To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

dlaczego nie można nauczyć się języka w szkole?

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2
grzałka
No co jest nie tak? Dlaczego dzieci, które mają tylko lekcje w szkole tak naprawdę języka nie umieją? To nie jest kwestia ilości osób, na kursach w szkole językowej też jest kilkanaście osób w grupie, a efekty znacznie lepsze. No i dlaczego taka na przykład Skandynawia może nauczyć w szkole skutecznie? Czy w szkole uczy się jakoś skrajnie inaczej niż gdzie indziej? Niepojęte to jest dla mnie.
brzózka4
Osoby na kursie są lepiej zmotywowane, bo jednak za to płacą i to kupę kasy.
Osoby na kursie raczej chcą się nauczyć i rzadko się zdarza, by ktoś celowo rozwalał zajęcia (patrz: gimnazjum).
Osoby na kursie najczęściej są przydzielane do grup na podstawie poziomu zaawansowania - w szkole nie zawsze jest możliwe (często w jednej klasie jest tylko jedna grupa, szczególnie gdy klasa liczy mniej niż 25 osób).
Znaczenie ma też godzina o której się uczymy. Jeśli uczeń na język przychodzi po wf - nie ma co liczyć na większą koncetrację. Na kursie można sobie jednak dobrać godziny nauki.

Ja to napisałam jako osoba ucząca i w szkole i na kursach i sama ucząca się języka i w szkole i na kursie. W szkole nauczyłam się angielskiego, na kursie niemieckiego.
amo
Oczywiscie to składowa wielu czynników. Najważniejszy moim zdaniem to motywacja - u dzieci ciężko o jakąś konkretną motywację, więc to nauczyciel powinien zmotywować je do nauki poprzez ciekawe zajęcia. Myślę, że na poziomie szkoły podstawowej (w pierwszych klasach) trudno jeszcze mówić o jakimkolwiek stopniu opanowania języka. To czy dzieci są w stanie posługiwać się językiem obcym można, moim zdaniem, ocenić dopiero później.

Cieszy, że jest wiecej godzin na naukę w szkole, ale to jednak wciąż nie wystarczy. Zwróć uwagę po jakim czasie CIĄGŁEGO wystawienia na język ojczysty dziecko opanowuje go na tyle, że skutecznie posługuje się nim w podstawowych potrzebach. Dlatego szkoła nigdy nie wystarczy, potrzebne są utwalajace zadania domowe i "wystawianie" dziecka na częsty kontakt z językiem kórego się uczy - książeczki, czasopisa, bajki, programy TV, idealnie: kolega z zagranicy na żywo lub mailowo.

moko.
Na przykładzie mojego syna:
- podstawówka - nie wiem, ale poziom nauczania był tak niski, ze szok... bo niby dostosowany do średniej klasy (poziomu)
- gimnazjum - grupa liczy 10 osób, poziom średniozaawansowany, ale znów, większość lekcji, to poziomem przypomina podstawówkę i początki.
Lekcji stanowczo za mało jest! i zanim nauczyciel sprawdzi listę obecności, zadania, to zostanie 20 min na przeprowadzenie lekcji...
Za mało rozmów w języku obcym, a kontakt 3 razy w tygodniu przez kilkadziesiąt minut, to za mało.

Kurs jednak, to coś innego, bo od wejścia na lekcję jest nauka a nie papierologia, zwracanie uwagi itp.
milutka
To ja powiem jak było u mnie. W liceum uczyłam się języka niemieckiego przez 5 lat i tylko podstawy znam, byłam trójkową uczennicą. Mieliśmy okropną panią od niemieckiego, więc dla nas było to tak, aby tylko odbębnić tę lekcję. Mój mąż w szkole miał dwóje z niemieckiego, ledwo zdał, bo u niego problem w pisaniu i czytaniu, tylko mówi i rozumie perfekt, ale język opanował przebywając w Niemczech.

Moja starsza siostrzenica ma w liceum język angielski i francuski, ciężko jej idzie nauka, z angielskiego musi brać korepetycje, a w tym roku matura z angielskiego.

Sądzę, że chyba jak się nauczymy języka w szkole, zależy od nauczyciela. No wiadomo, że my tez musimy mieć chęci, ale jednak od języków obcych powinien być bardzo dobry nauczyciel.
A_KA
W szkole można się nauczyć języka. Tyle, że wszystko zależy od nauczyciela i jego nastawienia do swojej pracy. A że nauczycielom się z reguły nie chce... to jest jak jest.

Miałam w swoim życiu jedną nauczycielkę (j.francuski), która od drugiej lekcji WYMAGAŁA od nas tego, żeby UMIEĆ wszystko czego się dotąd nauczyliśmy. Wybierała na początku każdej lekcji dwie osoby, które musiały wstać i rozmawiać po francusku. I się uczyliśmy, bo nie było wyjścia. To była 1-wsza klasa liceum i pod koniec roku wszyscy w klasie deklarowali, że będą maturę z j.francuskiego pisać. Naprawdę po roku umiałam dużo.
Tymczasem angielski kulał sobie obok koncertowo.

Karola ma w tej chwili angielski w szkole. Poziom średni według mnie. Klasa liczna, ale na angielskim na szczęście są dzieleni na grupy.
amo
CYTAT(milutka @ Wed, 26 Sep 2012 - 13:24) *
ale jednak od języków obcych powinien być bardzo dobry nauczyciel.

Tak naprawdę bardzo dobry nauczyciel to podstawa we wszystkich przedmiotach - ja np. nigdy nie cierpiałam historii, bo była nudnie podana przez panią, której nie lubiłam. Na studiach zmieniło się to o 180 stopni po trzygodzinnym szalenie ciekawym wykładzie profesora nt. wojen francusko-angielskich.
brzózka4
CYTAT(A_KA @ Wed, 26 Sep 2012 - 11:28) *
W szkole można się nauczyć języka. Tyle, że wszystko zależy od nauczyciela i jego nastawienia do swojej pracy. A że nauczycielom się z reguły nie chce... to jest jak jest.

Miałam w swoim życiu jedną nauczycielkę (j.francuski), która od drugiej lekcji WYMAGAŁA od nas tego, żeby UMIEĆ wszystko czego się dotąd nauczyliśmy. Wybierała na początku każdej lekcji dwie osoby, które musiały wstać i rozmawiać po francusku. I się uczyliśmy, bo nie było wyjścia. To była 1-wsza klasa liceum i pod koniec roku wszyscy w klasie deklarowali, że będą maturę z j.francuskiego pisać. Naprawdę po roku umiałam dużo.
Tymczasem angielski kulał sobie obok koncertowo.

Karola ma w tej chwili angielski w szkole. Poziom średni według mnie. Klasa liczna, ale na angielskim na szczęście są dzieleni na grupy.


Aka, przykro mi się zrobiło, bo to uogólnienie jest wyjątkowo krzywdzące. Wiem, że nie wszyscy nauczyciele powinni wykonywać swój zawód, ale większość naprawdę ciężko pracuje walcząc na co dzień z papierologią, borykając się z problemami wychowawczymi i coraz to ''lepszymi'' pomysłami nowych ministrów edukacji i w dość ciężkich i siermiężnych warunkach starają się nauczyć jak najlepiej (w danych warunkach).
moko.
Nie do końca się zgodzę, ze nauczycielom się nie chce. Chce, ale nie zawsze są możliwości (przeładowane klasy, poziom nauczania niedostosowany do uczniów, ale niestety kryteria nauczania w każdej klasie są przygotowane. Nie zawsze nauczyciel może wyjść poza zakres nauczania, gdyż musi ten zakres dostosowany do klasy a nie pojedynczych uczniów)
Czasem może i motywacji im brak, ale chyba dlatego, ze uczniowie tej motywacji nie mają, nie mówiąc o braku motywacji rodziców.
Znam przypadki ( w podstawówce mojego syna została złożona skarga na nauczyciela jęz angielskiego) że nauczyciel surowy - kartkówki robi, zadaje do nauczenia sie kilkadziesiąt słówek, odpytuje z tego i ze jak tak można obciążać dzieci. Większość rodziców była zdania, ze język angielski w podstawówce nie jest wazny, ze ważniejsze są inne przedmioty i nadmierne obciążanie dzieci językiem obcym powoduje, ze nie mają sił i czasu uczyc się na inne lekcje.

Więc skoro dzieci w domu słyszą, ze lepiej poucz się jezyka polskiego a język angielski zdaj.... to sorry, ale ciężko nauczyć takiego dzieciaka języka.

Wyobraźcie sobie, ze ten nauczyciel dostał wskazówkę od dyrekcji, ze ma spasować....

I co wtedy nauczyciel moze zrobic? chce uczyć, ale nie może, bo system, bo rodzice, bo...

Zuzka80
Mam wrażenie, że za moich czasów języka uczono bardziej technicznie. W sensie: dzisiaj odmiana "to be", następna lekcja "to have", potem "can", czasy itd. Do tego dziesiątki zdań, pytań, przeczeń. I cała lista słówek z lekcji do nauczenia. W tamtym roku udzielałam korepetycji synowi kuzynki (5kl. podstawówki) i wcale się nie dziwię, że miał problemy. W czytankach długie teksty (za moich czasów były to krótkie dialogi związane stricte z tematem gramatycznym) z gramatyką o której nie miał pojęcia (np. stopniowanie przymiotników). Moim zdaniem skoro pojawiło się w tekście to nalezy wyjaśnić skąd to to się wzięło. No nie wytłumaczone jest to jakoś po kolei, tylko takie skakanie z tematu na temat.
Angielskiego nauczyłam się w podstawówce na tyle dobrze, ze w liceum wylądowałam w grupie zaawansowanej. Poszłam wtedy na dodatkowe zajęcia z konwersacji a potem angielskiego w biznesie. Na studiach zdałam test kwalifikacyjny na tyle dobrze, że byłam zwolniona z zajęć. I to nie jest tak że mam jakiś dryg do języków bo niemieckiego czy łaciny w ogóle nie umiałam zajarzyć .

I nie wiem jak u was ale kuzynki syn nie miał w zeszycie ani jednej regułki. Pamiętam, że mój był czerwony od takich 37.gif
Ida.dorota
CYTAT(A_KA @ Wed, 26 Sep 2012 - 11:28) *
W szkole można się nauczyć języka. Tyle, że wszystko zależy od nauczyciela i jego nastawienia do swojej pracy. A że nauczycielom się z reguły nie chce... to jest jak jest.

Miałam w swoim życiu jedną nauczycielkę (j.francuski), która od drugiej lekcji WYMAGAŁA od nas tego, żeby UMIEĆ wszystko czego się dotąd nauczyliśmy. Wybierała na początku każdej lekcji dwie osoby, które musiały wstać i rozmawiać po francusku. I się uczyliśmy, bo nie było wyjścia. To była 1-wsza klasa liceum i pod koniec roku wszyscy w klasie deklarowali, że będą maturę z j.francuskiego pisać. Naprawdę po roku umiałam dużo.
Tymczasem angielski kulał sobie obok koncertowo.


Ale przecież nie można porównywać dzieci w szkole podstawowej z licealistami, motywacja do nauki języka siedmiolatka, który w warunkach przeciętnej rodziny zapewne nie wie jeszcze do czego mu w ogóle ta cała nauka jest potrzebna i motywacja siedemnastolatka myślącego o dostaniu się na studia, to dwie zupełnie różne rzeczy.

Po drugie na kursach następuje naturalna selekcja dzieci: nie ma tam uczniów, których rodziców nie stać na ich opłacanie, a moje obserwacje szkolne pokazują wyraźnie, jak bardzo dyskryminująco to by nie brzmiało, że rodziców uczniów rozwalających lekcje i mało zmotywowanych często właśnie na takie wydatki nie stać. Poza tym jeżeli dziecko ma trudności z właściwym zachowaniem w szkole, rzadko jest zapisywane na zajęcia pozalekcyjne, choćby dlatego, że jest mu to odradzane jako zbyt obciążające, a jednocześnie trudne dla rodzica, który nie ma ochoty znosić przykrych uwag o swoim dziecku także poza szkołą.
Helena
CYTAT(grzałka @ Wed, 26 Sep 2012 - 12:51) *
No co jest nie tak? Dlaczego dzieci, które mają tylko lekcje w szkole tak naprawdę języka nie umieją? To nie jest kwestia ilości osób, na kursach w szkole językowej też jest kilkanaście osób w grupie, a efekty znacznie lepsze. No i dlaczego taka na przykład Skandynawia może nauczyć w szkole skutecznie? Czy w szkole uczy się jakoś skrajnie inaczej niż gdzie indziej? Niepojęte to jest dla mnie.


Nie raz sama się zastanawiałam nad tym. Bo uczę na dodatkowych lekcjach tak samo jak w szkole. Wymagam tak samo, staram się tak samo a efekty są zupełnie inne. Odpowiedzi są takie jak już dziewczyny wcześniej wspomniały. Większa motywacja na dodatkowych kursach, rodzice posyłający dzieci na kursy reprezentują jednak jakiś tam poziom intelektualny, kultury a wraz z nimi ich dzieci, grupy na kursach przynajmniej na tych gdzie ja uczyłam liczyły do 8 osób a w szkole to są grupy 18-20 osobowe. Poza tym częste opuszczanie lekcji w szkole, niektórzy u mnie przez pół roku albo nawet cały nie mają podręcznika mimo rozmów z rodzicami i uświadamianiu, że podręczniki są niezbędne. Najczęściej takie dzieci przeszkadzają w prowadzeniu zajęć bo im się po prostu nudzi gdy pozostali wypełniają jakieś ćwiczenia. W szkołach językowych takich sytuacji nie ma.
Kaszanka
Gaba ma już chyba piątą zmianę nauczyciela angielskiego. Za każdym razem nowy nauczyciel przez jakiś czas robi powtórki żeby dowiedzieć się co dzieci potrafią, do przodu dopiero do czasie idą z materiałem. Ale zakres materiału niewielki.
Na dodatkowym angielskim tempo jest szybsze, wymagania większe, dużo zadań domowych, lektur, piosenek.
A_KA
CYTAT(brzózka4 @ Wed, 26 Sep 2012 - 12:42) *
Aka, przykro mi się zrobiło, bo to uogólnienie jest wyjątkowo krzywdzące.


Ok. Biję się w piersi icon_wink.gif. Może niepotrzebnie uogólniłam. Teraz sprostuję - to ja natrafiałam w swoim życiu na nauczycieli języków obcych, którym się nie chciało. Zresztą nie tylko od j.obcych. Kilka innych przykładów też by się znalazło.
Ogólnie chciałam zaznaczyć jedno - wymagający nauczyciel/taki któremu się chce = lepsze efekty w nauce. Choć może i faktycznie czasem bywa tak, że nauczyciel jest temperowany przez system/dyrekcję/rodziców. A to już jest smutne po prostu.


CYTAT(Ida.dorota @ Wed, 26 Sep 2012 - 13:30) *
Ale przecież nie można porównywać dzieci w szkole podstawowej z licealistami, motywacja do nauki języka siedmiolatka, który w warunkach przeciętnej rodziny zapewne nie wie jeszcze do czego mu w ogóle ta cała nauka jest potrzebna i motywacja siedemnastolatka myślącego o dostaniu się na studia, to dwie zupełnie różne rzeczy.


Wiem, że to nie do końca to samo. Ale taki przykład mi przyszedł do głowy z własnego podwórka, a że byłam akurat wtedy w liceum...

Miałam 16 lat icon_wink.gif.
McJAGNA
No więc własnie chciałam ten temat poruszyc od początku roku szkolnego albo i wcześniej.

Nie mam pojęcia dlaczego moja drugoklasistka po 5 latach nauki języka (od przedszkola przez zerówkę) nie miała pojęcia jak się przedstawić a 5 klasistka podczas pobytu w Niemczech nie potrafiła się odezwać o odmianie to be nie wspomnę.

Do tej pory stawiałam na samodzielność dzieci (bo się kurka na forum o tym naczytałam)- i w jakimś zakresie wychodziło - prawie zawsze odrobione lekcje, spakowane książki - niestety pod koniec roku okoazało się , ze to nie działa. że moje sumienne w sumie dzieci odrabiają co trzeba ale nie przyswajają wiedzy - tak z innymi przedmiotami jak i językami. Oceny u mojej genialnej kiedys najstarszej to potwierdziły - trzy dostateczne i nieumiejętność odpowiedzenia mi na często podstawowe pytania sprawiły , że postanowiłam odrabiać lekcje z dziećmi ze szczegolnym naciskiem na języki obce.

Efekty już są bo kładę naciska na tłumaczenie, na rozumienie na szukanie związków przyczynowo-skutkowych ale jest też cena - nie pisuje na forum bo odrobienie lekcji z moimi dziecmi to 4-5 godzin mojej lub męża pracy codziennie.

Właściwie to czuję jakbym miała conajmniej dwa etaty i jeden to z pewnością próba przełożenia i nauczenia dzieci tego co w szkole a czego tam przetrawić im się nie udało.

Nie widze sensu posyłania na kurs bo na tym poziomie na którym są moje dzieci mój angielski jest conajmniej wystarczający poza tym sa płyty podręczniki i baza ze szkoły na której mozna całkiem nieżle pracować - no ale właśnie trzeba pracować - trzeba powtarzac i wkuwać - żaden kurs tego za dziecko nie załatwi.

I zastanawiam się cały czas dlaczego tak się dzieje - dlaczego to ja musze uczyć dzieci skoro mają od tego bardzo dobrą swoją drogą szkołę z niewielką ilością uczniów w klasie.

I wyszło mi, że taki jest teraz system - i że albo się wezme do roboty albo wkrótce będe inwestowała w korepetycje kursy doskonalace i inne- że nie mamy innego wyjścia - że cała reforma, programy nauczania zabranie godzin lekcyjnych takiej historii, biologii, geagrafii, chemii, a dodanie godzin WFU (Nastka z basenem ma 5 godzin) religii (2 godziny razy 4 dzieci razy jakieś 35 tygodni to 280 godzin podczas których moje dzieci siedza w świetlicy) dwa języki obce zamiast jednego porzadnego to wszystko zmusza nas do ciężkiej pracy.
agabr
CYTAT(Ida.dorota @ Wed, 26 Sep 2012 - 13:30) *
Po drugie na kursach następuje naturalna selekcja dzieci: nie ma tam uczniów, których rodziców nie stać na ich opłacanie, a moje obserwacje szkolne pokazują wyraźnie, jak bardzo dyskryminująco to by nie brzmiało, że rodziców uczniów rozwalających lekcje i mało zmotywowanych często właśnie na takie wydatki nie stać. Poza tym jeżeli dziecko ma trudności z właściwym zachowaniem w szkole, rzadko jest zapisywane na zajęcia pozalekcyjne, choćby dlatego, że jest mu to odradzane jako zbyt obciążające, a jednocześnie trudne dla rodzica, który nie ma ochoty znosić przykrych uwag o swoim dziecku także poza szkołą.

Pozostaje mi sie podpisac . w tym roku jedrka klasa byla na angielskim dzielona , tzn dzieci na poczatku wrzesnia pisaly test , no i jak sie okazalo w grupie bardziej zaawansowanej jest 100 procent dzieci chodzacych na dodatkowy angielski , w grupie mniej zaawansowanej 100 procent dzieci nie korzystajacych z dodatkowych kursow.b
joannabo
CYTAT(grzałka @ Wed, 26 Sep 2012 - 12:51) *
. No i dlaczego taka na przykład Skandynawia może nauczyć w szkole skutecznie?

Bo w tej samej Skandynawii w telewizji są filmy dla dzieci wyłącznie w wersji oryginalnej z napisami. Dzięki temu język czemuś namacalnemu służy, nawet w wypadku dzieci, które nie maja okazji podróżować.

Będę próbowała w przyszłym roku, kiedy moje dziecko pójdzie do szkoły, namówić nauczycielkę na puszczanie filmów animowanych w trakcie lekcji.
pirania
ja sie nauczylam w szkole francuskiego. Zadne fajerwerki, ale mature napisalam bez godziny korkow. ALE- mialam tego francuskiego 5 godzin. Pod koniec 6.

Uwazam, ze w szkole naklada sie kilka rzeczy:
fajny angielski w przedszkolu- z reguly- piosenki, wyliczanki, tak jak byc powinno.
klasy 1-3- takie pomieszanie z poplataniem. Z jednej strony ma byc fajnie i milo, z drugiej strony nagle spada na dzieci pisanie, czytanie, wszystko to w mikrej ilosci godzin i duzych grupach.
klasy 4-6- nie widzialam dobrego podrecznika- nie przeladowanego slownictwem. Uwazam ze wcale nie pomaga bardzo to ze one sa "umlodziezowione" bo z jednej strony to fajnie, z drugiej oznacza to wieksza ilosc slow do zapamietania. na raz wchodzi cala gramatyka. Godzin jest tyle samo. Dzieci nie zawsze sa podzielone bo klasa jest za mala.
Gimnazjum- kontunuacja podstawowki. I te same problemy. Chociaz tu juz sie pojawiaja klasy jezykowe z wieksza iloscia jezyka.

Uwazam, ze klasy 25 osobowej NIE DA SIE nauczyc jezyka przy dwoch godzinach dziennie. Mozna sie z nimi jezykiem bawic, ale oczekiwanie "zeby oni cos umieli" jest nierealne.

Uwazam, ze klasy 12 osobowej tez sie NIE DA nauczyc jezyka przy dwoch godzinach. Nawet podzielonej na grupy pod katem znajomosci jezyka. Da sie dzieci odpytac z wiedzy, ze slowek, da sie wykonac dzialania pozorujace- ale nauczyc sie nie da. Jest to jedna z przyczyn dla ktorych bronie sie przed pojsciem do szkoly. Bo uwazam, ze nauczycielom sie chce, tylko na razie nie maja szans.
Tigerek
AKA - ja uczę j. obcego. W technikum.

Na wstępie w pierwszej klasie robimy diagnozę. Z 30 osób zazwyczaj zaledwie 4-5 ewentualnie mogłoby ominąć początki. Grupy - 2 - muszą być porównywalnie liczne.

Mimo to staramy się wyodrębnić grupę "ciut mocniejszą". Zaraz po przydziale u dyrekcji ląduje kilka podań z prośbą o przydzielenie do słabszej grupy. Bo po co się wysilać.

Jedziemy dalej. Pracuję zwykle z mocniejszymi grupami. Mam do dyspozycji 2 h w tygodniu. Nie za wiele. Po 1-2 latach pracy często w klasie jest mniej niż 25 osób (zwykle 23-24). Zgodnie z przepisami prawa nie można podzielić na grupy. Mam nagle w klasie tych słabszych i tych mocniejszych. I 23-24 osoby na lekcji językowej. Niewykonalne dać możliwość wypowiedzenia się każdemu uczniowi dłużej niż pół minuty.

Realia publicznej szkoły.



Danale
A ja uwazam, ze szkola uczy prawidlowych kosntrukcji gramatycznych i slowek, slowek, slowek.
Szkola nie uczy jak sie porozumiec, nie uczy uzywania jezyka, improwizacji.
Na lekcji ma byc wszystko poprawnie: koncowki, derdiedasy, czasy, zaimki.


Z zyciorysu:

Moje dziecko starsze na urlopie, po 4 byle jakich latach podstawowki i 1 roku gimnazjum nie chcial sobie kupic loda. Bal sie, ze cos zle powie.
Dopiero jak mu zagrozilam, ze nie dostanie, pomyslal i rzucil idealna, ksiazkowa konstrukcja. icon_eek.gif
To byla moja zemsta, za kazdym razem gdy ja probowalam sie dogadac, to mnie krytykowal i wypominal bledy 21.gif

A mlodsze dogadywalo sie jak umialo. Z rowiesnikami na kampingu, w lodziarni, w sklepie. Jest po 4 latach podstawowki, gdzie bylo jeszcze fajnie i milo.

A pisze o angielskim.
grzałka
To ja mam takie doświadczenia z własnymi dziećmi- Ania, obecnie V klasa, w wieku przedszkolnym Helen Doron, potem genialny pan Marcin wyjechał do Rabki, więc w pierwszej klasie tylko szkoła- 18 uczniów w klasie, lekcje z opisu bardzo fajne (duzo scenek, zabaw) ale po roku okazało się, że Ania nie umie ani tego co w szkole ani tego co umiała z HD. Więc potem przez dwa lata przychodziła na godzinę w tygodniu dziewczyna po studiach, generalnie zabawy językowe itp, miała wrażenie, że poziom się utrzymuje. W drugiej klasie pojechaliśmy do GB i nawet się nie przejełam, że dziecko nie potrafi odpowiedzieć na pytanie "how old are you" no bo Anglik mówi to jednak inaczej, a poza tym szok być może był zbyt duzy. W czwartej klasie zmieniła szkołę, nowa książka do angielskiego, juz dłuższe teksty, okazało się, że ona kompletnie nic nie rozumie, nie mówiąc już o konstruowaniu zdań. Nagle z biedronek i gąsienic, które wołały "hello" przeskok do tekstu na pół strony o ulubionym przedmiocie w szkole. Wkurzyłam się i zapisałam do British School, 2 razy w tyg. I tak- po pierwsze zaczęła się uczyć, bo zaczęły być konkretne zadania domowe, testy, punkty. Po drugie- już po miesiącu za granicą zaczęła rozmawiać po angielsku (nie w Anglii, to akurat było w Budapeszcie, ale z całej grupy dzieci tylko ona rozmawiała i się dogadywała). Nagle szkolny angielski zaczął być banalnie prosty. Nie mogłam uwierzyć, że 4 tygodnie nauki na kursie, w grupie 9 osobowej (w szkole ma 13) daje takie efekty. I wcale tych testów nie pisała na 100% i tych zadań domowych nie odrabiała z wielkim zangażowaniem. No nie wiem, zbieg okoliczności? Ksiązki nawet podobne, te szkolne i te w BS
mama_do_kwadratu
Tłumy w grupach, uczniowie o różnym poziomie wiedzy.
Kiepski nauczyciel (gadający w większości po polsku...)

Zwłaszcza w podstawówkach, gdzie nauczyciele powinni mieć świetny akcent, bo dzieci łapią super, są niekompetentni- bo przecież wystarczy znać kilka kolorów i umieć liczyć do 10. Nie jest wymagane ukończenie chociażby kursu metodyki nauczania języka obcego- uczą tego ludzie, którzy myślą, że komunikacji w języku obcym nauczymy się wkuwając listy słówek, odmiany i tłumacząc wszystko antyczną metodą gramatyczno- tłumaczeniową.

mama_do_kwadratu
CYTAT(grzałka @ Wed, 26 Sep 2012 - 23:16) *
Nie mogłam uwierzyć, że 4 tygodnie nauki na kursie, w grupie 9 osobowej (w szkole ma 13) daje takie efekty. I wcale tych testów nie pisała na 100% i tych zadań domowych nie odrabiała z wielkim zangażowaniem. No nie wiem, zbieg okoliczności? Ksiązki nawet podobne, te szkolne i te w BS


mocniejsza, jednak mniej liczna grupa, nauczyciel może wymagać od wszystkich tego samego, bardziej "przyciskać"
tempo szybsze
minka.
Tak, w Skandynawii jest i tyle latwiej ze dzieciaki sa z angielskim osluchane, to bardzo ulatwia nauke. Poza tym jak juz ktos napisal, nauczyciele mowia w wiekszosci po polsku. Przyjezdzajac do Szwecji nie umialam ani slowa, nauczycielka porozumiewala sie z nami JEDYNIE po szwedzku. Baardzo przyspiesza nauke.
grzałka
Zapytałam dzieci własnych- mają trzy rózne nauczycielki ang. w tej samej szkole, tylko jedna mówi na lekcji po angielsku. Wiecie, jakieś mi się to oczywiste wydawało, że wszystkie.
joannabo
grzałko, spróbuj jak działa oglądanie filmów. Młodzieńcy jak rozumiem na kurs nie chodzą, więc badanie będzie miarodajne;)

Mogę polecić dla całej trojki świetne programy o zwierzakach Zoboomafoo i Wild Kratts, ten drugi z częścią zasadniczą animowaną, więc raczej na początek. "Z kamerą wśród zwierząt" się nie umywa icon_wink.gif Niestety po amerykańsku, ale już przebolałam. bo za to jest prawdziwa wiedza o zwierzętach i zrozumienie mechanizmów, nie same fakty.
Do sciągnięcia z youtube.
Martucha_
No wydaje się oczywiste, a nie jest. Moja trzecioklasistka ma czwartą już nauczycielkę angielskiego. Żadna nie mówiła po angielsku do dzieci. Obecna zapowiedziała, że zacznie w listopadzie icon_smile.gif Mam nadzieję, że spełni obietnicę. Ja w tym roku eksperymentuję. Nie zapisałam córki na dodatkowy angielski, za to cisnę ją, by zawsze była przygotowana na lekcje ang. w szkole. Zakuwa słówka, wyrażenia, ćwiczymy odpowiedzi na różne pytania, wymagam, by codziennie spytała mnie o coś po angielsku, wyraziła swą prośbę lub zrozumiała moją (proste, typu gdzie jest moja książka, poproszę herbatę, nakarm świnki). Bo ręce mi opadły, gdy moje dziecko po wakacjach miało problem z przedstawieniem się... Co ciekawe w przedszkolu miała angielski codziennie przez pierwsze 2 lata (przedszkole szumnie nazywane językowym). Po kilku miesiącach w nowym przedszkolu ulotniło jej się z głowy dosłownie wszystko.

brzózka4
CYTAT(mama_do_kwadratu @ Wed, 26 Sep 2012 - 21:19) *
Tłumy w grupach, uczniowie o różnym poziomie wiedzy.
Kiepski nauczyciel (gadający w większości po polsku...)

Zwłaszcza w podstawówkach, gdzie nauczyciele powinni mieć świetny akcent, bo dzieci łapią super, są niekompetentni- bo przecież wystarczy znać kilka kolorów i umieć liczyć do 10. Nie jest wymagane ukończenie chociażby kursu metodyki nauczania języka obcego- uczą tego ludzie, którzy myślą, że komunikacji w języku obcym nauczymy się wkuwając listy słówek, odmiany i tłumacząc wszystko antyczną metodą gramatyczno- tłumaczeniową.


Skąd Ty masz takie wiadomości? Żeby uczyć w szkole języka, w tej chwili trzeba mieć naprawdę porządne kwalifikacje i tylko w sytuacjach wyjątkowych (szkoła wiejska, gdzie nie ma po prostu specjalistów) istnieje opcja, że osoba zatrudniona ma te kwalifikacje mniejsze (ale musi je uzupełnić, chcąc kontynuować pracę). Wiem, bo 9 lat pracowałam w podstawówce i nawet CPE nie wystarczy, by uczyć. Musi być dodatkowo robiony ci\onajmniej kurs kwalifikacyjny dla nauczycieli przy tym CPE. Można to zreszta sprawdzić na stronach kuratoryjnych i ministerialnych, zamiast wygłaszać krzywdzące opinie (mi się zrobiło przykro).

Z drugiej zaś strony, nie wystarczą kwalifikacje - choćby nawet najlepsze. Trzeba mieć powołanie, chcieć, starać się każdego dnia i codziennie analizować swą pracę, nie osiadając na laurach i nie pogrążając się w słodkim samozadowoleniu.
pirania
martucha, no ale pamiec dzieci tak dziala. One sie musza nauczyc calego swiata, wiec cokolwiek jest nieprzydatne ( a angielski umowmy sie- nie jest potrzebny dzieciom do niczego, to jest to o czym mowi joanna polecajac filmy w orginale) idzie do smieci- natychmiast. Jesli nie stworzymy dzieciom sztucznie nawet potrzeby znajomosci angielskiego- beda sie uczyly powoli i z trudem. i zapominaja niepotrzebna wiedze bardzo szybko.
Helena
CYTAT(mama_do_kwadratu @ Wed, 26 Sep 2012 - 23:19) *
Tłumy w grupach, uczniowie o różnym poziomie wiedzy.
Kiepski nauczyciel (gadający w większości po polsku...)

Zwłaszcza w podstawówkach, gdzie nauczyciele powinni mieć świetny akcent, bo dzieci łapią super, są niekompetentni- bo przecież wystarczy znać kilka kolorów i umieć liczyć do 10. Nie jest wymagane ukończenie chociażby kursu metodyki nauczania języka obcego- uczą tego ludzie, którzy myślą, że komunikacji w języku obcym nauczymy się wkuwając listy słówek, odmiany i tłumacząc wszystko antyczną metodą gramatyczno- tłumaczeniową.



Bardzo interesuje mnie informacja o wymaganych kwalifikacjach do nauczania języka obcego w klasie I-III?

Kwalifikacje wymagane od nauczycieli języków obcych określa § 11 rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 10 września 2002r. w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli oraz określenia wypadków, w których można zatrudnić nauczycieli niemających wyższego wykształcenia lub ukończonego zakładu kształcenia nauczycieli (Dz. U. Nr 155, poz. 1288). Zgodnie z wymogami tegoż rozporządzenia, kwalifikacje do nauczania języków obcych w przedszkolu i klasach I-III SP posiada osoba, która legitymuje się:
1) dyplomem ukończenia studiów wyższych magisterskich na kierunku filologia w specjalności danego języka obcego lub lingwistyki stosowanej w zakresie danego języka obcego i przygotowaniem pedagogicznym,
2) dyplomem ukończenia studiów wyższych zawodowych na kierunku filologia w zakresie danego języka obcego lub w specjalności danego języka obcego lub lingwistyki stosowanej w zakresie danego języka obcego i przygotowaniem pedagogicznym,
3) dyplomem ukończenia nauczycielskiego kolegium języków obcych,
4) dyplomem ukończenia studiów wyższych magisterskich lub zawodowych uzyskanym w kraju, w którym językiem urzędowym jest dany język obcy nauczany w szkole, i posiada przygotowanie pedagogiczne,
5) odpowiednim (wymaganym w danym typie szkoły) poziomem wykształcenia, świadectwem egzaminu w zakresie co najmniej zaawansowanej znajomości języka obcego uznawanym przez Ministra Edukacji Narodowej, o którym mowa w załączniku do rozporządzenia, oraz przygotowaniem pedagogiczno-metodycznym w zakresie nauczania języka obcego.

Kwalifikacje do nauczania języków obcych w przedszkolach i klasach I-III szkół podstawowych posiada również osoba, która legitymuje się:
1) dyplomem ukończenia studiów wyższych na kierunku pedagogika w zakresie nadającym kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III szkół podstawowych lub w specjalności nadającej kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III szkół podstawowych,
2) dyplomem ukończenia zakładu kształcenia nauczycieli w specjalności nadającej kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III,
a ponadto: świadectwem znajomości danego języka obcego w zakresie co najmniej podstawowym, o którym mowa w załączniku do rozporządzenia, oraz świadectwem ukończenia studiów podyplomowych lub kursu kwalifikacyjnego w zakresie wczesnego nauczania danego języka obcego.

Możliwość uzyskania kwalifikacji do nauczania języków obcych, o której mowa powyżej, została wprowadzona przepisami rozporządzenia z 2002 r. Stanowi ona dodatkową ścieżkę uzyskiwania kwalifikacji do nauczania języka obcego w przedszkolach i klasach I-III SP. Możliwość ta dotyczy wyłącznie nauczycieli wychowania przedszkolnego i nauczania początkowego. Tym samym osobami uprawnionymi do nauczania języka obcego w przedszkolu i klasach I-III - oprócz filologów i absolwentów nauczycielskich kolegiów języków obcych - są również osoby mające kwalifikacje w zakresie nauczania początkowego lub wychowania przedszkolnego, pod warunkiem że posiadają wymagane świadectwo znajomości języka obcego i ukończyły studia podyplomowe lub kurs kwalifikacyjny z zakresu wczesnego nauczania języka obcego.

Informacje pochodzą ze strony MEN https://www.men.gov.pl

Martucha_
CYTAT(pirania @ Thu, 27 Sep 2012 - 11:03) *
martucha, no ale pamiec dzieci tak dziala. One sie musza nauczyc calego swiata, wiec cokolwiek jest nieprzydatne ( a angielski umowmy sie- nie jest potrzebny dzieciom do niczego, to jest to o czym mowi joanna polecajac filmy w orginale) idzie do smieci- natychmiast. Jesli nie stworzymy dzieciom sztucznie nawet potrzeby znajomosci angielskiego- beda sie uczyly powoli i z trudem. i zapominaja niepotrzebna wiedze bardzo szybko.


No niestety masz rację. To również powód kiepskiej skuteczności nauki języka w szkole (zbyt mała ilość godzin i brak konieczności codziennej pracy z językiem). Nie tylko dziecięca pamięć tak działa. Ja miałam w pierwszej klasie liceum 20 godz. tygodniowo angielskiego. Dziś używam go sporadycznie i cóż, z przerażeniem stwierdzam, że nie jest dobrze.
Elle_
Nie sądzę, by chodziło o kwestie motywacji. Dziecko nie płaci za kurs, tylko rodzice, więc dziecku (niestety) nie żal tych pieniędzy. Może chodzi o ilość osób w grupie? W klasie jest ok. 30 osób, a, np. moje dziecko chodzi do szkoły języka francuskiego, gdzie ma w grupie pięcioro dzieci. Łatwiej się skupić i łatwiej pracować nauczycielowi, tak sądzę. W innych krajach (podobno) jest więcej native speakerów, w Polsce ciągle to niespotykany widok. Może w tym też tkwi problem.
mama_do_kwadratu
CYTAT(brzózka4 @ Thu, 27 Sep 2012 - 11:02) *
Skąd Ty masz takie wiadomości? Żeby uczyć w szkole języka, w tej chwili trzeba mieć naprawdę porządne kwalifikacje i tylko w sytuacjach wyjątkowych (szkoła wiejska, gdzie nie ma po prostu specjalistów) istnieje opcja, że osoba zatrudniona ma te kwalifikacje mniejsze (ale musi je uzupełnić, chcąc kontynuować pracę). Wiem, bo 9 lat pracowałam w podstawówce i nawet CPE nie wystarczy, by uczyć. Musi być dodatkowo robiony ci\onajmniej kurs kwalifikacyjny dla nauczycieli przy tym CPE. Można to zreszta sprawdzić na stronach kuratoryjnych i ministerialnych, zamiast wygłaszać krzywdzące opinie (mi się zrobiło przykro).

Z drugiej zaś strony, nie wystarczą kwalifikacje - choćby nawet najlepsze. Trzeba mieć powołanie, chcieć, starać się każdego dnia i codziennie analizować swą pracę, nie osiadając na laurach i nie pogrążając się w słodkim samozadowoleniu.


W podstawówce wymagają CPE? Proszę Cię... Chyba teraz, gdy na posadę w szkole nie ma szans.

Kwalifikacje do nauczania języków obcych w przedszkolach i klasach I-III szkół podstawowych posiada również osoba, która legitymuje się:
1) dyplomem ukończenia studiów wyższych na kierunku pedagogika w zakresie nadającym kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III szkół podstawowych lub w specjalności nadającej kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III szkół podstawowych,
2) dyplomem ukończenia zakładu kształcenia nauczycieli w specjalności nadającej kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III,
a ponadto: świadectwem znajomości danego języka obcego w zakresie co najmniej podstawowym, o którym mowa w załączniku do rozporządzenia, oraz świadectwem ukończenia studiów podyplomowych lub kursu kwalifikacyjnego w zakresie wczesnego nauczania danego języka obcego. źródło: MEN


To na czerwono chyba nie jest CPE, prawda?
A niestety, osoba z podstawową znajomością języka ma z pewnością braki w opanowaniu fonetyki, a tym mówiłam- bo to właśnie jest podstawa w nauczaniu dzieci.
Co z tego, że jednak wymagają kursów metodycznych, skoro nauczyciel po edukacji wczesnoszkolnej może nie być kompetentny językowo.

Obserwuję nauczycieli, hospituję lekcje. Szkolę językowców.
Sama uczę języka od przedszkolaków po CPE. Żeby nie było, że teoretyzuję.
I uparcie będę powtarzać, że metoda gramatyczno- tłumaczeniowa (czyli taka, którą uczyło się łaciny i greki) nadal króluje w szkołach. Lekcja toczy się w języku ojczystym, wszystko jest tłumaczone na polski, a DA SIĘ bez tego. Po co tłumaczyć wszystkie frazy, nie lepiej sprawdzić, czy dziecko po prostu używa jej w odpowiednim kontekście, w odpowiedni sposób?

Pracuję co prawda na prowincji (miasto 100 tys. i 150 tys.), ale wiem, że w podstawówkach jest marnie.
Choć oczywiście są perełki. I w nich nadzieja icon_smile.gif

Powołanie tak, ale będę się upierać- wymowa w klasach 1-3 jest bardzo istotna, bo dzieciaki potrafią genialnie przyswajać dźwięki. Te złe też, niestety.

Zresztą o nauczaniu języków w gimnazjach i liceach też można pisać i pisać...

edit: literówki
brzózka4
Mamo, teoretycznie masz rację (co do tych kwalifikacji), w kwestii świadectwa podstawowej znajomości języka. Wystarczy FCE zdane na co najmniej B, ale ja osobiście nie znam ani jednego nauczyciela (a pracuję już długo - 13 rok), który legitymowałby się jedynie takimi kwalifikacjami. Może po prostu pracowałam w szkołach, gdzie wymagano więcej. Bedąc na licznych szkoleniach, poznaję anglistów, czy germanistów z wysokimi kwalifikacjami, nawet jeśli pracuja tylko w klasach 1-3. Od jakichś 5 lat bardzo trudno o pracę w zawodzie nauczyciela (przynajmniej w woj. pomorskim) i nikt by się nie starał o pracę z kwitkiem FCE.

Zresztą, jeśli chodzi o fonetykę, to ta kwestia staje się coraz bardziej płynna. Jest tyle różnych odmian języka angielskiego, że niektóre z nich (ze względu na zróżnicowanie fonetyczne właśnie) są nie do końca zrozumiałe przez tzw. native speakers jakiegoś kraju anglojęzycznego.
Zgadzam się jednak, oczywiście, że wymowa jest bardzo ważna. Tylko nie przesadzajmy z jej perfekcyjnością - to co dla Amerykanina jest nie do przyjęcia, dla Anglika, czy Szkota będzie jak najbardziej ok, i na odwrót. Jeśli dany nauczyciel uczył się wymowy od Amerykanina - siłą rzeczy będzie mówił trochę do niego podobnie, a jeśli jego lekcje oceni metodyk władający perfekcyjnym British English, to krytycznie spojrzy właśnie na fonetykę.
mama_do_kwadratu
CYTAT(brzózka4 @ Thu, 27 Sep 2012 - 21:17) *
jeśli jego lekcje oceni metodyk władający perfekcyjnym British English, to krytycznie spojrzy właśnie na fonetykę.

Nie sądzę, nie ma "jedynej słusznej" odmiany języka. Wariacje są wręcz pożądane icon_wink.gif

Mówiąc o niepoprawnej wymowie, mam na myśli byki oczywiste w intonacji, złą artykulację dźwięków etc. Bo o takowe nie jest trudno, jeśli ma się zdane na "B" FCE. A nauczyciel języka powinien być wzorcem dla uczniów.

Wyobraźcie sobie, że w niektórych szkołach nauczyciele w ogóle nie przeprowadzają na zajęciach ćwiczeń ze słuchania- tak, tak, dzieci WCALE nie słuchają nagrań. Nagranych przez nejtiwów. Możliwe, że byłoby to ich jedyne zetknięcie się z prawdziwym angielskim.




brzózka4
CYTAT(mama_do_kwadratu @ Thu, 27 Sep 2012 - 19:36) *
Nie sądzę, nie ma "jedynej słusznej" odmiany języka. Wariacje są wręcz pożądane icon_wink.gif

Mówiąc o niepoprawnej wymowie, mam na myśli byki oczywiste w intonacji, złą artykulację dźwięków etc. Bo o takowe nie jest trudno, jeśli ma się zdane na "B" FCE. A nauczyciel języka powinien być wzorcem dla uczniów.

Wyobraźcie sobie, że w niektórych szkołach nauczyciele w ogóle nie przeprowadzają na zajęciach ćwiczeń ze słuchania- tak, tak, dzieci WCALE nie słuchają nagrań. Nagranych przez nejtiwów. Możliwe, że byłoby to ich jedyne zetknięcie się z prawdziwym angielskim.


Byki, zła intonacja są oczywiście niedopuszczalne.
Dalej podtrzymuję jednak swą tezę, że w tej chwili nieliczni nauczyciele mają jedynie FCE.
To, co piszesz o braku ćwiczeń na słuchanie to dla mnie też pewna skrajność, którą mimo dobrej woli wyczuwam jednak w Twoich postach.
Mafia
W szkole podstawowej syna uczy języka obcokrajowiec i regularnie rodzice protestują, że dzieci nic nie rozumieją na lekcji i się stresują. Natomaist w gimnazjach są regularnie w mocnijeszych grupach i świetnie zdają testy.
Ida.dorota
CYTAT(Mafia @ Fri, 28 Sep 2012 - 06:53) *
W szkole podstawowej syna uczy języka obcokrajowiec i regularnie rodzice protestują, że dzieci nic nie rozumieją na lekcji i się stresują. Natomaist w gimnazjach są regularnie w mocnijeszych grupach i świetnie zdają testy.


No właśnie.
Szkoła jest zawsze w sytuacji przegranego, bo powinna realizować wymagania programowe, wychowywać i zadowalać nie tylko dzieci, ale i posiadających całkowicie sprzeczne oczekiwania rodziców. Warto zauważyć, że rodzice Maluchowi nie są grupą reprezentatywną, w klasach, gdzie uczą się nasze dzieci są też inni, którzy zupełnie inaczej postrzegają takie sytuacje i mają do tego prawo, a szkoła nie może ich lekceważyć.
Motywacja rodziców jest tu tak samo ważna jak motywacja dzieci, one doskonale wyczuwają nastawienie swoich bliskich i nie będą ani szanować nauczyciela, którego oni nie tolerują, ani uczyć się przedmiotu, który zdaniem rodziców jest źle prowadzony. Dlatego, odpowiadając jednocześnie na stwierdzenie, ze motywacja do nauki u dzieci w szkole językowej nie zwiększa się, bo to rodzice za nią płacą, fakt, iż rodzic uważa szkołę za dobrą, ceni lektora, zgadza się z metodami przez niego stosowanymi, ma dla motywacji dziecka znaczenie zasadnicze. Rodzic przekonany do lektora i jego metod nauczania, płacący za naukę dziecka, lepiej współpracuje, motywuje i kontroluje dziecko, a w razie braku efektów po prostu zmienia szkołę. Dla dziecka zaś współpraca i spójność wymagań rodziców i szkoły ma znaczenie kluczowe, co w szkołach publicznych jest niestety rzadkością.
Tigerek
Co od podejścia niektórych rodziców (na szczęście to nie reguła):

W czerwcu miałam rozmowę z pewnym wyjątkowo zaperzonym tatą: dlaczego jego syn chodzi na prywatne lekcji niemieckiego a w szkole pod moim okiem dostaje najczęściej zaledwie 3.

Szkoła językowa, do której chłopak chodzi, prowadzona jest przez specjalistkę od ... podstawówek. Twierdziła, że wszystko wina nauczyciela prowadzącego, który za dużo wymaga (z racji, że to drugi język w klasie 3. technikum pod koniec byliśmy w połowie podręcznika z klasy 2.) Szkoła językowa ma dobrą renomę, wypracowaną głównie otoczką: nauczyciele w czarnych/brązowych/czarnych garsonkach/garniturach, czarnych płaskich butach; w każdej sali sprzęt audio, książki i płyty do ćwiczeń w domu gratis. Na początku swojej działalności pani owa skupiała w swojej szkole samych olimpijczyków, którzy nimi pozostawali, więc zasługa jak z tego wynika w 100% należała się szkole icon_wink.gif

Syn owego pana realnie rzecz ujmując ze wszystkich przedmiotów "ciągnął ogony", cokolwiek się nie działa na lekcji nie był zainteresowany "bo on się germanizować nie da".

Czyja wina, że nie osiągał w technikum wyników bdb i cel? Moja. Ze skargą poszedł nawet do dyrekcji.
ewis_
Wychowawcą znajomej dziewczynki (teraz w VI klasie) jest anglista.

Jest dość skuteczny, ale dlatego, bo jest zaangażowany - bierze WSZYSTKIE zastępstwa w swojej klasie i robi wtedy dodatkowy angielski.

Ogląda z dziećmi filmy na lekcjach, do których przygotowuje scenki z tłumaczeniami, potem dzieci te scenki odgrywają.
Dwa razy do roku wyjeżdżają na zieloną szkołę i tam codziennie mają dużo angielskiego ale w praktyce - czyli robią jakieś zabawy i komunikują się po angielsku.

Czytają lekturę po angielsku - coś prostego chyba koszmarny karolek był w IV klasie - co weryfikują kartkówki

Znalazł sponsorów i zorganizował im wyjazd do Wielkiej Brytanii. Walczył z dyrektorką, któa nie chciała się zgodzić na wyjazd i wywalczył.

Dziewczynka o której wspomniałam na początku - od trójek w IV klasie przeszła jak wiekszosc klasy do piątek na świadectwie i co najważniejsze - lubi angielski i ogląda filmy po angielsku

Nie wiem czy to jest recepta na nauczenie języka tylko tej konkretnej dziewczynki, ale chciałabym żeby moje dzieci też trafiły na anglistę z pasją i misją icon_smile.gif
Wierzę, że to jest właśnie to coś co może sprawić, że dzieci nauczą się języka (i zachęcą do niego) bez zajęć dodatkowych

kasiunia
niestety ja się zgodzę z tym, że nauczycielom się nie chce. uczę czasem grupy po innych nauczycielach i kiedy już otrząsają się z pierwszego szoku icon_wink.gif i zaczynają ze mną rozmawiać, okazuje się, że angielskiego to za bardzo nie było, ale za to świetnie znają historię choroby synka pani Ewy, albo pani zadawała ćwiczenie i - uwaga cytuję - czegoś szukała w torbie, itd itp. Nauczycieli z pasją jest baaardzo baaardzo mało.
ewela
hejka
podciągnę temat
ja miałam cudownych nauczycieli językków obcych: francuski, łacina i niemiecki. Naprawde edukacja na wysokim poziomie.

Moja córka......uczy się j. angielskiego do 3r.zycia (ale wiadomo,ze to była nauka przez zabawę).

Teraz jest w klasie drugiej....i ma Panią, ktora swoje studia konczyła chyba korespondencyjnie...
Brak metod aktywizyjących itp itd.
Temat lekcji to ja realizuję z dzieckiem w domu-4zadania domowe z danej lekcji (4 zadania do danej lekcji, ktore sa przypisane do danego tematu- w ksiazce). Czyli wlasciwie 2x 45 minut zmarnowane....bo i tak realizujemy temat w domu.

ehhhhh

w rodzinie tez mam taka nauczycielkę j. obcego.......szkoda słow,szkoda czasu, szkoda jej uczniów...

Pozdrawiam
Ewela
~Luna~
Wyciągam temat, bo muszę o coś spytać .

Powiedzcie mi, jak się WYMAWIA po angielsku kolor fioletowy ?
Chodzi mi o wymowę , nie o pisownię.

Nie pytam dlatego, że nie wiem, bo wiem, a przynajmniej tak mi się do wczoraj wydawało.
Potrzebuję konsultacji, chodzi o zadanie domowe dziecka.
bb
zalezy jaki fioletowy: purple- odsluchaj sobie brtyjska wymowe tutaj:
https://www.macmillandictionary.com/pronunc.../british/purple

czy violet?
https://www.macmillandictionary.com/dictionary/british/violet
mama_do_kwadratu
wpisz np tutaj: https://www.howjsay.com/
~Luna~
Chodzi o fioletowy "purple".

Weszłam w dwa linki podane przez Was i w każdym jest inna wymowa icon_rolleyes.gif

Syn uczy się wiersza o kolorach, do nauki używamy płyty, która dołączona była do podręcznika.
Niestety niektóre nagrania są tak niewyraźne, że trudno jest się domyśleć wymowy .

Syn uparcie twierdzi, że Pani kazała im mówić kolor "papu", a ja obstaje przy "perpl" (w wymowie oczywiście) - na płycie nie można jednoznacznie zrozumieć.
bb
No PAPU to jest innowacja 37.gif
W obydwu slychac PE... a nie PA....
Wg Oxford dictionary: ˈpɜːrpl

pirania
Luna naucz go wymowy standardowej jednej z dwoch proponwanych- co uwazasz. Albo ze slownika Merriam Webster. Iles tam wariacji wymowy jest dopuszczalna wazne zyby purple nie mowil icon_smile.gif
madama
CYTAT(~Luna~ @ Thu, 13 Dec 2012 - 11:18) *
Chodzi o fioletowy "purple".

Weszłam w dwa linki podane przez Was i w każdym jest inna wymowa icon_rolleyes.gif

Syn uczy się wiersza o kolorach, do nauki używamy płyty, która dołączona była do podręcznika.
Niestety niektóre nagrania są tak niewyraźne, że trudno jest się domyśleć wymowy .

Syn uparcie twierdzi, że Pani kazała im mówić kolor "papu", a ja obstaje przy "perpl" (w wymowie oczywiście) - na płycie nie można jednoznacznie zrozumieć.


Nie sądzę, żeby Pani kazała wymawiać 'papu';), aczkolwiek nie dziwię sie, że syn tak twierdzi.icon_wink.gif
Niech wymawia 'perpl' - ale tak, żeby 'r' nie było słychaćicon_wink.gif, czyli bardziej 'pepl'.
Ciocia Magda
CYTAT(madama @ Thu, 13 Dec 2012 - 11:37) *
Nie sądzę, żeby Pani kazała wymawiać 'papu';), aczkolwiek nie dziwię sie, że syn tak twierdzi.icon_wink.gif

A mnie to papu nie dziwi - wiecie jak u nas się wymawia Tinę Turner - Tarner (czyli pisze się "u", czyta się "a" icon_rolleyes.gif )

edit: dla porządku, bo może to nie wynika z mojej wypowiedzi - taka wymowa NIE JEST prawidłowa. Może puść synowi piosenkę Purple Rain Prince'a, to da się przekonać? icon_wink.gif
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.