Mam dzisiaj zakręcony dzień.
Ok. 14.30 wyszłam z domu żeby pojechać po dziecko do przedszkola. Wsiadłam, stwierdziłam, że śnieg "zapadał" mi szyby z prawej strony. No to położyłam kluczyki i torebkę na siedzieniu, wzięłam skrobaczkę i poszłam odśnieżyć. A po chwili słyszę "klick" i drzwi samochodu zamknęły się (mają tak, po pół minuty, acz nie byłam przyzwyczajona, bo przez ostatnie dwa miesiące zamek centralny nie chciał działać....naprawił się nieoczekiwanie kilka dni temu).
Stoję jak kretynka ze skrobaczką w garści. Ubrana za lekko, bo do samochodu. W środku kluczyki, torebka, w niej portfel, telefon, klucze do mieszkania, w którym znajduje się zapasowy klucz do samochodu. Pierwsza myśl - niecenzuralna. Druga też. Trzecia pożyczę od kogoś jadę autobusem...po chwil;i refleksja, dziecko ma dziś niskie buty, bo w taką pogodę nie wychodzą na podwórko, w dodtaku sukienkę i rajstopki...zachoruje. Poza tym - sama umrę z zimna.
Potem się poryczałam....
W tej chwili parkuje sąsiadka..taka z parteru, której zasadniczo nie znam...no na "dzień dobry". Pożyczyła mi telefon, zadzowniłam do małżonka. Ten mi przypomniał, gdzie w samochodzie znajduje się klucz zapasowy do owierania samochodu (przezornie wkleił go w pewnym miejscu).
W tym momencie parkuje sąsiad z góry...też taki na "dzień dobry". Okazało się, że ma śrubokręty, więc pani poszła, ale powiedziała, że w razie czego mam do niej zapukać, jakbym czegoś potrzebowała.
Sąsiad próbował ze mną odkręcić dwie śrubki...ale się nie udało, pomimo czterech różnych śrubokrętów. A że zdążyłam się zwierzyć z problemu...znaczy, ja tu pod domem, a dziecko w przedszkolu, więc zaofiarował się, że ze mną pojedzie.
Przejechaliśmy przez zakorkowane miasto, bagatela - ponad 1,5 godziny zeszło, bo okres przedświąteczny.
A jak dziękowałam i pytałam ile mniej więcej mam mu zwrócić za paliwo chociaż, no bo za czas to ciężko...to się roześmiał i powiedział, że to sąsiedzka przysługa, a akurat mógł, bo niczego pilnego na popołudne nie planował.
Trzeci sąsiad, jak już wróciłam do domu...dobrał się do skrytki z kluczem, bo śrubki udało się odkręcić amerykańskim śrubokrętem...przyniósł mi z samochodu kluczyki i torebkę i mogłam wrócić do swojego mieszkania
No niby pechowy dzień, plany mi pozmieniał...ale czy to pech, przekonać się, że są tak życzliwi ludzie na świecie, jak sąsiad nr 2, który poświęcił mi tyle czasu, choć się właściwie nie znamy??
Sąsiadka z dołu też się zainteresowała, czy pomóc, bo minę miałam nieszczególną (no w głos w końcu nie płakałam, tylko tak bardziej wewnętznie ).
No a trzeci sąsiad, to akurat zaprzyjaźniony, więc jego pomocy byłam pewna, ale nie wiedziałam, czy będzie w domu.
JakoÅ› tak mi cieplej na duszy...