To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

usg i czary mary a ADHD

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3
użytkownik usunięty
[post usunięty]
brzózka4
Moja pierwsza była prowadzona bez paniki w szeregach, tzn. typowa liczba USG, postawienie na racjonalne odżywianie, itp. Jednak Julia urodziła się z wadą serca i w związku z tym przy kolejnej dmuchałam na zimne, tzn. przeginałam z liczbą wizyt, zrobiłam echo serca płodu (bardzo drogie i prywatne). A z anemią miałam podobnie jak Ty - też mnóstwo żelaza, źle przyswajalnego, co skończyło się zastrzykami tegowoż i zaskutkowało czarnymi plamami na pośladkach (mam je już 3,5 roku i nic się nie da na to poradzić). I te zastrzyki też nic nie dały.

Ale po rozmowach z koleżankami z Anglii i Holandii uważam, że nasza opieka nad kobietą w ciąży jest niezła (wiekszość na czas porodu wraca do Polski). Ta pewna przesada z USG, witaminami, itp. na dłuższą metę być może pomaga donosić więcej ciąż i uratować więcej matek i dzieci.
kasiaaaaa
Rosa powiem Ci, że mam identyczne odczucia.
Ja w ciąży miałam usg 4 razy (jedno dodatkowe z powodu podejrzenia wady genetycznej). Nie miałam usg na każdej wizycie, bo lekarz powiedział, że nie ma takiej potrzeby. Łykałam tylko feminatal. Na zgagę lekarz przepisał Rennie, ale nie wzięłam. Ratowałam się bułką tartą, żeby czasem nie zaszkodzić. Kardiolog przepisał mi też coś na wyregulowanie rytmu serca. Zapytałam, czy to ma istotne znaczenie dla mojego zdrowia, powiedział, że głównie chodzi o to, abym nie miała nieprzyjemnych kołatań. Zdecydowałam więc, że nie biorę. W ciaży nie piłam kawy, pepsi grama alkoholu, nawet nie zjadłam czekoladki z alkoholemi. Dietę zmieniłam zdecydowanie. Oddrzuciłam podroby, prosukty z niepasteryzowanego mleka, fast foody. Wypełniłam to warzywami, owocami, mlekiem, jogurtami, sokami warzywnymi.

Trudno mi uwierzyć, aby te sprawy, które przytaczasz nie miały żadnego wpływu na dziecko w łonie matki. To, że nie udowodniono, że mają zły nie jest jednoznaczne z tym, że udowodniono, że nie mają.
Artola
Roso, bardzo ciekawe rozważania! Chętnie pośledzę, co dalej będzie.
Co do ciąż, to miałam prawie "naturalne": usg po 3 razy na ciążę chyba, BEZ no spy co okazuje się wyczynem 37.gif bez żelaza, za to z buraczkami i wołowiną 04.gif Jedynie luteinkę brałam, z powodu skurczów paskudnych 41.gif A, i w ciaży Maćkowej duphaston bez dyskusji zbędnych, po wcześniejszym poronieniu 29.gif
siłaczka
Moja teoria jest taka, że problem jest bardzo złożony. Np. słyszałam opinię logopedy, że nasilenie ilości wad wymowy obecnie to efekt słoiczkowego karmienia dzieci. I na zdrowy rozum coś w tym może być bo przecież takie papki nie ćwiczą aparatu mowy, nie ma bata, uczą tylko przełykania. A kiedyś skórka od chleba..itd.
Z drugiej strony mam silne przekonanie, że ponosimy skutki cywilizacji. Czy alergii wcześniej nie było? Oczywiście że była ale nierozpoznawana i nie w tym wymiarze. Podobnie z ADHD. Człowiek współczesny w ciągu godziny odbiera więcej bodźców niż człowiek pierwotny w ciągu całego życia. To musi mieć znaczenie. Z drugiej strony jak to połączyć z tym, że ADHD jest genetyczne?
A zespół Aspergera? Nieprzypadkiem najwięcej ludzi z SA jest w Dolinie Krzemowej.
Itd. Moja teoria jest taka, że prawda leży gdzieś pośrodku (ale odkrywcze, nie?). Po trochu na pewno częściej te problemy rozpoznajemy, świadomość społeczna jest większa, metody diagnostyczne lepsze ale też natężenie zjawisk musi być związane z rozwojem cywilizacji. Natomiast nigdy nie odważyłabym się chyba na bezpośrednie przełożenie:ADHD=no spa w ciąży.
Artola
CYTAT(siłaczka @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:15) *
Moja teoria jest taka, że problem jest bardzo złożony. Np. słyszałam opinię logopedy, że nasilenie ilości wad wymowy obecnie to efekt słoiczkowego karmienia dzieci. I na zdrowy rozum coś w tym może być bo przecież takie papki nie ćwiczą aparatu mowy, nie ma bata, uczą tylko przełykania. A kiedyś skórka od chleba..itd.
Z drugiej strony mam silne przekonanie, że ponosimy skutki cywilizacji. Czy alergii wcześniej nie było? Oczywiście że była ale nierozpoznawana i nie w tym wymiarze. Podobnie z ADHD. Człowiek współczesny w ciągu godziny odbiera więcej bodźców niż człowiek pierwotny w ciągu całego życia. To musi mieć znaczenie.

Coś w tym na pewno jest, zgadzam się w pełni. Jak porównam świat mojego dzieciństwa ze światem dzieciństwa moich chłopaków, ilość bodźców głównie, nie dziwię się nadpobudliwości...
Fasola

3 usg, żadnych leków, boli więzadło obłe - to dobrze; boli krocze - nic się nie dzieje, tak ma boleć. Skurcze w 7 mcu - znakomicie, tak ma być. Jedno dziecko z wadą wymowy (wyprowadzoną), drugie z silną alergią, z kiepską strona graficzną pisma. Poza tym brak zastrzeżeń.
Nie wiem, w jaką teorię to się wpisuje.
Mój bratanek wyrósł w brzuchu na duphastonie, no-spie i z usg co miesiąc, zdrowy bezproblemowy.
Pewnie jesteśmy wyjątkami potwierdzającymi regułę.
W Szwecji ciążę fizjologiczną prowadzi połozna. Moja mama twierdzi, że za jej czasów w Polsce też tak było - lekarz tylko na początku i w końcówce ciąży, poza tym całe prowadzenie ciąży przez położną.
kasiaaaaa
CYTAT(siłaczka @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:15) *
Czy alergii wcześniej nie było? Oczywiście że była ale nierozpoznawana i nie w tym wymiarze.

Mnie się jednak wydaje, że dawniej nie było tylu alergii, uczuleń, itp. Osobiście wiążę to też z pogarszającym się stanem środowiska, niezdrowym trybem życia. No i te leki. Dawniej ludzie ratowali się mlekiem z miodem i czosnkiem albo syropem z cytryny. A dziś nierzadko lekarz odrazu przepisuje antybiotyk "tak na wszelki wypadek".

CYTAT
Np. słyszałam opinię logopedy, że nasilenie ilości wad wymowy obecnie to efekt słoiczkowego karmienia dzieci.

Słoiczki z daniami powyżej 7-8 miesiąca zawierają spore kawałaki. Z tego co ja zauważyłam, konsystencja jest odpowiednia do wieku dziecka i nauki gryzienia. Ale logopedą nie jestem, nie będę się wymądrzać.
Agnieszka AZJ
dublet
Fasola
CYTAT(siłaczka @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:15) *
Moja teoria jest taka, że problem jest bardzo złożony. Np. słyszałam opinię logopedy, że nasilenie ilości wad wymowy obecnie to efekt słoiczkowego karmienia dzieci. I na zdrowy rozum coś w tym może być bo przecież takie papki nie ćwiczą aparatu mowy, nie ma bata, uczą tylko przełykania. A kiedyś skórka od chleba..itd.
Z drugiej strony mam silne przekonanie, że ponosimy skutki cywilizacji. Czy alergii wcześniej nie było?

Oczywiście była, mój ojciec w latach 40-tych byl odczulany w Krakowie. Miał ciężką, zdiagnozowaną. Moja babcia z dzieciństwa na wiosce zabitej dechami pamiętała m.in rodzeństwo, które wiosną miało zawsze gile do pasa.

CYTAT(siłaczka @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:15) *
Oczywiście że była ale nierozpoznawana i nie w tym wymiarze. Podobnie z ADHD. Człowiek współczesny w ciągu godziny odbiera więcej bodźców niż człowiek pierwotny w ciągu całego życia. To musi mieć znaczenie. Z drugiej strony jak to połączyć z tym, że ADHD jest genetyczne?


Dla adhd jest kilka teorii, ale jak świat światem byly dzieci "łobuzy nie do opanowania".
Tylko że kiedyś, gdy taki dzieciak latał cały dzień po wiosce z kolegami a wracał do domu położyć sie spać, to nie było to tak dotkliwe dla rodziny jak dziś.
Pewnie jest tak, że liczba tych przypadków rośnie, ale też liczba zdiagnozowanych rośnie. I tu pytanie, czy wzrost zdiagnozowanych wynika ze wzrostu przypadków czy z lepszej diagnostyki.
Agnieszka AZJ
CYTAT(siłaczka @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:15) *
Moja teoria jest taka, że problem jest bardzo złożony. Np. słyszałam opinię logopedy, że nasilenie ilości wad wymowy obecnie to efekt słoiczkowego karmienia dzieci. I na zdrowy rozum coś w tym może być bo przecież takie papki nie ćwiczą aparatu mowy, nie ma bata, uczą tylko przełykania. A kiedyś skórka od chleba..itd.
Z drugiej strony mam silne przekonanie, że ponosimy skutki cywilizacji. Czy alergii wcześniej nie było? Oczywiście że była ale nierozpoznawana i nie w tym wymiarze. Podobnie z ADHD. Człowiek współczesny w ciągu godziny odbiera więcej bodźców niż człowiek pierwotny w ciągu całego życia. To musi mieć znaczenie. Z drugiej strony jak to połączyć z tym, że ADHD jest genetyczne?
A zespół Aspergera? Nieprzypadkiem najwięcej ludzi z SA jest w Dolinie Krzemowej.
Itd. Moja teoria jest taka, że prawda leży gdzieś pośrodku (ale odkrywcze, nie?). Po trochu na pewno częściej te problemy rozpoznajemy, świadomość społeczna jest większa, metody diagnostyczne lepsze ale też natężenie zjawisk musi być związane z rozwojem cywilizacji. Natomiast nigdy nie odważyłabym się chyba na bezpośrednie przełożenie:ADHD=no spa w ciąży.


Się podpiszę pod Siłaczką icon_smile.gif
Nie ma jednej przyczyny - jest splot zmian. Jedzenia, sposobu zycia, świata w ogóle. My, rodzice jestesmy już inni niż byli nasi rodzice, to i dzieci mamy inne.

Pierwszą ciążę miałam podtrzymywaną (Torinal sie to chyba nazywało), pozostałe dwie nie. USG chyba po dwa razy w trakcie ciąży. Porody SN. Wszytski dzieci mają dysleksję, ale akurat podtrzymywana Ania - najslabszą. Nospy nie brałam, bo jestm na nią uczulona.

Edit: alergię tez miały, ale ok. 2-3 roku zycia wyrosły.
kasiaaaaa
Zastanawiam się też na ile walkę z niesprzyjającymi okolicznościami mogą wygrać geny.

Ja w ciąży poza witaminami nie łykałam nic. Młoda póki co nie objawia żadnych problemów zdrowotnych. Nigdy nie miała kataru, nie ma żadnej alergii.
Fasola
Kasiuu, ze zacytuję naszego ortopedę, który diagnozując platfusa u synka, zerknąl na stopy jego ojca i westchnął "z genami nie wygramy"
Alergia u mojego syna jest odziedziczona po dziadku - jestem pewna. Wraz z pięknym kolorem oczu, karnacją, nosem i charakterem.
xxyy
Szprycowanie duphastonem i dodatkowe USG w tym 3D na pewno dobrze wplywaja na samopoczucie pacjentki , ktora czuje sie "zaopiekowana", a takze korzystnie na kieszen prywatnego ginekologa. Jedno nakreca drugie.
W krajach Zachodnich ( dorzucam Danie do wymienionych) ciaza przecietnej kobiety jest prowadzona na ubezpieczenie i pacjentka oczekuje pewnych standardow, poza ktore sie nie wychyla ze swoimi oczekiwaniami ( bo nie ma do czego porownac jak to sie dzieje w Polsce : lekarz prywatny i panstwowy).
Agnieszka AZJ
Dysleksja moich córek jest spadkiem po moim Tacie, który całe zycie robił koszmarne błędy, ale nadrabiał błyskotliwością icon_wink.gif

menada
W pierwszej i obecnej ciąży:
- nie palę,
- nie piję,
- nie biorę no-spy,
- odżywiam się tak samo jak i przed ciążą (mało mięsa, dużo owoców i bez napojów gazowanych),
- luteina w obu ciążach przez około 1 miesiąc (plamienia),
- usg ok 8 razy w trakcie ciąży (nie ma dowodów na szkodliwość i tego się trzymam),
- renie na zgagę biorę często, bo jest skuteczna,
- sporadycznie apap na silne bóle głowy.

Co do żelaza, to w ciąży z Honoratą wyniki krwi były z miesiąca na miesiąc coraz gorsze i w 6 miesiącu zaczęłam brać Sorbifer, ale lekarz uświadomił mi że mam popijać sokiem jabłkowym lub zagryzać jabłkiem.
Teraz wyniki też są lekko poniżej normy, ale mój obecny ginekolog twierdzi, że nadal trzymam się w normie dla ciężarnych i mam się tym nie martwić.

Alergie, to moim zdaniem:
1. Wynik nadmiernej sterylizacji dziecka i jego otoczenia (strylizacja butelek, smoczków, jonizatory powietrza).
2. Zbyt rygorystyczna dieta matek karmiących - natychmiastowe wykluczenie nabiału, przy pojawieniu się kilku wyprysków na ciałku dziecka, kiedy to mogą być potówki lub reakcja alergiczna kontaktowa (perfumy, proszek do prania).
3. Naszprycowana chemią żywność.



Dirty Diana
Mój alergolog twierdzi, że alergia jest chorobą cywilizacyjną, że w państwach III świata jej nie ma, bo nikt ludzi nie faszeruje farmakologią, a układ odpornościowy sam musi walczyć z mikrobami. Natomiast "cywilizowani" ludzie mają układy odpornościowe ogłupiałe ilością leków, które z braku roboty, atakują to, co akurat nie szkodzi.

Co do ciąż:
Pierwsza-bezproblemowa, prowadzona standardowo. Chodziłam raz w miesiącu albo rzadziej. Brakowało mi czasu, bo studiowałam. Nie uważałam na siebie, tzn. bardzo zdrowo się odżywiałam, nie piłam i nie paliłam, ale jeździłam pociągami w dalekie trasy, maluchem co tydzień przemierzaliśmy z mężem 160 km. Córka zdrowa, urodzona o czasie, z wadą wymowy(zero nospy).
Druga-masakra, po poronieniu, które bardzo przeżyłam. Plamienie przez 3 miesiące-duphaston i po 3-4 usg w miesiącu (tak, w miesiącu!).Ostatnie 3 miesiące fenoterol i isoptin. W między czasie nospa. W miesiącu miałam średnio 2 usg. Syn urodzony 3 tyg za wcześnie, zdrowy, Co będzie dalej? Nie zastanawiam się. Tu wyobraźnia mi niepotrzebna.

Rozumiem Cię, Roso, tyle, że nie wiem, czy, gdybym była w kolejnej ciąży, broniłabym się przed nadprogramowymi usg, fenoterolem, duphastonem. Nadrzędną sprawą jest życie dziecka.
Fasola
CYTAT(menada @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:46) *
Alergie, to moim zdaniem:
1. Wynik nadmiernej sterylizacji dziecka i jego otoczenia (strylizacja butelek, smoczków, jonizatory powietrza).
2. Zbyt rygorystyczna dieta matek karmiących - natychmiastowe wykluczenie nabiału, przy pojawieniu się kilku wyprysków na ciałku dziecka, kiedy to mogą być potówki lub reakcja alergiczna kontaktowa (perfumy, proszek do prania).
3. Naszprycowana chemią żywność.

A, dorzuć do tego geny.
Alergia jest dziedziczna, co nie znaczy, że ujawnia się w kazdym pokoleniu.
Ja tam Młodemu niczego nie sterylizowałam, to raczej jego siostrze, którą miałam za wielce delikatną. Ona alergii nie ma.
A sterylnego otoczenia u mnie próżno szukać. Sztucznej żywności nie jemy.
Alergia kontaktowa o której piszesz, to też alergia i z czasem może zmienić postac na inną.
Oczywiście, tradzik niemowlęcy mlodej był według lekarki skazą, ale takiej skazy co schodzi po wodzie z sodą to ja nie uznaję.
gozar
A mnie zawsze zastanawiało czy branie witamin w ciąży ( np. feminatal) ma wpływ na wagę dziecka. Wiem, że lekarze są podzieleni jeśli chodzi o przepisywanie witamin w ciąży. Ja trafiłam na tych pro. Dzieci urodziłam duże. Swego czasu przeprowadzałam małą ankietę wśród moich koleżanek-matek pytając się, czy brały witaminy w ciąży i z jaką wagą urodziły się dzieci. W większości przypadków wychodziło że te które brały w ciąży witaminy urodziły duże dzieci.
Moja pierwsza ciąża była niby zagrożona ( w 7 tyg skurcze). Tradycyjnie dowalili mi duphaston i nospę. Potem luteina. Ciąża monitorowana dosyć często, bo chyba z 10 razy USG. Fakt, u dziecka zalatuje trochę ADHD, ale ciekawe czy to było związane ze sposobem prowadzenia ciąży.
Druga ciąża prowadzona ksiązkowo, bez zbędnych USG ( no, pod koniec miałam trzy w przeciągu 2 tyg, ze względu na dokładne oszacowanie wago dziecka, co miało zaważyć na sposobie porodu) bez tabletek, z feminatalem. Dziecko duuużo spokojniejsze niż pierwsze.

Jestem przekonana, że ogromny wpływ ma to co jemy . W zasadzie obecnie wszystko co jemy jest totalnie inne niż kiedyż, bo nafaszerowane chemią. Wszystko gdzieś nam się to odkłada w organizmie. Wiadomo, że płód wysysa z nas masę potrzebnych dla rozwoju składników, ale nikt nie powiedział że nie bierze sobie również tych naszych odłożonych toksyn....
siłaczka
CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:27) *
Mnie się jednak wydaje, że dawniej nie było tylu alergii, uczuleń, itp.

Tak, właśnie to napisałam. "Nie w tym wymiarze"= nie w takim natężeniu ilościowym.
e_Ena
CYTAT(użytkownik usunięty @ Thu, 15 Jul 2010 - 22:57) *
cytowany post usunięto

Fasola, ale jednak nie było to na taką skalę jak teraz. Z mojego dzieciństwa pamiętam tylko 1 koleżankę z alergią na mleko. Teraz mogłabym wypisać dłuuugą listę znanych mi dzieci z alergią (w tym 1 moje icon_wink.gif)

Z moich ciąż:
Usg – wg standardów państwowej służby zdrowia icon_wink.gif, czyli 3 razy
No-spę miałam przepisaną, na zasadzie żeby mieć pod ręką w razie skurczy, nie zażyłam nigdy ani 1 tabletki,
Falvit – lekarz mi go zalecał, jednak nie dałam rady tego brać, żołądek mnie bolał, starałam się nadrobić zdrową dietą,
Właściwie tylko na początku kwas foliowy brałam.
Dzieciom na razie niepokojących diagnoz nie postawiono icon_wink.gif, po za alergią syna.
siłaczka
CYTAT(Fasola @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:32) *
Dla adhd jest kilka teorii, ale jak świat światem byly dzieci "łobuzy nie do opanowania".
Tylko że kiedyś, gdy taki dzieciak latał cały dzień po wiosce z kolegami a wracał do domu położyć sie spać, to nie było to tak dotkliwe dla rodziny jak dziś.
Pewnie jest tak, że liczba tych przypadków rośnie, ale też liczba zdiagnozowanych rośnie. I tu pytanie, czy wzrost zdiagnozowanych wynika ze wzrostu przypadków czy z lepszej diagnostyki.

Nie, dla ADHD ostatnio jest jedna teoria= genetyka.
No i proszę Cię Fasola, mam uczulenie na "łobuzy nie do opanowania". Posługujemy się tutaj terminem ADHD a to jednak nie jest równoznaczne z Twoim okresleniem.
Dabriza
Temat rzeka..w moich rozmyślaniach obecny dawno..zwłaszcza teraz..kiedy tak piętnowane jest in -vitro(jako sprzeczne z naturą)...a idąc dalej tym tokiem myślenia- czy właśnie takie podtrzymywanie ciąży nie przeczy naturalnemu prawu selekcji słabszych osobników?
Wiem..łatwo jest dyskutować teoretycznie..inaczej mówi kobieta nosząc pod sercem życie które jest zagrożone i dla której naturalnym odruchem jest chronić je za wszelką cenę, tym bardziej..że znane i dostępne są metody....i pewno sama w takiej sytuacji brałabym leki podtrzymujące ciąże..niemniej dla mnie podejście tutaj nie jest do końca jasne..
można by i tu pokusić się o dyskusję o sztuczne przedłużaniu życia, ..itd..
to jeden aspekt
drugim jest wszechobecna i niemal plagiatyczna w Polsce lekomania...w mojej pracy spotykam się z tym osobiście..leki, jako panaceum na wszystko, absurdalnie niejednokrotnie jedne niwelują działanie drugich..no bo nierzadko każdy specjalista przepisuje swoje...nie patrząc na to co dany delikwent zażywa.
pacjenci z namiętnością dyskutujący o tym kto ile i czego zażywa- jakby ta licytacja miała na celu przynieść komuś prestiż...
a już niemal niebotyczne oburzenie, gdy na przeziębienie lekarz zaleci czosnek i cytrynę(mamy takiego jednego)..a nie antybiotyk!
Tymczasem pacjenci przyjeżdżający na leczenie spoza granic naszego kraju..z reguły leków nie biorą prawie wcale, lub w wyjątkowo uzasadnionych sytuacjach..-to taka dygresja w temacie..
Z mojej wiedzy , a także poczynionych obserwacji wynika, że nie ma leków które w taki czy inny sposób nie dają działań ubocznych. O terragenności większości tak do końca nie wiadomo..
Działanie danego leku jest też często uzależnione od predyspozycji alergicznych danej osoby..
Co do pochodnych progesteronu natomiast - wiele dyskusji wokół i tyleż samo stanowisk..Fakt są skuteczne w podtrzymywaniu ciąży..ale i nie pozbawione skutków ubocznych...(czasem poważnych)
Faktem jest też, że mało się mówi o właściwym odżywianiu..i generalnie zdrowym stylu życia kobiety ciężarnej zwłaszcza..
Nawiązując jeszcze do poruszonego zagadnienia USG..z tego co mi wiadomo..nie wykazano na dziś szkodliwości dla płodu..po pierwsze jest to promieniowanie pulsacyjne nie ciągłe, a dawka ultradźwięków jest niewielka, po drugie maluch w brzuchu mamy , chroniony jest szczególnie- tym samym oddalony od głowicy aparatu. Oczywiście zdrowy umiar dobry jest we wszystkim.(codzienne podglądanie w USG swojej córeczki przez Toma Cruiza, opisywane swego czasu w prasie..uważam za zupełnie niepoważne)
Ja miałam robione co wizytę, dziewczynki były maleńkie, więc regularne pomiary miały duże znaczenie w określeniu tego czy prawidłowo się rozwijają..z zalecenia lekarskiego stosowałam też dietę wysokobiałkową..(ale to tak na marginesie)
Często zadaję sobie również dalej idące pytania- o skutki w przyszłości np. wcześniejszej prowokacji glutenem, tak teraz powszechnej ( mnie całkiem nie tak dawno temu uczono czegoś zgoła odmiennego)
idąc dalej podać witaminy K
dawkowanie witaminy D..
i tak by można dyskutować i dyskutować...

ps.post powyższy napisałam w odpowiedzi na post autorki..bez śledzenia w jakim kierunku dyskusja zmierza..co zamierzam uczynić teraz icon_biggrin.gif
milutka
Ja o duphastonie.
Czy nie jest tak, że jeśli jest za mało progesteronu w organizmie, może dojść do poronienia, a duphaston czy luteina to przeciez progesteron, więc biorąc te leki uzupełniamy go?
A nospa ponoć dobra na skurcze, czyli też pomaga?
xxyy
CYTAT(milutka @ Fri, 16 Jul 2010 - 00:26) *
Ja o duphastonie.
Czy nie jest tak, że jeśli jest za mało progesteronu w organizmie, może dojść do poronienia, a duphaston czy luteina to przeciez progesteron, więc biorąc te leki uzupełniamy go?


Czy te z Was, ktore braly duphaston mialy wczesniej stwierdzony niski poziom progesteronu w organizmie?
gozar
CYTAT(milutka @ Fri, 16 Jul 2010 - 00:26) *
Ja o duphastonie.
Czy nie jest tak, że jeśli jest za mało progesteronu w organizmie, może dojść do poronienia, a duphaston czy luteina to przeciez progesteron, więc biorąc te leki uzupełniamy go?
A nospa ponoć dobra na skurcze, czyli też pomaga?

N o powiedzmy że pomaga, ale w przypadku kiedy te skurcze występują przedwcześnie. Ostatnio natknełam się w któymś z wątków ciązowych na wypowiedz dziewczyny w 40 tyg ciąży która po całym dniu chodzenia tak była zmęczona, że dostała skurczy. Ale wzięła nospę i jej przeszło icon_biggrin.gif W 40 tyg ciąży icon_biggrin.gif
To jest własnie branie nospy jak cukierki icon_wink.gif
tuLena
CYTAT(Leni @ Thu, 15 Jul 2010 - 22:30) *
Czy te z Was, ktore braly duphaston mialy wczesniej stwierdzony niski poziom progesteronu w organizmie?


ja miałam. W drugiej ciąży. I miałam przepisaną luteinę dopochwowo, ktorą jednakże brałam dość krótko z uwagi na to,że mnie wkurzały te nierozpuszczone tabletki podczas gdy już miałam brać następną.
W pierwszej nikt mi nic nie badał, więc możliwe,że niski poziom mam zawsze icon_smile.gif
milutka
Jeśli kobieta, taka jak ja, walczy o to żeby zostać mamą, to i będę łykała witaminę C jak będą kazali, wszystkiego będę się chwytać, nawet jeśli to nie pomaga icon_wink.gif


Ale myślę, że te wszystkie leki mają w jakimś stopniu wpływa na dziecko.
gravida
Jestem logopeda, ktory sobie mieszka w dalekim, azjatyckim kraju, do ktorego dosc czesto w ramach szkolen, konferencji i wykladow sprowadza sie ekspertow i "ekspertow" z wielu stron swiata. Glownie ze Stanow, Australii i Anglii, przy czym Stany dominuja, bo tam maja najwiecej srodkow na badania itd.
Na zadnym ze szkolen (a sa na ogol poswiecone waskiej tematyce, jak 'autyzm a mowa', 'terapia zywienia', 'wady oro-motoryczne' itd.) NIKT nie osmielis sie nawet pokusic o jednoznaczne stwierdzenie skad cos sie bierze. Wszyscy jak jeden maz mowia, ze czynnikow jest wiele; srodowiskowe, genetyczne, lepsza diagnostyka, podtrzymywanie ciaz, jedzenie, problemy sensoryczne itd.

I to moim zdaniem ma absolutnie sens. Kazda z nas moze przywolac jakiegos kolege z klasy, czy kogos ze szkoly, kto byl 'dziwny', albo inny. Nie byl diagnozowany, bo o autyzmie, czy ADHD to sie dopiero teorie pojawialy jak ja np. studiowalam i to teorie piekne, jak te o 'zimnych matkach' i inne bzdury na kiju. Poza tym nasze matki nie podgladaly nas na usg, nie braly nospy, czy duphastonu, chyba rowniez nie siedzialy calej ciazy na zwolnieniu, co teraz jest tak powszechne, ze az czlowiek uwierzyc nie moze, ze sie kiedys dzieci rodzily bez tego wszystkiego.

To, co do mnie przemawia, to troche proste i naiwne porownanie do swiata roslinnosci. Sa takie gatunki kwiatkow, jak takie dajmy na to mlecze, ktore gdzie je wiatr poniesie, tam wyrosna i beda sie mialy lepiej niz inne. Nie trzeba ich szczegolnie pielegnowac, nie trzeba wokol nich skakac, a one beda sobie zolte radosne, ciezkie do wyplewienia i produkujace regularnie dmuchawce. Za to z takimi storczykami to sie czlowiek narobi, moze na glowie nie raz stanac, a one nie zakwitna itd.
Tak wiec zawsze beda dzieci, ktore moga cala ciaze niemal przelezec pod ultrasonografem, byc karmione niemal nospa, matka moze sie w ogole w ciazy nie ruszac, wiec dzieci beda pozbawione bodzcow sensorycznych, urodzonych przez cesarskie ciecie, karmione na dzien dobry butelka ze sztucznym mlekiem, siedzace w durnowatych "krzeselkach dla niemowlakow"* i mimo wszystko te dzieci nie beda mialy zadnych problemow, wad, diagnoz i innych. Z kolei beda tez i takie, ktore niezaleznie od zabiegow 'unikania niekorzystnych bodzcow', beda mialy problemy.
Zadne zjawisko, czy to autyzm, czy problemy sensoryczne, czy ADHD, czy dysleksja nie jest czyms, co powstalo niedawno, a co nie wystepowalo wczesniej. Byly te wszystkie przypadlosci, tylko nazwy nie mialy, albo lapaly sie w lakoniczne "on jest inny".

Na swoj wlasny uzytek, jako osoba ktora pracuje z dziecmi doswiadczonymi tymi roznymi diagnozami, problemami w nauce itd., ukulam sobie teorie, ze we wszystkim trzeba miec umiar. I podejrzewam, ze moj umiar nie rowny umiarowi Zoski, Kaski, czy Goski.
Z Polski na lokalny teren w wnioslam badania przed ciaza na toksoplazmoze i cytomegalowirusa, do ktorych musialm niemalze przymusic ginekologa. Oni to robia standardowo po potwierdzeniu ciazy i nie zadaja sobie trudu polecania tychze badan dla kobiet starajacych sie o dziecko. Badania usg mam na kazdej wizycie, jak dotad co miesiac. Nie chodze do dwoch czy wiecej ginekologow, poczytalam troche o usg i zaden artykul o negatywnym dzialaniu tych badan do konca mnie nie przekonal. Ponadto nie mam fizycznie mozliwosci calkowitego odciecia sie od badan, bo jednak te genetyczne chcialabym miec zrobione (bo mozna interweniowac czasami w zyciu plodowym i to jest dla mnie argument nie do zbicia), a jak wiadomo te genetyczne trwaja najdluzej, bo sa najdokladniejsze. Pozostale to wlasciwie "rzut okiem" przy tamtych.
Lekarz tutaj nie bada mi krwi. Nie wiem wiec, czy mam anemie. Ze wzgledu na cukrzyce natomiast odzywiam sie dobrze, bardzo ostroznie i jestem ostro kontrolowana przez diabetologa, ale to akurat moj specyficzny przypadek, bo wyglada na to, ze tu standardowo nie bada sie morfologii w ciazy. Za to od drugiego trymestru kobiety przyjmuja zestawy witaminowe, gdzie jest wszystkiego po troche.
Mocz bada sie przy kazdej wizycie paskiem lakmusowym (czy jakims tam o podobnym dzialaniu, co to sie zabarwia, jak jest bialko/cukier i inne).
Nie slyszalam o kobiecie w ciazy na zwolnieniu tutaj, chyba ze musi byc hospitalizowana. Nospa jest zjawiskiem nieznanym. Co ciekawe, ogolnie jest to spoleczenstwo (w Singapurze) uwielbiajace szprycowac sie lekami, czy innym swinstwem i wiekszosc produktow, ktore u nas sa na recepte, tutaj mozna sobie kupic w aptece. Antybiotyki sa lekami pierwszego rzutu i ogolnie poziom lecznictwa ogolnego jest tu pozal sie Boze (chyba, ze sie zaplaci slono, albo ma sie db ubezpieczenie).

Ogolnie, jak to zwykle - co kraj to obyczaj. I fakt, w Polsce jest tendencja do 'udziwniania' i moim zdaniem przedobrzania w kwestii ciaz. I porodow. Odsetek cesarskich ciec w Polsce jest moim zdaniem duzy. CC na zyczenie jest wg mnie karygodne i nie powinno miec miejsca. Byc moze np. tutaj nie ma az tylu ciec, bo to kosztuje (srednio 2x tyle co porod silami natury) i nie tyle "madrosc zyciowa" rodzacych, czy wlasciwa opieka ginekologiczno-poloznicza ma tu wplyw, co zwykly pragmatyzm, ale jednak dziala. Z drugiej strony - KAZDY kto jest gotowy zaplacic (niewielka kwote w porownaniu z cena samego porodu) ma prawo dostac znieczulenie, a w Polsce juz roznie z tym bywa (slyszalam np. ze we Wroclawiu nie ma i tyle, bo nie ma anestezjologow).

Wracajac do glownego tematu - moim zdaniem wszystko ma tu wplyw. Geny, zycie plodowe, nafaszerowanie lekami, wystawienie na nadmierne dzialanie roznych bodzcow srodowiskowych, lepsza diagnostyka, wieksza swiadomosc itd. itp. Moze kiedys, kiedys (raczej nie za naszego zycia) bedzie wiadomo, skad sie dany problem bierze i bedzie mozna przeciwdzialac. Tylko pewnie "powstana" (zostana zidentyfikowane) nowe 'jednostki'...
I jeszcze z gruntu zawodowego napisze, ze ogolnie rzecz biorac, jakby to nie brzmialo - to dobrze, ze mamy wiecej zdiagnozowanych dzieci. Zawsze mozna im w jakims stopniu pomoc. Czesto nie da sie "wyleczyc", uzdrowic, ale mozna wesprzec i rozwinac pelen potencjal danej jednostki. Poza tym, jak wiadomo,z e dziecko dajmy na to ma ADHD, to juz nie bedzie traktowane (a przynajmniej byc nie powinno) jako osobnik zlosliwy, ktorego nalezy utemperowac starymi, dobrymi metodami wychowawczymi itd.
Do tego dochodzi jeszcze fakt, ze przy obecnym stanie wiedzy, mamy dowody na to, ze np. autyzm u jednych moze byc bardzo mocno powiazany z poziomem rteci w organizmie, podczas gdy u innych dzieci z ta sama diagnoza ten poziom bedzie przecietny i bez wplywu na diagnoze, za to kolejne dziecko bedzie mialo zmiany wykryte podczas tomografii mozgu. Zreszta, wiekszosc tych problemow (autyzm, ADHD itd.) to sa wlasnie "spektra"; te sama diagnoze (czyli ogolny kierunek zmian w funkcjonowaniu jednostki) beda mialy dzieci z Aspergerem, PDD-NOS, autyzmem (i tu bedzie dziecko, ktore jest w stanie funkcjonowac db w szkole normalnej, oraz takie, ktore wlasciwie nie jest w stanie db sobie radzic w szkole specjalnej, a oba z ta sama diagnoza).
Nie mowiac juz o przypadkach, gdzie zwyczajnie sprawy sa 'rozdmuchiwane', czy to przez media, czy przez niewlasciwa diagnoze itd. Wspanialym przykladem jest tutaj Jenny McCarthy, ktora przez lata zwalczala szczepienia, obciazajac je wina za autyzm swojego dziecka, oraz twierdzila, ze "wyleczyla" swojego synka z autyzmu. Teraz wszyscy wiemy, ze oin autyzmu nie mial, a tylko potezne alergie. Natomiast, co szkody narobila swoim skadinad pozytywnym zaangazowaniem w sprawe, to wszyscy wiemy (ile paniki wokol szczepien, co pokutuje do dzis).
To wlasnie piekny przyklad na to, ze "droga jednej przyczyny" jest raczej zwodnicza. Jasne, ze dieta (np. GFCF), czy suplementy, czy nawet kolonoterapia moze wesprzec inne terapie autyzmu i spowodowac, ze dziecko bedzie robilo wieksze postepy, ale to nie jest "lekarstwo" na autyzm, bo autyzm nie beirze sie tylko i wylacznie z obciazenia metalami ciezkimi. Bierze sie z wielu roznych przyczyn.

Wiele roznych przyczyn. To jest w mojej opinii niesatysfakcjonujaca, ale na obecny stan wiedzy faktyczna, odpowiedz na pytanie "skad i dlaczego".


*To mam na mysli, co wg mnie jest zbrodnia i wymaga ukarania wynalazcy, bo ludzie sa w stanie tam wtloczyc dziecko, ktore nie jest gotowe do pionizacji ciala, choc na zdjeciu akurat siedzi starsze
Zelda
CYTAT(Leni @ Thu, 15 Jul 2010 - 22:30) *
Czy te z Was, ktore braly duphaston mialy wczesniej stwierdzony niski poziom progesteronu w organizmie?

ja tak.
-przyznaję że bardzo panikowałam będąc w ciąży z Hania,bo długo na nią czekałam.Niestety była zagrożona więc brałam duphaston,nospy nie,lekarz zabronił brać w pierwszym trymestrze.Nie wiem teraz,bo nie mam swoich zapisków [przy sobie,czy brałam duphaston do momentu wylądowania w szpitalu czy wczesniej gdy Hania była juz
"bezpieczna "przerwałam.Została uświadomiona że jesc mogę wszytsko w granicach zdrowego rozsądku.Wyniki krwi było ok,więc sorbifer sobie darowaliśmy.Hania była monitorowana co 3-4 tygodnie,do któregoś tc robiłam tez bhcg.W 31 tc wylądowałam z zagrażającym porodem przedwczesnym w szpitalu,wtedy tokoliza ,nospa i inne leki dożylnie.Hania urodziła się w dniu wyznaczonym na pierwszym usg.Gdybym nie była wtedy w Polsce tylko w stanach to nawet nie chcę myśleć jakby się to skończyło.
W ciązy z Olkiem było gorzej ze względu na podejrzenie nowotworu,fenoterol tez niestety brać musiałam , chociaż w czasie to odwlekłam chyba o 2 tygodnie.
-u Hani nie widze żadnych anomalii wręcz przeciwnie,wyprzedzała rówieśników w rozwoju.
Pamiętam rozmowę z ordynatorem, gdy mnie szlag trafił bo miałam wyjść do domu, a on po badaniu stwierdził że mowy nie ma,że jak urodzę dziecko to nie będzie nikogo wazniejszego.Mówił że większośc przedwczesnych ciąż spowodowana jest zaniedbaniem,kobieta wypisana ze szpitala z nakazem leżenia ,nie przestrzega zaleceń i potem rodzą się dzieci w 31-33 tc ciąży.
Ważna jest też kwestia podawania witamin ,przepisywania końskich dawek witaminy D3,rodzice nie zdają sobie sprawy że nadmiar bardziej szkodzi niż niedobór.Może być przyczyną kolek.Mase dzieci ma przekroczony poziom tej witaminy w wieku 2 lat,ale na bilansie dwulatka rzadko który lekarz zaleca.Na dostarczenie dziecku potrzebnej dawki wystarczy wystawienie choćby kawałka ręki, 15 minut.ale to już inny temat
candace
obydwie ciaże tylko z kwasem foliowym przed zajściem. Ciaz aLury zakończona w szpitalu bo łozysko nie karmiło- ale to końcówka była. Nie brałam nic bo lekarka mówiła: ciaża nie choroba... pilnowałam diety. USG miałam chyba 2 -3 razy.

a co do alergii to mam dwie córki, które sie podzieliły: wera ma wszystkie choroby po tatusiu: AZS, trzeci migdał, wrazliwa skóra (ale to cz AZS). laura zdrowa jak kobyła, nie ma na razie nic. tak samo karmione, ci sami rodzice.
ale zgadzam sie z ROsą- przeraża mnie sytuacja, gdzie mamy teraz w pracy 4 ciężarne i są: od początku na L4, co dwa tygodnie dostajemy skany ich zdjęć z USG, licytuja się ile i czego jedzą (mowa o lekach), taka licytacja która gorzej znosi ciazę... oraz newsy, że ich dzieci juz chyba licza i czytająicon_smile.gif)
OLA77
CYTAT(gozar @ Thu, 15 Jul 2010 - 23:58) *
A mnie zawsze zastanawiało czy branie witamin w ciąży ( np. feminatal) ma wpływ na wagę dziecka. Wiem, że lekarze są podzieleni jeśli chodzi o przepisywanie witamin w ciąży. Ja trafiłam na tych pro. Dzieci urodziłam duże. Swego czasu przeprowadzałam małą ankietę wśród moich koleżanek-matek pytając się, czy brały witaminy w ciąży i z jaką wagą urodziły się dzieci. W większości przypadków wychodziło że te które brały w ciąży witaminy urodziły duże dzieci.
Moja pierwsza ciąża była niby zagrożona ( w 7 tyg skurcze). Tradycyjnie dowalili mi duphaston i nospę. Potem luteina. Ciąża monitorowana dosyć często, bo chyba z 10 razy USG. Fakt, u dziecka zalatuje trochę ADHD, ale ciekawe czy to było związane ze sposobem prowadzenia ciąży.
Druga ciąża prowadzona ksiązkowo, bez zbędnych USG ( no, pod koniec miałam trzy w przeciągu 2 tyg, ze względu na dokładne oszacowanie wago dziecka, co miało zaważyć na sposobie porodu) bez tabletek, z feminatalem. Dziecko duuużo spokojniejsze niż pierwsze.

Jestem przekonana, że ogromny wpływ ma to co jemy . W zasadzie obecnie wszystko co jemy jest totalnie inne niż kiedyż, bo nafaszerowane chemią. Wszystko gdzieś nam się to odkłada w organizmie. Wiadomo, że płód wysysa z nas masę potrzebnych dla rozwoju składników, ale nikt nie powiedział że nie bierze sobie również tych naszych odłożonych toksyn....

ja witaminy brałam a Lena urodziła się z waga 2770 i 54cm- więc mała:)
katiek
Na szybko bo zaraz muszę wyjść.
Mi w ciąży z Kingą, kiedy musiałam brać sporo leków, bo mi się i astma odezwała i serce i tarczyca, lekarz mi wytłumaczył łopatologicznie-jak pani się dusi to i dzieckosię dusi, jak pani serce wali 160/min, to serce płodu wali ponad 200 zapewne, jak pani ma nieuregulowane hormony tarczycy to i dziecko też, więc lepiej jest brać leki KIEDY JEST POTRZEBA, niż nie brać i potem płakać.

Cd później jak wrócę do domu
Użytkownik usunięty
No więc...
- obydwie ciąże brałam duphaston z uwagi na wcześniejsze poronienia. Do 16 tygodnia, później już nie,
- nospy nie brałam bodaj ani razu,
- brałam w pierwszej ciąży Maternę, w drugiej Falvit - to wszystko.
- usg miałam robione 5 razy z Julią, 6 razy z Tymkiem, przy czym Tymoteusz miał dodatkowo echo serca płodu z uwagi na problemy sercowe Julii.

- Julia miała zabieg na sercu - co ciekawe... Jej dziadek, a ojciec mojego M., mój M. mają drobne, nieoperacyjne i podobno nieszkodliwe wady serca. Córka brata Michała miała ubytek, kontrolowany, zarósł się około 2 r.ż. Tymi miał ubytek zdiagnozowany w połowie ciąży na echu, urodził się ze zdrowym serduszkiem już.
- Tymi jest alergikiem (ma skazę białkową, podobnie jak ojciec),
- Julia od 3 r.ż. jest pod opieką logopedy,
- Tymi mówi perfekcyjnie jak na swój wiek.

Ciekawostka przyrodnicza... Moja Siostra od dzieciństwa ma anemię. Leczona była w różny sposób, w pewnym momencie hemoglobina na poziomie poniżej 10 blokowała Jej życie - mówiąc delikatnie. Już zawsze będę kojarzyła Sylwię z burakami, granatami, natką pietruszki, kiwi i tym podobnymi produktami, którymi usiłowała wspomóc organizm. Potem przyszedł czas na leki. Farmakologia totalnie rozregulowała jej trawienie (wiecie, o czym mówię?...), a hemoglobina drgnęła, ale nadal byłą bardzo niska. W końcu namówiłam ją na witaminy "przeklętej firmy", które nawet lekarz kwitował pogardliwym uśmieszkiem, ale ostatecznie doszli do wniosku, że nie zaszkodzą, to niech se placebuje. Witaminy te zalecił lekarz, który tymi witaminami się posługuje, a mówię to dlatego, że nie kazał brać jedynie żelaza, ale żelazo w obstawie innych witamin, żeby się przyswajały. Poza tym są to witaminy pozyskiwane z roślin, muszelek i innych naturalnych składników, co ma sprawiać, że się przyswajają - i fakt. Przyswajają się! Po miesiącu hemoglobina znalazła się w dolnej granicy, ale w granicy! W chwili obecnej Siostra jest w 6 mcu ciąży, wyniki są perfekcyjne i nawet lekarz prowadzący przestał się uśmiechać z ironią w kąciku ust 06.gif
MaPI
Pierwsza ciąża książkowa, bez leków, bez witamin poza kwasem foliowym na początku, ale z większą liczbą usg niż 3. Zakonczona w 41tc przez cc (spadające mocno w dół tętno). Filip bez alergii, większych problemów zdrowotnych ale wymagający SI co wyszło na jaw dopiero niedawno. Acha pracowałam prawie do samego końca.
Druga ciąza (a raczej trzecia) plamienia, krwawienia, dość silne, od poczatku duphaston, leżenie, potem przegroda w macicy, odejście wód i poród przez cc w 32tc. Obyło się bez nospy przy krwawieniach, bo mnie nie bolało, a lekarz wychodził z założenia że jak się macica trochę obkurczać będzie to lepiej bo zatamuje krwawienia. Aczkolwiek nospę przepisał "gdyby w razie coś". Co będzie dalej czas pokaże, aczkolwiek jak na wcześniaka z 32tc Domi ma się całkiem nieźle. Tu byłam na zwolnieniu od 8tc.

W przypadku Filipa terapeutka SI uważa, że największy wpływ na jego zaburzenia miało to, że urodził sie z 6 punktami. Domi miała 7, ale za to inne przygody wcześniej (czyli "trudna" ciąża) i potem (7 dni respiratora chociażby, ale za to oby się bez wylewów) . Ale gdyby nie przypadkowa rozmowa z rehabilitantką Dominiki na temat Filipa to ja bym w życiu nie wpadła na to że on SI potrzebuje. Ja jego "zaburzenia" uważałam za spadek po mnie, bo ja też bałam się czy boję się tego co on. I teraz już wiem, że moje lęki też się kwalifikują do "leczenia" tylko że kiedyś nikt nie słyszał o SI.
Artola
Moim zdaniem wiele wad, schorzeń, czy jak to tam nazwać, istniało już kiedyś, tylko nie było diagnozowane jak teraz. Np. jak kiedyś ktoś robił błędy, nauczycielka kazala mu pisać codziennie dyktanda, a nie wysyłała po orzeczenie o dysortografii. Pamiętam moją babcię, która 25 lat temu ślęczała nad moim kuzynem i kazała mu przepisywać kawałki z książeczek, bo paskudnie pisał. Nikt się nie kwapił o stwierdzenie dysgrafii, ot po prostu, trzeba ćwiczyć. Podobnie z SI-teraz to powód do terapii, kiedyś stwierdzano, że dziecko takie jest i to akceptowano.
Tak się czasem zastanawiam, czy te wszystkie orzeczenia, terapie itd, to faktycznie dla dobra dziecka? czy to takie zwalanie odpowiedzialności przez rodzica? Kiedyś rodzic poświęcał swój czas, energię, cierpliwie ślęczał z dzieckiem nad zeszytem itd. Teraz dostanie zaświadczenie i z głowy. Zawiezie dziecko na zajęcia z terapeutą i ma godzinkę na zakupy. Nie uderzam tu w nikogo, jestem daleka od tego, tym bardziej, ze mało was znam i wasze sytuacje, to tylko moje takie ogólne przemyślenia...Sama mam dziecko nadpobudliwe, z problemami z pisaniem i ortografią, które na siłę może już by można podciągnąć pod dysgrafię czy dysortografię. I stąd też moje rozterki: walczyć z tym z pomocą psychologów czy zaakceptować dziecko takim jakie jest, bo jemu w szczęśliwym życiu to nie wadzi?
Artola
CYTAT(siłaczka @ Fri, 16 Jul 2010 - 00:09) *
Nie, dla ADHD ostatnio jest jedna teoria= genetyka.
No i proszę Cię Fasola, mam uczulenie na "łobuzy nie do opanowania". Posługujemy się tutaj terminem ADHD a to jednak nie jest równoznaczne z Twoim okresleniem.

Wydaje mi się, że Fasola użyła tego określenia w sensie, że kiedyś pojęcie ADHD nie było znane, a dzieci, które teraz są w ten sposób diagnozowane, też były. I były określane mianem łobuziaków itd. Przykład: moja mama, gdyby teraz sie urodziła, pewnie by była ADHD, pół wieku temu była "tylko" rozrabiaką, trudną do opanowania osóbką icon_wink.gif
jaAga*
To i ja wpiszę się w tą wyliczankę icon_wink.gif.
Nigdy nie brałam no spy (mówię o ciąży)i nikt mi jej nigdy nie proponował, ani duphasonu (nie miałam problemów z donoszeniem) . Żelazo owszem miałam przypisywane, ale nie mogłam zażywać, tyle, że informowano mnie również o zdrowej diecie (w drugiej ciąży dzięki forum to picie pokrzywy przyniosło mi poprawę wyników icon_wink.gif).
Pierwsza ciąża, 8 lat temu, prowadzona przez ginekolog w przychodni państwowej, badała mnie ginekologicznie tylko raz!, USG standardowo miałam 3 razy, z czego ona zleciła tylko raz, drugi zrobili mi w szpitalu, a trzeci raz poszłam do innego lekarza, bo chciałam mieć zdjęcie icon_wink.gif. Łykałam feminatal chyba przez całą ciąże (waga córki 4070g), zdarzało się mi wypić pół lampki wina własnej roboty na poprawienie hemoglobiny i osłabienie twardnień brzucha (to oczywiście porada lekarza), pracowałam do dnia przed porodem, ostatniego dnia w pracy liczyłam skurcze- były co 20 min, wieczorem odeszły mi wody. Julka urodzona o czasie, w niemowlęctwie "chuchałam na nią i dmuchałam", bez problemów intelektualnych, ładnie mówiąca i ze ścisłym umysłem. Jednak bardziej chorowita niż młodsza siostra.
W drugiej ciąży- lekarz prywatny, USG co mniej więcej drugą wizytę, na każdej wizycie badanie ginekologiczne - zwolnienie od 6 miesiąca, ze względu na założony pessar. Córka urodzona 3 tyg przed terminem, alkoholu ani grama, witamin nie łykałam (3380g), zdrowa, acz z AZS. Zdecydowanie bardziej "ruchliwa" niż siostra (czy to nadpobudliwość- jeszcze nie wiem), Wit. D3 dostawała jak sobie przypomniałam (czyli rzadko), butelek nie sterylizowałam (zresztą obie karmione po 1,5 roku piersią), nie chuchałam na nią i jest zdecydowanie zdrowsza i rzadziej choruje niż starsza.
Moim zdaniem sporo prolemów (zwłaszcza alergicznych) wynika ze wzrostu cywilizacji - powszechnie nadużywanej chemii ( w pożywieniu, otoczeniu) i zanieczyszczenia środowiska metalami ciężkimi.
Artola
A, miałam jeszcze napisać, że ja wit brałam, Materne chyba, ale nie pamiętam, a moi panowie do kolosów nie należeli, pierwszy 3500, drugi 3300, więc zupełna przeciętność wg mnie.
użytkownik usunięty
Bardzo mi po drodze z Twoimi rozważaniami, sama mam podobne patrząc jak każda prawie ciąża wśród znajomych i rodziny klasyfikowana jest jako zagrożona. Moja również taka była wg lekarzy. Wczesnym porodem straszono mnie od 30 tygodnia (co przy fakcie, że urodziłam w 43 jest dość zabawne, ale dopiero teraz). Chyba nie dałam się ponieść temu szaleństwu, choć pewnie fakt, że nie brałam zaleconej mi nospy i fenoterolu nie jest chwalebny (bo jednk dostałam go z polecenia lekarza). USG miałam kilka- więcej niż zaleconych, bo pod koniec zaczęto mnie jeszcze straszyć wielowodziem, ale nie było usg na każdej wizycie. Na pewno w 12 tygodniu, połówkowe no a potem pod koniec 3 chyba.

Odżywiałam się zdrowo, choć lekarzy niepokoił brak mięsa w mojej diecie (po porodzie żelazo spadło mi do 7 w czasie jej trwania było w dolnej granicy).

Hugo zdiagnozowano jako alergika z azs zabroniono nabiału wszelkiego (nutramigen dostawał) i wielu innych rzeczy. Dzisiaj po przeleczeniu przez znajomego lekarza na pasożyty (w przychodni jak prosiłam o badanie powiedziano mi, że teraz to wszyscy myślą, że są lekarzami, bo w internecie się czegoś doczytali icon_razz.gif ) je jogurty, masło itd.
Urodził się w 43 tyg. ( w karcie napisano, że w 39 icon_cool.gif ) waga 4kg. poród sn (długi ale cały czas z prawidłowym tętnem młodego). Dostałam ZZO na własne życzenie.
tolala
Opdowiadam na pierwsz post Rosy.
W ciąży nie brałam no-spy, ale niestety brałam inne leki. Nie wiem dlaczego, może to taka moja wrażliwość (a może fakt, że akurat na początku ciąży zamieszkała u nas daleka krewna) ale od początku ciąży walczyłam z infekcjami miejsc intymnych. Nie pamiętam jakie już leki dostawałam; były to globulki dopochwowe, problem mijał na krótko i znowu wracał, więc robilam badania z posiewem itp. Nie wykluczono też zapalenia pęcherza moczowego, więc przez dwa tygodnie brałam też Urosept (chyba tak się nazywał). Cała ta przygoda zakończyła się na trzy miesiące przed porodem, kiedy dostalam antybiotyk specjalnie robiony w aptece (na który zresztą dostałam uczulenie).
Niestety od strony lekowej dużo gorzej bylo po porodzie. Ponieważ miałam sepsę przed samym porodem, więc po pierwsze dziecko dostało profilaktycznie antybiotyk na trzy doby po urodzeniu, a ja zostalam naszprycowana w sumie 20 antybiotykami. Niestety dochodziło do dziwnych sytuacji, gdzie lekarze mówili może pani karmić, ale nie bezpośrednio po zażyciu antybiotyku tylko po około 2 godzinach, a później już w domu jak wynalażlam opisy tych leków, okazało się, że nie można w ogóle karmić. Nazw teraz nie pamiętam (musiałabym wziąć wypis ze szpitala).

USG miałam robione na każdej wizycie - profilaktycznie, trwało kilka minut.

A, brałam czasami witaminki. Żelaza nie brałam, bo badania krwi zawsze były w normie.


Nie wiem jak wpłynęło to na moje dziecko (może te problemy z mówieniem stąd się biorą??), ale na pewno jakoś wpłynęło.
Wiem tylko tyle, że dla mojego organizmu taka ilość chemi była bardzo "bolesna". USG jamy brzysznej przed antybiotykami, a po ich zażywaniu bardzo się od siebie różniły. Przez ponad pół roku skóra na rękach była cały czas spierzchnięta, a włosy po prostu wypadły. Na paznokciach miałam też takie wgłębienie.
Fasola
CYTAT(Ena @ Fri, 16 Jul 2010 - 00:08) *
Fasola, ale jednak nie było to na taką skalę jak teraz. Z mojego dzieciństwa pamiętam tylko 1 koleżankę z alergią na mleko. Teraz mogłabym wypisać dłuuugą listę znanych mi dzieci z alergią (w tym 1 moje icon_wink.gif)

Skala na pewno jest większa, tylko ja się zastanawiam, czy kiedyś to nie było tak, że nie diagnozowano w kierunku alergii. Mój brat miał potworne problemy jelitowe jako niemowlę, leczyli go to tak to owak, ale o alergii nikt nie pomyślał. Potem kaszlał miesiącami, no to syrop, to antybiotyk, ale żeby jakas alergia? Alergia to była wysypka.
W moim otoczeniu było jednak inaczej - z grona najbliższych kolegów 4 miało alergię zdiagnozowaną i leczoną (a zbliżamy się do 40-tki). W tym jedna astma, jedno siano i 2x pyłki.
Środowisko na pewno ma tu dużo do rzeczy, jakiś czynnik wyzwalający, tyle jest różnych teorii, że nie wiadomo.
A, moja mama, która zawsze uwazała, że "te alergie to macie po ojcu" zeznała ostatnio, że jako dziecko to miała jakies takie podobne plamy jak nasz Młody, tylko że jej przeszło w czasie dojrzewania.
Użytkownik usunięty
CYTAT(Fasola @ Fri, 16 Jul 2010 - 08:38) *
Skala na pewno jest większa, tylko ja się zastanawiam, czy kiedyś to nie było tak, że nie diagnozowano w kierunku alergii. Mój brat miał potworne problemy jelitowe jako niemowlę, leczyli go to tak to owak, ale o alergii nikt nie pomyślał. Potem kaszlał miesiącami, no to syrop, to antybiotyk, ale żeby jakas alergia? Alergia to była wysypka.
W moim otoczeniu było jednak inaczej - z grona najbliższych kolegów 4 miało alergię zdiagnozowaną i leczoną (a zbliżamy się do 40-tki). W tym jedna astma, jedno siano i 2x pyłki.
Środowisko na pewno ma tu dużo do rzeczy, jakiś czynnik wyzwalający, tyle jest różnych teorii, że nie wiadomo.
A, moja mama, która zawsze uwazała, że "te alergie to macie po ojcu" zeznała ostatnio, że jako dziecko to miała jakies takie podobne plamy jak nasz Młody, tylko że jej przeszło w czasie dojrzewania.


A oczywiście, że Tak. Choćby mój mąż, który pół dzieciństwa obłaził ze skóry, a między palcami rany miał w standardzie. Ale alergii u niego nikt nigdy nie diagnozował, dopiero Jego Syn ma udokumentowaną skazę białkową.
Choco.
Moja obecna ciąża różni się od poprzedniej. Z ciąży z Michałem zdecydowanie była panika w szeregu icon_smile.gif Cieszę się, że prowadziła mnie wtedy lekarka mocno stąpająca po ziemi i często mnie na nią sprowadzała. Co do leków to nigdy za nimi nie przepadałam, w ciąży czy nie unikam niepotrzebnego faszerowania się czymkolwiek.
W pierwszej ciąży miałam więcej niż 3 usg- lekarka mówiła wprost, że ma słaby aparat więc przezierność i połówkowe robiłam dodatkowo. No-spę wzięłam może ze 2-3 razy w sytuacjach, kiedy ból szczególnie mi dokuczał. Niemniej na wizytę czekałam na jak na szpilkach, rozmyślałam wciąż co to będzie itp. Opisana lekarka była ordynatorem w szpitalu, w którym zamierzałam rodzić- nie powiem, super solidna kobieta, nie raz odbierała ode mnie telefony o różnych porach dnia i nocy, pomagała zawsze- kiedy miałam skurcze z jednej strony brzucha w 6 miesiącu, a byłam wówczas na wyjeździe uspokoiła i kazała zrobić usg, bo to pewnie kolka nerkowa- miała rację. No, ale co sobie liczyła za wizytę to inna sprawa, wszelkie badania w laboratorium też były płatne bo od prywatnego lekarza. Nie było mi wtedy żal tych pieniędzy, bo faktycznie się mną zajmowała, miałam do niej 100% zaufania- świetnie się rozumiałyśmy. Kiedy rodziłam z pewnych powodów już tam nie pracowała, położne wiedziały kto ja jestem, co może być nie tak, odwiedziła mnie na oddziale po porodzie. Wszystko super. Niemniej teraz nie zdecydowałam się aby prowadziła moją kolejną ciążę.
Teraz jest inaczej.
Chodzę do lekarza na fundusz. Jest to lekarz w przychodni oddalonej o 50m od mojego domu, nie muszę jeździć do innego miasta. Przyjmował Michała- nie znał mnie, ale nie miałam mu nic do zarzucenia. Rzetelny, konkretny, kulturalny i powściągliwy...co mi się spodobało. Podchodził do mnie z dużym szacunkiem, nie zwracał się do mnie w stylu: " rodziła już?", " jak się czuje?" w liczbie trzeciej, czego nie znoszę. Więc teraz wybrałam jego. Kiedy zgłosiłam się z planem starania o dziecko zbadał mnie, zrobił usg, spytał o cykl. Kazał przyjmować kwas foliowy i cieszyć się seksem bez zmartwienia o zabezpieczenie icon_smile.gif
Teraz zaczynam 16 tydzień. Miałam w 12 tygodniu usg, przezierność itp- robił prowadzący lekarz, bo akurat takie ma. Wcześniej zrobił na początku ciąży kiedy miałam spore bóle, które okazały się wynikiem zrostów na macicy, pewnie po cc- chciał się upewnić, że to nie ciąża pozamaciczna. Wizyty mam co 4 tygodnie- położna bada ciśnienie, waży mnie- on pyta o samopoczucie, zaleca zdrowe odżywianie i aktywność fizyczną, z czym się wcześniej nie spotkałam. Sam namawiał mnie na aktywne spędzanie wakacji, spacery, pływanie itp. Mówi, jak uniknąć nadmiernego przyrostu wagi, którym się schizuję. O witaminach póki co nic nie mówił, wyniki badania krwi mam super więc nie widział potrzeby. Kolejne usg będzie połówkowe, później około 36 tygodnia.
Teraz jestem spokojniejsza- o używkach nie myślę, bo nie piję i nie palę, odżywiam się zdrowo, piję dużo wody, uprawiam sport, jeżdżę na orbitreku, pływam- uprawiam seks- w pierwszej ciąży się bałam icon_smile.gif więc ograniczałam jak mogłam. Pojechałam nad morze, wkrótce polecę samolotem. No, i planuję pracować tak długo, jak się da. Termin mam na 8 stycznia, myślę, że do przerwy świątecznej conajmniej a może i do dnia porodu. Śmiałam się, że zrobię uczniom praktyczne zajęcia wdż i poród odbiorą icon_smile.gif To dziwi wszystkich wkoło, myślą, że od września idę na l4- a co ja będę tyle czasu w domu robić??? Skoro dobrze się czuję nie widzę potrzeby.

Myślę, że bardzo emocjonalnie podchodzimy do ciąży więc pragmatyzm jest zalecany, spokojne podejście do sprawy. Niedawno poroniła w 6 t.c. moja koleżanka, młoda lekarka. Owszem, swoje przepłakała ale powiedziała, że to mniejsze zło bo natura wie, co robi. Podziwiam ją, bo ja po poronieniach sceny robiłam straszne- teraz pewnie byłoby inaczej, przynajmniej na początkowym etapie ciąży.

Co do fascynacji USG to widzę ogromny nacisk na jak najszybsze poznanie płci. Spośród moich znajomych mało kto pyta o samopoczucie, o to czy z dzieckiem OK. Wszyscy pytają o płeć. Trudno mi się było powstrzymać od śmiechu, gdy pytali po usg w 12 t.c. co będzie? Kurde no, dziecko! U nas nie ma tyle troski o zdrowie, co o płeć- spełnienie jakiś marzeń, oczekiwać rodziny itp. U mnie tak cisną na córę, że wypada mi dzieci w szpitalu podmienić jak będzie syn. Naprawdę- dla mnie to chore.

Od opieki prenatalnej oczekuję tego, że będę wiedziała jak zdrowo przejść przez okres ciąży i urodzić zdrowe dziecko.

Dodam jeszcze, że pracując z dziećmi upośledzonymi, z ADHD czy autyzmem czasem pytam mamy o przebieg ciąży, porodu i komplikacje. Widzę nastawienie rodziców do tych dzieci, czasem dziwi mnie, że np. rodzice autystyków odrzucają teorie o drożdżakach, nie chcą zmieniać diety itp. Masę przykładów mogłabym mnożyć. Długi temat.

Picie alkoholu czy palenie w ciąży- szlag mnie trafia jak to widzę u ciężarnych a jednak społeczeństwo jeszcze nie do końca rozumie wpływ używek na ciążę. Ech, mogłabym pisać i pisać.

W każdym razie teraz emocje odeszły na bok, nie powiem abym nic nie czuła do mieszkańca mojego brzucha ale teraz bardziej niż w przypadku Micha zwracam uwagę na zdrowy rozsądek a mniejszą na ładne wystawy sklepów dzieciowych.
Dabriza
kuleje i to mocno u nas profilaktyka, promocja zdrowia
w Polsce są tendencję do większego nacisku na leczenie-niż zapobiegania (jakby na tym dało się oszczędzić-szok!!!!!!)
brak podstawowej wiedzy na temat zdrowego odżywiania, zdrowego stylu życia..a ja uważam , że takie zajęcia powinny być obowiązkowe! wpajane od lat najmłodszych!
nie umiemy odpoczywać, relaksować się..zdrowie , zdrowe życie nie jest u nas modne..
dziś alergia ma miano choroby społecznej!
Artola
O, ja do 3 r. ż. miałam podobno niesamowite wymioty, przebadano mnie na 100 sposobów i nic, nikt wtedy nie wpadł, że to alergia na mleko, którą mam w mniejszym stopniu do dziś. Dziś od razu wyeliminowano by to mleko, wtedy karmiono zwykłym "niebieskim" i nikt nie widział problemu. Alergię mamy po mamie, która przez dobrych kilka lat całe lato dosłownie dusiła się, bo jest uczulona na pyłki traw, dopiero po kilku latach zdiagnozowano, ze to alergia właśnie 29.gif
Fasola
CYTAT(siłaczka @ Fri, 16 Jul 2010 - 00:09) *
Nie, dla ADHD ostatnio jest jedna teoria= genetyka.
No i proszę Cię Fasola, mam uczulenie na "łobuzy nie do opanowania". Posługujemy się tutaj terminem ADHD a to jednak nie jest równoznaczne z Twoim okresleniem.

To przepraszam, gdy ja jeszcze w ubiegłym roku interesowałam się tematem z powodu Synka, trafiałam na przeróżne teorie, m.in mikrouszkodzeń. Na razie temat ucichł, mały się wyrównał emocjonalnie, więc już nie drążyłam.

A czy ja mówię, że łobuz=adhd? A w życiu. Jednak dawniej, przy dziecku z takimi czy innymi problemami, chętniej wkładano go do worka z różnymi etykietkami - od "niegrzeczny" po "z niego/niej bandyta wyrośnie". Dzieci z trudnościami w koncentracji to były często "lenie, którym się nie chce skupić" itd. Nie mówiąc o dysleksji.
Dzisiaj stan wiedzy na tyle się zmienił, że (przynajmniej w moim otoczeniu) pierwsze co, to próbuje się pomóc takiemu dziecku poprzez diagnozę w kierunku zaburzeń ze spektrum adhd.
Zresztą Artola dokładnie wyjśniła, o co mi chodzi - dzięki.

Do mnie w kwestii nadpobudliwości trafia m.in teoria o ilości bodźców, jakiej sa poddawane dzisiaj dzieci. Tylko że bodźce mają wszyscy, a takie czy inne zaburzenia rozwijają tylko niektórzy. Dlaczego? Może tak jak w przypadku alergii, musi być czynnik wyzwalający, ale i osobnicza podatność? Zresztą specjaliści głowią się nad tym od lat, my tu raczej Ameryki nie odkryjemy.
Artola
Fasola, a znasz tak naprawdę spokojne dzieci teraz? Bo ja chyba nie. Jak sobie przypomnę moje pokolenie z wieku lat kilku, jak się bawiłyśmy z koleżankami, jak dzieci godzinami potrafiły rysować, albo budować z klocków, to jak słowo daję, teraz tego nie widzę. Moze mam w otoczeniu same nadpobudliwe dzieci??? Ale raczej chwili spokojnie nie usiedzą, ciekawe wszystkiego. Pomijając ilość bodźców, wg mnie działa tu również pośpiech i stres dorosłych. Ja osobiście pamiętam spacery do i z przedszkola, spokojne poranki z dzieciństwa. Teraz ciągle się słyszy: pospiesz się, chodź już, jedz szybko itd...I jak mają te dzieci być spokojne, ja się pytam???
Choco.
Artola- ja bym nie generalizowała z tą nadpobudliwością. Pracuję również z maluchami i nie mogę powiedzieć, żeby na przestrzeni lat jakoś przybywało mi uczniów typowo z ADHD czy szczególnie ruchliwych. Ja wręcz przeciwnie czasem obserwuję, że dzieci są zbyt mało aktywne- tv, komputer itp. Są mało sprawne fizycznie, odżywiają się tragicznie i gdy dajemy im czas na zabawy dowolne to kończy się na siedzeniu po kątach i nic nie robieniu.
ruda_kasia
Nie miałam zdiagnozowanych problemów przed ciążą, natomiast podejrzewam, że w okresie poprzedzającym ciążę miałam samoistne poronienia. NAtomiast Baska jest niewątpliwie efektem zadania mi progesteronu na wywołanie okresu. Brałam duphaston przepisany mi trochę "na wyrost". Do momentu zmiany lekarza. Do tegoż samego momentu miałam usg na każdej wizycie. Po 5 miesiacu już tylko jedno przed samym porodem. Baska w brzuchu była strasznie aktywna, urodziła się nerwowa, z kolkami, histeria etc. Dośc długo nie mówiła, natomiast jak zaczęła to od razu poprawnie. Teraz ma 10 lat jest prymuską, czytać nauczyła się chyba w wieku 5 lat. Gra na skrzypcach (nie wiem, po kim ma słuch muzyczny icon_wink.gif ) Brałam witaminy w ciąży i magnez.
W ciąży z Zuzą na pewno nie brałam żadnych wspomagaczy. Zuza była tak spokojnym dzieckiem, że bałam się, czy wszystko z nią w porządku. Prawie się nie ruszała. USG miała 2 razy. Urodziła się z uśmiecham na ustach, prawie nigdy nie płakała. Została nazwana żółwiem, ponieważ w wieku niespełna 4 miesięcy podnosiła się na czworaki i jej prawie łysy łepek w zestawieniu z rozmiarem sprawiał, że wyglądała jak mały żółw. Całkowicie odwrotne dziecko. Nigdy nie raczkowała, a jedynie przemiszczała się jak małpka ciągnąc jedną noge prostą przed sobą, druga podukrczoną odbijając się łapami. Długo nie mówiła "r", do dziś (ma 5,5) nie wszystko wymawia poprawnie (aczkolwiek i tak lepiej, jak się okazuje, niż cześć jej rówieśników, jest o rok młodsza od swojej grupy przedszkolnej i nie odstaje za bardzo). Do dziś nie czyta. Dziś rano zdjęłam ją z regału w pokoju siostry, bo ma manię wspinania się. Potrafi wejść na metalową rurę wysokości 2 metrów za pomocą gołych rąk i nóg. W ciągu 5 dni nauczyła się jeździć na nartach, chociaż przez 3 przednie sezony nie umiała na nich utrzymać równowagi. Myślę, że nie ma ADHD, ale naprawdę czasem musi sobie pobiegać dla pozbycia się energii. Aha, umie dodawać do 20, to chyba w jej wieku nietypowe, interesuja ją cyfry, a nie litery.
Alergie mają obie, ale na poziomie znośnym. Aczkolwiek każda w szczenięctwie zaliczyła szpital - starsza chyba po mandarynkach, młoda na pewno po trawokosach na wsi. Obie się podduszają od orzechów.
Baśka jest wrażliwiec, zaś Żółw ma skorupę i po najgorszym ataku [użytkownik x] jest spokojnym, słodkim aniołkiem blond.
Baska jest moja a Zuza tatusina...
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.