Dobra wtrące się, bo aż nie mogę wytrzymać. Dzięki wiedzy, nauce, aparaturze urodziłam moją córeczkę poprzez cc. Nie chcę nawet myśle jak w moim przypadku skończyłby się poród naturalny: mała miała położenie pośladkowe, dodatkowo była owinięta pępowiną. Urodziła się śliczna, niezmęczona, chętna do jedzenia (najbardziej ze wszystkich dzieci w tym czasie...), dostała 10pkt. Cesarkę wspominam świetnie, potem wszystko goiło się na mnie "jak na psie".
W tej ciąży nie wykluczam porodu sn, choćby z takiego powodu, że prawdopodobnie to ostatnia szansa, aby mieć sposobność go przeżyć.
Ale tak jak napisała [użytkownik x]: poród poprzez cc jest w chwili obecnej demonizowany! Nigdzie w prasie nie przeczytacie, że ktoś po cesarce czuł się dobrze a dziecko jest zdrowe i silne. W środkach masowego przekazu podawane są jedynie informacje jak ten z początku wątku, sensacyjki o komplikacjach jakie to wystąpiły po nieudanym cc itd...
I teraz zapewne wywołam kolejna burzę: rozumiem matki, które decydują się na cc "na życzenie" (np. rodziły pierwsze dziecko sn i znają już ten ból, wiedzą czego mogą się spodziewac i chcą za wszelką cenę go uniknąć lub były przy pierwszym porodzie takie komplikacje, że maluszka cudem udało się uratować) Nie rozumiem natomiast matek, które decydują się na poród w domu! Tu widzę dużo więcej zagrożeń niż przy cc.
P.S. [użytkownik x] specjane pozdrowienia
dla Ciebie i siostry