Moj 8-letni pobyt w Szwajcarii oceniam roznie. Na poczatku bylo mi ciezko, potem sie przyzwyczailam, nauczylam calkiem niezle ich jezyka, znalazlam bliskie mi osoby, znalazlam tez moja droga polowke, urodzilam dwojke dzieci...ale mimo to nigdy nie czulam sie tam "jak u siebie". Moze w moich "czterech scianach" tak, ale po ich opuszczeniu przypominalam sobie gdzie tak naprawde jestem. Poza tym nasza finansowa sytuacja w CH tez do najlepszych nie nalezala, dlatego czasem zdazalo mi sie tesknic za PL, za dobrym zyciem przy mamie i tacie ;0) (o rodzinie nie wspominam bo to chyba oczywista oczywistosc ze sie za nia teskni).
Inna rzecz, ktora mnie w Szwajcarii bardzo przybijala to to o czym napisalas chaton - ta poprzeczka, ktora dla mnie jako cudzoziemki z Europy wschodniej zawsze stala wyzej. Musze przyznac, ze czulam sie zmeczona tym ciaglym udowadnianiem innym, ze moge byc tak samo dobra, a czasem nawet i lepsza od nich, w niektorych dziedzinach.
Oczywiscie aspekt rodziny tez byl istotny. Achiles nie mial tam nikogo, ja zostawilam tam siostre, choc kto wie jak dlugo ona tam zostanie bo juz cos przebakuje o przeprowadzce do innego kraju.
Teraz jestem w Brazylii, rodziny, przyjaciol az nadto ;0))), sytuacja finansowa tez pozwala nam na "lzejszy oddech"...wiec ogolnie jest ok, tylko ze ja tesknie, chyba nawet nie za sama Polska co za Europa ogolnie. Mysle, ze to taki chwilowy kryzys i ze predzej czy pozniej minie tak jak za szwajcarskich czasow. Poza tym, co dla mnie niezwykle istotne, juz teraz kilka instytucja wyrazilo zainteresowanie zatrudnienieniem mnie, poniewaz skonczylam studia, znam kilka obcych jezykow i gdyby nie to, ze moj portugalski poki co bardzo kuleje i przede wszystkim mam male dziecko w domu, pewnie mogalybm juz podjac tu calkiem przyzwoita prace (w sumie Europejczycy sa tu na wygranej pozycji jesli o zatrudnienie chodzi oczywiscie zakladajac, ze skonczyli cos wiecej niz szkole srednia).
Inna rzecz - nie potrafie tego logicznie wyjasnic, ale przechodzac sie promenada w Rio, patrzac na to miasto, czuje w piersi przedziwny laskot, lzy naplywaja mi do oczu i czuje sie niebywale szczesliwa.
Podsumowujac...nie zaluje zadnego z tych wyjazdow, kazdy z nich mnie wiele nauczyl i nauczy jeszcze wiele z pewnoscia. Gdybym miala cofnac czas i zadecydowac znowu, moja decyzja bylaby taka sama .
A odnosnie powrotu do Polski - moja odpowiedz brzmi nie wiem, naprawde. Wszystko zalezy od tego jak zycie mi sie tu ulozy. Jesli wszystko bedzie tak jak "byc powinno"
(czyli zyli razem w szczesciu i zdrowiu az do smierci) to prawdopodobnie i tu sie zestarzeje i tu umre ( przeprowadzka do kolejnego kraju nie wchodzi w gre, Achiles juz za stary na takie szalenstwa, a ja tez nie mam ochoty zaczynac wszystkiego "od nowa")...ale wiadomo zycie jest pelne niespodzianek. Tak naprawde wcale sie nad tym nie zastanawiam. Skupiam sie na tym co teraz, co bedzie kiedys przyszlosc pokaze. (cos za patetycznie mi to wyszlo
)
Ten post edytował Adriannna czw, 17 mar 2011 - 02:23