To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

przemijanie moje

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14
wiewiórczak
Dziękuję Ci Berku i Kasiurybko za tyle wspierających słów, już kiedyś tak mądrze pisałyście o relacjach w związku, a także o postrzeganiu samego siebie.

Nie mogę odnaleźć tego wątku, ale poniekąd i w tym pojawia się podobna refleksja: zacznij od siebie.

Wtedy odrzuciłam taką myśl - sypie się mi małżeństwo, ciągle się muszę starać i poprawiać i ustępować itp. Ale po jakimś czasie dotarło do mnie, że problem jest we mnie - tak jak dziewczyny piszą - poznaj samego siebie.

Dwa lata pracy nad sobą, pomoc psychologa i wyszliśmy na prostą: jesteśmy nadal małżeństwem, lepsza komunikacja z dziećmi i między dziećmi.
Bodźcem były posty na forum, ale szczerze napiszę, że bez ogromnego zaangażowania mego męża, nie byłoby takich efektów.
Inna sprawa, że dobrze znałam człowieka, za którego wyszłam i mieliśmy przed kryzysem wiele wspólnych pasji i dobrych wspomnień - mieliśmy o co walczyć.

PS. Berku - wtręt o maturach - bardzo bliski memu sercu icon_wink.gif
Silije
QUOTE(wiewiórczak @ Tue, 26 Jan 2010 - 13:33) *
Inna sprawa, że dobrze znałam człowieka, za którego wyszłam i mieliśmy przed kryzysem wiele wspólnych pasji i dobrych wspomnień - mieliśmy o co walczyć.


Mnie się też tak zdawało, nie, ja byłam tego pewna. 10 lat małżeństwa, 16 lat znajomości, troje dzieci, udany dom, długie plany, byśmy byli rodziną zaprzyjaźnioną dla samotnego dziecka... a jednak mój mąż nie chciał o nic walczyć, wręcz zabronił mi walki o naprawę i wyjście z kryzysu.
wiewiórczak
Silije, przykro mi, że u Ciebie tak się dzieje, tym bardziej że ciągle przed oczami mam narodziny Waszego Dominika i tak bardzo "zazdrościłam" Ci męża.
candace
Silije-- ja myślę, że żeby sie odbic od jakiegos dna trzeba go wyczuć. ja czytam posty kasi, posty Berka i niby wiem o co biega, niby całkowicie rozumiem.... ale na razie miotam sie jak ryba w sieci.... i zaglądam tutaj i czytam od nowa bo wierzę, że w końcu złapię punkt zaczepienia... czego Tobie bardzo życzęicon_smile.gif buziaki
kasiarybka
Sil, a może On ma dużo większy problem, niż się wydaje i nie umie sobie z nim poradzic, a nie chce przyznać sie do tego przed Tobą ani przed sobą.
Mój J. do niedawna jeszcze tkwił w taki marazmie, ze o mały, mały włos, a wszystko rozpieprzyło by sie w szmaty. Nie dopuszczał mnie do siebie, nie chciał rozmawiac, ciagle sam, zamkniety, problemowy, niezadowolony, nieszczesliwy, zrzedliwy, czepialski...makabra.
On przechodził dokładnie to samo co ja, tylko On nie jest mna, ja o tym mówie, piszę, szukam pomocy, On uważa, że przyjecie czy prośba o pomoc to okazanie słabosci to przyznanie sie do błędu, a u Faceta to niedopuszczalne.
Ja byłam zdeterminowana, stanełam na przeciwko Niego i powiedziałam, ze nie popuszczę, że nie poddam sie bez walki, bo Go kocham, bo jest dla mnie najwazniejszy i jedyny, bo nie chce żyć bez Niego, więc MUSI mnie wysłuchać i ze mną porozmawiac.
Bo ja tak nie umiem żyć dłużej i nie chcę, i nie chce tez sie rozstawać, bo nie wyobrażam sobie uinnego życia.

Nie wiem Sill, to strasznie trudno jest radzic z daleka, z boku, kiedy sie nie wie właściwie nic, kiedy sie nie zna drugiej strony medalu......
Pisałam mnóstwo listów, których J. na początku nie czytał nawet, znajdywałam je w koszu....pisałam nastepne, wkładałam Mu je do butów, do skarpetek....masakra Sill, MASAKRA.......to nie były listy uległe, płaszczące sie, to były listy pisane łzami wściekłości, ale pisząc nie rzucasz w kogos emocjami, możesz spokojnie dobrać słowa, których póżniej nie musisz sie wstydzić.....
Długo trwały te nasze przepychanki......ale przetrwaliśmy, przeszlismy, trochę razem, trochę osobno......ale na końcu tej drogi sie spotkaliśmy, silniejsi, mądrzejsi o doświadczenie.

Sill ja jestem z Tobą sercem, nic innego nie jestem w stanie zrobić.

Nie zapadaj się, ostatkiem sił rwij sie do góry, żeby zaczerpnąć powietrza.
Czytaj ksiazki o pozytywnym mysleniu, rwij sie na siłe do lepszego, nie zapadaj sie.....nie zapadaj sie.....
kasiarybka
CYTAT
ale na razie miotam sie jak ryba w sieci.... i zaglądam tutaj i czytam od nowa bo wierzę, że w końcu złapię punkt zaczepienia...


LL i tak własnie będzie, bo ja własnie tak miałam, dokładnie tak jak to opisałaś.
Miotałam sie, biegałam, chciałam znów wleżć w to bagno z którego udało mi sie wyleżć, ale ono mnie tak ciągneło, było takim "prostym" rozwiązaniem.....
Chciałam odretwieć, przestać myśleć....bo poznawałam siebie i ten obraz jaki mi się ukazywał, nie koniecznie mi sie podobał.
Nie byłam taka jaką chciałbym siebie widziec, musiałam to zaakceptowac, nauczyc sie życ z ta NOWĄ Kaśka, która nie jest idealna, ale jest przynajmniej prawdziwa, bez maski, bez ogłupiacza, bez zamknietych oczu.....
Od tamtej pory juz wiem, że nie warto wybierać tej łatwiejszej drogi, prostrzej, bo na kocu takiej drogi nie ma spełnienia, jest tylko żal i ból duszy, że mogłoo sie wygrac, ale przez wybór łatwiejszego, się przegrało.

To tak w skrócie i w uproszczeniu wszystko, bo to temat na niejedną przegadana noc......

I ten czas LL na mnie nadszedł....szukałam, przyglądałam się, czytałam, pytałam....az w koncu zrozumiałam, i od kiedy zrozumialam, zaczęłam sie uczyć żyć od nowa.
brzózka4
Tylko czasem zdarza się, niestety, ze rozmawiać chce tylko jedna strona i naprawiać też. Albo próbować wrócić do tego, co kiedyś łączyło, a teraz jest już obojętne. Zmieniłam w sobie ostatnio tak dużo - nastawienie, pewne zachowania, odnalazłam w trudnej sytuacji siłę, o którą bym się nie podejrzewała, ale mam wrażenie, że to nic nie daje. Tzn. daje, bo ja się zmieniłam, myślę, że na lepsze, i jestem silniejsza, ale sądziłam, że ta moja przemiana wymusi też zmianę zachowania na drugiej osobie. Na to najbardziej liczyłam, a tego nie ma. Silije, bardzo dobrze Cię rozumiem (tak mi się przynajmniej wydaje)i gorąco pozdrawiam.
Artola
Przykre jest to, co piszecie o mężach, o relacjach, o ich stosunku do Was 41.gif Trudno jest "naprawiać" siebie, poznawać, zagłębiać się w swoją duszę, jak się świat wali, jak problemy się piętrzą, jak zmęczenie zwala z nóg...Znam to z doświadczenia...Ja np. potrzebowałam chociaż chwili uspokojenia świata, otoczenia, chwili oddechu, żeby w ogóle zacząć o sobie myśleć...

A to ode mnie dla Was, może komuś trafi w duszę jak mnie.
https://www.youtube.com/watch?v=pbJaNfnorD8
Berek
CYTAT(brzózka4 @ Tue, 26 Jan 2010 - 13:27) *
Zmieniłam w sobie ostatnio tak dużo - nastawienie, pewne zachowania, odnalazłam w trudnej sytuacji siłę, o którą bym się nie podejrzewała, ale mam wrażenie, że to nic nie daje. Tzn. daje, bo ja się zmieniłam, myślę, że na lepsze, i jestem silniejsza, ale sądziłam, że ta moja przemiana wymusi też zmianę zachowania na drugiej osobie. Na to najbardziej liczyłam, a tego nie ma.


Brzózka, a Ty nie wyszłaś z fałszywego założenia? Bo przecież w tym wszystkim nie chodzi o to, żeby wymusić coś na kimkolwiek. Jeśli z takim założeniem podeszłas do zmian, to tak naprawdę wcale nie zmieniałaś siebie. Zmieniałaś swoje zachowania, ale mając na celu kogoś innego.
A kogoÅ› innego nie zmienisz.
Kropka. Fakt dowiedziony.
Możesz mieć nadzieję, że zmieni się sam. Ale nic wartościowego na nikim się nie wymusi.
I jeżeli "zmieniasz siebie" ale oczekując, że to zmieni tez druga osobę, to nie możesz skupić się na sobie, bo cały czas myślisz o tym kimś drugim.
Wiesz - to tak jak naprawianie małżeństwa po zdradzie. Dopóki wieszasz się myślami na "tamtej", nie możesz się skupić na mężu i relacji z nim.
Musisz sobie najpierw odpowiedzieć, na czym Ci tak NAPRAWDĘ zależy:

1. Czy żeby mąż się zmienił?
2. Czy żeby czuć się szczęśliwa?

Aby osiągnąć cel 2, należy się skupić na sobie.
Aby osiągnąć pierwszy - nie ma określonego sposobu. Bo nikogo nie zmienisz. I już. Możesz najwyżej doprowadzić do tego, że mąż zechce się zmienić sam - ale tego się raczej nie osiąga wymuszeniem.
candace
Zgadzam się z Berkiem... ja przy maksymalnym wnerwieniu na męża patrzę potem i myślę: on mnie kocha taką wredną i ja go kocham dziwaka... i po co zmieniać? przecież tyle ile się dało zmieniliśmy: nikt mi nie powie, że małżeństwo i dzieci nas nie zmieniły, dotarliśmy się...
i teraz mój Chłop jest przy mnie, przytula jak płaczę na reklamie, wznosi oczy do nieba gdy siedzę przy forum (zwłaszcza fangirlsowym)... ani on mnie nie zmienia ani ja jego...

chociaż... zmienił mnie bo ja z marzeniami fruwałam pod niebem a on miał takie.. przyziemne. i łatwiej realizowalne.. i teraz łapię się, że moje marzenia odleciały i nie wiem gdzie szukać, jakie były.... a jego dom, dzieci.. są.
kurcze, chcę instrukcję obsługi życia!
Berek
CYTAT(Legalna lalicja @ Tue, 26 Jan 2010 - 17:22) *
kurcze, chcę instrukcję obsługi życia!



Eeee.... żyć?
Nie myśleć, jakie POWINNO być, tylko jakie jest i co jest w tym dobrego?
kasiarybka
Nie myśleć jak POWINNO być !! żyć, czuć, łapać momenty, szukać szczęścia w środku, w sobie, układać siebie i swoje emocje i patrzeć na siebie przychylne, jak na Kogoś, Kogo kocha się bezinteresownie.
Odczuwać, wąchać, smakować, dotykać i tego co dobre i tego co złe, nie wkładać się w ramki " tak wypada, tak być powinno, tak mają wszyscy, muszę".
Człowiek jest i dobrem i złem, i radością i smutkiem trzeba pozwolić sobie na bycie sobą, bez maski,
To wszystko jest tak strasznie trudno opisać i wytłumaczyć.
Nie pozwalać sobie na zbyt długie siedzenie w dole, rwać się do gory, po powietrze....z całej siły.
milly
dopiero teraz odkryłam ten wątek, a czytając niektóre posty czuję jakbym to ja je pisała chwilę temu. I też czekam na złote myśli, które rozwiązałyby problemy już, a najlepiej wczoraj. Nie da się. Trzeba dać sobie czas, wypłakać się, wyżalić, wylać rozpacz. A kiedy przyjdzie czas, a każda z nas wie kiedy ten czas przychodzi, dopiero zacząć działać. Nie spinać się, nie stawać na głowie bo takie są oczekiwania (pewnie głównie nasze). Jeśli potrzeba - skorzystać z pomocy leków. Pomagają, po cholerę się katować.

Chciałabym napisać, że u mnie już ok. Ale nie jest. Po prostu nauczyliśmy się żyć obok siebie. I jakoś się to toczy. 32.gif
Bianka
[quote name='milly' date='Wed, 27 Jan 2010 - 16:49' post='8273101'

Chciałabym napisać, że u mnie już ok. Ale nie jest. Po prostu nauczyliśmy się żyć obok siebie. I jakoś się to toczy. 32.gif
[/quote]

Czuje podobnie chodz teraz u mnie gorka.
kasiarybka
Milly, cierpliwość to cecha której uczyłam sie strasznie długo, prawde powiedziawszy, to do dzisiaj mam z tym problem.
Robię coś kilka dni i oczekuje efektów, a tutaj gucio, nic sie nie dzieje....to trochę tak jak z ręczną pompą na wodę.
Pompujesz, pompujesz i pompujesz a wody jak nie było tak nie ma, zmachałes się, pot oczy Ci zalewa a wody nie ma.....masz ochot rzucic to wszystko w szmaty i kiedy jestes już o krok od rezygnacji, woda nagle wylewa sie strumieniem z kranu....a gdybys zrezygnował, nie pojawiłaby sie nigdy, wróciłaby pod ziemię.
Nastepne pompowanie byłoby jeszcze trudniejsze.

Bo Ona za każdym "pompnieciem" szła w górę, tylko tego sie nie widzi, dlatego tak strasznie trudno pompować.
I tak ciężko jest doczekać się efektu.

Dlatego ja ciągle staram się skupiać na celach, bo kiedy widzę cel, kiedy wyobrażam sobie, jak będzie kiedy go już dosięgnę, łatwiej mi pompować.

Druga sprawa to cierpliwosc do siebie.
Do innych mamy jej mnóstwo, potrafimy każdego usprawiedliwić, tylko nie siebie, my musimy być idealne, nie wkurzać się, nie wrzeszczeć, nie czuć sie nieszczęśliwe, bo przeciez nie wpada....a g...o prawda. Człowiekiem jestem, mam prawo do wszystkich ludzkich emocji, muszę tylko skupić sie na tym, zeby nie pozwolić sobie na odpłyniecie zbyt głęboko.

Kiedy Człowiek jest świadomy, tych wszystkich procesów jakie w Nim zachodzą, kiedy zna pewne mechanizmy, jest Mu dużo łatwiej zapanowac nad sobą, nad swoimi emocjami, nad rozkładem.

W miom małżeństwie nie było dobrze, sie rozbiegliśmy, każde w swoja strone. Ja pokonałam siebie w pewnej kwestii i odleciałam, J. został gdzies z tyłu, moje myslenie sie zmieniło, potrzeby. Zrozumiałam, ze ja potrzebuje miłości, uwagi, że chcę być adorowana, zauważana, że chce, żeby KTOŚ mnie kochał, żeby za mna szalał, żeby mnie zdobywał, bo czułam, ze zasługuję na takie emocje.
To było straszne.
Wściekłość w domu, że nie jest tak jak ja chce, że mnie nie szanuje, nie zauważa....moje emocje, rozbuchane, rozwścieczone, rozszalałe, latałam na wysokosci lamperii, nie wiem jak ja nie pozabijałam Ludzi tą swoja energią.
Póżniej przyszedł "nawrót", makabra, spadłam w otchłań, czułam, ze to nie tędy ta droga, to chyba jakos inaczej miało być, że ta zmiana moja, nie może się tak skończyć....rozwodem .
Bo ja wiedziałam, ze ja nie wymuszę na J. tego wszystkiego czego wydazwało mi się, że potrzebuje od Niego.
I zagubiłam sie totalnie w tych zwojach myślowych swoich, zaczęłam szukac od nowa, szperać, czytac, pytac, przyglądać sie innym, przyglądać sie J.
Ile nocy nie przespałam i przepłakałam, to tylko ja wiem, ile kartek w zeszycie mam zapisanech z tamtego okresu, kartek pomarszczonych łzami bezsilności.
Byłam o krok, maleńki krok od powrotu na dno.
Ale zagryzłam zęby, wlazłam całą sobą w szukanie odpowiedzi, dlaczego ja czuję tak jak czuje ?
Dlaczego aż tak ze mną żle ?
Przecież ja tak bardzo chcę być szczęsliwa.
Tak mocno błagam o tą miłość, żebrzę o szacunek, przeciez KTOŚ w końcu musi mnie wysłuchać !
I którejś nocy zrozumiałam.
Muszę pokochać samą siebie, przytulić, objąć ramionami, tak jakby Mama, której mi tak straszliwie brakuje, mnie obejmowała.
Muszę ukołysać siebie, potraktować jak najlepszego przyjaciela i wysłuchać, co chce powiedziec tak NAPRAWDĘ, gdzieś z głębi siebie.
Zrozumiałam, że muszę nauczyć się żyć, tylko dla siebie, dla siebie muszę być szczesliwa, dla siebie muszę kochac, dla siebie czuć radość.
Dla nikogo innego.
Wtedy dopiero, bede mogła dać J. miłóść bezinteresowną. Miłość, która niczego nie wymaga, niczego nie wymusza, nie szantażuje, nie naciska, nie irytuje, nie wysmiewa się.

To nie znaczy, ze nagle stałam sie potulna jak baranek i zaczęłam nadstawiać drugi policzek, nie, wręcz przeciwnie, nauczyłam się dbać o siebie jak o Kogos najbardziej kochanego i kiedy to wszystko zrozumiałam, odczułam spokój i bezpeiczeństwo, bo doszło do mnie, ze mogę być Człowiekiem, mogę być sobą i to nikogo nie zabije.
Bianka
Kasiu im wiecej czytam Twoich postow tym stajesz mi sie blizsza. Tak wiele w nich mnie samej.
Nie mowie tylko o relacjach w malzenstwie o potrzebie milosci czy tez emocjach ktore sa w nas tak ogromne...

Przez to ze mam tak pokrecone to wszystko trudno mnie pokojarzyc trudno mi pisac od poczatku. Jest tak ze kiedys pisalam potem wstydzilam sie tego co napisalam i zmienialam nick..
Niemniej jednak pamietam jak kiedys bardzo dawno pisalam z Toba na gg pisalysmy o wizazu kosmetyce o marzeniach...Od tamtego czasu tak wiele sie zmienilo..
Szkoda ze sie boje pisac 32.gif

Bardzo Cie pozdrawiam i pisz jak najwiecej bo napewno takich osob ktore sie nie ujawniaja a podobnie czuja jest wiecej.
kasiarybka
Bianka jak chcesz to pisz do mnie na GG 1069694
candace
a mnie teraz doszła psychoza, że wszyscy dookoła się rozstają, naprawde plaga jakaś i zaraz mnie mój chłop zostawi bo ja taka marudna, zdołowana...
kasiarybka
O mamooooooo LL !! Co Ty wygadujesz ? Ja się nie rozstaję, u mnie w tej chwili rozkwit totalny, więc wszystko zależy na Kogo patrzysz.
candace
oj kaiu wiem:-) i mąż też powiedział, że głupoty gadam ale jakas plaga wokół....
Pronto
Wcale nie głupoty.
Przeglądałam ostatnio statystyki rozwodów - w okresie od 1995 do 2006 liczba rozwodów wzrosła niemal dwukrotnie.
Jest coraz łatwiej podejmować decyzję o rozstaniu, kiedy związek nie jest satysfakcjonujący.
Trudno, żeby nie było tego widać w otoczeniu.

Sama jestem rozwódką, z czterech najbliższych mi kobiet jedna jest rozwódką, a trzy przechodziły już głębokie kryzysy małżeńskie, jeden zakończony prawie dwuletnią separacją. Taki lajf, takie czasy, nic w tym szczególnie zaskakującego.
chaton
QUOTE(Liberi @ Thu, 04 Feb 2010 - 10:30) *
Wcale nie głupoty.
Przeglądałam ostatnio statystyki rozwodów - w okresie od 1995 do 2006 liczba rozwodów wzrosła niemal dwukrotnie.
Jest coraz łatwiej podejmować decyzję o rozstaniu, kiedy związek nie jest satysfakcjonujący.
Trudno, żeby nie było tego widać w otoczeniu.

Sama jestem rozwódką, z czterech najbliższych mi kobiet jedna jest rozwódką, a trzy przechodziły już głębokie kryzysy małżeńskie, jeden zakończony prawie dwuletnią separacją. Taki lajf, takie czasy, nic w tym szczególnie zaskakującego.


Ale to chyba dobrze, prawda? Mysle, ze wczesniej kobiety nie byly bardziej usatysfakcjonowane w zwiazkach, ale mialy mniejsze mozliwosci do samodzielnego przetrwania. Zmienilo sie jedynie, ze teraz MOGA sobie pozwolic na odejscie. Wydajem mi sie jednak, ze nadal malo kto decyduje sie na separacje pochopnie, raczej robia to osoby, ktore nie znalazly innego wyjscia. Po co sie meczyc.
Ja tez jestem rozwodka i dziekuje niebiosom, ze taka procedura istnieje.
Czego oczywiscie nikomu nie zycze.
kasiarybka
Statystycznie - kiedy idÄ™ z psem na spacer, mamy po trzy nogi icon_wink.gif
Wiecie, że ja nie mam w okół siebie ani jednej pary, która się rozwiodła ? ! własnie to sobie uswiadomiłam !
Pronto
CYTAT(kasiarybka @ Thu, 04 Feb 2010 - 10:46) *
Wiecie, że ja nie mam w okół siebie ani jednej pary, która się rozwiodła ? ! własnie to sobie uswiadomiłam !


Jeszcze?
*krzywy uśmieszek*
candace
chanton--- kiedy statystycznie to mnie to nie rusza.... ale przeraża mnie, że w 90% przypadków facet sie zbiera bo go dzień codzienny dopada i odchodzi... do młodszej, milszej etc.

kasiu-- a u mnie w ciągu roku 5 rozwodów w pracy... a bez rozwodów też statystyka- prawie wszystkie młode dziewczyny u mnie nie chcą wychodzic za maż... to i rozwodów nie ma...
kasiarybka
Liberi, może masz rację, a może nie ? icon_smile.gif wolałabym jednak, zebyś nie miała i zeby ta statystyka sie jednak nie sprawdziła.
Teraz zaczniemy się licytować, ja będę obsrtawała za tym, że statystyki kłamią, Wy podacie mi dowody na to, ze mówią prawdę icon_wink.gif
A tak na serio, to mi sie wydaje, że społeczeństwo jest bardziej wyedukowane, jesli chodzi o emocje i związki, niż kiedyś.
Bardziej dojrzałe, bardziej świadome.
Ludzie coraz częsciej chcą się znieniać, chcą się uczyć, pytają, przyznają się do błędów....ale to sa tylko moje obserwacje.
U mnie tutaj, na kresach, nie zaobserwowałam tego zjawiska, wręcz przeciwnie.
Sel
Ja maly OT: Kasiurybko czy dostalas na pw wiadomosc ode mnie? Bo nie wiem czy w ogole doszla...
kasiarybka
Dopiero zobaczyłam icon_smile.gif Juz lece czytac icon_smile.gif
Pronto
Nie zamierzam się licytować, ani nic udowadniać, kompletnie mi na tym nie zależy. icon_smile.gif
Przedstawiłam swój punkt widzenia, który uważam za realistyczno-optymistyczny. Po prostu przyjmuję do wiadomości rzeczywistość jaką znam. I tak jak chaton uważam, że to dobrze, że mamy wybór, że nie musimy już tkwić w związkach, jeśli stają się one dla nas nieznośne.
kasiarybka
CYTAT
to dobrze, że mamy wybór, że nie musimy już tkwić w związkach, jeśli stają się one dla nas nieznośne.

Pewnie, że dobrze ! icon_smile.gif tego nie neguję icon_smile.gif
Ważne jednak jest to, żeby zbyt pochopnie nie oceniać tych związków jako nieznośne, żeby przez tą wiedzę, nie stać się egoistą, zeby przemyśleć decyzję o rozstaniu tysiace razy, przegadać tyle samo.
Nie chodzi mi o to, zeby sie poniżać i błagac, chodzi o zimny osąd, o nie poddawanie się bez walki.
Wiem, wiem...do tanga potrzeba dwojga. Bardzo często jest tak, że ta druga osoba, najczęściej własnie Facet, jest bierny, bo nie rozumie, bo Mu sie wydaje, że racja jest po Jego stronie, bo Mu ego nie pozwala na cofniecie sie....bo, bo, bo, takich bo może być tysiące....
Pomijam zdradę, bo tutaj nie ma prostego wyjścia, to trudny temat, indywidualny, ale jesli chodzi o kryzysy, o brak komunikacji, to istnieja po prostu, pewne mechanizmy, które działaja, jesli tylko chce się je sprawdzić.
Zgadzam się, że ZAWSZE są wyjątki od reguły, ale w większości wypadków jest tak jak napisałam.

Jestem na innym forum, czytam i pisuje z Ludzmi z potwornymi problemami, którzy dzwignęli się z nizin społecznych, którzy wyszli na prostą pomimo kompletnej klęski, dlatego moze tak bardzo wierzę w powodzenie, uparcie wierzę.
Nie chce nikomu, niczego udowadniac, nie mam misji, ale mam w głowie mnóstwo pomysłów i przemysleń, szczegolnie własnie w tematach emocji i partnerstwa, którymi chce sie podzielić, bo uważam, ze są Ludzie którzy potrzebują przykładu, że się da, ze może się udać.....tak jak ja niedawno sama szukałam i potrzebowałam.

Są w życiu sytuacje , kiedy rzeczywiście odejście to jedyne rozwiązanie, ja tego nie neguję, ale jest też tysiące kryzysow, które mogłyby zakończyć się happy endem, a kończą się niestety rozwodem, bo to łatwiejsze wyjście .....icon_sad.gif

Fragosia
CYTAT(Legalna lalicja @ Thu, 04 Feb 2010 - 13:01) *
chanton--- kiedy statystycznie to mnie to nie rusza.... ale przeraża mnie, że w 90% przypadków facet sie zbiera bo go dzień codzienny dopada i odchodzi... do młodszej, milszej etc.


LL ale Tobie to nie grozi - wyglądasz jak starsza siostra swoich dzieci, a nudzić się z Tobą chyba tez niemożna 29.gif ....


W moim otoczeniu też nie ma rozwodowych małżonków, ale w niektórych przypadkach to nie wiem czy nie lepiej by im było osobno.

kasiurybko piszesz to co nie jedna z nas mysli ale tak ciężko ując to w słowa.
Czytam Cię w wielu wątkach i bardzo się cieszę że jesteś na forum.
Sel
Dobrze, ze w dzisiejszych czasach mozna podjac decyzje i sie rozstac.
Dobrze, ze kazdy z partnerow moze byc samodzielny i potrafi po rozstaniu samodzielnie funkcjonowac bez jakiejkolwiek zaleznosci od partnera.
Dlatego dzis ludzie pozwalaja sobie na rozstania, rozwody, bo sa w stanie samodzielnie przezyc, kobiety pracuja i sa w stanie zapewnic swoim dzieciom dach nad glowa i normalne warunki materialne.
Kiedys bylo inaczej i dlatego ludzie rzadziej sie rozstawali, szczegolnie kobiety byly uwiazane, bo nie potrafily same siebie utrzymac, a co dopiero rodzine.
Sama rozwiodlam sie, poniewaz nie potrafilam juz niczego zbudowac z moim mezem, ktory mnie zdradzil i oszukal. Byc moze gdyby udowodnil mi, ze warto walczyc podjelabym inna decyzje, nie wiem tego dzis na pewno, ale moglo byc inaczej. Stalo sie jak sie stalo i z perspektywy czasu tego nie zaluje, w tamtym czasie zrobilam to co uwazalam za sluszne.
Daleka jestem od osadzania ludzi i oceniania, czy ludzie powinni w danej sytuacji sie rozstac, czy nie, bo nikt nie wie lepiej co sie dzieje w jego malzenstwie niz sama osoba zainteresowana.
Sytuacje bywaja przerozne i rozne sa tez dopuszczalne granice przewinien.
Mysle jednak, ze ludzie bardzo czesto podejmuja decyzje o rozstaniu, bo to jest najlatwiejsze.
Walka o zwiazek wymaga nie lada wysilku i nie kazdy ma na to ochote. Ludziom wydaje sie, ze lepiej zbudowac cos nowego, innego i to bedzie lepsze niz ich obecny zwiazek. Tymczasem po jakims czasie okazuje sie, kiedy juz znikna pierwsze motylki, ze kolejny zwiazek nie rozni sie wiele od poprzedniego. Bo o zwiazek i wzajemne relacje trzeba dbac w kazdym zwiazku, w kazdym zwiazku nalezy rozmawiac i rozwiazywac problemy, nie pozwolajac na ich pietrzenie sie.
ruda_kasia
Dziś rano miałam spotkanie z klientem, na konic powiedział - bo wie Pani, w gronie 30-latków to tak jak kiedyś były wspomnienia z wojska, tak teraz z sal sądowych.
I to prawda. Pomijam mój zawód i jakby specyficzną optykę, ale naprawdę jest masa rozwodów. Kobiety rozwodzą się zwykle z powodu pustki w związku, mężczyźni głównie przez inną kobietę. Ale to moja prywatna statystyka.
Berek
Ja nie mam poczucia, że ludzie dojrzalej podchodzą do związków. Przeciwnie, coraz więcej widzę wokół siebie osób, którym się wydaje, że rozwiążą swoje problemy, zmieniając partnera. Tymczasem swoją ciemność noszą w sobie i wnoszą ją w każdy nowy związek. Ludzi, którzy zdają sobie z tego sprawę, mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Coraz powszechniej, mam wrażenie, sankcjonuje się rozstanie jako sposób na rozwiązanie problemu bez podjęcia przedtem całego spektrum innych możliwych działań. Co więcej, dorabia się do tego teorię, że zawsze tak było, tylko ludzie nie mieli możliwości wyrwania się.
Guzik prawda. Owszem, wiele osób, które dawniej musiałyby dusić się w morderczych związkach, dzisiaj ma możliwość wyrwania się. Ale ten medal ma tez drugą stronę , coś za coś - dawniej nie do pomyślenia było, aby powszechnie akceptowany był ojciec, który pozostawia dzieci (i zonę, ale to inna bajka) bez środków do życia i odchodzi budowac sobie nowe szczęście. Coś, co dawniej świadczyło o braku honoru i jakiejkolwiek przyzwoitości, dziś traktowane jest jako może nie przepiękna, ale norma.
Może i wzrasta poziom tzw samoświadomości - wiemy, że mamy prawo walczyć o własne szczęście. Tyle, że nagminnie przy tym zapominamy o cudzym szczęściu, do niszczenia ktyórego dajemy sobie prawo w imię własnej wolności. Swoboda kwitnie - zasady powoli obumierają. Poziom społecznej akceptacji dla niehonorowych, nieuczciwych, tchórzliwych i małostkowych zachowań wzratsa w zastraszającym tempie.
To są, oczywiście, moje obserwacje. Ale statystyki, niestety podpierają je. I o ile możemy uznać =wzrost liczby rozwodów za dobry znak, to za znak czego uznamy stały wzrost liczby ojców, którzy nie łoża na utrzymanie porzuconych rodzin? I to, że równocześnie pozostają oni z reguły w pełni akceptowanymi, a niejednokrotnie szanowanymi członkami społeczeństwa?
Niech żyje wolność, wolność i swoboda.
malinowa_i_Malina
na większe refleksje silić się nie będę, bo wreszcie doszło do mnie, że bez terapii ani rusz. Na dzień dzisiejszy jestem zdania (świadomie upraszczając i generalizując) ze strony mężczyzn jest to triumf egoizmu nad odpowiedzialnością, ze strony kobiet nieświadome branie całej odpowiedzialności na siebie.
Jedno i drugie jest przejawem niedojzałości.
Jak się dwa takie typy spotkają to katastrofa gotowa. A ponieważ takich jest coraz więcej to koń jaki jest każdy widzi.
candace
CYTAT(Spinka @ Thu, 04 Feb 2010 - 12:52) *
Mysle jednak, ze ludzie bardzo czesto podejmuja decyzje o rozstaniu, bo to jest najlatwiejsze.
Walka o zwiazek wymaga nie lada wysilku i nie kazdy ma na to ochote. Ludziom wydaje sie, ze lepiej zbudowac cos nowego, innego i to bedzie lepsze niz ich obecny zwiazek. Tymczasem po jakims czasie okazuje sie, kiedy juz znikna pierwsze motylki, ze kolejny zwiazek nie rozni sie wiele od poprzedniego. Bo o zwiazek i wzajemne relacje trzeba dbac w kazdym zwiazku, w kazdym zwiazku nalezy rozmawiac i rozwiazywac problemy, nie pozwolajac na ich pietrzenie sie.


spinko-- podpisze sie pod tym bo z tego co obserwuję dookoła to własnie jest takie podejście: cos nie gra to zmieniamy jak auto czy zegarek... niektórzy nawet szczycą sie powiedzeniem: kobietę, auto i zegarek zmieniam co 3 lata....
rozumiem zdanie dziewczyn, które sie rozwiodły i teraz są szczesliwsze- to wielki plus postępu... wielki plus niezależności.
ale dlaczego tyle młodych dziewczyn tak szybko sie wiąże? potem płaczą, ze to nie to, że nie sielanka? że książe nie jest księciem?
albo to co mam w pokoju obok- żona zagoniona i maż juz ma inną bo codziennośc okazała się szara. teraz ma kolorowo.

o widze wpis Berka- zgadzam siÄ™.
tolala
Ja nie zauważylam w moim otoczeniu podejścia: wymienię na nowy model. OK, jest dużo rozwodów, ale nie dochodzi do nich w sposób latwy i bez walki. I naprawdę nie sądzę, zeby tylko dzisiaj panowal taki brak odpowiedzialności. Bez przesady. Blisko mi do zdania Chaton, że dzisiaj kobieta moze sobie pozwolić na rozwód, bo jest w stanie utrzymać siebie i dzieci. Kiedyś tak nie bylo, więc chcąc nie chcąc trwala w związku. Oczywiście dorabiano do tego ideologię, że tak musi być itp.
Zdrady byly zawsze, prostytutki byly zawsze, nieślubne dzieci też. Samotność w związku i brak zrozumienia też byl.
Może dzisiaj więcej się o tym mówi?
tolala
CYTAT(Legalna lalicja @ Thu, 04 Feb 2010 - 16:02) *
[ale dlaczego tyle młodych dziewczyn tak szybko sie wiąże? potem płaczą, ze to nie to, że nie sielanka? że książe nie jest księciem?


Może za bardzo w pamięć zapadają nam bajki z dziecinstwa, "Śpiąca królewna" i takie tam?
Może za dużo oglądamy filmów, gdzie pokazują milość romantyczną, i to tylko do pierwszego pocalunku?
Może nie chcemy sluchać starszych?
Berek
CYTAT(tolala @ Thu, 04 Feb 2010 - 14:38) *
Zdrady byly zawsze, prostytutki byly zawsze, nieślubne dzieci też. Samotność w związku i brak zrozumienia też byl.

A powszechne przyzwolenie na totalny tumiwisizm, na egocentryzm na miare czarnej dziury, na brak elementarnej przyzwoitości, też było? Generalna akceptacja czynienia z siebie pępka świata? Usprawiedliwianie wszystkiego "własnym prawem do szczęścia"?
chaton
QUOTE(Legalna lalicja @ Thu, 04 Feb 2010 - 11:01) *
chanton--- kiedy statystycznie to mnie to nie rusza.... ale przeraża mnie, że w 90% przypadków facet sie zbiera bo go dzień codzienny dopada i odchodzi... do młodszej, milszej etc.


Lalicja: wyluzuj. W wiekszosci kobiety wnosza pozew o rozwod, mezczyzni sa bierni, czekaja, az zona nie wytrzyma i zrobi pierwszy krok... osobiscie nie jestem zdania, ze latwiej odejsc. Moze dlatego, ze odeszlam od meza o dobrym statusie spolecznym i zarobku, sama w obcym kraju, zostawiajac jednoczesnie domek na szykownym przedmiesciu... Nie, latwiej mi bylo tkwic w tym sfie, musialam sie niezle zabrac za siebie, zeby zmienic prace na lepiej platna, zeby moc sie sama utrzymac, pczym kupic mieszkanie, spakowac ciuchy w walizce, bo tyle mialam i odejsc...

malinowa_i_Malina: zgadzam sie z Toba... i tez mi terapia chodzi po glowie... zanim bedzie za pozno.

Powszechne przyzwolenie chrzanie, zyje dla corki a nie dla powrzechnego przyzwolenia... Kiedys bylo przyzwolenie na to, zeby kobieta siedziala w domu, a jak maz nie bije to jej watroba gnije, nie?
tolala
CYTAT(Berek @ Thu, 04 Feb 2010 - 19:13) *
A powszechne przyzwolenie na totalny tumiwisizm, na egocentryzm na miare czarnej dziury, na brak elementarnej przyzwoitości, też było? Generalna akceptacja czynienia z siebie pępka świata? Usprawiedliwianie wszystkiego "własnym prawem do szczęścia"?


Ja wtedy nie źyłam, więc nie wiem co wtedy było. Zawsze jest lepiej tam gdzie nas nie ma, czyż nie tak?

Gdybym urodziła się 100lat temu to moje dziecko nazwane by było bękartem i odgórnie pozbawione wszelkich społecznych praw.

Akurat w moim otoczeniu nie ma przyzwolenia na to co Ty piszesz. Owszem, mam kilku znajomych, którzy myślą tylko o tym jak siebie zadowolić, ale to są przypadki, i są one źle postrzegane przez resztę "mojego" świata.
ruda_kasia
Tolala, moje dziecko też, tyle żę ja zapewne wtedy mając lat 25 nie byłabym niezależną osobą. I Ty pewnie też. Bo zakładam, że jako i ja, nie zostałaś zgwałcona, ale dobrowolnie poddałaś się pewnym czynnościom powodującym finalny efekt.

Moja koleżanka o 9 lat starsza mówi, że dopóki nie skończyła studiów miała paniczny lęk przez uprawianiem seksu (nie, żeby nie miała ochoty), bo: studiowała, pracowała dorywczo, została "matką" swojej o 8 lat młodszej siostry w wieku lat 22, ojciec pił i nie pracował. Więc nie mogła zaryzykować.
Tak że kiedyś również różnie bywało. Moja babcia na ten przykład robiąc sobie podsumowanie zycia stwierdziła, że może gdyby "zaciążyła" jak jej starsza siostra i matka wcześniej to wyszłaby za mąż z miłości? a tak wydano ją dla pieniędzy. A mówimy o latach przedwojennych i zaraz powojennych.
W tym samym czasie np. cioteczna babcia mojego męża zostawała starą panną, bo żaden kandydat nie był dość majętny. I w czystości chyba zmarła. Wydaje mi się, że nic nie jest takie proste. A o tym, że w rodzinie miałam stado "bękartów" i pół wsi tak się rodziło dowiaduję się jako dorosła osoba, po długiej batalii z moją ww babcią, żeby mi nie robiła z ciąży kuzynki skandalu obyczajowego, bo jedyne, co mnie niepokoi w sytuacji 19-latki zachodzącej w ciążę to to, że potem zostaje na prawie 2 lata w domu z dzieckiem, miast pomyśleć o jego utrzymaniu na wypadek, gdyby małżonkowi pracującemu na budowie na czarno jednak się noga na rusztowaniu powinęła. Ale może się czepiam nie tego, co trzeba?
candace
ja bym napisała inaczej niż |Berek--- zauważam taki trend, który zaczyna sie w ogłupiających gazetach, w róznego rodzaju programach telewizyjnych - głównie plotkarskich. Zaczyna się od newsów, że ktoś znany sie rowodzi i zmienia model, że ktoś kogos zostawił. i jest to wiadomością bez komentarza, albo nawet z taka nutka podziwu- popatrz w tym wieku i ma super... z tego rodzi sie takie przyzwolenie, o którym wydaje mi sie pisze Berek: skoro było mu/jej źle to super, że sobie zycie ułozył/a. Najwazniejsze jest szczescie i miłość etc. i wielu ludzi o małym rozumku tak zaczyna kombinować: skoro posiadanie panieki/kochanka nie jest krytykowane, robią to znane i podziwiane osoby to znaczy , że jest cool i trzeba sobie tez cos zorganizować. W domu maruda z dziećmi a koledzy zazdroszczą panienki/kochanka.
tolala
ok, zgodzę się, że teraz jesteśmy bombardowani informacjami, że ten się rozwodzi a tamten żeni się po raz 10. I na pewno może to mieć wplyw na psychikę mlodych ludzi, szczególnie tych zostawionych w dojrzewaniu samym sobie. I to nie jest dobre.
Ja jednak chcialam powiedzieć, że problemy malżenskie, czy też znajdowanie sobie kochanki, nie powstalo teraz. Te problemy są stare jak świat, tylko, że prawdopodobnie kiedyś inaczej je rozwiązywano, albo się o nich nie mówilo.
candace
alez jak najbardziej tolalu- mnie przytłacza własnie takie macdonaldyzowanie rozstania, kochanki etc.
ruda_kasia
widzisz, Tolala, pisałyśmy równocześnie.
Z mojego podwórka. Podobno moja babcia dziadka "ściągała" z koleżanki w pracy na nocnej zmianie icon_sad.gif
A druga babcia urodziła 4 dziecko, którego ojcem nie był mąż. Podobno... Ale w każdej historii jest jakieś ziarno prawdy. A dożyli w małżeństwie do smierci - obu dziadków.
Kaszanka
CYTAT(Berek @ Thu, 04 Feb 2010 - 19:13) *
A powszechne przyzwolenie na totalny tumiwisizm, na egocentryzm na miare czarnej dziury, na brak elementarnej przyzwoitości, też było? Generalna akceptacja czynienia z siebie pępka świata? Usprawiedliwianie wszystkiego "własnym prawem do szczęścia"?

Ooo właśnie to ostatnio chodziło mi po głowie. Wystarczy trochę się postarać i zobaczyć więcej niż czubek własnego nosa. Sama miałam niedawno okres buntu, że przecież ja się też liczę, jestem ważna, egoizm na całego. Wszyscy dookoła mówili, że dobrze robię, że tak powinno być, muszę myśleć o sobie przede wszystkim. Dopiero teraz widzę, że guzik prawda. Że przez to unieszczęśliwiłam na pewien czas i siebie i męża. Dotarło do mnie, że wszystko co robię powinno jednak odbywać się w porozumieniu z najbliższymi mi osobami, że trzeba się w pewien sposób poświęcać, bo oprócz mnie jest cała gromada ludzi, równie ważnych co ja. Dotarło do mnie, że nieważne, że nie mam określonego celu, że nie robię tego o czym marzę - może kiedyś mi się to uda. Może moim celem jest po prostu być? Dla rodziny, przyjaciół, znajomych. Bo fajnie jest żyć?
tolala
CYTAT(Legalna lalicja @ Fri, 05 Feb 2010 - 13:07) *
alez jak najbardziej tolalu- mnie przytłacza własnie takie macdonaldyzowanie rozstania, kochanki etc.



Mnie też to przytlacza, ale przecież obok takiego podejścia do związku, jak do produktu w sklepie, można znaleźć mnóstwo przykladów, publikacji, programów mówiących o wartościach, zasadach, o uczuciach.
Wracając do wypowiedzi Berka (która mnie zmotywowala do napisania tutaj), ja po prostu w swoim otoczeniu nie dostrzegam rozwodów z blahych powodów; moi znajomi, którzy się rozwiedli, są po mediacjach, wielu spotkaniach u psychologa, są poturbowaniu emocjonalnie. I trudno w nich dostrzec podejście lekkie - rozwiodlem się bo mi się przestalo podobać. A może ja po prostu mam szczęście do otaczania się myślącymi ludźmi? nie wiem.
Berek napisala też o przyzwoleniu, że kiedyś ojciec zostawiający swoje dzieci nie bylby akceptowany spolecznie. Ale z drugiej strony kiedyś facet mógl "zrobić" dziecko dziewczynie i to bylo ok. To ona byla wytykana palcami, jako ladacznica.
Mimo wszystko wolę ten mój czas dzisiejszy, gdzie mam prawo mówić swoim glosem, mam prawo mówić o soich uczuciach, szukać rozwiązan, i nie byc wytykaną palcami w imię tradycji i zasad.
użytkownik usunięty
[post usunięty]
Mafia
Też uważam, że poczucie, że kiedyś było lepiej może być zludne.
Jakiś czas temu miał miejsce pierwszy oficjalny rozwód w rodzinie. Skłoniło to starsze pokojenia do opowieści. Włos na głowie mi się zjeżył i przeżyłam szok, gdy dowiedziałam się ilu "bękartów" czy "nie-swoich" dzieci było. Która kobieta z kim się spotykała, kto w kim się kochał nie tylko platonicznie. Jakie przewinienia miały osoby stawiane za wzór. Wszystko odbywało się po prostu po cichu, dykretniej, często z duża krzywdą dla najmniej winnych sytuacji.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.