To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Terapia rodzinna

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2
chaton
Ktos mial do czynienia? Znacie pary,ktore robily? Jak to funkcjonuje? Moze pomoc? Wszystko zalezy od nasawienia obydwu stron? A jesli jedna strona jest przekonana, ze warto, a druga idzie dla swietego spokoju, albo, zeby udowodnic partnerowi, ze to ONA ma racje...
Jest szansa na poprawienie zwiazku, ktory schodzi na psy z powodu problemow komunikacyjnych?
Ile to trwa?
Jaka czestotliwosc?
Kazda informacja bedzie mile widziana.

EDIT: jesli zle podforum wybralam, to prosze przeniesc, na kazde tematy wolalabym uiknac, pod zdrowie mi nie podchodzilo...
Berek
CYTAT(chaton @ Mon, 28 Jun 2010 - 14:01) *
Ktos mial do czynienia? Znacie pary,ktore robily? Jak to funkcjonuje? Moze pomoc? Wszystko zalezy od nasawienia obydwu stron? A jesli jedna strona jest przekonana, ze warto, a druga idzie dla swietego spokoju, albo, zeby udowodnic partnerowi, ze to ONA ma racje...
Jest szansa na poprawienie zwiazku, ktory schodzi na psy z powodu problemow komunikacyjnych?
Ile to trwa?
Jaka czestotliwosc?
Kazda informacja bedzie mile widziana.

EDIT: jesli zle podforum wybralam, to prosze przeniesc, na kazde tematy wolalabym uiknac, pod zdrowie mi nie podchodzilo...



Chaton, byliśmy dwa razy: tuż po i mniej więcej pół roku po wyczynie eksa. Ta druga tura trwała ok. pół roku, z częstotliwością co tydzień lub co dwa tygodnie. Nie miało szans się powieść, bo on był wtedy w okresie dzikiego buntu i próbował mi po prostu udowodnić, że ja go do tej zdrady zmusiłam. Ale nie to dało sporo, dużo sięo sobie dowiedziałam i bardzo mi pomogło.Pewnie zalezy, kto prowadzi.
pirania
chaton ja mysle ze jak traficie na "swojego terapeute" to juz tyko od was zalezy ile wyniesiecie stamtad- jesli twoj maz pojdzie na terapie nic po niej nie oczekujac to prawdopodobnie nic nie wyniesie, bo mysle ze terapeuta nie ma nic do "dania" on moze co najwyzej pomoc sobie pewne rzeczy uzmyslowic czy przegadac no ale jak ktos uzmyslawiac czy przegadywac sobie nie chce to tudno oczekiwac e cos wyniesie.
chaton
Wiesz, mi sie z kolei wydaje mniej wazne kto prowadzi, co motywacja obu stron i mozliwosc krytycznego spojrzenia na siebie. Potrzebuje mediatora, poniewaz ja nie potrafie z nim rozmawiac, to trzeba kogos, kto to przetlumaczy na jego jezyk.
Boje sie, ze jak sie zamknie w swojej skorupce i uprze, ze on jest biednym zuczkiem, a ja tyranem, to i najlepszy spec nie pomoze.
Wydaje mi sie, ze czas jest wazny, zeby nie bylo juz za pozno. Wydaje mi sie, ze wiele par sie na to decyduje, jak juz jest total rozpad.

Berek
CYTAT(chaton @ Mon, 28 Jun 2010 - 15:05) *
Wiesz, mi sie z kolei wydaje mniej wazne kto prowadzi, co motywacja obu stron i mozliwosc krytycznego spojrzenia na siebie. Potrzebuje mediatora, poniewaz ja nie potrafie z nim rozmawiac, to trzeba kogos, kto to przetlumaczy na jego jezyk.
Boje sie, ze jak sie zamknie w swojej skorupce i uprze, ze on jest biednym zuczkiem, a ja tyranem, to i najlepszy spec nie pomoze.
Wydaje mi sie, ze czas jest wazny, zeby nie bylo juz za pozno. Wydaje mi sie, ze wiele par sie na to decyduje, jak juz jest total rozpad.



Chaotn, wydaje mi się, że Ty popełniasz klasyczny błąd idącej na terapię małżeńską żony/niezony, której zależy. Otóż skupiasz się na tym, co ON zrobi, czego nie zrobi...
I wychodzi na to, ze de facto to nie Ty chcesz coś wynieść z tej terapii, bo cała siebie powiesisz na tym, co ON i dlaczego ON, i że ON...
Otóż pal diabli, czy to będzie terapia, czy mycie podłogi, czy rozstawianie namiotu, ON zrobi tylko to, co ON będzie chciał i mógł. A Ty musisz się skupić na tym, co Ty możesz z tego wynieść, co Tobie to ma dać i co Ty chcesz osiągnąć w WASZYM związku. Nic nie zrobisz za niego, a takie nastawienie "a bo on na pewno" automatycznie blokuje Twój postęp.
I czy to w ogóle nie jest tak, że nie tyle Ci zależy, żeby ratować Wasz związek, co żeby go przekonać, że on źle robi?
On siÄ™ zamyka.
On siÄ™ upiera.
ON juz z góry zakłada, a Ty z góry wiesz, co on zakłada.

Przed terapią trzeba sobie zrobić rachunek sumienia.I on się musi zaczynać, każde zdanie, od "Ja" albo od "my". Żadne - od "on".
chaton
Berek: ale ja robie indywidualna terapie. Siebie i swoje bledy mam przepracowane, w przeciwienstwie do niego. Nawet te w zwiazku z nim. Z tym, ze teraz jestesmy w takiej blokadzie, ze nawet jak bym sie pociela, to nie jestem w stanie tego przekazac. Padly takie slowa, ze my juz nie mozemy rozmawiac. Tlumacz potrzebny.
tuLena
CYTAT(Berek @ Mon, 28 Jun 2010 - 16:30) *
Chaotn, wydaje mi się, że Ty popełniasz klasyczny błąd idącej na terapię małżeńską żony/niezony, której zależy. Otóż skupiasz się na tym, co ON zrobi, czego nie zrobi...
I wychodzi na to, ze de facto to nie Ty chcesz coś wynieść z tej terapii, bo cała siebie powiesisz na tym, co ON i dlaczego ON, i że ON...
Otóż pal diabli, czy to będzie terapia, czy mycie podłogi, czy rozstawianie namiotu, ON zrobi tylko to, co ON będzie chciał i mógł. A Ty musisz się skupić na tym, co Ty możesz z tego wynieść, co Tobie to ma dać i co Ty chcesz osiągnąć w WASZYM związku. Nic nie zrobisz za niego, a takie nastawienie "a bo on na pewno" automatycznie blokuje Twój postęp.
I czy to w ogóle nie jest tak, że nie tyle Ci zależy, żeby ratować Wasz związek, co żeby go przekonać, że on źle robi?
On siÄ™ zamyka.
On siÄ™ upiera.
ON juz z góry zakłada, a Ty z góry wiesz, co on zakłada.

Przed terapią trzeba sobie zrobić rachunek sumienia.I on się musi zaczynać, każde zdanie, od "Ja" albo od "my". Żadne - od "on".


ja nie Chaton, ale świetnie zawarłas tu sedno nie tylko terapii par, ale terapii w ogóle, bo całe życie jesteśmy w kimś w relacji i bardzo ciężko jest zaczynać od "Ja"....
ja nawet dwóch zdań takich nie umiałam sklecić
Berek
CYTAT(chaton @ Mon, 28 Jun 2010 - 17:48) *
Berek: ale ja robie indywidualna terapie. Siebie i swoje bledy mam przepracowane, w przeciwienstwie do niego. Nawet te w zwiazku z nim. Z tym, ze teraz jestesmy w takiej blokadzie, ze nawet jak bym sie pociela, to nie jestem w stanie tego przekazac. Padly takie slowa, ze my juz nie mozemy rozmawiac. Tlumacz potrzebny.



Chaton, ja nie mówię o indywidualnej. Ja mówię o terapii związku. Jeśli wejdziesz w nią z nastawieniem "on musi to czy tamto", macie małe szanse coś wygrać. Nie możesz iść na terapię małżeńską po to, żeby ON zrozumiał wreszcie... To tak nie działa.
A najlepiej na nic się nie nastawiać z góry. Pójść, żeby zobaczyć, co w sobie i w związku znajdziecie. Nawet, jeśli są to straszne rzeczy, lepiej je wydłubywać w kontrolowany sposób. A i pozbyć sie ich potem łatwiej. Ale to już sama wiesz.
zilka
Poza tym to chyba warto pójść nawet jakby się człowiek miał rozejść potem...

Przepraszam, w ramach dowcipu ale absolutnie prawdziwy przypadek z mojego życia... 06.gif Z jednym ze swoich narzeczonych (dla informacji, przed niemężem posiadałam dwóch) dość szybko trafiliśmy na terapię par, nie pamiętam teraz dlaczego. Pochodziliśmy parę miesięcy, potem przestaliśmy chodzić, za kolejne pare miesięcy jakoś nam się związek już rozsypywał i wymyśliłam, że wrócę do tego terapeuty po ogólne konsultacje. Pan na mój widok spontanicznie zareagował "o, to Państwo jeszcze są razem?" 04.gif W zasadzie to była cała wizyta bo tą reakcją odpowiedział na moje wszystkie niezadane pytania...
gravida
Od siebie dorzuce tylko tyle, ze terapeuta jest wazny. Poszlismy kiedys raz do takiego, od ktorego wyszlismy zwyczajnie wsciekli, bo przeciez nie bedziemy wdawac sie w dyskusje, z kims kto nie ma mozliwosci zrozumienia naszego problemu i kto nam radzil niczym zywcem wziete z "Bravo".
Zatrzymalo to nas na dlugi czas przed pojsciem po raz kolejny, mimo ze w sumie tego potrzebowalismy. Tyle, ze my oboje chcielismy cos zrobic z tym, ze sie klocilismy jak opetani.
Na terapie chodzilismy raz w tygodniu przez pare miesiecy, a potem znowu niestety nastapil impas glownie z powodu terapeuty - stracila babka pomysl, co dalej z nami zrobic, bo widziala, ze my oboje chcemy, ale sie zapetlamy.
Trzeciej probu nie podjelismy i obawiam sie, ze nie podejmiemy, bo nie wierze, zebysmy tutaj trafili na rozsadnego terapeute. Terapia nie ma szans powodzenia, jesli oboje uwazamy, ze terapeuta zaczyna tracic koncept. Zaczelismy sie w pewnym momencie lapac na tym, ze sie zastanawialismy, co tez ona zrobi na nastepnym spotkaniu, bo na poprzednim wydawala sie nie ogarniac... Nie wpisywalismy sie w schemat i byl klopot.

Mimo wszystko jednak uwazam, ze warto, bo pare rzeczy przegadalismy w obecnosci osoby trzeciej, nawet nie tyle mowiac bezposrednio do siebie, co do niej, a to nieco rozladowywalo emocje. Kilka razy tez naprowadzila nas na wlasciwy tor.
ancyp
My chodzimy od kilku miesiecy ale z czestotliwoscia mniej wiecej raz na miesiac. Na poczatku wydawalo mi sie to stanowczo za rzadko ale mysle, ze w rezultacie dzieki temu mamy czas zeby po kazdej sesji skonfrontowac pewne kwestie z rzeczywistoscia, "przecwiczyc" w praktyce, przemyslec na spokojnie.

Pierwotnie moj maz tez nie byl zachwycony pomyslem ale z czasem zauwazyl ze warto. Poza tym terapeutka jest naprawde kims sensownym i doswiadczonym i to tez jednak bardzo wazne.

Kazda wizyta daje nam jakas taka energia i entuzjazm, czasem na dluzej, czasem na krocej ale jednak. Ja jestem bardzo zadowolona, wiele rzeczy zauwazylam, wiele cennych rad otrzymalam i kilka "strasznych brudow" wyciagnietych na swiatlo dzienne okazalo sie mniej strasznych a poprostu ludzkich.

Przed nami daleka droga, nie wiem jak to sie wszystko skonczy, zdaje sobie doskonale sprawe ze moze byc roznie, ale po terapi czujemy sie oboje lepiej a co za tym idzie latwiej nam ze soba rozmawiac na co dzien, wiec to juz tez duzo.
chaton
QUOTE(Berek @ Tue, 29 Jun 2010 - 00:28) *
Chaton, ja nie mówię o indywidualnej. Ja mówię o terapii związku. Jeśli wejdziesz w nią z nastawieniem "on musi to czy tamto", macie małe szanse coś wygrać. Nie możesz iść na terapię małżeńską po to, żeby ON zrozumiał wreszcie... To tak nie działa.
A najlepiej na nic się nie nastawiać z góry. Pójść, żeby zobaczyć, co w sobie i w związku znajdziecie. Nawet, jeśli są to straszne rzeczy, lepiej je wydłubywać w kontrolowany sposób. A i pozbyć sie ich potem łatwiej. Ale to już sama wiesz.


Berek, tak tez powinno sie isc na terapie indywidualna, najlepiej nie przygotowujac sobie w gowie, co powiesz. Ja tak nie potrafie, to jest czesc mojego problemu, potrzeba kontroli. Z reszta nie wiem dlaczego, ale mysle, ze wiesz cos na ten temat. A moze jeszcze nie wiesz?

Gravida: jasne, ze jest wazny terapeuta, ale jak Ci to powiedziec, terapeute mojego zycia to ja juz znalazlam dla siebie. Teraz chce cos w rodzaju mediatora. Potrafie odroznic kompetentnego psychologa od niekomtetentnego, i oczywiscie, ze bedziemy szukali komptetentnego, ale nie mam ambicji na najlepszzego. Bo 1) tu, gdzie mieszkam kosztuje to min 50 euro za seans i na tyle jego nie stac, a ja za to nie bede placic, bo w czym sens 2) mi sie wydaje jednak, ze oboje wiemy, gdzie tkwi sedno rozpadu naszego zwiazku, i moze jestem naiwna albo jeszcze do mnie nie trafilo, ale probem wydaje mi sie w miare prosty. Porozmawiac o tym bez wzajemnych oskarzen i sluchajac sie nawzajem. Co dotychczas nam sie nie udalo. Wczoraj uslyszalam, ze jestem glupia, wiec od reki zakonczylam rozmowe twierdzac, ze nie mamnajmniejszego zamiaru pozwalac sie obrazac.


Berek
CYTAT(chaton @ Tue, 29 Jun 2010 - 07:57) *
Berek, tak tez powinno sie isc na terapie indywidualna, najlepiej nie przygotowujac sobie w gowie, co powiesz. Ja tak nie potrafie, to jest czesc mojego problemu, potrzeba kontroli. Z reszta nie wiem dlaczego, ale mysle, ze wiesz cos na ten temat. A moze jeszcze nie wiesz?


Nie, ja mam po prostu inne problemy icon_smile.gif Kontrola, i owszem, bywa częścią, ale środek ciężkości leży zupełnie gdzie indziej.

chaton
Ale czy sa osoby, ktorym terapia pomogla w sensie, ze uratowala zozpadajacy sie zwiazek? Mowie ozwiazku, ktory sie rozpada, mimo, ze obie strony maja motywacje do kontynuowania go, ale nie potrafia w stanie, do jakiego doszedl.
grzałka
ja znam pary, kt óre były na terapii, ale takiej katolickiej, nie wiem jak to się fachowo nazywa- dwie pary, w obu przypadkach terapia pomogła i związek przetrwał kryzys, ale to są ludzie głeboko wierzący, co chyba ma znaczenie

aha, jeszcze jedna para, też terapia małżeńska w ramach religii, tylko, że oni Adwentyści- też sukces
ewa_jo
Tak.
chaton
QUOTE(grzałka @ Tue, 29 Jun 2010 - 12:02) *
ja znam pary, kt óre były na terapii, ale takiej katolickiej, nie wiem jak to się fachowo nazywa- dwie pary, w obu przypadkach terapia pomogła i związek przetrwał kryzys, ale to są ludzie głeboko wierzący, co chyba ma znaczenie

aha, jeszcze jedna para, też terapia małżeńska w ramach religii, tylko, że oni Adwentyści- też sukces

My nie jestesmy wierzacy.
chaton
QUOTE(ewa_jo @ Tue, 29 Jun 2010 - 13:54) *
Tak.


Mozesz rozwinac?
Gosia z edziecka
CYTAT(chaton @ Tue, 29 Jun 2010 - 11:40) *
Ale czy sa osoby, ktorym terapia pomogla w sensie, ze uratowala zozpadajacy sie zwiazek? Mowie ozwiazku, ktory sie rozpada, mimo, ze obie strony maja motywacje do kontynuowania go, ale nie potrafia w stanie, do jakiego doszedl.

Ja bym nie mówiła na raie "rozpadający" tylko lepiej "w kryzysie".
Skoro oboje chcecie ratować, to imo warto próbować. J mam przykłądy na to w swoim związku, że mimo nieprzekonania jednej ze stron do metody - metoda zadziałała.
Bardzo ważne moim zdaniem jest to, że oboje chcecie kontynuować związek. Sama czujesz się źle. Moja terapeutka kidyś mi powiedziała, żeby w takiej sytuacji nie podejmowac ważnych decyzji. Bo człowiek może miec zaburzoną ocenę sytuacji.
tuLena
CYTAT(Gośka z edziecka @ Tue, 29 Jun 2010 - 19:41) *
Moja terapeutka kidyś mi powiedziała, żeby w takiej sytuacji nie podejmowac ważnych decyzji. Bo człowiek może miec zaburzoną ocenę sytuacji.


tak, ja też mam takie przekonanie,że w tej sytuacji trzeba sie wyciszyć, bo emocje sa zbyt wielkie. Albo własnie pomimo szalejących emocji nie decydoać sie na żadne rozwiązanie. Mnie zawsze wporowadzało to w błąd. Nauczyłam się dac sobie czas. I wtedy nie podejmowałam żadnej decyzji w sprawie, która mnie tak poruszyła. I jeszcze nie zdarzyło się, żebym nie była z tego zadowolona po czasie. Za to często żałowałam pochopnie podjętych działań. Jak ma coś z tego być - chwilowe wyciszenie, odsunięcie i brak jakiejkolwiek decyzji nie pogorszy relacji.
chaton
Dziewczyny, dziekuje, macie racje. Pisze list, jurto go pdokoncze i poprawie, dam w piatek do przeczytania mojej osobistej terapeutce i wtedy dopiero mu przeczytam. Bedzie raczej pozytywny.
harkon
CYTAT(chaton @ Tue, 29 Jun 2010 - 20:28) *
Dziewczyny, dziekuje, macie racje. Pisze list, jurto go pdokoncze i poprawie, dam w piatek do przeczytania mojej osobistej terapeutce i wtedy dopiero mu przeczytam. Bedzie raczej pozytywny.

To dobrze icon_smile.gif
chaton
Pisze, pisze, srednio pozytywnie wychodzi. Musze go przeczytac terapeutce... terapia dopiero w piatek. Jak ja wytrzymam?
Jedyne, co moze mnie zbawic, to zaczynajace sie dzis przeceny w Paryzu.
Choc nie wiadomo, czy po wakacjach nie zwolnia mnie z pracy, bo wlasnie stracilismy klienta, ktory fianansowal polowe naszego budzetu, ale to chyba tym bardziej powod, zeby korzystac z przecen, co nie?
Napiszcie, ze tak! blagam.gif
xxyy
idz na shopping icon_smile.gif

edit: tylko nie przeasadzaj icon_wink.gif
owiwia7
Ja bym bardzo chciała na terapię małżeńską.. niestety ceny zwalają z nóg i nas nie stać, każda nasza sprzeczka rośnie do wymiarów burzy z gradobiciem i nie ważne o co poszło, zaczynając od krzywo postawionych butów w przedpokoju, kończąc na rzeczach o niebo poważniejszych.
Przydałby się ktoś, kto nauczyłby nas ze sobą rozmawiać, bez wzajemnego obwiniania się, wytykania sobie błędów. Z jednej awantury do drugiej coraz bardziej się od siebie oddalamy.. ja jeśli nawet próbuję odpuszczać, to on zaciekle walczy do ostatniej kropli krwii..

Wiem, że każda terapia jest dopasowna do konkretnej pary, ale może są jakieś "złote środki", które sprawdzają się w szerszym kręgu?

Znacie jakiś dobry sposób?
chaton
Ufff, napisalam. Poprawilam bledy, ale sa trudne fragmenty. Nie wiem, czy nie powinnam ich wyciac, zobacze z psycholozka.

Owiwia, czy masz pewnosc, ze nie ma refundowanych? U nas sa, tylko godziny nam nie odpowiadaja, bo oboje pracujemy no i od wrzesnia dopiero... do wrzesnia to my sie rozejdziemy, jesli do tego czasu nic nie zrobimy.
owiwia7
Z tego co wiem, to nie ma.. jakiś czas temu szukałam i na nic nie udało mi się natrafić.. a przydałaby się pomoc..
chaton
Owiwia, szukaj dalej. My tez jestesmy w beznadziejnej sytuacji pod tym wzgledem. Mam na tyle prosciej od Ciebie, ze niemaz sam stwierdzi, ze jest blokada i potrzebujemy pomocy, jedyne wyjscie, jakie przychodzi mi do glowy to wydac na topieniadze przeznaczone na slub... bo i tak slubu nie bedzie w takim kontekscie. Moja suknie mole zjedza, ale trudno.
Owiwia: jeszcze jedno wazne pytanie, czy TY chodzisz w koncu na terapie?

Leni: obkupialm Ewa na 3 kolejne lata (to nei moja wina, zebylo sporo znizek na 50%), a sama sabie kupilam tanie buty, ktorych nie wloze, bo nie wytrzymam w nich godzine. Powiedz, ze Cie to dziwi. 29.gif

harkon
Szczerze mowiac ja nie slyszalam o refundacji w Polsce terapii.. Choc moge sie mylic.

edit - idiotyczny blad
harkon
CYTAT(chaton @ Thu, 01 Jul 2010 - 09:59) *
Leni: obkupialm Ewa na 3 kolejne lata (to nei moja wina, zebylo sporo znizek na 50%), a sama sabie kupilam tanie buty, ktorych nie wloze, bo nie wytrzymam w nich godzine. Powiedz, ze Cie to dziwi. 29.gif


Ja nie Leni 29.gif , ale powiem - w ogole mnie to nie dziwi 06.gif
chaton
QUOTE(harkon @ Thu, 01 Jul 2010 - 12:00) *
Szczerze mowiac ja nie slyszalam o refundacji w Polsce terapii.. Choc moge sie mylic.

edit - idiotyczny blad


Harkon, na pewno znasz sie lepiej niz ja. Ja w Polsce nigdy nie robilam terapii. Ale moge sie zapytac kolezanki psycholozki z roku.
Asa
CYTAT(chaton @ Wed, 30 Jun 2010 - 12:42) *
Owiwia, czy masz pewnosc, ze nie ma refundowanych?


Sa, trzeba poszukać w poradniach zdrowia psychicznego, sa terapie indywidualne i grupowe.
A dla malzenstw tez czesto organizuja rozne warsztaty czy "terapie" rozne wspolnoty czy instytucje dzialajace przy kosciolach.
Wiadomo na terapie z NFZ czeka sie dlugo i nie zawsze jest sie zadowolonym bo nie ma sie wyboru terapeuty - chyba ze ktos poleci jakiegos dobrego terapeute i pojdzie sie ze wskazaniem.
A.
ps.Nie czytalam dokladnie wszystkiego, ale mam nadzieje ze odpowiedz jest na temat.
xxyy
CYTAT(chaton @ Thu, 01 Jul 2010 - 11:59) *
Leni: obkupialm Ewa na 3 kolejne lata (to nei moja wina, zebylo sporo znizek na 50%), a sama sabie kupilam tanie buty, ktorych nie wloze, bo nie wytrzymam w nich godzine. Powiedz, ze Cie to dziwi. 29.gif


Po pierwszym 37.gif , zaraz sie wlaczylo typowe dla mnie " no moglyby to przeciez byc 2 pary za malych butow plus dodatkowo ksiazki do szkoly dla Ewy" , takze jednak ostatecznie mysle , ze nie jest tak zle icon_wink.gif
chaton
QUOTE(Leni @ Thu, 01 Jul 2010 - 13:09) *
Po pierwszym 37.gif , zaraz sie wlaczylo typowe dla mnie " no moglyby to przeciez byc 2 pary za malych butow plus dodatkowo ksiazki do szkoly dla Ewy" , takze jednak ostatecznie mysle , ze nie jest tak zle icon_wink.gif


Leni, to byl dopiero pierwszy dzien przecen trwajacych miesiac. Wszystko przede mna. 29.gif
owiwia7
ASA my do kościelnych grup kompletnie się nie nadajemy, jestem osobą wierzącą ale mój mąż kompletenie nie.. kościoły omija szerokim łukiem, więc nie mam szansy tam go zaciągnąć icon_sad.gif zresztą ja też chyba na taką bym się nie nadawała..

Chaton nie dałam rady icon_sad.gif nie miałam siły się zapisać.. spróbuję w przyszłym tygodniu, tym bardziej, że po dwóch dniach względnie dobrego sampoczucia, dziś wróciło wszystko ze zdwojoną siłą.. do tego jestem chora, całą buzię wysypała mi opryszczka.. jem tony gripexu, ale mało pomaga...
chaton
QUOTE(owiwia7 @ Thu, 01 Jul 2010 - 13:29) *
ASA my do kościelnych grup kompletnie się nie nadajemy, jestem osobą wierzącą ale mój mąż kompletenie nie.. kościoły omija szerokim łukiem, więc nie mam szansy tam go zaciągnąć icon_sad.gif zresztą ja też chyba na taką bym się nie nadawała..

Chaton nie dałam rady icon_sad.gif nie miałam siły się zapisać.. spróbuję w przyszłym tygodniu, tym bardziej, że po dwóch dniach względnie dobrego sampoczucia, dziś wróciło wszystko ze zdwojoną siłą.. do tego jestem chora, całą buzię wysypała mi opryszczka.. jem tony gripexu, ale mało pomaga...


Nie masz chyba innego wyjscia. Jesli nie jestes fizycznie w stanie sie zmobilizowac, pooros meza, zeby zadzwonil po lekarza, ktory sie przemieszcza do pacientow i niech Ci cos przepisze, co Cie zmobilizuje. Nie zrobisz oszczednosci terapii, albo kosztem rodziny, ktora zaozylas, mam na mysli dzieci, ktore czuja twoje cierpienie.
owiwia7
Mój mąż twierdzi, że sobie wymyślam, i, że sama stwarzam problemy.. próbowałam z nim rozmawiać, o pójściu do psychiatry, ale mnie wykpił icon_sad.gif
chaton
Nie dasz rady sama zadzwonicpo lekarza? Kolezanka nie moze tego za Ciebie zrobic?
W kazdym razie, jesli maz jest na takim etapie, to nie ma co brac pod uwage terapii rodzinnej, musisz sie najpierw zajac soba.
owiwia7
Zadzwonić dam radę, gorzej z pójściem... icon_sad.gif z koleżankami trudno o tym rozmawiać...
tolala
Owiwia, mój M. swego czasu chodził na terapię gdzieś na Zoliborzu. Nie bylo to przy kościele; terapia byla refundowana przez NFZ. Podpytam go, może przypomni sobie nazwę, jeśli oczywiście chcesz.
chaton
Owiwia, ja wlasnie wracam od psyciatry, ktory jest jednoczesnie terapeuta rodzinnym. Odradzil mi kategorycznie w tym momencie ta terapie. Uwaza, ze N. nie jest gotowy, ze musi najpierw sam dojsc ze soba do porzadku, i ze w obecnej sytuacji terapia nie wygladalaby inaczej, niz nasze klotnie.
Obawiam sie, ze twoj maz nie jest rowniez gotowy, z tego, co piszesz. Ratuj siebie.
okko
CYTAT(harkon @ Thu, 01 Jul 2010 - 10:00) *
Szczerze mowiac ja nie slyszalam o refundacji w Polsce terapii.. Choc moge sie mylic.


W Krakowie jest przy klinice psychiatrii osrodek terapii rodzin- bezpłatny- wiem bo bylismy tam 7 lat temu- 3 razy- po tej ostatniej wizycie awantura była taka ze hej i J. stweirdził ze wiecej tam nie pójdzie bo wydawało mu sie ze tam "mnie zmienią" a skoro nic sie w tym kierunku nie dzieje to nie warto chodzic.
Wiec jak widac nastawienie i oczekiwania duzo warunkuja- w tym równiez powodzenie terapii.
ewita 77
Będąc ostatnio na wizycie u psychologa z synkiem poprosiłam panią o namiary placówek terapii rodzinnej.
Z tego co zrozumiałam jest to refundowane przez NFZ.
Zaproponowała nam nawet jakąś fundację. Z góry jednak uprzedziła mnie ,że zapisy będą dopiero od września.
Jest bardzo dużo chętnych na małą ilość miejsc,także trzeba pilnować terminów zapisów.
U nas jest b.żle....same kłótnie i to jak mówią Tu przedmówczynie o pier.doły...z igły,widły....Nie potrafimy ze sobą rozmawiać,warczymy na siebie,atakujemy.
Wg M to w głównej mierze to moja wina....Ja sie wszystkiego czepiam, wymyślam. Siedzę w domu i knuję.
Najbardziej cierpiącymi słuchaczami i obserwatorami są nasze dzieci, i tego nie mogą sobie wybaczyć.Dlatego szukam/y pomocy.
Jedno mnie tak zastanawia ...jak kochające sie małżeństwo,pobierające się z miłości może tak ze sobą walczyć i doprowadzać do znieczulicy.
Przecież biorąc siebie za męża/żonę widzieliśmy jacy jesteśmy a teraz Nam się to nie podoba...Teraz widzimy tylko wady a gdzie się podziały zalety ? czemu tego nie widać?
Berek
CYTAT(ewita 77 @ Thu, 08 Jul 2010 - 10:33) *
Jedno mnie tak zastanawia ...jak kochające sie małżeństwo,pobierające się z miłości może tak ze sobą walczyć i doprowadzać do znieczulicy.
Przecież biorąc siebie za męża/żonę widzieliśmy jacy jesteśmy a teraz Nam się to nie podoba...Teraz widzimy tylko wady a gdzie się podziały zalety ? czemu tego nie widać?



To zależy. Mogę tu za moment dostać w tyłek, ale czasem bywa tak, że problemy wynikają właśnie z tego, ze ludzie pobrali się z miłości. Znaczy - z zakochania. Bo stan zakochania wypacza ogląd sytuacji i wyłącza krytycyzm. Oczywiście to nie jest tak, ze jeśli ludzie pobrali się w stanie zakochania, to potem będą mieli problemy, ale tak bywa. Poza tym to, co wydaje się cudowną zaletą u dopiero co poznanego człowieka, może się stać koszmarem, jeśli trzeba się z ty użerać całe życie. A to się nie zawsze da przewidzieć na wstępie. I priorytety się zmieniają wraz z rozwojem sytuacji życiowej. teraz, jako rozwiedziona matka dwójki dzieci, wzdrygam się na myśl o mężczyznach, którzy mnie kręcili 15 lat temu 29.gif
tolala
Ewita, do tego co napisala już Berek, dodam, że często realcje między malżonkami zmieniają się z chwilą przyjścia na świat dzieci. Oczywiście nie od razu, ale po pewnym czasie. Zmienia sie kobieta - bo macierzynstwo, nowa rola zmienia nas. DO tego dochodzi ustalenie wspólnej wizji wychowywania dzieci, ustalenie wspólnego opiekowania się dziećmi.
U nas tak jest, tzn. przed pojawieniem sie dziecka klótni nie bylo, no może dwie. po urodzeniu na początku też wszystko pięknie ladnie, ale im dalej w las tym więcej drzew. Ja zmęczona siedzeniem w domu i odcięciem od mojego świata, do tego on wcale nie taki jak to sobie wyobrażalam. Wcale nie pomagal tak jak ja myślalam, ze pomagać będzie. DO tego dochodzi rodzina, bo zawsze w którymś momencie pojawia się rodzina, mama, siostra itd. A jak jeszcze dorzucę, że M. wszedl w kryzys wieku średniego, to już powstaje mieszanka wybuchowa.
Podsumowując, dzieci zmieniają relacje między malżonkami, nasze rodziny mają wplyw na relacje między malżonkami i wspólne życie też. Zmieniamy się zyjąc i zdobywajac nowe doświadczenia i dlatego nad związkiem pracuje sie caly czas, ważne, żeby mieć do tej drugiej osoby zaufanie i kochać go, bo wtedy latwiej jest ten wspólny związek pielęgnować.
I jeszcze dodam, że ja, pomimo tego, że w M. dostrzegam teraz tysiące wad, to jednak ciągle widzę w nim to co mnie zachwycilo na samym początku. I TO jest w mojej glowie i pomaga mi przetrwać kryzysy..
owiwia7
ja wyszłam za mąż z takiego oto zakochania, poznałam mojego męża jak miałam 16 lat.. dorośliśmy, zmieniliśmy się, ale niestety po tej metamorfozie okazało się, że już nie pasujemy do siebie tak jak dawniej.. pojawienie się na świecie naszych dzieci, dodatkowo zmieniło relacje między nami, ciężko się porozumieć.. ale dopóki jest szansa na uratowanie małżeństwa, należy o to walczyć...

kasiarybka
Owiwia ja równiez poznałam Jacka jak miałam 16 lat.
Strasznie dużo sie nam przytrafiło przez te 17 lat znajomości.
Były momenty, kiedy kochałam chorą miłością, z zamknietymi oczami, z kulejącą wartością własną, chwilie, kiedy byłam w stanie zrobic WSZYSTKO, zeby tylko mnie nie zostawił, żeby tylko był ze mną.
Nie był to zbyt dobry pomysł z mojej strony, bardzo dużo czasu zajeło mi zrozumienie, ze to zła droga, że musze czuć siebie jako Człowieka, nie mogę pozwolić sobie na nie szanowanie samej siebie, bo to odbija się bardzo źle na naszym związku.
Po tylu latach róznych perypetii, róznych emocji, uważam, ze to jest własnie najwazniejsze. Szacunek, szczególnie ten do samego siebie.
Piszesz, ze pojawienie sie Dzieci bardzo zmieniło relacje miedzy Wami, a domyślasz sie może dlaczego ?
Ja mam taka teorię własną, na ten temat.
Uważam, że za bardzo skupiamy sie na Dzieciach, na prowadzeniu domu, na czystości, na praniu, gotowaniu, a zapominamy o tym, zeby dokładac drew do ogniska.
Taki przykład z kretami, który kilkakrotnie już zamieszczałam na Forum., o tym, że małżonkowie sa jak krety.
Każdy drąży swój korytarz, na początku sa to korytarze równoległe do siebie, w bliskiej odległości, co jakis czas wystawiamy głowy ze swoich dołków, zeby popatrzeć gdzie to drugie, żeby go z oczu nie stracic przypadkiem.
Później rodza sie dzieci, Pani kretowa "zbacza" w bok, zajmuje sie dzieciakami, prowadzeniem domu, zapomina kompletnie o wyjżeniu z dołka, nie ma na to za bardzo czasu, jest przeciez taka zajęta.
Kret wystawia głowe co jakis czas, ale nie spotyka wzroku współtowarzyszki, nie ma pojecia w którą stronę tej jej korytarz zboczył, nie widzi, wiec wraca do swojego kopania.
Kiedy On sie chowa, Ona sobie przypomina, że strasznie dawno nie wyglądała, więc wystawia głowe i niestety, nic nie widzi, więc wraca i kopie dalej, jak sie później bardzo często okazuje w kompletnie przeciwnym kierunku niż Pan Kret.
I jeśli sie te ich głowy nie spotkają w dosyć niedalekej od siebie odlegości, to z każdym kopnięciem, oddalają sie od siebie, coraz bardziej i bardziej, aż w końcu sa juz tak daleko od siebie, ze nawet jeśli wystawią głowy równocześnie to już siebie nie widzą.

Wiem, że ta opowiastka jest może i smieszna, taka egzaltowana i banalna, ale ma w sobie okruch prawdy.

Od kiedy zaczęliśmy regularnie praktykować randki, nasze relacje się naprawiły diametralnie.
Od kiedy kładziemy bardzo duży nacisk na nas , jako na parę, wszystko inne po prostu jalos samo sie układa.
Ja nie popuszczę, nie zasnę pokłócona, dopoóki nie wyjaśnię sytuacji, dla mnie zawsze najważniejszy jako Człowiek był, jest i będzie własnie Jacek.
Dzieciaki rosną w takiej atmosferze jaką my im stworzymy, ja jestem bardzo mocno uwrażliwiona w tym temacie, może dlatego, ze sama nigdy nie miałam ciepłego domu.
Jestem w stanie, w tej chwili rozładowac każde napięcie w domu, nauczyłam się tego po prostu.

Potrzeba strasznie dużo dobrej woli obu stron, zeby stworzyć fajny, partnerski związek.
Jacek ze swojej strony równiez bardzo się zmienił, wycofał sie, dał krok do tyłu, nie musi już rządzić za wszelką cenę, ale myślę też, że miała tutaj znaczenie moja walka o sama siebie, o swoja wartość.

Inna sprawą jest też to, ze odstawiłam alkohol. To bardzo, bardzo zmieniło moje zycie.
Zauważyłam jakby od nowa, że zyję naprawdę i jestem Człowiekiem.

Kiedy wracam myslami do tych wszystkich wydarzeń jakie miały miejsce w naszym wspólnym życiu, to widze kilka takich kluczowych momentów, kiedy wszystko wisiało na ostatnim włosku, kiedy ciut, ciut brakowało do ostatecznego rozwiązania......teraz moge powiedziec z cała stanowczością, i może trochę nieskromnie, że tutaj zagrała moja mądrość i inteligencja emocjonalna, moja upartość w tej materii.

Oczywiście, ze gdyby Jacek kompletnie nie chciał porozumienia, to mogłabym Mu na buty na....
Dzięki Opatrzności, On chciał tak jak ja, tylko oboje musieliśmy sie tej bliskości nauczyć, jakby od nowa.

Rozmowa.
Uważam, ze to najwazniejszy punkt programu.

Moja recepta na udany zwiÄ…zek to
Rozmowa na regularnych Randkach.

Ale zaznaczam, że to jest mój przepis i dla mnie on zadziałał.


chaton
Fajna ta twoja recepta, Kasiu, podoba mi sie. Rowniez przekonuje mnie teoria kreta.
Tylko tak.
Po pierwsze, do tanga trzeba dwojga.

Jesli natomiast chodzi o glowny temat watku, wydaje mi sie niestety, ze czesto radzimy terapie rozdzierajacym sie parom, kiedy jest juz za pozno, albo, jak u mnie, za wczesnie.
Terapia rodzinna to przede wszystkim terapia. To praca nad soba, samodzielna, przy pomocy terapeuty, ktory nia kieruje.
To nie jest magiczna rozczka. Odpowiedz na wszystkie problemy.
Trzeba miec motywacje.
Odwage , zeby zobaczy siebie oczami partnera.
Sile, zeby walczyc o zwiazek za cene wlasnego jakiegostam wygodnego wizerunku swojej osoby.
Ja sie dowiedzialam, ze moj niemaz musi najpierw zrobic wlasna terapie, zeby byc gotow skonfrontowac sie ze mna na NASZEJ terapii.
We wtorek skonczylam 37 lat.
Chcemy miec drugie dziecko, ale dla mnie aktualnie nie ma mowy, zebysmy sie zapuscili w taka przygode, zanim nie bedziemy pewni, ze zostaniemy razem.
On zadowolil sie wylaniem miala do lekarza prowadzacego z prosba o polecenie mu psychiatry.
Lekarz odpowiedzial nastepnego dnia, dajac mu kilka adresow.
To bylo tydzien temu.
A ja sobie mysle, ile czasu minie, zanim on sie zdobedzie na to, zeby zadzwonic, zanim tam sie wybierze, zanim dojdzie do jakis wnioskow... tak se siedze i licze.
I ogarnia mnie zlosc.
Zaczynam sobie uswiadamiac, ze mam go dosc.
I nie wiem, co z tym fantem zrobic.
Teraz to juz srapia nie terapia.
tolala
Kasiu, masz dużo racji w tym co piszesz. Randki, takie wspólne chwile są bardzo ważne. Dzięki nim można ciągle odkrywać drugiego czlowieka, który przecież ciągle się zmienia. najgorsze to wpaść w taki rytm obowiązków.
Rozmowa to podstawa, szkoda tylko, że wielu ludzim brakuje takiej wewnętrznej odwagi, zeby stawić czolo swojemu obrazowi widzianemu przez drugiego czlowieka.
Opowieść o krecie bardzo mi sie podoba.


Chaton, może mężczynom trudniej jest zdecydować się na terapię? Mój od kilku miesiecy mówi, żeby pójść razem na terapię malżenską, ale jak tylko wspominam, o indywidualnej dla niego, to on od razu zmienia temat. nie chce, boi się zmian, pracy nad sobą. A rozmawialaś z nim? Pytalaś się kiedy zadzwoni?
chaton
QUOTE(tolala @ Sat, 10 Jul 2010 - 23:26) *
Chaton, może mężczynom trudniej jest zdecydować się na terapię? Mój od kilku miesiecy mówi, żeby pójść razem na terapię malżenską, ale jak tylko wspominam, o indywidualnej dla niego, to on od razu zmienia temat. nie chce, boi się zmian, pracy nad sobą. A rozmawialaś z nim? Pytalaś się kiedy zadzwoni?


Mezczyznom jest zdecydowanie trudniej. Chlopcy nie placza. Rozmawialam, pytalam, u nas niestety jest to lub separacja. Ja wymiekam.
Szczegolnie od wczoraj, kiedy zastosowal schemat swojej mamusi: zranil mnie celowo, poczym odwrocil kota ogonem, zwalil wine na mnie i teraz sie snuje po domu z mina czytaj oh jaki ja jestem nieszczesliwy przez Ciebie.
Pytalam... przeciez on pracuje.
Wiec nie wiem, na emeryturzem moze to zrobi? Beze mnie.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.