Już nie pamiętam jak to bywa z intensywnością krwawienia. W przypadku pierwszej @ przy starszej córce najbardziej utkwiło mi w pamięci, że byłam jak żywy trup. Leżałam w łóżku i płakałam z bólu. Czułam się cała obolała, wymięta i wypluta jak na mega kacu. Teraz o ile samopoczucie może być (poza bólami w okolicy brzuszno krzyzowej) to krwawię jak ofiara świniobicia. I tak się zastanawiam, też czy wpływ na to mogło mieć zażycie hormonów "po" ok dwa tyg temu??
Podpaska nie daje rady. Musiałam założyć tampona i nie wiem w sumie czy nie za wcześnie no ale bez niego nie dam rady iść do szkoły z młodą... Gdziekolwiek nie dam rady sie ruszyć bo każdy gwałtowniejszy ruch wywołuje "plum". Jeszcze nie mdleję z utraty krwi ale nie wiem jak będzie dalej . W którym momencie mam zacząć się niepokoić??
Dodam jeszcze, że nigdy mi się nie zdarzało (nawet w pierwszych dniach @),żeby mnie "zalewało" w nocy na leżąco. Dzisiaj bałam się podnieść z łóżka po przebudzeniu.... i mam kołdrę do prania
edit: literówki