Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. PLiki cookies stosujemy w celu świadczenia uśług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany
do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczne na Twoim urządzeniu końcowym. W każdym momencie możesz dokonać zmiany
ustawień dotyczących cookies w ustawieniach przeglądarki. Więcej szczegółow w naszej "Polityce Prywatności"
Rzd postanowi kontynuowa program Maluch, zapocztkowany w 2011, zaproponowa jednak jego zmodyfikowan i rozszerzon wersj, nadajc mu nazw MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...
Chciałabym żeby każda z Was mogła urodzić tak jak chce i mieć z tego ogromną satysfakcję. Ponieważ poświęciłam masę czasu na dokształcenie się w tym kierunku oraz mam bliskie kontakty z naturalnymi położnymi, to mogę się tym podzielić.
Najpierw, żeby mieć materiały w jednym miejscu, lektury porodowe: Irena Chołuj: "Urodzić razem i naturalnie" (ta jest polska, nowa i obowiązkowa!) Sheila Kitzinger: "Szkoła rodzenia" i dla zainteresowanych "Rodzić w domu" Michel Odent: "Odrodzone narodziny" Jane Balaskas "Poród aktywny" F. Leboyer "Narodziny bez przemocy" Pierwszą książkę Ireny Chołuj można przeczytać tu: https://www.magdartur.republika.pl/porody.html#pierwszy Dostępne w Polsce filmy: "Narodziny w ekstazie", "Birth as we know" oraz "Poród w harmonii z naturą" Preeti Agrawal - jedyny z tych trzech nakręcony w Polsce o polskich realiach.
Dzisiaj już późno a jutro do pracy, więc zacznę od linków, o które pytała Krolewienka oraz od pierwszego pytania zadanego przez Ancyp. Wątek o organizacji porodów domowych jest tutaj, wyciągnęłam go na wierzch, są w nim też linki do poczytania i do pooglądania: https://www.maluchy.pl/forum/index.php?show...c=46855&hl=
I teraz o wspomnianych w wątku obok hemoroidach. Jak najbardziej mogą być skutkiem wysilonego parcia, zwłaszcza podjętego zbyt wcześnie na żądanie personelu. Tak właśnie miałam ze średnią córką, kiedy to jeszcze nie czułam potrzeby parcia, ale lekarce się spieszyło, jak najbardziej zostałam nacięta, w dodatku rodziłam na leżąco 4-kilowe dziecko, co było godne strongmana i poznałam co to hemoroidy (a nawet obolała przepona). Nacięcie ma niewiele z tym wspólnego, z założenia powinno skracać ostatnie sekundy porodu, kiedy to widać że krocze niezbyt dobrze rozciąga się przy przechodzącej główce. Na tym etapie to już nawet nie powinniśmy przeć, aby nie pęknąć! Oczywiście położna widząc, że są problemy z elastycznością zawsze jednak poprosi o parcie, aby nacięcie nie zabolało. Jeśli jednak lekarka mówi że nacięcie oszczędza silnego parcia i dlatego nie pojawią się hemoroidy to chyba musi mieć na myśli jakieś skrajne wczesne nacięcie, gdy jeszcze nie wiadomo jak zachowa się tkanka, a więc wredne rutynowe nacięcie Parę lat po 4-kilowej córce urodziłam 4,5 kilowego syna - w pozycji bardziej wertykalnej bez parcia, bez nacięcia i bez hemoroidów.
Generalnie naturalne położne prowadzą porody bez żadnego olimpijskiego parcia, bez dopingu, kobieta popiera wtedy, kiedy jej ciało samo to robi, dziecko wychodzi wręcz samo, wysiłek jest o wiele mniejszy i raczej to bym uznała za profilaktykę hemoroidów. No ale na leżąco to przeć trzeba, bo dziecko ma pod górkę... i błędne koło konsekwencji nienaturalności się zamyka.
I na koniec żeby nie było żadnych wątpliwości cytat ze strony Fundacji Rodzić po ludzku: "Badania prowadzone na całym świecie wskazują, że nacięcie powoduje dodatkowe pęknięcia krocza w czasie porodu; nie chroni bardziej główki dziecka przed urazami i nie zapobiega wysiłkowemu nietrzymaniu moczu w przyszłości. Zabieg ten raczej spowalnia gojenie ran po porodzie i zwiększa ryzyko infekcji; kobiety, które go przeszły mają słabsze dno miednicy i później wznawiają współżycie płciowe, niż po naturalnym pęknięciu, co może pogarszać relacje z partnerem; są też bardziej narażone na depresję." Teraz nie mam czasu szukać, ale te powyższe obszerne badania zostały uznane przez Światową Organizację Zdrowia oraz przez Evidence Based Medicine czyli medycynę opartą na dowodach.
Z tego wynika że lekarze i położne, twierdzący że zawsze lepsze nacięcie krocza niż samoistne pęknięcie i że jest korzystne dla narządu rodnego kobiety - niestety - nie zaktualizowali swojej wiedzy albo kłamią, ponieważ nie potrafią poprowadzić porodu z ochroną krocza.
ancyp
Fri, 08 May 2009 - 12:35
Silije dzieki za obszerne wyjasnienie!
Rodzilam na najwiekszej belgijskiej porodowce, w swietnych warunkach aczkolwiek porod byl mozliwy jedynie na lezaco (to znaczy parcie, bo wczesniej jak najbardziej pilka i inne bajery). Tak jak juz pisalam, nie wiem czy bylabym wtedy w stanie przyjac jakakolwiek inna pozycje (i utrzymac sie dluzej na nogach - jak padlam kolo siodmego centymetra tak juz nie mialam sil wstawac) ale nawet nie mialam wyboru....
Porod i polog nie byly dla mnie zadnym traumatycznym przezyciem, wrecz przeciwnie, ale dobrze jest wiedziec, ze moglo byc jeszcze lepiej i latwiej. Tym bardziej ze powtorka z rozrywki juz jesienia! No coz, moze cos sie w tej kwestii zmieni w tym szpitalu przez poltora roku... Dam Wam znac juz po!
Gosia z edziecka
Sat, 09 May 2009 - 09:02
CYTAT(Silije @ Thu, 07 May 2009 - 22:21)
I na koniec żeby nie było żadnych wątpliwości cytat ze strony Fundacji Rodzić po ludzku: "Badania prowadzone na całym świecie wskazują, że nacięcie powoduje dodatkowe pęknięcia krocza w czasie porodu; nie chroni bardziej główki dziecka przed urazami i nie zapobiega wysiłkowemu nietrzymaniu moczu w przyszłości. Zabieg ten raczej spowalnia gojenie ran po porodzie i zwiększa ryzyko infekcji; kobiety, które go przeszły mają słabsze dno miednicy i później wznawiają współżycie płciowe, niż po naturalnym pęknięciu, co może pogarszać relacje z partnerem; są też bardziej narażone na depresję." Teraz nie mam czasu szukać, ale te powyższe obszerne badania zostały uznane przez Światową Organizację Zdrowia oraz przez Evidence Based Medicine czyli medycynę opartą na dowodach.
Z tego wynika że lekarze i położne, twierdzący że zawsze lepsze nacięcie krocza niż samoistne pęknięcie i że jest korzystne dla narządu rodnego kobiety - niestety - nie zaktualizowali swojej wiedzy albo kłamią, ponieważ nie potrafią poprowadzić porodu z ochroną krocza.
Tak sobie myślę, że można by sobie wydrukować karteczkę z trescią tych badań i iść z nią do porodu. Nawet jak nie uwzglednią, to jest szansa, ze zaczną się dokształcać
orzechowa
Sat, 09 May 2009 - 12:55
Chadzam sobie ostatnio po pobliskich szpitalach i mam wrażenie, że znaczna część położnych nie ma pojęcia, na czym w porodzie zależy kobietom... Dlatego chyba warto mówić co jest dla nas ważne.
Ja żałuję że nie wiedziałam o naturalnym rodzeniu więcej przy swoim pierwszym porodzie, bo prosząc o więcej (np. nie przyspieszanie masażami szyjki, kontakt z dzieckiem zaraz po urodzeniu) pewnie miałabym większą szansę to dostać. Szczególnie w sytuacji gdy byłam 'namówiona' z konkretną położną.
Problem niestety polega na tym że: - w wielu szpitalach są określone procedury których położne muszą się trzymać... - sporo położnych po prostu nie umie: chronić krocza, czekać zamiast podać oksy, wspierać kobiety psychicznie zamiast ją osłabiać, stosować naturalnych metod łagodzenia bólu, przyjmować porodu kobiety będącej w innej pozycji niż na plecach
Dlatego warto tego wszystkiego dowiedzieć się ZANIM podejmie się decyzję o wyborze miejsca do rodzenia. A gdy zaczniemy pytać, może ktoś zacznie to uwzględniać i się dokszałcać mimo innych wieloletnich nawyków. Myślę też że mamy sporą moc, bo gdy wybieramy szpital, za nami idą pieniądze z NFZ, a to jest biznes dla szpitala - ja nie mam żadnego problemu z zadawaniem pytań.
Bo poród to jeden z najważniejszych momentów mojego życia i życia mojego dziecka. I w dużej mierze od ludzi, którym się powierzymy, zależy czy będzie koszmarem, traumą czy cudownym przeżyciem. I nie wspominam, że w porodzie chodzi o życie i śmierć.
Silije
Sun, 10 May 2009 - 01:02
Teraz będzie wykład o skurczach prawdziwych i fałszywych, a kolejny wykład już szykuję o grze hormonów w porodzie
Dość często pojawia się niepowodzenie w porodzie naturalnym jako efekt tzw. "skurczów kąsających" (to określenie położnej Kasi Oleś, pisze też o nich Irena Chołuj). To skurcze przedporodowe nie wpływające na stopień rozwarcia, ale bardzo męczące i boleśnie odczuwane, trwają godzinami i mogą być prawie regularne (choć zupełnie nieproduktywne), toteż często włączane są do czasu porodu i czasami stąd biorą się np. 30-godzinne porody. Pojawiają się najczęściej gdy kobieta jest przemęczona, niewyspana, zestresowana. Jeśli to te, należy spróbować je wyciszyć a nie podkręcać. Aby odpocząć i aby poród mógł się zacząć z lepszą dynamiką. Fałszywe skurcze: - mają zmienną regularność np. przez pół godziny są co 5 minut a drugie pół co 8, lub też jeden odstęp 3-minutowy a następny 10 minutowy! - są regularne ale krótkie, np. poniżej 40 sekund - są regularne ale odstępy w ogóle się nie zmniejszają czyli przez 3 godziny jest taki sam odstęp a nie coraz mniejszy. Tętno dziecka nie powinno się zmieniać.
Co robić gdy nas dopadną te złośliwe bestyjki: - nie jechać do szpitala, - jeśli dręczy nas niepokój, albo nie jesteśmy pewni, pojechać do szpitala na badania i wrócić - nie zostawać w szpitalu na zachęcającą obietnicę "My tu pani pomożemy i zaraz pani urodzi!" - nie wpadać w panikę, że jak właśnie minął termin, to każdy skurcz należy wykorzystać byle już urodzić, a nie marnować - próbować wyciszyć skurcze - wykąpać się w ciepłej wodzie, - wypić coś co nas uspokoi, zjeść - spróbować zasnąć: te skurcze serio bolą i może nam się wydawać że nie zaśniemy z bólu, ale jeśli potrafimy wyciszyć się psychicznie i rozluźnić, to może się udać zasnąć nawet w przerwie a kolejne skurcze będą coraz łagodniejsze, początkowo mogą nas jeszcze wybudzać, ale potem po prostu ustaną i rano wstaniemy jak te skowronki (Irena Chołuj opisywała to wielokrotnie) -łyknąć No-spę (nie ma strachu, prawdziwego porodu jeszcze żadna No-spa nie powstrzyma% - jeśli jesteśmy pewne że jesteśmy już wypoczęte, wyspane i damy radę wtedy możemy bawić się w rozwijanie takich skurczy do prawdziwych czyli spacery, biegi po schodach, mycie domu, seks i inne rycyny, ale oczywiście też do rozsądnych granic
Skurcze kąsające zawyżają odsetek indukcji i cc, bo czasem kobiety (albo lekarze) nie przyjmują do wiadomości że to jeszcze nie poród.
sonia18a
Sun, 10 May 2009 - 01:25
no niestety na te "kasajace" i ja trafilam zaczely sie w sobote o 4 rano i dopiero o 16 ustaly, caly czas regularne co 10 min i dosc mocne... kolo 7 rano udalo mi sie uspokoic i wycisztc tak jak mowi silije i mimo ze na poczatku mnie wybudzaly pozniej zasnelam. pozniej wziely mnie w sobote poznym wieczorem az w niedziele o 5 rano odeszly mi wody... co z tego jak urodzilam w poniedzialek o 5.45 uznali ze porod sie zaczal o 15 w niedziele a wczesniej to byly te skurcze ktore nic nie dawaly mimo swej sily w innym wypadku powiedzieliby ze rodzilam 48 jednak jak najbardziej jestem za porodem naturalnym
użytkownik usunięty
Sun, 10 May 2009 - 18:27
[post usunięty]
CrazyMary
Sun, 10 May 2009 - 21:40
Roso, ja od siebie napiszę tylko tyle, że nie robiłam nic aby wzmocnić, przy pierwszym porodzie mnie nacięli, a jeszcze popękałam masakrycznie, nie chodziłam i siedziałam dłuuugo.
Przy drugim porodzie nie zostałam nacięta i myślę, że to głównie zasługa tego, że był to drugi poród. Owszem było (ponoć nawet sporo) pęknięć, ale drobnych, więc były szwy, ale po porodzie brykałam bez żadnych problemów i zagoiło się bardzo szybko.
Położna nie wiem czy się bardzo starała, ja o kroczu jej nie wspominałam, chyba po prostu się udało, a dziecko było nawet większe od pierwszego (4300).
pirania
Sun, 10 May 2009 - 22:16
bogusia masowala olejkiem migdalowy i z czyms jeszcze.
ja sobie masowalam z oliwka dziecieca bo ja leniwa jestem i to wylacznie od czasu do czasu- znaczy naciagalam te skorke pomiedzy pochwa a odbytem po kapieli, tak do granicy odczuwania dyskomfortu- ale nieragularnie
agabr
Sun, 10 May 2009 - 22:24
Jesli chcesz mam cala butelke" olejku do krocza " chetnie oddam ,jesli bedziesz rodzila w Zofii to dostaniesz od poloznej.b
aluc
Sun, 10 May 2009 - 22:37
dopiero po urodzeniu Maksa (bez nacięcia) przeczytałam, że względem ochrony krocza na wejściu miałam łatwiej, bo byłam tzw. starą pierworódką - znaczy po trzydziestce
jędrność młodych, dwudziestoparoletnich tkanek jest bowiem tutaj ich zasadniczą wadą - a mianowicie z większymi oporami się rozciągają i mają większe skłonności do pękania podobnie jest z rozstępami - ciąża z Maksem kosztował mnie dosłownie parę rozstępów, ciąża z Olkiem - żadnego owszem, jest też cena za rozciągliwość - a mianowicie mniejsza elastyczność, znaczy mniejsza skłonność do powrotu do stanu poprzedniego
kalarepa78
Sun, 10 May 2009 - 22:53
Możesz też ćwiczyć z balonikiem epi-no, acz opinie o nim są rózne. Ja ćwiczyłam i masowalam też, nie byłam nacieta - rodziłam do wody małe dziecko (3 kg), z dobrą położną. I jeszcze mi się przypomniało - ponoc pływanie żabką też pomaga (choć głównie na ułożenie dziecka), no i ćwiczenia Kegla, oczywiście.
Gothica
Thu, 14 May 2009 - 00:27
Silije dziękuję za wątek
Planuję rodzić w Pucku, gdyż tam mam największe szanse na jak najmniejszą medyczną interwencję medyczną w poród. Mówię NIE: oksytocynie, farmakologicznym znieczuleniom, masażowi szyjki, porodowi na leżąco, nacięciom, wypychaniu dziecka z brzucha, przyśpieszaniu urodzenia łożyska itp. Mam nadzieję, że w Pucku uda mi się urodzić "po mojemu" Choć czytałam opinie, że nawet tam czasem te zabiegi wykonują rutynowo. Myślę jednak, że mój plan porodu i odpowiednio wyedukowany mąż pozwoli mi urodzić godnie.
Z filmów bym dodała "porodowy biznes" dostępny na youtubie. Pokazuje amerykańskie realia, ale świetnie przedstawia wyższość porodów domowych, naturalnych nad szpitalnymi. Przedstawia też ciekawie błędne koło oksytocyna-znieczulenie i wiele innych.
orzechowa
Thu, 14 May 2009 - 14:31
CYTAT(użytkownik usunięty @ Sun, 10 May 2009 - 19:27)
cytowany post usunięto
oprócz masażu warto też ćwiczyć. To wszystko co rozciąga krocze i jednocześnie wzmacnia mięsnie krocza. Nie tylko zwiększa szansę uniknięcia nacięcia, ale także przyśpiesza powrót do formy sprzed porodu.
czyli: - mięśnie Kegla - siad krawca które są opisane tutaj: https://www.rodzicpoludzku.pl/index.php?opt...ticle&id=49 - z jogi uwielbiałam i uwielbiam: przysiad (kucanie) ze stopami na szerokość bioder, lekko rozchylonymi stopami, złożone ręce i rozpychanie łokciami kolana. Pomaga także wstawić się dziecku do kanału rodnego. UWAGA: wykonywać wyłącznie jeśli dziecko jest w prawidłowym główkowym położeniu. Poszperam może znajdę jakiś link ze zdjęciem.
Zelda
Mon, 18 May 2009 - 21:57
hej a ja mam pytanie co robic gdy ciąża jest zagrozona przedwczesym porodem?ćwiczenia odpadają,masowanie też,jest jakis sposób żey uniknac nacięcia? przy Hani mnie nacieli,rodziłam bardzo krótko ,ale porodu prawei nie pamietam bo byłam taka wykończona psychicznie.położna rewelacja.do momentu partcyh mogłam robic co chciałam ,ale mówiła żebym kucała.aha rodziłam w pozycji pó łsiedzącej
Silije
Tue, 19 May 2009 - 10:06
Maja jeśli jednak przedwcześnie nie urodzisz i od któregoś (36?) tygodnia będziesz mogła sobie na wszystko już pozwolić to nawet kilka dni ćwiczeń i masażu już coś da. I powtórzę że najlepszy sposób, żeby uniknąć nacięcia to jednak bardziej położna, która potrafi chronić krocze niż nasze przygotowania.
kalarepa78
Wed, 20 May 2009 - 14:42
Ja tam jednak myśle, że przygotowania mają duży wpływ na to, czy kobieta urodzi z nacięciem czy nie.
Silije, a napiszesz coś o 2 etapie porodu ? Naturalny vs typowy szpitalny...
Bo mam wrażenie że tutaj jest największa strefa zmroku... przynajmniej była dla mnie, niby wykształconej i naczytanej rodzącej.
Mój drugi etap porodu gdy rodziłam Zuzię był taki pół - naturalny (pozycja nie na plecach: kolankowo-łokciowa bo po przebiciu(?)/pęknięcia pęcherza podczas badania miałam mocne krzyżowe ALE parcie na prikaz położnej, zanim dziecko się wstawiło do kanału, wspominam jako horror, dodam: parcie zdaniem położnej, nie takie jak trzeba, źle parłam ). A przecież można inaczej
Poza tym: na razie jestem teoretykiem, a nie praktykiem... Oby udało mi się doświadczyć naturalnego II etapu porodu najbliższym razem to opiszę
A więc, co to oznacza NATURALNY II etap porodu ?
Silije
Fri, 29 May 2009 - 17:42
Naturalna druga faza oznacza: - wybraną przez rodzącą pozycję - cierpliwe oczekiwanie na potrzebę parcia - dość często sie zdarza że po uzyskaniu pełnego rozwarcia skurcze słabną trochę na jakiś czas, to umożliwia wypoczynek i matce i dziecku przed kulminacyjnym momentem - i ta czasowa zmiana dynamiki porodu jest normalnym zjawiskiem a nie "brakiem postępu" - brak parcia na rozkaz! żadna położna i żaden lekarz nie powinien wiedzieć lepiej od nas czy mamy przeć czy nie - w przypadku wieloródki i pionowej pozycji poród może się odbyć w ogóle bez parcia na wstrzymanym oddechu czyli z oddychaniem w każdym skurczu partym - spokój w otoczeniu, aby rodząca mogła "wyłączyć się" - musi byc ciepło aby energia nie uciekała na ogrzanie organizmu - bez pośpiechu, poród to nie wyścigi jeśli tętno dziecka sprawdzane po każdym skurczu jest prawidłowe - bez zbędnych manipulacji przy kroczu i rodzącej się główce - głowkę można podtrzymywać a nie ciągnąć! główka rotuje się sama w kierunku uda - położna może przypomnieć by nie przeć przy przechodzeniu główki dla ochrony krocza, zachęcić do oddychania, do otwarcia ust - jeśli kobieta ma potrzebę krzyknięcia, może jej to pomóc w rozładowaniu energii oraz w rozluźnieniu mięśni - nie wpadamy w panikę kiedy dziecko "nie daje głosu" zaraz po urodzeniu - ono wciąż jeszcze dostaje tlen przez pępowinę, kiedy jest już na zewnątrz! - nie przecina się pępowiny od razu, ma czas by samodzielnie powoli nauczyc się oddychać - nie trzeba dzieci rutynowo odśluzowywać, większość samo wypluje i wyparska co trzeba (czasem są wskazania do odśluzowania ssakiem)
Naturalna trzecia faza oznacza: - dziecko leży u mamy na brzuchu, kontakt "skóra do skóry" powoduje wytwarzanie u mamy ogromnej ilości oksytocyny (największe stężenie w życiu) co ułatwia urodzenie łożyska - wówczas nie trzeba podawać oksytocyny dożylnie, co rutynowo fundują w szpitalu - 30 minut oczekiwania to jeszcze norma! (w szpitalach czekają kilka minut) - w porodzie naturalnym nie wolno ciągnąć za pępowinę by wyszło łożysko ani uciskać brzuch (wtedy mogą zostać resztki łożyska) - a to normalne szpitalne praktyki - uwaga pomocna dla porodów błyskawicznych, bez asysty tzw. "ulicznych": nic się nie stanie złego matce ani dziecku, jeśli urodzi się łożysko, zanim pępowina zostanie przecięta! ważne by było w całości więc trzeba je zachować do obejrzenia
czuję, jakbym czytała o sobie. kryzysu siódmego centymetra doświadczyłam przy obydwu porodach. i to dokładnie w ujęciu egzystencjalnym, jak to ujmuje autor. i jak wspominam, co się mi działo wtedy w głowie- to mam ciarki na plecach. dziwne, bartdzo dziwne uczucia mną szarpały. nie przezyłam czegoś podobnego w nigdy wcześniej. generalnie wszystko mogę odnieść do siebie, jestem widać stereotypowa może jedyna różnica, to taka, że nie miałam chęci na cesarkę, czy znieczulenie- nie biegały mi takie myśli po głowie. chyba dlatego, ze operacji panicznie się boję, a wiedziałam, że anestezjologa nie ma i nie mam co nawet liczyć na zzo. przy parciu nie odczuwałam potrzeby izolacji od partnera może rzecz w tym, że byłam dość skupiona a może po prostu nie zdążyłam chcieć się izolować, bo za pierwszym razem drugi okres porodu trwał 7 minut, za drugim razem parcia w zasadzie nie pamiętam, bo po pierwsze- urodziłam bez parcia, a po drugie- cała atrakcja trwała nie dłużej niż 3 minuty.
a tak swoją drogą, to niesamowita ta biochemia mózgu.
Naz
Tue, 21 Jul 2009 - 21:17
to ja chyba jakaś maszyna jestem bo do mnie ten artykuł nie bardzo przemówił, chociaż jest "ładnie" napisany
nie przeszłam żadnych kryzysów 7-go centymetra, nie przeżywałam żadnej euforii, umrę nie umrę itepe, nie miałam żadnych przypływów mocy wewnętrznej, a jedyne o czym marzyłam, to to, żeby alien w końcu ze mnie wyszedł i przestało tak boleć nie myślałam o znieczuleniu, obecność partnera, czy kogokolwiek innego, na sali porodowej całkowicie po mnie spływała, oni sobie ja sobie, bo i tak cała robota spada na mnie
przygotowana byłam na ból i że muszę to przejść bo sama chciałam aż się wstydzę to napisać normalnie
aluc
Tue, 21 Jul 2009 - 21:48
rodząc Maksa, najbardziej bałam się, że nie wytrzymam i zażądam znieczulenia
miałam bardzo silne parcie na sukces w postaci naturalnego, niezmedykalizowanego porodu, jeśli jednakowoż takie intelektualne podejście spowodowało,że mój poród był dłuższy i cięższy... to może dobrze, że je miałam, bo w przeciwnym razie urodziłabym młodego na dywaniku w łazience ale to właśnie przy Maksie nieco odpłynęłam i się zezwięrzęciłam - chociaż nie totalnie, pamiętam własne myśli o bólu, że jeszcze ten skurcz jest do wytrzymania, więc nie bedę robić bydła, kontrola była do końca
przy Olku nie było żadnych jazd, aż do parcia plotkowałam z położną głównie o bzdurach wypisywanych na forach (powiedziała potem, że byłam jedyną jej rodzącą, która powyżej szóstego centymetra swobodnie podtrzymywała konwersację na dowolny temat), to był poród w przerwie na lunch, jak w amerykańskich sitcomach, łącznie z zabawnymi dialogami
kontrol kontrol uber alles
co nie zmienia faktu, że porody były najsilniej nacechowanymi emocjonalnie wydarzeniami w moim życiu
Carrie
Tue, 21 Jul 2009 - 22:25
Po lekturze linkowanego tekstu stwierdzam,że poród przebiegał książkowo.Jedyne czego nie doświadczyłam to uczucie poniżenia, odarcia z cżłowieczeństwa i takie tam.
"Miłe otoczenie pomaga porodowi"
Szpital wybierałam przed porodem. Instynktownie.Po prostu czułam,że to ten szpital a nie inny.Tu rodziły się dzieci z mojej bliskiej rodziny.W tej części miasta mieszkałam zanim nie przeprowadziłam się do męża. Już jak widziałam charakterystyczny park otaczający go - od razu czułam się spokojniejsza. Z równowagi nie wytrąciła mnie ani niemiła doktor z izby przyjęć ani obojętna położna.Byłam tak pozytywnie nastawiona,że nie brałam sobie do serca ich postawy. Widok akcesoriów medycznych normalnie wywołujący u mnie ataki paniki wywołał tym razem głupawy chichot.Taki stan pt. "Przyszliśmy tu urodzić Dominika i nikt mi tego nie popsuje".
"Kryzys 7-10 centymetra"
I faktycznie gdzieś na 40 minut, może pół godziny, przed finałem -skurcze, które były względnie znośne nagle przechodziły płynnie jeden w drugi nie kończąc się.Nie nadążałam nabierać powietrza.Czułam jakby mi rozpalono ognisko nad spojeniem.Po raz pierwszy pomyślałam przerażona"O matko! Jak tak ma boleć jeszcze kilka godzin to umrę.Nie dam rady." Wtedy oddychanie nad którym pięknie panowałam do tej pory padło - zaczełam dyszeć marząc o ugaszeniu tego ogniska.Wtedy podali mi tlen bo już nie kontaktowałam totalnie.Po raz pierwszy( i jedyny) doświadczyłam uczucia oblewającego mnie gorącego potu.Dziwny stan - jakbym stała nad przepaścią i płonęła.Nie było końca,nie było początku było wrażenie,że zaraz spłonę. Coś ode mnie chciała położna ( jakieś zdejmowanie kolczyków i łańcuszka) ale byłam na innej orbicie.Jakoś tak wewnątrz siebie i mąż zdejmował to ze mnie bo ja niby je słyszałam ale jak na filmie raczej. Ułożyłam się na boku.Było mi lepiej.Ale położnej się nie podobało.Zawzięcie namawiała mnie na zmianę pozycji bo niby szkodziłam dziecku.Nie miałam siły patrzeć, ani słuchać,a już tym bardziej przewracać się na inny bok.Zapadałam się w siebie. "Przecież ja umieram!Dajcie mi spokój"
Pełne rozwarcie.Możemy rodzić.Pierwsza myśl - Juuuuż??? Ale zaraz potem dostałam skrzydeł.Drugie życie.Nagle zachciało mi się siedzieć i walczyłam z położną o możliwość zaparcia sobie nóg,żeby było mi wygodniej.Szukałam oparcia dla rąk ale uszy od fotela jakiś idiota przewidział w okolicy głowy rodzącej a nie tak by się mogła złapać i pomóc sobie.Nie czułam bólu.Nic nie czułam.Potrzebowałam usiąść i się zaprzeć nogami.Tylko to pamiętam. A gdy Dominik nie wychodził i lekarz zleciła szykowanie vacuum nagle wróciła mi chęć na rozmowę i negocjacje.Oprzytomniałam całkowicie.Wróciłam na ziemię"Nie zgadzam się, ja będę jeszcze próbować" Odepchnęłam rękę lekarki,usadowiłam się tak jak mi pasowało,zaparłam się wygodniej,maż wszedł między fotel a moje plecy i ....udało się.
Tak "na prawdę" rodziłam te ostatnie 40 minut.Bo wtedy działo się się ze mną.Działo się samo.Nad niczym nie miałam kontroli, nie panowałam nad własnym ciałem.Poddałam się biegowi wydarzeń. I wiecie co sobie teraz myślę? Że rodzić pierwszy raz jest fantastycznym doznaniem.Bo nie wiesz kompletnie czego sie spodziewać.A jak przygotujesz się psychicznie do porodu i na tyle zaufasz swojemu ciału i pozwolisz sobie właśnie tak "odlecieć" to doznania są niewiarygodne.Poród postępuje sam.W pewnym momencie nie ma już ani sali porodowej, ani kafelków, ani ktg, ani męża...nic.Jest tylko postępujący poród.Nie umiem tego jaśniej napisać. Nie wiem jak jest za drugim razem.Mam nadzieję,że wyobraźnia i wspomnienia nie pracują zbyt mocno.
przemyślenie nr 2 to to,że położna odbierająca mój poród była całkowicie do dooopy, robiła wszystko machinalnie i wbrew naturze, ale to chyba inny temat
użytkownik usunięty
Tue, 21 Jul 2009 - 23:30
[post usunięty]
użytkownik usunięty
Thu, 23 Jul 2009 - 09:03
Ja tylko do postów Silije chciałam się odnieść. Nie mogłam niestety urodzić w Domu Narodzin, choć przygotowywaliśmy się do tego całą ciążę (przeszkody, to pierwszy poród, duże dziecko i zbyt duża ilość płynu owodniowego).
Rodziłam w szpitalu i mimo, że wcześniej wydawało mi się to koszmarem, było bardzo dobrze. Jeśli chodzi np. o trzecią fazę porodu, to przebiegała dokładnie tak jak opisała Silije, więc i w szpitalu się da.
użytkownik usunięty
Sun, 09 Aug 2009 - 11:41
[post usunięty]
Carrie
Tue, 11 Aug 2009 - 23:22
Dominik cały czas siedział sobie plecami w stronę mojego pępka więc tak na prawdę niewielkie pole do popisu miałam w zgadywaniu co gdzie jest.Pojawiały mi się więc te plecy raz na jednej stronie brzucha raz na drugiej.Coś jak bochenek chleba Rączek nie czułam.Nóżki pod koniec ciąży jak mu się nagle przeciągać zachciało i walczył z oporem moich żeber.Główkę też poczułam dopiero jak mi sie brzuch obniżył ( wtedy czułam małą kulę nad spojeniem).No i w czasie porodu jak zaczęły się parte czułam jak się ta kula obniża i obniża.
Generalnie byłam "rozczarowana" tym aspektem ciąży.Pamiętałam jak mama była w ciąży z moim młodszym bratem i na jej brzuchu było widać absolutnie wszystko.Łokcie, pięty, pupę.Prawdopodobnie inaczej sobie siedział.Twarzą do pępka.Widok był fenomenalny - niemal widzieliśmy jak się przeciąga i gdzie ma ręce i nogi. Ja strasznie byłam napalona podobne rewelacje i ...niestety niemal do końca nie wiedziałam jak i gdzie ten Dominik siedzi.Szkoda mi trochę.
Aha, jak się sama ruszałam, chodziłam, sprzątałam etc to też niemal do tego 7 miesiąca nie czułam jak się rusza.Dopiero jak się zatrzymałam, wsłuchałam w siebie to dawał znaki życia.
Tak więc pogodzona z rzeczywistością w letnie wieczory leżałam i głaskałam Dominika przez mój brzuch po pleckach.
pirania
Wed, 12 Aug 2009 - 00:13
Bardzo lubie w porodach wlasnie to ze sie nie da kontrol do konca i go with the flow chociaz mam sklonnosc do analizowania zbyt doglebnego co tam sie dzieje- ale mi to np. pomaga zapadac sie w bolu... no dobra nie bede obrazac kobiet ktore bolalo- w dyskomforcie Ale musze uczciwie rzyznac ze wszystkie dzieci- nawet 17 lat temu- rodzilam dosc po ludzku. Oczywiscie porod w domu to inna kategoria ale na szczescie rodze na tyle szybko ze nikt sie z oksytocynami specjalnie nie mogl wychylac.
aluc
Wed, 12 Aug 2009 - 00:26
względem aktywności ruchowej i położenia dziecka - umiałam bez pudła, ale dopiero pod koniec ciąży - łomot nóg (szybki, mocny, wyraźnie naprzemienny) był silniejszy niż piąstek, a łeb był wielki i twardy i naciskał, a nie walił jak z karabinu czasem wychodziły też pojedyncze drobne odnóża i naciskały (podejrzewałam pięty)
łba od tyłka jednakowoż nie odróżniałam, być może tyłkiem się nie napierali
nigdy również nie udało mi się wysłuchać czkawki, ale moje dzieci w ogóle bezczkawkowe były i są
w tym okresie ciąży, w którym ty teraz jesteś, czułam jedynie gwałtowne falowanie i nagłe wybrzuszenia czegoś bliżej niezidentyfikowanego oraz miewałam wrażenie, że osobnik w srodku jest ośmiornicą
użytkownik usunięty
Thu, 13 Aug 2009 - 00:20
[post usunięty]
Silije
Fri, 06 Nov 2009 - 20:51
Znalazłam na forum położnej Kasi Oleś jej bardzo ciekawą wypowiedź na temat techniki parcia. Przeczytanie jest obowiązkowe.
katarzynaoles 05.11.09, 23:50 Odpowiedz Nie ma potrzeby zamykania oczu, bo przy prawidłowej technice parcia ciśnienie rośnie w jamie brzusznej, a nie w okolicy głowy . Bardzo życzyłabym wszystkim Paniom, żeby nie słyszały już na salach porodowych słów, które zresztą ja sama kiedyś wpowiadałam: przyszedł skurcz? a teraz proszę nabrać dużo powietrza, zamknąć oczy, zamknąć buzię,przygiąć głowę do klatki piersiowej i przeć tak, jak na stolec! Przy takim kierowanym parciu, dodatkowo najczęściej uskutecznianym w półleżącej pozycji (naprawdę niewiele, o ile w ogóle, lepszej od leżącej) trudno jest prawidłowo przeć. Przygięcie głowy i skurczona pozycja nie sprzyjają parciu na otwartej głośni - a tylko wtedy możliwe jest unieruchomienie przepony. Dodatkowo nabranie dużej ilości powietrza powoduje, że przy próbie parcia nie mieści się ono w płucach uciekając do buzi jak para z czajnika. Nawet odgłosy bywają podobne - rodząca piszczy - i efekt podobny: para idzie w gwizdek . Skutkiem takiego parcia jest właśnie zwiększenie ciśnienia, które powoduje pękanie naczyniek w oczach, a czasem na policzkach. Proponuję (bez obaw) wykonać ćwiczenie: nabrać dużo powietrza i poprzeć w stonę odbytu. Proszę zwrócić uwagę co dzieje się z mięśniami brzucha, w gardle, w buzi. A teraz nabrać do płuc niewiele powietrza i wydając głuchy odgłos (otwarta głośnia) poprzeć w stronę spojenia łonowego. Czują Panie różnicę? Takie parcie, najlepiej w wertkalnej pozycji albo na boku wykonuje się jedynie na szczycie skurczu, kiedy odruch parcia jest już nie do powstrzymania, przez resztę czasu oddychając. Skuteczne i o wiele mniej męczące dla dziecka i matki. I proszę mi wierzyć, że żadna położna ani żaden lekarz nie mają możliwości zmusić rodzącej do tego, żeby parła siłowo - trzeba tylko wcześniej poternować "na sucho" alternatywne zachowanie, o wiele bardziej zgodne z naturalnymi odczuciami i uparcie trzymać się swego, a na pewno dziecko urodzi się sprawnie a mama nie będzie miała czerwonych oczu."
Magdawro
Thu, 12 Nov 2009 - 13:33
CYTAT(użytkownik usunięty @ Wed, 20 May 2009 - 17:31)
cytowany post usunięto
No tak to ze mną było. Na nic przyszlo obczytanie, wiedza i nastawienie gdy "przyszedł mój czas" po prostu podporządkowałam się położnej, która "wiedziała lepiej". Po 1 porodzie został mi strach i lęk przed szpitalem a przy 2. zaoowocowało to wszystko zagrożeniem życia dziecka i moim krwotokiem. Zaczęło się od kapci, ktore pani zaaresztowała stwierdzając że "nie będą potrzebne", bo przecież wygodniej było mnie uwięzić pod KTG, niż pozwolić pochodzić, czy skorzystać z worka sako i innych bajerów zgromadzonych w sali porodów rodzinnych. Pytanie o to, co mi podaje pod jezyk pani skwitowała odzywką "a pani jaki ma zawód". a skończyło się wyciskaniem młodego przez lekarza przez uwalenie sie na mój brzuch, niezbezpiecZNym spękaniem w kierunku pęcherza, krwotokiem i cewnikowaniem. A synuś urodził się z 7 apgarami i jest (na szczęście tylko) dyslektykiem.
A tekst "Przyjrzyjmy się porodowi" jest w moim odczuciu niezwykle trafny. Jasne, że nie każdej z nas powinno się dziać dokładnie wedle tamtego opisu, jednak widać, ze pisząca potrafi się wczuć w sedno całego procesu. U mnie bardzo odczuwalny był właśnie ów kryzys 7 cm. Pamiętam, ze byłam gotowa zgodzic się na wszystko, włacznie z cesarką, byleby to wszystko już mieć za sobą...
Magdawro
Thu, 12 Nov 2009 - 20:14
CYTAT(Magdawro @ Thu, 12 Nov 2009 - 13:33)
A tekst "Przyjrzyjmy się porodowi" jest w moim odczuciu niezwykle trafny. Jasne, że nie każdej z nas powinno się dziać dokładnie wedle tamtego opisu, jednak widać, ze pisząca potrafi się wczuć w sedno całego procesu. U mnie bardzo odczuwalny był właśnie ów kryzys 7 cm. Pamiętam, ze byłam gotowa zgodzic się na wszystko, włacznie z cesarką, byleby to wszystko już mieć za sobą...
Chciałam sie jeszcze pochwalić, ze 1.na liście piśmiennictwa Preeti Agrawal , to moja ginka i zarazem prowadząca szkołę rodzenia - mam nadzieje, że z taką pomocą i przy Waszym wsparciu będę miała więcej siły na walkę z systemem, niż 10 - 13 lat temu...
Silije
Mon, 21 Jun 2010 - 20:15
I znowu na odnowienie tematu cytat z położnej, której jestem wielbicielką, czyli pani Katarzyny Oleś
Katarzyna Oleś położna niezależna
Moje największe zdumienie to odkrycie, jak logicznie skonstruowany jest prawdziwie fizjologiczny poród. Ani szkoła położnych, ani późniejsza praca w szpitalu nie dały mi tej wiedzy.
Co prawda pracując na sali porodowej, zaczęłam już coś podejrzewać, ale nie był to jasny obraz tego, czym naprawdę może być rodzenie. Podczas porodów domowych, które przebiegały bez ingerencji z zewnątrz, kiedy kobieta czuła się bezpiecznie, okazywało się, że wcale nie muszę kierować porodem - on sam się dzieje, a kobieta zwykle wie, co ma robić. Dyskusyjna okazała się przydatność technik, które uważałam za podstawowe. Rzadko potrzebne jest kierowanie rodzeniem się główki, nacinanie lub aktywna ochrona krocza, bo kiedy rodząca nie leży na plecach i nie jest zachęcana do mocnego parcia, to główka powolutku sama się rodzi. Że wcale nie trzeba koniecznie urodzić całego dziecka natychmiast po tym, jak ukaże się łepek. Że są dzieci, które zaraz po ukazaniu się buzi robią miny i otwierają oczy. Że barki rotują się same i wcale nie trzeba ich ciągnąć. Że pępowina może tętnić nawet 40 minut, a łożysko rodzi się dopiero potem i wobec tego bez sensu jest odcinać pępowinę kilka minut po porodzie. Zaskoczyło mnie, że pęknięcia goją się znacznie lepiej niż standardowe nacięcie. I że kąpiąc noworodka, można nalać mu wody do uszu i zamoczyć pępek - i nic złego się nie dzieje. Zaskoczyło mnie, że poród, choć niełatwy, może być taką manifestacją kobiecej mocy, a rola położnej jest zupełnie inna, niż skłonna byłam uważać.
m4rusia
Mon, 21 Jun 2010 - 21:31
silije a ja dzisiaj po raz kolejny czytałam Twój 'epos' o porodzie domowym i po raz kolejny poryczałam sie jak bóbr.... I tak jak rosa pod względem objaśniania 'mechanizmów' płodności i ciąży jest mi wyrocznią tak Ty jesteś niezastąpiona w temacie porodu... Gdyby nie odległość nalegałabym na przeniesienie forumowej 'znajomości' np... na sale porodową która mam nadzieję W KOŃCU będzie mi dane ''zwiedzić'' Coż to by była za nieoceniona pomoc i wsparcie
fizula
Sat, 14 Aug 2010 - 22:03
Silije, kawał dobrej roboty wykonałaś! Dla mnie poród naturalny to ten, gdzie kobieta może ujawnić swój talent do rodzenia, a żaden personel jej w tym nie przeszkadza. Zwróciłabym też uwagę na jeszcze jedną rzecz, która wydaje mi się dość często przemilczana: 1. rodzi matka; 2. ale rodzi też (się) dziecko. Czyli nie cała aktywność należy do matki, nie wszystko od niej zależy. Dziecko świetnie potrafi pomagać mamie w urodzeniu się: zdrowe dziecko wkręca swoją główkę w kanał rodny, odpycha się nóżkami, dokonuje tych wszystkich niezbędnych rotacji, jeśli mu nie przeszkadzać, jeśli ma ku temu siłę. Odczułam to najbardziej podczas rodzenia najmłodszej Tosi. Uważam, że to jej aktywnemu zachowaniu zawdzięczam fakt, że położna się parę minut spóźniła. Otóż Tosieńka między skurczami tak intensywnie kręciła głową, tak odpychała się, że postanowiła przywitać świat na rękach rodziców z radosnym okrzykiem "hurrra!" Uważam, że wszystkie zdrowe dzieci aktywnie pomagają w ich rodzeniu, ale nie zawsze matka chce/umie skupić się na ich zachowaniu, niektóre mamy mimowolnie skupiają się głównie na bólu. Łatwiej też wyczuć te ruchy, zaangażowanie dziecka w poród przy kolejnych porodach, gdy powłoki brzuszne są już bardziej rozciągnięte, miękkie, nie tak napięte.
kurkawodna_haha
Sun, 21 Aug 2011 - 19:14
hej, chciałam podzielić się z Wami moimi przejściami! Pół roku temu urodziłam śliczną córeczkę - niestety porób nie obył się bez komplikacji. Rodziłam 18 godzin!! Miałam okropne skurcze..dziecko było już tak zmęczone (ja zresztą też) że urodziło się z guzkiem na głowce. Myślałam, że jej już tak zostanie. Poradziliśmy się z mężem specjalisty i ten powiedział nam, że guzek sam się wchłonie, i tak też się stało - dziś moja mała ma śliczną główkę
Ika
Sun, 21 Aug 2011 - 21:07
CYTAT(kurkawodna_haha @ Sun, 21 Aug 2011 - 18:14)
hej, chciałam podzielić się z Wami moimi przejściami! Pół roku temu urodziłam śliczną córeczkę - niestety porób nie obył się bez komplikacji. Rodziłam 18 godzin!! Miałam okropne skurcze..dziecko było już tak zmęczone (ja zresztą też) że urodziło się z guzkiem na głowce. Myślałam, że jej już tak zostanie. Poradziliśmy się z mężem specjalisty i ten powiedział nam, że guzek sam się wchłonie, i tak też się stało - dziś moja mała ma śliczną główkę
Niesamowite!
A link usunęłam, to posunięcie nie było takie sprytne, jak mogłoby się wydawać
Lilopi
Mon, 19 Sep 2011 - 10:10
Ja jestem przerażona myślą o kolejnym porodzie "naturalnym". Skurcze miałam od początku dość silne i częste - zaczęło się w piątek o 16, a skończyło w sobotę o 17 - 25 godzin męczarni, 2 kroplówki z oksytocyną, a od 13 do 17 w sobotę miałam bóle parte bez rozwarcia. Lekarz był stanowczym przeciwnikiem cesarki, co podkreślał od początku (mówił, że choćby nie wiem co, to urodzę naturalnie, bo za dużo kobiet teraz ma cesarki). Siedział ze mną i wlewał wodę do ust, a ja myślałam, że umieram. Najgorsze jest to, że ten sam lekarz jest w dalszym ciągu ordynatorem i dalej przeciwnikiem cc - już teraz na samą myśl kolana się pode mną uginają
aisha1111
Mon, 03 Oct 2011 - 11:43
gosia a gdzie tu poród naturalny, skoro kroplówke ci dali?
Ika
Mon, 03 Oct 2011 - 18:19
CYTAT(aisha1111 @ Mon, 03 Oct 2011 - 10:43)
gosia a gdzie tu poród naturalny, skoro kroplówke ci dali?
Poród naturalny, nie operacyjny. To nie jest tożsame z porodem bez medykalizacji.
aisha1111
Mon, 03 Oct 2011 - 19:07
ah.. no mój błąd. zawsze mi się to wydawało jednym i tym samym - skoro naturalnie, to 100% jak natura chciała - bez wspomagaczy typu oxy
Silije
Mon, 03 Oct 2011 - 19:15
Poród naturalny czy też siłami natury to ten bez "dopalaczy" i innych interwencji medycznych. Natomiast poród nieoperacyjny na kroplówce może nosić miano porodu drogami natury.
Ale Gosia123 chyba już czuje różnicę ponieważ "naturalny" wzięła w cudzysłów i słusznie. Gosiu współczuję. Ja nie o takim czymś piszę w tym wątku.
Ika
Mon, 03 Oct 2011 - 20:08
Skoro drogi natury to naturalny. Rozgraniczałabym na naturalny bez medykalizacji lub z medykalizacją. Chyba, że terminologia medyczna jednak precyzuje to inaczej? Chętnie zerknę do źródła w takim przypadku.
aisha1111
Mon, 03 Oct 2011 - 20:18
ika, ja specjalistką nie jestem. do tej pory wydawało mi się, że to jedno i to samo, i że jak już wprowadza się jakieś "ulepszenia" typu oxy, masaże szyjki macicy itp, to już takiego porodu naturalnym nazwać się nie powinno (chyba, że nazwiemy go "prawie - naturalnym porodem").
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.