Piszecie z dziećmi? Ja sie przymierzam do tego po raz pierwszy:) Macie taką rodzinną tradycję? jak to u Was wygląda?
Tradycją bym tego nie nazwała, bo w tym roku będzie drugi raz. W zeszłym roku Majka narysowała, co chce dostać, w tym roku dodatkowo podpisze swoją twórczość, bo nauczyła się trochę pisać. Odrobinę jej pewnie pomogę, ale niewiele.
To jej pomaga dokładnie przemyśleć swój prezent, a nam rozwiązuje wszystkie problemy ze zgadywaniem, co by tak naprawdę chciała.
My co roku od jakiś 12 lat w tym roku piszemy 2 sztuki tzn starsza pisze swój i młodszej - oczywiście w konsultacji z młodszą staram się realizować tę listę za pomocą dziadków choć u starszej już ze 2 lata pierwsze punkty są nierealne ze względów finansowych dla nas. Na szczęście ona to rozumie ale wypisać musi....
6 grudnia list musi się znaleźć pod poduszką i jak Mikołaj wkłada prezent to zabiera list starsza rzecz jasna nie wierzy już w to ale jej list zawsze jest gdzieś koło łóżka
Olakinga - i nie ma pytań skąd Mikołaj wie, co ona chce, skoro zabiera list kiedy już wkłada prezent? Czy Mikołaj ma w worku wszystko i na miejscu czyta list i wyciąga z wora, co trzeba?
My piszemy. Staram się to robić tak, żeby na liście znalazły się rzeczy, które dzieci na pewno dostaną.
Moje najpierw rysowaly, teraz pisza.
Starsza juz nie bardzo chyba wierzy ale chce wierzyc i tym roku tez napisze. Wykladamy przy kominku na poczatku grudnia, obok talerzyka z ciasteczkami i szklanka mleka. Tez satram sie tak pokierowac produkacja listow aby przynajmniej czesc zyczen byla realna. Nigdy nie dostaja wszystkiego z listy. Listy laduja w wielkiej metalowej puszce na szczycie szafy i zostana kiedys pokazane wyrosnietym autorkom
Miki jak narazie tylko rysuje listy do św. Mikołaja i robi to zawsze z tatą. Zostawia list na parapecie okna z jakimś poczęstunkiem dla Mikołaja np. mandarynki, pierniczki, kubek mleka. List pisze zazwyczaj około połowy listopada. Staramy się choć część życzeń zrealizować, a mały wie, że św. Mikołaj nie zawsze spełnia wszystkie życzenia.
Nie zauważyłam aby to miało na niego jakiś zły wpływ. Ja jako dziecko też pisałam listy do św Mikołaja. Jakiedś zaczęłam, ale predko zrezygnowałam. Miało zły wpływ na dzieci. Ja podobnie. Zrezygnowałam ze względu, iż wraz z wiekiem dziecka , rosną jego oczekiwania wobec Mikołaja . W tym roku wymarzył sobie prezent zamykający się w kwocie około 700 zł - na tłumaczenia, że Mikołaja nie stać na to by wszystkim dzieciom robić tak drogie prezenty, jest odpowiedź, że przecież Mikołaj niczego nie kupuje bo ma fabrykę zabawek, więc nie musi za nic płacić. Mnie syn nigdy nie poprosiłby o prezent w takiej kwocie, ale Mikołaja owszem, przecież Mikołaj może wszystko, Mikołaj jest od spełniania marzeń niemożliwych. Tak szczerze, to z roku na rok, mam coraz mniej ochoty na podtrzymywanie wiary w Mikołaja. W tym roku ani słowem nie wspominam o liście do Mikołaja, bo wiem, że nie stać mnie na zrealizowanie tegoż zamówienia, boję się tylko, że w szkole wpadną na "wspaniały" pomysł pisania listów i wtedy będzie rozczarowanie.
Tu jest rozwinięcie:
Staram się to robić tak, żeby na liście znalazły się rzeczy, które dzieci na pewno dostaną. To jednak pachnie manipulacją. Poza tym u nas listy pełniły rolę "rozbudzacza konsumpcji". Dzieci siadały i zaczynały wymyslac na siłę. A ja wolałam, czy tam tęskniłam do czasów, kiedy mój dwulatek na pytanie dziadka "co dziadek ma ci przywieźć" najpierw nie wiedział co powiedziec, a potem, przymuszany, odpowiedział "bułkę". To się zaczęło psuć. Plus jeszcze to, ze listy powstawały spontanicznie i nie zawsze to co na liscie znajdowąło sie pod łóżkiem. Zamiast radości zmeirzalismy w strone rozczarowania. Co do pytania "skąd Mikołaj wie" - odpowiadam - "jakoś tam wie " - moim dzieciom to wystarcza, a nawet rozbudza ich wyobraźnię. Ale my dużo opowiadalismy o biskupie mikołaju, o tym skąd sie wziął zwyczaj, o tym,ze jest on swiętym że jest w Niebie. My wierzacy jesteśmy i jakoś tak nam sie to układa w całość. Zawsze też opowiadałam (podpatrzone u p. Dolto) dzieciom, że "byc Mikołajem" to tak naprawdę znaczy sprawic komus radosną niespodziankę. I w tym sensie kazdy może być dla każdego Mikołajem. No, ale jest ten prawdziwy dodawały dzieci. A teraz juz dzieci wyrośnięte i dwoje z trojga juz nie wierzy w istnienie mikołaja. Przeszły gładko, bez rozczarowań, z uśmiechem. ALe tajemnice trzymaja przed bratem i innymi dziećmi. Żeby nie psuć niespodzianki/tajemnicy Podczytałam post Luny i jeszcze sobie przypomniałam. Ja tłumaczyłam dzieciom (jak byłam w podobnej kropce) że mikołaj to nei jest "maszynka do spełniania zyczeń" i że co? jesłi by ktos chciał papierosy to ma mu Mikołaj przynieść? Mikołaj tez dba o dobro człowieka.
Gosiu-dziękuje za twój post:)
Piszemy, wszyscy w rodzinie, tzn. ja i tata też piszemy, a co:) Flo w zasadzie nie wierzy ale grzecznie pisze. Co nie przeszkadza nam przygotowywać i wymyślać prezentów dla innych i siebie nawzajem - w końcu nie można tego biednego Mikołaja wszystkim obarczać, prawda?
Historię biskupa z Turcji też dziewczyny znają i co roku odświeżamy, nam na dodatek wdzięcznie życie komplikuje holenderski Sinterklaas. Ogólnie jest fajnie
Ja zbieram gazetki z zabawkami po hipermarketach i Karolina robi kolarz.wycina co jaj pasuje i przykleja na kartkę.Wie że nie dostanie wszystkiego ale Mikołaj będzie miał wybór.prezent jest skromny bo Mikołaj ma wiele dzieci do obdarowania.
A tak nieco poza tematem to Mela kiedyś bardzo chciała dostać papierosa i dostała. Rozdłubała go na części pierwsze i od tego czasu przestała podnosić niedopałki na ulicy.
Zilka, dobre, dobre.
Tu jest rozwinięcie: To jednak pachnie manipulacją. Poza tym u nas listy pełniły rolę "rozbudzacza konsumpcji". Dzieci siadały i zaczynały wymyslac na siłę. A ja wolałam, czy tam tęskniłam do czasów, kiedy mój dwulatek na pytanie dziadka "co dziadek ma ci przywieźć" najpierw nie wiedział co powiedziec, a potem, przymuszany, odpowiedział "bułkę". To się zaczęło psuć. Plus jeszcze to, ze listy powstawały spontanicznie i nie zawsze to co na liscie znajdowąło sie pod łóżkiem. Zamiast radości zmeirzalismy w strone rozczarowania. Co do pytania "skąd Mikołaj wie" - odpowiadam - "jakoś tam wie " - moim dzieciom to wystarcza, a nawet rozbudza ich wyobraźnię. Ale my dużo opowiadalismy o biskupie mikołaju, o tym skąd sie wziął zwyczaj, o tym,ze jest on swiętym że jest w Niebie. My wierzacy jesteśmy i jakoś tak nam sie to układa w całość. Zawsze też opowiadałam (podpatrzone u p. Dolto) dzieciom, że "byc Mikołajem" to tak naprawdę znaczy sprawic komus radosną niespodziankę. I w tym sensie kazdy może być dla każdego Mikołajem. No, ale jest ten prawdziwy dodawały dzieci. A teraz juz dzieci wyrośnięte i dwoje z trojga juz nie wierzy w istnienie mikołaja. Przeszły gładko, bez rozczarowań, z uśmiechem. ALe tajemnice trzymaja przed bratem i innymi dziećmi. Żeby nie psuć niespodzianki/tajemnicy Podczytałam post Luny i jeszcze sobie przypomniałam. Ja tłumaczyłam dzieciom (jak byłam w podobnej kropce) że mikołaj to nei jest "maszynka do spełniania zyczeń" i że co? jesłi by ktos chciał papierosy to ma mu Mikołaj przynieść? Mikołaj tez dba o dobro człowieka. OK, rozumiem, dziękuję.
My listy piszemy, tzn. od 2 lat Ala pisze już sama.
Listy zostawia pod drzwiami, by Mikołaj spieszący się zabrał list. Piszemy na początku grudnia. Listy też chowam, co więcej... Mikołaj zostawiając prezent zostawia też list do Ali . Pisanie odbywa się pod moim okiem... więc gdy Ala chce "zaszaleć", mówię jej, że Mikołaj musi obdarować dużo dzieci i nie można chcieć od niego zbyt drogich prezentów. Zawsze w liści dopisuje "i perfum mamie przynieś też" .
Zilka dobre
Ja też zaczęłam myśleć o tym i poprosiłam córkę o narysowanie tego co chciałaby dostać, poprosiła mnie o narysowanie cukierka Chyba z roku na rok może być gorzej. Też trochę z innej beczki. Ja mam jeszcze jedną myśl na wykorzystanie Mikołaja, Ola ma zająca (zniszczony, zflogany, przytulanka od pierwszych dni życia zabierany dosłownie wszędzie odkąd poszła do przedszkola i ciężko go dorwać żeby uprać) Zawiesiłam na kominku skarpetę świąteczną i mówię córci, żeby tam schowała zająca to Mikołaj go zabierze i przyniesie jej prezenty. Trochę nie do końca jestem przekonana czy to dobry pomysł, bo ona bez niego nie chce się ruszyć i obawiam się, że będzie czarna rospacz o ile zdecyduje się na oddanie go. Jak myślicie?
Zostawiłabym tego zająca w spokoju, niech go ma, aż się stwór rozpadnie.
U nas jest taki misiek ukochany, bez którego nie było spania. Teraz już nie jest aż tak niezbędny, ale gdy zdarza się jakaś katastrofa, to Mimi nadal jest najlepszym przyjacielem. Nie chciałabym jej odbierac takiej niezawodnej pociechy, choć miś wygląda dość obleśnie.
Agula, corka jest jeszcze mala, moj 5 latek by w zyciu nie oddal swojego obszarpanca, wymeczonego, ktory juz dawno stracil ksztalt. Ja osobiscie jeszcze w wieku 10 lat mialam swojego misia choc juz dawno misia nie przypominal.
Agula,
nie pozwoliłabym, żeby Mikolaj zabrał zabawkę, ba ukochaną zabawkę mojemu dziecku szczerbaty usmiech. Póżniej w chwilach kryzysowych, może powiedzieć, że to Mikołaj jej zabrał i że Mikołaj jest zły . A Mikołaj jest dobry
Agula jeszcze mi przyszlo do glowy, ze to by bylo jakby prosic dziecko by zamienilo swojego przyjaciela na prezenty.
Agula, corka jest jeszcze mala, moj 5 latek by w zyciu nie oddal swojego obszarpanca, wymeczonego, ktory juz dawno stracil ksztalt. Ja osobiscie jeszcze w wieku 10 lat mialam swojego misia choc juz dawno misia nie przypominal. Ja mojego obleśnego miśka, którego dostałam w wieku 3 tygodni mam do dziś. Za nic na świecie bym go nie oddała, a już na pewno nie jak miałam 3 lata! A w czym on Ci przeszkadza? Edit: pomyliłam wiek Ja mam jeszcze jedną myśl na wykorzystanie Mikołaja, Ola ma zająca (zniszczony, zflogany, przytulanka od pierwszych dni życia zabierany dosłownie wszędzie odkąd poszła do przedszkola i ciężko go dorwać żeby uprać) Zawiesiłam na kominku skarpetę świąteczną i mówię córci, żeby tam schowała zająca to Mikołaj go zabierze i przyniesie jej prezenty. Trochę nie do końca jestem przekonana czy to dobry pomysł, bo ona bez niego nie chce się ruszyć i obawiam się, że będzie czarna rospacz o ile zdecyduje się na oddanie go. Jak myślicie? Rany, w życiu by mi to do głowy nie przyszło. Zamień przyjaciela na prezenty??? A dodatkowo ona może jeszcze dobrze nie zdawać sobie na co się "zgodziła". A dodatkowo ona może jeszcze dobrze nie zdawać sobie na co się "zgodziła". Dokladnie, ja sie dalam zamotac starszemu bratu, a bylam sporo starsza od Twojej corki. Jak bylam jakos tak w podstawowce to mnie brat sprytnie podszedl i zamienilam mojego ukochanego misia na cos, oczywiscie dopiero po fakcie zdalam sobie sprawe na co sie zgodzilam . To uczucie straty pamietam do dzis. Na szczescie jakos go potem odzyskalam juz nie pamietam jak. Ja mam jeszcze jedną myśl na wykorzystanie Mikołaja, Ola ma zająca (zniszczony, zflogany, przytulanka od pierwszych dni życia zabierany dosłownie wszędzie odkąd poszła do przedszkola i ciężko go dorwać żeby uprać) Zawiesiłam na kominku skarpetę świąteczną i mówię córci, żeby tam schowała zająca to Mikołaj go zabierze i przyniesie jej prezenty. Trochę nie do końca jestem przekonana czy to dobry pomysł, bo ona bez niego nie chce się ruszyć i obawiam się, że będzie czarna rospacz o ile zdecyduje się na oddanie go. Jak myślicie? Nie czytam, czy ktos odpowiedział, wiec może sie powtórze, ale mnie zmroziło i muszę napisać. 1. Dziecko w taki sposób uczy się tworzenia więzi. 2. Taki królik jest odpowiednikiem mamy/taty. Czyli jak Ciebie nie ma w pobliżu, to taki królik Cie "zastepuje", uspokaja dziecko. 3. Mając problem z wygladem królika wysyłasz dziecku np. komunikat, że "wyglądanie" jest wazniejsze niż więzi, niz przyjaźń czy miłość i takie tam.
Dziękuję za odpowiedzi, o wielu rzeczach poprostu nie pomyślałam, dobrze, że zapytałam bo jednak ile ludzi tyle opinii i pomysłów. Ola zabiera go wszędzie odkąd poszła do przedszkola, wcześniej zwykle do spania musiał być i często z pościelą go chowałam. To chyba właśnie jest w tym coś, że tuli zająca kiedy mnie nie ma, ale bym jej przykrość zrobiła. Oczywiści był plan awaryjny, że jak będzie bardzo żle zjączek wróci. Jednak jeszcze się wstrzymam.
Jeśli o mnie chodzi to aż tak mi to nie przeszkadza, bo czasem da sobie wytłumaczyć, że zając poczeka w aucie (bardzo żadko). Za to Pani ychowawczyni z przedszkola juz kilka razy uwagę mi zwracała na ten temat. Ola nawet na pasowaniu stojąc z dziećmi popłakała się o zająca
Dziwna Pani. Przecież to jeszcze maleńkie dziecko, rozumiem, że to był jej przedszkolny debiut. Ale zwróciła uwagę ogólnie, że dziecko jest mocno związane z zabawką czy że zabawka sfatygowana?
W sumie i jedno i drugie, a córce trudno się z min rozstać i zawsze chce mieć go blisko. Dziś był postęp, wychodząc z domu Ola powiedziała "mamo wiesz dziś zająć zostaje w domu" bardzo mnie to ucieszyło:) Pani chyba przeszkadza, że Ola pewnie nawet przy obiedzie chce go mieć.
Dziś był postęp, wychodząc z domu Ola powiedziała "mamo wiesz dziś zająć zostaje w domu" bardzo mnie to ucieszyło:) Ale dlaczego Cie ucieszyło? Dzieci, które maja takie przytulanki łatwiej nawiązuja potem więzi. Moje dzieci jeszcze do szkoły w plecaku nosiły/noszą(bo pierwszaka mam w domu) pluszaki. Nie rozumiem, dlaczego chcesz,zeby dziecko przestało Nie rozumiem
u nas też panie nie pozwalają na zabawki na sali zabaw, chociaż Kulika młody mógł przyprowadzać. Kulik zostawał w szatni (panie nawet mu koszyk do spania przyniosły) i młody mógł do niego zaglądać (chciaż nie wnosić na salę zabaw). IMHO uwaga pani bez sensu, zwłaszcza jako nauczycielki i pedagoga - wiadomo, że większość dzieci ma swoje ulubione zabawki, które traktują jak członka rodziny.
No bez przesady w drugą stronę, jakby każde dziecko tuliło pluszaka w przedszkolu to by się nie dało nic zrobić. Powoli można próbować odklejać nieco tego zająca - może córeczka zechce go ułożyć w łóżku, żeby pospał zanim ona wróci z przedszkola? Albo usadzić w przedszkolnej szafce? Nic na siłę ale warto ją czasami kierować na spędzenie czasu bez zająca.
Miało zły wpływ na dzieci. (pisanie listów do świętego mikołaja)Dzieci, które maja takie przytulanki łatwiej nawiązuja potem więzi. Jak ja kocham Gosia te Twoje autorytarnie wygłaszane, proste recepty na życie Proszę, już wszystkie wiemy co zrobić, żeby dziecko łatwo nawiązywało więzy - musi mieć przytulankę (pisanie listów do świętego mikołaja) Jak ja kocham Gosia te Twoje autorytarnie wygłaszane, proste recepty na życie Proszę, już wszystkie wiemy co zrobić, żeby dziecko łatwo nawiązywało więzy - musi mieć przytulankę Drugie faktycznie tak mogło zabrzmieć. Pierwsze jest stwierdzniem tego, co było u nas. A co do tego, to naprawdę moge wiedzieć Z tym drugim. To nie jest tak, ze królik jest lekiem na nawiązywanie "wpchnę królika będzie nawiazywało więzi". Chodzi o spontaniczne "manie" królika. ALe jest też tak, ze ODEBRANIE dziecku królika moze mieć wpływ na zaburzenie więzi. Widzisz Zilko, mnie sie nie zawsze chce pisać z tym wszystkim "zwykle", "może" i "wielu psychologów". Po prostu lece skrótem. Zawsze mozna sie ze mna pokłócić Naprawdę tak wiele razy spotkałam sie z takim powiązaniem, że odbieranie "królika" nie pozostaje bez wpływu na tworzenie więzi, że tak a nie inaczej to sformułowałam. No bez przesady w drugą stronę, jakby każde dziecko tuliło pluszaka w przedszkolu to by się nie dało nic zrobić. Powoli można próbować odklejać nieco tego zająca - może córeczka zechce go ułożyć w łóżku, żeby pospał zanim ona wróci z przedszkola? Albo usadzić w przedszkolnej szafce? Nic na siłę ale warto ją czasami kierować na spędzenie czasu bez zająca. Zilka, jasne, ale ja zrozumiałam, że Pani ogólnie przeszkadza obecność zająca w przedszkolu. Mój syn się baaardzo ciężko adaptował, zajęło my to praktycznie cały rok i nie wyobrażam sobie jakby to miało się odbyć bez krokodyla. Krokodyl ułatwiał mu trochę moment rozstania ze mną, potem lądował w koszu na zabawki i był ponownie wyciągany w czasie drzemki. Nikt w p-kolu nie robił z tym problemu. Oczywiście, jeżeli dziecko nie rozstaje się ani na moment z pluszakiem to co innego i faktycznie można próbować z tym walczyć - u nas też w pewnym momencie krokodyl musiał zostawać w domu i pilnować porządku, bo bez nadzoru to lalki i inne pluszaki robiły okrutny bajzel (pisanie listów do świętego mikołaja) Jak ja kocham Gosia te Twoje autorytarnie wygłaszane, proste recepty na życie Proszę, już wszystkie wiemy co zrobić, żeby dziecko łatwo nawiązywało więzy - musi mieć przytulankę To słabo, bo moje starsze dziecko nigdy nie miało TEJ przytulanki, i małe też nie ma Ale gdyby miały, na pewno nie próbowałabym ich się pozbyć. Listy piszemy, 4 raz w tym roku, pieczemy ciastka i ze szklankę mleka, zostawiamy przy butach na Mikołajki. Bo 6 Mikołaj przynosi niespodziankę Franio zamierza napisać za Jaśka
sluchajcie a co mam zrobic , a propos Mikolaja , moje dzieci goszcza go zawsze ciasteczkami i mlekiem , a wtym roku kurcze mamy mikolaja uczulonego na laktoze i na diecie dukana , no i nie wiem , co jeszcze mikolaj wciaga ?b
Jajka na twardo.
mleko lacto free i dietetyczne ciasteczka
To słabo, bo moje starsze dziecko nigdy nie miało TEJ przytulanki, i małe też nie ma Widzisz, to masz mniejsze pole do obserwacji niz ja U mnie każde z trójki dzieci ma inne podejście do przytulanek. I każde inaczej Tworzy więzi. I związek między przytualnkami a intensywnością więzi zauważam Co do listów do Mikołaja. Ja poprowadziłam to tak, i było do kitu i o tym napisałam. U Ciebie sie sprawdza, to dobrze i dobrze że napisałaś, jest w czym wybierać A teraz się rozwinę Z wychowaniem to nie jest tak,ż eto jakieś takie spektakularne rzeczy się dzieją. Że wychowujemy naszym gadaniem, naszym wysiłkiem wychowawczym. Jakims takim celowym działaniem "wyselekcjonowanym"/"wyodrębnionym" z życia. Że tu sobie żyjemy, a tu ciach, teraz wychowujemy - bo tam BIERZEMY dziecko i z nim rozmawiamy, kleimy, kolorujemy czy co tam jeszcze. A to tak nie jest. Wychowanie to tysiące tysiace drobnych gestów. Drobnych naszych zachowań, słów, wyrażonych uczuć. I warto miec tego świadomość. Tego są tysiące tysięcy. I to co warto robić, to tam, gdzie widzimy, tam gdzie ogarniamy, warto dbac o to, by te drobiazgi służyły dziecku. Bo takich niesłużącycha zawsze się pełno trafi - i to normalne jest, że się trafi. Ważne jest, żeby bilans wyszedł na plus. i o to warto dbać. Wy sobie tu dziewczyny ironizujecie a ja nie potrafię. Może dlatego że żyje tu gdzie żyję i widzę tych rodziców, których widzę. nie wiem. Był kiiedyś taki odcinek Superniani, gdzie była mała dziewczynka. Miała moze 4 lata. Była przywiązana do smoczka i do butelki. Oprócz tego płakała i źle sie zachowywała. Nikt nie mógł nad nia zapanować. Otóż w trakcie filmu okazało się, że rodzice zaniedbują dziecko emocjonalnie, że dziecko nie ma wsparcia. A superniania przyszła i wywaliła smoczek i butelkę. Dosłownie, do kosza. Byłam wściekła. Dziecko, które ma problemy, które tak naprawdę jest koszmarnie samotne, byc może jedyną rzeczą na świecie był ten smoczek i ta butelka, a jemu to wywalono! Tak ise nie robi. Zaczyna sie od innej strony. Zaczyna sie od "ogarnięcia emocji", od wyprowadzenia dziecka "znad krawedzi załamania nerwowego" (to sformułowanie zaczerpniete z p. Dolto), a potem, jak dziecko zaczyna stac na nogach, zaczyna sie sprawę ze smoczkiem. Może sie też wtedy okazać, że smoczek sam z siebie pójdzie w odstawkę. Jeśłi dziekco uparcie trzyma sie pluszaka, to może byc i tak,ze ten pluszak cos mu załatwia. Może byc dla takiego dziecka ostatnią deska ratunku. Dawać oparcie, poczucie bezpieczęństwa. I jak sie chce rozluźnic te więź, to warto poszukać przyczyny, usunąć ją, a pluszak sam pójdzie w kąt Nie ma u nas w kraju generalnie tendencji do szanowania dzieci (teraz sie fajna kampania w radio pojawiła, ta z Korczakiem). Dziecmi sie manipuluje, traktuje jak przedmioty, jak obiekty do wychowywnia/dobrego_zachowywania_się/itd. To widac w tych badaniach, gdzie nadal dużo rodziców nie widzi niczego złego w klapsach. Może wokół Was tak nie jest. U mnie to(manipulacja, traktowanie jak przedmiotów) sie nagminnie zdarza. Nagminnie. Stąd może takie moje pisanie. Jak pisze, to najpierw emaptyzuję z dzieckiem. I tak, zakładam mniej optymistyczną wersję. Nie dlatego, że uwazam,z etak jest, tylko dlatego,żeby zachowac ostrożnośc i czegos ni przegapić. I z takiego punktu piszę. Bo robię założenie,ze taki rodzic sobie zobaczy, przyjrzy sie i dojdzie do wniosku "eeeee, przesada". Wole to, niżbym miała uśpić cudzą czujność.
moja mała ma 3 lata i swój ukochany kocyck - żeby go wyprać musimy używać sprytu i podstępu:) Do głowy by mi nie przyszło żeby go jej zabrać.
co do listów - próbowałam ją w tym roku namówić na napisanie listu, ale ona uparcie twierdzi, że dostanie od Mikołaja.. wszstko - lista życzeń rośnie z każdym dniem. A ja z uporem jej tłumaczę, że Mikołaj ma dużo dzieci do obdarowywania i może dostać góra 2-3 rzeczy. Może za rok będzie bardziej chętna do pisania.
To widzę, że zrobilam trochę zamieszanaia w Mikołajowym wątku. PRZEPRASZAM
Zając zostaje i tak myślę, że rzeczywiście on chyba trochę mnie zastępuje bo po jakimś miesiącu odkąd poszła do przedzkola wszędzie go zabiera. Dodam, że w czerwcu M wyjechał za granicę i widujemy go tylko na Skypie. To chyba też ma duży wpływ, choć M i tak w większości pracował w delegacji i mało bywał w domu. U nas nie ma jakichś wielkich wymagań od Mikołaja, córcia poprosiła o narysowanie cukierka A zostawimy przy kominku ciasteczka. Agabr a u Was może jakieś dietetyczne ciasteczka i Mikołaj zje tylko 1 bo przecież dużo dzieci i tyyyle ciastek sluchajcie a co mam zrobic , a propos Mikolaja , moje dzieci goszcza go zawsze ciasteczkami i mlekiem , a wtym roku kurcze mamy mikolaja uczulonego na laktoze i na diecie dukana , no i nie wiem , co jeszcze mikolaj wciaga ?b Nie znam się na dukanowej diecie, ale może jabłko zjadłby Mikołaj szanowny w tym roku. W Polsce są bardzo smaczne odmiany jabłek i witaminy mają i itp. i itd., a Mikołaj z Laponii, takich dobrych jabłek jak u nas tam z pewnością nie ma
marchewkę dla reniferów może wtrząchnąć Święty
sluchajcie a co mam zrobic , a propos Mikolaja , moje dzieci goszcza go zawsze ciasteczkami i mlekiem , a wtym roku kurcze mamy mikolaja uczulonego na laktoze i na diecie dukana , no i nie wiem , co jeszcze mikolaj wciaga ?b A Mikołaj spozywa przy dzieciach? Bo jak nie, to niech ma w kieszeni woreczek na ciasteczka i butelkę na mleko, a przy dzieciach też może przecież zabrać na drogę
Nasz w zasadzie zjada marchewkÄ™ dla konia...
Ale trochę nie rozumiem pytania, kto jest na tej Diecie Dukana, Twoje dzieci? A chlebka z masłem nie można mu zostawić, mam wrażenie, że Mikołaj specjalnie nie wybrzydza? To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.
|