To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

Histerie u lekarzy

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Artola
M. do trzecich urodzin nie chorował. Wizyty u lekarzy wiązały sie ze szczepieniem albo bilansem. Już na bilansie 2-latka wył. Jest typem uparciucha i indywidualisty, poza tym b. nieśmiały, boi się wręcz obcych ludzi. Mniej więcej do 2,5 roku uciekał nawet od babć, dziadków czy innych członków rodziny rzadko widywanych.
Do rzeczy: M. nie daje się zbadać żadnemu lekarzowi. Teraz i tak jest postęp, bo nie ucieka mi z gabinetu, jak było jeszcze rok temu chyba. Siedzi w czasie wizyty schowany we mnie. W momencie, kiedy lekarz ma zamiar go zbadać, wpada w mega histerię, tłucze rękoma, kopie na oślep, wyrywa się i krzyczy na całe gardło.
Jedna lekarka odpuściła, stwierdziła, że na siłę badać nie będzie. Nic to nie zmieniło, na kolejnej wizycie powtórka (lek liczyła, że może się przyzwyczai, pozna ją i będzie lepiej).
Druga badała go na siłę, czyli mąż trzymał jak się dało. Cel: przełamanie oporu i pokazanie mu, że to nie on rządzi. Przy okazji nasłuchałam się, jak ja wychowuję dziecko, nie radzę sobie z nim, bo to klasyczna histeria itd 37.gif
Trzecia lekarka (laryngolog, MUSIAŁA mu obejrzeć migdał 37.gif ) po kilku minutach bezskutecznej próby uspokojenia go, zawołała pielęgniarkę na pomoc, a mnie....wyprosiła z gabinetu. Cisza natychmiast i zbadała w ciągu 2 sekund!
Teraz chodzimy do lekarza, który ma do dzieci cudowne podejście, jego pasją jest psychologia dziecka, zna już reakcje M. i bardzo go intryguje, skąd się one biorą. Rozmawia z nim jak z dorosłym facetem, wszystko mu tłumaczy, ale na badanie podczas 2 wizyt nie było szansy. M. nie pozwolił się nawet dotknąć, od razu histeria. Za 2 tyg kolejna próba, bo lekarz jest tak miły, że przyjmuje nas na zasadzie wizyt oswajających. Liczymy, że zanim przyjdzie konieczność badania przy przedszkolnych infekcjach, M. się przełamie.
Czy ktoś ma taki przypadek?
I drugie pytanie: co robić??? Bo przyznam, że jestem już bezradna, a każda wizyta to dla mnie koszmar 32.gif
Nie wiem, czy większą krzywdę robię mu pozwalając na badanie na siłę (jak to się odbije na psychice???), czy zgadzając się na brak badania (bo jednak udowadnia, że to on decyduje...)
Próbuję z nim rozmawiać. Jeden argument: to właśnie on decyduje o sobie, a on się nie zgadza na badanie, bo nie chce 37.gif Drugi: osłuchiwanie stetoskopem go...boli! Jak to możliwe???
Bajki terapeutyczne nie działają. Nie chce nawet rozmawiać o wizycie u lekarza.
Byłam u psychologa, wysłana przez tą pediatrę badającą na siłę. Psycholog orzekła, że to taki typ, wyrośnie. Tylko kiedy???
Ten ostatni pediatra mówi, że 4-latki już rzadko tak się zachowują...
Proszę o rady, bo jesień i choroby za pasem!
Ciocia Magda
Artola, nie chcę Cię straszyć, ale z tym "przechodzeniem" to różnie bywa. Moje córy też mają trudne relacje z lekarzami, może nie do tego stopnia, żeby bić lekarza - ale wizyty to dla mnie trudne doświadczenie. Grobowe miny, niechęć, zero kooperacji - regularnie zdarzają się komentarze, niektórzy się nawet obrażają (no przecież nie robię ci krzywdy, o co chodzi?). Taką sytuację jak opisujesz miałam raz u okulisty - chodziło o zakraplanie oczu atropiną, walczyłyśmy z Zośką 45 minut i bez skutku. Namawianie, przytrzymywanie - nic z tego.

Ale z drugiej strony mam lekarzy, którzy doskonale potrafią moje dzieci rozbroić - poczuciem humoru. One tylko czekają, żeby je rozśmieszyć - to chyba jakoś rozbraja lęk. Może spróbuj poszukać zabawniejszych lekarzy, opowiadaj synowi kawały w poczekalni, itd?
Artola
Ja sie tylko cały czas zastanawiam, na ile to faktycznie lęk, a na ile chęć postawienia na swoim, na zasadzie: wszystko jest ok, a ja się podrę dla zasady 21.gif
pirania
ile on ma lat bo ja nie kojarze?

no wiec po pierwsze rozmawialabym wtedy kiedy do lekarza isc nie trzeba- dlaczego, jak to mozna rozwiazac.
Po drugie uswiadomilabym ze o potrzebie badania nie decyduje on- tylko wy. Prawnie tak jest ze nikt nie bedzie sie go pytal czy on sie zgadza.
po trzecie- w chwili kiedy nie ma potrzeby lekarza- pogadalabym jakie warunki powinien spelnic lekarz zeby on sie zbadac dal. I szukalabym takiego wlasnie. Warto mu tez uswiadomoc ze szczepionki beda coraz bardziej incydentalnie, ale np. dentysta, podstawowe badania itd- to trzeba regularnie.
Po czwarte- jak najrzadziej chodzilabym do lekarza icon_wink.gif

mam jedna taka jednostke- poki byly szczepienia- byl dramat i sodoma z gomora. Teraz potrafi zwiac u dentysty z fotela, chociaz jest stara, odpycha mu rece- widac ze sie stara kontrolowac ale to jest silniejsze od niej.
Mariola***
Czytając Twój post odniosłam wrażenie, że faktycznie chce postawić na swoim.
Moja Martyna miała lęk uzasadniony zresztą przed lekarzem, ale po szyciu wargi, gdy faktycznie zaszała konieczność wizyty u lekarza wszystko jej opowiedziałam dlaczego się boi, ze ma złe i bolesne skojarzenia ale teraz będzie inaczej i pani doktor co zrobi. I jej pokazałam na czym będzie polegało badanie. Tyle,ze ona sie bała, nie kopała, szalała.
W Waszym przypadku nie pozwoliłabym na histerię u lekarza i wyciagnęła konsekwencje z zachowania takiego. Na zasadzie idziemy dzisiaj do lekarza, chodzi się do lekarza,zeby mógł zbadać, obejrzeć itd, wymagam,że będziesz się zachowywał tak i tak, jeżeli tego nie spełnisz to...i tu coś co dziecko lubi, nie pójdziesz na plac zabaw, nie obejrzysz bajki itd....

Rady typu, zabawiać, opowiadać kawały, stawać na głowie i klaskać uszami przysłowiowe, dla mnie są nie do przyjęcia na dłuższa metę, to nie jest metoda. Dziecko musi wiedzieć czego wymagamy od niego i nie robić nam łaski, że coś zrobi i tyle.

Są normy, które ma przestrzegać i tyle, a normą nie jest darcie się i kopanie lakarza. Lekarz wykonuje swoją pracę i my musimy go szanować. Nie podoba się to nie chodzimy do lekarza tyle, że jak my będziemy potrzebowali łaski faktycznie, żeby nam na przykład poskładał złamaną nogę to co nie pójdziemy? Czy sami się poskładamy?



pirania
Zgodzilabym sie z toba niestety magda jest ostatia osoba ktora bym podejrzewala o "klaskanie uszami". Moim zdaniem chodzi rozladowanie stresu smiechem li i jedynie. Do pracy lekarza nalezy tez umiejetnisc nawiazywania kontaktu z pacjebtem i im czesciej bywam u weterynarzy tym gorzej wypadaja pediatrzy na ich tle. Zdarzylo mi sie odruchowo kapnac w twarz gina, ktory bolesnie zbadal mnie podczas porodu. Wiec jednak daleka jestem od "do lekarza smarku bez gadania bi hak nie to nie bedzie bajki". Dopuszczam oczywiscie przemoc w czasie badan, czasami artola fajtycznie lepiej wyjsc szczegolnie gdy widzisz ze wrzask obliczony jest na ciebie, ale generalnue im statsze dziecko tym bardziej szukam po prostu drogi wyjscia z sytuacji, dlatego wlasnie pisze o rozmowach gdy niebezpieczenstwo lekarza nie istnieje, jaki to powinien byc lwkarz jak moge ci pomic gdy wizyta jest konieczna. I nie rozwazam opcji "nie idziemy". Isc- idziemy, co mozemy zrobic.
Ciocia Magda
CYTAT(Mariola*** @ Sun, 12 Aug 2012 - 18:31) *
Dziecko musi wiedzieć czego wymagamy od niego i nie robić nam łaski, że coś zrobi i tyle.

A jak nie zrobi, to co? Oddać do domu dziecka?

Mariola***
No, dobra, dobra, czepiajcie sięicon_smile.gif Nie chodzi o to,że w tym konkretnym przypadku i konkretyna osoba "klaska uszami" , żeby odwrócić uwagę dziecka i osiągnąć zamierzony efekt, tutaj wizyta u lekarza. Zgodnie chyba stwierdzimy, ze sporadycznmie jest to niezbędne.Natomiast zadziwiająco często obserwuję u siebie również czasami, że rodzice współcześni dbają o komfort dzieci, o to żeby tak wszystko cacy było, zeby dziecku zaoszczędzić rozczarowań, stresu, a może właśnie powinniśmy stawiać więcej granic i mieć więcej oczekiwań wobec swoich dzieci.

CYTAT
CYTAT(Mariola*** @ Sun, 12 Aug 2012 - 18:31)
Dziecko musi wiedzieć czego wymagamy od niego i nie robić nam łaski, że coś zrobi i tyle.
A jak nie zrobi, to co? Oddać do domu dziecka?


No, nie wiem może zastanowić się nad sobą, w końcu dzieci od kogoś najbliższego czerpią wzorce. Ja na przykład wymagam od moich dzieci, żeby myły zęby, nie biegały jak dzicz po chodniku, przeszkadzając innym, słuchały pani w szkole i przedszkolu i nie robią mi łaski, po prostu. A skoro zadajesz takie zaczepne pytanie to myślę, że możesz mieć problem z egzekwowaniem pewnych rzeczy. I tyle.
Mariola***
Jeszcze uściśle, chodzi o zasady, których powinni przestrzegać wszyscy, a nie wymagań typu pokoloruj książeczkę, ubierz te czy inne buty.
Ika
CYTAT(Mariola*** @ Sun, 12 Aug 2012 - 16:31) *
Czytając Twój post odniosłam wrażenie, że faktycznie chce postawić na swoim.
Moja Martyna miała lęk uzasadniony zresztą przed lekarzem, ale po szyciu wargi, gdy faktycznie zaszała konieczność wizyty u lekarza wszystko jej opowiedziałam dlaczego się boi, ze ma złe i bolesne skojarzenia ale teraz będzie inaczej i pani doktor co zrobi. I jej pokazałam na czym będzie polegało badanie. Tyle,ze ona sie bała, nie kopała, szalała.
W Waszym przypadku nie pozwoliłabym na histerię u lekarza i wyciagnęła konsekwencje z zachowania takiego. Na zasadzie idziemy dzisiaj do lekarza, chodzi się do lekarza,zeby mógł zbadać, obejrzeć itd, wymagam,że będziesz się zachowywał tak i tak, jeżeli tego nie spełnisz to...i tu coś co dziecko lubi, nie pójdziesz na plac zabaw, nie obejrzysz bajki itd....

Rady typu, zabawiać, opowiadać kawały, stawać na głowie i klaskać uszami przysłowiowe, dla mnie są nie do przyjęcia na dłuższa metę, to nie jest metoda. Dziecko musi wiedzieć czego wymagamy od niego i nie robić nam łaski, że coś zrobi i tyle.

Są normy, które ma przestrzegać i tyle, a normą nie jest darcie się i kopanie lakarza. Lekarz wykonuje swoją pracę i my musimy go szanować. Nie podoba się to nie chodzimy do lekarza tyle, że jak my będziemy potrzebowali łaski faktycznie, żeby nam na przykład poskładał złamaną nogę to co nie pójdziemy? Czy sami się poskładamy?


Przerażają mnie takie postawy icon_sad.gif Czterolatek nie robi łaski, nie jest makiawelicznym potworem i nie robi na złość, nie jest też dorosły, by przestrzegać świadomie wszelkich norm. On się dopiero życia UCZY i to nie jest moment, żeby ze wszystkiego od razu "wyciągać konsekwencje". Skąd wiesz, że on się naprawdę nie boi? Skąd wiesz, że chce "postawić na swoim"?
Nie wydaje mi się, by były to próby "stawiania na swoim", bo wtedy Artola nie pisałaby o problemie u lekarza, ale o problemie wszędzie, o rzucaniu się na glebę w sklepie, kopaniu przedszkolanek i babci, darciu się na placu zabaw, bo coś jest nie po jego myśli. A skoro to wizyty u lekarzy są problemem, to nie przyszłoby mi do głowy egzekwowanie norm i szacunku do lekarza poprzez wyciąganie konsekwencji i... tłamszenie dzieciaka. Przerażające.

Artola, na siłę czasem trzeba, choć we mnie się wszystko buntuje przeciwko takim metodom, natomiast nigdy nie zostawiłabym dziecka samego w gabinecie. Nie wiem, dlaczego wtedy ucichł, może jest to możliwe, ze histeria była obliczona na efekt u Ciebie, ale może po prostu się przeraził...? Że go zostawiłaś? Może to było skuteczne, ale nie wiem jakim kosztem. Nie wiem, nie jestem pewna, bo nie jestem psychologiem, ale właśnie nie mając pewności, tak małego dziecka nie zostawiłabym samego w stresowej sytuacji.
Nutka też się boi i nie pozwala lekarzom dotykać. Nie chce nawet wejść do gabinetu. Ale ona ma 2 latka i na tym etapie to się mieści w normie, a pediatrę mamy ludzkiego i on zabrania ją zmuszać.
użytkownik usunięty
[post usunięty]
Gosia z edziecka
CYTAT(Mariola*** @ Sun, 12 Aug 2012 - 18:31) *
Na zasadzie idziemy dzisiaj do lekarza, chodzi się do lekarza,zeby mógł zbadać, obejrzeć itd, wymagam,że będziesz się zachowywał tak i tak, jeżeli tego nie spełnisz to...i tu coś co dziecko lubi, nie pójdziesz na plac zabaw, nie obejrzysz bajki itd....

nie moge zdzierżyc niestety jak czytam takie kategoryczne wypowiedzi 21.gif
Nie ma to jak postraszyć. Pomanipulować przy emocjach, uciąc je na krótko. Fantastyczne. Nie polecam. icon_sad.gif
katiek
Artola a może warto zainwestować w zestaw lekarski-szpatułka do ust, stetoskop. jeśli on się faktycznie boi i go boli-może stetoskop był kiedyś bardzo zimny, albo lekarz go nim dotknął w bolące miejsce i sobie zapamiętał?
I tłumaczyć po co się chodzi do lekarza, co u lekarza będzie robione, czy to będzie bolało i jesłi tak to czy długo czy krótko i dlaczego to trzeba zrobić.
Moim zawsze mówię, uprzedzam i tłumaczę. Kinga -łącznie z omdleniami przy pobraniu krwi i cyrkami, obecnie już sama potrafi wejść do punktu pobrań. Ale wie że musi, po co te badania są robione. Miała różne badania i pamiętam jak miała mieć badanie izotopowe nerek z opcją wenflonu i kroplówki i szukałam dla niej zestawu do kroplówki żeby jej to pokazać i wytłumaczyć (dzięki Leuś). Dzięki temu poszła na badanie spokojniejsza, bo wiedział co się będzie działo.
Tomek dla odmiany miał ciąg pobrań krwi i pobyt na oddziale 1 dnia gdzie go pokłuli jak poduszeczkę do igieł-z konieczności miał co pół godziny pobieraną krew, łącznie chyba z 6 razy, co dla 1,5 roczniaka jest koszmarem, szczególnie na czczo. Potem był dziki strach przed fartuchem, ale tłumaczeniem się udało. I bardzo pomogło zdejmowanie fartucha przez lekarkę.
monte
Artola, Sonia tak miała jeszcze całkiem niedawno. Na szczęście dla nas była i jest dzieckiem praktycznie nie chorującym, więc po pierwsze wizyt było stosunkowo niewiele, po drugie żadna z nich - obiektywnie patrząc oczywiście - nie była jakaś szczególnie traumatyczna, czy bolesna. Ale już mając ok. roku do przychodni zawsze wchodziła z dzikim rykiem, każde badanie, nawet tak nieinwazyjne jak bilans, to był dramat, szloch, rozpaczliwe próby zwiania z gabinetu (nawet kiedy jeszcze ledwo chodziła icon_wink.gif), itp. Kiedy była starsza wymyślała takie powody, dla których nie mogła iść do lekarza, że to wprost nie do uwierzenia. Tłumaczyłam, objaśniałam, uspokajałam, oswajałam z różnymi zagadnieniami medycznymi (choć u nas np. zabawki lekarskie nigdy nie były używane, a na pikniku, gdzie trafiliśmy ponieważ młodzi lekarze "diagnozowali" problemy lalek i misiów, Sonia oznajmiła im, że jej miś się tylko przejadł słodyczami i jak poleży dwa dni przejdzie mu bez pomocy lekarskiej. Nawet recepty nie chciała... icon_rolleyes.gif ), ale i tak zawsze staraliśmy się chodzić z nią we dwoje, żeby jedno tuliło i uspokajało, a drugie choć trochę asekurowało wierzgające nóżki. I zawsze, bezwzględnie każda wizyta kończyła się nagrodą, o której szeptałam jej do ucha podczas badania, czy szczepienia: "teraz myśl tylko o nowych naklejkach, które zaraz będziemy przyklejać". Wszystkie zaplanowane przeze mnie wizyty się odbyły. Raz tylko dentystka obejrzała jej ząbki w tempie super ekspresowym, bo dokładniej się nie dało, no i z onkologicznych badań przesiewowych prawie nas wyrzucili icon_wink.gif, ale jakimś cudem udało mi się położyć ją w miarę spokojnie na mnie i USG się udało.

My właściwie mamy to już za sobą. Problem na poważną skalę minął mniej więcej gdzieś przed piątymi urodzinami. Od kiedy Sonia jest już w pełni kumata widać, że trochę się boi i nie uwielbia lekarzy, ale daje się do nich zabrać bez histerii, a nawet sama mnie "pilnuje", żeby do dentystki trafić co pół roku. Dobrze na nią działa podczas wizyty młodsza siostra, bo kiedy czasem proszę, żeby pokazała Nadii jak położyć się do badania, albo jak pokazać ząbki, itp, to bardzo się na tym skupia i wtedy mniej się denerwuje.
A z praktycznych rzeczy m. in. nauczyłam ją jak porządnie pokazywać gardło bez konieczności użycia szpatułki (nienawidziła tego chyba najbardziej) i uprzedzam lekarzy, żeby jej niczego do buzi nie pchali, bo dziecko wtedy lepiej współpracuje.


Mariola, mam nadzieję, że jednak żartowałaś... icon_rolleyes.gif
Ika
Szpatułka - to była trauma Oskara. On jest bardzo potulnym dzieckiem (niestety) i daje sobie wiele zrobić (bo tak trzeba icon_rolleyes.gif) ale na szpatułkę w gardle od zawsze reagował bardzo źle. I dlatego nigdy nie pozwalałam lekarzom tego robić, uprzedzałam, że nie i że on bez tego otworzy buzię, pod warunkiem, że lekarz w ogóle tej szpatułki mieć w ręce nie będzie. I rzeczywiście, Oskar starał się otwierać buzię bardzo szeroko, wszystko można było obejrzeć bez problemu, aż się dziwiłam, że mu się żuchwa na zawiasach nie wywichnie. I wszystko grało, do czasu, kiedy jedna wiedzącalepiej lekarka, pomimo mojego uprzedzenia, że bez szpatułki on zrobi wszystko, ale jeśli weźmie tę cholerną szpatułkę, to dziecko przestanie współpracować - schowała ją za siebie, ja tego nie zauważyłam, i kiedy Oskar otworzył buzię, wpakowała mu ją do gardła. Oczywiście dziecko wpadło w histerię, wyrwało się, ona go chciała przytrzymać, skopał ją (nie celowo, po prostu wyrywając się) na co ja z pełną premedytacją pozwoliłam. Opadło mi wszystko. Ona go po prostu perfidnie i kompletnie idiotycznie oszukała.
Po czym skoczyła do mnie z ryjem, że nie panuję nad dzieciakiem i nie umiem go przytrzymać. Powiedziałam, że nie mam takiej potrzeby, ale skoro ona uznała, że wie lepiej, to ma efekty.
Nie zawsze warto walczyć z dzieckiem.
A ja doceniam naszego pediatrę, dla którego dziecko to człowiek, a nie komputer, który ma działać tak, jak my tego chcemy, szczególnie w sytuacjach stresowych.
pirania
CYTAT(Mariola*** @ Sun, 12 Aug 2012 - 21:21) *
No, dobra, dobra, czepiajcie sięicon_smile.gif Nie chodzi o to,że w tym konkretnym przypadku i konkretyna osoba "klaska uszami" , żeby odwrócić uwagę dziecka i osiągnąć zamierzony efekt, tutaj wizyta u lekarza. Zgodnie chyba stwierdzimy, ze sporadycznmie jest to niezbędne.Natomiast zadziwiająco często obserwuję u siebie również czasami, że rodzice współcześni dbają o komfort dzieci, o to żeby tak wszystko cacy było, zeby dziecku zaoszczędzić rozczarowań, stresu, a może właśnie powinniśmy stawiać więcej granic i mieć więcej oczekiwań wobec swoich dzieci.
No, nie wiem może zastanowić się nad sobą, w końcu dzieci od kogoś najbliższego czerpią wzorce. Ja na przykład wymagam od moich dzieci, żeby myły zęby, nie biegały jak dzicz po chodniku, przeszkadzając innym, słuchały pani w szkole i przedszkolu i nie robią mi łaski, po prostu. A skoro zadajesz takie zaczepne pytanie to myślę, że możesz mieć problem z egzekwowaniem pewnych rzeczy. I tyle.


nie wiem gdzie mieszkasz- ja zadziwiajaco czeto obserwuje brat szacunku wobec glosu dziecka. Ma byc tak bo tak i czesc. Oczywiscie nie raz zdarzylo mi sie z braku innej alternatywy, czasu, w ciezkiej chorobie dziecko przytrzymac. Autentycznie uwazam ze najbardziej wyczuleni na kontakt z pacjentem sa weterynarze. Owszem, jak trzeba trzymac to trzeba, jak kaganiec to kaganiec, ale NIGY mnie nikt z gabinetu nie wyprosil, jak nie umiem pomoc- to nie "prosze w takim razie tu stanac glaszczemy, przemawamy, tylko z uczuciem" itd.

Magda zadala proste pytanie- a jak nie to co? ty jej zrobilas analize psychologiczna. Ja zadam jeszcze jedno:
CYTAT
Ja na przykład wymagam od moich dzieci, żeby myły zęby, nie biegały jak dzicz po chodniku, przeszkadzając innym, słuchały pani w szkole i przedszkolu i nie robią mi łaski, po prostu.
- czyli CO robisz? Ale konkretnie prosze. Bo o to w tym watku chodzi. z twoch dwoch wypowiedzi nie wynika NIC poza tym ze wymagasz a dzieci laski nie robia. Znaczy JAK wymagasz, CO robisz jak nie wspolpracuja. To sa proste pytania.
Dirty Diana
Pierwszą i podstawową sprawą jest dobór pediatry, bo to on kształtuje stosunek dziecka do lekarzy innych specjalności. Dlatego warto poszukać dobrego zanim się pójdzie pierwszy raz na wizytę z dzieckiem. I nie należy w poszukiwaniu idealnego pediatry opierać się na opiniach innych, ale poznać go osobiście i zawierzyć swojej intuicji. Nasza lekarka nie jest wcale uprzejma i milusia, nie ma grona wielbicieli, raczej odwrotnie, często walczy z rodzicem, kiedy ma poczucie absurdu, głupoty lub tego, że dziecku dzieje się krzywda. Mnie jednak pasuje ona niesamowicie, ufam jej i świetnie się dogaduję z nią. Moje dzieci też, choć Eliza to typ panikarza i nadwrażliwca, nigdy jednak nie robiła scen przy naszej pediatrze. Niestety, przy innych lekarzach a i owszem. Do dziś, a ma lat 14, pyta, czy idziemy do naszej pani doktor. U niej zachowuje się zawsze dobrze, współpracuje, choć często zalewa ją tysiącem pytań, a ja w tym nie przeszkadzam, lekarka zaś cierpliwie odpowiada. Myślę, że moja pewność i poczucie bezpieczeństwa mają ogromny wpływ na relację mojego dziecka z lekarzem. Ta współpraca do tego stopnia jest udana, że E. chce w przyszłości studiować medycynę. Jarema też od urodzenia chodzi do naszej pediatry i ich relacje są równie udane. Zresztą, ona nie tylko zajmuje się zdrowiem dzieci, ich psychiką też. Parę razy trafiałam do niej ze zdrową Elizą wtedy, kiedy widziałam, że coś się dzieje nie do końca dobrze z jej emocjami. I tak np. wyleczyła ją w ciągu 3 wizyt z somatycznych bólów brzucha, oczywiście wcześniej zlecając badania.
Ja też uważam, że dziecka nie należy zmuszać, a tym bardziej łamać wtedy, kiedy jest ono przestraszone i znajduje się w stanie paniki. Zdarzyło mi się to niestety raz u dentysty i do dziś chętnie odrąbałabym sobie ręce i jestem wściekłą na siebie.
Artola
CYTAT(pirania @ Sun, 12 Aug 2012 - 17:54) *
ile on ma lat bo ja nie kojarze?

no wiec po pierwsze rozmawialabym wtedy kiedy do lekarza isc nie trzeba- dlaczego, jak to mozna rozwiazac.
Po drugie uswiadomilabym ze o potrzebie badania nie decyduje on- tylko wy. Prawnie tak jest ze nikt nie bedzie sie go pytal czy on sie zgadza.
po trzecie- w chwili kiedy nie ma potrzeby lekarza- pogadalabym jakie warunki powinien spelnic lekarz zeby on sie zbadac dal. I szukalabym takiego wlasnie. Warto mu tez uswiadomoc ze szczepionki beda coraz bardziej incydentalnie, ale np. dentysta, podstawowe badania itd- to trzeba regularnie.
Po czwarte- jak najrzadziej chodzilabym do lekarza icon_wink.gif

mam jedna taka jednostke- poki byly szczepienia- byl dramat i sodoma z gomora. Teraz potrafi zwiac u dentysty z fotela, chociaz jest stara, odpycha mu rece- widac ze sie stara kontrolowac ale to jest silniejsze od niej.

Lat ma 4 i prawie pół.
Też mam podejście: to JA decyduję, chadzałam do lekarza z M. pod pachą, bo nawet nie chciał wyjść z domu.
O lekarzu gadać nie chce, nawet jak nie ma potrzeby chodzenia. On po prostu nie chce iść, nie chce badania i już. Ucina temat.
Szczepionki były tak dawno, że nie pamięta (ostatnia jakoś po 1 urodzinach?). Problem jest nawet jak ma go ktoś zważyć=nikt obcy ma się nie zbiżać. A że lekarz nie umie badać na odległość...Hm....
Na szczęście mam mamę dentystkę, więc nie raz infekcję leczyłam sama, wiedząc, że lekarz i tak przepisze mu antybiotyk "na oko". Ale znalazłam lekarza (mam nadzieję) stosującego inne metody niż antybiotyki. I co, mam chodzić do niego sama i opowiadać o objawach? Poza tym ospa czy bilans 4-latka (nadal nie byliśmy....) to jeszcze inna inszość...
Artola
CYTAT(Mariola*** @ Sun, 12 Aug 2012 - 18:31) *
W Waszym przypadku nie pozwoliłabym na histerię u lekarza i wyciagnęła konsekwencje z zachowania takiego. Na zasadzie idziemy dzisiaj do lekarza, chodzi się do lekarza,zeby mógł zbadać, obejrzeć itd, wymagam,że będziesz się zachowywał tak i tak, jeżeli tego nie spełnisz to...i tu coś co dziecko lubi, nie pójdziesz na plac zabaw, nie obejrzysz bajki itd....


Wypróbowane. Miał obiecaną nagrodę za ładne zachowanie. Starał się bardzo, bardzo i ja to widziałam. Do momentu, kiedy lekarka się zbliżyła. Wtedy traci kontrolę, jest jak w amoku i nie słyszy chyba nawet, co się do niego mówi. Brak nagrody po takim zachowaniu nie zmienił sytuacji przy kolejnej wizycie.
pirania
A z wami/ bratem do lekarza chodzi? widzi jak wy sie poddajecie badaniom? Jak wchozicie do gabinetu? rozmawiacie o lekarzu wlasnym, badaniach szczepionkach? A moze jakies ksiazki typu Kamyczek u lekarza (kojarze ze cos takiego jest)?
no ciezki orzech...
użytkownik usunięty
[post usunięty]
Artola
CYTAT(katiek @ Sun, 12 Aug 2012 - 23:39) *
jeśli on się faktycznie boi i go boli-może stetoskop był kiedyś bardzo zimny, albo lekarz go nim dotknął w bolące miejsce i sobie zapamiętał?

Hmmm...Może? Tak się mocno zastanawiam, kiedy mu sie to zaczęło. W niemowlęctwie płakał u lekarza przy szczepieniach, ale tak normalnie. Chyba na bilansie 2-latka był pierwszy koszmar. U tej rzeżniczej lekarki z rejonu, która mnie do psychologa wysłała i badała go na siłę. Wtedy chyba pierwszy raz kazała go posadzić płaczącego i badała go na siłę. To znaczy "bez jego zgody" że tak powiem. Kiedyś też badała mu gardło szpatułką. Wrzeszczącemu. Na pewno bolało. Ale ten bilans był incydentalny, bo wtedy M. nie chorował wcale. I jakoś może nie przywiązałam do tego uwagi?
Szukam zestawu lekarskiego do zakupienia. Prawdziwego, nie zabawkowego (zabawkowy kiedyś dostał i z obrzydzeniem rzucił w kąt, jak zarazę, ale to było z 1,5 roku temu). Faktycznie M. jest typem, który musi wszystko zrozumieć, ułożyć sobie w główce świat. Może samo opowiadanie nie wystarcza? Może potrzebne mu doświadczenie? Może na spokojnie sam oswoi sprzęty?
Artola
CYTAT(monte @ Mon, 13 Aug 2012 - 00:55) *
I zawsze, bezwzględnie każda wizyta kończyła się nagrodą, o której szeptałam jej do ucha podczas badania, czy szczepienia: "teraz myśl tylko o nowych naklejkach, które zaraz będziemy przyklejać".

Też już tak robię. Może nagroda nie jest za każdym razem, ale zawsze po wyjściu z gabinetu, nawet jeśli lekarz odpuścił badanie, bo już się zaczynała histeria, mówię, że był bardzo dzielny i chwalę.
Artola
CYTAT(pirania @ Mon, 13 Aug 2012 - 07:54) *
. Autentycznie uwazam ze najbardziej wyczuleni na kontakt z pacjentem sa weterynarze.

Dokładnie takiego porównania użył ostatnio mój ulubiony od wiosny icon_wink.gif lekarz. Notabene, jedyny, po wizycie u którego M. stwierdził, że...go kocha! Nie nie, na kolejną wizytę iść nie chciał, ale to już było coś!
Właśnie ten lekarz porównał pracę pediatry do weterynarza. Bo obydwaj mają do czynienia z bardzo mało komunikatywnymi osobnikami 06.gif
Artola
CYTAT(Kaelsa @ Mon, 13 Aug 2012 - 09:15) *
Pierwszą i podstawową sprawą jest dobór pediatry, bo to on kształtuje stosunek dziecka do lekarzy innych specjalności. Dlatego warto poszukać dobrego zanim się pójdzie pierwszy raz na wizytę z dzieckiem. I nie należy w poszukiwaniu idealnego pediatry opierać się na opiniach innych, ale poznać go osobiście i zawierzyć swojej intuicji.

Mam uwielbianą, ukochaną pediatrę, staruszkę już, ale nadal czynną zawodowo. Leczyła mi starszaka od początku, a chorował strasznie dużo, mam do niej bezgraniczne zaufanie, pod wieloma względami mam bardzo podobne poglądy do niej itd. Ale z M. nie dała sobie rady 32.gif Dlatego szukam kogoś innego. Mam nadzieję, że ten facet spełni i moje, i Maćkowe oczekiwania...Jest alergologiem, ale chyba i pediatrą, na kolejnej wizycie muszę się upewnić, że nie zawiedzie nas przy zwykłych infekcjach....
Artola
CYTAT(pirania @ Mon, 13 Aug 2012 - 10:05) *
A z wami/ bratem do lekarza chodzi? widzi jak wy sie poddajecie badaniom? Jak wchozicie do gabinetu? rozmawiacie o lekarzu wlasnym, badaniach szczepionkach? A moze jakies ksiazki typu Kamyczek u lekarza (kojarze ze cos takiego jest)?
no ciezki orzech...

M. uwielbia chodzić do...weterynarza z psem!!! NICZEGO się nie boi, asystuje lekarzowi przy wszystkich zabiegach itd!
Książek przerobiliśmy sporo, i Kamyczek, i Puchatek, nic nie działa 32.gif

Dobra, doczytałam wszystko. Bardzo Wam dziękuję za wszystkie posty. Upewniłam się, że nie warto działać na siłę. Nie będę już się przejmować "co ludzie powiedzą" a przynajmniej się postaram.
I nie pójdę już na ten rejon do TEJ wrednej lekarki na bilans. Bo to tylko będzie pogarszać sprawę i znów rujnować tak mozolnie budowane zaufanie do lekarzy...Chyba muszę zmienić rejon póki co, prawda? Tak formalnie?
Kaszanka
Artola, ale jak u niego wygląda na co dzień sprawa z dotykiem? W sensie czy lubi się przytulać, jeśli tak czy do wszystkich?
Gaba jedynie moje przytulanie lubiła, do tej pory sprawa z witaniem się z rodziną wygląda tak, że nastawia policzek i stoi jak słup gy ktoś ją bierze w objęcia icon_wink.gif
Ekg serca nie daliśmy rady kiedyś zrobić, usg brzucha to niestety trzymanie nóg, bo to musiało być koniecznie zrobione. Każda wizyta u lekarza była omawiana, demonstrowana. Całe szczęście lekarka przyzwoicie podchodziła do jej histerii, pytała czy Gaba zgadza się na badanie, jeśli nie to tłumaczyła dlaczego jest konieczne, stetoskop była najpierw wypróbowany na misiu, potem Gaba mogła posłuchać swojego bicia serca.


Potem nagle niechęć zmieniła się na miłość do lekarzy. U laryngologa oburzyła się, że zajrzał jej tylko do ucha a nie do nosa i gardła, teraz pyta kiedy będzie następny bilans albo jakieś szczepienie, przy pobieraniu krwi nawet nie pisnęła. Może moja miłość do dr House przeszła na nią? icon_lol.gif Razem z nią przeglądałam strony medyczne (zdjęć nie pokazywałam), zaczęła zadawać pytania o specjalizację, o choroby.
Artola
M. nie cierpi się przytulać. Jedynym wyjątkiem jestem ja. Tatuś już tak sobie. Babcie, ciocie-nie ma mowy. On w ogóle ma wg mnie nadwrażliwość na dotyk. Przejawia się to i przy ubraniach, ale i np. przy dotykaniu kwiatków!Ostatnio lekarz próbował go dosłownie pogłaskać po nóżce, jak siedział na moich kolanach, bez stetoskopu nawet. Nie dało się, od razu zaczynał uciekać. Do tego dochodzi lęk przed obcymi. I mamy kompelt powodów, dlaczego lekarz jest najgorszym wrogiem.
Mafia
Artola, a czy z tatą w gabinecie jest też tak? Może wtedy byłoby łatwiej?
Artola
Byliśmy dwa razy w dwójkę z nim. I taka sama historia, tyle, że mąż ma więcej siły i łatwiej mu utrzymać wierzgającego wrzaskuna, bo mnie przyznam już sił brakuje powoli....Chciałabym spróbować opcji z samym tatą, ale ani M. ani mąż nie chcą o tym słyszeć 21.gif
Ika
Artola, mieliście diagnozę IS...?
Artola
Nie. A czy ktoś mi postawi taką diagnozę na podstawie oglądania dziecka schowanego na moich kolanach i ewentualnie moich odpowiedzi na pytania? M. do nikogo się nie odezwie, ani nie wychyli z moich kolan w obcym miejscu 43.gif
Ika
Diagnoza IS polega głównie na obserwacji i wywiadzie. Diagnozuje się nawet trudniejsze przypadki icon_smile.gif Spróbuj, warto wiedzieć czy się potwierdzi czy wykluczy, to też jakaś informacja. Ale ta nadwrażliwość dotykowa jest taka typowa dla zaburzeń IS, dlatego mi się skojarzyło. Gdyby się potwierdziło, warto wdrożyć terapię, bo bardzo ułatwia dziecku życie.

Niektórzy terapeuci IS diagnozują w domu (prywatni). To jest o wiele lepsze, bo dziecko na swoim terenie zachowuje się swobodniej i bardziej dla siebie naturalnie. W Wawie to bym Ci nawet mogla polecić sensowną terapeutkę, ale poza Wawą niestety nie mam żadnej orientacji.
Artola
A terapia na zew czy do wykonywania w domu? Bo na zew bez szans, mieliśmy chodzić na zajęcia Weroniki Shearborne (tak się pisze?) i po dwóch przesiedzianych zajęciach ze schowanym M. w ramionach, który nawet do sali nie chciał wejść, poddałam się. Poszukam w Łodzi.
Ika
Nie wiem, prywatnie pewnie w domu by dało radę, ale to tak na pół gwizdka icon_sad.gif Nie masz w domu przyrządów, nie powiesisz na suficie haków do tych ichniejszych huśtawek i samolotów. Ale nie zakładaj, że bez szans, bo terapeuci mają doświadczenie z dużo bardziej zaburzonymi sensorycznie dziećmi i dają radę. Nikt nie powiedział, że od razu na początku icon_smile.gif Nie powinnaś się tak szybko poddawać (co to są dwa spotkania...??).
Mój Oskar bardzo polubił te zajęcia (też miał nadwrażliwość, między innymi).
Artola
Ika, ja wcześniej chodziłam na zajęcia do klubu malucha przez pół roku, raz w tyg, do samego końca nie brał udziału w zajęciach, nie schodził prawie z moich kolan, więc już że tak powiem z doświadczenia zrezygnowałam, bo było mi szkoda czasu. W klubie malucha zależało mi tym bardziej, że chodziło o przygotowanie do przedszkola i oswajanie z sytuacją w ogóle, teraz przed wakacjami już ten aspekt był zbędny, a reszta i tak nie wchodziła w grę 32.gif
Ika
Klub malucha to jest co innego jednak. Zresztą, Twoja decyzja, ja Cię nie zmuszę przecież..
Artola
Pewnie, że coś innego. Ja bym naprawdę bardzo, bardzo chętnie z nim chodziła na jakieś zajęcia! Co z tego, jeśli on nie chce kompletnie? To nie ma polegać na siedzeniu w kącie i obserwacji, prawda? A u nas tak wyglądają wszelkie zajęcia...Chyba że na terapii IS jest jakoś inaczej....
Ika
CYTAT(Artola @ Mon, 13 Aug 2012 - 11:32) *
Chyba że na terapii IS jest jakoś inaczej....

To może najpierw sprawdź...? I nie poddawaj się po 2 spotkaniach...? Niektóre dzieci potrzebują więcej czasu. A zajęcia IS są indywidualne, więc z klubem malucha nie ma to nic wspólnego. I klub malucha nie jest nastawiony na współpracę z dziećmi z problemami raczej, prawda?
Dobry terapeuta sobie radzi z dużo trudniejszymi przypadkami, niż - jak sądzę - Twój syn.

Poza tym bijemy pianę o terapię, a na razie jeszcze nie ma diagnozy, więc nie wiadomo, czy to jest to. Najpierw warto byłoby zdiagnozować i albo potwierdzić, albo wykluczyć.
Mafia
Artola, moja kuzynkamiała badanego synka pod kątem zaburzeń SI (zresztą terapeuta był tu mi polecany) i pierwsze dwa spotkania odbyły się w domu, gdyż dziecko było bardzo podobne w opisie do Twojego synka i dokładnie w tym samym wieku. icon_smile.gif Potem odbyło się spotkanie już na "terenie" fachowca i Pani odniosła pełen sukces. Przez rok bardzo aktywnie pracowali (głównie w domu), wiem że bardzo dużo ćwiczeń mieli zalecanych na basenie i przeżyłam pozytywny szok jak spotkałam malca po roku. Dosłownie nastąpiła przemiana. Oczywiście chłopiec nie jest duszą towarzystwa, ale np. odzywał się do mnie. Przez pierwsze 4 lata zycia NIGDY nie podszedł ani nie odpowiedział na żadne pytanie. icon_smile.gif Na pewnoe jeszcze sporo pracy przed nimi, ale efekty widać. icon_smile.gif
Wizyty u lekarzy też przebiegały podobnie.
Artola
Dziewczyny, zapaliłyście mi światełko w głowie, będę nad tym mocno myśleć i szukać terapeuty! A może możecie polecić kogoś w Łodzi? Bo tak to tylko na podstawie opinii w necie mogę szukać.
Ika
Ja mogę najwyżej podpytać tę moją terapeutkę, czy ona zna kogoś dobrego w Łodzi - terapeuci spotykają się na różnych kursach i szkoleniach, więc się jakoś tam znają.

Jedno Ci mogę od razu powiedzieć - musi to być terapeuta II stopnia. Po I stopniu niektórzy już pracują i tytułują się terapeutą, ale tak naprawdę po I stopniu jest się jeszcze tylko rehabilitantem. Mnie bardzo uczulano na to. Oczywiście nie jest powiedziane, że po I stopniu człowiek nic nie wie, ale jednak to ponoć niebo a ziemia.
Artola
Dziękuję bardzo za cenną informację!
pirania
a wiesz ze jak dzisiaj jechalam autobusem icon_smile.gif to tez diagnoze SI wymyslilam? Przemek tez chodzil i te zajecia (jak zadne inne w owym okresie) uwielbial. On mial inny model obrony przed nieznanym niz twoj synek- robil przy pierwszej probie zmuszenia sodomke z gomorka z biciem i pluciem az sie wszyscy od niego odczepili po czym siedzial sobie sam i robil co chcial. A z panem do SI (niestety tez warszawa...) wspolpracowal- rozowo nie bylo ale pan mial sile przebicia i dawal rade icon_smile.gif glownie konflikty byly o wykonywanie polecen, bo same zajecia- super.
Mariola***
CYTAT
Przerażają mnie takie postawy Czterolatek nie robi łaski, nie jest makiawelicznym potworem i nie robi na złość, nie jest też dorosły, by przestrzegać świadomie wszelkich norm. On się dopiero życia UCZY i to nie jest moment, żeby ze wszystkiego od razu "wyciągać konsekwencje". Skąd wiesz, że on się naprawdę nie boi? Skąd wiesz, że chce "postawić na swoim"?


Ika, mam tego świadomość, że to dziecko i nie jest z natury złośliwe. Chodziło mi, że może takie postawienie sprawy, rozwiąże problem. Każde dziecko jest inne i szukamy tej właściwej drogi postępowania.
Ja nie lubię na przykład oszukiwania dzieci, czy mówienie im tylko połowę prawdy. Nie wiem, Martyna ma teraz szczepienie, nie powiem jej, że nie boli. Wie, że będzie ukłuta i uważam, że należy uświadomić dziecku co, jak i możliwie najlepiej wytłumaczyć.
Jeżeli teraz nawet 4 latek wie, w jakim celu idzie do lekarza, ile czasu, co nastąpi po tej wizycie, co będzie i jak robił lekarz to można z nim dojść do porozumienia. Nie jestem typem, dla którego zdanie dziecka się nie liczy. Może tak wywnioskowałyście, po formie w jakiej napisałam.
Miłosz miał zlecone kiedyś badanie krwi, tak profilaktycznie powiedzmy, odmówił, próbowałam wytłumaczyć po co itd., ale nie przeszło, na siłę nie robiłam. Gdyby faktycznie była potrzeba, pewnie bym go trzymała i tyle.
I podobnie jak Ty, nie zostawiłabym dziecka samego w gabinecie, nie mam zaufania do personelu medycznego i tyle, albo raczej tak ogólnie do ludzi. Będąc z Martyną w szpitalu słyszałam jak panie uciszały dzieci: „cicho, nie płacz, kto będzie płakał dostanie zastrzyk”

CYTAT
Tak więc choć oczywiście zgadzam się teoretycznie z Mariolą, to chciałam przestrzec, że to przysłowiowe "klaskanie uszami" i niańczenie się z dzieckiem (ostrożne wybieranie lekarza pierwszego kontaktu, oswajanie tego kontaktu, wprowadzanie żartów, generalna dbałość, aby na etapie przychodni nie doszło do traumy) może mieć, moim zdaniem, głęboki sens. I wydaje mi się, że warto jednak uszami poklaskać, zwłaszcza jeśli nasze dziecko jest typem wrażliwym.


Ja też „klaskałam uszami”. Martyna nie chciała otworzyć paszczy u dentysty. Chodziłam, chodziłam, oswajałam, tłumaczyłam, aż poszło. To normalne, ale jeżeli dziecko popada w stan powiedzmy agresji przy każdej wizycie u lekarz, to może właśnie metoda kija – twarde postawienie warunków, czego oczekujemy od dziecka i dlaczego.
Ja mam wrażenie, ze młody jest wystraszony , przyjmuję postawę obronną, bo się boi, a nie ma czego w przypadku zwykłego badania.
CYTAT
CYTAT
Ja na przykład wymagam od moich dzieci, żeby myły zęby, nie biegały jak dzicz po chodniku, przeszkadzając innym, słuchały pani w szkole i przedszkolu i nie robią mi łaski, po prostu.
czyli CO robisz? Ale konkretnie proszę. Bo o to w tym wątku chodzi. z twoch dwoch wypowiedzi nie wynika NIC poza tym ze wymagasz a dzieci laski nie robia. Znaczy JAK wymagasz, CO robisz jak nie wspolpracuja. To sa proste pytania.


pirania, wymagam , ale nie egzekwuję tak naprawdę pewnych rzeczy w sensie, ze sami mogą podjąć decyzję. Martyna ma problemy czasami z wieczornym myciem zębów, jak jest już późno, ociąga się i stwierdza, że nie myje. Mówię wtedy, że jeżeli uważa, że to nie jest konieczne to może nie myć, ale żeby pamiętała, że jadła słodycze i zęby się psują od nich. I tyle wystarczy. Na nią działa. Nie wiem nie biegały, jak dzicz po chodniku- jak się do tego odnieść. Proszę z reguły Miłosza, ze nie chciałabym, żeby ktoś obcy zwrócił im uwagę. A ,że nie lubią tego to przestają. Na ścieżkach rowerowych wyjaśniłam czemu ma jechać tą konkretną stroną i gdy się nie dostosuje, ktoś z tyłu na niego wjedzie to on będzie cierpiał bardziej, bo dorośli sa ciężsi , mają większe rowery.
Nie wiem, na każde dziecko działa coś innego. Mój „drastyczny” przykład jak widzę był dla wszystkich, ale nie twierdzę, że to jest rozwiązanie, tylko może tędy droga.

CYTAT
Lat ma 4 i prawie pół.
Też mam podejście: to JA decyduję, chadzałam do lekarza z M. pod pachą, bo nawet nie chciał wyjść z domu.
O lekarzu gadać nie chce, nawet jak nie ma potrzeby chodzenia. On po prostu nie chce iść, nie chce badania i już. Ucina temat.


Artola- powiedz, czy w ogóle rozmawiałaś z nim jakie masz oczekiwania i lekarz od niego w gabinecie. Moim zdaniem, przyczynę złości już masz- bierzesz go pod pachę i idziesz wbrew jego woli, nie ma wyjścia, tak sobie myśli, jest słabszy zatargasz go, ale u lekarza on pokazuje pazurki, bo w końcu nie zrobi o co jest poproszony. Ja bym zabierała go najpierw ze sobą, nie wiem do dentysty, lekarza, żeby zobaczył po prostu co się dzieje w gabinecie, żeby on nie uczestniczył w tym, nie poruszać tematu lekarza przy pierwszej, drugiej wizycie, a potem powoli zacząć rozmawiać. To nie jets powiedziane,ze jak pójdziesz z nim do lekarza to musi , zostać zbadany. Ja też robiłam tak, że mówiłam, że jeżeli nie jest gotowy na badanie to przyjdziemy innym razem.(tak było z MIłoszem, też nie lubiał stetoskopu jak miał tam, 2-3 lata, ale przyczyna była taka,że zimny, chociaz lekarka zawsze ogrzewała, potem przykładała mu do reki i pytała czy może byc taki ciepły czy jeszcze ma ogrzać).



Ika
CYTAT(Mariola*** @ Mon, 13 Aug 2012 - 13:58) *
To normalne, ale jeżeli dziecko popada w stan powiedzmy agresji przy każdej wizycie u lekarz, to może właśnie metoda kija – twarde postawienie warunków, czego oczekujemy od dziecka i dlaczego.
Ja mam wrażenie, ze młody jest wystraszony , przyjmuję postawę obronną, bo się boi, a nie ma czego w przypadku zwykłego badania.

Tym bardziej, jeśli dziecko reaguje aż tak emocjonalnie, nie polecałabym rozwiązania "kijem". A że się nie ma czego bać, to wiesz Ty i to Twoim zdaniem nie ma się czego bać - on jest odrębnym bytem i ma prawo do swoich odczuć i obaw. Nie ma czego się bać? To znajdź sposób, żeby go o tym przekonać, a nie, żeby go złamać.
pirania
To jade: icon_smile.gif
po pierwsze: nie mamy informacji o tym ze Artola nie mowi dzieciom prawdy- mamy taka, ze jej syn wie, rozumie tylko nie przyjmuje do wiadomosci. Wiemy tez ze na wizyty oswajajace chodzila i chodzi. I ze nie przynosza one skutku, gdyby po 2-3 czy 4 mlody sie odblokowal- nie byloby postu jak sadze.

po drugie metoda kija:
CYTAT
Ja też „klaskałam uszami”. Martyna nie chciała otworzyć paszczy u dentysty. Chodziłam, chodziłam, oswajałam, tłumaczyłam, aż poszło. To normalne, ale jeżeli dziecko popada w stan powiedzmy agresji przy każdej wizycie u lekarz, to może właśnie metoda kija – twarde postawienie warunków, czego oczekujemy od dziecka i dlaczego.
- w sensie ze co? co znaczy twarde postawienie warunkow? nie bedzie bajki? a jak dziecko powie ze bajke ma w glebokim powazaniu? Oraz kolacje i spacer gdyz do lekarza NIE IDZIE? to co? Wiesz, ja generalnie sie z toba zgadzam. Tez mam dzieci ktore jak im mowie ze teraz bedzie tak i tak- to one nie chca, marudza, opieraja sie, lecz w koncu robia. Dla takich dzieci nie pisze sie posta icon_smile.gif Rozmawiamy o problemie dwie klasy wyzej- juz wiemy ze synek Artoli jest na maksa wycofany i wiekszosc spolecznych aktywnosci jest dla niego problemem. Dlatego watek poszedl w kierunku SI, bo co innego niechec do lekarza a co innego wszelka niechec do wszelkich kontaktow spolecznych- moze warto sprawdzic czy nie ma to podloza innego niz przemijajace objawy ksztaltowania postaw i indywidualny charakter, ktorzy sie buduje.

po trzecie
CYTAT
Martyna ma problemy czasami z wieczornym myciem zębów, jak jest już późno, ociąga się i stwierdza, że nie myje. Mówię wtedy, że jeżeli uważa, że to nie jest konieczne to może nie myć, ale żeby pamiętała, że jadła słodycze i zęby się psują od nich. I tyle wystarczy. Na nią działa. Nie wiem nie biegały, jak dzicz po chodniku- jak się do tego odnieść. Proszę z reguły Miłosza, ze nie chciałabym, żeby ktoś obcy zwrócił im uwagę. A ,że nie lubią tego to przestają. Na ścieżkach rowerowych wyjaśniłam czemu ma jechać tą konkretną stroną i gdy się nie dostosuje, ktoś z tyłu na niego wjedzie to on będzie cierpiał bardziej, bo dorośli sa ciężsi , mają większe rowery.
Nie wiem, na każde dziecko działa coś innego. Mój „drastyczny” przykład jak widzę był dla wszystkich, ale nie twierdzę, że to jest rozwiązanie, tylko może tędy droga.
wybacz- moje dzieci na haslo "zeby sie psuja" dostarczaja mi dowodow namacalnych ze bzdura oraz wybuchaja smiechem. Tak samo reaguja na grozbe ze ktos im zwroci uwage- no dobra milo nie jest, ale z drugiej strony to niewielka cena za wyglupy. To juz JA musze sie nakombinowac bardziej, a Artoli syn mam wrazenie wprowadza problem jeszcze pare klas wyzej. Przypomina mi sie jak przy wyjatkowych histeriach mojego syna panie zalecaly z nim rozmawiac i mu tlumaczyc. Dopoki nie zetknelam sie ze specjalistami od ADHD rady w stylu "trzeba uspokoic i wytlumaczyc" mozna sobie bylo schowac w kieszen. Po mojemu to jest tak ze nie masz zadnych stotnych problemow z dyscyplina i uwazasz ze to twoja zasluga. Niestety- zazwyczaj ktores kolejne dziecko wynija czlowieka z tego krzepiacego poczucia- w moim przypadku bylo to dziecko nr 5 ktore pokazalo mi ILE sie jeszcze musze nauczyc. Od tego czasu rad udzielam duzo ostrozniej icon_smile.gif

po czwarte
CYTAT
powiedz, czy w ogóle rozmawiałaś z nim jakie masz oczekiwania i lekarz od niego w gabinecie. Moim zdaniem, przyczynę złości już masz- bierzesz go pod pachę i idziesz wbrew jego woli, nie ma wyjścia, tak sobie myśli, jest słabszy zatargasz go, ale u lekarza on pokazuje pazurki, bo w końcu nie zrobi o co jest poproszony. Ja bym zabierała go najpierw ze sobą, nie wiem do dentysty, lekarza, żeby zobaczył po prostu co się dzieje w gabinecie, żeby on nie uczestniczył w tym, nie poruszać tematu lekarza przy pierwszej, drugiej wizycie, a potem powoli zacząć rozmawiać. To nie jets powiedziane,ze jak pójdziesz z nim do lekarza to musi , zostać zbadany. Ja też robiłam tak, że mówiłam, że jeżeli nie jest gotowy na badanie to przyjdziemy innym razem.(tak było z MIłoszem, też nie lubiał stetoskopu jak miał tam, 2-3 lata, ale przyczyna była taka,że zimny, chociaz lekarka zawsze ogrzewała, potem przykładała mu do reki i pytała czy może byc taki ciepły czy jeszcze ma ogrzać).


wyboldowane swiadczy o tym ze nie czytalas postow Artoli a to nie sprzyja dawaniu rad.
Mariola***
pirania- traktuję pisanie tutaj jak burza mózgów, rady nie muszą być efektywne od razu, najlepiej jak każdy sam otworzy oczy, bo czasami drobiazg oczywisty dla kogoś innego nam po prostu umknie, albo zapominamy o nim. I dletego napisałam co napisałam, bo od dawania rad to faktycznie mogą być osoby kompetentne w danej dziedzinie.
A ja traktuje to jak takie luźne rozmowy, absolutnie niewiążące, że ta to ma rację i zrobię jak mówi, a ta to kompletnie do bani...itd. Matka tutaj najlepiej będzie wiedziała co i jak, a my jej podpowiadamy jakieś pomysły, nie rady czy gotowe działania.

W gruncie rzeczy jestem osobą, która się nie obraża, przyjmuję nawet najgorsze rzeczy dotyczące mojej osoby, wychodząc z założenia, że nie wiem, ktos niemądry się obrazi od razu a reszta po prostu przeanalizuje i wyciagnie wnnioski, że to jednak bzdury albo, że coś w tym jest.
Ika
CYTAT(Mariola*** @ Mon, 13 Aug 2012 - 16:12) *
pirania- traktuję pisanie tutaj jak burza mózgów, rady nie muszą być efektywne od razu, najlepiej jak każdy sam otworzy oczy, bo czasami drobiazg oczywisty dla kogoś innego nam po prostu umknie, albo zapominamy o nim.


Pirania się pewnie produkuje do Ciebie, bo z podobnego założenia wyszła...
rysa154
u takiego nie wspólpracującego dziecka diagnoza SI jest niepełna jednak juz po wywiadzie można dużo rzeczy stwierdzić...moj syn niewspołpracował za bardzo i mielismy chyba 4 albo 5 spotkan z terapeutka....na terapie chodzimy ponad rok i jest poprawa znaczna,mam "inne" dziecko...
brak spójnośći w SI przekladał się na wszytskie sfery życia od jedzenia po kontakty z rówiesnikami....terapie kontynuujemy...
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.