (chyba) z Panią, tłumacząc, że nie mamy napięcia na pusty talerz naszego dziecka, o tyle z drugim gorzej. I trochę tu rozumiem wychowawczynię, bo jak jej jeden małolat rozwala jedzenie w połowie grupy, to pewnie lekko kobiecie ręce opadają. Zwłaszcza, że większość rodziców pewnie wymaga, żeby dzieci zjadały. Co nie oznacza, że metody popieram, straszenie jest tu jakimś nieporozumieniem. Może wyjaśnij najpierw, w czym problem? U Konrada było podobnie, tyle, że mój syn wybitnie wymaga ostrego postawienia sprawy, więc osobiście uświadomiłam mu, że sam jeść nie musi, ale przeszkadzać innym nie może, bo zostanie posadzony przy sąsiednim stole sam. I sam przez tydzień siedział... Przy czym okazało się, że bez towarzystwa zjada znakomitą większość... Po tygodniu uznał, że kiepski interes zrobił i wrócił do grupy. Zjadał, innym nie przeszkadzał. Porozmawiaj w przedszkolu, w czym leży główny problem, potem ewentualnie porozmawiaj z córą (zakładam, że to nie jest tak odporny egzemplarz, jak mój młody).
Pozdrawiam

Kin
ulla
Na czym polega główny problem to nie wiem, chyba jednak na tym, że wolno je. Ale dziś porozmawiałam i pani potraktowała sprawę raczej poważnie. Obiecała interwencję, no a akurat jej pani (ta właściwa), z tego co mówi Weronika, nie straszy jej odesłaniem do maluchów.
myszka
CYTAT(Kingus @ Tue, 18 Nov 2008 - 18:44) *
I trochę tu rozumiem wychowawczynię, bo jak jej jeden małolat rozwala jedzenie w połowie grupy, to pewnie lekko kobiecie ręce opadają. Kin


Też się zgadzam, tylko to jeszcze nie powód, żeby dziecko straszyć. Dla mnie teksty typu "bo odeślę do maluchów" są poniżej poziomu.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.