W większości publikacji na ten temat spotykam się z takim tekstem:
CYTAT
Nie jest prawdÄ…, że kobiety chore na padaczkÄ™ muszÄ… rodzić przez cesarskie ciÄ™cie. A także, że nie powinny karmić swoich dzieci piersiÄ…, bo przekazujÄ… im wraz z mlekiem leki przeciwpadaczkowe. Przecież już podczas ciąży dziecko „przyjmowaÅ‚o” te leki przez Å‚ożysko.
No i spoko, tylko, że ja chcąc zniwelować ryzyko uszkodzenia płodu podjęłam decyzję o całkowitym odstawieniu tabletek p.padaczkowych. No i podjełam ja po to, żeby nie faszerować maluszka walproinami- logiczne. Więc dlaczego miałabym to robić po jego narodzeniu... ?? Do tabletek mam zamiar wrócić najszybciej jak to będzie możliwe... Poród bedzie z pewnościa silnym przeżyciem, wymagającym dużego wysiłku, będe wyczerpana, zmęczona, niewyspana też być może... To wszystko potęguje ataki u mnie i o ile nie musi wystąpić typowy grand-mal to mogą się przydarzać "mniejsze" które też bywają niebezpieczne. Nie mogę ryzykowac sytuacji rodzaju, że dla dobra maluszka nie ponowie leczenia by karmić naturalnie a przy opiece nad nim dostanę właśnie ataku i nie daj boże zrobię mu krzywdę. Wydaje mi się, że wybiorę mniejsze zło nie kamiąc piersią. Neurolog jest zdania, że laki p.padaczkowe sa przeciwwskazane przy karmieniu. W większości artykułów spotykam się z podejściem w rodzaju "karmić piersią pomimo wszystko". I weź tu człowieku bądź mądry. Już widzę te krzywe spojrzenia innych karmiących i położnych - fanatycznek karmienia naturalnego. Przy poprzednim porodzie jedna taka powiedziała mi, że "nie mam hiva żeby nie karmić cyckiem". Spotkałam się też z opinia otoczenia, że wmawiam sobie padaczkę
I badź tu człowieku mądry. Jak tu się nie nabawic wyrzutów sumienia?? Weźcie pocieszcie zdołowaną ciężarówkę
