Witam,
Chciałabym pokrótce opisać zaistniałą niedawno sytuację. Chodzi o moją bardzo bliską przyjaciółkę. W styczniu u A. stwierdzoną grupę V w badaniu cytologicznym, wykonano biopsję pobrano próbki z macicy i szyjki macicy, badanie niestety potwierdziło wynik cytologiczny, rak płaskonabłonkowy, grupy Ai B w szyjce macicy i grupy BiC w próbkach macicy. Wiadomo, na początku szok, strach panika samej chorej i najbliższych. Udali się do tzw. "specjalisty medycyny naturalnej" - zaraz po otrzymaniu "wyroku". Po analizie elktromagnetycznej ciała opisałinne współistniejące schorzenia, która A. potwierdziła, ale w okolicach macicy nic nie widział, poza tym że potwierdził że akurat miała okres. Przepisał naturalne medykamenty i tzw. "koci pazur"- naturalny medykament stymulujący układ immunologoczny, zdolny "powstrzymywać" rozwój komórek rakowych. A. zażywała "cudowny środek" - jakim później się okzazał przez 2 tygodnie. Po tym czasie trafiła do szpitala, gdzie miała odbyć się operacja - usunięcia macicy i węzłów chłonnych. Pan doktor - ginekolog onkolog, ceniony specjalista - biorąc pod uwagę wiek pacjentki i własne wątpliwości co do radykalności zabiegu postanowił powtórzyć biopsję (poprzedniej próbki nie pobierał osobiście). Do tej pory A. nie może uwierzyć wynikom, brak komórek rakowych, zmiany na szyjce macicy z przetokami do macicy, ale odpowiadają IV grupie cytologicznej, komórek rakowych brak. Co wy na to, bo ja też mam problemy żeby uwierzyć w cudowny medykament, choć po przeczytaniu opisu działania samego leku, coraz bardziej się do ziołolecznictwa przekonuję. A. nie wierzy do dnia dzisiejszego- trzy dni temu odebrała wyniki drugiej biopsji. Lekarz też nie potrafi tego wytłumaczyć..... Nie przeczę też że "Siła Wyższa" też miała w tym swój udział. Trzeba zawsze wierzyć......
Pozdrawiam cieplutko
Ionka