Wiem, ze z jednej strony to nie dzien, by pisac na ten temat. ale z drugiej strony - koniec roku, poczatek Nowego, moze wobec tego i poczatek czegos lepszego?
Bedzie dlugo i chaotycznie, ale chaos w mojej glowie.
Otoz - w przedswiateczny piatek moj maz-niemaz pobil mnie. Stracilam przytomnosc, wygladalam, wygladam jak masakra mojej twarzy. Czesc z Was pamieta moje posty sprzed jakichs trzech lat - pisalam, ze jest niezaradny, ale dobry facet. I taki byl. Co w niego wstapilo? Tlumaczy sie tym, ze go ponioslo, nerwy puscily. Ale ja, do jasnej cholery nic nie zrobilam. Ja nawet nie wiem, w ktorym momencie ruszyl z piesciami.
Tylko dlatego, ze byla na drugi dzien Wigilia, Swieta, nie pojechalam do szpitala, balam sie, nie chcialam zostawiac Nadii z nim. Nawet na policje nie zadzwonilam. W Hiszpanii przyjezdzaja natychmiast i go aresztuja.
Wigilie i Swieta spedzilam w zasadzie w lozku, silac sie na spacer z Nadula i spedzenie z nia jakos sensownie tego czasu. On Wigilie przespal, a pozniej (chyba wystraszoony) prosil, zebysmy jechali do szpitala. Zdecydowalam sie dopiero w ewtorek, jak Nadia byla w przedszkolu. I..... okazalo sie, ze niewiele brakowalo, a moglam nie zyc, walczylam o lewe oko, wciaz walcze, ale bedzie dobrze. Odmowilam oskarzenia go (tutaj wszyscy sie mocno dziwia, ba! sa w szoku, bo to nienormalne). W Hiszpanii kobieta jest nietykalna. I tak szpital wyslal zawiadomienie na policje, ale dopoki ja nie oskarze go, to chodzi wolno. A ja nie umiem. Nie chce komus (nawet jemu) zniszczyc zycia. Bo jaka jest resocjalizacja w wiezieniu?
Co wiecej, ja nie wiem, co sie stalo z tym czlowiekiem. Kazdy, kto go poznawal zawsze mowil, jaki to dobry chlop, moze niezaradny, ale taki czuly, cieply, opiekunczy. I faktycznie takl bylo. Nie wie, moze ten wyjazd (bo jest trudno) go przerasta, ale zeby posunac sie do czegos takiego? Na szczescie Nadia niczego nie widziala, bo byla w przedszkolu, ale co bedzie nastepnym razem? Z jednej strony wiem, ze nie umiem juz z nim zyc, nie chce, ale z drugiej wiem, ze jemu bedzie bardzo ciezko, bo nie zna zadnego jezyka. Wszyscy sie od niego teraz odsuneli, bo ja nie ukrywam co sie stalo. Powiecie, zem glupia idiotka. I pewnikiem macie racje. Sek w tym, ze ja go chyba jednak jeszcze na swoj sposob kocham. A moze mi go po prostu szkoda. Wiem, ze teraz mam go w garsci, ale to do nastepnegpo razu. Moze mnie zabic, moz epobic Nadie, bo nie wytrzyma i puszcza mu nerwy. Sa chwile, ze jestem silna i wiem, co zrobic. A za chwile pojawia sie tysiac watpliwosci.
Wiem, ze nikt nie podejmie za mnie decyzji, ale chce Was wysluchac. W koncu zawsze mi jakos pomagalyscie.
Jetsem zagubiona i cos we mnie umarlo. Mam wrazenie, ze ja umarlam. Nie ma mnie
--------------------
dyziak, mama Nadii, zwykle wesola:(