To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Rozważania nt małżeństwa...

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3
Artola
Od razu mówię, że o charakterze ogólnym, nie w sensie mojego 08.gif

Dowiedziałam się właśnie o rozwodzie mojej kuzynki. To już kolejny rozwód w naszej/naszych rodzinach. A w przypadku kolejnego małżeństwa spekulujemy, ile jeszcze wytrzymają...Najbardziej mi szkoda dzieci, bo tak się składa, że w wieku 3-4 lat mają już rozbite rodziny...
Moje obserwacje prowadzą do tego, że w otoczeniu mam JEDNO normalne wg mnie małżeństwo! Reszta, w sumie już nieliczna, to jakieś dziwolągi jak dla mnie...Mam wrażenie, że ludzie pobierają się, żeby prowadzić ze sobą wojnę... Nie ma w naszym otoczeniu małżeństw, rodzin, gdzie ludzie odnosiliby się do siebie z życzliwością, miłością, sympatią...Nie mówię o piciu sobie z dzióbków, ale jak patrzę, jak sobie małżonkowie do oczu skaczą nawet w czasie spotkań z innymi, jak są dla siebie obojętni, jak obcy ludzie (chociaż w sumie obcy jak się spotkają, to przez grzeczność kilka zdań zamienią 29.gif ), jak czyhają, kto komu lepiej i celniej dowali...to dla mnie to pomyłka, nieporozumienie. Normalnie zaczynam się dziwnie czuć, tak jakoś "niedziesiejszo", będąc prawie 13 lat z tym samym facetem 37.gif , ba, lubiąc go nawet, uważając za przyjaciela najlepszego w świecie 37.gif
Niby znam te mechanizmy prowadzące do rozpadu związków, niby wiem, że po co się męczyć itd itp. Tylko dla mnie wiele z tych małżeństw było pomyłką od początku 29.gif Po co w takim razie się pobierać??? Po co ślubować??? A tym bardziej bawić się w dzieci 37.gif

Tak mnie jakoś naszło na ponure nieświąteczne rozważania 32.gif
KM
też tak sobie świątecznie rozważałam, że w mojej bliższej, dalszej i najdalszej rodzinie nie ma żadnych rozwodów,wszyscy zgodnie żyją, mieszkania/domy kupują, dzieci się rodzą, jedynie my trochę odstajemy w złym kierunku... Za to idealnie pasujemy z naszymi problemami do rodziny męża.


Z moich obserwacji wynika, że chcąc niechcąc powielamy błędy z naszego najbliższego otoczenia. Jak rodzice, dziadkowie, wujostwo, źle ze sobą żyje to człowiek nie ma właściwyh wzorców i musi bardziej się starać niż inni, a i tak często mu nie wyjdzie.
simonav
CYTAT(Artola @ Mon, 05 Apr 2010 - 14:25) *
Po co w takim razie się pobierać??? Po co ślubować??? A tym bardziej bawić się w dzieci 37.gif

Ja mam takie dwa pomysły:
-dziewczyna jest w ciąży i rodzice nalegają,że teraz to wy musicie się pobrać,no bo jak to tak bez ślubu?!Myślę,że jest wiele małżeństw,które przed ślubem spotytkały się ze sobą np.krócej niż rok.Myślicie,że to wystarczający okres aby poznać się na tyle aby wiedzieć,że to TEN?Ja nie mówię,że we wszystkich przypadkach tak jest!!!
-drugi to taki,że gdybym ja np.mogła cofnąć czas to chciałabym najpierw zamieszkać z moim partnerem a później dzieci,plany na przyszłość,itd.Co innego jest spotykać się a co innego mieszkać razem,przebywać ze sobą 24h na dobę.Po czasie mija zauroczenie,"motylki w brzuchu"i zaczyna się ta codzienność.Nie każdy sobie potrafi z tym poradzić....
xxyy
Moja kuzynka ma bardzo niefajnego meza. Meczy sie z nim juz chyba z 15 lat. Kiedys spytalam, czy nie widziala tego jaki jest przed slubem?
Odpowiedziala, ze zaczely sie jej oczy otwierac ale wszystko na wesele juz bylo przygotowane, goscie zaporoszeni...
Nie kazdy mialby odwage uciec spod oltarza.
gosiagosia
Artola, a ja sie zastanawiam czy jestes pewna, ze ci wszyscy ludzie sa dla siebie naprawde tacy zli i niedobrzy. w koncu jesli by tak bylo zle w kazdym malzenstwie albo w wiekszosci, to byloby troche dziwnie na swiecie.
np jesli ktos z boku posluchalby jak sie odnosze czasem do meza, to moglby sobie pomyslec ze jestem niezrownowazona a moj maz nienormalny, ze ze mna w ogole jest - ale to sa nasze zachowania i tylko my znamy ich sekrety i charakter ich powstawania. zdarza nam sie tez poklocic i to nie znaczy, ze sie nie kochamy. ale np moi rodzice ciagle sie kloca i krzycza na siebie i zawsze sie zastanawialam po co sa w ogole ze soba - ale doszlam do wniosku, ze sa z powodow ktore tylko oni znaja. dla mnie moze to byc niepojete, a dla nich bardzo proste.
i mysle, ze poki ludzie sie nie bija, nie groza sobie, nie wyzywaja i nie ublizaja od najgorszych, to jak sie do siebie zwracaja i jak zachowuja, to tylko ich temat. a czasem widac ciezej sie rozstac niz byc ze soba, mimo ze jest jak jest.
Agalu
hmm.. a w śród moich znajomych ,rodzinie nie ma jak narazie żadnych rozwodów i raczej wszyscy zadowoleni ze swoich małżeństw tzn.nie widać żeby sobie ktoś skakał d oczxu ,kłócił sie itp.
Dabriza
Myślę..że to co złe..ma jakiś tam "posmak afery", zawsze bardziej..rzutuje..jest bardziej widoczne..i nawet jeśli jest mniejszością- jakoś przesłania resztę.Na pewno w dzisiejszych czasach instytucja rodziny przezywa kryzys..
Ale na pewno jest wiele dobrych małżeństw , kochających, spokojnych i radosnych rodzin! W moim otoczeniu jest wiele takich..no ale moje otoczenie właśnie takie jest!Od trzech lat należymy do kręgu rodzin..czyli Domowego Kościoła..zwanego też Oazą Rodzin..to dla mnie źródło umocnienia, pozytywnego przykładu, bardzo dobre i co najważniejsze normalne środowisko a także miejsce do wzrostu dla naszych dzieci..
Dobry przykład nas motywuje do bycia lepszymi, do przeżycia naszego małżeństwa..z sensem..z jakością..
Niedawno przeżywaliśmy wspomnienie odejścia do Nieba Jana Pawła II...dla mnie ambasadora rodzin..dużo było na temat mówione..nie będę powielać..ale refleksja, o szybko gasnącym zapale, o niedotrzymanych deklaracjach i wielkich a krótkotrwałych porywach nasuwa się sama..
..to trochę tak, jak z deklaracjami na początku małżeństwa. Jakże często gasną, gdy codzienność okazuję się inna od oczekiwań..Bez wsparcia, bez pozytywnego przykładu , bez duchowego umocnienia, a także bez umiejętnośći rozmawiania o wszystkim ..trudno jest wtedy wytrwać..
Gosia83
W naszym otoczeniu póki co wiele rozwodów nie ma...są - oczywiście ale to jednostkowe przypadki...
A kłótnie nawet w towarzystwie zdarzają się a jakże...ale u nas o braku zainteresowania drugą stroną czy chęcią dowalenia nie świadczą...poprostu problemy jak zawsze...czasami udawać się nie da...

W sumie w około dobre przykłady - nie idealne ale idealnych małżeństw nie ma chyba...
m4rusia
Jako zamężna po raz drugi stwierdzam, że aby być szczęśliwym w małżeństwie poza miłością potrzebna jest jeszcze odpowiedzialność obydwu stron, umiejętność podejmowania kompromisów i ... dużo dużo szczęścia (czyt. przychylności losu) icon_biggrin.gif A tak w ogóle receptę na udane małżeństwo mam wypisaną w sygnaturce icon_biggrin.gif
jaAga*
A ja też widzę naokoło wiele takich "bylejakich" małżeństw, moje też takie jest - brak w nim jakiegoś wzajemnego zrozumienia, każde z nas chce postawić na swoim...jak to zmienić poprostu nie wiem.
I jeszcze dobijam sie oglądając idealne pary w filmach i łapię większego doła...
aluc
instytucja małżeńśtwa była silna i trwała wtedy,kiedy była przede wszystkim paktem finansowym albo politycznym - nikomu nie opłacało się z niej wychodzić
im więcej w małżeństwie/związku uczuć, a mniej wyrachowania, tym siłą rzeczy większe ryzyko uczuć wygaśnięcia albo błędnego zinterpretowania

jak wielokrotnie już twierdziłam, ludzie nie rozwodzą się dlatego, że małżeństwo straciło znaczenie (chociaż poniekąd jest to prawdą, bo pierwotne znaczenie straciło), ale dlatego, że mogą sobie na rozstanie pozwolić, z powodów i ekonomicznych i społecznych

wśrod naszych znajomych rozwodników jest mnóstwo, w każdym przypadku rozwód był dobrym zakończeniem niedobrego małżeństwa
Berek
Aluc, niegłupie.
agak
Powinien być nazakaz minimum rocznego wpólnego mieszkania przed ślubem. Założę się, że spadłaby ilość rozwodów.
Żal mi ludzi, którzy męczą się w toksycznych związkach. Lepiej się rozstać niż męczyć do końca życia. Życie jest za krótkie. Oczywiście nikt nigdy nie mówił, że codziennie będzie sielanka ale jaki sens być ze sobą tylko dlatego że złożyło się razem podpis na jakimś papierku?
Rozstałam się z exem jakieś 6 lat temu. Najlepsza decyzja w moim życiu.
ciao
Czasem młodzi pobieraja sie z pośpiechu,bo jedna koleżanka wyszła za mąż,druga,trzecia a ona jeszce nie,więc żeby nie odstawać od pozostałych też decyduje sie na ślub,często zbyt szybko,pochopnie.
W mojej rodzinie mam przykład dziewczyny 26 latki,która jako jedyna w wiosce będac w tak "poważnym" wieku nie wyszła jeszcze za mąż,jest uważana za starą panne.
Artola
CYTAT(gosiagosia @ Mon, 05 Apr 2010 - 20:09) *
Artola, a ja sie zastanawiam czy jestes pewna, ze ci wszyscy ludzie sa dla siebie naprawde tacy zli i niedobrzy. w koncu jesli by tak bylo zle w kazdym malzenstwie albo w wiekszosci, to byloby troche dziwnie na swiecie.

Nie mówię, że wszyscy...Ale w moim otoczeniu sporo wygląda kiepsko 29.gif Żona rok po ślubie na wielkiej imprezie opowiada innym osobom o poznanych gdzieś facetach, z niesamowitym błyskiem w oku, z wielkim zachwytem, stojąc równocześnie u boku męża, który słucha jej z niewyraźną miną...Dziewczyna będąc u nas z mężem zwraca się do niego, o nim w sposób jak dla mnie całkiem poniżający, pomiatający...Żona niedługo po ślubie jedzie wybierać meble do swojej małżeńskiej sypialni..z rodzicami, bez męża 10.gif Itp itd...
Może ja jestem jakaś niedzisiejsza, ale nie chciałabym, żeby mój mąż mnie tak traktował blagam.gif
Po co się ludzie wiążą z kimś, kto ich wkurza, nie odpowiada im charakterem itd???

Aluc, podpisuję się pod każdym Twoim słowem!

Agak, z tym mieszkaniem przed ślubem moze jakaś racja jest. Ale...Człowiek może się zmieniać, może mieć cechę, o której wcześniej nie wiedziałam...OK, miało być pięknie razem, tak jak sobie wymarzyłam, ale nie zawsze jest. Będąc w ciąży czytałam w gazetkach o słodko śpiących niemowlakach, oglądałam rozpromienione mamusie...Czy jeśli moje dziecko nie spało, darło się itd, to mam oddać do domu dziecka, bo po co się męczyć, bo nie spełnia moich oczekiwań??? 29.gif
Właśnie wg mnie to brak chęci współpracy, kompromisów, chęci naprawy związku i zbyt dużo egoizmu rozwala wiele małżeństw. Nie mówię o patologiach, czy znalezieniu nowych partnerów, tylko o zwyczajnym wyborze przyjemniejszej? wersji?
Artola
CYTAT(ciao @ Tue, 06 Apr 2010 - 14:40) *
Czasem młodzi pobieraja sie z pośpiechu,bo jedna koleżanka wyszła za mąż,druga,trzecia a ona jeszce nie,więc żeby nie odstawać od pozostałych też decyduje sie na ślub,często zbyt szybko,pochopnie.
W mojej rodzinie mam przykład dziewczyny 26 latki,która jako jedyna w wiosce będac w tak "poważnym" wieku nie wyszła jeszcze za mąż,jest uważana za starą panne.

O, to chyba faktycznie często jest argument...I kto sie nawinie na tego bęc 29.gif Bo akurat w moim otoczeniu śluby z powodu ciąży są rzadkością.
agak
Artola nie uważam, że wspólne mieszkanie przed ślubem rozwiąże każdy problem.
Biorąc ślub z człowiekiem, którego widzimy od czasu do czasu przy kawie lub w kinie należy się liczyć z tym, że po ślubie możemy się nieco zdziwić.

A dzieci powinno się wypożyczać każdym planującym . icon_wink.gif Po kilku nieprzespanych nocach i po setnym pampersie, i po wydaniu paru tysięcy człowiek 2 razy się zastanowi zanim podejmie decyzję o dziecku. icon_biggrin.gif
Pogoda
CYTAT(agak @ Tue, 06 Apr 2010 - 13:04) *
Artola nie uważam, że wspólne mieszkanie przed ślubem rozwiąże każdy problem.
Biorąc ślub z człowiekiem, którego widzimy od czasu do czasu przy kawie lub w kinie należy się liczyć z tym, że po ślubie możemy się nieco zdziwić.

A dzieci powinno się wypożyczać każdym planującym . icon_wink.gif Po kilku nieprzespanych nocach i po setnym pampersie, i po wydaniu paru tysięcy człowiek 2 razy się zastanowi zanim podejmie decyzję o dziecku. icon_biggrin.gif



Wypożyczenie noworodka jest czymś raczej niemożliwym do przeprowadzenia, aczkolwiek przecież w niektórych krajach nastolatki w ramach "wychowania do życia w rodzinie", w szkołach otrzymują noworodki-lalki, (mniej lub bardziej zautomatyzowane), na których "ćwiczą" podstawy pielęgnacji i maja okazję "posmakować rodzicielstwa" opiekując się lalką przez określony czas. Podobno niektórym daje to mocno "do myślenia" icon_wink.gif.

Co innego mieszkanie razem przed ślubem - to jest sprawa dużo łatwiejsza do przeprowadzenia i - moim zdaniem - bardzo dobry pomysł, warty rozważenia i przeprowadzenia.
Wspólne mieszkanie zmienia bardzo wiele. Widując się nawet codziennie nie dowiemy się o drugim człowieku tego wszystkiego, co mieszkając z nim pod jednym dachem. Oczywiście - nie jest to recepta na "związek idealny", bez żadnych życiowych wybojów i bez ryzyka rozpadu. Nic i nikt na świecie nie da nam takiej gwarancji. Niemniej, moim zdaniem warto się na to zdecydować, bo korzyści jest z tego tytułu więcej niż kosztów...

Nie wiem, czy ta teoria jest poparta jakimikolwiek badaniami, ale akurat w moim otoczeniu jakoś się sprawdza. Wśród znajomych par, które mieszkały razem przed ślubem (na tą chwilę kojarzę 8 takich par) nie ma ani jednej rozwiedzionej. Na 7 par, które nie mieszkały razem przed ślubem 1 jest rozwiedziona, jedna w separacji a jedna żyje ze sobą tak, że... Mogliby się już wreszcie rozejść, póki jeszcze jest co zbierać z ich poszarpanych nerwów i umysłów... 37.gif 37.gif Aha. No i kojarzę 3 pary, które rozstały się po jakimś czasie wspólnego mieszkania.

OCZYWIŚCIE nie twierdzę, że kwestia wspólnego mieszkania / nie mieszkania była jedynym czynnikiem decydującym o trwałości związków, o których piszę, niemniej, może jednak o czymś świadczyć.
karoleenka
a ja nie znam żadnej pary małżeńskiej, która przed ślubem by ze sobą nie mieszkała..myślałam, że to już norma.

my ludzie często w chwili zakochania mamy tendencję do idealizowania rzeczywistości...a potem bęc twardo na tyłek lecimy i jesteśmy zszokowani jak ten mąż , żona nam się zbiesiły po tym ślubie....

kolejne- to presja rodziny, otoczenia ...noż kiedy ten ślub tyle miesięcy, lat ze sobą chodzicie..no kto to widział, żeby tak bez ślubu...???

itd..

ja tam nie sądzę , że można się doszukać jakiejkolwiek prawidłowości - porostu życie - jednym się uda , drugim niestety albo na szczęście nie


a ja uważam, że każdy chętny na rodzica powinien testy psychologiczne przechodzić czy się nadaje 21.gif



kasiaaaaa
CYTAT(karoleenka @ Tue, 06 Apr 2010 - 16:35) *
a ja nie znam żadnej pary małżeńskiej, która przed ślubem by ze sobą nie mieszkała..myślałam, że to już norma.

W takim razie ja z mężem odstaję od normy. icon_smile.gif Kiedy studiowałam i miałam mieszkanie w Krakowie, owszem, przyjeżdżał czasem do mnie na weekend (załadowany wałówą od mamy 04.gif ) ale to było raczej takie pomieszkiwanie.
W moim otoczeniu tylko jedne małżeństwo jest w trakcie rozwodu (co zdaje się w ogromnej części zawdzięczają rodzicom). Reszta jest szczęśliwymi małżeństwami, choć wiadomo, że nie bez kryzysów. A wśród tych szczęśliwych małżeństw większość to takie, które ze sobą przed ślubem nie mieszkały.
Artola
O, kasiaaaa, przypomniałaś mi kolejną ważną przyczynę rozpadu wielu związków: rodzice...Wg mnie układ 2+2 czyli małżonkowie i rodzice któregoś mocno ingerujący, jest zabójczy. W moim otoczeniu sprawdza się baaardzo często 37.gif
A co do wypożyczania niemowlaka 04.gif Patrząc na nasz przykład, a raczej nasze dzieci, nasi bracia (mój i męża) nawet nie ukrywają, że swoich długo mieć nie będą 04.gif Czasem wypożyczają naszego starszaka na godzin kilka i starcza im 04.gif
wiktore
Też mi się wydaje, ze rodzice potrafią namącić- i to niby zupełnie nieświadomie i że niby się nie wtrącają. Zależy czy małżonkowie są w miarę asertywni i nie dadzą sobie wejśc na głowę czy wpływowi aby słuchac podszeptów na temat swojego oblubieńca czy ukochanej icon_smile.gif
Jak dla mnie każde małżeństwo ma swój własny język- i tak jak nie wyobrażam sobie słodzenia i cmokania tak inni nie wyobrażają sobie, ze można do siebei ostrzej powiedzieć. Zależy jak w domu się rozmawia. W domu mojego męża jak zauważyłam wszyscy są bardzo głośni, rozmawiają bardzo żywiołowo i impulsywnie, ja np jestem bardzo nerwowa i z boku jak ktoś popatrzy na nasze "rozmowy" to moze się wydać, że się kłocimy, ale my nie czujemy do siebie antypatii. Czesto w towarzystwie spieramy się w dyskusji ogólnej, bo mój mąz ma zupełnie inny światopogląd niż ja i nei widzę powodu dla którego miałabym mu przytakiwać a on mi- ale oczywiści ebez obrażania siebie i opluwania- pełen szacunek dla rozmówcy.
kasiaaaaa
Mam wprawdzie krótki staż małżeński (za parę dni stukną nam dopiero 3 lata), ale znamy się z mężem już prawie 12 lat. Pochodzimy z dwóch różnych światów: ja z rodziny pełnej ciepła i miłości, mąż od dziecka musiał liczyć na siebie; ja grzeczna i ułożona, mąż podwórkowy huligan. Ale serca zabiły mocniej i co było zrobić. icon_smile.gif On nauczył mnie wielu rzeczy, ja jego chyba też. I choć jak najbardziej są między nami kłótnie, zdarzają się ostre słowa, trzaśnięcia drzwiami, łzy, to ja jestem z moim mężem bardzo szczęśliwa. Bo tak naprawdę nie wierzyłam, że tak często będę dostawać od męża kwiaty czy czekoladki w podziękowaniu za to, że jestem. Że znajdzie czas, aby wyrwać się wcześniej z pracy, a wcześniej zadzwonić i powiedzieć: "kochanie bądź gotowa za godzinę, zabieram Cię na kolację". Że sam wstając do pracy o 6.00 zajmie się ząbkującą Oliwią, która obudzi się o 4.00 po to, żebym ja mogła sobie jeszcze pospać. Że pocałuje mnie w rękę, kiedy późno wróci zmęczony z pracy, a ja z uśmiechem na twarzy podam mu ciepły obiad. Że nigdy nie powiedział do mnie "Kaśka", dla niego zawsze jestem "Kasią". Że do dziś tęsknię za nim, kiedy jest w pracy, a kiedy wraca i zobaczę jego samochód wjeżdżający w bramę, mam motylki w brzuchu. Że ciągle rano na dowidzenia całuje mnie w usta, a kiedy wraca, rzucam mu się na szyję. Że tak naprawdę zawsze mogę na niego liczyć, że są dni, kiedy sprowadza mnie na ziemię, kiedy chcę zrobić jakąś głupotę, że popiera mnie wtedy, kiedy robię coś dobrego.
Nie chcę, żeby to wyglądało tak, jakbyśmy byli małżeństwem idealnym, bo daleko nam do tego. Ale gdybym jeszcze raz miała podjąć tą decycję, to jeszcze raz wyszłabym za mojego męża. Bez wahania.
I jeszcze jedna istotna rzecz - od zawsze mieszkamy z moimi rodzicami. I jest nam razem bardzo dobrze.
Artola
Kasiaaa, pięknie to napisałaś icon_biggrin.gif Cieszę się, że w tym pop...świecie są jeszcze tacy ludzie, takie małżeństwa, jak Wy icon_biggrin.gif
kasiaaaaa
Artola to napiszę jeszcze, że moi rodzice są 30 lat po ślubie i również są takim małżeństwem. icon_smile.gif
Nie raz widzę bukiet róż, stojący w sypialni na półce mamy. Nie raz widzę jak tata wsiada w samochód, kiedy kropi deszcz i jedzie po mamę do pracy, żeby nie zmokła (choć ma do pracy bardzo blisko). Nie raz widzę, jak w niedzielę po obiedzie huśtają się razem w ogrodzie na huśtawce i roześmiani o czymś sobie rozmawiają. Nie raz widzę, jak mama robi tatowi kanapki na śniadanie, a tata mamie kawę. Nie raz widzę jak wieczorem leżą przytuleni przed telewizorem. Takie widoki są dla mnie inspiracją i dają mi wiarę w to, że da się, nawet 30 lat po ślubie. icon_smile.gif

a tak na margnesie - uważam, że sama miłość nie wystarczy. Jest podstawą, ale sama nie zadziała. Musi być jeszcze zrozumienie, zaufanie, rozsądek, kompromis, szacunek, empatia (kolejność przypadkowa). Bo póki jest sielanka, jest ok. Schody zaczynają się wtedy, kiedy pojawiają się problemy, trudne decyzje do podjęcia, itp.
gosiagosia
u mnie moze nie ma tak dobrze jak u kasi, ale jakbym miala jeszcze raz wyjsc za mojego meza, to bym wyszla, a co icon_wink.gif
krolewienka
oj jak ładnie kasiaaa napisała icon_smile.gif

dodam od siebie trochę. staż małżeński mam krótki, męża znam niewiele dłużej, a mieszkamy ze sobą jeszcze krócej... brzmi nieźle icon_wink.gif poznaliśmy się w styczniu, w lipcu tego samego roku wzięliśmy ślub, a dopiero po roku zamieszkaliśmy razem. uczymy się siebie cały czas, a najważniejszą nauką, jaką ja do tej pory wyciągnęłam, to rozmowa. P. nauczył mnie rozmawiać o wszystkim co mnie boli, a nie strzelać focha jak krolewienka (tak, on mnie tak nazwał icon_wink.gif) - co miałam w zwyczaju czynić wcześniej 43.gif do miana związku idealnego nie pretendujemy, ale lubię być z moim mężemi i jak to już kilka z Was napisało - drugi raz za niego w ciemno bym wyszła icon_wink.gif

wcześniej jeden ślub odwołałam. na dwa miesiące przed. znaliśmy się 4 lata, mieszkaliśmy ze sobą 2. i dzięki opatrzności i tego, że byłam na tyle silna/tchórzliwa, żeby zwiać 03.gif
do czego zmierzam? do tego, że sytuacja sytuacji nierówna, w każdym przypadku jest inaczej. czasem trzeba się długo "obwąchiwać" a czasem po prostu wystarczy chwila i się wie. a to, jak będzie dalej to i tak nie zależy od tego ile się znamy, ile ze sobą mieszkamy wcześniej, a raczej od tego ile w nas jest chęci żeby pielęgnować to co mamy i dojrzałości do kompromisu.


dobrze, że ja dojrzałam dopiero przy drugim razie icon_wink.gif
gosiagosia
CYTAT
zasem po prostu wystarczy chwila i siÄ™ wie.


ano sie wie icon_wink.gif ciekawe czy ta wiedza posluzy za kilkanascie lat icon_neutral.gif
Anai_
CYTAT(agak @ Tue, 06 Apr 2010 - 14:04) *
A dzieci powinno się wypożyczać każdym planującym . icon_wink.gif Po kilku nieprzespanych nocach i po setnym pampersie, i po wydaniu paru tysięcy człowiek 2 razy się zastanowi zanim podejmie decyzję o dziecku. icon_biggrin.gif


Ale chyba nie do końca tak jest, bo mimo wszystko nie tylko jedynacy chodzą po tym świecie. Amnezja? 29.gif
Anai_
CYTAT(karoleenka @ Tue, 06 Apr 2010 - 15:35) *
a ja nie znam żadnej pary małżeńskiej, która przed ślubem by ze sobą nie mieszkała..myślałam, że to już norma


Buuuu, nie mieszczę się w normach 43.gif zamieszkaliśmy ze sobą dopiero po ślubie i w dodatku mieszkaliśmy z Rodzicami przez pierwsze 2 lata Małżeństwa.
gosiagosia
CYTAT
(agak @ Tue, 06 Apr 2010 - 14:04)
A dzieci powinno się wypożyczać każdym planującym . Po kilku nieprzespanych nocach i po setnym pampersie, i po wydaniu paru tysięcy człowiek 2 razy się zastanowi zanim podejmie decyzję o dziecku.

w takim wypadku, to chyba doplacaliby duze pieniadze za urodzenie dziecka. co innego czyscic pupe czyjegos dziecka a co innego swojego, same zreszta wiecie...te stopki smierdzace po calym dniu, ten wypuszczony swiezy baczek prosto w nos mamusi, ten uciekajacy mlodziak, ktore aktualnie nie ma ochoty na pampersa a matka usilnie probuje mu go nalozyc etc.
Mika
CYTAT(aluc @ Tue, 06 Apr 2010 - 09:27) *
instytucja małżeńśtwa była silna i trwała wtedy,kiedy była przede wszystkim paktem finansowym albo politycznym - nikomu nie opłacało się z niej wychodzić
im więcej w małżeństwie/związku uczuć, a mniej wyrachowania, tym siłą rzeczy większe ryzyko uczuć wygaśnięcia albo błędnego zinterpretowania

jak wielokrotnie już twierdziłam, ludzie nie rozwodzą się dlatego, że małżeństwo straciło znaczenie (chociaż poniekąd jest to prawdą, bo pierwotne znaczenie straciło), ale dlatego, że mogą sobie na rozstanie pozwolić, z powodów i ekonomicznych i społecznych

wśrod naszych znajomych rozwodników jest mnóstwo, w każdym przypadku rozwód był dobrym zakończeniem niedobrego małżeństwa


późna pora więc się po tym tylko podpiszę
dziś łatwiej i szybciej rozwiązać taki uklad
a często zdrowiej dla otoczenia
wiktore
Wydaje mi się, że w dzisiejszym wariactwie ludzie przestali ze sobą po prostu rozmawiać- akurat starcza im czasu na wykrzyczenie swoich racji, trzaśnięcie drzwiami i zamknięcie się w swim pokoju. Wszystko może byc bylejakie- małżeństwo też.
agak
CYTAT(Anai_ @ Tue, 06 Apr 2010 - 23:38) *
Ale chyba nie do końca tak jest, bo mimo wszystko nie tylko jedynacy chodzą po tym świecie. Amnezja? 29.gif


Raczej wprawa icon_smile.gif i parę innych szczegółów.
kasiaaaaa
CYTAT(krolewienka @ Tue, 06 Apr 2010 - 23:29) *
czasem trzeba się długo "obwąchiwać" a czasem po prostu wystarczy chwila i się wie.

No właśnie. Podam jeszcze raz przykład moich rodziców - od momentu, kiedy zobaczyli się pierwszy raz, do dnia ich ślubu minęło 10 miesięcy. icon_smile.gif

Co do rozwodów - ja mam takie przemyślenia.
1. Ludziom dzisiaj często w głowie *****oły, robią się coraz bardziej wygodni, jak coś nie pasi - do widzenia. Często chyba też nie chce się walczyć o małżeństwo.
2. Dawniej mąż był dobry jak nie prał mocno po pysku, nie pił częściej niż raz w tygodniu, itp. Wydaje mi się, że dziś kobiety poprostu czasem walczą o szacunek do siebie i kiedy mąż ani myśli się zmienić, poprostu od niego odchodzą (z rozwodem lub bez).

O ile drugie zjawisko jest pozytywne, to to pierwsze moim zdaniem absolutnie nie.
Dabriza
My też mieliśmy szybkie tępo..poznaliśmy się 6 marca..zaręczyli 6 czerwca..a pobrali 7 października(oczywiście tego samego roku)teściu o mało zawału nie dostał..jak powiadomiliśmy o dacie ślubu..a teraz po 3, 5 letnim stażu..mamy już na koncie dwie córki 03.gif czasem przeraza mnie to nasze tępo..ale generalnie jest super i uwielbiam nasze życie 06.gif
a i miło się czyta pozytywno- romantyczne posty brawo_bis.gif
Berek
CYTAT(Dabriza @ Wed, 07 Apr 2010 - 18:54) *
My też mieliśmy szybkie tępo..poznaliśmy się 6 marca..zaręczyli 6 czerwca..a pobrali 7 października(oczywiście tego samego roku)teściu o mało zawału nie dostał..jak powiadomiliśmy o dacie ślubu..a teraz po 3, 5 letnim stażu..mamy już na koncie dwie córki 03.gif czasem przeraza mnie to nasze tępo..ale generalnie jest super i uwielbiam nasze życie 06.gif
a i miło się czyta pozytywno- romantyczne posty brawo_bis.gif



Eeee, Dabriza, ja wiem, że to jest wybitnie niepoprawne politycznie, co powiem - ale zakładasz, że fakt, że nie rozstaliście się po 3,5 roku znajomości dowodzi, że ludzie dzisiaj nie rozstają się szybko? To nie jest jakiś ekstremalny staż.
Życzę Wam szczęścia w małżeństwie po grób, ale fakt, że jesteście ze sobą AŻ trzy lata z hakiem nie świadczy o tym, że będziecie jeszcze czterdzieści. Więc to jakby odrobinkę nie na temat.
Psi
CYTAT(kasiaaaaa @ Wed, 07 Apr 2010 - 21:13) *
No właśnie. Podam jeszcze raz przykład moich rodziców - od momentu, kiedy zobaczyli się pierwszy raz, do dnia ich ślubu minęło 10 miesięcy. icon_smile.gif

Co do rozwodów - ja mam takie przemyślenia.
1. Ludziom dzisiaj często w głowie *****oły, robią się coraz bardziej wygodni, jak coś nie pasi - do widzenia. Często chyba też nie chce się walczyć o małżeństwo.
2. Dawniej mąż był dobry jak nie prał mocno po pysku, nie pił częściej niż raz w tygodniu, itp. Wydaje mi się, że dziś kobiety poprostu czasem walczą o szacunek do siebie i kiedy mąż ani myśli się zmienić, poprostu od niego odchodzą (z rozwodem lub bez).

O ile drugie zjawisko jest pozytywne, to to pierwsze moim zdaniem absolutnie nie.


Kasiaaaaa, a może to nie kwestia "*****ół w głowie"a większej świadomości, odwagi, wyższego poziomu życia ogólnie? Życie jest za krótkie, żeby spędzać je z osobą, z która być nie chcemy - powody są nieistotne. Godzenie się na miernotę, w jakiejkolwiek dziedzinie naszego życia zawsze będzie nas unieszczęśliwiać. Pewnie, że wszystko da się rozłożyć na czynniki pierwsze, zrozumieć wiecznie wkurzającego nas męża i motywy jego zachowań....ale czy zawsze warto? Moim zdaniem czasem wielce wskazane jest mienie wszystkiego w odwłoku i odcięcie się od czegoś/kogoś kto nas unieszczęśliwia bez heroicznej walki. Polecam tez szczerze mienie w głębokim poważaniu życzeń otoczenia i rodziny na temat naszych relacji i naszego życia.



Dabriza
berek ja nawet nie zastanawiam się nad poruszoną przez Ciebie kwestią...bo zwyczajnie tego nie wiem, tak jak nie wiem ile dane mi będzie jeszcze chodzić po tym świecie icon_wink.gif
bardziej pisząc to, co napisałam, miałam na myśli, że wcale nie trzeba się bardzo długo wcześniej znać i "próbować", by stanowić całkiem dobre i udane małżeństwo...a to w temacie się mieści, zresztą interpretacja tematu..chyba nie narzuca określonego schematu- prawda!
Berek
CYTAT(Dabriza @ Wed, 07 Apr 2010 - 19:51) *
berek ja nawet nie zastanawiam się nad poruszoną przez Ciebie kwestią...bo zwyczajnie tego nie wiem, tak jak nie wiem ile dane mi będzie jeszcze chodzić po tym świecie icon_wink.gif
bardziej pisząc to, co napisałam, miałam na myśli, że wcale nie trzeba się bardzo długo wcześniej znać i "próbować", by stanowić całkiem dobre i udane małżeństwo...a to w temacie się mieści, zresztą interpretacja tematu..chyba nie narzuca określonego schematu- prawda!



Dabriza, ale umówmy się, w okresie jedzenia sobie z dzióbków - a ten z reguły trwa ok. 3 lat - to żadna sztuka być udanym małżeństwem. Czy się wcześniej mieszkało ze sobą, czy nie.
Nie zrozum mnie źle, ja nie twierdze, że Wam się małżeństwo rozleci. Ale w kontekście rozważań o tym, dlaczego tyle małżeństw się rozlatuje i czy rzeczywiście, Twoje, z króciutkim stażem, nie mówi nic o temacie. Byłoby to dość podobne do mówienia, że to nieprawda, że małżeństwa, które przedtem ze sobą nie mieszkały, łatwiej się rozlatują, bo ja przecież jestem już trzy tygodnie po ślubie i jest super. Owszem, trzy lata to nie trzy tygodnie, ale jak na małżeństwo to niestety nie jest długi staż. Z reguły okres zauroczenia trwa właśnie tyle, mniej więcej.
Berek
CYTAT(Jaszczomb @ Wed, 07 Apr 2010 - 19:34) *
Kasiaaaaa, a może to nie kwestia "*****ół w głowie"a większej świadomości, odwagi, wyższego poziomu życia ogólnie? Życie jest za krótkie, żeby spędzać je z osobą, z która być nie chcemy - powody są nieistotne. Godzenie się na miernotę, w jakiejkolwiek dziedzinie naszego życia zawsze będzie nas unieszczęśliwiać. Pewnie, że wszystko da się rozłożyć na czynniki pierwsze, zrozumieć wiecznie wkurzającego nas męża i motywy jego zachowań....ale czy zawsze warto? Moim zdaniem czasem wielce wskazane jest mienie wszystkiego w odwłoku i odcięcie się od czegoś/kogoś kto nas unieszczęśliwia bez heroicznej walki. Polecam tez szczerze mienie w głębokim poważaniu życzeń otoczenia i rodziny na temat naszych relacji i naszego życia.



No cóż - jesli by uznać taką argumentację, to nie ma się co dziwić, że tyle małżeństw dzisiaj szlag trafia. I nie tylko małżeństw. jednak do bycia przyzwoitym człowiekiem potrzebne sa jakieś zasady poza zasadą dbania o własny tyłek.
Agatkie
Wydaje mi się, że gdybym z kimś mieszkała przed ślubem to pewno nie chciałoby mi się już brać żadnego ślubu. Poza tym mam pod tym względem konserwatywnych rodziców i nawet nie było mowy o takim rozwiązaniu (mimo, że np. w chwili ślubu miałam 26 lat). Do tego jakoś ciężko mi sobie wyobrazić ot choćby urządzanie wspólnego mieszkania. Jedno kupuje pralkę a drugie lodówkę? Składamy się na pół a potem w razie rozstania kroimy? No bo jednak takie mieszkanie na próbę traktujemy raczej na zasadzie, że jest to próba i może zakończyć się rozstaniem.

Co do długości znajomości przed ślubem to też nei wydaje mi się, że musi być ten długi staż. Przed poznaniem mojego męża byłam w długim bo chyba prawie 5-letnim związku. Bardzo burzliwy był to związek. Można powiedzieć, że sporo przeszliśmy razem, poznaliśmy się, ale ... rozstaliśmy.

Ślub z moim mężem brałam 14 miesięcy po naszym poznaniu. Za kilka dni stuknie nam 10-ta rocznica ślubu.

Może to też dziwne, ale w moim najbliższym otoczeniu praktycznie nie ma rozwodów. W sumie kojarzę tylko dwie osoby (i to poznane przez forum i nie z moejgo miasta), które są po rozwodzie. W otoczeniu moich rodziców też kojarzę tylko jedno małżeństwo po rozwodzie. Jednak zgadzam się też z tym co napsiała Aluc, rzeczywście teraz łatwiej jest podjąć decyzję o rozwodzie niż kiedyś.
kasiarybka
CYTAT
jednak do bycia przyzwoitym człowiekiem potrzebne sa jakieś zasady poza zasadą dbania o własny tyłekk.

i w sumie to chyba jest jedna z ważniejszych zasad bycia w jakimkolwiek związku, zasada która obowiązywać powinna obie strony, zasada którą powinno się odczytywać podczas zawierania związku małżeńskiego:
"i ślubuję Ci, ze nie będę egoistą, zapatrzonym w siebie".
tolala
CYTAT(Berek @ Thu, 08 Apr 2010 - 01:18) *
No cóż - jesli by uznać taką argumentację, to nie ma się co dziwić, że tyle małżeństw dzisiaj szlag trafia. I nie tylko małżeństw. jednak do bycia przyzwoitym człowiekiem potrzebne sa jakieś zasady poza zasadą dbania o własny tyłek.



CYTAT
i w sumie to chyba jest jedna z ważniejszych zasad bycia w jakimkolwiek związku, zasada która obowiązywać powinna obie strony, zasada którą powinno się odczytywać podczas zawierania związku małżeńskiego:
"i ślubuję Ci, ze nie będę egoistą, zapatrzonym w siebie".



W tym momencie widzę, jak moja mama obraża się, gdy mówię że jest nadopiekuńcza i powinna w końcu zacząć myśleć o sobie. Ale moja mama widzi skrajności, albo ktoś jest dobry i poświęca się do zatracenia samego siębie (a przy okazji jak mu źle bardzo wymawia wszystkim, że ma spieprzone przez nas życie) albo jest skończonym egoistą czyli chodzącym złem. Stanów pośrednich brak.


Aluc, podpisujÄ™ siÄ™ pod TobÄ….
kasiarybka
ja myślę, że zdrowy emocjonalnie Człowiek, potrafi dobrze ocenić i wypośrodkować, miłość własną i dbanie o drugą Osobę.
Nadopiekuńczość, to moim zdaniem cecha osób z małym poczuciem własnej wartości. Przez całe swoje dzieciństwo i dużą część dorosłego zycia, właściwie do niedawna, oddawałam siebie w całości, poświęcałam wszystko dla Innych i czułam się z tym okropnie żle, zapędziłam się w kozi róg, doprowadziło to moje emocje do skrajności, strasznie długo zajęło mi wyprostowanie tego co sama zagmatwałam.
W tej chwili, kiedy poznałam jakie mechanizmy mną kierują, jestem w stanie dobrze i sprawiedliwie obdzielić i siebie i bliskie mi osoby uczuciami, ale dojście do takiego stanu nie było łatwe i natychmiastowe.
kasiaaaaa
CYTAT(Berek @ Thu, 08 Apr 2010 - 01:17) *
Dabriza, ale umówmy się, w okresie jedzenia sobie z dzióbków - a ten z reguły trwa ok. 3 lat

Owszem, z reguły. Bo u moich rodziców trwa już 30 lat. I wiadomo, że inaczej było, kiedy byli jeszcze bardzo młodzi, inaczej, kiedy mieli małe dzieci, inaczej jest teraz. Ale ciągle jest. icon_smile.gif
Mika
z tym piciem to zależy icon_wink.gif
ja raczej spotykam się z tym,że pierwsze lata małżeństwa to dogrywanie,"walka" o przywództwo icon_wink.gif i ogólnie próba sił
później to już albo się komuś chce albo nie
czasem świadomość,że tak latwo się rozstać powoduje refleksję,że jednak szkoda tych przeżytych razem lat
uciec od problemu łatwo ale to go nie rozwiąże ani ludzia nie uszczęśliwi
poza tym nie trzeba sobie spijać z ust i oczu maślanić żeby kochać i szanować z wzajemnością icon_wink.gif
Artola
Ale mądre rzeczy tu piszecie! Kasiurybko, Berku, Mika, w pełni się z wami zgadzam! Trzeba chcieć, pomyśleć o kimś, a nie tylko o sobie, budować itd...

Mnie się nasunęła jeszcze jedna myśl, wynikła z obserwacji otoczenia: wbrew pozorom wspólne problemy cementują związek. Właśnie te pary, które tak naprawdę nie dotknęły brutalnej rzeczywistości, nie dostały przysłowiowego kopa w d...od życia, z taką łatwością się rozstają, rozwodzą. Tak jakby nie mając poważnych, realnych problemów, szukały ich na siłę 29.gif Może jeśli się przekonało, że ta druga strona w momencie wielkiej próby stanęła za mną murem, jeśli jest się przekonanym o lojalności, wsparciu w trudnych momentach, to chce się z tą osobą być mimo jakiś wad, czy gorszych dni? Może jeśli jakaś tragedia, cios, zburzy monotonię codzienności, nie trzeba zmieniać partnera, żeby się nie nudziło 04.gif
Artola
CYTAT(kasiarybka @ Thu, 08 Apr 2010 - 10:39) *
ja myślę, że zdrowy emocjonalnie Człowiek, potrafi dobrze ocenić i wypośrodkować, miłość własną i dbanie o drugą Osobę.
(...)
W tej chwili, kiedy poznałam jakie mechanizmy mną kierują, jestem w stanie dobrze i sprawiedliwie obdzielić i siebie i bliskie mi osoby uczuciami, ale dojście do takiego stanu nie było łatwe i natychmiastowe.

Kasiu, jak to się robi??? Ostatnio mam z tym problemy, bo jak się skupię na dzieciach, to cierpi mąż, jak małe chore, duże zazdrosne o uczucia mamy, o sobie oczywiście myślę jak zwykle na szarym końcu 29.gif Ale to tak chyba trochę nie na temat 43.gif
gosiagosia
zadam głupie pytanie, ale co znaczy "jedzenie sobie z dziubków"? - może ja to inaczej rozumiem. zastanawiam się czy u nas tak jest i wydaje mi się, że nie. dopóki byłam w ciąży, to owszem, było całkiem cukierkowo, ale parę miesięcy po porodzie skończyło się, co nie znaczy że jest źle, bo jest całkiem fajnie. różnica taka, że często mamy różnicę zdania icon_wink.gif
a małżeństwem jesteśmy jakieś 1,5 roku dopiero.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.