To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Od kiedy TV?

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3
kasiaaaaa
Młoda nie ogląda tv. W ogóle. Kupiłam jej ostatnio płyty dvd które mają wspomagać rozwój. Jest to seria kilu płyt. Tutaj wrzucam opis:

A KU-KU - Pobudzamy do kreatywnych poszukiwań
W tym odcinku dziecko pozna:
- grę A ku-ku oraz jej piosenki i rymowanki
- pierwsze słowa
- jak łączyć pasujące do siebie przedmioty


MUZYKA - Odkrywamy muzyczne horyzonty
W tym odcinku dziecko nauczy się:
- czym są rytm i tempo piosenki
- czym są melodia i harmonia utworu
- fantastyczne muzyczne instrumenty


SZTUKA - Poznajemy świat sztuki
W tym odcinku dziecko nauczy się rozpoznawać:
- różne kolory
- niezwykłe wzory
- elementy otaczającego je świata

A, B, C - Poznajemy alfabet
W tym odcinku dziecko nauczy się:
- alfabetu
- zestawiać poznane litery w słowa
- podstaw języka angielskiego

BAW SIĘ I UCZ - Uczymy się i odkrywamy świat przez zabawę
W tym odcinku dziecko nauczy się rozpoznawać:
- przedmioty, ich kształty i rozmiary
- przedmioty, które się poruszają
- kształty i dźwięki podwodnego świata

LEWA PÓŁKULA - Inspirujemy myślenie logiczne
W tym odcinku dziecko nauczy się:
- nazywać postaci, liczyć je i ustalać kolejność
- analizować szczegóły postaci, wypowiadać się i myśleć logicznie

PRAWA PÓŁKULA
Ten odcinek wprowadzi dziecko w świat:
- rymowanek,
- sztuki i rysowania,
- kreatywnego myślenia

ZWIERZĘTA
W tym odcinku dziecko pozna:
- zabawne fakty z życia zwierząt,
- zwierzęta z farmy i dzikiej dżungli,
- ssaki, ptaki, owady i wiele innych fantastycznych form życia


Nie są to bajki, ale takie montaże slowno-obrazkowe z narratorem. Jest też napisane, że pierwsze płyty są już zalecane do oglądania przez półroczne dziecko (co dla mnie chyba jest lekką przesadą). Chciałabym młodej puszczać te płyty, tylko nie wiem czy już i ile. Na pozcątek dwa razy w tygodniu po 10 minut byłoby dobrze?
Gacuszka
kasiaaaaa, te płyty z serii Mądry Maluch są rewelacyjne. Patrycja je uwielbia, chociaż ogląda po 1 w tygodniu to łapie wszystko,oto przyklad
https://www.youtube.com/watch?v=ax_gTQxcVv8
Myślę, ze śmiało możesz puszczać po trochu te płytki. Zawsze, lepsze to niż inne bajeczki
kasiaaaaa
Gacuszka film mi nie idzie.
Inkusia
Czy gdzieś poza allegro można kupić te płytki? I czy tylko razem czy oddzielnie? A może w sieci są? 06.gif Bo na allegro cena powaliła mnie z nóg 37.gif
Agga
A po ile są te płyty??
kasiaaaaa
No ja właśnie kupiłam na allegro. Kosztują 85 zł z przesyłką.
Agga
CYTAT(kasiaaaaa @ Wed, 28 Jul 2010 - 11:25) *
No ja właśnie kupiłam na allegro. Kosztują 85 zł z przesyłką.



A możesz podesłać jakiś link,bo nie bardzo mam czas przekopywać całe allegro.Może być na priv.
kasiaaaaa
CYTAT(Agga @ Wed, 28 Jul 2010 - 13:36) *
A możesz podesłać jakiś link,bo nie bardzo mam czas przekopywać całe allegro.Może być na priv.

Jasne, tyle, że to była jedna ostatnia sztuka.
Joka
Dostałam 5 pierwszych płyt wymienionych przez Kasieeeee od mamy. Były wówczas dodatkiem do jakiejś gazety.
Jak dawkowałam nie pamiętam, moje dziecko dosyć późno zainteresowało się telewizorem.
Najbardziej zużyta u nas płyta to "Sztuka". Do tej pory, jak się Emi przypomni, to się domaga "płyty o malowaniu"
Gosia z edziecka
CYTAT(Gacuszka @ Wed, 28 Jul 2010 - 12:10) *
kasiaaaaa, te płyty z serii Mądry Maluch są rewelacyjne. Patrycja je uwielbia, chociaż ogląda po 1 w tygodniu to łapie wszystko,oto przyklad
https://www.youtube.com/watch?v=ax_gTQxcVv8
Myślę, ze śmiało możesz puszczać po trochu te płytki. Zawsze, lepsze to niż inne bajeczki

Nie powinno się uczyć liter nazywając literkę "p" - "pe", tylko krótko "p". Powtarzanie pe, te i td. utrudnia w przyszłości nauke czytania. Bo co to za słowo de-o-em?
trzeba też przy wymowie uważać na spółgłoski, zeby sie "y" nie doczepiało. Bo potem też sa problemy (tych dośwaidczyło moje dziecko) np. "dwa stoły" moje dziecko pisało "dwa stoł" bo "ł" brzmiało "ły" i "y" już było.
madika
CYTAT(Gośka z edziecka @ Wed, 28 Jul 2010 - 16:44) *
Nie powinno się uczyć liter nazywając literkę "p" - "pe", tylko krótko "p". Powtarzanie pe, te i td. utrudnia w przyszłości nauke czytania. Bo co to za słowo de-o-em?
trzeba też przy wymowie uważać na spółgłoski, zeby sie "y" nie doczepiało. Bo potem też sa problemy (tych dośwaidczyło moje dziecko) np. "dwa stoły" moje dziecko pisało "dwa stoł" bo "ł" brzmiało "ły" i "y" już było.



zwróciłam uwagę dokładnie na to samo
wymowa be, pe, wu, jot tak naprawdę potrzebna jest tylko do mówienia/recytowania wyliczanki jaką jest alfabet i ewentualnie literowania wyrazów.
anuś
CYTAT(Gośka z edziecka @ Wed, 28 Jul 2010 - 16:44) *
Nie powinno się uczyć liter nazywając literkę "p" - "pe", tylko krótko "p". Powtarzanie pe, te i td. utrudnia w przyszłości nauke czytania. Bo co to za słowo de-o-em?
trzeba też przy wymowie uważać na spółgłoski, zeby sie "y" nie doczepiało. Bo potem też sa problemy (tych dośwaidczyło moje dziecko) np. "dwa stoły" moje dziecko pisało "dwa stoł" bo "ł" brzmiało "ły" i "y" już było.


Ha, to ja już wiem skąd u Krzysia te problemy z 'y' .

Co do TV - kiedyś byłam u kobietki, która 2 miesięczne dziecko sadzała przed TV. Puszczała mu jakieś niby specjane płyty i 'miała dziecko z głowy na godzinę'. Osobiście byłam przerażona, bo to dziecko 2-3 razy dziennie miało taką sesyjkę. Kobieta była z siebie dumna - taka dobra matka, dziecko będzie mądre...

Osobiście uważam, że TV jak najpóźniej. Póki dziecko samo nie zaczyna się telewizją interesować, to bym unikała.
kasiaaaaa
CYTAT(anuś @ Thu, 29 Jul 2010 - 14:26) *
Osobiście uważam, że TV jak najpóźniej. Póki dziecko samo nie zaczyna się telewizją interesować, to bym unikała.

No właśnie mi też blisko do tego poglądu, dlatego mimo iż pierwsz z tych płyt jest dla półroczniaków a młoda ma półtora roku to i tak mam pewne obawy.
Co do zainteresowania tv - jak jesteśmy u kogoś i młoda widzi włączony tv to owszem, spojrzy zawoła, że tam jest pan, piesek albo co tam widzi, popatrzy chwilkę i wraca do zabaw. Generlanie nie jest jakoś szczególnie zainteresowana tv.
chaton
Skoro nie jest sama zainteresowana, to lepiej nie kreowac samemu takiej potrzeby. Z tego, co wiem, to w tak wczesnym wieku, kiedy uklad nenrwowy sie rozwija tak intensywnie a mozg jeszcze nie jest do konca "gotow", lepiej ograniczyc ilosc bodzcow wrzrokowych.
Nie pamietam dokladne, ale Berek gdzies pisala, ze chyba do 3-go roku zycie ogladanie telewizji szkodzi na uklad nerwowy dziecka.
My wytrzymalysmy do konca 2-go roku, pozniej "dawkowalismy".
Ja w ogole nie rozumiem tego,z e istnieje cos takiego, jak telewizja dla niemowlakow, skoro pediatrzy twierdza, ze jest dla nich szkodliwa.
kasiaaaaa
CYTAT(chaton @ Thu, 29 Jul 2010 - 15:19) *
Nie pamietam dokladne, ale Berek gdzies pisala, ze chyba do 3-go roku zycie ogladanie telewizji szkodzi na uklad nerwowy dziecka

No właśnie tego chaton najbardziej się boję. Gdzieś czytałam, że zbyt silne bodźce przy oglądaniu tv, zwłaszcza wzrokowe mogą powodować u dziecka padaczkę. Ale nie pamiętam gdzie to czytałam i co to był za artykuł, więc nie wiem, na ile jest to wiarygodna informacja.
Agnieszka AZJ
Przeczytalam spis treści tych płyt i mam wrażenie, że jest to "wiele hałasu o nic" - pod uczonymi nazwami kryje się to, co dziecko w sposób samoistny przyswaja z otaczającego go świata. Bez pośrednictwa telewizora, mimochodem, podczas normalnej zabawy i kontaktów z dorosłymi.

15 minut dziennie gapienia się w telewizor nic tu specjalnie nie zmieni.
kasiaaaaa
CYTAT(Agnieszka AZJ @ Thu, 29 Jul 2010 - 17:35) *
Przeczytalam spis treści tych płyt i mam wrażenie, że jest to "wiele hałasu o nic" - pod uczonymi nazwami kryje się to, co dziecko w sposób samoistny przyswaja z otaczającego go świata. Bez pośrednictwa telewizora, mimochodem, podczas normalnej zabawy i kontaktów z dorosłymi.

15 minut dziennie gapienia się w telewizor nic tu specjalnie nie zmieni.

No ok. Ale ja jej montażu obrazkowego sama nie zrobię.
grzałka
z tą padaczką to jakaś urban legend

tv po drugich urodzinach do 30 minut jako chwila wytchnienia dla rodziców jak najbardziej wg mnie (ale do tej opinii doszłam dopiero jako matka wielodzietna, mając jedynaczkę byłam zdania, że tv jak najpóźniej); bez tej całej otoczki edukacyjnej

a baby tv jest swoją droga bardzo wciągająca icon_wink.gif
Agnieszka AZJ
CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 29 Jul 2010 - 20:21) *
No ok. Ale ja jej montażu obrazkowego sama nie zrobię.


Za moich czasów to sie nazywało - książeczka icon_wink.gif

CYTAT(grzałka @ Thu, 29 Jul 2010 - 20:24) *
tv po drugich urodzinach do 30 minut jako chwila wytchnienia dla rodziców jak najbardziej wg mnie (ale do tej opinii doszłam dopiero jako matka wielodzietna, mając jedynaczkę byłam zdania, że tv jak najpóźniej); bez tej całej otoczki edukacyjnej


O to właśnie mi chodzi. Szczególnie to stymulowanie prawej i lewej półkuli mnie urzekło icon_smile.gif

Kasiu - to nie znaczy, ze masz jej nie puszczać tych płyt, skoro już je masz. Po prostu smieszy mnie ten pęd do edukowania dziecka począwszy od zycia płodowego icon_wink.gif
grzałka
CYTAT(Agnieszka AZJ @ Thu, 29 Jul 2010 - 21:48) *
Po prostu smieszy mnie ten pęd do edukowania dziecka począwszy od zycia płodowego icon_wink.gif



a nie przeraża Cię Agnieszko ten znany fakt, że najwięcej połączeń w mózgu tworzy się do 3 roku życia i do tego czasu mózg jest najbardziej chłonny?

nie, Ciebie nie przeraża, bo już za późno icon_lol.gif

ale mnie swego czasu bardzo to stresowało icon_wink.gif
Agnieszka AZJ
Za późno dla mnie czy dla moich córek ??? icon_smile.gif

Julka to się chociaż na Teletubisie załapała, Zosia mniej , ale za to po angielsku, więc bardziej edukacyjnie, a ja miałam tylko Gąskę Balbinkę...

Która pólkulę stymulował mi Kurczak Ptyś z tym swoim zakatarzonym głosem ? 21.gif
anetadr
CYTAT(Agnieszka AZJ @ Thu, 29 Jul 2010 - 21:57) *
Która pólkulę stymulował mi Kurczak Ptyś z tym swoim zakatarzonym głosem ? 21.gif


Właściwą Agnieszko. Właściwą icon_biggrin.gif.

Aneta
kasiaaaaa
CYTAT(Agnieszka AZJ @ Thu, 29 Jul 2010 - 21:48) *
Za moich czasów to sie nazywało - książeczka

Aga mojej córce czytam około 2 godziny dziennie (pewnie dlatego mówi już całe zdania). Ale po pierwsze czasem wysiada mi gardło, a po drugie wszystkie książeczki "zna na pamięć", a kupioną nową "opanowuje" w dzień-dwa i również się jej nudzi. Myślałam, że jeśli będę jej puszczać takie płyty choć na 10 minut tygodniowo, to będzie miała jakieś nowe wrażenia i czegoś nowego się nauczy. Młoda umie nazwać z zasadzie większość warzyw, owoców, zwierząt i zna ich odgłosy, zjawisk przyrodniczych, przedmiotów codziennego użytku, dni tygodnia, liczby, itp. I nie, nie myśl, że ja mam parcie na naukę mojego półtorarocznego dziecka. Ona sama uwielbia poznawać nowe wyrazy, czynności, powtarzać je i pędzić do taty otwierającego drzwi po powrocie z pracy, żeby mu powiedzieć, czego się nauczyła.
tuLena
CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 29 Jul 2010 - 20:35) *
Młoda umie nazwać z zasadzie większość warzyw, owoców, zwierząt i zna ich odgłosy, zjawisk przyrodniczych, przedmiotów codziennego użytku, dni tygodnia, liczby, itp. I nie, nie myśl, że ja mam parcie na naukę mojego półtorarocznego dziecka. Ona sama uwielbia poznawać nowe wyrazy, czynności, powtarzać je i pędzić do taty otwierającego drzwi po powrocie z pracy, żeby mu powiedzieć, czego się nauczyła.


i to wszystko dzięki czytaniu 2 godziny dziennie ?

moje dziecko w zbliżonym wieku mówi wyłącznie " tata"

czy powinnam sie zacząć martwić ? a sprawia wrażenie normalnego malucha 08.gif
kasiaaaaa
CYTAT(tuLena @ Thu, 29 Jul 2010 - 23:57) *
i to wszystko dzięki czytaniu 2 godziny dziennie ?
czy powinnam sie zacząć martwić ? a sprawia wrażenie normalnego malucha 08.gif

Nie tylko dzięki czytaniu. Ja bez przerwy do niej gadam. Nazywam wszystko, co weźmie do ręki, co wskaże palcem, co widzimy na spacerze. Ciągle, ale to ciągle do niej mówię. Sąsiadka zawsze się ze mnie śmieje, że odrazu wiadomo, że wyszłam z młodą na spacer bo słychać trajkotanie. Poza tym na przykład takie coś jak liczny czy dni tygodnia, to ona podłapuje od dorosłych, powtarza a ja idę za ciosem i douczam reszty. A młoda ma z tego niesamowitą frajdę. Póki co rozumie tylko co to znaczy "dwa" - jak ma w ręce dwie piłki to mówi "dwie". Rozpoznaje cyfrę "8" ale czasem się jej myli z małą literą "g".

I oczywiście, że nie powinnaś się martwić. Dzieci różnie się rozwijają. Ja mówiłam zdaniami na rok z hakiem, zanim jeszcze chodziłam. A moja siostra na dwa lata mówiła "yyy, yy...".
gosiagosia
jak przeczytałam tytuł, to przypomniał mi się odcinek "war at home", gdzie to mama do nastoletniego syna mówiła " jak odrobisz lekcje, to będziesz mógł oglądać tv 15 minut" icon_smile.gif


Szymek jak był młodszy, to lubił tv, zwłaszcza wszelkie wiadomości go interesowały. bajek do tej pory nie lubi i nie ogląda. puszczamy mu tylko różne teledyski i szczerze mówiąc więcej jest tych dorosłych niż dla dzieci, bo młodemu właśnie takie przypadły do gustu. zamiast oglądania tv, to wolę wyjść na spacer i Szymkowi ta wersja chyba też odpowiada, bo nie protesuje icon_smile.gif
za to mój mąż w dzieciństwie podobno był maniakiem telewizyjnym i tak mu niestety zostało icon_neutral.gif


ps. przypomniało mi się coś - ostatnio mam wrażenie, że młody coś mówi i to tak podobnie do oryginalnego słowa, ale ja normalnie na wpół głucha, nie jestem w stanie zakumać o co mu chodzi w sensie słownym. zawsze sie domyślam po gestach, mimice, głosie itd. może Szymek chce się już porozumiewac a ma niewyedukowaną matkę? takie mam ostatnio wrażenie. dzisiaj w piaskownicy było przedszkole i jakieś dzieci do mnie mówiły i szczerze powiem, że co 3/4 słowo zrozumiałam i tez odpowiadałam na czuja icon_neutral.gif
agabr
CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 30 Jul 2010 - 13:49) *
Nie tylko dzięki czytaniu. Ja bez przerwy do niej gadam. Nazywam wszystko, co weźmie do ręki, co wskaże palcem, co widzimy na spacerze. Ciągle, ale to ciągle do niej mówię. Sąsiadka zawsze się ze mnie śmieje, że odrazu wiadomo, że wyszłam z młodą na spacer bo słychać trajkotanie. Poza tym na przykład takie coś jak liczny czy dni tygodnia, to ona podłapuje od dorosłych, powtarza a ja idę za ciosem i douczam reszty. A młoda ma z tego niesamowitą frajdę. Póki co rozumie tylko co to znaczy "dwa" - jak ma w ręce dwie piłki to mówi "dwie". Rozpoznaje cyfrę "8" ale czasem się jej myli z małą literą "g".

I oczywiście, że nie powinnaś się martwić. Dzieci różnie się rozwijają. Ja mówiłam zdaniami na rok z hakiem, zanim jeszcze chodziłam. A moja siostra na dwa lata mówiła "yyy, yy...".

Wiesz co Kasiu ja mam do Ciebie jednak slabosc jak czytam Ciebie to widze siebie przed 7 laty.Stare userki doskonale pamietaja , ze nawet szlam o krok dalej niz ty w uczeniu syna (zeby nie dac Ci asumptu do tych dzialan ,nie opisze),finalnie dochodzilam do wniosku , ze a. moje dziecko jest absolutnie genialne b.dopiero ja to jestem swietna matka . I traf chcial , ze spotkalam na swojej drodze pare madrych osob , niestety musze (choc z niechecia)przyznac madrzejszych , ktore uswiadomily mi , ze sfera intelektualna i owszem ale najwazniejsza w tym wieku jest sfera emocjonalna.Bo wcale nie o to chodzi , zeby dwulatek czy trzylatek swietnie czytal i znal miesiace po kolei (mam mega fantastyczne umiejetnosci pedagogiczne i twierdze, ze kij od szczotki naucze czytac)ale zeby na przyklad socjalnie byl dobrze rozwiniety etc. zeby emocje nie szwankowaly. Zilka pamietasz casus parzaka? No w kazdym razie ,kiedy moj syn juz byl tak cholernie wyuczony wzielam sie za emocje , socjalizacje i bylo to znacznie trudniejsze.Dlaczego to pisze? Nie dlatego zeby studzic Twoje dzialania bo doskonale wiem , ze to jest silniejsze ale dlatego , zeby uswiadomic Ci , ze czasem nie warto wywazac otwartych drzwi , czasem nie warto sie spinac .Mowi Ci to matka , ktorej drugie dziecko od godziny beznamietnie macha nogami wiszac na drabinkach i jakos nie mam watpliwosci , ze Zoska sobie swietnie poradzi intelektualnie ale moze uniknie stresow , ktore przezywa moj syn jesli w olimpiadzie zajmie drugie miejsce a nie pierwsze,b
kasiaaaaa
CYTAT(agabr @ Fri, 30 Jul 2010 - 14:55) *
finalnie dochodzilam do wniosku , ze a. moje dziecko jest absolutnie genialne

Moje dziecko nie jest genialne.
Ale co mam zrobić, kiedy jest taka sytucja: byłam z nią jakiś miesiąc temu u mojej koleżanki, która dała jej kromkę chleba. Wczoraj dzwoniłam do tej koleżanki i młoda słyszała jak mówiłam przez telefon "cześć Marzenka" i wtedy mówi do mnie "Mamuś, chodź. Marzenka da chleba". Albo na przykład młoda wie, że woda robi chlup, chlup i że rybka pływa w wodzie (pokazywałam jej to przy okazji oglądania książeczek). I młoda wczoraj znalazła gumkę do włosów, takie przezroczyste kostki w których zatopiona była rybka i mówi do mnie "Mamuś, rybka chlup chlup". Jeśli ona do mnie coś takiego mówi, to co? Mam to olać w imię ważniejszej emocjonalnej sfery? Nie. Nie oleję. "Pociągnę temat", pogadam i młoda może znów czegoś nowego się nauczy. Liczb nauczyła się przypadkiem - raz jak robiłam jej kaszę, wsypywałam kolejne miarki mleka i głośno liczyłam. Młoda to dojrzała i tak się jej to spodobało, że teraz zawsze patrzy jak jej robię kaszę i "liczy" razem ze mną. Mam jej zabronić? Ona bardzo często bawiąc się coś zobaczy albo sobie przypomni i wtedy do mnie przybiega i opowiada. Wtedy mam jej każać być cicho i przytulić ją, co by sobie za wcześnie sfery intelektualnej nie rozwijała a rozwijała emocjonalną? Dla mnie absurd. Nie uczę jej niczego na siłę. Ale jeśli jestem na spacerze a młoda zobaczy sąsiada koszącego trawę i z zaciekawieniem się mu przygląda i wskazuje paluszkiem, to samo na usta ciśnie mi się "Zobacz, pan kosi trawę, widzisz?". Ale nie zmuszam jej do tego, że potem wieczór jak przyjeżdza z pracy tata młoda leci do niego i woła "tata, pan kosi, trawa!".
joannabo
CYTAT(agabr @ Fri, 30 Jul 2010 - 14:55) *
.Mowi Ci to matka , ktorej drugie dziecko od godziny beznamietnie macha nogami wiszac na drabinkach i jakos nie mam watpliwosci , ze Zoska sobie swietnie poradzi intelektualnie ale moze uniknie stresow , ktore przezywa moj syn jesli w olimpiadzie zajmie drugie miejsce a nie pierwsze,b

Ale da się uczyć dziecko z entuzjazmem pierworodzicielskim i jednocześnie zabezpieczyć przed stresami. Mam obiektywne świadectwo - ostatnio nauczycieka mojego pierwszego icon_wink.gif poskarżyła mi się przy okazji olimpiady , że on się "zachowuje, jakby mu wcale nie zależało". Zależy mu, ale w sferze woli, układ nerwowy i trawienny nie są zaangażowane.

A teraz się spinajcie, żeby tak samo zrobić 08.gif
A serio, to naprawdę nie ma sprzeczności. Pisze to matka, która swoje trzecie dziecko uczy co prawda, ale z błogim spokojem i pewnością jutra.
agabr
Joanno ale nie twierdze , ze sie nie da , twierdze, ze istnieje ryzyko.b
agabr
Kasiu ale przyklady w drugim poscie sa skrajnie rozne od tych w pierwszym poscie , uczenie poltoraroczniaka(tak? nie myle?) dekodowania znakow graficznych cyfr i liter wydaje mi sie bezcelowe (I na Boga nie myl sama cyfry i liczby -raz piszesz o cyfrach drugi raz o liczbach ,jesli uczysz czegos dziecko sama musisz dobrze operowac pojeciami).To co opisujesz w drugim poscie to normalne dzialania rodzicielskie .b
joannabo
A no to w porządku icon_wink.gif.
Myślę też, że rozwój intelektualny odbywa się kosztem rozwoju społecznego (jeśli dziecko nie jest izolowane od rówieśników) nie wtedy, kiedy jest on szybki, tylko wtedy, kiedy rodzice mają do tego rozwoju niewłaściwy stosunek. Kiedy oceniają dziecko przez pryzmat tych jego "niezwykłych " możliwości, kiedy jego intelekt i wiedza zaczynają być wyznacznikiem jego wartości, kiedy dziecko za nie chwalą (lub chwalą się dzieckiem).
To oczywiście dla uspokojenia Kasiii, nie żebym myslała, że nie wiesz o tym, Agnieszko icon_wink.gif
agabr
No wiesz Joanno to jest bardzo kuszaca pulapka(ale zdaje sie bylo juz o tym ).b
tuLena
CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 30 Jul 2010 - 11:49) *
I oczywiście, że nie powinnaś się martwić. Dzieci różnie się rozwijają.


tak na serio to nie martwię się icon_smile.gif "rzuciło" mi się w oczy tylko przy czytaniu ile Twoje dziecko umie, podczas gdy moje niekoniecznie. Jakoś jednak patrzę na niego ze spokojem, bo mam przekonanie, że sobie poradzi ze wszystkim , tylko ma inne tempo icon_smile.gif niemniej jednak różnica jest duża icon_smile.gif

mam za to teraz zagwozdkę w sprawie wzbudzania checi nauki, czy tez motywowania do niej....
Otoż nie wiem jak się to robi, gdyż mnie nikt do niczego nie motywował, a uczyłam się sama z siebie, a moj brat sam z siebie nie ( wychowywani przez tych samych rodziców). W związku z tym - jak to zrobić, żeby było jak Joannabo opisuje ?

sorry,że to taki trochę OT, ale zainspirowały mnie Wasze wpisy o uczeniu dzieci.
dodam od razu, że trochę leniwa jestem i nie za dużo czasu poświęcam uczeniu dzieci ( być moze dlatego, ze mną się nikt w rodzinie nie zajmował, więc po pierwsze nie wiem jak to się robi,a po drugie pewnie liczę na to,ze dzieciaki same się nauczą, jako i ja się nauczyłam )
kasiaaaaa
tuLena moja sąsiadka ma ponad dwuletniego syna, który umie powiedzieć "mama" oraz "Leo" (pies sąsiada). Jego mama powiedziała, że nie ma czasu zastanawiać się czy on mówi dużo czy nie i go uczyć. Wychodzi z założenia, że wcześniej czy później sam się nauczy. Przy pierwszym dziecku też miała takie podejście i skoro to pierwsze dziecko się w końcu nauczyło mówić to i to drugie się nauczy.

Jak byłam z młodą do szczepienia w czerwcu, to lekarka pytała, czy Oliwia już coś mówi. Kiedy zaczęłam z młodą "rozmawiać", lekarka odwóciła się na krześle w naszą stronę, zdjęła okulary i powiedziała "Rany Boskie!". Powiedziała, że gdyby nie usłyszała, to by nie uwierzyła. Generalnie młoda ze swoim mówieniem wywołuje u ludzi szok.

Ja je nie uczę na siłę. Uczę ję podczas zabawy, spacerów, wspólnych zajęć, "rozmów". Ciągle do niej mówię. Nie zmuszam jej do powtarzania, ona robi to sama i bardzo ją to cieszy. Widocznie taki typ. Ja byłam w jej wieku taka sama.
joannabo
CYTAT(agabr @ Fri, 30 Jul 2010 - 16:03) *
No wiesz Joanno to jest bardzo kuszaca pulapka(ale zdaje sie bylo juz o tym ).b


Właśnie, i naprawdę trudno jest wytrwać w tym: "moje dziecko nie jest genialne".
Żeby jeszcze pociągnąć ten wątek - dziecko samo nie wpadnie na to, że jest "lepsze", bo więcej umie. Nawet jeśli to zauważy (choć problematyka nazewnictwa mięsiecy i dodawania liczb dwucyfrowych rzadko pojawia sie w piaskownicy), to z natury będzie to postrzegać jako kolejną, zwyczajną różnicę. Kolejną po płci, kolorze włosów, wzroście, ubiorze, zaintersowaniach (babki czy jama w piachu) itd.

tuLena, może jednak poucz icon_wink.gif W każdym razie ja Ci nie podpowiem jak motywować dziecko w szkole, bo tego nie robię. Z działań motywujących mogę wymienić przemawianie do rozsądku (bardzo rzadko) oraz ograniczenia w korzystaniu z komputera icon_wink.gif
Uczyłam dzieci jak były małe, kiedy nie miałam żadnego planu ani wymagań, każde osiągnięcie autentycznie cieszyło, dzięki czemu nie było presji, a teraz dałam im spokój.

Może być tak, jest to bardzo prawdopodobne, że jest odpowiedni czas, kiedy dziecko ustala, co należy do spraw ważnych i interesujących i psychika, a może nawet mózg się odpowiednio nastawia. Te właśnie sprawy nie zaczną już nigdy być nudne i męczące, a z kolei należące do innych kategorii nigdy nie staną się prawdziwą pasją.
Dziecko jest z natury zainteresowane otoczeniem, a to co tutaj nazywamy uczeniem dziecka jest faktycznie podtrzymywaniem tego zainteresowania, pomaganiem w rozumieniu świata, odkrywaniu jego nowych aspektów. Nieuczenie nie jest tylko i wyłącznie zaniechaniem, to jest działanie polegające na gaszeniu tego naturalnego zainteresowania. Dziecko tak to rozumie i odpuszcza sobię tę sferę.
Kolejny argument jest taki, że jeśli dziecko przed rozpoczęciem szkoły nie osiągnie poziomu samomotywacji w zakresie nauki, to szkoła, z jej przymusem, wyliczaniem wszystkiego w stopniach, rywalizacją, nudziarskimi podręcznikami, uśrednianiem poziomu itd będzie w tym wyłącznie przeszkadzać. Bardzo skutecznie. Czyli - zdążyć przed szkołą...
agabr
Joanna pobocznie nieco -zdazylam przed szkola , efektem ubocznym mojego zdazenia byla etykietka ,ktora zostala Jedrkowi przyklejona w szkole wyjatkowo_zdolny_chlopiec .Nie chcialabym wchodzic w tematyke tu poruszana nie raz ,nie dwa odnosnie samomotywacji, braku pochwal itd.bo mniej wiecej swoje zdanie znamy , tzn ja znam Twoje :)anyway z perspektywy wydaje mi sie , ze to jest dosc grzaska sciezka i aktualnie wiecej uwagi musze poswiecac aspektowi "nie spinaj sie" ,nie zawsze warto umrzec za Nicee niz samemu procesowi edukacyjnemu chociaz i tak podtrzymuje opinie , ze do szkoly to on chodzi w zasadzie towarzysko a nie naukowo wiec nie ruszaja mnie ani nudne podreczniki ani dupny program (tak, tak slowo dupny jest wynikiem nie gwalcenia swojego wewnetrznego glosu).Chyba , ze mowisz o zdazeniu w sensie uksztaltowania mechanizmow dystansowania do szkolnych mechanizmow -imo sie nie da albo ja nie posiadam narzedzi.b
kasiaaaaa
Nie zdawałam sobie sprawy, że do mówienia dziecka można dorobić takie teorie. icon_eek.gif Ciekawe jak sobie radziły nasze babki i prababki, kiedy tych teorii nie znały. icon_wink.gif

Jeśli mam być szczera, to jak dla mnie jest to dorabianie pi*dzie uszów. No serio. Dla mnie mowa jest chyba czymś bardziej przyziemnym niż dla innych. Młoda mówi, mówi dużo jak na swój wiek, cieszy ją poznawanie nowych słów. Po co miałabym do tego dorabiać jakieś historie? A już co mnie chyba bardziej rozśmieszyło niż zdziwiło - obawiać się, że przez wczesne mówienie będzie miała jakieś problemy, że tu są jakieś pułapki (!) i Bóg wie co jeszcze. A może powinnam iść z nią do logopedy żeby zapisał coś na zahamowanie mówienia? icon_wink.gif

Czasem to chyba lepiej za dużo nie czytać i nie wiedzieć. 06.gif
joannabo
Agnieszko, ale nie masz gwarancji, że nie mając do przodu, Twoje dziecko by się nie stresowało. Zresztą ten wewnętrzny mechanizm decydujący o tym, że nauka jest ważna i interesująca jest wart przejściowych dolegliwości, o których piszesz.

Moje dzieci tak nie miały. Różne rzeczy mogły o tym decydować, zawsze biorę pod uwagę choćby to, że mogłam mieć łatwiej z tego powodu, że moje nie chodziły do przedszkola (nie było dorosłego z autorytetem, który by mi mącił)

Mój pakiet dystansująco-przeciwszkolny obejmował:
-tłumaczenie, że gdyby rodzice innych dzieci też je uczyli, to te dzieci umiałyby mniej więcej to samo. Tonem pewności. Tym samym tonem tłumaczyłam to nauczycielce i widocznie byłam przekonująca, bo etykietki nie nosili. Skoro Jędrek już nosi, dodałabym wykład o tym, że za parę lat on może dorównac do innych dzieci, a stać się to może szybcej z etykietką niz bez niej (niech się pani przestraszy).
-absolutny brak zainteresowania ocenami i innymi osiągami icon_wink.gif Tu trzeba radykalizmu, żeby zrównoważyć pranie mózgów zachodzące w szkole. Nie pytać, omijać wzrokiem w zeszycie, nie komentować po wywiadówkach. Ja doszłam do tego, że dzieci mnie zaczęły przekonywać, ze stopnie są jednak ważne;)
-szkoła jako sprawa dziecka a nie rodzica. Mogę pomóc, pouczyć o tym, że obowiązki typu praca domowa wykonuje się sumiennie z szacunku dla nauczyciela i żeby sie nauczyć po prostu, ale nic co się dzieje w szkole nie ma wpływu na mój stosunek do dzieci.

Wspólny mianownik jest taki, że nie oceniam, również cudze oceny płynące ze szkoły nie robią na mnie wrażenia. Absolutne poczucie bezpieczeństwa w domu = brak stresu w szkole. Kwestia czasu. No i absolutności icon_wink.gif
Agnieszka AZJ
CYTAT(kasiaaaaa @ Fri, 30 Jul 2010 - 16:19) *
Jak byłam z młodą do szczepienia w czerwcu, to lekarka pytała, czy Oliwia już coś mówi. Kiedy zaczęłam z młodą "rozmawiać", lekarka odwóciła się na krześle w naszą stronę, zdjęła okulary i powiedziała "Rany Boskie!". Powiedziała, że gdyby nie usłyszała, to by nie uwierzyła. Generalnie młoda ze swoim mówieniem wywołuje u ludzi szok.

Ja jej nie uczę na siłę. Uczę ję podczas zabawy, spacerów, wspólnych zajęć, "rozmów". Ciągle do niej mówię. Nie zmuszam jej do powtarzania, ona robi to sama i bardzo ją to cieszy. Widocznie taki typ. Ja byłam w jej wieku taka sama.


I bardzo dobrze icon_smile.gif

Kasiu,
nie bierz tego, co napisałam do siebie, bo chodziło mi raczej o ogólny trend - takie parcie na to, żeby wszystko dla dzieci było edukacyjne. Gdybyś zapytała, czy warto kupować te płyty, to bym odpowiedziała, że moim zdaniem nie warto, ale jak już je macie, to ich oglądanie na pewno Twojej córeczce nie zaszkodzi icon_smile.gif

Twoje dziecko rozwija się swoim rytmem i pewne sprawy, słowa, rzeczy, które ją interesują, wynikają z siebie nawzajem. Ty w swoich działaniach podążasz za nią, odpowiadasz na jej pytania i potrzeby.
Tymczasem z tymi płytami (i innymi tego rodzaju działaniami "edukacyjnymi") jest tak, że zawieraja to, co ich twórcom wydawało sie odpowiednie, pasowało do koncepcji i dawało się naukowo nazwać - a nie to, co Oliwia (albo inny Staś czy Marysia) potrzebuje akurat w tym momencie, w którym rodzice posadzą ich przed telewizorem.

To przegięcie "edukacyjne" widzę czasami też, kiedy odruchowo "zapuszczam żurawia" w dzieciece półki z ksiązkim w odwiedzanych domach. Trudno mi w to uwierzyć, ale bywa tak, że całkiem spora biblioteczka dziecka nie zawiera żadnej książki, którą można określić mianem "literatury", są tam wyłącznie rozmaite encyklopedie dziecięce i książki popularno - naukowe. Bo to takie edukacyjne icon_rolleyes.gif
agabr
Zanim odpowiem Joannie ,o ile Joanne interesuje co mam do powiedzenia to Agnieszka ma racje, bo w zyciu chodzi tez o fun :)Pamietam , ze kiedy Jedrek mial etap zabawy samochodami to owszem bawilam sie z nim ale przy okazji -poznajemy znaki drogowe , zrobimy miasto (a wiesz jaki w Nowym Yorku jest uklad ulic, a Grecy to budowali inaczej ) natomiast moj maz bral z Jedrkiem te samochody i robil pi.erdut i to jest wlasnie fun.b
kasiaaaaa
CYTAT(Agnieszka AZJ @ Fri, 30 Jul 2010 - 23:21) *
nie bierz tego, co napisałam do siebie, bo chodziło mi raczej o ogólny trend - takie parcie na to, żeby wszystko dla dzieci było edukacyjne. Gdybyś zapytała, czy warto kupować te płyty, to bym odpowiedziała, że moim zdaniem nie warto, ale jak już je macie, to ich oglądanie na pewno Twojej córeczce nie zaszkodzi

Aga absolutnie nie odebrałam Twoich postów jako zarzutu. Bardziej chyba agabr wydawało się, że ja biorę młodą do biurka, wyciągam podręcznik do matematyki i zamiast biegania za piłką po ogrodzie wbijam jej do głowy liczby.

A co do płyt - przyszły dziś. Odpakowałam i... wrzuciłam do szafki. Jeszcze nie dziś. I nie jutro. icon_smile.gif
agabr
Dobrze Joanno sprobuje rozwinac-zakladasz jak rozumiem system motywowania odwewnetrzny ,pozbawiony zewnetrznego chwalenia dziecka co w przyszlosci ma zaowocowac uniezaleznieniem sie od oceny.Tak? dobrze rozumiem?Jest to jednak zycie poza pewnym systemem spolecznym , ktory czy nam sie podoba czy nie zaklada konfrontacje , oceny, rankingi, nagrody,etc. I teraz tak moim zdaniem jest to bardzo fajne pod warunkiem spelnienia okreslonych warunkow -warunek sine qua non- odpowiednia osobowosc ,moim zdaniem nie kazdy i nie w kazdych warunkach posiada ten rodzaj osobowosci .Jesli przyjmiemy , ze osobowosc nie jest wynikiem tylko i wylacznie socjalizacji to argument ,ktory pewnie podasz icon_smile.gif ze to Ty ksztaltujesz osobowosc bierze w leb.Wlasnie delikatnie mi przeszkadza w Twojej teorii ta omnipotencja rodzicielska .Tu zdaje sie roznimy sie najmocniej bo wychowanie to dla mnie bardziej stawianie pytan niz zdania twierdzace.
Zmieniajac temat a wracajac do meritum wydaje mi sie , ze bardzo trudno jest w domu intelektualnie rozwinietym zepsuc dziecko intelektualnie , ze to jest niemozliwe i trzeba sie naprawde postarac.I patrzac z perspektywy to absolutnie nie zaluje , ze moje dziecko jest do przodu i dlatego nie traktuje tego jako wybitny osiag icon_wink.gif wychowawczy , takim osiagnieciem jest dla mnie umiejetnosc istnienia w grupie , wysokie zdolnosci interpersonalne czy umiejetnosc dystansu.b

PS.Kasiu gdybys miala watpliwosci ten post w najmniejszym stopniu nie dotyczy Ciebie i przepraszam za ot w Twoim watku
joannabo
CYTAT(agabr @ Sun, 01 Aug 2010 - 13:25) *
a wracajac do meritum wydaje mi sie , ze bardzo trudno jest w domu intelektualnie rozwinietym zepsuc dziecko intelektualnie , ze to jest niemozliwe i trzeba sie naprawde postarac

Tu zupełna zgoda i daltego nie sądzę, żeby tuLena naprawdę nie była "uczona" przez sowich rodziców i żeby sama nie uczyła swoich dzieci. Sprawa definicji. Sprzeciwiałam się tylko założeniom "uczyć nie bedę".

Dalej już bez cytatów;)


Nie wiem skąd się bierze to wrażenie, że wyznaję rodzicielską omnipotencję, na pewno nie z treści tego, co piszęicon_wink.gif Toć w dwóch krótkich postach pisałam, że "daję dzieciom spokój", , ze nie wywierałam nigdy presji, że dziecko ma naturalną samomotywację, że szkoła to sprawa dziecka.
Ale dobrze. Żeby się dogadać, musiałybyśmy zdefiniować "osobowość". Ja w każdym razie osobowość zaliczyłabym do bazy, a dystans do nadbudowy icon_wink.gif.

Nie, nie mam i nie chcę mieć wpływu na osobowość dziecka.
Tak, mam i chcę mieć wpływ na to, że dziecko ma (nie traci naturalnego) dystans do siebie i otoczenia.

Dystans, zostańmy przy tym słowie, to jest postawa wobec świata. Intelektualna, czy też filozoficzna. Należy do szeroko pojętego systemu wartości dziecka, a tu już chyba zgoda powszechna panuje, że ten kształtuje głównie otoczenie, w tym przede wszystkim rodzice.

Dystans ma jednak pewną specyfikę. To, co ściśle nazywamy przekazywaniem (werbalnym) wartości, jest wzmacniane bądź osłabiane przez przykład, przez praktykowanie wartości przez przekazującego. Natomiast to, co jest werbalną nauką dystansu jest wzmacniane (osłabiane) przede wszystkim przez przekaz podświadomy.
Dystans jest postawą naturalną, wynikającą z uświadamiania sobie swojej odrębności, z niezależności oraz z szacunku dla siebie i innych osób. Brak dystansu jest wynikiem postawy lękowej i działa przeciwko poczuciu niezależności i szacunku.
Chodzi mi właśnie o to słowo, o "lękowy". Jeżeli rodzic się lęka to dziecko się temu lękowi nie oprze. Tu rodzic jest rzeczywiście "potentny" niezmiernie. Dziecko może wtedy recytować formuły filozoficzne uzasadniające dystans, ale psychofizjologia uniemożliwi mu uwewnętrznienie tych formuł.

Wracając do mojego pakietu dystansującego. Oprócz tego, że wynika z niego, że dziecka nie oceniam, wynika także, że jestem pozbawiona lęku. O teraźniejszość dziecka i o jego przyszłość ( w sensie poradzenia sobie z nauką) i o stosunek do niego innych osób, wyrażający się w rzeczywistości szkolnej stopniami. Jeśli dziecko się zarazi lękiem w szkole od nauczyciela, czy kolegów, to wracając do domu powraca do równowagi, lęk nie stanie się chroniczny. Oczywiście wyobrażam sobie, że mogą zajść takie okoliczności, że ten mój spokój nie wystarczy dla zrównoważenia szkolnych przeżyć, dlatego i w tej dziedzinie nie uważam się za OMNI potentną.
Kiedy piszę "moj" to znaczy to mój, rodzica. To ewentualnie do Idy, która pytał kiedyś o udział mojego męża icon_wink.gif

Jeżeli rodzic nie ma odwagi, bo innych powodów sobie nie mogę wyobrazić, żeby powiedzieć dziecku "słuchaj, szkoła jest do tego, żeby się uczyć. Ile się nauczysz zależy głównie od ciebie. Stopnie nie mogą być obiektywnym wskaźnikiem czy uczysz się czy nie, nie zwracaj na nie uwagi, bo mogą cię zmylić, ja też nie będę zwracać na nie uwagi" to zaraża dziecko lękiem i dystansu nie powinien oczekiwać.


agabr
EE no i z czym ja mam tu dyskutowac skoro moglabym napisac to samo z wyjatkiem "szkola jest od tego zeby uczyc" bo wcale nie jestem do tego przekonana.Pozdrawiam b.
joannabo
No to się na darmo nabazgroloiłam icon_wink.gif
tuLena
CYTAT(joannabo @ Sun, 01 Aug 2010 - 13:49) *
Tu zupełna zgoda i daltego nie sądzę, żeby tuLena naprawdę nie była "uczona" przez sowich rodziców i żeby sama nie uczyła swoich dzieci. Sprawa definicji. Sprzeciwiałam się tylko założeniom "uczyć nie bedę".


teraz tak sobie nad tym myślę doprecyzowując miałam na myśli " pomaganie w nauce", tudzież uczenie , ale w sensie jak w szkole. To znaczy,ze moi rodzice zdali się całkowicie na szkołę i nie pomagali mi np. w lekcjach, ani specjalnie nie pilnowali odrabiania lekcji. Mojego brata próbowali pilnować, ale słabo, poza tym on był " odporny" icon_wink.gif Inna sprawa,ze moi rodzice tzw "szkolnej wiedzy" sami mieli mało, więc jakby nie mogli pomagać, bo się na tym ani nie znali, a edukację swą zakończyli wcześnie i z ulgą.

i nad tym sie zastanawiałam- czy powinnam uczyć w domu swoje dzieci ? Bo że będę im pomagać jak będą potrzebowały i sie do mnie zwrócą to wiem, ale czy mam z nimi siadać i uczyć, tudzież odpytywać , tudzież sprawdzać co mają zadane i czy odrobili lekcje. Obserwuję wokół dwa podejścia : nie ingerowanie całkiem w naukę i pilnowanie codzienne. Mam na myśli 2 przypadki i oba dotyczą wg mnie dzieci, które bez problemu same sobie dałyby radę. Tylko jedno samo się nie zmobilizuje i matka z nim odrabia, pilnuje , przepytuje i wymyśla kreatywne sposoby nauki. W sumie bardzo fajnie. W obu przypadkach dzieci nie mają problemów szkolnych ( może dlatego , że są po prostu inteligentne) I tu mam dylemat. Bo skłaniam się ku zdaniu się na automotywację dziecka. Ale jak jej nie będzie ?
Czy można teraz jeszcze starać się ją wzbudzić ? Jak ? moze to bezsenspwne to moje zastanawianie, ale mam mętlik.
Mój sześciolatek interesuje sie wieloma rzeczami, docieka ( niezbyt jednak dogłębnie), sam stara się czytać. Podpowiadam, chwalę, podsuwam zdania do przeczytania, ale mimochodem, bo raczej przy okazji jak sama czytam. I raczę go tekstami, że jak coś będzie wiedział to będzie to jego i jak zechce nic nie wiedziec to też to będzie jego, ale też każda taka pojedyncza decyzja będzie miała jakieś konsekwencje, mniejsze, większe np skoro np nie będzie chciał sie uczyć to nie będę w stanie go zmusic, ale jak mu to coś utrudni w życiu to jakby sam się do tego przyczyni. Jego zycie.
Tyle, ze on ma dopiero 6 lat, a ja mu tak smęcę. To znaczy wyrwie mi sie tak co jakiś czas, ale zalatuje mi to truciem i chyba nie jest motywujące icon_rolleyes.gif

Artola
CYTAT(kasiaaaaa @ Thu, 29 Jul 2010 - 22:35) *
Aga mojej córce czytam około 2 godziny dziennie (pewnie dlatego mówi już całe zdania). Ale po pierwsze czasem wysiada mi gardło, a po drugie wszystkie książeczki "zna na pamięć", a kupioną nową "opanowuje" w dzień-dwa i również się jej nudzi. Myślałam, że jeśli będę jej puszczać takie płyty choć na 10 minut tygodniowo, to będzie miała jakieś nowe wrażenia i czegoś nowego się nauczy. Młoda umie nazwać z zasadzie większość warzyw, owoców, zwierząt i zna ich odgłosy, zjawisk przyrodniczych, przedmiotów codziennego użytku, dni tygodnia, liczby, itp. I nie, nie myśl, że ja mam parcie na naukę mojego półtorarocznego dziecka. Ona sama uwielbia poznawać nowe wyrazy, czynności, powtarzać je i pędzić do taty otwierającego drzwi po powrocie z pracy, żeby mu powiedzieć, czego się nauczyła.

37.gif
Kasiaaaa, ty masz chyba genialne dziecko 37.gif I tylko w kompleksy wpędzisz tu niejedną mamę 37.gif
A tak na serio, to podziwiam to, ile czasu i pracy poświęcasz swojemu dziecku.Tak z perspektywy upływających lat i doświadczenia podwójnej mamy powiem, że nie ma sensu robić takich "ciśnień". Bo za kilka lat może się okazać, że masz córkę, która będzie się źle czuła, jeśli nie nauczy się nowej rzeczy danego dnia i nie będzie miała się czym pochwalić. Będzie nieszczęśliwa, bo nie będzie w czymś lepsza od rówieśników. A ty się zapędzisz w kozi róg analizując wszystkie aspekty jej życia, ile słów, ile tv, jakie bodźce i gdzie stymulować...
Ja przy pierwszym dziecku też miałam takie "jazdy". I jak patrze w otoczeniu, większość matek jedynaków tak ma 04.gif Przy drugim już wiem, że równie dobrze, jak płyty edukacyjne, mózg stymuluje chodzenie po równoważni czy wspinanie się na drabinki. I że dużo ważniejszy jest kontakt z rówieśnikami niż siedzenie godz z książeczkami czy nauka angielskich słówek w wieku 2 lat...Bo fajniej jest mieć dziecko, które jest lubiane w szkole, które godzinami bawi się z kumplami w wymyślone zabawy, niż odludka, który woli siedzieć całe popołudnia nad zeszytem żeby następnego dnia być orłem w klasie...

A co do tv: mój starszak oglądał dobranocki jak miał ok. 2 lat, potem mini mini i cały zestaw bajek które w odpowiednim wieku wypada znać 04.gif Od pół roku nie oglądamy tv wcale. I żyje. Mój młodszy nie zna na dobrą sprawę tv, jak gdzieś zobaczy to ok, fajne zjawisko, ale żeby go wciągnęło to nie. I nie mam najmniejszego zamiaru tego zmieniać, ani żeby mieć chwilę dla siebie, ani zeby była stymulacja mózgu 29.gif Oba cele o wiele korzystniej osiągnęłam tym, że M. umie (w przeciwieństwie do starszego brata 29.gif ) pięknie sie sam bawić przez np. 0,5-1godz. Ja wtedy mogę obok robić swoje, a jemu się mózg rozwija aż słychać 04.gif
kasiaaaaa
CYTAT(Artola @ Wed, 11 Aug 2010 - 16:40) *
Tak z perspektywy upływających lat i doświadczenia podwójnej mamy powiem, że nie ma sensu robić takich "ciśnień".
Ja przy pierwszym dziecku też miałam takie "jazdy".

Wiecie co, ja już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Moja córka przychodzi do mnie z książeczką w ręce, siada mi na kolanach i mówi "mama, ćytaj". Więc ja najzwyczajniej w świecie biorę tą książkę i czytam. Rozumiem, że to nazywasz ciśnieniem i jazdą oraz że Twoim zdaniem powinnam pochować jej wszytkie książki.

Uwierzcie mi, nie wiem, skąd bierzecie takie teorie. Według mnie są chore. Nie uważam, że czytanie dziecku książek, kiedy ono samo tego chce, może mu wyrządzić krzywdę.
gosiagosia
ale kasia masz nie czytać i już 04.gif
Szymek też przynosi książki, ale woli jak przewraca mu się strony i samemu wymyśla opiwieści pasujące pod obrazki.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.