Jak wyżej
Tak mnie naszło
Idziesz a tutaj pod nogami leży gotówka, bez portfela, bez danych ( bo to by było zbyt łatwe ), w oklolicy nikogo nie widać, ale pustkowie to to nie jest, wokół domy, samochody.
Co robisz?
Forum dla rodziców: maluchy.pl « ciąża, poród, zdrowie dzieci > czas dla mamy > babskie pogaduchy ;)
Jak wyżej
Tak mnie naszło Idziesz a tutaj pod nogami leży gotówka, bez portfela, bez danych ( bo to by było zbyt łatwe ), w oklolicy nikogo nie widać, ale pustkowie to to nie jest, wokół domy, samochody. Co robisz?
BiorÄ™ ..?...
Jeśli nie widzę nikogo, komu mogłaby wypaść z kieszeni - podnoszę i zabieram. Ew. zostawiam ogłoszenie "Znaleziono pieniądze" i telefon - jak ktoś zadzwoni i powie, ile zgubił, to mu oddam.
Jeśli nie mam podejrzeń co do właściciela, to po prostu podnoszę i biorę. I uznaję, że mam szczęśliwy dzień. Tak samo jak podnoszę monetę.
Pare lat temu w Chorwacji mąż z kolegą znaleźli portfel jakiegoś Chorwata z dokumentami. Ponieważ rok wcześniej kolega zgubił, a ktoś uczciwy odniósł na policję jego dokumenty, to od razu pognali na komisariat. Przesłuchiwali ich trzy godziny. Wtedy obiecali sobie, że podrzucą kolejnym razem pod drzwi policji, ale nie zaniosą.
Raz w życiu znalazłam na ulicy 20zł i to akurat wtedy gdy brakło mi gotówki na bilet do koleżanki:)
Pewno przy wysokiej kwocie, albo danych właściciela nie miałabym wątpliwości by go odszukać. Tak na amrginesie-m ój kolega raz znalazł na stacji benzynowej dokumenty i umówił się z wlaścicielem ,żeby mu zwrócić..przy czym ów właściciel zatakował go ,że na pewno ukradł i teraz chce wyłudzic znaleźne-i bądź tu człowieku dobrym...
Na kanwie tego wątku zaczęłam zastanawiać się, od jakiej kwoty uważałabym, że absolutnie muszę znaleźć właściciela ???
I nie wiem... 200 zł ok - biorę, a 300 ? to już dwa banknoty Gdzie jest granica ????
Jako licealistka znalazłam 200zł. Ot tak po prostu na chodniku leżały. Podniosłam, rozejrzałam się (ulica uczęszczana, więc ktoś musiał zgubić je niedawno, ale nikogo już tam nie było.) i po prostu je wzięłam. Tłumaczyłam sobie, że lepiej jak ja je znalazłam i niż miały by trafić do amatora wyskokowych trunków.
E, no, Agnieszko, 200zł też może być w dwóch banknotach, albo w czterech, albo.....
Ale to jest maksymalna kwota, która może byc w jednym, który komus przypadkowo wyleciał.
Biorę. I się cieszę, że wpada mi "niespodziewanka" do budżetu
Oczywiście, w sytuacji, kiedy nie ma danych, niczego. Swoją drogą, przypomniałam sobie, jeszcze na początku mojej przygody z Danią, było to jakieś 5 lat temu, maszerowałam dziarsko w szpilkach i letniej sukience po pewnym zatłoczonym deptaku. W pewnym momencie usłyszałam odległy krzyk i to, że ktoś wołał. "Przecież nie mnie" - myślałam i frunęłam dalej. Po chwili dotarła do mnie zziajana, czerowna na twarzy dziewczyna, która musiała biec dobry kawałek, zanim mnie "złapała" - otwierając dłoń i wskazując na banknot 200-koronowy, który to wypadł mi z sukienki. Zszokowana byłam wówczas, ale w zasadzie pamiętam i mile zaskakuje mnie ówczesna uczciwość cały czas.
Ja bym się pewnie zamartwiała, czy komuś nie braknie na chleb zamiast się ucieszyć i przehulać.
Ja kiedyś - dawno, dawno temu, w czasach głębokiej komuny, pacholęciem będąc - znalazłam 50zł. Rodzice mi zabrali i oddali "na biednych" - przynajmniej tak twierdzili
Gdybym znalazła dzisiaj, to w zależności od sytuacji materialnej własnej wzięłabym dla siebie uważając, że to opatrzność boża nade mną czuwa (jakbym była w finansowym dołku), albo bym właśnie oddała, choćby wrzucając do skarbonki w kościele (jakbym ich nie potrzebowała, bo mam własne). Edit. To było 500zł.
10zl +karta w kalendarzyku z danymi oddalam. facet byl pijany i pewnie nie zajarzyl nawet o co mi chodzilo. innym razem 100zl lezalo samo, to wzielam.
Kiedyś zgubiłam, ze dwa razy chyba, może moje podniosłaś ?!
BiorÄ™.
W 3 klasie liceum, 18 lat temu, znalazłam 50 zł. To była kupa kasy. Edit: źle policzyłam lata...
też bym wzięła.
kiedyś wychodząc od lekarza z chorymi Babami (czarna seria, 3 antybiotyk w miesiącu), ze łzami w oczach szłam do apteki (wykończona byłam psychicznie strasznie, zero kasy na koncie a w portfelu ostatnie 50 zł). nadepnęłam na 100 zł. też bez żadnych dokumentów, które by wskazywały na właściciela, ludzi nie było, ciemno już na dworze bo to zima i 2 chore dziewczyny, więc szukać właściciela nie było jak. wydałam na leki. zapłaciłam coś koło 98 zł albo 99 zł. przypadek? nie sądzę...
tysiaca tez byscie wziely?
Pewnie bym wzięła, choć już przy tysiaku dziwnie bym się czuła.... Ale generalnie nawet mała kwota, ale no w portfelu z dokumentami lub adresem to zawsze jast jakiś trop do udowodnienia, czyje to są pieniądze - wtedy oddaję właścicielowi. Ale jak są same pieniądze? No chyba, że na policję zanieść... Ale inaczej to jak dojść, czyje to pieniądze? Jakoś sobie nie wyobrażam... Leży na ulicy, powiedzmy, zwitek banknotów, związany gumką. Biorę i rozglądam się za właścicielem, pytam. I podchodzi facet i mówi, że to jego. Wierzyć czy nie? A może to po prostu cwaniak, który zwietrzył okazję?
CYTAT tysiaca tez byscie wziely? Pewnie bym wzięła jak bez dokumentów. Nie wydałabym na pewno szybko, czekałabym, czy ktoś szuka, dał może ogłoszenie. Nie wiem w miejscach w jakich przebywał w tym dniu. Sprawdziłabym ogłoszenia w gazecie. Bo w drugą stronę komu oddać? Policji nie ufam, tak po prostu. Po drugie, gdybym ja nagle straciła tysiak. Załamka. hmmmm zgłosiłabym zagubienie na policji? O kurka, a może zgłosiłabym na tą policję,ze zdalazłam Ja zgubione spisałbym na straty. Po drugie jak można zgubić 1 tys. Z kieszeni wypadł...Ja tak nie noszę grubszej gotówki, na szczęscie nie miałam okazji zgubić. Ale w zimie znalazłam stówę pod stolikiem w knajpie. Przejeździłam na nartach, więc myślę, że tak do tchu nie szukałabym tego, kto zgubił, na zasadzie,że frycowe się płaci za nieuwagę.
wzielabym.
przy tysiÄ…cu pewnie wywiesilabym ogloszenie choc jak sprawidzc czy to napewno tego kogos kto zjawilby sie po pieniadze?? przeciez numerow banknotow nie zna. w tamtym roku jak bylismy nad morzem wypadlo mi w sklepie NETTO 50zl z kieszeni. jestem na 99% pewna ze je mialam(bo sie pozniej zastanawialam). stalam juz przy kasie, dobrze ze mialam jeszcze jakies drobne. przelecialam po sklepie ale nidgzie nie lezaly. zanioslam zakupy i wrocilam do sklepu jeszcze raz. wtedy znalazlam 10zl. podnioslam i wyszlam.
Czym innym jest zwitek banknotów, a czym innym kwota w portfelu z dokumentami.
Tak trochę OT moja ciotka swego czasu pracowała w sądzie w mieście przygraniczym i jak opowiadała o tym jak niszczono/wylewano rzeczy rekwirowane z przemytu to czasem aż żal człowieka chwytał.. Ciekawa jestem co dzieje się na policji ze znalezionymi pieniędzmy po które nikt sie nie zgłasza..
Wiecie co, tak sobie myślę, że jak ktoś ma mało, to trzyma w portfelu chyba.
A z portfela tak łatwo nie wypadnie. Papierowe pieniądze luzem w kieszeni ( czyli mogą niezauważone wypaść) trzyma chyba ktoś kto ma więcej i może sobie pozwolić na takie niedbałe trzymanie pieniędzy. Prawda? To tak żeby sobie wytłumaczyć zabranie ewentualnego znaleziska
Większa kwota, zwitek banknotow czy cos podobnego to sprawa prosta - daję ogłoszenie: znaleziono pieniądze i jesli ktos mi powie, ile ich było, w jakich banknotach, czy zwinięte, czy nie, czy gumką związane czy w kopercie itp. to oddaję.
Wiecie co, tak sobie myślę, że jak ktoś ma mało, to trzyma w portfelu chyba. A z portfela tak łatwo nie wypadnie. Papierowe pieniądze luzem w kieszeni ( czyli mogą niezauważone wypaść) trzyma chyba ktoś kto ma więcej i może sobie pozwolić na takie niedbałe trzymanie pieniędzy. Prawda? To tak żeby sobie wytłumaczyć zabranie ewentualnego znaleziska Niekoniecznie. mój tato jest takim nietypowym osobnikiem - nie używa portfela, a pieniądze z reguły nosi w kieszeni. Raz miał bardzo przykre zdarzenie - odebrał pieniądze z poczty i wracał do domu, zmęczony, niemiłosiernie wiało, a on kasę włożył do kieszeni kurtki... więc kasę częściowo mu oczywiście wywiało . Gdybym ja znalazła pieniądze to pewnie oddałabym na policję lub przeznaczyła na coś "dobrego" - akcję charytatywną, leczenie mojego "przyszywanego" siostrzeńca... Moje dziecko ma farta, nie wiem, jak on to robi, bo średnio 2-3 razy w tygodniu znajduje drobniaki - od groszy do 2 zł - takich pieniędzy nie zgłaszamy na policję , ale syn je wrzuca w kościele do skarbonki. I szczerze - nie wiem, jak one je wynajduje, kilka razy znalazł jakieś pieniążki w mojej obecności, ja potrafiłam nadepnąć nawet na nie i pójść dalej (ach ten astygmatyzm i ślepota ), a on, jak jakiś mały detektor metalu, podniósł i mi podał. Wiecie co, tak sobie myślę, że jak ktoś ma mało, to trzyma w portfelu chyba. A z portfela tak łatwo nie wypadnie. Papierowe pieniądze luzem w kieszeni ( czyli mogą niezauważone wypaść) trzyma chyba ktoś kto ma więcej i może sobie pozwolić na takie niedbałe trzymanie pieniędzy. Prawda? To tak żeby sobie wytłumaczyć zabranie ewentualnego znaleziska No, nie wiem.... Ja w portfelu trzymam właśnie "drobne". Banknoty 100 i 200 zł zawsze poza portfelem. Wychodzę z założenia, że jak ukradną mi portfel, to niewiele w nim będzie. Z tego samego powodu nie trzymam w portfelu kart ani żadnych dokumentów. Większą kasę zawsze noszę po kieszeniach rozłożoną.
co byscie zrobily, gdybyscie zgubily tysiac?
Miałam taką sytuację. Znalazłam kasę w momencie, kiedy szłam niemal bez grosza do sklepu po chleb. I marzyłam, żeby znaleźć stówkę. I znalazłam. Blisko mojej klatki, obok sklepiku z goframi. wyobraziłam sobie, ze to jakiemuś dziecku wypadło. Walczyłam trochę ze sobą. Weszłam do "gofrowni", powiedziałam pani, ze znalazłam, że jej zostawię, a ona niech wywiesi ogłoszenie. Jak nikt się nie zgłosi to odbiorę. Pani popatrzyła na mnie jak na świra. Po tygodniu poszłam tam po gofry. I Pani mi tę stówkę oddała, bo nikt się nie zgłosił mimo ogłoszenia. I wtedy już bez skrupułów wydałam tę kasę. I pomyślałam, że to była trochę próba i dar dla mnie.
Wiecie co, tak sobie myślę, że jak ktoś ma mało, to trzyma w portfelu chyba. A z portfela tak łatwo nie wypadnie. Papierowe pieniądze luzem w kieszeni ( czyli mogą niezauważone wypaść) trzyma chyba ktoś kto ma więcej i może sobie pozwolić na takie niedbałe trzymanie pieniędzy. Prawda? To tak żeby sobie wytłumaczyć zabranie ewentualnego znaleziska Mój T. tak nosi pieniądze. Nie uznaje portfela. Ma coś w rodzaju mini portfelika takiego na dokumenty i karty (formatu karty, rozkładane na dwie strony), który dostałe co jakiś czas ode mnie (jak się jeden zniszczy), bo tak to nawet dokumenty bezpośrednio w kieszeni nosił nie muszę mówić w jakim były stanie (to jeszcze w czasach książeczkowych dowodów). A co bym zrobiła. Przy kwocie do 100-200 zł bez żadnych danych wzięłabym, przy większej starałabym się znaleźć właściciela.
Dorotko, Paulo, Inanno, no to nici z mojej teorii
100-200 zł ? - najpierw rozejrzałabym się, czy w pobliżu nie ma potencjalnego właściciela pieniędzy, któremu można by zwrócić znaleziony banknot.
Jeśli nikt taki nie znalazł by się, wzięłabym pieniądze bez wyrzutów sumienia, dziękując niebiosom za taki dar . Kiedyś, w roku denominacji złotego, byłam świadkiem jak eleganckiej paniusi, w sklepie, wysypały się z portfela "drobniaki", w postaci 5-2-1 złotówek. Paniusia, choć musiała słyszeć brzęk upadających monet, zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Zamaszystym ruchem zabrała swoje zakupy i podążyła do wyjścia. Stałam w pobliżu niej, zebrałam więc monety i pobiegłam za nią. W połowie drogi, jakiś chłopak chwycił mnie wpół, mówiąc, że ona braku tych kilu złotych nie odczuje i nie potrzebuje. Byłam tak zaskoczona, że nie odpowiedziałam mu nic, a on wziął drobniaki które trzymałam w dłoni i włożył mi je do kieszeni, potem poszedł w swoją stronę. Ja wróciłam do domu, nigdzie po drodze nie spotkałam już paniusi, nie miałam też odwagi sięgnąć do kieszeni i zobaczyć ile tych drobniaków jest. Dopiero w domu wyciągnęłam monety, było tam 25 zł, dla mnie dużo, ty był rok bodajże '95, a ja byłam nastolatką bez dochodów i bez kieszonkowego. A co do nieuznawania portfela, to mój teść, nosi pieniądze zawinięte w... chusteczkę do nosa. Nie higieniczną, tylko taką jak bywały kiedyś, męską dawną chusteczkę. Banknoty zawija w chusteczkę, drobne nosi luzem w kieszeniach. Kupiliśmy mu zgrabny skórzany portfel, nigdy go nie użył. Taka sama sytuacja jest z komórką. Długo się przed komórką bronił, ale odkąd ma wszczepiony rozrusznik, nosi telefon dla własnego bezpieczeństwa - oczywiście nie w futerale, nie w "skarpetce", ale zawinięty w chusteczkę. edit: Ja bym zadała raczej pytanie na co przeznaczysz znalezione 100-200 zł ? Przeznaczysz je dla siebie, włożysz do domowego budżetu, kupisz coś dziecku, itp ???
Zawsze miałam opory z zabieraniem znalezionych pieniędzy.
I może dlatego nie pamiętam kiedy cos znalazłam, ale było to dawno A tak przy tym temacie przypomniał mi się historia opowiedziana przez księdza: W pewnej kaplicy modlił się człowiek i patrząc na Jezusa ukrzyżowanego, mówi Jezu jak ja bym się z Tobą zamienił. na co Jezus że to wcale nie jest takie łatwe tak wisieć i patrzeć na ludzi przychodzących i proszących o różne rzeczy i nic się nie odzywać. Ale ten mężczyzna upierał się że to żaden problem. Jezus zgodził się ale pod warunkiem że nie odezwie się ani słowem jak ktoś będzie go o coś prosił. Po chwili do kaplicy wchodzi chłop, płacze że ma chorą zonę , głodne dzieci, nie ma pracy i co on ma robić. Po chłopie wchodzi do kaplicy biznesmen z walizką pełną pieniędzy. Spieszy się na pociąg, zostawia walizkę. Po biznesmenie jeszcze raz wchodzi chłop bo zapomniał czapki. Widzi walizkę pełną pieniędzy, zabiera ją. Gdy po godzinie wraca biznesmen szukający walizki, mężczyzna zastepujący Jezusa nie wytrzymuje i mówi kto wziął walizkę. Zadowolony ze dobrze zrobił, opowiada historię Jezusowi. A na to ten chwyta się za głowę i mówi coś Ty narobił dobrego. Teraz ten chłop zostanie uwięziony, zona umrze a dzieci trafią do domu dziecka. Dla biznesmena ta strata nie byłaby duża. Dlaczego się odezwałeś? Przecież miałeś nic nie mówić. I tak ja mam wrażenie że pieniądze znajdują Ci potrzebujący....
Kilka lat temu poszliśmy z mężem do pubu. Nie chciałam brac torebki, a on portfela. Włożył więc 100zł do tylnej kieszeni w spodniach. Siedzieliśmy przy barze, ja zapłaciłam, bo miałam drobne w kieszeni. Po chwili podchodzi jakiś mężczyzna i pyta męża czy nie wypadły mu pieniadze, bo pod jego krzesłem leżało 100zł. No to on, że tak. Wydziękował facetowi, postawił mu piwo. WYobrażacie sobie, jakie było nasze zdziwienie jak się w domu okazało, że nasza stówa była cały czas na swoim miejscu??????????????
I tak ja mam wrażenie że pieniądze znajdują Ci potrzebujący.... Może coś w tym jest... Tylko żeby jeszcze gubili je ci, dla których nie jest to dużą stratą... 100-200 zł bym wzięła. Grubszy plik stówek pewnie też, ale starałabym się dokładnie rozejrzeć w okolicy, cy nikt nie zgubił i pewnie przez jakiś czas nie wydałabym ich, czekając na ogłoszenie czy inne info o poszukującym. Na policję bym nie zaniosła, nie ufam, że uczciwie szukaliby poszkodowanego.
Kiedyś byłam świadkiem takiej w sumie zabawnej i dobrze sie kończącej historii: na poczcie dziewczyna zaczyna szukać po kieszeniach pieniędzy i zaczyna sie miotać: o jejku, a gdzie moje pieniądze, przecież brałam z bankomatu, ojejku, chyba zgubiłam itp...
ja wzięłam numerek i jako że była spora kolejka, wyszłam sobie na dwór, pospacerować. Spotkałam znajomego, który - jakis taki zadziwiony, zadumany, mówi: przed chwilą byłem świadkiem przedziwnej sytuacji - przechodziłem koło bankomatu, spojrzałem, a tam w podajniku dość gruby plik banknotów. Zagapiłem sie jak sroka w gnat, a tu nagle bankomat je wciągnął. od razu skojarzyłam i poleciałam na pocztę - okaało się, że dziewczyna talk zaaferowana tym, że podejmuje grubszą gotówkę (pewnie jakiś tysiąc zł), zapomniała ją po prosru zabrać. na szczęście nie przechodził tamtędy nikt "chętny". Miałam taką sytuację. Znalazłam kasę w momencie, kiedy szłam niemal bez grosza do sklepu po chleb. I marzyłam, żeby znaleźć stówkę. I znalazłam. Blisko mojej klatki, obok sklepiku z goframi. wyobraziłam sobie, ze to jakiemuś dziecku wypadło. Walczyłam trochę ze sobą. Weszłam do "gofrowni", powiedziałam pani, ze znalazłam, że jej zostawię, a ona niech wywiesi ogłoszenie. Jak nikt się nie zgłosi to odbiorę. Pani popatrzyła na mnie jak na świra. Po tygodniu poszłam tam po gofry. I Pani mi tę stówkę oddała, bo nikt się nie zgłosił mimo ogłoszenia. I wtedy już bez skrupułów wydałam tę kasę. I pomyślałam, że to była trochę próba i dar dla mnie. tak wlasnie robie- od 50 mniej wiecej. Z mniejszymi kwotami juz nie swiruje, ale 50 to dla mnie takie jednorazowe zakupy "ciut wieksze"- wieszam kartke, mowie w sklepie i zostawiam kase. Kiedyś byłam świadkiem takiej w sumie zabawnej i dobrze sie kończącej historii: na poczcie dziewczyna zaczyna szukać po kieszeniach pieniędzy i zaczyna sie miotać: o jejku, a gdzie moje pieniądze, przecież brałam z bankomatu, ojejku, chyba zgubiłam itp... ja wzięłam numerek i jako że była spora kolejka, wyszłam sobie na dwór, pospacerować. Spotkałam znajomego, który - jakis taki zadziwiony, zadumany, mówi: przed chwilą byłem świadkiem przedziwnej sytuacji - przechodziłem koło bankomatu, spojrzałem, a tam w podajniku dość gruby plik banknotów. Zagapiłem sie jak sroka w gnat, a tu nagle bankomat je wciągnął. od razu skojarzyłam i poleciałam na pocztę - okaało się, że dziewczyna talk zaaferowana tym, że podejmuje grubszą gotówkę (pewnie jakiś tysiąc zł), zapomniała ją po prosru zabrać. na szczęście nie przechodził tamtędy nikt "chętny". Mnie się to zdarzyło w sumie trzy razy Zawsze wtedy, kiedy podajnik pieniędzy jest niżej, jakby pod pulpitem z klawiaturą. Brałam kartę, a o pieniądzach zapominałam. Dwa razy bankomat wciągnął mi kasę i potem ją odzyskałam, a raz było tak, że odeszłam kawałek od bankomatu i zatrzymałam się, żeby schować kartę do portfela. Wtedy kątem oka zauważyłam, że jakiś przechodzący obok facet przyskoczył do bankomatu, a potem prawie biegiem oddalił się w stronę schodów ruchomych. Zanim do mnie dotarło, że zabrał moje pieniądze, był juz daleko. Na szczęście to było tylko 50 zł.
o rany Agnieszko
kiedyś ludzie zapewne notorycznie zapominali kart, bo wprowadzono jakis czas temu system odbioru: najpierw karta potem kasa, ale jak widać sa jednostki, którym kasa do szczęścia nie jest potrzebna Zawsze miałam opory z zabieraniem znalezionych pieniędzy. I może dlatego nie pamiętam kiedy cos znalazłam, ale było to dawno A tak przy tym temacie przypomniał mi się historia opowiedziana przez księdza: W pewnej kaplicy modlił się człowiek i patrząc na Jezusa ukrzyżowanego, mówi Jezu jak ja bym się z Tobą zamienił. na co Jezus że to wcale nie jest takie łatwe tak wisieć i patrzeć na ludzi przychodzących i proszących o różne rzeczy i nic się nie odzywać. Ale ten mężczyzna upierał się że to żaden problem. Jezus zgodził się ale pod warunkiem że nie odezwie się ani słowem jak ktoś będzie go o coś prosił. Po chwili do kaplicy wchodzi chłop, płacze że ma chorą zonę , głodne dzieci, nie ma pracy i co on ma robić. Po chłopie wchodzi do kaplicy biznesmen z walizką pełną pieniędzy. Spieszy się na pociąg, zostawia walizkę. Po biznesmenie jeszcze raz wchodzi chłop bo zapomniał czapki. Widzi walizkę pełną pieniędzy, zabiera ją. Gdy po godzinie wraca biznesmen szukający walizki, mężczyzna zastepujący Jezusa nie wytrzymuje i mówi kto wziął walizkę. Zadowolony ze dobrze zrobił, opowiada historię Jezusowi. A na to ten chwyta się za głowę i mówi coś Ty narobił dobrego. Teraz ten chłop zostanie uwięziony, zona umrze a dzieci trafią do domu dziecka. Dla biznesmena ta strata nie byłaby duża. Dlaczego się odezwałeś? Przecież miałeś nic nie mówić. I tak ja mam wrażenie że pieniądze znajdują Ci potrzebujący.... Ja kiedyś (jakieś 5 lat temu) w kościele zostawiłam torebkę, w której miałam... 7 000 PLN. Miałam za coś zapłacić na budowie, wykonawca nie przyjechał, a ja pieniędzy nie wyjęłam. Na szczęście jak wróciłam to torebka była na miejscu. Dobrze, że Pan Jezus nie wpadł na pomysł uratowania kogoś biednego, bo wtedy nie byłoby mi wesoło...
są, mnie się też raz zdarzyło coś takiego
o rany Agnieszko kiedyś ludzie zapewne notorycznie zapominali kart, bo wprowadzono jakis czas temu system odbioru: najpierw karta potem kasa, ale jak widać sa jednostki, którym kasa do szczęścia nie jest potrzebna ale przecież bankomat piszczy aż do momentu odebrania kasy, a po 30 czy 40 sekundach wciąga pieniądze z powrotem (nie każdy piszczy? ) Fragosiu, jakaś naciągana ta historia, strasznie szufladkująca i ucząca nieuczciwości (Pan Jezus??? ) edit jeszcze raz a czy przywłąszczenie "walizki pieniedzy " nie jest przypadkiem przestępstwem???
Ewcia! ale tej historii nie można odbierać dosłownie.
Nie chodzi o tę walizkę pieniędzy, mogło to być np 20 zł, o których chyba Dabriza pisała że jej brakło na bilet. W tej historii bardziej chodzi o to że nie zawsze wszystko jest białe i czarne. Nie można oceniać drugiej osoby, nie znając całej jego historii, nie wiedząc nic o jego życiu. Podniesione znalezione 100,00 może kogoś uratować... ale przecież bankomat piszczy aż do momentu odebrania kasy, a po 30 czy 40 sekundach wciąga pieniądze z powrotem (nie każdy piszczy? ) Piszczał chyba, skoro ten przechodzący facet zwrócił na to uwagę ? Ale ja sie zamyśliłam i zanim do mnie dotarło, było już za późno. Poza tym - chyba nie piszczy cały czas, tylko chwilę przed wciągnięciem ostrzega ?
Znajomi jadąc na wesele stracili 2000 zł. Ona postawiła torebkę na dachu samochodu - z prezentem od nich i rodziny, którą wieźli. Ktoś znalazł tę torebkę i zadzwonił. Oddał całą kwotę i był zdziwiony szokiem, jakiego doznali znajomi. No mi niestety bliżej doTAKIEJ optyki. Ja bym nie umiała, uchem by mi wyszło takie "znaleźne". No... chyba, że całkiem nie miałabym szans zidentyfikować tego, który zgubił. Ze stówą znalezioną w lesie nie leciałabym na komisariat.
Raz znalazłam 100zł w drodze do pracy- godz ok 6 rano, zima, ciemno, na ulicach resztki śniegu, padał deszcz, brak żywej duszy dookoła. Pieniądz leżał pod krzakami, cały mokry. Na początku myślałam, że to jakaś fałszywka, ale okazalo się, ze nie. Po pracy poszłam i kupiłam dla córki klocki, a resztę chyba przeznaczyłam dla siebie
Wczesniej zdarzało mi się znaleźć a to 10zł, 20zł czy też 70zł... No ale od czasu tej stówki pieniądze na ulicy nie leżą (przynajmniej w zasęgu moich oczu).
Wczoraj byliśmy u lekarza. Mężowi po zapłaceniu (wizyta prywatna) wypadło 50 zł z kieszeni w recepcji przychodni. Nie zauważył, zarówno on jak i ja nosimy pieniądze luzem-portfel jest na drobne;), miłe panie -obce nam kompletnie-zapytały, czy przypadkiem czegoś nie zgubił. I oddały. ucieszyliśmy się bardzo.
Mojemu dacie lata temu pani w okienku w banku wydała niechcący za dużo kwotę porównywalna do obecnych 50 tysięcy. Oddał, kiedy się tylko zorientował , ale dużo pieniędzy wypłacał, więc potrwało - dojazd do domu 25 km, potem powrót. Kobieta płakała ze szczęścia, kiedy je oddaw
Kiedy pracowąłam jeszcze jako kasjerka, pomyliłam sie, podbiłam gotówka nie tą fakturę którą trzeba.....spłacam do dzisiaj.
Jeśli wiem Komu, zawsze oddaję. To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.
|