Niedzielna suma. Filip nudzi się okrutnie, stara się nie wiercić, nie kopać ławek i wie, że lmit spacerów toaleta - nawa główna został wyczerpany rozgląda się więc z zadumą po sklepieniu kościoła, na którym wymalowano (i podpisano) wizerunki świętych. W pewnej chwili słyszę, jak z naboznym skupieniem sylabizuje:
- Si wy Jan (św. Jan)
- Si wy Ma te usz (św. Mateusz)
- Si wy Ma rek (św. Marek)
- Niemożliwe. Wszyscy siwi?