To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Obroza antyszczekowa - jaka ?

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3
tyczka
Mozecie polecic naprawde dobra obroze antyszczekowa, reagujaca zarowno na szczekanie, jak i wycie - tak, by wytresowac odpowiednio psa ? Przeszukiwalam rozne strony w internecie, wiem na co zwracac uwage - ale mimo tego i tak jestem sceptyczna, czy to 50-kilowe psiursko cokolwiek jest w stanie powstrzymac. Mniejsza z tym - pies laduje na dworze i nie moze szczekac sasiadom. Jakies konkretne firmy, czy po prostu patrzec na opinie hodowcow/treserow ?
jujka
CYTAT(tyczka @ Tue, 29 Apr 2014 - 20:23) *
Mozecie polecic naprawde dobra obroze antyszczekowa, reagujaca zarowno na szczekanie, jak i wycie - tak, by wytresowac odpowiednio psa ? Przeszukiwalam rozne strony w internecie, wiem na co zwracac uwage - ale mimo tego i tak jestem sceptyczna, czy to 50-kilowe psiursko cokolwiek jest w stanie powstrzymac. Mniejsza z tym - pies laduje na dworze i nie moze szczekac sasiadom. Jakies konkretne firmy, czy po prostu patrzec na opinie hodowcow/treserow ?


tyczka, weź uśpij tego psa. Zanim postanowisz mu podciąć struny głosowe, albo potraktujesz psa prądem. Choć... ultradźwięki wcale nie są przyjemniejsze jako bodziec, bo "ląduje na dworze i nie może szczekać sąsiadom". Ja już nie mogę Cię czytać. I pierwszy raz (acz zapewne nie ostatni) lżej mi, że nie świecę się na zielono - uboczny skutek zawirowań, przyjemny dość.

Może Lutnia wykrzesze z siebie empatię, ja nie potrafię. tyczka, jesteś okrutna wobec tego psa.
tyczka
Nie, nie jujka - sorry, ale Ty empatii za grosz dla ludzi nie masz! Pies doprowadza do rozpadu nasza cala rodzine, a wiesz co - z tego, co sie orientowalam, takie obroze sa bezpieczne i bardzo skuteczne i stosowane przez wielu ludzi, ktorzy nie chca uprzykrzac zycia sasiadom.

Szkoda, ze nie mieszkasz w bloku. By ci chyba drzwi podpalili z tym calym halasujacym zwierzyncem. Serio, co maja zrobic wlasciciele ujadajacych i wyjacych w blokach psy ?

A obroze sa elektryczne, sa ultradzwiekowe i sa tez zapachowe - ktore ucza psa pozadanych zachowan. Moze o tym nie wiesz ?
tyczka
CYTAT(jujka @ Tue, 29 Apr 2014 - 21:54) *
Choć... ultradźwięki wcale nie są przyjemniejsze jako bodziec, bo "ląduje na dworze i nie może szczekać sąsiadom".


A tego to juz kompletnie nie rozumiem.

O, tu masz przyklad:

https://www.easypet.pl/cat131-id1702-ultrad...ki-petsafe.aspx

I naprawde, kompletnie nie rozumiem, co masz przeciwko ? To metoda, zeby zachowac uciazliwego psa, ale tak, zeby pies byl 'domownikiem' - wychowanym i sluchajacym rozkazow, a nie istota kompletnie, i bez reszty, demontujaca zycie rodzinne.
anetadr
Tyczko, ale równocześnie z szukaniem obroży podjęłaś też inne działania: zapisałaś się na zajęcia i próbujesz "dogadać" się z psem, tak?

Aneta
jujka
CYTAT(tyczka @ Tue, 29 Apr 2014 - 22:17) *
A tego to juz kompletnie nie rozumiem.

O, tu masz przyklad:

https://www.easypet.pl/cat131-id1702-ultrad...ki-petsafe.aspx

I naprawde, kompletnie nie rozumiem, co masz przeciwko ? To metoda, zeby zachowac uciazliwego psa, ale tak, zeby pies byl 'domownikiem' - wychowanym i sluchajacym rozkazow, a nie istota kompletnie, i bez reszty, demontujaca zycie rodzinne.


Nie, to Ty nie rozumiesz. Totalnie nie łapiesz, że żeby cyt. "pies był domownikiem - i bez cudzysłowu - wychowanym i słuchającym POLECEŃ (nie rozkazów)" trzeba tego psa SZKOLIĆ, współpracować z nim, trzeba się nauczyć psiego jezyka, rozumieć swoje zwierze i dać coś Z SIEBIE. Ty tego całkiem nie rozumiesz tyczko i nie wiem, czy pisząc posty takie, jak piszesz świadomie znęcasz się nad ludźmi, którzy zwierzęta traktują bez cudzysłowu.

A nawiasem mówiąc - mieszkam w ciasnej zabudowie, gdyby mój zwierzyniec był ujadający, miałabym problemy z sąsiadami. W bloku też mieszkałam. I mam wyjącego jamnika. Ale ja Ci i tak niczego nie wytłumaczę, nie mam złudzeń 21.gif
jujka
A to, co podlinkowałaś NIE JEST bezpieczne i łagodne dla psa. Jest OKRUTNE. Ultradźwięki są koszmarnie nieprzyjemne dla psa, BOLĄ.
tyczka
Aneto, pies jeczy o poranku i zawsze, kiedy jest sam. Nie daje nam zyc, nie daje mi spac, jestem o krok od wyprowadzki.
Generalnie uwazam, ze pies powinien zostac oddany i dostac nowego, dobrego wlasciciela. Ale nic nie wskoram, wiec i pies sie meczy, i my wszyscy.

A odpowiadajac na pytanie: teraz lato jest, wiec pies laduje na dworze, zamiast szalec po niewielkim salonie.
tyczka
CYTAT(jujka @ Tue, 29 Apr 2014 - 22:28) *
A to, co podlinkowałaś NIE JEST bezpieczne i łagodne dla psa. Jest OKRUTNE. Ultradźwięki są koszmarnie nieprzyjemne dla psa, BOLĄ.


To Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji. A co do posta poprzedniego - i jak, ujadajacy jamnik pasowal sasiadom ?
Nie sadze. U nas za to albo odebraliby Ci psa, albo nakazali wyprowadzke. Takie prawo.
jujka
tyczko, pisanie do Ciebie o sposobach ROZWIĄZYWANIA problemów wykraczających poza rozwiązania siłowe jest rzucaniem grochem o ścianę, ponieważ Ciebie nie interesuje nic, co wymaga wkładu pracy i chęci. Mnie się nie chce, jak to mawiają - szkoda prądu. Ale wkurza mnie, że nie umiesz uszanować prośby nawet nie mojej, ale taktownej i delikatnej Lutni. Nie umiesz się liczyć z uczuciami innych ludzi, a także nie wykraczasz z empatią wobec stworzenia mega inteligentnego, będącego jednym z najbardziej czułych odbiorników ludzkich emocji poza "uciążliwego psa". Nie zrobiłaś i nie zrobisz najpewniej nic, żeby pomóc zwierzęciu, które NIE ROBI Ci na złość. Jesteś wyżej w hierarchii stada, jesteś istotą mającą wszelkie narzędzia, ale tak zapatrzoną w swoje "chcę/nie chcę", że nie zdolną do wykroczenia poza własną strefę komfortu. Nie odpowiadałabym na tym forum matce, która pytałaby o dobrą firmę produkującą odpowiednie pasy na dziecięce tyłki. Obroże antyszczekowe są dla mnie równie mocno "z kosmosu". Żal mi tej biednej suki... Strasznie żal... Tylko dlatego, że nie jest niewidoczna, niewyczuwalna, bezdźwięczna i bezproblemowa, a w jej stadzie pojawiła się istota będąca wyżej od niej i jej nie tolerująca, jest skazana na przepychanie, notoryczne przejawy wrogości, izolowana, "ląduje na dworzu", jeszcze w obroży antyszczekowej... Proponuję do kompletu elektryczną, też ma zwolenników. I prąd - koniecznie prąd w wejściu do Waszego szczęśliwego domu, żeby go nie "rozwalała" wallbash.gif
anetadr
Tyczko, pozwól, że się posłużę analogią dotyczacą dzieci.

Jeśli dziecko wyje, płacze, krzyczy i niszczy sprzęty, to żaden normalny rodzic nie pacyfikuje go za pomocą klatki, przywiązania do kaloryfera, czy knebla do buzi. Jedynie rozmawia i tłumaczy do bólu, wiedząc że za pierwszym razem pewnie nie poskutkuje, ale za którymś na pewno. Owszem stosując przemoc (fizyczną lub psychiczną) da się wyhodować ciche i "bezproblemowe" dziecko, za to wyposaża się je w takie traumy, że przyszłości na bank wyląduje u psychonalityka (oby tylko tam).

Pies wyjący i niszczący nie ma na celu dokuczenie Tobie i Twojemu mieszkaniu, tylko jest to jego sposób na zwrócenie Twojej uwagi. Robi to w możliwy dla siebie sposób. Czemu nie chcesz się z nim dogadać? Nie wierzysz, że się to uda? Tak naprawdę Wasze relacje (albo ich brak) rzutują na funkcjonowanie całej Twojej rodziny i to może mieć dalsze konskwencje w przyszłości (nawet wtedy gdy psa już nie będzie). Więc tak naprawdę poprawa tych relacji jest częścią pracy, jaką trzeba wykonać dla poprawy stosunków wewnątrzrodzinnych. To nie jest jakaś wyizolowana sprawa i założenie psu takiej obroży nie pomoże ani jemu, ani Waszej rodzinie. Rodzina to subtelnie funkcjonujący organizm, gdzie każdy ma swoje miejsce i pełni swoją rolę (pies też, czy tego chcesz, czy nie). Zaburzenie w działaniu choćby jednego "trybiku" wpłynie na cały organizm. Myślisz, że ten wpływ będzie pozytywny?

Może jednak warto przemóc swoje uprzedzenia i spróbować nawiązać więź z psem?

Aneta
Lutnia
Dorzucę jeszcze jedno: fundowanie psu z lękiem separacyjnym traumy w postaci "wylądowania na dworze latem", do tego psu z domieszką molosa (które są NIEPRAWDOPODOBNIE silnie związane z człowiekiem, co oznacza, że największą karą jest dla niego odsunięcie go od stada, co zresztą od dłuższego czasu ten zwierzak pokazuje bardzo wyraźnie) jest dla mnie czymś okrutnym. To nie jest pies podwórzowy...
Obroża jako remedium na wycie zaniedbanego emocjonalnie psa związane z jego samotnością - także.

Anetadr - zadawanie Tyczce pytań w rodzaju "Tyczko, ale równocześnie z szukaniem obroży podjęłaś też inne działania: zapisałaś się na zajęcia i próbujesz "dogadać" się z psem, tak?" mija się z celem. Odpowiedź na to pytanie to "A odpowiadając na pytanie: teraz lato jest, wiec pies ląduje na dworze, zamiast szaleć po niewielkim salonie" (z nową sofą). Tak wygląda sposób Tyczki na dogadanie się z psem...

Bardzo proszę, Tyczko, znajdźcie temu psu dom, gdzie będzie kochany. To, co robisz jest okrutne (to Cię chyba nie przekona) i niemądre (może to da efekt), bowiem...
Wiesz czego możesz się spodziewać? Tego, że ubrany w taką obrożę i wywalony na podwórze, przerażony tym, co się dzieje (bo to dla niego kolejna ogromna zmiana w życiu) pies przestanie szczekać (być może tak się stanie za sprawą obroży) za to kompletnie zdewastuje Wasz ogród... Na co liczysz? że obroża antyszczekowa sprawi, że pies poczuje się bezpiecznie? To przecież nielogiczne. Zależy Ci więc tylko na pozbyciu się problemu, który słychać, zaś to co dzieje się w środku tego zwierzęcia kompletnie Cię nie obchodzi. W takim razie mam niespodziankę: to coś nie zniknie. Albo koszmarnie zaburzy zwierzaka (i gdy zacznie się jesień/zima a pies wróci do domu - bo zakładam, że wróci? czy to eksmisja na stałe? raczej nie biorąc pod uwagę jego sierść, chyba, że chcesz wydawać krocie na weta) i będziecie mieli to, co teraz tyle, że zwielokrotnione (lęk separacyjny najczęściej wyrażany jest przez szczekanie/wycie - ale tu sprawę powinna załatwić Wam obroża, albo poprzez demolkę w domu (i wtedy ciekawa jestem Twojego kolejnego ruchu) albo swoje emocje wyładuje już teraz w regularnej i kompletnej demolce ogrodu.
ech... sama nie wiem, po co to piszę...

Za jakiś czas spodziewam się wątku w rodzaju "jak sprawić by to wstrętne 50 kg psiursko przestało ryć w ziemi dziury wielkości grobów". Potem zaś "gdzie kupić dobry i tani kojec dla psa?"

jujka
CYTAT(Lutnia @ Wed, 30 Apr 2014 - 02:01) *
Za jakiś czas spodziewam się wątku w rodzaju "jak sprawić by to wstrętne 50 kg psiursko przestało ryć w ziemi dziury wielkości grobów". Potem zaś "gdzie kupić dobry i tani kojec dla psa?"


Dlatego uśpienie psa jest mniejszym okrucieństwem niż stałe tortury, jakie tyczka mu funduje. Tak, właśnie tak uważam. Twoje wstawki "takie prawo" są co najmniej niesmaczne tyczko. Żyjesz w takim cudownym, cywilizowanym kraju, szkoda że nie gwarantuje to również myślenia. Bo Ty nie myślisz tyczko. Ja się wczoraj nawet zastanawiałam, na ile z premedytacją wypisujesz kolejne posty na tym podforum, bo znam Cię odrobinę i wiem, że jesteś osobą na tyle inteligentną, że zdajesz sobie sprawę, jaka będzie reakcja osób, które tu piszą - które zwierzęta traktują tak, jak traktować je należy - jako czujące, myślące istoty zdolne do tego, żeby oddać życie za członków swojego stada, ale i do tego, żeby się bać, chorować, cierpieć, smucić się, itd. Czy fakt, że Twoja suka cierpi wykracza poza granicę Twojej wyobraźni? Nie tyczka. Zwierzęta to nie meble. A Ty wypisując to, co wypisujesz sprawiasz przykrość ludziom, którzy posiadają jakąś elementarną wrażliwość. I znęcasz się nad swoim psem. Szkoda, że tego nie zabrania Wasze doskonałe prawo...
anita b.
A ja mało konstruktywnie (ale przecież nie chodzi o konstruktywne odpowiedzi, bo gdyby chodziło, to by Tyczka zechciała zrozumieć coś z powyższych postów i innych wątków) napiszę tylko, że współczuję temu biednemu psu
karambolka25
CYTAT(anetadr @ Wed, 30 Apr 2014 - 00:11) *
Tyczko, pozwól, że się posłużę analogią dotyczacą dzieci.

Jeśli dziecko wyje, płacze, krzyczy i niszczy sprzęty, to żaden normalny rodzic nie pacyfikuje go za pomocą klatki, przywiązania do kaloryfera, czy knebla do buzi. Jedynie rozmawia i tłumaczy do bólu, wiedząc że za pierwszym razem pewnie nie poskutkuje, ale za którymś na pewno. Owszem stosując przemoc (fizyczną lub psychiczną) da się wyhodować ciche i "bezproblemowe" dziecko, za to wyposaża się je w takie traumy, że przyszłości na bank wyląduje u psychonalityka (oby tylko tam).

Pies wyjący i niszczący nie ma na celu dokuczenie Tobie i Twojemu mieszkaniu, tylko jest to jego sposób na zwrócenie Twojej uwagi. Robi to w możliwy dla siebie sposób. Czemu nie chcesz się z nim dogadać? Nie wierzysz, że się to uda? Tak naprawdę Wasze relacje (albo ich brak) rzutują na funkcjonowanie całej Twojej rodziny i to może mieć dalsze konskwencje w przyszłości (nawet wtedy gdy psa już nie będzie). Więc tak naprawdę poprawa tych relacji jest częścią pracy, jaką trzeba wykonać dla poprawy stosunków wewnątrzrodzinnych. To nie jest jakaś wyizolowana sprawa i założenie psu takiej obroży nie pomoże ani jemu, ani Waszej rodzinie. Rodzina to subtelnie funkcjonujący organizm, gdzie każdy ma swoje miejsce i pełni swoją rolę (pies też, czy tego chcesz, czy nie). Zaburzenie w działaniu choćby jednego "trybiku" wpłynie na cały organizm. Myślisz, że ten wpływ będzie pozytywny?

Może jednak warto przemóc swoje uprzedzenia i spróbować nawiązać więź z psem?

Aneta


Bardzo trafna analogia.

Ja juz nie prosze o nawiazanie porozumienia z psem, ty go nienawidzisz.
Sa dwa rozsadne wyjscia: porozmawiaj z partnerem o znalezeniu psu dobrego domu
albo
rozstan sie z partnerem, a na drugi raz dobieraj sobie takich, ktorzy nie maja tak strasznego balastu u nogi.

tyczka
Jujko, Lutnio, Aneto - nie mam teraz ani sily, ani czasu na odpisywanie konkretne. Jujko, przepraszam, ale jestem zbyt zmeczona, zeby rzeczowo myslec. Pokrotce jednak: pomimo faktu, ze 'czlowiek jest wyzej w stadzie', to pies rzadzi. Bo pies budzi sie o 5 rano i sobie jeczy. W ten sposob jakiekolwiek inne rozwiazania nie wchodza w gre, bo to ja czuje znecanie psa nad soba, a nie odwrotnie. To moje zycie ulega dysharmonii i dezorganizacji. To ja nie jestem w stanie normalnie fukcjonowac w ciagu dnia.
Mam klopoty zdrowotne i niedobor snu jedynie je poglebia. Brak snu o dobrej jakosci prowadzi do depresji. A w takim stanie mam ochote wredna kreature...wywiezc na inna planete. Albo strzelic sobie w leb.

PS. "Dogadanie" sie, mialoby polegac na wspolnym spaniu, tak ? No way.
anetadr
CYTAT(tyczka @ Wed, 30 Apr 2014 - 21:28) *
PS. "Dogadanie" sie, mialoby polegac na wspolnym spaniu, tak ? No way.


O ile pamietam, nikt takiego rozwiązania nie sugerował. Dziewczyny radziły zapisanie się na zajęcia z psem i nauczenie się jego "języka". No i podjęcie chociaż próby nawiązania więzi ze zwierzakiem.

Aneta
grzałka
No i wychodzi, że miałam rację- rok minął, a szans na dogadanie się nie widać. Tym bardziej, że czytanie ze zrozumieniem zastępujesz czytaniem wybiórczym- czy ktoś tu pisał o spaniu z psem? Dogadać się ze zwierzakiem ewidentnie nie chcesz, dlatego będzie pat. Ja tam kibicuje psu, ma nadzieje, że ma wsparcie w swoim panu.
tyczka
Czy srodki tego typu dzialaja ? https://www.sklep.veterynaria.pl/?preparaty-uspokajajace,115

Czy po takich ziolkach/feromonach/dezodorantach pies ma szanse choc troche sie uspokoic i wyciszyc, nie szalejac za kazdym razem, kiedy przebywa sam ?
Dirty Diana
Tyczko, nikt Ci chyba już nie odpowie, bo to bezcelowe. One mówią po polsku, a Ty chyba nie rozumiesz tego języka.
Lutnia
Odpowiem, aby Tyczka nie miała potem złudzenia, że starała się coś robić i po prostu nie wyszło.

Takie środki wspomagają pracę z psem (nie zrobią niczego same, gdyby było tak, że na problemy wychowawcze wystarczają feromony w spray'u bądź tabletki uspokajające to wszyscy właściciele psów i wszyscy rodzice mieliby raj na ziemi. Tak, rodzice też, bowiem ogromna część osób, które zaczynają pracować z psem nagle zauważa, jakie podobne są te wszystkie zasady, poza kilkoma różnicami związanymi z tym, że pracuje się z psem a nie małym człowiekiem. Pies bowiem, pozostając zwierzęciem, jest w stanie kojarzyć i rozumieć na poziomie kilkuletniego dziecka).

Moja znajoma miała/ma identyczny problem ze swoją suką. Zwierzę jest na mocnych lekach weterynaryjnych + tego rodzaju środkach, ale podstawą są regularne spotkania z dobrym behawiorystą i ćwiczenia, jakie wykonują każdego dnia.
Na początku zaś ważne było aby ukoić tę sucz, stąd nie zostawała sama, potem stopniowo wydłużano czas samotności (od kilku minut zaledwie), obserwowano, jak zmienia się jej zachowanie (włączona kamera), ograniczono możliwie najbardziej ilość nowych bodźców itd.
Teraz (po ponad miesiącu) mają sytuację, że suka z psa, który rozniósł im w drzazgi sporą cześć futryny i wył zmieniła się w stworzenie, które zostając same na krótki okres idzie spać na swoje legowisko. Leki powoli są odstawiane. Jest duża szansa, że będzie normalnie zostawać w domu.
I jeszcze coś: ta suka była zupełnie normalna, zostawała sama na wiele godzin, NIGDY nic nie zniszczyła, NIGDY nie wyła. Odszedł pies, z którym mieszkała całe życie (nie, to nie była przyjaźń, on ją zaledwie tolerował, ale po prostu był), doszło do tego kilka innych zmian - i jej psychika się posypała.
U Twojej suczy było o wiele więcej zmian, to nie służy temu, by była stabilna emocjonalnie.

Mogłabym skontaktować Cię z Olą, ale jestem prawie pewna, że ona po prostu nie będzie chciała z Tobą rozmawiać, gdy napiszesz jej maila takim językiem, jak tu na forum. Główne bowiem określenie, którego używa to "szacunek do psa" (w tym zawarte jest wszystko - od odpowiedzialności za zwierzę, zapewnienie mu jedzenia, opieki wet, zabawy z właścicielem, po troskę o nie i jego emocje, czyli pracę związaną problemami, które mogą się pojawić w KAŻDYM momencie życia psa). Ty nie dość, że nie masz takiego szacunku, to pewnie wizja aby tak było wydaje Ci się kosmiczna. Nie masz nawet wystarczająco dużo czasu aby pomyśleć, że praca z tym psem by Ci się opłaciła... Miałaś rok, aby cokolwiek wyprostować, baaa, cokolwiek zrozumieć. Nic się nie zmieniło, poza tym, że pies z sofy wylądował poza nią, a teraz z domu na podwórku, jego problemy zaś się nasilają cały czas. i nie, nie chodzi o to, aby wrócił na sofę... chodzi o to, aby NAUCZYĆ go nowego sposobu funkcjonowania w Waszym stadzie, aby zrozumiał, że jest w nim bezpieczny, że go nie porzucacie, gdy odchodzicie itd... ale to są PODSTAWY, o których piszę od długiego czasu.

Wysterylizowaliście ją? Jeśli nie, to dochodzą Wam ogromne zmiany nastroju u suki związane z hormonami (okres przedcieczkowy, związany z urojką itd) - ale o tym już pisałam (chyba parokrotnie) więc nie ma sensu się powtarzać.

Dlatego napisałam, abyś poważnie porozmawiała ze swoim partnerem i znaleźli jej DOBRY dom.
Bo jeśli Twój partner kocha tę sucz, to przecież widzi, co się teraz z nią dzieje i że nie ma najmniejszych szans na to, abyście coś RAZEM (bo razem tworzycie stado) zrobili.
W tej sytuacji albo powinien dojść do wniosku, że się rozstajecie albo że szukacie domu dla psa. Nie ma innej opcji, tzn jest, ale związana jest z dręczeniem zwierzaka (a także męczarnią Was wszystkich, bo tak jak mądrze napisała bodajże Anetade takie sprawy przekładają się na relacje w całej rodzinie), jeśli to dalej będzie wyglądać tak, jak wygląda (i rysuje się w przyszłości).
Lutnia
CYTAT(tyczka @ Wed, 30 Apr 2014 - 21:28) *
Pokrotce jednak: pomimo faktu, ze 'czlowiek jest wyzej w stadzie', to pies rzadzi. Bo pies budzi sie o 5 rano i sobie jeczy. W ten sposob jakiekolwiek inne rozwiazania nie wchodza w gre, bo to ja czuje znecanie psa nad soba, a nie odwrotnie. To moje zycie ulega dysharmonii i dezorganizacji. To ja nie jestem w stanie normalnie fukcjonowac w ciagu dnia.


Tak, jesteś wyżej w stadzie, baaaa, jesteś osobnikiem myślącym logicznie, wyciągającym wnioski. Wyciągnij więc wniosek z tego, co napiszę.
Ty i pies jesteście odrębnymi gatunkami. Mówicie innymi językami. Wasze sposoby komunikacji są kompletnie odrębne. Ewidentnie coś szwankuje w Waszych relacjach.
KTO z Was (Ty czy pies) ma większą szansę na to, by zdobyć informacje o tym, jakie są sposoby na dogadanie się się z tym drugim gatunkiem, ma do tego większe predyspozycje, możliwości: Ty czy ta suka? Łatwiej Tobie sięgnąć po książki (+behawiorystów zajmujących się problemami z psami) czy jej (właściwie co ona może? nie przeczyta, jak porozumieć się z człowiekiem, który za nią nie przepada, nie zamówi telefonicznie behawiorysty, który wytłumaczy jej Twoje zachowania i poda sposoby korygowania tych zachowań u Ciebie, które jej sprawiają dyskomfort itd).
Ona tego nie może (wszak jest tylko "durnym psiurskiem" jak o niej piszesz), Ty tak, masz narzędzia (behawiorystów, szkolenie, tysiące pozycji napisanych na ten temat itd). Jednak nic nie robisz i oczekujesz, że to ona wszystko naprawi.

Ja tego kompletnie nie pojmuję. Serio.
jujka
CYTAT(Lutnia @ Thu, 01 May 2014 - 18:11) *
Tak, jesteś wyżej w stadzie, baaaa, jesteś osobnikiem myślącym logicznie, wyciągającym wnioski. Wyciągnij więc wniosek z tego, co napiszę.
Ty i pies jesteście odrębnymi gatunkami. Mówicie innymi językami. Wasze sposoby komunikacji są kompletnie odrębne. Ewidentnie coś szwankuje w Waszych relacjach.
KTO z Was (Ty czy pies) ma większą szansę na to, by zdobyć informacje o tym, jakie są sposoby na dogadanie się się z tym drugim gatunkiem, ma do tego większe predyspozycje, możliwości: Ty czy ta suka? Łatwiej Tobie sięgnąć po książki (+behawiorystów zajmujących się problemami z psami) czy jej (właściwie co ona może? nie przeczyta, jak porozumieć się z człowiekiem, który za nią nie przepada, nie zamówi telefonicznie behawiorysty, który wytłumaczy jej Twoje zachowania i poda sposoby korygowania tych zachowań u Ciebie, które jej sprawiają dyskomfort itd).
Ona tego nie może (wszak jest tylko "durnym psiurskiem" jak o niej piszesz), Ty tak, masz narzędzia (behawiorystów, szkolenie, tysiące pozycji napisanych na ten temat itd). Jednak nic nie robisz i oczekujesz, że to ona wszystko naprawi.

Ja tego kompletnie nie pojmuję. Serio.


Lutnio, ja to już pisałam... Niestety, ja już pojmuję i nie mam zludzen. Acz dziwi mnie, że można być aż tak bezrefleksyjnym. Zastanawiałam się, co zrobiłabym na miejscu wlaśiciela suki... Już widzę, jak w moje życie wkracza facet i mówi "sorry maleńka, ale futra WON" 29.gif
Lutnia
CYTAT(jujka @ Thu, 01 May 2014 - 18:26) *
Lutnio, ja to już pisałam... Niestety, ja już pojmuję i nie mam zludzen. Acz dziwi mnie, że można być aż tak bezrefleksyjnym. Zastanawiałam się, co zrobiłabym na miejscu wlaśiciela suki... Już widzę, jak w moje życie wkracza facet i mówi "sorry maleńka, ale futra WON" 29.gif


Wiesz, że jestem ostatnią osobą, która powie "masz z psem problem, to go oddaj". W tej sytuacji jednak nie rozumiem i Tyczki (od długiego czasu pewne rzeczy sprawiają jej spory problem ale nie robi NIC, aby nauczyć się, jak porozumieć się z psem i ustalić takie reguły, które będą dla niej akceptowalne) ani jej partnera (widzi przecież, co się dzieje... no żesz... jeśli do tego psa czuje na tyle silne przywiązanie, że nie jest w stanie znaleźć mu nowego domu to dlaczego pozwala na taki stan rzeczy? dlaczego nie zapiszą się na cykl szkoleń, nie poproszą behawiorysty, nie spróbują sprawić by wszystkim żyło się fajniej?).
Jest jeszcze jedna sprawa: dziecko Tyczki patrzy na taki stosunek do zwierzaka i automatycznie uczy się, że tak można. Otóż nie można.
Albo się psa ma i o niego dba (w tym o jego potrzeby emocjonalne) albo się nie ma. Nie wolno być takim właścicielem dla zwierzaka, jak proponuje Tyczka. Zdecydowanie lepiej by było, aby dzieci uczyły się w domach, że psy są niepotrzebne, bo śmierdzą, psują, robią bałagan, przeszkadzają, ale są ludzie (dziwni jacyś, ale tacy też żyją) którzy bez psów nie wyobrażają sobie normalnego życia niż że można psa traktować jak zbędny i uciążliwy przedmiot.

Naprawdę szanuję ludzi, którzy psów nie lubią - dopóki ich nie mają. Są fantastyczni, bowiem nie mając ich na pewno nie robią im krzywdy.




Pogoda
Ja, oprócz tego, że podpisuję się pod Lutnią, Anetą i Jujką wszystkimi kończynami, dodam jeszcze, że nie rozumiem faceta Tyczki i Jego postawy. To, że on jej pozwala na taki stosunek do psa świadczy o tym, że wcale mu na zwierzęciu nie zależy, wcale jej nie kocha. Czy chciałabym być z takim facetem? Nie. Czy chciałabym, żeby wychowywał moje dzieci? Nigdy w życiu.

Ja sama, chociaż marzę o psie nie decyduję się na niego i raczej się nie zdecyduję, ze względu na to, że mój mąż został wychowany przez rodziców na człowieka, który traktuje zwierzę jak mebel a nie jak żywe stworzenie. Nie czuję się na tyle silna, żeby zmienić Jego przyzwyczajenia w tym temacie.

Tyczko, znajdźcie temu psu kochający dom. NIE ZASŁUGUJECIE NA NIĄ.
karambolka25
Pogoda to nie do konca tak musi byc... Facet moze naprawde nie widziec jaki stosunek ma do psiny jego konkubina, albo nie miec mozliwosci widziec. Po pierwsze bo jest duzo w pracy, po drugie jak jest w domu to tyczka nienawisci nie okazuje.

A o do Twojego meza...jak kochasz psy, to daj mu szanse. Moj maz uznawal zwierzeta tylko na talerzu w postaci kotleta.
Teraz bez naszych zwierzat nie usnie (tak, spia z nim w lozku "morda w morde" 04.gif )
tyczka
CYTAT(Lutnia @ Thu, 01 May 2014 - 18:54) *
Wiesz, że jestem ostatnią osobą, która powie "masz z psem problem, to go oddaj". W tej sytuacji jednak nie rozumiem i Tyczki od długiego czasu pewne rzeczy sprawiają jej spory problem ale nie robi NIC, aby nauczyć się, jak porozumieć się z psem i ustalić takie reguły, które będą dla niej akceptowalne) ani jej partnera (widzi przecież, co się dzieje... no żesz... jeśli do tego psa czuje na tyle silne przywiązanie, że nie jest w stanie znaleźć mu nowego domu to dlaczego pozwala na taki stan rzeczy? dlaczego nie zapiszą się na cykl szkoleń, nie poproszą behawiorysty, nie spróbują sprawić by wszystkim żyło się fajniej?).


Lutnio! Dziekuje Ci za odpowiedz i ton, w ktorym sie wypowiadasz. Ciesze sie niezwykle, ze napisalas wszytko to, co napisalas - zglebie temat niece pozniej. Teraz nie mam jak pisac.

PS. Odnosimy malutenkie sukcesy.
karoleenka
Tyczko No to trzymam kciuki za dalsze sukcesy nawet te najmniejsze i kolejne małe kroczki do przodu mimo wszystko jakoś cieżko mi uwierzyć w ta twoja cała niechęć do tego psa ...
tyczka
CYTAT(jujka @ Wed, 30 Apr 2014 - 09:49) *
Ja się wczoraj nawet zastanawiałam, na ile z premedytacją wypisujesz kolejne posty na tym podforum, bo znam Cię odrobinę i wiem, że jesteś osobą na tyle inteligentną, że zdajesz sobie sprawę, jaka będzie reakcja osób, które tu piszą - które zwierzęta traktują tak, jak traktować je należy - jako czujące, myślące istoty.


Jujko, skoro już tak bierzesz mnie pod "włos", to chętnie Ci odpowiem. Nie, nie chodzi o premedytację, ani znęcanie się nad Tobą ( czy innymi osobami ). Wręcz przeciwnie. W moim wątku zadałam jedno tylko pytanie - mianowicie dotyczące obroży, po którym Ty rzuciłaś się na mnie z pazurami.

Tak, masz rację. Znamy się odrobinkę. I wiesz, że bywam słaba. Słaba, jak osika na wietrze. Przy mocniejszym podmuchu wiatru, czy większej burzy, łamię się nie tylko na pół, ale milion kawałków. Rozpadam się w całości.

Znamy się widocznie zbyt słabo, jeśli zawzięcie wierzysz, że moim celem jest wyrządzenie zwierzęciu krzywdy. Bo się mylisz, i to bardzo.

CYTAT(jujka @ Wed, 30 Apr 2014 - 09:49) *
Czy fakt, że Twoja suka cierpi wykracza poza granicę Twojej wyobraźni?


Wykracza, bo pies ma wszystko, czego mu potrzeba. Nie rozumiem tego, że - jak piszesz - "cierpi". Pies jeszcze wiele lat temu sprawiał identyczne problemy, w związku z czym jego zachowanie nie jest powiązane z moją niechęcią do zwierza. Sprawiał je od samego początku. Ja - miałam to ( nie ) szczęście, poznać psa, kiedy ten miał już ponad dwa lata, a futryny ( jak i praktycznie drzwi ), już nie było.

Pies nie był zaniedbywany. Przeciwnie. Mój partner nie pracował na cały etat, w związku z czym spędzał każdą wolną chwilę ze "swoim piesiem" na kanapie. Ba, problemy z "piesiem" sprawiły, że 'niemąż' spał z nim, bo w innym wypadku suka terroryzowała i jego. I lokatora, który wynajmował pokój na pierwszym piętrze wallbash.gif

A gdy tylko mój partner znikał, ot, żeby zrobić zakupy ...znikały również drzwi wallbash.gif wallbash.gif wallbash.gif

Do tego stopnia, że...pies zrobił ostatecznie zrobił dziurę w drzwiach, wielkości ca 50 x 60 cm i przewalił się na drugą stronę. Koszmar.

Mało tego. Na podłodze, za każdym razem, lądowało ogromne, parujące gó.wno, wielkości słonia.

Pies sterroryzował wszystkich.

Bez powodu. Miał kochającego właściciela, pełną michę i wielką sofę do dyspozycji. A jednak.. to okazało się zbyt mało.

CYTAT(anetadr @ Wed, 30 Apr 2014 - 00:11) *
Pies wyjący i niszczący nie ma na celu dokuczenie Tobie i Twojemu mieszkaniu, tylko jest to jego sposób na zwrócenie Twojej uwagi. Robi to w możliwy dla siebie sposób. Czemu nie chcesz się z nim dogadać? Nie wierzysz, że się to uda?


Aneto, wiem, mądrze prawisz. Rzecz jednak w tym, że - istotnie - tutaj potwierdzę Twoje ostatnie pytanie. Po tym wszystkim, co widziałam w związku z tym psem, nie wierzę, że to się uda. Nie wierzę, że ten pies może zachowywać się...jak normalny pies. icon_sad.gif

CYTAT(Lutnia @ Thu, 01 May 2014 - 11:48) *
Takie środki wspomagają pracę z psem (nie zrobią niczego same, gdyby było tak, że na problemy wychowawcze wystarczają feromony w spray'u bądź tabletki uspokajające to wszyscy właściciele psów i wszyscy rodzice mieliby raj na ziemi. Tak, rodzice też, bowiem ogromna część osób, które zaczynają pracować z psem nagle zauważa, jakie podobne są te wszystkie zasady, poza kilkoma różnicami związanymi z tym, że pracuje się z psem a nie małym człowiekiem. Pies bowiem, pozostając zwierzęciem, jest w stanie kojarzyć i rozumieć na poziomie kilkuletniego dziecka).


Lutnio, mnie cieszy niezmiernie to, co piszesz, bo wnioskuję z powyższego, że są jednak jakieś środki, które działają. Chodzi głównie o to, że psa wyciszyć, uspokoić, czy też "ukoić", jak sama piszesz... a skoro te środki sprzedaje weterynarz, to mnie nie zaszkodzi spróbować. Lepsze to od ciągłej nerwówki.

CYTAT(Lutnia @ Thu, 01 May 2014 - 11:48) *
Moja znajoma miała/ma identyczny problem ze swoją suką. Zwierzę jest na mocnych lekach weterynaryjnych + tego rodzaju środkach, ale podstawą są regularne spotkania z dobrym behawiorystą i ćwiczenia, jakie wykonują każdego dnia.

Na początku zaś ważne było aby ukoić tę sucz, stąd nie zostawała sama, potem stopniowo wydłużano czas samotności (od kilku minut zaledwie), obserwowano, jak zmienia się jej zachowanie (włączona kamera), ograniczono możliwie najbardziej ilość nowych bodźców itd.
Teraz (po ponad miesiącu) mają sytuację, że suka z psa, który rozniósł im w drzazgi sporą cześć futryny i wył zmieniła się w stworzenie, które zostając same na krótki okres idzie spać na swoje legowisko. Leki powoli są odstawiane. Jest duża szansa, że będzie normalnie zostawać w domu.


Lutnio, tak, jak wspomniałam: pies zachowywał się tak "od zawsze" 37.gif Przez co myślał, że mu "wszystko wolno". Więc skoro pies był rozpuszczony do potęgi n'tej i nie miał stawianych granic wcześniej, to teraz to już albo na straty, albo żmudna praca. Nie, nie wierzę, że ten pies będzie "normalnie" zostawał w domu. Przy każdorazym wyjściu drzwi zastawiane są odkurzaczem, bo to jedyna rzecz, której pies się boi - a dzięki temu nie podchodzi do drzwi i nie wydrapuje ich w drzazgi.

CYTAT(Lutnia @ Thu, 01 May 2014 - 11:48) *
Wysterylizowaliście ją? Jeśli nie, to dochodzą Wam ogromne zmiany nastroju u suki związane z hormonami (okres przedcieczkowy, związany z urojką itd) - ale o tym już pisałam (chyba parokrotnie) więc nie ma sensu się powtarzać.


No właśnie nie! Rozmowa wygląda tak:

-"Bo ja chcę mieć szczeniaki"
-"Ale to jest niezdrowe i stresujące dla psa!"
-"Ale ja chcę mieć z niej szczeniaki!"

Za każdym razem albo kończyło się awanturą, albo ostrym ucięciem tematu. Dla mnie to kolejne obrzydlistwo, a w tej materii nic nie zdziałam. Próbowałam, tłukłam, tłumaczyłam, używałam Twoich argumentów - jak grochem o ścianę icon_evil.gif

A cieczka zacznie się lada tydzień, tak nawiasem mówiąc. Matka partnera kupiła sobie małego "grand denoir", więc teraz tenże liczy na to, że jak szczenię osiągnie dojrzałość, to pokryje wredną sucz 48.gif Tfu! 31.gif

CYTAT(Lutnia @ Thu, 01 May 2014 - 18:54) *
Albo się psa ma i o niego dba (w tym o jego potrzeby emocjonalne) albo się nie ma.


Ze wszech miar wybrałabym opcję drugę, gdybym tylko mogła. Nigdy nie wpadłabym na to, żeby sprawić sobie zwierza. Rybkę może. Jedną.

CYTAT(Lutnia @ Thu, 01 May 2014 - 18:54) *
W tej sytuacji jednak nie rozumiem i Tyczki (od długiego czasu pewne rzeczy sprawiają jej spory problem ale nie robi NIC, aby nauczyć się, jak porozumieć się z psem i ustalić takie reguły, które będą dla niej akceptowalne) ani jej partnera (widzi przecież, co się dzieje... no żesz... jeśli do tego psa czuje na tyle silne przywiązanie, że nie jest w stanie znaleźć mu nowego domu to dlaczego pozwala na taki stan rzeczy? dlaczego nie zapiszą się na cykl szkoleń, nie poproszą behawiorysty, nie spróbują sprawić by wszystkim żyło się fajniej?).


Już odpowiadam: co do mnie, wypowiem się ciut później. Co do partnera... 13.gif Cóż, dla mnie również jest to zagadka. Według mnie facet, który sprowadza sobie do domu nową rodzinę, powinien zadbać o to, żeby wszystkim żyło się dobrze. Wie, że mam problem z jego psem. Mówił otwarcie, że jest mu przykro. Ale nie robi/ nie zrobił/ i, jak sądzę, nie zrobi niczego, żeby zmienić ten stan rzeczy.

A męczymy się wszyscy. Pies powinien mieć innego właściciela. Ale tutaj również - jak grochem o ścianę. Bo on "kocha tego psa". No to skoro go "kocha", to niech się nim zajmie, a nie zostawia mnie z problemem, do ch***ry!

Dla mnie miłość do zwierzaka, to nie tylko przywiązanie, ale też regularne spacery, mycie misek itd.itp. Mój partner, pomimo ponaglania i moich jasno wyartykułowanych wątpliwości, tego nie robi. Jak się przeprowadziłam na wieś, to ja - nie on - tylko ja, zabierałam psa codziennie na spacer, bo w głowie mi się nie mieściło, żeby taki wielki psiur nie miał w ogóle ruchu. Żeby takie psisko w domu, na kanapie, na czterech literach leżało.

Pochodzę z miasta. Zawsze mi się wydawało, że psa trzeba wyprowadzać przynajmniej kilka razy dziennie. A tymczasem w zderzeniu z rzeczywistością, okazało się, że psa wystarczy wypuścić "na sikanie" do ogródka. I "to wszystko".

Tak więc, bowiem odbiegłam od tematu, wyprowadzałam psa codziennie, a to zima była, na 1-2 godzinny spacer po okolicznych polach. W śniegu, deszczu. Ale problemy zdrowotne sprawiły, że musiałam przestać. I od roku, praktycznie, nie wychodzę z psem więcej. Więc nikt tego nie robi.

Co do dalszej części Twoich pytań. Dlaczego on tego nie zrobi ? Dlaczego nie zadzwoni do behawiorysty itd. ? Bo on "kocha" tego psa tak długo, jak ten nie sprawia problemów. Kontakt z behawiorystą wiąże się z dużymi wydatkami w naszym domowym budżecie, a ten nie jest z gumy. 'Niemąż' ma długi. Duże długi. Wszelkie wydatki, które nie są "absolutną" koniecznością, są obcinane.

On musi myśleć o tym, jak zarobić dodatkową koronę ( co czyni ), ale przez to nie ma "mocy przerobowych", nie ma głowy, ani czasu, żeby martwić się - tudzież "ćwiczyć" z psem. Przecież nawet z nim nie wychodzi, więc o czym mowa ?

...Tak mi się jeszcze nasunęło. W trakcie ferii świątecznych, pies został "pożyczony" mężczyźnie, o imieniu Jan. To były lokator mojego chłopa, a zaprzyjaźniony i związany z psem. Kiedy więc wrócił do nas z psem, po tygodniu, pies się patrzył na niego i ewidentnie czekał na komendy...od Jana, nie właściciela. A później uraczył nas krótkim "raportem" o tym, co takiego z psem robił. Więc: pies spał sobie z nim i mieli się razem bardzo dobrze, poza tym Jan, wówczas niepracujący, chodził na spacery. Jak mówi - minimum 3... Minimum ! A jak to robił ? Otóż ładował psiura do auta i jechali na plażę. Codziennie. Albo i kilka razy dziennie.

Bez zobowiązań, bez pracy, mógł siedzieć i się "misiać" z psem przez 24 h. Tak sobie pomyślałam wtedy, że pies powinien zostać u niego na stałe. I że pies dawno nie "miał" się tak dobrze, jak u tego faceta.

Nic to, skoro oddanie psa Janowi pozostaje w sferze marzeń. Próbowałam, opcja nie wchodzi w grę. Choć to byłoby fantastyczne. Poza tym, Jan właśnie dostał pracę icon_neutral.gif

CYTAT(Lutnia @ Thu, 01 May 2014 - 18:11) *
Ty i pies jesteście odrębnymi gatunkami. Mówicie innymi językami. Wasze sposoby komunikacji są kompletnie odrębne. Ewidentnie coś szwankuje w Waszych relacjach.

KTO z Was (Ty czy pies) ma większą szansę na to, by zdobyć informacje o tym, jakie są sposoby na dogadanie się się z tym drugim gatunkiem, ma do tego większe predyspozycje, możliwości: Ty czy ta suka? Łatwiej Tobie sięgnąć po książki (+behawiorystów zajmujących się problemami z psami) czy jej.

Jednak nic nie robisz i oczekujesz, że to ona wszystko naprawi.
Ja tego kompletnie nie pojmuję. Serio.


Lutnio, to teraz będzie "clou" problemu. Owszem, masz rację we wszystkim powyższym. Ba, jawnym kretyństwem jest "czekanie, aż pies wszystko naprawi". Ale ja nie czekam. Nie na psa i "jego naprawianie". Ja czuję niemoc.

To, co jest najgorsze, to fakt, że pies nie daje nam spać. Zniosę wszystko inne, a tego, że pies wydziela nieprzyjemną ( dla mnie ) woń, czy wnosi ziemię i piasek do domu, nie zmienię. Ani tego, że demoluję podłogę swoimi kościami do zabawy. Ale tego, że pies nie daje nam się wyspać, dłużej nie zdzierżę.

Leczę się na depresję, Lutnio. Z mniejszym, bądź gorszym skutkiem, ale faktem jest, że nie mam takiej siły, nie mam takiej energii do działania, jak wszystkim się wydaje, że powinnam mieć. Skutkiem czego, nie mam cierpliwości do problemów związanych z psem, skoro nie mam jej do kogokolwiek innego, ani nawet siebie.

Zwłaszcza, kiedy pies do tego stopnia zakłóca mój sen. Nie potrafię tak żyć. Raz wybudzona, albo dwukrotnie z rzędu, nie potrafię z powrotem zapaść w sen. Albo zajmuje mi to wiele godzin.

Po 5-godzinnym "wypoczynku" nocnym, nie jestem w stanie funkcjonować normalnie.

Niemąż, jak to chłop, wrzaśnie do psa, żeby siedział cicho - jeden raz, drugi raz, po czym się obraca na drugi bok i chrapie dalej. Rano nawet nie pamięta, że był wybudzany.

Dzisiaj: pies obudził się ok. 4:30, jeszcze ciemno było.

Odd tamtej chwili pies pojękiwał, bawił się zabawkami na podłodze, stękał, wył od czasu do czasu - robił wszystko, tylko nie odpoczywał.

A ja pod kilkoma kołdrami miałam jedynie nadzieję na to, że uda mi się w ogóle dzisiaj wstać z łóżka.

Sytuacja jest patowa, bo:

1. ) Albo wynajmę mieszkanie nieopodal i będziemy żyć wpólnie, ale na "dwa gospodarstwa domowe". To Skandynawia, więc nikogo to nie zdziwi. Zacznę się wysypiać, by móc funkcjonować.

Natomiast na wzmiankę o powyższym mój partner się zbulwersował. Podejrzewam, że szybko wybije mi ten pomysł z głowy, co by jego rodzina powiedziała ?!

2. ) Albo pies dostanie legowisko w garażu, z wolnym dostępem do ogrodu - tak, by budząc się o świcie ( u nas niestety dni w lecie są znacznie dłuższe, a więc skoro słońce wschodzi o 5, to i pies tak zacznie szaleć - w zimie spał znacznie znacznie dłużej. ) mógł iść się bawić, zostawiając nas w spokoju. Tak, żeby fikał koziołki w ogrodzie, łapał motyle, a nie obijał się o naprawdę niewielki salon, w którym nikogo nie ma.

Tyle tylko, że musiałby być w obroży ( przynajmniej na początku ), do tego z uspokajaczami - tak, żeby pies był w znajomym dla siebie miejscu, tylko przyzwyczaił się do tego, że teraz nie śpi na materacu w domu, a na identycznym materacu w garażu, przy otwartych drzwiach.

3. ) Albo zamorduję najpierw psa, a w drugiej kolejności siebie ( tak, tak.. w te najciemniejsze z tych czarnych dni, i myśli samobójcze kołatają mi się po głowie - rzadko, ale bywa.. a wtedy jest naprawdę strasznie 13.gif ).

4. ) Myślałam o tym, żeby dać psu jakieś relanium, czy coś podobnego, żeby zwierz był choć trochę "otumaniony" i śpiący o 4 nad rano... A nie w "gotowości bojowej" ! rycze.gif

Ze wszystkich powyższych, najbardziej rozsądną wydaje mi się opcja numer 2. To jedyna opcja, bez ponoszenia większych ofiar. Nie chodzi o to, że "pies ląduje na dworze" na całe lato, ale przynajmniej na noc + część dnia.
Wtedy, kiedy jesteśmy wszyscy w domu, pies również w nim jest. I może być. Ale nie może niszczyć mi życia.

Jeśli masz/ macie inne opcje, które warto byłoby wziąć pod uwagę, to proszę - natomiast wątpię, żeby pies na komando przestał wstawać, skoro świt. Mam nadzieję, że w powyższym znajdziesz wytłumaczenie - dlaczego nic nie robię. Nie mam siły, nie mam energii, nie mam nic.

PS. Odnośnie "maluteńkich" sukcesów, o których pisałam wcześniej: pies czuje się dobrze w ogrodzie. Od środy przeprowadzam eksperyment pt. "pies w ogrodzie z rana". Po wyjściu facetów do szkoły/ pracy, pies spędzał czas na dworze. I - uwaga - wbrew temu, co pisałaś, nie ryje dziur, nie wali w drzwi, domagając się wejścia do domu, nie zawodzi pod tymi drzwiami, ba - nawet nie szczeka! Z tego, co obserwuję, albo śpi uwalona w trawie i słońcu, albo stoi na wzniesieniu i obserwuje przejeżdzające samochody. I tyle. Nic więcej icon_surprised.gif Nie ma demolki, nie ma krzyku. Pies sprawia wrażenie w ogóle nie zainteresowanego wejściem do nudnego domu. A to chyba jakiś jednak mały sukces jest.

edit. dopisek PS.
Lutnia
CYTAT(tyczka @ Sat, 03 May 2014 - 12:12) *
Nie rozumiem tego, że - jak piszesz - "cierpi". Pies jeszcze wiele lat temu sprawiał identyczne problemy, w związku z czym jego zachowanie nie jest powiązane z moją niechęcią do zwierza. Sprawiał je od samego początku. Ja - miałam to ( nie ) szczęście, poznać psa, kiedy ten miał już ponad dwa lata, a futryny ( jak i praktycznie drzwi ), już nie było.

Pies nie był zaniedbywany. Przeciwnie. Mój partner nie pracował na cały etat, w związku z czym spędzał każdą wolną chwilę ze "swoim piesiem" na kanapie. Ba, problemy z "piesiem" sprawiły, że 'niemąż' spał z nim, bo w innym wypadku suka terroryzowała i jego. I lokatora, który wynajmował pokój na pierwszym piętrze wallbash.gif

A gdy tylko mój partner znikał, ot, żeby zrobić zakupy ...znikały również drzwi wallbash.gif wallbash.gif wallbash.gif

Do tego stopnia, że...pies zrobił ostatecznie zrobił dziurę w drzwiach, wielkości ca 50 x 60 cm i przewalił się na drugą stronę. Koszmar.

Mało tego. Na podłodze, za każdym razem, lądowało ogromne, parujące gó.wno, wielkości słonia.

Pies sterroryzował wszystkich. (...) Bez powodu. Miał kochającego właściciela, pełną michę i wielką sofę do dyspozycji. A jednak.. to okazało się zbyt mało.
.

Bo to jest za mało. A raczej: nie to, czego ten pies potrzebuje do normalnego funkcjonowania.

Są różne rasy, różnią się potrzebami (a nie - jak ludzie myślą, wyłącznie wyglądem), temperamentem, potrzebą bliskości z człowiekiem, potrzebą PRACY z człowiekiem itd. Pies nie potrzebuje do szczęścia tego, by spał w łóżku właściciela. Każdy zwierz potrzebuje za to człowieka, który będzie robił z nim to, do czego ten pies jest stworzony: jeśli potrzebuje pracy związanej ze wspólnymi aktywnościami fizyczno/psychicznymi (szkolenie, wspólne tropienie, robienie RAZEM czegokolwiek, co jest związane z aktywnością) to siedzenie na kanapie i spanie NIC nie zapewni. Są rasy, które potrzebę pracy mają ograniczoną w stopniu minimalnym, ale to na pewno nic, co ma dolewkę molosa.

Jeśli pies sprawia problemy to coś jest nie tak. NIe wystarczy wówczas wziąć psa do łóżka.

CYTAT
Lutnio, mnie cieszy niezmiernie to, co piszesz, bo wnioskuję z powyższego, że są jednak jakieś środki, które działają. Chodzi głównie o to, że psa wyciszyć, uspokoić, czy też "ukoić", jak sama piszesz... a skoro te środki sprzedaje weterynarz, to mnie nie zaszkodzi spróbować. Lepsze to od ciągłej nerwówki.


One same nic nie zmienią. Podam Ci przykład: jeśli dziecko przynosi ze szkoły złe oceny, pyskuje, to nie wystarczy uspokoić go farmakologicznie. O.K. Może przestanie tak intensywnie się buntować, ale PRZYCZYNA nie zniknie. Po odstawieniu prochów (o ile w ogóle zadziałają) wróci pyskowanie w skali jak sprzed tabletek albo większej, złych ocen natomiast na pewno to nie poprawi. To nie działa tak. Rozumiesz? PRACA nad zrozumieniem psiej psychiki jest PODSTAWĄ. Bez niej tylko niepotrzebnie wydasz pieniądze na coś, co na 99% niczego nie zmieni.


CYTAT
Lutnio, tak, jak wspomniałam: pies zachowywał się tak "od zawsze" 37.gif Przez co myślał, że mu "wszystko wolno". Więc skoro pies był rozpuszczony do potęgi n'tej i nie miał stawianych granic wcześniej, to teraz to już albo na straty, albo żmudna praca. Nie, nie wierzę, że ten pies będzie "normalnie" zostawał w domu. Przy każdorazym wyjściu drzwi zastawiane są odkurzaczem, bo to jedyna rzecz, której pies się boi - a dzięki temu nie podchodzi do drzwi i nie wydrapuje ich w drzazgi.


Nie stawianie psu granic (tak, aby to zrozumiał, czyli znów - ZROZUMIENIE PSIEJ PSYCHIKI I TEGO, JAK PIES SIĘ UCZY I KOJARZY) to także znęcanie się nad psem.
To coś w rodzaju kupowania dziecku lodów zamiast uczenia go, jak być dobrym człowiekiem. Przecież wiesz, że to tak nie działa. Lody to coś fajnego, ale nie zastąpią WYCHOWANIA.

Psa można zacząć wychowywać (bo to proces bez końca, jak z dziećmi, tyle, że potem wyrabiają się nawyki, automatyzmy i człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy) zawsze, to nie musi być szczenię. Nigdy nie jest ani za wcześnie ani za późno.
Dlatego znów - jeśli chcesz mieć psa mniej problematycznego to WSZYSCY musicie nauczyć się, jak z nim postępować. WSZYSCY: Ty, Twój partner, Twoje dziecko. Jeśli Twój partner nie widzi w Tobie autorytetu w zakresie wychowywania psów to zatrudnij behawiorystę na kilka spotkań w Waszym domu, gdy partner będzie obecny. Obcym ludziom (zwłaszcza profesjonalistom) ufa się bardziej niż partnerowi czy ludziom z netu.
Lutnia
cz II postu

CYTAT
Rozmowa wygląda tak:

-"Bo ja chcę mieć szczeniaki"
-"Ale to jest niezdrowe i stresujące dla psa!"
-"Ale ja chcę mieć z niej szczeniaki!"

Za każdym razem albo kończyło się awanturą, albo ostrym ucięciem tematu. Dla mnie to kolejne obrzydlistwo, a w tej materii nic nie zdziałam. Próbowałam, tłukłam, tłumaczyłam, używałam Twoich argumentów - jak grochem o ścianę icon_evil.gif

A cieczka zacznie się lada tydzień, tak nawiasem mówiąc. Matka partnera kupiła sobie małego "grand denoir", więc teraz tenże liczy na to, że jak szczenię osiągnie dojrzałość, to pokryje wredną sucz 48.gif Tfu! 31.gif
Ze wszech miar wybrałabym opcję drugę, gdybym tylko mogła. Nigdy nie wpadłabym na to, żeby sprawić sobie zwierza. Rybkę może. Jedną.


Nikt niestety nie zabroni mu pokryć sukę. Argumenty na nie są takie:
- w miocie u ras dużych może być i KILKANAŚCIE szczeniaków, z których każdy gdy skończy 7 tygodni ważyć może już ok 6 - 8 kg a powinniście przetrzymać je jeszcze kolejne 2 tygodnie, aby miały możliwość nauczyć się wszystkie tego, co jest dla nich niezbędne
- odchowanie miotu to spore KOSZTY (nie tylko dokarmianie szczeniąt, ale także odrobaczanie, szczepienie, zabawki, wymiana pożartych rzeczy w domu i ogrodzie)
- poród często u ras dużych kończy się cesarką. W PL to spore koszty (narkoza - liczona od wagi psa, sama operacja) to idzie w tysiącach złotych u ras dużych.
- po porodzie u ras dużych często występują komplikacje w rodzaju tężyczki (koszty i duże niebezpieczeństwo dla psa), skręt żołądka (ogromne koszty i śmierć w męczarniach jeśli zwierzę nie zostanie zoperowane w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut, czasem to pół godziny, czasem kilka godzin, wszystko zależy od tempa postępującej choroby).
- odpowiednie żywienie suki w ciąży (droższe niż normalnie)
- aby być uczciwym względem nabywców szczeniąt (na marginesie - w PL nie możesz sprzedać tak po porostu szczeniąt, musisz być zarejestrowana w organizacji kynologicznej) powinniście zrobić jej prześwietlenie na dysplazję (biodra i łokcie) - bo jeśli coś jest nie tak, to jest ogromna szansa, że to przejdzie na szczenięta, a jak wyglądają problemy z dysplazją, jakie są bolesne i kosztowne - wystarczy poczytać w necie. Aaaaa, to że Wasza suka na razie nie ma żadnych objawów bólowych o niczym nie świadczy.
- badanie serca u specjalisty - w PL pełne badanie to niecałe 100euro. To konieczność w wypadku planowania porodu u suki w tym wieku.

Pytanie - czy to się Wam opłaca?


CYTAT
Już odpowiadam: co do mnie, wypowiem się ciut później. Co do partnera... 13.gif Cóż, dla mnie również jest to zagadka. Według mnie facet, który sprowadza sobie do domu nową rodzinę, powinien zadbać o to, żeby wszystkim żyło się dobrze. Wie, że mam problem z jego psem. Mówił otwarcie, że jest mu przykro. Ale nie robi/ nie zrobił/ i, jak sądzę, nie zrobi niczego, żeby zmienić ten stan rzeczy.

A męczymy się wszyscy. Pies powinien mieć innego właściciela. Ale tutaj również - jak grochem o ścianę. Bo on "kocha tego psa". No to skoro go "kocha", to niech się nim zajmie, a nie zostawia mnie z problemem, do ch***ry!

Dla mnie miłość do zwierzaka, to nie tylko przywiązanie, ale też regularne spacery, mycie misek itd.itp. Mój partner, pomimo ponaglania i moich jasno wyartykułowanych wątpliwości, tego nie robi. Jak się przeprowadziłam na wieś, to ja - nie on - tylko ja, zabierałam psa codziennie na spacer, bo w głowie mi się nie mieściło, żeby taki wielki psiur nie miał w ogóle ruchu. Żeby takie psisko w domu, na kanapie, na czterech literach leżało.

Pochodzę z miasta. Zawsze mi się wydawało, że psa trzeba wyprowadzać przynajmniej kilka razy dziennie. A tymczasem w zderzeniu z rzeczywistością, okazało się, że psa wystarczy wypuścić "na sikanie" do ogródka. I "to wszystko".


Dobrze czujesz - psu nie wystarcza załatwienie potrzeb. Tzn są psy, które mimo tego nie sprawiałyby większych problemów (tak jak nie każde zaniedbane dziecko będzie potem gangsterem) ale większość z nich pokaże właścicielowi, że coś jest nie tak. Moja Carramba rozniosłaby dom...
Po prostu - jeśli nie pada po wysiłku na ryj (a regeneruje się wyjątkowo szybko) to przychodzą jej do głowy głupie pomysły. Aaaa, nie wystarcza wyłącznie zmęczenie jej fizyczne. Ona MUSI być także padnięta psychicznie (to robi frisbee - musi się skupiać, ćwiczenie komend itd).
Gdybym przestała z nią "pracować" i nie wiedziała tego co, wiem (a to wcale nie jest dużo) to pisałabym posty o 60kg psiurzycy, która bezustannie robi mi na złość. Podstawowa informacja to: PSY NIE ROBIĄ NA ZŁOŚĆ. Nigdy.
Lutnia
cz III




CYTAT
Co do dalszej części Twoich pytań. Dlaczego on tego nie zrobi ? Dlaczego nie zadzwoni do behawiorysty itd. ? Bo on "kocha" tego psa tak długo, jak ten nie sprawia problemów. Kontakt z behawiorystą wiąże się z dużymi wydatkami w naszym domowym budżecie, a ten nie jest z gumy. 'Niemąż' ma długi. Duże długi. Wszelkie wydatki, które nie są "absolutną" koniecznością, są obcinane.


Ciąża i poród u psów ras dużych (innych też, ale u dużych to większe wydatki) to KOSZTY. I to takie, jakich nie można nie ponieść, bo często są związane z ratowaniem psu życia. Albo więc uzbiera dużo (myślę, że odpowiednik 1 - 1,5 euro to absolutne minimum na ciążę i poród, opiekę nad szczeniętami, szczepionki itd przy MASAKRYCZNYM cięciu kosztów, a co z nagłymi wypadkami? co z ewentualną cesarką? tężyczką? skrętem?
O.K. Mogą się nie zdarzyć, ale u ras tak dużych często się zdarzają. I co? poświęci swoją sukę dla kaprysu posiadania szczeniąt czy znajdzie NAGLE pieniądze?
Tak, psy na wsiach rodzą bez kosztów, bez opieki wet, szczeniąt się nie dokarmia itd. Ale to rasa olbrzymia - to po pierwsze. PO drugie zaś takie wiejskie psy bardzo często umierają, tyle, że nikt się tym nie przejmuje. Ich szczenięta także.


CYTAT
...Tak mi się jeszcze nasunęło. W trakcie ferii świątecznych, pies został "pożyczony" mężczyźnie, o imieniu Jan. To były lokator mojego chłopa, a zaprzyjaźniony i związany z psem. Kiedy więc wrócił do nas z psem, po tygodniu, pies się patrzył na niego i ewidentnie czekał na komendy...od Jana, nie właściciela. A później uraczył nas krótkim "raportem" o tym, co takiego z psem robił. Więc: pies spał sobie z nim i mieli się razem bardzo dobrze, poza tym Jan, wówczas niepracujący, chodził na spacery. Jak mówi - minimum 3... Minimum ! A jak to robił ? Otóż ładował psiura do auta i jechali na plażę. Codziennie. Albo i kilka razy dziennie.


Widzisz, na początku swojego postu napisałaś, że nie wierzysz że ten zwierzak może się inaczej zachowywać. MOŻE. Po feriach (jak długo one trwały????!!! TYDZIEŃ!) zmienił się kompletnie.
Trochę to uprościliście - spacery/plaża to jedno. Pies jednak także dostawał CZYTELNE dla niego sygnały, CZYTELNE komendy, jego opiekun potrafił się z nim porozumieć. O TYM PISZĘ CAŁY CZAS: nic się nie zmieni, o ile nie nauczysz się z psem POROZUMIEWAĆ. Wystarczył tydzień, aby pies pokazał, że jak najbardziej rozumie sporo.

CYTAT
Bez zobowiązań, bez pracy, mógł siedzieć i się "misiać" z psem przez 24 h. Tak sobie pomyślałam wtedy, że pies powinien zostać u niego na stałe. I że pies dawno nie "miał" się tak dobrze, jak u tego faceta.
Nic to, skoro oddanie psa Janowi pozostaje w sferze marzeń. Próbowałam, opcja nie wchodzi w grę. Choć to byłoby fantastyczne. Poza tym, Jan właśnie dostał pracę icon_neutral.gif


NIE. nie sądzę by się z psem miział i tulił 24 na dobę. On po prostu się z nim KOMUNIKOWAŁ. Każdy może się tego nauczyć, niektórzy się z tym rodzą, ale wszyscy mogą nauczyć się podstaw komunikacji z psem.
Psy uwielbiają coś robić z człowiekiem. Czują się wtedy potrzebne, częścią stada. Gdy opieka nad nimi ogranicza się do żywienia/umożliwienia wypróżnienia i przytulania to dla ogromnej większości psów tragedia. Stąd większość problemów.
Pies, którego potrzeby (JEGO POTRZEBY, nie te, wymyślone przez człowieka) śpi, gdy zostaje w domu a właściciel idzie do pracy, znakomicie wystarcza mu czas, gdy właściciel jest w domu. O ile człowiek poświęci część swojego czasu na zapewnienie psu jego psich potrzeb.


CYTAT
Lutnio, to teraz będzie "clou"problemu. Owszem, masz rację we wszystkim powyższym. Ba, jawnym kretyństwem jest "czekanie, aż pies wszystko naprawi". Ale ja nie czekam. Nie na psa i "jego naprawianie". Ja czuję niemoc.

To, co jest najgorsze, to fakt, że pies nie daje nam spać. Zniosę wszystko inne, a tego, że pies wydziela nieprzyjemną ( dla mnie ) woń, czy wnosi ziemię i piasek do domu, nie zmienię. Ani tego, że demoluję podłogę swoimi kościami do zabawy. Ale tego, że pies nie daje nam się wyspać, dłużej nie zdzierżę.

Leczę się na depresję, Lutnio. Z mniejszym, bądź gorszym skutkiem, ale faktem jest, że nie mam takiej siły, nie mam takiej energii do działania, jak wszystkim się wydaje, że powinnam mieć. Skutkiem czego, nie mam cierpliwości do problemów związanych z psem, skoro nie mam jej do kogokolwiek innego, ani nawet siebie.

Zwłaszcza, kiedy pies do tego stopnia zakłóca mój sen. Nie potrafię tak żyć. Raz wybudzona, albo dwukrotnie z rzędu, nie potrafię z powrotem zapaść w sen. Albo zajmuje mi to wiele godzin.
Po 5-godzinnym "wypoczynku" nocnym, nie jestem w stanie funkcjonować normalnie.

Niemąż, jak to chłop, wrzaśnie do psa, żeby siedział cicho - jeden raz, drugi raz, po czym się obraca na drugi bok i chrapie dalej. Rano nawet nie pamięta, że był wybudzany.

Dzisiaj: pies obudził się ok. 4:30, jeszcze ciemno było.

Odd tamtej chwili pies pojękiwał, bawił się zabawkami na podłodze, stękał, wył od czasu do czasu - robił wszystko, tylko nie odpoczywał.

A ja pod kilkoma kołdrami miałam jedynie nadzieję na to, że uda mi się w ogóle dzisiaj wstać z łóżka.


Widzisz, ja doskonale rozumiem, to co czujesz. Odniosę się jednak tylko do części poświęconej psu: psy w nocy śpią. One w ogóle przesypiają sporą część dnia i noc (o ile nie są szczeniakami). Dlatego to kolejny sygnał, że coś jest nie tak. To ostatni dzwonek na behawiorystę.

CYTAT
Sytuacja jest patowa, bo:

1. ) Albo wynajmę mieszkanie nieopodal i będziemy żyć wpólnie, ale na "dwa gospodarstwa domowe". To Skandynawia, więc nikogo to nie zdziwi. Zacznę się wysypiać, by móc funkcjonować.

Natomiast na wzmiankę o powyższym mój partner się zbulwersował. Podejrzewam, że szybko wybije mi ten pomysł z głowy, co by jego rodzina powiedziała ?!

2. ) Albo pies dostanie legowisko w garażu, z wolnym dostępem do ogrodu - tak, by budząc się o świcie ( u nas niestety dni w lecie są znacznie dłuższe, a więc skoro słońce wschodzi o 5, to i pies tak zacznie szaleć - w zimie spał znacznie znacznie dłużej. ) mógł iść się bawić, zostawiając nas w spokoju. Tak, żeby fikał koziołki w ogrodzie, łapał motyle, a nie obijał się o naprawdę niewielki salon, w którym nikogo nie ma.

Tyle tylko, że musiałby być w obroży ( przynajmniej na początku ), do tego z uspokajaczami - tak, żeby pies był w znajomym dla siebie miejscu, tylko przyzwyczaił się do tego, że teraz nie śpi na materacu w domu, a na identycznym materacu w garażu, przy otwartych drzwiach.

3. ) Albo zamorduję najpierw psa, a w drugiej kolejności siebie ( tak, tak.. w te najciemniejsze z tych czarnych dni, i myśli samobójcze kołatają mi się po głowie - rzadko, ale bywa.. a wtedy jest naprawdę strasznie 13.gif ).

4. ) Myślałam o tym, żeby dać psu jakieś relanium, czy coś podobnego, żeby zwierz był choć trochę "otumaniony" i śpiący o 4 nad rano... A nie w "gotowości bojowej" ! rycze.gif

Ze wszystkich powyższych, najbardziej rozsądną wydaje mi się opcja numer 2. To jedyna opcja, bez ponoszenia większych ofiar. Nie chodzi o to, że "pies ląduje na dworze" na całe lato, ale przynajmniej na noc + część dnia.
Wtedy, kiedy jesteśmy wszyscy w domu, pies również w nim jest. I może być. Ale nie może niszczyć mi życia.


Co do 1 - nie napiszę nic. To Twoja decyzja i Twojego partnera. Może postaw ultimatum: albo zajmie się psem behawiorysta (to taki odpowiednik psiego psychologa, który uczy właścicieli co robić, by ten zaczął normalnie się zachowywać) albo się wyprowadzisz. Nie wiem...
2) przenosisz problem, nie rozwiązujesz go + masz zagwarantowaną demolkę ogrodu (pisałam to w innym poście). Pies nie będzie biegał bez celu, turlał się i wąchał kwiatków. Zdecydowanie znajdzie sobie zajęcie. Do tego jego stres związany z lękiem separacyjnym narośnie, obroża nie pozwoli mu szczekać (choć są psy, które na to szczekają jeszcze bardziej - stąd w niektórych, droższych obrożach jest wyłącznik gdy pies szczeka przez jakiś czas bez przerwy), ale to nie zlikwiduje przyczyny zachowań.
Co z jesienią, zimą, wczesną wiosną - abstrahując od potrzebo emocjonalnych i demolek ten pies nie ma futra, będzie nieustannie chorował (ogromne koszty) albo w końcu umrze na jakieś komplikacje.

3) Ty też potrzebujesz pomocy.

4) Ależ ja nie twierdzę, że takie środki nie działają. Tyle, że jeśli lekko psa otumanisz nie robić nic, by usunąć przyczynę to problem nie zniknie. To są lekkie środki. Pomagają w pracy nad psem. NIE ZLIKWIDUJĄ Ci problemu, pies bowiem nie wstaje skoro świt/w nocy bo się wyspał, nosi go, coś jest nie tak. Trzeba zlikwidować przyczynę.

CYTAT
Jeśli masz/ macie inne opcje, które warto byłoby wziąć pod uwagę, to proszę - natomiast wątpię, żeby pies na komando przestał wstawać, skoro świt. Mam nadzieję, że w powyższym znajdziesz wytłumaczenie - dlaczego nic nie robię. Nie mam siły, nie mam energii, nie mam nic.

PS. Odnośnie "maluteńkich" sukcesów, o których pisałam wcześniej: pies czuje się dobrze w ogrodzie. Od środy przeprowadzam eksperyment pt. "pies w ogrodzie z rana". Po wyjściu facetów do szkoły/ pracy, pies spędzał czas na dworze. I - uwaga - wbrew temu, co pisałaś, nie ryje dziur, nie wali w drzwi, domagając się wejścia do domu, nie zawodzi pod tymi drzwiami, ba - nawet nie szczeka! Z tego, co obserwuję, albo śpi uwalona w trawie i słońcu, albo stoi na wzniesieniu i obserwuje przejeżdzające samochody. I tyle. Nic więcej icon_surprised.gif Nie ma demolki, nie ma krzyku. Pies sprawia wrażenie w ogóle nie zainteresowanego wejściem do nudnego domu. A to chyba jakiś jednak mały sukces jest.

edit. dopisek PS.


Jestem jednak skłonna uwierzyć, że tak jest, jak piszesz. Bardzo często bowiem po zmianie otoczenia pies się wycisza.

Jest ogromne prawdopodobieństwo, że zacznie się w tym ogrodzie nudzić, zwłaszcza gdy będzie spędzał w nim większość czasu. Ale nawet jeśli nie, jeśli się mylę - bez pracy nad psem po powrocie do domu będą działały stare schematy.

Wykorzystałabym to: czyli rano wypuszczała psa z domu, robiła wszystko to, co zwykle, ale potem każdego dnia, bez wyjątku, praca z psem w domu i na zewnątrz i przynajmniej 2 razy w tygodniu behawiorysta, który obserwuje postępy i doradza, co robić. Do tego coś wyciszającego (behawiorysta doradzi najlepiej, chodzi bowiem o coś, co psa wyciszy i pozytywnie nastawi a nie tylko otępi).
Dzięki temu masz szansę załatwić problem do czasu gdy zrobi się upalnie (latem psy z krótką sierścią łatwo mogą ulec przegrzaniu/udarowi) lub przed zimą (krótka sierść, taka, jak u molosa DRAMATYCZNIE nie sprzyja dłuzszemu pobytowi na dworze bez energicznej aktywności fizycznej).

Gdy po prostu będziesz wyrzucać go do ogrodu to po prostu kupisz sobie kilka godzin dziennie spokoju, ale NIC SIĘ NIE ZMIENI jeśli chodzi o Wasze problemy i za kilka miesięcy napiszesz kolejny post.
Kaszanka
Lenek jest psem który w czasie naszej nieobecności nie ruszył jedynie podłóg. Mały kundelek który potrafił wygryźć połowę drzwi , część ściany, nie mówię o drobiazgach typu sofa czy inne drobiazgi, tak, to nasz pies. Pierwsza klatka w domu (rada weterynarza) w ciągu jednego dnia była zbierana z każdej części mieszkania, druga tak samo, trzecia byla zrobiona z paneli ogrodzeniowych, czwarta z jeszcze grubszych paneli ogorodzeniowych. Wypróbowaliśmy ziołowe środki, feromony. Wysłuchiwaliśmy skarg sąsiadów na szczekającego i wyjącego Lenka.
Ale codziennie, ponad dwa lata pracowaliśmy nad nim. Codzienna rutyna: spacery, praca i zabawa z Lenkiem, nie witanie się z psem po powrocie dały dużo. Tylko że musieliśmy robić to razem, zgodnie, każde wychylenie się było karcone icon_wink.gif

W tej chwili Lenek w wolne dni śpi do 10.00 na swoim miejscu.Ppodstawą jest znalezienie miejsca i legowiska które pies pokocha. Próbowaliśmy różnych, ukochał sobie przedpokój i fotel na którym jest moja poduszka z moja poszewką i mimo, że to średnio wygodne i musialam się poświęcić 06.gif to gdy widzę jego uśmiech gdy kładzie się na swoim miejscu wiem, że było warto.
Lenek nie przebywa już w klatce, swoją ostatnią rozbroił tak, że ma bliznę na pysku, baliśmy się o niego. Wiesz gdzie śpi gdy nas nie ma? W szafie w przedpokoju, tam jest ciemno i przytulnie i czuje się bezpieczenie (sam sobie wybrał to miejsce, wyciągnął buty i pudełka icon_wink.gif. Sąsiedzi bali się, że pies nam umarł, bo go nie słychać i mieli wyrzuty sumienia, że się skarżyli.

Żeby cokolwiek zdziałać musisz psa słuchać. Chodzić za nim, obserować co lubi, gdzie lubi siedzieć i leżeć. I gadac do niego. Nie ciągle kazać i wyganiać, zwyczajnie do niego gadać żeby znał dobrze Twój głos. Sama zobaczysz po czasie, że pies zacznie z Tobą rozmawiać. Lenek pokazuje nam co chce, czego potrzebuje. Wiemy kiedy go coś boli, wiemy kiedy jest obrażony. Nigdy nie myślalam, że pies może tyle mówić: oczami, uszami, czołem 06.gif

tyczka
CYTAT(Lutnia @ Sat, 03 May 2014 - 15:00) *
2) przenosisz problem, nie rozwiązujesz go + masz zagwarantowaną demolkę ogrodu (pisałam to w innym poście). Pies nie będzie biegał bez celu, turlał się i wąchał kwiatków.

Co z jesienią, zimą, wczesną wiosną - abstrahując od potrzebo emocjonalnych i demolek ten pies nie ma futra, będzie nieustannie chorował (ogromne koszty) albo w końcu umrze na jakieś komplikacje.

Gdy po prostu będziesz wyrzucać go do ogrodu to po prostu kupisz sobie kilka godzin dziennie spokoju, ale NIC SIĘ NIE ZMIENI jeśli chodzi o Wasze problemy i za kilka miesięcy napiszesz kolejny post.


Zgodnie z zasadą, że "tonący brzytwy się chwyta"... To rozwiązanie wyłącznie na teraz, na lato. 37.gif ..właśnie po to, bym mogła zyskać nieco tak potrzebnego mi...spokoju 32.gif
Lutnia
CYTAT(tyczka @ Sat, 03 May 2014 - 15:22) *
Zgodnie z zasadą, że "tonący brzytwy się chwyta"... To rozwiązanie wyłącznie na teraz, na lato. 37.gif ..właśnie po to, bym mogła zyskać nieco tak potrzebnego mi...spokoju 32.gif


tyle, ze jesienią nie będzie możliwości na ten spokój, pies nie będzie chciał spędzać czasu w ogrodzie podczas deszczu, zacznie chorować (zmiana temperatury) - co wtedy? Znów wrócisz do punktu wyjścia, będziesz niewyspana, pies taki jak teraz, a do tego zniknie opcja, by spędzał rano na dworze. Dasz radę wtedy zmierzyć się ze wszystkim? Nie.
Co wtedy z psem?

Popatrz, WSZYSCY piszą o potrzebie pracy z tym psem. To tez ostatni dzwonek na znalezienie jej domu, duże psy bowiem szybciej się starzeją, zaczynają chorować. Będzie Wam o wiele trudniej znaleźć dla niej kogoś odpowiedniego.

Wiem, że masz dosyć, ale dopóki z Wami jest, jesteście za to zwierzę odpowiedzialni.

Tl w zasadzie wszystko: behawiorysta i nauczenie się jak z nią się komunikować oraz praca nad zmianą jej zachowań.
Ketmia
Akurat kraje skandynawskie kojarzą mi się z dużo wyższą kulturą posiadania psa (i pracy z psem) i nie sądzę, żeby znalezienie specjalisty, który Wam pomoże, było problemem.

Zmartwiłam się, gdy przeczytałam
CYTAT
Pies nie był zaniedbywany. Przeciwnie. Mój partner nie pracował na cały etat, w związku z czym spędzał każdą wolną chwilę ze "swoim piesiem" na kanapie. Ba, problemy z "piesiem" sprawiły, że 'niemąż' spał z nim, bo w innym wypadku suka terroryzowała i jego. I lokatora, który wynajmował pokój na pierwszym piętrze


Gdyby Twój partner spędzał więcej czasu z psem na dworze zamiast na kanapie i z nim popracował, nie byłoby takich problemów. On też jest winien zaistniałej sytuacji, więc tym bardziej powinien skorzystać z pomocy fachowca.
Samo szczekanie to tylko czubek góry lodowej, suka ma lęk separacyjny.
Poza tym, ile ten pies ma ruchu? Gdyby była porządnie wybiegana wieczorem, nie sądzę, że chciałoby się jej wstawać o godzinie 4 rano. Może... rowerek?
Lutnia
Ketmia... jesteś kolejną osobą, która pisze to samo - i fajnie, bo może w końcu stanie się coś takiego, co sprawi, że Tyczka zmieni zdanie i zacznie z suką pracować.
O szkoleniu (aby się zacząć porozumiewać z suką) piszę od roku. Inne dziewczyny tak samo.


Tyczka nie ma elementarnej wiedzy o psach a mieszka z 50kg molosowatą suką, niewysterylizowaną. Strasznie mi tego biedaka szkoda, bo to, co dla Tyczki i jej partnera nie było zaniedbywaniem sprawia, że w duchu cieszę się, że ta sucz budzi się rano i wyje. Przy takim traktowaniu (i ciut mocniejszym charakterze - albo wręcz przeciwnie, przy większej tchórzliwości) mogłaby się stać agresorem.
Cały czas to podkreślam, aby Tyczka zrozumiała: o psa się dba tak, aby zapewnić jego potrzeby (psie potrzeby, a nie to, co człowiekowi się wydaje).
Aby zaś poznać te potrzeby warto umieć się z psem porozumiewać. Aby zaś to zrobić potrzebne jest szkolenie. Nie tylko dla psa, ale przede wszystkim dla Tyczki i jej partnera.

Nie pojmuję tego kompletnie, od roku nie zrobiono w tym kierunku nic...

Do tego partner Tyczki planuje po niej miot.

edit.
JEZU! Właśnie do mnie dotarło... Tyczko, czy "grand denoir" to dog niemiecki (wielki duńczyk)??? ZABIJECIE tę sukę! Te psy są o wiele większe od tego, co macie w domu, pokrycie jej takim psem może dać szczeniaki, z których urodzeniem sobie po prostu nie poradzi. Jasna cholera... Z jakiej hodowli jest ten pies? Dowiedz się proszę i napisz do hodowcy (jak podasz mi nazwę hodowli to znajdę Ci adres @), że szczeniak od nich ma pokryć sukę - kundelka i poczekaj, co zrobi hodowca. Powinien stanowczo się sprzeciwić. W PL są kary za takie krycia - sensowni hodowcy wpisują do umowy kwotę kilku tysięcy kary za każde urodzone szczenię.
Co to znaczy "jak szczenię osiągnie dojrzałość"??? Większość związków i klubów ZAKAZUJE stanowczo krycia psem młodszym iż 18 miesięcy, do tego często niezbędne jest przedstawienie badań RTG bioder, łokci, badania serca u specjalisty...
Czy wszyscy już poszaleli??? Jezu... Nie dość, że ktoś chce bawić się w pseudo najgorszego sortu (bo krycie zagrażające zdrowiu i życiu suki) to jeszcze wszystko pod płaszczykiem miłości do niej...
jujka
No i jeszcze zapomnialas Lutnio, ze to wszystko w tym CYWILIZOWANYM kraju, w ktorym mieszka nasza CYWILIZOWANA kolezanka, ktora podkreslala wielokrotnie, ze "takie prawo". Na takie barbazynstwo hodowlane pozwala?

Lutnia, skoro nawet Ty sie unosisz, to swiadczy o beznadziejnosci przypadku. Ja zludzen juz niestety nie mam.
Lutnia
Jujka, jeśli pokryją tę sukę (ważąca w tym wypadku zaledwie 50 kg) dogiem, to...
- mogą spodziewać się ogromnych komplikacji przy porodzie/okokoporodowych
- mogą spodziewać się kompletnie innych kosztów odchowu miotu
- tego, że szczenięta zdemolują im dom
- tego, że ze sporą ich częścią zostaną (kto w Skandynawii kupi ogromnego psa będącego jedną wielką niewiadomą po matce z tak silnymi problemami z zachowaniem i za młodym ojcu...
- tego, że koszty karmienia takiego malucha, który ma 8-9 tygodni i został w tym pseudo rosną makabrycznie (to minimalnie ok 400zl-500zl szczenię miesiecznie, nie licząc szczepień, osrobaczeń, wizyt u weterynarza, zakładając oczywiście, że wszystko idzie dobrze, na ogół nie idzie, potrzeba ogromnej wiedzy by odchować miot rady olbrzymiej tak, bo potem nie było żadnych dużych (i kosztownych) problemów.
- te szczenięta, które zostaną bardzo szybko zaczną ważyć 30-40 kg i ich waga będzie caly czas rosła, ilość zjadanego przez nie pokarmu też (będzie to sporo więcej na jedno szczenię niż obecne miesięczne koszty suki matki, bo ich organizmy caly czas będą rosły, karma będzie musiała byc nieporównywalnie lepszej jakości (czym karmiona jest ta przyszła matka obecnie?), mowimy o ogromnych pieniądzach i to wówczas gdy wszystko będzie szlo dobrze (a u ras olbrzymich... itd)
- i jeszcze na koniec, bo to ważne: kto kupi takie szczenię (które moze jako dorosłe ważyć ponad 70 kg) skoro do sprzedaży jest mnóstwo dogów swietnie odchowanych, socjalizowanych, po super rodzicach... Jeśli zaś kilka szczeniąt zostanie? Co wtedy? Będziesz Tyczko mieszkać z kilkoma psami, z których każdy będzie ważył po kilkadziesiąt kilogramów, najprawdopodobniej zaczną się między nimi tarcia (jest to ogromnie prawdopodobne, skoro nie wiecie o psach nic), zaczną sobie ustawiać granice za pomocą zębów i krwawo. Co wtedy??? Tyczko, to co Twój partner planuje ze swoją matką zrobić może w konsekwencji skończyć się niebezpiecznie (a w najlepszym wypadku mocno nieprzyjemnie).

Jestem wściekła i przerażona.
jujka
CYTAT(Lutnia @ Mon, 05 May 2014 - 12:02) *
Jujka, jeśli pokryją tę sukę (ważąca w tym wypadku zaledwie 50 kg) dogiem, to...
- mogą spodziewać się ogromnych komplikacji przy porodzie/okokoporodowych
- mogą spodziewać się kompletnie innych kosztów odchowu miotu
- tego, że szczenięta zdemolują im dom
- tego, że ze sporą ich częścią zostaną (kto w Skandynawii kupi ogromnego psa będącego jedną wielką niewiadomą po matce z tak silnymi problemami z zachowaniem i za młodym ojcu...
- tego, że koszty karmienia takiego malucha, który ma 8-9 tygodni i został w tym pseudo rosną makabrycznie (to minimalnie ok 400zl-500zl szczenię miesiecznie, nie licząc szczepień, osrobaczeń, wizyt u weterynarza, zakładając oczywiście, że wszystko idzie dobrze, na ogół nie idzie, potrzeba ogromnej wiedzy by odchować miot rady olbrzymiej tak, bo potem nie było żadnych dużych (i kosztownych) problemów.
- te szczenięta, które zostaną bardzo szybko zaczną ważyć 30-40 kg i ich waga będzie caly czas rosła, ilość zjadanego przez nie pokarmu też (będzie to sporo więcej na jedno szczenię niż obecne miesięczne koszty suki matki, bo ich organizmy caly czas będą rosły, karma będzie musiała byc nieporównywalnie lepszej jakości (czym karmiona jest ta przyszła matka obecnie?), mowimy o ogromnych pieniądzach i to wówczas gdy wszystko będzie szlo dobrze (a u ras olbrzymich... itd)
- i jeszcze na koniec, bo to ważne: kto kupi takie szczenię (które moze jako dorosłe ważyć ponad 70 kg) skoro do sprzedaży jest mnóstwo dogów swietnie odchowanych, socjalizowanych, po super rodzicach... Jeśli zaś kilka szczeniąt zostanie? Co wtedy? Będziesz Tyczko mieszkać z kilkoma psami, z których każdy będzie ważył po kilkadziesiąt kilogramów, najprawdopodobniej zaczną się między nimi tarcia (jest to ogromnie prawdopodobne, skoro nie wiecie o psach nic), zaczną sobie ustawiać granice za pomocą zębów i krwawo. Co wtedy??? Tyczko, to co Twój partner planuje ze swoją matką zrobić może w konsekwencji skończyć się niebezpiecznie (a w najlepszym wypadku mocno nieprzyjemnie).

Jestem wściekła i przerażona.


Czekaj Lutnia... ale naprawdę uważasz, że MI to musisz tłumaczyć, że JA tego nie rozumiem i nie zdaję sobie z tego sprawy? Ja sobie zdaję. Myślę, że obie o tym wiemy. Mam za sobą krycia/porody/odchowanie kilku miotów rasy dużej, wiem, jakiego kalibru problemy spotyka się po drodze... Naprawdę jednak uważasz, że jest sens pisać tyczce o tym, jak w tej chwili szarpie się moja koleżanka, której suka zmarła przy porodzie, cała opieka dookoła, ratowanie jej życia, operacja, potem ratowanie życia każdego podtopionego szczenięcia to kilka tysięcy złotych NIE WSPOMINAJĄC o sztucznym mleku, które w tej chwili kosztuje ich 50 zł/ dobę, a będzie kosztowało tylko WIĘCEJ? Że jest sens pisać tyczce o tym, jak trudno znaleźć nowe domy psom, o tym, jak CHOLER.NIE trudno wychować miot nie wspominając? Nie. Nie ma sensu. Wiesz dlaczego? Dlatego, że przede wszystkim nie ma sensu pisać, jak człowiek ZA KAŻDYM RAZEM boi się o życie suki, o to, co będzie... jak będzie... Nie ma sensu, bo Ty jesteś wściekła i przerażona tym, co za chwile "opiekunowie" tej suki zamierzają jej zafundować, bo Ty ciągle Lutnia nie rozumiesz, że dla Ciebie to żywa istota, zdolna do tego, żeby kochać, cierpieć i się bać. tyczka określa to bardzo jednoznacznie "jak szczenię osiągnie dojrzałość, to pokryje wredną sucz. Tfu!". Nie rozumiesz Lutnia.
Ketmia
A właściwie w jakim celu, Tyczko, chcecie wyprodukować taką ilość wielkich kundli? Mało macie kłopotów z jednym psem? Na Twoim miejscu bym się temu ostro sprzeciwiła.


edit.
Doczytałam, że się o to kłócicie. Ja na Twoim miejscu jednak chyba bym się wyprowadziła i żyła na dwa domy. Poważnie mówię. Zwariujesz, Twój partner nie jest w porządku, to nie jest zajmowanie się psem. Sama nie odwalisz za niego tej roboty. Jeśli on nie widzi problemu, to znaczy że jest nieodpowiedzialny. I jeszcze te szczeniaki... To dziecinada, tak się nie zachowuje poważny facet. Sorry, ale tak muszę napisać. Może zacznie się starać, jak mu powiesz, że się wyprowadzisz.
Ja też bym nie chciała mieszkać z kimś, kto ma, dajmy na to, aligatora, na wychowaniu którego się nie znam, a którego złe zachowanie kompletnie nie przeszkadza właścicielowi i któremu dobrze jest tak jak jest.
Lutnia
Masz rację, Jujko...
icon_sad.gif
tyczka
Jujka, a Ty znowu 'huzia na jozia'. Wez, przeczytaj swoje posty, przeczytaj ostatnie MOJE posty, i dopiero wtedy napisz. Bo Ty, w przeciwienstwie do Lutni, nic konstruktywnego nie piszesz, za to ziejesz jadem.
Dlatego odnosnie mojej 'cywilizacji' i - "te -pe" - wez, Jujka, daj sobie na wstrzymanie, bo po pierwsze mnie obrazasz, a po drugie az przykro to czytac, taka nienawiscia ziejesz.

Lutnio, tak, grand denoir to 'wielki dunczyk' 37.gif Mnie na sama mysl 'krew zalewa', ale wierz mi, moje zarowno 'kompetencje', jak i 'zdolnosc sprawcza', sa w tym zakresie baaaardzo ograniczone. Znikome. A wlasciwie zadne.

Jedyne, co moge, to probowac wtluc, ze ten pies bedzie zbyt grozny/zbyt duzy dla jego suki.

Co do reszty Twoich watpliwosci, teraz nie moge odpowiedziec, a posty niestety 'przyuwazylam' teraz. W kazdym razie Lutnio, musze pozbawic Cie zludzen: u nas 'hodowla' psow nie jest taka, jak w Polsce. To samo dotyczy sluzby zdrowia i wielu innych obszarow. Prawodawstwo mamy dobre, ale wsrod ludzi... Ciemnogrod. I to w znacznie szerszym zakresie, anizeli w Polsce. Ludzie kupuja psy w ciemno. O czyms takim, jak usg/rtg to w ogole nikt ( lub malo kto ) slyszal. Nikt nie zawraca sobie czyms takim glowy. Ludzie kupuja psy od prywatnych ludzi, ktorzy wlasnie te psy postanowili 'rozmnozyc'. Psy z garazu, badz biegajace po kartonach u kogos w salonie.

Moj parter w ten sposob nabyl suke: zaplacil 3000 DKK ( prawie 1800 zlo ) za psa, ktorego rodzicow nawet nie mogl zobaczyc. Do wyboru zostaly tylko dwa szczeniaki, wiec wzial tego, ktory byl 'milszy' ( suke ). I pojechal. Tyle.

To samo tyczy sie owego 'grand denoir'. To byly psy bez zadnych rodowodow, prywatni ludzie znalezli sobie sposob na 'dodatkowy zarobek'. Rodzice tego szczeniaka byli ogromni, ale psy zadnych badan, poza szczepieniami, nie mialy. Ba, nabywczyni miala watpliwosci do do tego, czy pies ma zdrowe konczyny..ale ludzie sie wiecej nie odezwali.

PS. Polog i szczeniaki na pewno nie mieszkalyby u nas w domu, no way. Mamy pomieszczenia gospodarcze. Tam zreszta siostra niemeza juz 'rozmnazala' swojego amstaffa ( lata swietlne temu ). W kazdym razie, do meritum: tutaj wierzy sie, ze wszystko 'reguluje matka natura'. A 'suka miec szczeniaki musi, bo inaczej bedzie miala jeszcze bardziej zryty beret'. I tak to pokutuje tutaj.
tyczka
CYTAT(Ketmia @ Mon, 05 May 2014 - 12:45) *
Doczytałam, że się o to kłócicie. Ja na Twoim miejscu jednak chyba bym się wyprowadziła i żyła na dwa domy. Poważnie mówię. Zwariujesz, Twój partner nie jest w porządku, to nie jest zajmowanie się psem. Sama nie odwalisz za niego tej roboty. Jeśli on nie widzi problemu, to znaczy że jest nieodpowiedzialny. I jeszcze te szczeniaki... To dziecinada, tak się nie zachowuje poważny facet. Sorry, ale tak muszę napisać. Może zacznie się starać, jak mu powiesz, że się wyprowadzisz.
Ja też bym nie chciała mieszkać z kimś, kto ma, dajmy na to, aligatora, na wychowaniu którego się nie znam, a którego złe zachowanie kompletnie nie przeszkadza właścicielowi i któremu dobrze jest tak jak jest.


I to jest meritum sprawy. A juz przerzucanie odpowiedzialnosci za wychowanie wlasnego psa fair nie jest. Wkurza mnie to strasznie 13.gif A ostatnie zdanie - trafilas w samiutenkie sedno icon_wink.gif
jujka
tyczko, wielokrotnie na forum wtykałaś ludziom w różne części.... zdania tę "cywilizację" i że to nie to samo, co dzicz w Polsce. Dlatego nie zieję nienawiścią, a zadziwia mnie to, co piszesz. Jeszcze bardziej teraz... Pojęcia nie mam, jak to wygląda, ale się dowiem. Wiem, jak hodowla ma się w Norwegii, która od Danii nie wydaje mi się szczególnie odległa mentalnie i to, o czym piszesz nie mieści mi się w głowie, bowiem norweskie hodowle berneńczyków, o których mam pojęcie to hodowle MEGA restrykcyjnie traktujące kwestie hodowlane. Takie, od których ściągnięcie szczeniaka to WYCZYN, nie garaż.

tyczka, czytałam wszystkie Twoje posty, acz szczerze mówiąc nie wydaje mi się, żeby moja pisanina mogła być dla Ciebie konstruktywna, ponieważ rozmawiamy z TOTALNIE różnych poziomów. I to Ty ziejesz nienawiścią tyczko. To w sumie nie ja spluwam z pogardą, wiesz...
Lutnia
CYTAT(tyczka @ Mon, 05 May 2014 - 19:15) *
Moj parter w ten sposob nabyl suke: zaplacil 3000 DKK ( prawie 1800 zlo ) za psa, ktorego rodzicow nawet nie mogl zobaczyc. Do wyboru zostaly tylko dwa szczeniaki, wiec wzial tego, ktory byl 'milszy' ( suke ). I pojechal. Tyle.


Dlaczego Twój partner nie wziął psa ze schroniska? Tam są także szczeniaki. Dlaczego uznał, że lepiej jest dać zarobić komuś, kto kwestie dbania o dobro zwierząt ma w odwłoku? Komuś, o kim nie ma pojęcia w jakim stanie są rodzice szczeniaków, nie ma pojęcia, czy te psy nie rodzą przypadkiem co pół roku? Kompletnie wisi mu dobro zwierząt, po których ma swojego psa?

CYTAT
To samo tyczy sie owego 'grand denoir'. To byly psy bez zadnych rodowodow, prywatni ludzie znalezli sobie sposob na 'dodatkowy zarobek'. Rodzice tego szczeniaka byli ogromni, ale psy zadnych badan, poza szczepieniami, nie mialy. Ba, nabywczyni miala watpliwosci do do tego, czy pies ma zdrowe konczyny..ale ludzie sie wiecej nie odezwali.


I kupiła szczeniaka po psie, co do którego miała wątpliwości, czy ma zdrowy kościec? Jezu...

CYTAT
W kazdym razie, do meritum: tutaj wierzy sie, ze wszystko 'reguluje matka natura'. A 'suka miec szczeniaki musi, bo inaczej bedzie miala jeszcze bardziej zryty beret'. I tak to pokutuje tutaj.

Nie, Tyczko. Tzn. nie wiem, o jakim "tutaj" piszesz. Jeśli ogólnie o Danii - to znam mnóstwo hodowli w tym kraju (piszę o dogach niemieckich, czyli wielkich duńczykach) i są one baaardzo restrykcyjne, przykładają ogromną wagę do zdrowia rasy, socjalizacji, odchowu... Wszystko jest kwestią tego, czego szukasz. Jeśli patologicznych pseudo to takie znajdujesz. Jeśli hodowli - to też masz taką możliwość.
To tak, jak z kupnem samochodu... gdy chcę kupić auto nie zaglądam na strony paserów, na strony cwaniaczków, którzy przekręcają liczniki i powypadkowe sprzedają jako zadbane cacka. A to TYLKO samochód. Towarzysza życia powinno się wybrać bardziej świadomie, prawda?

Co do wiary, o której piszesz... Można wierzyć w co się chce, nawet w to, że suka musi mieć szczeniaki... Tyle, że w dobie powszechnego internetu, książek, dostępnych weterynarzy (tych uczciwych a nie tych, którzy dla własnego zarobku przyklasną pomysłowi na tak obciążony poród) to taka sama wiara, jak w to, że na Księżycu mieszka Pan Twardowski. Ciekawe, czy wyznawcy wiary w matkę naturę chodzą do szpitali czy też zdają się na łaskawość tejże. Jeśli mają dostęp do internetu, to wierząc w obowiązek posiadania przez sukę szczeniaków świadczy po prostu o ich głupocie albo chęci (łatwego dla nich) zarobku. Tyle, że w tym drugim wypadku mówimy o pseudohodowli... a to pojęcie bardzo pejoratywne.

Wiesz, Tyczko... Twój parter przy całych swoich deklaracjach nie ma pojęcia, na czym polega miłość do psa, przywiązanie, obowiązek dbania o jego potrzeby. Teraz chce do tego dorzucić do tego kompletną ruletkę związaną z życiem tej suki w imię własnego kaprysu.
Chce być hodowcą? Chce mieć szczeniaki? Niech kupi sobie psa rasowego, niech NAUCZY się jak się o psa dba, o co chodzi w hodowaniu, czym różnią się linie, jakie są zagrożenia w nich występujące, jak je minimalizować, dlaczego moralnym obowiązkiem hodowcy jest badać swoje psy przed rozrodem itd a potem hoduje.... Bo to, co robi, to zabawa w "chcę i już!" kompletnie nie zastanawiając się nad konsekwencjami (łącznie z utratą życia), jakie ponieść może suka... on zaś NIE JEST jej panem i władcą, jest człowiekiem, który wziął na siebie obowiązek dbania o jej potrzeby. Żaden właściciel nie jest. To nie zabawka a czująca, żywa istota.

Zachowania jakie opisujesz (kupowanie psów od pseudo, rozmnażanie ich w imię wiary w bzdury, traktowanie psa takie, jak czytam od roku) to ciemnogród kynologiczny, coś na poziomie wrzucenia do pieca na trzy zdrowaśki.
Rozumiesz?
karambolka25
Tyczko zapytam cie powaznie: po co ty z tym czlowiekiem w ogole jestes?
Jesli prawda jest to co o nim piszesz, to wybacz ale twoj partner jawi mi sie jako osoba ograniczona, nieoczytana (bo wiedze o psach ma na pozimie przedszkolaka, a tyle fajnych poradnikow na rynku) oraz...dobra trzeciego okreslenia nie napisze.
Chyba te jego dlugi to przy reszcie wad, malutki pikus jest...
tyczka
CYTAT(Lutnia @ Mon, 05 May 2014 - 23:09) *
Rozumiesz?


Alez oczywiscie! Ale coz z tego, ze przyznaje Ci racje, skoro wplywu na powyzsze/zastany stan rzeczy - nie mam ?

Na reszte pytan rowniez chetnie Ci odpowiem, ale to juz raczej nie dzisiaj.

Karambolko... 37.gif Owszem. Wiem. Natomiast...mysle, ze moj dlugi post na drugiej stronie ( a wlasciwie jego koncowa czesc ) tego watku chyba wiele wyjasnia 32.gif 37.gif
Ketmia
Przyznam, że jak czytałam posty Tyczki, zwł. te z tej strony, to miałam podobne odczucia jak Karambolka, tylko jakoś głupio było mi to napisać. To jednak wtrącanie się w czyjeś życie.

Tyczko, szczegółowy sposób w jaki opisałaś tu swojego TZ świadczą, że masz sporą świadomość tego, że to wszystko jest niefajne. Przyznam, że ja nie mogłabym żyć w takich warunkach i nie wiem jak gorąca miłość byłaby mnie w stanie utrzymać w takim związku.

Tu jako OT przytoczę sytuację nieco odmienną z czasów dość odległych, gdy posiadałam psa rodowodowego, a poznałam bliżej człowieka, który nie znał się specjalnie na psach rasowych. Początkowo sprawiał wrażenie osoby przyjaznej mojej suce, ona go bardzo lubiła, a nie była przy tym tak uciążliwa jak "sucz" Tyczki. Lampka mi się zaczęła zapalać, gdy wypytywał mnie o wartość mojego psa, albo np. o to, jak się sprzedaje psa rasowego (było to jeszcze w czasach, gdy internet nie był tak popularny jak teraz icon_wink.gif ). Zaczęłam obawiać się puszczać go samego z psem na spacer, że wróci bez niego. Jak straciłam zaufanie, to już było po związku.
Nie żałuję, bo wreszcie trafiłam na faceta, któremu ufam i wiem, że nie przywiąże mi psa w lesie.

Ja staram się nie kamienować Tyczki, tylko postawić się w jej sytuacji i właściwie to jej współczuję. Zastanawiam się tylko, czy decyzji życia z takim facetem nie podjęła mimo wszystko zbyt pochopnie. Bo ja chyba na fermie aligatorów bym się nie sprawdziła.
Opis Tyczki świadczy o jakiejś daleko posuniętej patologii. To chyba u nich rodzinne, mamusia też niczego sobie.

Edit.
Najbardziej przykro mi się zrobiło, gdy przeczytałam o planowanych szczeniakach. Zrozumiałam, że Tyczka nie przesadza i że nie ma wpływu, na to co się wokół niej dzieje. No bo jeśli ten pies niszczy i zachowuje się w uciążliwy sposób, a na dodatek jeszcze nie jest rasowy, to po co jeszcze dokładać sobie nowych sporych zmartwień, a facet najwyraźniej nie widzi problemu.

Kiedyś miałam koleżankę z pracy, która posiadała agresywną i niszczącą bokserkę. Wpadła na pomysł, że ją pokryje, bo idiotka wierzyła, że przy szczeniaczkach suka złagodnieje. Jak taka głupota boli... Mówiłam, tłumaczyłam... nic nie dało. Pokryła sukę, oczywiście psem no name. Powiedziała, że jak urodzi i będzie dalej wredna to ją uśpi... Co tu komentować icon_confused.gif.
jujka
Ketmia, ale KTO linczuje tyczkę?! Sytuacja przedstawia się tak. Od ponad roku tyczka pisze co jakiś czas posty o "psiursku", "paskudnej suczy", która dewastuje jej życie rodzinne - niszczy nową sofę, wyje, zakłóca sen, itd. "Psiursko" wyrzucone z sypialni pana, następnie na dwór... "psiursko", które za chwilę ma wylądować w obroży przeciwszczekowej, której działanie polega na tym, że podaje BARDZO nieprzyjemny dla psa wysoki dźwięk w odpowiedzi na jego szczeknięcie - którym pies wyraża bezradność, lęk, problemy z emocjami - ja się pytam, kto nie miałby ich w powyższej sytuacji? Prawda jednakowoż jest taka, że problem leży zupełnie gdzie indziej mam jednak niejasne wrażenie, że katalizuje się w tym właśnie nieszczęsnym zwierzęciu, które nie odpowiada chyba tylko za przysłowiowe gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz. Sytuacja jednak trwa i narasta. tyczka WIE, że przyczyną zaistniałego stanu nie jest pies, ale jego właściciel, niemniej rozwiązania szuka w psie. Niestety, nawet wystrzelenie "suczy" w kosmos niczego nie zmieni. Wiemy to. Chyba wszystkie. Ja nie zieję jadem, ani nie kamienuję tyczki, ale staję w obronie bezbronnego zwierzęcia, które jest płatnikiem całego tego bałaganu. A w przeciwieństwie do dwunogów w jej stadzie, ona akurat NIC z tym nie może zrobić... Rozumiem też tyczko to, co piszesz - że jesteś bezradna i nie masz siły. Ok, w życiu i tak bywa. Niestety, jeśli Ty się za to nie weźmiesz, sytuacja będzie się tylko pogłębiała, a ja osobiście wolę Cię szturchać i próbować podpiąć Ci prąd w tyłek niż bezczynnie na to patrzeć, wzruszając ramionami. Poza tym... staję po stronie tego, komu dzieje się największa krzywda. A dzieje się. "Psiursku".
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.