Justa ślij do mnie
Mnie stres zjada związany z pewną dużą umową, którą podpisałam na podstawie tylko oferty, czuję jak mnie zżera od środka ten stres, bo jak źle zrobiłam to nie wypłacę się do końca życia!
Forum dla rodziców: maluchy.pl « ciąża, poród, zdrowie dzieci > nasze rÄ‚Å‚wnolatki > rok urodzenia 2007
Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28, 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35, 36, 37, 38, 39, 40, 41
Justa ślij do mnie
Mnie stres zjada związany z pewną dużą umową, którą podpisałam na podstawie tylko oferty, czuję jak mnie zżera od środka ten stres, bo jak źle zrobiłam to nie wypłacę się do końca życia!
Aguutko mam to samo (ten stres) od poniedziałku, bo nieumyślnie złożyłam deklarację do urzędu po terminie (4dni-byłam pewna, że mam jeszcze czas) i tym samym popełniłam przestępstwo skarbowe ...teraz mnie trochę puściło, złożyłam wyjaśnienie i liczę na łagodny wymiar kary , bądź o nie karanie (o co zresztą w piśmie prosiłam), potrzymajie kciuki, co?
JaAga to mocno kciuki zaciskam! U mnie w sobotę okaże się czy wyjdę z tego obronną ręką...
A ja zacisnę za Ciebie, choć czuję, że będzie wszystko OK.
Jakby co to mój mandacik dam radę zapłacić, więc stwierdziłam, że szkoda życia na takie nerwy.
jaaga, Aguutka trzymam kciuki.
Ja tez poprosze, bo ma gooooracy okres, a od tego zalezy co dalej z moją umowa i co szef niezadowolony to ja cała w nerwach, a dzis ma paskudny humor i zaraz będzie u mnie, a jak sie przedłuzy to nie mam jak Wiki odebrać
to potrzymam kciuki za Was
A co z GruszkÄ…? siedzi pewnie po nocach nad szkoleniem
Gruszko, skrobnij....
Dziewczyny kciuki za Was potrzymam, choć jestem pewna, że wszystko dobrze się skończy.
I za mnie potrzymać nie zawadzi jeśli dysponujecie choć jedną wolną ręką Nigdy nie wiem co zastanę kolejnego dnia w pracy... Choć dziś znowu zostałam pochwalona przez szefową, nazwana "perełką" i w ten deseń. Usłyszałam, że "sukcesy terapeutyczne" które odnoszę wnikają z mojego podejścia i faktu, że nie dopadł mnie syndrom wypalenia. Jeszcze... W każdym razie przemiło mi było a i motywacja do samokształcenia wzrosła. justa co za dół?
Asiu, perełko gratuluję, podziwiam przy okazji i kciuki potrzymam.
Asia fiu,fiu wiem jak to buduje i jak chce sie pracowac! Gratuluje perelko!
Dawid jest juz po wizycie u dentysty i jest zachwycony! Ciagle opowiada jakie dentystka ma ladne wlosy,twarz i jest taka fajna zadzwonil do mej kolezanki dopytac jak ona ma na imie i nazwisko normalnie sie zakochal! Okazalo sie ze ma mala dziurke ale gleboka i aby go nie zrazic nie chciala tak gleboko wiercic i zalozyla mu to o czym mowila lalicja podobno to lekarstwo ma wypasc razem z robakiem nie taki diabel straszny! Wiecej zeboe do roboty nie ma!
asiu--- gratulacje! ja tez zostałam pochwalona a niedawno pisałam watek o nienawiści do pracy:-)) ale coś zostało. juz nie mam tyle serca... juz mnie ci ludzie wkurzają nieustannie...
dziewczyny-- trzymam kciuki ale na 100% będzie sukcess zawodowy!!! Aguutko-- to tak jak u nas , czyścimy przez wypadanie:-)) a ja zapisałam Werkę na zimowisko narciarskie... boszsz nie dam rady:-))
Asiu gratulacje! Fajnie, że doceniaja Twoje zaangazowanie!
a dół..zjadłam wczoraj tabliczkę czekolady i nic...nie lepiej..takie tam ogólny wewnętrztny niepokój mam w sobie. Dorzuca sie do tego brak miejsca, niechęc do spacerów, ząbkujaca i wo[użytkownik x]ąca Hania itp... ( jak ona sie kłóci z Ala, ze mną! ) Dzisiaj wstała Hanka z chrypką Legalna ale pochwala mobilizująco działa- choć przez chwilę Aguutko no widzisz jakiego masz dzielnego synka? Pati no i prosze bardzo - jakie sukcesy odnosisz. Cieszę się!
Piotr nie spi od mca normalnie, a ja więcej niż 4 godz na dobę-padam na pysk i pomału mam dość
Zrobił się z niego niezły łobuziak. Jak nie dostanie co chce - histeria. Jak płacze bo mama mu czegos nie dała to leci się tulić do siostry-bo mu źle, a mama jest chwilowe "be"
nie piszcie tyle, bo nie nadÄ…zam z czytaniem......
Ja też nie nadążam ....dobrze, że chociaż na "każdy temat" żyje swoim życiem, bo inaczej bym się z rana zanudziła (jestem uzalezniona od forum i rano muszę cos poczytać ).
no jakiÅ› kryzys
ja mam ostatnio dużo pracy i jestem tak zmęczona, że pisać mi się już nie chce ale dziś liczę na lekki dzień i mam nadzieję się trochę poobijać ja zwyczajnie sie uczę i kuruję Hanię , żeby się nie rozłozyła totalnie a z pozytywów- na 11 wybieramy się do Krakowa do znajomych mamy w planach baseny termalne i oczywiście zwiedzanie ( w Krakowie byłam raz- przelotem) Bardzo sie cieszę! i Zowik i Gruszka się nie odzywa helloooo!!!!!
Justa ale Ci fajnie, umów się z dziewczynami koniecznie!
Ponad doba i nikt nie pisze? Sama ze sobą mam rozmawiać?
Lalicja Karina też ma teraz fudżi w zębie, poprostu nikt tego przy mnie tak nie nazywał, a teraz się wsłuchałam, pod plombą zepsuł jej się ząb, był na granicy leczenia kanałowego, poozonowała go nawet i załozyła to fudżi - do mnie powiedziała, że to plomba. która jest jednoczenie lekarstwem . Spadam, sama do siebie nie bedę pisać .
elo no nie idzie ostatnio coś to pisanie. ja jestem wykonczona i nawet nie mam kiedy siąść do komputera.. wieczorem jeśli nie jestem w pracy to padam na twarz, a jak jestem w pracy to mamy taki szał że nie ma czasu spokojnie wypić herbaty nie mówiąc o posiedzeniu na necie..
Justa napisz dokładnie kiedy będziesz w Krakowie i ile masz czasu bardzo chętnie sie spotkam z Wami, moze Gruszka sie wybierze i kogoś sie jeszcze namówi. w końcu Kraków blisko od wielu miejsc zapraszam do siebie, chyba prędzej zobaczycie mieszkanie na żywo niż jakieś zdjęcie hehehehhe u nas w pracy gęsta atmosfera. braki w personelu mamy od dawna, teraz sprawa jest krytyczna, bo jedna z dziewczyn poszla na 6tyg L4 - córka przecieła sobie ścięgna na butelce szklanej... masakra.. już było źle, jest jeszcze gorzej, musieli zamknąć jedną sale bo nie dajemy rady z obsadzeniem oddziału, brakuje nam conajmniej 2 pielęgniarek, a żeby jako tako funkcjonować bez strachu co będzie kiedy ktoś zachoruje albo komus sie dziecko rozłoży, to przydałoby sie dodatkowo jeszcze 2... w sumie 4, a co przełożona? "damy radę" a w piatek pokłócila sie z naszą oddziałową, rządała od niej żeby została na 12h, na co oddziałowa odmówiła, mówiąc że ma inne plany i sie nieźle pożarly.. masakra... nie chce sie już pracować kompletnie, bo nawet nikt nie docenia naszej roboty... dzisiaj sie dowiedziałysmy że powinnyśmy dostawać specjalny dodatek jeśli mamy taką maszynę specjalną do "dializy" tak to nazwijmy, podłączoną do pacjenta. oddział zarabia na niej 2500zł dziennie, a my nie widzimy ani grosza z tego, a podobno sie nam należy. niestety szanse na wywalczenie czegokolwiek są marne, bo nie ma nikogo z "wyższych rangą" kto by nas poparł..
ziowiku-- trzymaj się. nie na darmo wasza praca jest zwana misyjną i wymagająca powołania...
jaaga-- a widzisz. plomba to jednak cos innego:-)) ja mam w pracy sajgon ale awansuję z inspektora na specjalistę! of course pieniadze żadne ale zawsze do przodu... w domu wracam wieczorami i nawet TV nie oglądam - po prostu padam
Lalicja fiu, fiu noo super! GRATULACJE
Ziowik dużo siły dla Ciebie i Twoich koleżanek, podziwiam Wam bardzo! Cały weekend umierałam ze stresu, zaraz okaże się czy spieprzyłam tę umowę, więc wciąż siedzę jak na szpilkach. Wczoraj odstresowałam się spacerując po Puszczy Bukowej z Asią i jej rodziną i chyba takiego wysiłku było mi potrzeba!
Ciekawe czemu Agata85, Nika, rzodkiewka juz nie zaglÄ…dajÄ… do nas....
Ziowik jade do Krakowa na prę dni- od 11 do niedzieli. Ale ponieważ jedziemy do znajomych nie wiem czy "wypada" umawiać się innymi- choc bardzo bym chciała! Może uda się jakos zgrać na godzinkę, dwie....
dzisiaj jest pogrzeb ojca naszego przyjaciela. M. pojechał....a mi tak smutno.... tak się wszystko układa, że na jego slubie nie mogłam byc- HAnka miała tydzien wtedy, teraz- w ważnej, trudnej chwili - tez. Jeszcze dwa dni przed śmiercią ojca kolegi szukaliśmy rozwiązań co mu pomoże w funkcjonowaniu, co pomoże mamie w opiece....
wrrrr...nie ma znowu wody!!!!! W weekend mialam szkołe- więc zostawiłam sobie pełny kosz prania na dzisiaj...nawet nie mam sie jak umyć
jutro swięto i jak puszczą wodę to ja będe prała koszule, ubranie Ali....a strasznie nie lubię zakłócac sąsiadom hałasem dni świątecznych wrrrr...nie ma znowu wody!!!!! W weekend mialam szkołe- więc zostawiłam sobie pełny kosz prania na dzisiaj...nawet nie mam sie jak umyć jutro swięto i jak puszczą wodę to ja będe prała koszule, ubranie Ali....a strasznie nie lubię zakłócac sąsiadom hałasem dni świątecznych bidulko, ale powiem Ci że całe zycie mieszkałam w bloku i dla mnie właczenie pralki nie jest zakłócaniem sąsiadom spokoju
mamy taką sąsiadkę, że raz przyszła do nas, bo kot za głośno biega i żebym dywany zmnieniła na grubsze
albo, że dzieci hałasują ...( grały w piłkę w domu ) Więc pralka nasza- hałaśliwa przy wirowaniu na sto procent jej przeszkodz-...chyba, że wyjechała na święta:)
Justa ale to w sumie jej problem, jeśli te rzeczy dzieją się w godz. 6-22 . Jakbym była taka wrażliwa, to już bym rodzinkę z góry wysłała na księżyc, męża bratanek wstaje zwykle ok. 6.00 i zaczyna tuptanie mi nad głową, potem przestawia stołki po terakocie i zaczyna jeździć samochodzikiem . Ale przecież to norma w mieszkaniach w bloku i nie mam do nikogo pretensji i żywię taką nadzieje, że nasze sobotnie śpiewanie karaoke też nie doprowadzało sąsiadów do szału....jak nastała cisza nocna, przeszliśmy na kalambury .
Aguutko kciuki zaciskam i wierzę, że będzie wszystko dobrze. Daj znać! Ziowik ja juz pisałam, że Cię podziwiam.
Aguutko i jak?
Do Gruszki napisałam sms-a, ale narazie cisza.
Hej jestem. Żyję w domu sajgon, Emila chora (najpierw potworne zapalenie ucha, a teraz po antybiotyku ból brzucha i tyłka...), w pracy mam tyły z powodu tygodniowego szkolenia, a w domu nie miałam głowy do nadrabiania zaległości... teraz jeszcze te święta, w środe szkolenie - sztuka pierwsza, stres i sranie w gacie - ogólnie - mam ochotę uciec na koniec świata. Masakra.
EDIT: Przepraszam Jaaga, ale nie miałam głowy do niczego. Nie dość, że ten sajgon to jeszcze Emila chora, a na deserek dostałam mandat za parkowanie, skonczyło mi się OC i przegląd i popłynęłam finansowo na maksa...
JaAga wielkie dzięki! Okazało się, że dałam radę, jednak jest już kolejna sprawa, która zaprząta mą głowę...Zupełnie nie wiem jak zdystansować się do pracy i nie przejmować się pewnymi sprawami...
Gruszko widzę, że i Ciebie stres dopada....wierzę, że gdy będziesz po przekonasz się, że nie taki diabeł straszny! W środę też mam szkolenie co też mnie stresuje, bo znów szefostwo całe itp
hej cały czas tu jestem, czytam, trzymam kciuki
bardzo się cieszę że dziś ostatni dzień października... te miesiac był dla nas bardzo ciężki, w pracy masakra, Michas miał zaplanowana od 3 miesiacy operacje ale sie rozchorował i musimy czekac do następnego roku, zabiegi wstrzymaliśmy ze zględu na mająca się odbyc operację.... na dzień dzisiejszy jakos u nas leci, Oliwka chora, ale daje rade, Michas na maksa rozrabia, a w pracy hm... nic nie jest pewne Aguutko oj zazdroszcze spotkania... przydałaby mi sie odskocznia Ziowik podziwiam Ciebie, Twoją pracę Justa moje dzieci wstaja codziennie o 5 i nie myślą o tym by jeszcze polezec jeszcze w łóżkach, wiem że sąsiedzi pod nami słysza hałasy, wygłupy i szuranie, ale póki co nie znalazłam metody by zatrzymac dzieci w jednym miejscu
hejka laski..
dzięki.. nie musicie mnie podziwiać, tzn wiecie o co mi chodzi, nie piszę tego wszystkiego żeby usłyszeć - robisz kawał dobrej roboty, ja bym nie potrafiła .. czy coś takiego.. to nie o to chodzi. ja wiem, że Wy wszystkie akurat jesteście takimi ludźmi którzy i taką i inną pracę docenią, każdy ma czasem gorszy dzień i wtedy można powyklinać czy policjantów (Gruszka ) czy kogoś innego kto nam akurat utrudnił życie, ale generalnie ja wychodze z założenia że każda praca jest potrzebna, komuś, jeśli nie mnie, to komuś innemu, potrafie docenić też prace takich paskudnych zawodów jak śmieciarz.. ale.. sprawa cała sie rozchodzi o to jak nas akurat u nas w szpitalu traktują zarówno Ci z którymi musimy bezpośrednio współpracować czyli tzw personel wyższy - lekarze ogólnie rzecz biorąc (ciekawe że wiele z nas już ma mgr a to przecież wykształcenie wyższe a my ciągle jestesmy i już pewnie będziemy tym personelem średnim, bo to przecież lekarz jest najważniejszy, inna sprawa że w wielu przypadkach lekarz w ogóle nie widzi pacjeta całymi godzinami, to my jestesmy przy nim 24h/dobę.. no ale to już kwestia zupełnie inna.. chodzi też o to jak wielokrotnie traktują nas koleżanki z sąsiednich oddziałów.. wiecie to nie chodzi o to żeby ktoś sie nad nami litował, ale mamy najcięższą pracę na całej klinice, jest nas najmniej, mamy największe problemy personalne bo wiecznie nam kogoś brakuje, a przełożona ma to w nosie i woli sztukować co chwile nam podrzucając kogoś niż dać kogoś na stałe kogo wyszkolimy w tej robocie, kto będzie dla nas wszystkim wsparciem w chwili reanimacji np, a nie kłodą u nogi bo nie ma pojęcia co robić kiedy liczą sie sekundy, kto po 2 tyg nie ma dalej pojęcia gdzie leża jakie leki i nie wie pod jakim numerem szukać anestezjologa gdy jest potrzebny na już.. a na samym końcu chodzi o to jak nas traktują rodziny pacjetnów i sami pacjenci, jeśli trafiąsie nam przytomni... czasem to szkoda nawet komentować zachowanie niektórych osób, jak żona jednego z pacjentów ma do nas pretensje że znowu jest podłączony do respiratora (sory ale wysiadł oddechowo, mieliśmy pozwolić mu sie udusić??) albo innego któremu chirurg podczas reanimacji złamał żebro (co tam że go odratowaliśmy, połamany, trzeba sie wściekać), albo inna pacjentka która zaskarżyła szpital że anestezjolog podczas intubowania wyłamał jej zęba - lekarz zapłacił za implant... to naprawde przykre jak człowiek spotyka sie z przykrymi komentarzami odnośnie swojej rzekomej niekompetencji, co rusz komentarze niby cichaczem że nic nie robimy (błąd jaki robimy to to że staramy sie przed porą odwiedzin odrobić z robotą żeby nie wypraszać rodzin, nie przeszkadzać...) albo pacjent który mógłby i ma siłę żeby sie sam obrócić na bok, odciążyć plecy, rodzinie mówi że nie jest obracany na boki bo siostrom chyba sie nie chce, ew nie znalazły czasu.. pomijam już milczeniem warunki jakie mamy, począwszy od wiecznych braków jak chodzi o sprzęty, strzykawki, rękawiczki, opatrunki, po rozklekotane wieloletnie sprzęty które pracują na okrągło całymi dniami czasem miesiącami, i jak dzisiaj miała być kontrola z nfz to trzepanie portkami bo nie można skompletować jednego działającego w 100% monitora... nikomu kogo znam nie poleciłabym naszej kliniki i nie chciałabym żeby sie leczył, to chyba przykre.. sory, naprawde musze chyba pomyśleć o jakichś zajęciach ala siłownia albo jakiś pilates, cokolwiek co pozwoli mi odreagowac, bo nie jestem w stanie już normalnie funkcjonowac i co gorsza wyżywam sie w domu, najpierw na Marku, potem na dzieciach.. sorka za smuty.. już mi ulżyło nie oczekuje żadnego komentarza, bo to naprawde nie o to chodzi. ja wiem że mam cholernie ciężką robotę, ale nie ja jedna, Wy też macie stresy, może inne, ale nie mniejsze przecież, nie w każdej pracy wazy sie ludzkie zycie, ale to nie oznacza że nie ma ona znaczenia czy że jest mniej istotna.. do tej pory po prostu wydawało mi sie że daje rade, że mnie to wszystko nie rusza i moge sobie lajtowo pracowac nie przenosząc pracy do domu. niestety w ostatnich miesiącach troche mi to trudniej przychodzi. brak mi odpoczynku, tydzień urlopu przechorowałam i nie miałam czasu na regeneracje.. na dodatek dzieciaki jakieś zasmarkane (Kacper) i kaszlące (Kamila) mam nadzieje że uda nam sie ich podleczyć do środy.. cmentarze wczoraj objechałam, jutro jade do pracy na dniówke wiec nie miałabym już czasu... paaaa..
OOOOOOOOo Cerruti, widze Cie:) ja rzadko pisze, ale Ciebie wieki nie widzialam, pisz co u Ciebie??????????????
Witam Was serdecznie po ponad roku przerwy!
Widzę dużo zmian. U nas wszystko się układa. Przeczytałam moje ostatnie dramatyczne posty i zadziwia mnie jak życie zaskakuje i przybiera zupełnie różne kierunki. Jestem już prawie półtora roku po rozwodzie, który odbył się w bardzo spokojnej atmosferze. Smutne, ale 20 minut i małżeństwo zakończone, nie walczyliśmy o nic, wszystko ustaliliśmy zgodnie i trzymamy się tego. Było ciężko, ale powiem Wam, że aktualnie jestem pewna, że była to dobra decyzja. Były mąż jest nadal w związku z kobietą, z którą mnie zdradzał i z tego, co widzę chyba jest szczęśliwy. Ja natomiast również poznałam kogoś i mamy bardzo poważne plany na przyszłość. Jesteśmy ze sobą od stycznia i choć teraz już inaczej podchodzę do związków i miłości to jednak mam w sobie wiarę, że wszystko się ułoży i będziemy razem. Jest to osoba bardzo rodzinna, troskliwa, przede wszystkim ma bardzo dobre relacje z Michałkiem, co stanowiło dla mnie kwestię priorytetową. Michałek zaś jest radosnym i żywym chłopcem, trochę łobuzuje w przedszkolu i stara się wieść prym wśród rówieśników, co kończy się z różnym skutkiem, ale ogólnie nie mogę narzekać. Do przedszkola chodzi bardzo chętnie, wyrywa się często nawet w dni wolne. Na szczęście nie choruje zbyt często, chociaż ostatnie dwa miesiące miałam próbkę tego, jak to wygląda u moich koleżanek. Tydzień zdrowy, tydzień chory. Chwilowo od dwóch tygodni jest spokój i oby już tak zostało. Pozdrawiam Was serdecznie czerwcówki!
Cerruti, fajnie ze napisalas:) lubie Cie tu czytac Ciesze sie ze sie ulozylo i ze rozeszliscie sie w spokoju - to bardzo wazne. Mam nadzieje, ze wieje sie juz nie zawiedziesz, goraco Was pozdrawiam
Dziękuję Zadobra. Ja też zawsze z radością tutaj zaglądam, z pisaniem jak wiadomo gorzej. Liczę na to, że już wszystko będzie się mniej więcej układało, chociaż nie ukrywam, że mam w sobie dużo sceptycyzmu i nie jestem już taka pewna siebie i tego, co mam jak byłam. Dużo pomogły mi wizyty u psychologa, naprawdę dziękowałam potem mojej pani psycholog z całego serca, bo dzięki niej stanęłam na nogi i odżyłam. W ogóle teraz jestem wielką zwolenniczką wizyt u psychologa, uważam, że każdy chociaż raz powinien przejść się porozmawiać z takim specjalistą.
Poza tym pochwalę się, że udało mi się uzyskać prawo jazdy, za piątym podejściem co prawda haha ale mam! Jeżdżę od roku swoim już autkiem i mam z tego wielką radość i satysfakcję. Z trwogą myślę co prawda o zimie i zaspach osiedlowych wspominając koszmary tamtego roku, ale dam radę jakoś. Najważniejsze, że rano pakuję Michałka do fotelika, jedziemy do przedszkola i stamtąd śmigam do pracy, gdzie jestem przy dobrych wiatrach i braku korków nawet w kwadrans. To bardzo ułatwia mi życie.
Cerruti bardzo się cieszę, że zmiany u Ciebie wyszły Wam na dobre Miło sie czyta takie pozytywne posty. I gratuluje prawka! Wydaje mi się wielka sztuką rozstac się tak spokojnie..bez awantur, przepychanek. Zyczę Ci dużo szczęścia w nowym związku! Pisz częściej..bo u nas ostatnio jakiś zastój panuje
Ziowik dobrze, ze to piszesz.... poświęcenie czy tez oddanie się pracy to jedno...ale te warunki Przez takie podejście ludzie szybciej się wypalają, obojetnieją...smutne to. Znajdź coś dla siebie- jakąś odskocznie: czy to sport czy cos innego. naprawdę to poprawia samopoczucie, wycisza....czlowiek jak czuje się spelniony jest lepszy dla innych ( dla siebie) dwa wieczory szkicowalam obraz..dzisiaj zaczynam! trzymajcie kciuki bo presję wewnętrzną mam ogromną, zeby był udany...przeciez będzie go oglądala cała rodzina M. na weselu! A ponieważ będzie inny niż te parę obrazków dostępnych wszędzie ( bo naprawdę nie ma w czym wybierać w dewocjonaliach) to będą pytania : gdzie go teściowa kupiła.. ( tak jak u mnie na weselu ) Ze szpkicu jestem zadowolona ale samo ulożenie dziecka, motyw jest bardzo trudny dla mnie..i jeszcze ma być tylko brązowo- kremowy i nie mam zdjęcia, które by mi ułatwiło złapać światło- cień- czyli muszę z głowy to wszystko robić. Z drugiej strony jak go szybko skończę to jak mi nie wyjdzie będę miała czas namalować prostszą wesję Matki z dzieciątkiem Więc ryzykuję tylko pracę i materialy ...
cerutti bardzo się cieszę, mogąc Cię czytać i to jeszcze w takich pozytywnych okolicznościach. Fajnie, że po drodze trafiłaś na kogoś, mam na myśli psychologa, kto był Ci w stanie pomóc. Myślę, że Twoje losy dają nadzieję wielu osobom borykającym się aktualnie z różnymi trudnościami, które wydają się końcem świata.
ziowik wydajesz się bardzo zmęczona... Pewnie to żadna pociecha, ale dobrze Cię rozumiem... któregoś dnia też rozpisałam się na ten temat na forum. Teraz jest o tyle gorzej, że od listopada zostaje nas 4 lekarzy (3 plus szefowa, czyli wiadomo ) na prawie 80 pacjentów. Gdyby tak moje dziecko rozchorowało się to zostałabym dosłownie wyklęta Nie wiem też czym będziemy leczyć pacjentów od Nowego Roku, kiedy wejdzie nowe prawo farmaceutyczne. Pocieszam się czasem tym, że nigdzie nie jest idealnie, a ja i tak mam szczęście bo przynajmniej robię to co lubię. Aguutko mam nadzieję, że nasz rajd rzeczywiście wspominacie jako spacer po puszczy Jeśli dzięki temu udało Ci się odstresować to cieszę się i... musimy to powtórzyć justa pochwalisz się efektem końcowym?
Cerruti fajnie że do nas wróciłaś, mam nadzieje że bardziej na stałe ciesze sie że udało sie Wam jakoś dogadać, widać tak było lepiej, najważniejsze żeby na całęj tej sytuacji nie ucierpiał Michałek, a wygląda na to że i to sie jakos układa dobrze.. trzymam kciuki za nowe związki
Asiu tak, jestem zmęczona, sakramencko.. wczoraj miałam pierwszy od wielu miesięcy spokojny dyżur, były wręcz chwile nudy, co jest u nas praktycznie niespotykane.. ciągle mamy nerwa związanego z brakiem obsady na niektóre dyżury i gorycz w związku z zachowaniem naszych przełożonych, ale pewne rzeczy są poza moim zasięgiem wpływu i poza możliwościami w ogóle, wiec zaczynam je olewać, tak lepiej na tym wyjdę tak naprawde.. mam teraz 3 dni wolnego, wiec troche odsapne.. a pracę swoją generalnie lubię, niestety zaczynam sie zastanawiać nad zmianą otoczenia, bo boje sie że pozostając na miejscu wypale sie bardzo szybko, a gdzie tam do emerytury moze nowy rok przyniesie jakieś zmiany na lepsze, może jak troche odsapnę to spojrzę inaczej na to wszystko... kurcze, nie cierpie nie mieć kasy.. masakra, nie ma szans cokolwiek odłożyć, nie mówiąc o tym że od miesięcy niczego sobie nie kupiłam, a mam sporo braków, a kasy niet.. jak mnie to wkurza!!!! eh.... Justa kurcze faktycznie troche dziwnie jak jedziesz do kogoś robić wypad w bok, ale może by sie coś udało.. trzeba pomyśleć, my teraz próbujemy zorganizować jakoś ten weekend, Marek chce sie wybrać na koncert Comy 12.11, a ja pracuje 13. no nic, coś pogdybamy
Ja dziś ani weny ani czasu nie mam, ale wpadłam napisać, że cieszę się, że napisała Cerrutti. Autentycznie zastanawiałam się ostatnio co u Ciebie. Mam nadzieje, że słońce już na zawsze zaświeci w Waszym zyciu.
wiecie, że dzisiaj rusza aukcja?
oglądnęłam właśnie kilka teledysków Take That z zamierzchłej przeszłości... kiedyś ich lubiłam co za powrót do przeszłości, jakieś sentymenty mnie wzieły czy co? w kazdym razie bycze sie na całego i nie chce mi sie kompletnie NIC robic heh... no.. to dalej wracam do nic nie robienia
Justa, wiemy wiemy...są już obrazy?-bo jakoś nie zauważyłam...ale ja dziś czasu nie mam się rozglądać za bardzo.
JaAga póxnym wieczorem Aguutka wstawi dekoracje....
ja nie moge doczekać sie rękodzieła ciekawa jestem co Gruszka wystawiła oglądnęłam właśnie kilka teledysków Take That z zamierzchłej przeszłości... kiedyś ich lubiłam co za powrót do przeszłości, jakieś sentymenty mnie wzieły czy co? w kazdym razie bycze sie na całego i nie chce mi sie kompletnie NIC robic heh... no.. to dalej wracam do nic nie robienia Ziowiczku, przybij piatke:) choc fanka Take That i temu podobnych nie bylam. Melancholia dzis calkowicie mnie pochlonela.......( wczoraj ogladalam film pod tym tytulem heheh) A jak napisalas o koncercie Comy, to poruszylas moje serce. Caly dzien ich slucham. Znalazlam najpiekniejsza wersje jaka slyszalam Piotr Rogucki Olsztyn 2003 rok "sto tysiecy jednakowych miast" i "A My" Warto posluchac, dla takich chwil warto zyc... Och dziewczeta przepraszam, to nie miejsce na takie melancholie
a dlaczego nie? "Sto tysiecy..." to moja ulubiona piosenka Comy mama dzisiaj pyta mnie czy ten koncert na który chcieliśmy iśc to taki Behemoth heh, to już kompletnie nie jej pokolenie
fanką TT byłam jako dziecko, nie jakoś maniakalnie, miałam dwie... kasety słuchałam, jak odsłuchałam na Youtubie kilka kawałków to wrócił mi w głowie klimat sprzed tych prawie 20 lat jakieś obrazy w głowie, uczucia eh, to były czasy no ale ten dzień nic nie robienia był mi bardzo potrzebny.. jutro mam dalej wolne, ale już coś może zrobie dzieci na szczęście "zdrowe", byłam z nimi u lekarza, osłuchowo czysto, gardło ok, Kamilce mamy wrócić do dawki Zyrtecu którą brała (lekarka stwierdziła że 5' to w ogóle kocia dawka ) a Kacperek dostał Gentamycynę do oka i nosa, bo sobie chyba nadkaził oczka katarek i ropa mu sie z nich leje, ale miejmy nadzieje że leki szybko pomogą... okropnie jest nieznośny, nie wiem czy to przez ten katar, czy po prostu bunt dwulatka zaczyna sie na serio.. gdzie moje grzeczne spokojne dziecko??? złodzieja proszę o zwrot nie chce takiego diabełka złośliwego ide spać, dobranocka!
Dziewczyny ze zlotu- pamietacie gozar?
Mam nadzieje, że mi łba nie urwie, ale w końcu sama przeczytałam na maluchach - otóż ma trzeci paseczek! (tak mnie jakoś ta wiadomość ucieszyła, że chciałam się z Wami podzielić). To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.
|