To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

nerwica

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5
Inana
Na pewno wiecie. Więc proszę, oświećcie mnie...
niewidzialna
są różne typy nerwic https://pl.wikipedia.org/wiki/Nerwica wyszukiwarka nie gryzie, właśnie się przekonałam, że tak jak podejrzewałam nerwice biorą się z tego że człowiek nie ma z kim pogadać, nie ma wsparcia w innych, tłumi w sobie emocje to tak ogólnie rzecz biorąc
Inana
Sorry, ale ja nie chcę z wyszukiwarki. Potrzebuję Waszej wiedzy. Potrzebuję, żeby mi to ktoś powiedział. Ktoś, kto zna temat. Kto ma to przemyślane, czy to na sobie, czy zawodowo.
ulla
CYTAT(niewidzialna @ Thu, 20 Nov 2008 - 01:48) *
, tłumi w sobie emocje to tak ogólnie rzecz biorąc


Większość z tego właśnie.
Z tłumienia emocji. Acz niekoniecznie z tego, że nie ma z kim pogadać, bo może nie chce, bo nie widzi takiej potrzeby, albo widzi, ale nie umie.

Acz to olbrzymie uproszczenie, bo jest sporo sytuacji, wydarzeń, emocji (i ich skutków), których się ne analizuje, nie nazywa, ale które kończą się nerwicą. Choćby nieuświadomioną (sobie), kiedy organizm zaczyna protestować - np. bólami głowy, bezsennością, bólami żoładka, bólami czegoś-tam...
ulla
CYTAT(Inana @ Thu, 20 Nov 2008 - 02:05) *
Sorry, ale ja nie chcę z wyszukiwarki. Potrzebuję Waszej wiedzy. Potrzebuję, żeby mi to ktoś powiedział. Ktoś, kto zna temat. Kto ma to przemyślane, czy to na sobie, czy zawodowo.



To inaczej zadaj pytanie.
AJA
Ja miałam nerwicę żołądka, wypracowaną przez lata przez ojca. To było tłumienie emocji w sobie.
niewidzialna
moja mama miała tak ogólnie mówiąc dlatego, bo sama z 7 dzieci wojowała, przez jakiś czas był dziadek, więc wsparcie minimalne a do tego kłopoty finansowe, leczyła się, ale do psychiatry iść nie chciała, problemy sie skończyły gdy tato przestał wyjeżdżać.
mnie też męczyła nerwica przez wiele lat w postaci nerwobóli, głownie przez to że mama mi jako dziecku zwierzała się z problemów a ja bardzo to wszystko przeżywałam i rozważałam,męczyłam sie z tym,podzielić się kimś nie miałam sposobu bo przecież rówieśnicy i tak by nie zrozumieli, do tego dołożyły się moje problemy i brak możliwości porozmawiania z kimś o tym, w szkle średniej leczyłam sie lekami uspokajającymi, ale przestałam, nauczyłam się radzić sobie bez leków, dużo pomogła mi modlitwa,a nawet robótki ręczne (robienie opasek z muliny) a potem przyszły mąż icon_biggrin.gif chociażby tym ze był. Co jakiś czas powraca w postaci stanów lękowych, albo depresji głownie z powodu tłumionych emocji i braku wsparcia męża który jest daleko,radze sobie z tym jakoś,jak na razie bez leków.

w sumie to bardzo złożony proces, bo wszystko zależy od odporności psychicznej,od wielu czynników,a nawet od podejścia do życia,jeden będzie chory a innego nic nie ruszy
Beciak1
Zawodowo zajmuję się terapią m.in. nerwic i biorą się one tak jak wcześniej wspomniały dziewczyny z tłumienia w sobie emocji szczególnie tych trudnych. Z nieumiejętności rozładowania skumulowanych emocji, pragnień, potrzeb. Przyczyną nerwic jesteśmy my sami lub znaczące dla nas osoby, które wywierają na nas uświadomioną bądź nie presję.
Honey*
Witam
Mysle sobie teraz, po przeczytaniu, ze to sie bierze wlasnie z tego ze nie ma z kim porozmawiac, wygadac sie. Ja odkÄ…d pamietam nie mialam nikogo komu moglabym sie wyzalic, porozmawiac.
Moje problemy z psychika zaczely sie z dniem kiedy poszlam do nowej szkoly. Wbilam sobie cos do glowy i to nie dalo mi normalnie funkcjonowac. Zmienilam klase i jakos przezylam. Przez jakis czas bralam leki i to sie uspokoilo.
Moja nerwica przybierala rozne postacie. Skonczylo sie na tym ze, teraz, nigdzie dalej niz w kolo bloku sama sie nie wybieram. Strasznie mi z tym zle. Wszedzie jezdzi ze mna maz. Do lekarza z dzieckiem, wyrobic paszport, na zakupy i w wielu innych sprawach. Nie pamietam kiedy ostatni raz jezdzilam MPK. Maz niby rozumie ale widze w jego oczach ze to go meczy. Bylismy ostatnio i lekarza z Zuzia i mowie mu ze ciesze sie ze jezdzi ze mna wszedzie a on mi powiedzial ze on przeciwnie. I w takiej chwili moja nerwica sie poglebia. Bo nie czuje wsparcia. To nie jest proste pozbycie sie tego. Wlasciwie do onca nie wiem czy to nerwica czy fobia. Trwa to tak dlugo i przybieralo rozne postaci. Od lagodnej do naprawde fatalnej, rowniez z myslami samobujczymi. Lezalam na lozku i zastanawialam sie co dalej czy ja przezyje jeszcze ze 40 lat. Czy nie lepiej byloby odejsc. I wtedy szybko pojechalam do psychiatry dostalam leki i jest lepiej co nie zmienia faktu ze nie wychodze z domu sama dalej niz do slepu obok bloku.
Adriannna
W innym watku piszemy o depresji. Chcialam o niej wiecej wiedziec poniewaz moj wujek odebral sobie w zeszyly weekend zycie. Jednak nie wspomnialam tam o tym, ze zanim zaczal chorowac na depresje leczyl sie na nerwice wlasnie. Czytajac wasze wypowiedzi mozna dojsc do wniosku, ze obie te choroby sa ze soba bardzo powiazane.
wrona_j
CYTAT(gaby @ Thu, 20 Nov 2008 - 11:20) *
Witam
Mysle sobie teraz, po przeczytaniu, ze to sie bierze wlasnie z tego ze nie ma z kim porozmawiac, wygadac sie. Ja odkÄ…d pamietam nie mialam nikogo komu moglabym sie wyzalic, porozmawiac.
Moje problemy z psychika zaczely sie z dniem kiedy poszlam do nowej szkoly. Wbilam sobie cos do glowy i to nie dalo mi normalnie funkcjonowac. Zmienilam klase i jakos przezylam. Przez jakis czas bralam leki i to sie uspokoilo.
Moja nerwica przybierala rozne postacie. Skonczylo sie na tym ze, teraz, nigdzie dalej niz w kolo bloku sama sie nie wybieram. Strasznie mi z tym zle. Wszedzie jezdzi ze mna maz. Do lekarza z dzieckiem, wyrobic paszport, na zakupy i w wielu innych sprawach. Nie pamietam kiedy ostatni raz jezdzilam MPK. Maz niby rozumie ale widze w jego oczach ze to go meczy. Bylismy ostatnio i lekarza z Zuzia i mowie mu ze ciesze sie ze jezdzi ze mna wszedzie a on mi powiedzial ze on przeciwnie. I w takiej chwili moja nerwica sie poglebia. Bo nie czuje wsparcia. To nie jest proste pozbycie sie tego. Wlasciwie do onca nie wiem czy to nerwica czy fobia. Trwa to tak dlugo i przybieralo rozne postaci. Od lagodnej do naprawde fatalnej, rowniez z myslami samobujczymi. Lezalam na lozku i zastanawialam sie co dalej czy ja przezyje jeszcze ze 40 lat. Czy nie lepiej byloby odejsc. I wtedy szybko pojechalam do psychiatry dostalam leki i jest lepiej co nie zmienia faktu ze nie wychodze z domu sama dalej niz do slepu obok bloku.

Gaby przykro mi to czytać bo znam problem jaki masz bardzo dobrze ponieważ moja szwagierka ma to samo. teraz jest już dużo lepiej. pracuje, wyjdzie sama z domu, robi zakupy, załatwi niektóre sprawy, a było bardzo źle. ale też do autobusu nie wsiądzie, nie pójdzie do kościoła, do hipermarketu i jeszcze wiele innych. dawniej (szkoła średnia) było zupełnie inaczej była niezwykle przebojową osobą i też tak jak ty ma wsparcie męża i rodziny.
to że mąż ci powiedział że sie nie cieszy że musi z tobą jeździć wszędzie to nie znaczy że cię nie wspiera wręcz przeciwnie. on po prostu chciałby abyś z tego wyszła i była zdrowa. a dopóki tak nie jest to wszędzie z Tobą jeździ/ chodzi. a może poszukajcie jakiegoś psychologa czy psychoterapeuty to może dużo pomóc. musisz z tym walczyć przecież masz małe dzieciątko i ono będzie chciało więcej i dalej wychodzić. życzę ci zdrówka i wiem jak z tym ciężko żyć waszej rodzinie.
powodzenia
Beciak1
Ja też myślę Gaby, ze bez psychoterapii się nie obejdzie. Leki łagodzą efekty, ale trzeba dociec przyczyny. Są ośrodki leczenia nerwic, gdzie można uzyskać fachową pomoc i wsparcie. Pomóż sobie i całej rodzinie.
chaton
CYTAT(Adrianna78 @ Thu, 20 Nov 2008 - 09:36) *
W innym watku piszemy o depresji. Chcialam o niej wiecej wiedziec poniewaz moj wujek odebral sobie w zeszyly weekend zycie. Jednak nie wspomnialam tam o tym, ze zanim zaczal chorowac na depresje leczyl sie na nerwice wlasnie. Czytajac wasze wypowiedzi mozna dojsc do wniosku, ze obie te choroby sa ze soba bardzo powiazane.

No wlasnie, jaki jest zwiazek miedzy tymi dwoma dolegliwosciami? Czy depresja moze byc symptomem nerwicy?
I co zrobic, zeby tych emocji nie tlumic?
I czy tak na prawde mozna wyleczyc depresje, czy jedynie symptomy?
Bo mowiac o nerwobolach i innych dolegliwosciach psychosomatycznych koncentrujemy sie na symptomach.

Beciak: widze, ze znasz sie na rzeczy, mozesz nam troche wyjasnic te mechjanizmy nerwicy?
Honey*
Chetnie wybralabym sie na terapie. Ale sama niestety nie pujde, a jak znam meza to nie pojedzie ze mna(tzn zeby chociaz zawiozl i poczekal). Ale sek w tym tez ze ja boje sie tych terapii. Moze gdyby to bylo tak ze ktos przyjdzie do mnie pogada "zajzy do srodka" to byloby dla mnie rozwiazanie.
wrona_j ja niestety tez nie chodze do kosciola. Boje sie sama isc. A tym bardziej z Zuzia. Kiedys jeszcze stalam przed wejsciem ale teraz juz to nie wchodzi w gre. DO hipermarketu tez nie chodze chociaz mam 10 min sparcerkiem. Jezdzimy samochodem.
Ja co pradwa pracuje ale.... w bloku obok. Nie wyobrazam sobie jezdzic do pracy na drugi koniec miasta, zatloczonym autobusem z tymi wszystkimi ludzmi.
Nie wyobrazacie sobie jak bardzo chcialabym byc zdrowa, chociaz moc wyjsc z domu z Zuzia gdzies dalej. Isc do parku wodnego, pojechac na rynek, na jakas wystawe. Nieraz jedziemy gdzies i wygladam przez szybe i mysle jak ja bym chciala tak sama pojechac gdzies z Zuzia.
wrona_j
przytul.gif
próbuj i walcz z tym bo warto
Beciak1
Gaby, nie bój się. Takie sesje to nic strasznego. Spotkasz się z kimś życzliwym, kto zna się na rzeczy i będzie próbował pomóc,l bez oceniania czy krytyki.
Jestem pewna, że jeżeli poważnie i szczerze porozmawiasz z mężem nie odmówi Ci on pomocy. To Ty szukasz już może podświadomie wykrętu z góry zakładając, że się nie zgodzi. A skąd wiesz? Myślę, że on też chce rozwiązać tę sytuację i Ci pomóc. Uwierz, w tym stanie sama sobie nie dasz rady i będziesz brnąć dalej, a z Tobą wszyscy do koła. Przepraszam, że brutalnie, ale szczerze. Możesz też poszukać psychologa, który będzie do Ciebie przyjeżdżał. Tylko to są duże koszty i musiałabyś poszukać takiego, który sie w tym temacie specjalizuje.
Nie wiem, czy u Ciebie to nerwica lękowa (zdiagnozował ją jakiś specjalista?) czy początki agorafobii. Pozwól sobie pomóc, z tego na prawdę można wyjść.

Chaton, p
Za równo depresja jak i nerwica to zaburzenia lękowe tworzone przez osoby nimi dotknięte. Są to jednak dwa różne stany, pomimo istniejących między nimi wielu podobieństw i związków. Podobieństwa dotyczą objawów (podobnych lub wspólnych) oraz przyczyn powstawania.
Krótko: PODOBIEŃSTWA
-występowanie różnego rodzaju lęku (długotrwałego) np. panicznego, społecznego (jak u Gaby), natręctw czy hipochondrycznego lub objawów lękowych jak nadmierne obawy o coś lub o kogoś, niepokój ruchowy
- drażliwość, nerwowość, impulsywność, większe napięcie psychiczne, nieumiejętność odprężenia i odpoczywania
Oczywiście te stany występują czasem u każdego każdego nas, jednak inna jest dynamika i nasilenie.
RÓŻNICE
- w depresji – zaburzenia snu, spadek energii życiowej, utrata zainteresowaÅ„, niemożność koncentracji , brak apetytu, zależność różnych objawów od pory dnia, które wystÄ™pujÄ… u osób z depresjÄ…, a w nerwicy nie.
Można powiedzieć, że ciało, organizm jest w depresji w większym stopniu rozregulowane niż ma to miejsce w nerwicy.
Jako najczęstsze przyczyny depresji podawane są uszkodzenia mózgu np. po urazach, stres i nieumiejętność jego rozładowania, niskim poziomem cukru we krwi, zachwianiem równowagi hormonalnej i brakiem światła (przebywania na słońcu) i ćwiczeń.
- nerwice przejawiają się bardzo wieloma symptomami, dysfunkcjami, psychogennymi zaburzeniami emocjonalnymi, zakłóceniami procesów psychicznych i patologicznymi formami zachowania występującymi w tym samym czasie i powiązanymi ze sobą wzajemnie. Charakterystyczne jest to, że osoba chora często zdaje sobie sprawę z absurdalności swoich natręctw czy fobii jednakże zmuszona jest do ich powtarzania. Nerwice powstają m.in. w wyniku stałego pośpiechu, rywalizacji, narastającej potrzeby osiągania sukcesu, hałasu, czy kryzysu w rodzinie.

W nasilonej depresji niezbędne jest leczenie farmakologiczne (leki przeciwdepresyjne), a w nerwicy podstawowym sposobem pomocy jest psychoterapia.
Tyle na szybko icon_smile.gif
Honey*
niestety nikt mi nie powiedzial co to jest. psychiatra posluchal i dal leki

nie szukam wykretu po prostu znam mojego meza. nawet jesli pojedzie to z laska a ja bede jeszcze gorzej sie czula z tego powodu
Beciak1
Wytłumacz mężowi, że to ważne dla Was obojga. Ty zaczniesz pozbywać się lęku, żyć "normalniej", on będzie miał mniej na głowie, bo powoli będziesz coraz samodzielniejsza. Korzyści dla obu stron.
I wierz mi, najtrudniej zrobić pierwszy krok potem to już leci...
A leki w pewnym momencie przestaną działać. Pozwalają złagodzić objawy, a nie wyeliminować przyczynę. To tak jakbyś złamaną rękę leczyła środkami przeciwbólowymi... niezbyt skuteczne... pomimo, że nie boli.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę odwagi w walce o siebie icon_smile.gif
chaton
Beciak: dzieki za odpowiedz Wiesz, problem jest w tym, ze w kraju, w jakim mieszkam nie daje sie diagnozy pacjentowi. Leczy sie symptomy. Ja chyba zawsze mialam jakies newrotyczne podloze, po mamie, ktora jest bardzo lekowa osoba i ktora sama wypiera emocje, wiec srednio nas nauczyla je wyrazac. Potem emigracja no i rozne realne problemy...
Ostatnio troche po porodzie leczenie antydepresorami bez wymowienie slowa "depresja". A ja bym wolala wiedziec. Sama psychologie studiowalam, ale to po pierwsze bylo jakis czas temu i nie pracuje w tym kierunku, a poza tym jak wiesz wlasnycm psychologiem byc nie mozna. Wiem jedynie, ze nie jestem "chora", tak mi wszyscy mowia, no ale leki mi daja i objawy tez takie srednio do zycia. Na terapie chodze. Moge Ci opisac na pw?
Beciak1
Zapraszam icon_smile.gif
gemma
Gaby, koniecznie spróbuj terapii - bez tego utkniesz w martwym punkcie.
Przez długi czas chodziłam na terapię (grupową) z kobietą, która tak jak Ty miała silna nerwicę, również nie wychodziła z domu, nie podróżowała inaczej jak z mężem. Po ładnych kilkunastu miesiącach porządnej terapii, na która oczywiście woził ją mąż, naprawdę z tego wyszła. Zaczęła chodzić po zakupy, najpierw do sklepów w pobliżu domu, potem coraz dalej, aż w końcu pojechała autobusem do innego miasta. icon_smile.gif A potem pojechała sama do ośrodka leczenia nerwic, skąd wróciła szczęśliwa - i to była taka kropka nad i oraz zakończenie terapii.

Uwierz, że to się da zrobić, ale musisz zrobić ten pierwszy krok. Nie zasłaniać się mężem, bo skoro wozi Cię w różne miejsca, to niby dlaczego nie miałby Cię wozić w jeszcze jedno?
Jestem pewna, że mąż wolałby Cię wozić na terapię przez kilka miesięcy, niż wozić Cię wszędzie przez całe życie. No i z pewnością wolałby widzieć Cię szczęśliwszą. icon_smile.gif
Powodzenia życzę icon_smile.gif
i koniecznie idź na terapię
Inana


Mam koleżankę, która wpadła w nerwicę. Ona ma beznadziejnego męża, pobrali się sześć lat temu, mają dwoje dzieci. Pół roku temu ona zdała sobie sprawę, że na męża nie może liczyć, że nie będzie on dla niej nigdy oparciem, że jej małżeństwo zbudowane jest na bardzo kruchej podstawie, zorientowała się w końcu również, że mąż ciągle ją okłamuje. I wpadła w nerwicę. I co teraz? Niby zdaje sobie doskonale sprawę z przyczyn swojej choroby, ale co powinna w tej sytuacji zrobić, żeby wyzdrowieć? Opuścić go? Odejść z dwójką dzieci, bez pieniędzy, bez mieszkania, bez pracy? Zostać? Z człowiekiem, który jest przyczyną jej choroby?

Na terapię chodzi, ale dopiero od niedawna i efektów nie widać. Poza tym u nas trudno o dobrego terapeutę.
Gosia z edziecka
CYTAT(Inana @ Thu, 20 Nov 2008 - 17:18) *
I co teraz? Niby zdaje sobie doskonale sprawę z przyczyn swojej choroby, ale co powinna w tej sytuacji zrobić, żeby wyzdrowieć? Opuścić go? Odejść z dwójką dzieci, bez pieniędzy, bez mieszkania, bez pracy? Zostać? Z człowiekiem, który jest przyczyną jej choroby?

To jest możliwe, żeby być z tym człowiekiem (nawet jeśli to tylko póki co) i jakoś wyzdrowieć. To będzie trudniejsze, niż wtedy gdy się ma oparcie w mężu. Ale nie jest niemożliwe.
A moje doświadczenie uczy mnie, że moja terapia zmieniła całą rodzinę. Ja się zmieniłam a rodzina musiała się też zmienić. Tak jak pod wpływem spadku temperatury z nieba zamiast deszczu pada śnieg.

Jeszcze jedno. Czasem warto przejść przez terapię z takim mężem u boku, żeby już "na zdrowo" spojrzeć jeszcze raz na małżeńswto. Terapia to też taki czas na przeczekanie może być. W trakcie się czasem coś wykluc może.
Poza tym wspierać nie musi mąż. Terapeuta jest od wspierania. Przyjaciele. Rodzina.

U mnie efekty widać było dopiero kilku latach terapii.
Inana
CYTAT(Gośka z edziecka @ Thu, 20 Nov 2008 - 17:39) *
U mnie efekty widać było dopiero kilku latach terapii.



Jakbym jej to powiedziała, toby wyskoczyła oknem. Ona chce być zdrowa już! Natychmiast! Da się?
W takim stanie, w jakim teraz sie znajduje nie bardzo może funkcjonować. Rzuciła pracę, w domu nic nie robi poza jedzeniem dla dzieci, nic ją nie cieszy, nie ma na nic siły. Jak to sama opisuje: czuje się, jakby była z gąbki. Odwiedziła już kilku psychiatrów, każdy przepisywał inne leki, po których jak twierdzi, dziwnie się czuła, więc ich nie brała. Teraz chodzi do psychiatry-psychoterapeuty, ale spotkania odbywają się co 2 tygodnie - trochę rzadko, moim zdaniem.
Gosia z edziecka
CYTAT(Inana @ Thu, 20 Nov 2008 - 17:43) *
Jak bym jej to powiedziała, toby wyskoczyła oknem. Ona chce być zdrowa już! Natychmiast! Da się?

Myślę, że to jest utrudnienie, a nie mąż.
Wiesz, zależy jek się ta nerwica ujawnia. Ja na objawy nerwicowe dostałam leki. Po to, żeby funkcjonować. Terapia powoduje zmianę sposobu myslenia, a na to trzeba czasu.
To nie jest tak, że nic się nie zmienia. Zmiany jakieś są. Ale poważne zmiany sa później.
Te poważne zmiany to takie poczucie jakiejś stabilnosci, poczucie sensu jakiegoś, spokoju pomimo wydarzeń. No piszę i czuję, że każde słowo jest niedobre, źle oddaje to co czuję. Chyba lepsze będzie: poczucie uwolnienia icon_confused.gif
Inana
CYTAT(Gośka z edziecka @ Thu, 20 Nov 2008 - 17:51) *
Myślę, że to jest utrudnienie, a nie mąż.
Wiesz, zależy jek się ta nerwica ujawnia. Ja na objawy nerwicowe dostałam leki. Po to, żeby funkcjonować. Terapia powoduje zmianę sposobu myslenia, a na to trzeba czasu.
To nie jest tak, że nic się nie zmienia. Zmiany jakieś są. Ale poważne zmiany sa później.
Te poważne zmiany to takie poczucie jakiejś stabilnosci, poczucie sensu jakiegoś, spokoju pomimo wydarzeń. No piszę i czuję, że każde słowo jest niedobre, źle oddaje to co czuję. Chyba lepsze będzie: poczucie uwolnienia icon_confused.gif


Na czym polega ta zmiana sposobu myślenia i w jaki sposób się ją uzyskuje? Są jakieś ćwiczenia? Czy to po prostu samo przychodzi?
Gosia z edziecka
CYTAT(Inana @ Thu, 20 Nov 2008 - 22:25) *
Na czym polega ta zmiana sposobu myślenia i w jaki sposób się ją uzyskuje? Są jakieś ćwiczenia? Czy to po prostu samo przychodzi?

Zmiana sposobu myślenia to takie wychowywanie samego siebie. Terapeuta w tym pomaga.
Jak się wychowuje dziecko? To będzie jakoś podobnie, chyba icon_confused.gif
Beciak1
CYTAT(Inana @ Thu, 20 Nov 2008 - 22:25) *
Na czym polega ta zmiana sposobu myślenia i w jaki sposób się ją uzyskuje? Są jakieś ćwiczenia? Czy to po prostu samo przychodzi?

Nie ma na to żadnych ćwiczeń. Przy pomocy terapeuty zaczynasz widzieć swój problem bardziej obiektywnie, pozbywasz się mechanizmów obronnych, które narosły i utrwaliły się. Udaje Ci się spojrzeć na problem tak jak widzą to inni, wtedy łatwiej zacząć działać i zmienić swoje postępowanie.
marghe.
CYTAT(Inana @ Thu, 20 Nov 2008 - 02:05) *
Sorry, ale ja nie chcę z wyszukiwarki. Potrzebuję Waszej wiedzy. Potrzebuję, żeby mi to ktoś powiedział. Ktoś, kto zna temat. Kto ma to przemyślane, czy to na sobie, czy zawodowo.


z tysiąca drobiazgów, lub z jednej "dużej" sprawy.
Nikt Ci nie udzieli wyczerpującej odpowiedzi, bo ile nerwic tyle powodów.
U mnie to szereg zdarzeń z dzieciństw/ młodości, z którymi nie umiałam się uporać, o których nie umaiłam mówić.
Na pierwszy rzut oka niby nic.. a jednak sporo szkód narobiło.
Długo by pisać
marghe.
CYTAT(gaby @ Thu, 20 Nov 2008 - 13:08) *
Chetnie wybralabym sie na terapie. Ale sama niestety nie pujde, a jak znam meza to nie pojedzie ze mna(tzn zeby chociaz zawiozl i poczekal). Ale sek w tym tez ze ja boje sie tych terapii. Moze gdyby to bylo tak ze ktos przyjdzie do mnie pogada "zajzy do srodka" to byloby dla mnie rozwiazanie.
wrona_j ja niestety tez nie chodze do kosciola. Boje sie sama isc. A tym bardziej z Zuzia. Kiedys jeszcze stalam przed wejsciem ale teraz juz to nie wchodzi w gre. DO hipermarketu tez nie chodze chociaz mam 10 min sparcerkiem. Jezdzimy samochodem.
Ja co pradwa pracuje ale.... w bloku obok. Nie wyobrazam sobie jezdzic do pracy na drugi koniec miasta, zatloczonym autobusem z tymi wszystkimi ludzmi.
Nie wyobrazacie sobie jak bardzo chcialabym byc zdrowa, chociaz moc wyjsc z domu z Zuzia gdzies dalej. Isc do parku wodnego, pojechac na rynek, na jakas wystawe. Nieraz jedziemy gdzies i wygladam przez szybe i mysle jak ja bym chciala tak sama pojechac gdzies z Zuzia.


Gaby, nie masz koleżanki / sąsiadki/ cioci.. kogokolwiek, kto by Ci mógł potowarzyszyc w wyprawie do terapeuty?
Wydaje mi się, że bez pomocy sobie nie poradzisz
Nie bój się, terapia nie gryzie icon_smile.gif
Wiem, bo sama chodzę od lat. I dzięki niej funkcjonuję w miarę normalnie.
Najwazniejsza sprawa to znalezienie dobrego terapeuty.
chaton
CYTAT(Inana @ Thu, 20 Nov 2008 - 17:18) *
Mam koleżankę, która wpadła w nerwicę. Ona ma beznadziejnego męża, pobrali się sześć lat temu, mają dwoje dzieci. Pół roku temu ona zdała sobie sprawę, że na męża nie może liczyć, że nie będzie on dla niej nigdy oparciem, że jej małżeństwo zbudowane jest na bardzo kruchej podstawie, zorientowała się w końcu również, że mąż ciągle ją okłamuje. I wpadła w nerwicę. I co teraz? Niby zdaje sobie doskonale sprawę z przyczyn swojej choroby, ale co powinna w tej sytuacji zrobić, żeby wyzdrowieć? Opuścić go? Odejść z dwójką dzieci, bez pieniędzy, bez mieszkania, bez pracy? Zostać? Z człowiekiem, który jest przyczyną jej choroby?

Na terapię chodzi, ale dopiero od niedawna i efektów nie widać. Poza tym u nas trudno o dobrego terapeutę.


Wszedzie trudno. Ona musi wybrac terapeute, ktory jej odpowiada. Musi sie z nim czuc swobodnie. Bo on za nia nic nie zrobi, bedzie jedynie rodzajem lustra, w ktorym ona zobaczy siebie i swoje zycie bardziej obiektywnie, co pozwoli jej je zmienic. A poniewaz zycie jest dlugie i skomplikowane, to potrzeba na to czasu.
Mysle, ze ona nie jest w stanie w tym momencie opuscic meza. Musi nabrac do tego sily, terapia moze jej w tym pomoc. Na razie mam wrazenie, ze ona nie ma swiadomosci, ze moze sobie bez niego poradzic. Ale moze to projekcja: ja tak mialam i terapia mi pomogla w decyzji rozwodu. icon_wink.gif
Honey*
gemma no niby jezdzi ze mna. Ale to np sprawy "nasze". Z naszym dzieckiem do lekarza czy zalatwic jej paszport (no tu akurat musielismy byc razem) zakupy to w sumie tez nasza wspolna sprawa. Jak trzeba bylo pojechal ze mna do psychiatry. Ale nie wiem czy np czekalby godzine na mnie. Ja musze miec swiadomosc ze on jest obok czy ktokolwiek inny kto pomoze a nie wysmieje ze wbilam sobie cos do glowy.
Co do kolezanek cioc itp. niestety nie mam. Wiekoszosc kolezanek jest daleko a te tutaj maja swoje zycie mezow dzieci. Nie mam serdecznej przyjaciolki niestety.
chaton
Gaby: to moze jakas e-terapia? Zakladalam kiedys watek o internetowym gabinecie psychologicznym, jek chcesz, to odszukam? To moglby byc pierwszy krok, a potem juz moze maoglabys sama dojechac?
marghe.
CYTAT(gaby @ Fri, 21 Nov 2008 - 15:42) *
gemma no niby jezdzi ze mna. Ale to np sprawy "nasze". Z naszym dzieckiem do lekarza czy zalatwic jej paszport (no tu akurat musielismy byc razem) zakupy to w sumie tez nasza wspolna sprawa. Jak trzeba bylo pojechal ze mna do psychiatry. Ale nie wiem czy np czekalby godzine na mnie. Ja musze miec swiadomosc ze on jest obok czy ktokolwiek inny kto pomoze a nie wysmieje ze wbilam sobie cos do glowy.
Co do kolezanek cioc itp. niestety nie mam. Wiekoszosc kolezanek jest daleko a te tutaj maja swoje zycie mezow dzieci. Nie mam serdecznej przyjaciolki niestety.


ale wizyta u specjalisty to też "Wasza" sprawa
Od Twojego samopoczucia zależy mnówsto spraw.
Szczęsliwa mama = szczęsliwe dziecko.. to tylko jeden przykład icon_smile.gif
Jak boli ząb to idzisz do dentysty jak boli.. dusza to do psychologa. Porozmawiaj z mężem
Beciak1
CYTAT(chaton @ Fri, 21 Nov 2008 - 13:45) *
Gaby: to moze jakas e-terapia? Zakladalam kiedys watek o internetowym gabinecie psychologicznym, jek chcesz, to odszukam? To moglby byc pierwszy krok, a potem juz moze maoglabys sama dojechac?


Ja osobiście uważam, że e-terapia to zły pomysł, gdyż częścią terapii przy tego typu zaburzeniach jest właśnie cykliczne wyjście z domu i udanie się do terapeuty.
wrona_j
CYTAT(gaby @ Fri, 21 Nov 2008 - 15:42) *
gemma no niby jezdzi ze mna. Ale to np sprawy "nasze". Z naszym dzieckiem do lekarza czy zalatwic jej paszport (no tu akurat musielismy byc razem) zakupy to w sumie tez nasza wspolna sprawa. Jak trzeba bylo pojechal ze mna do psychiatry. Ale nie wiem czy np czekalby godzine na mnie. Ja musze miec swiadomosc ze on jest obok czy ktokolwiek inny kto pomoze a nie wysmieje ze wbilam sobie cos do glowy.
Co do kolezanek cioc itp. niestety nie mam. Wiekoszosc kolezanek jest daleko a te tutaj maja swoje zycie mezow dzieci. Nie mam serdecznej przyjaciolki niestety.

Twoje zdrowie jest też waszą sprawą i jeśli Twój stan psychiczny się poprawi to to i Twój mąż będzie miał więcej czasu dla siebie i mniej obowiązków. pomyśl o tym i spróbuj działać. choćby małymi kroczkami ale do przodu.
Inana
Kurczę! Już mi ręce opadają! Nie wiem, jak mam z nią rozmawiać. Zadzwoniła dzisiaj, żeby mi powiedzieć, że największym błędem jaki popełniła było pójście do psychiatry. Bo po tych wizytach u psychiatrów (kilku ich było) zaczęła się zastanawiać nad sobą, analizować siebie i zaczęła się bać, że jest nienormalna i że zwariuje. I boi się tego grzebania w sobie. Twierdzi, że ona w ogóle to nie rozumie pojęcia podświadomości i w ogóle, to co to jest ta podświadomość i że ona się czuje przez tą podświadomość zagrożona, jakby miała w sobie COŚ (tą podświadomość znaczy się) 29.gif
A w ogóle to największą krzywdę jej zrobiła ta psychiatra, która powiedziała, że coś z nią musi być nie tak, bo ona (tzn. psychiatra) by z takim człowiekiem jak jej (mojej koleżanki) mąż nie była! I koleżanka poczuła się jak jakaś nienormalna, że coś z nią jest nie tak, skoro ona z nim jest. I w ogóle to ona (koleżanka) tak teraz dochodzi do wniosku, że ona wtedy (kiedy chodziła po psychiatrach) wcale nie miała nerwicy, bo nie odczuwała żadnych lęków, tylko była przygnębiona i nieszczęśliwa. Za to teraz już ma nerwicę, bo lekarze ją w nią wpędzili tym gadaniem i tymi lekami, bo ona się po tych lekach nie czuła sobą.

blagam.gif

Chciałam jej pomóc. Chciałam udzielić wsparcia, bo ja osobiście, kiedy mam nerwicową jazdę to potrzebuję ludzi, którzy mnie zrozumieją, zaakceptują taką jaka jestem i pomogą, jeśli będę tej pomocy potrzebować (nawet, jeśli ta pomoc będzie oznaczała odstawienie do szpitala psychiatrycznego, co mam nadzieję nigdy nie nastąpi, ale kto wie...) Ale zaczynam wymiękać.
Gosia z edziecka
Nie jesteś Twoją koleżanką. Ona jest osobnym człowiekiem. Nie możesz za nia odbyc terapii.
Mój psychiatra twierdzi, że niektórzy ludzie maja takie (urodzeniowe) cechy,, które utrudniaja terapię. a niekltóry takie cechy, że im ułatwiaja. A terapia nie jest rzeczą łatwa i przyjemna.
Inana
Ale ja się o nią boję. Twierdzi, że ma myśli samobójcze i raz już była o krok od ich realizacji.
Co robić? Jak z nią postępować? Co mówić?
Najchętniej ucinałabym wszystkie rozmowy na temat jej samopoczucia, objawów i całej reszty, ale boję się, że jej tym zaszkodzę.
Gosia z edziecka
Czytałam kiedys książke o depresji i myslach smaobójczych. tam radzili, żeby właśnie nie bac się rozmawiać o tym, co czuje ta osoba. nie namawiać i nie przekonywac o tym, że życiw sie ułoży, nie przekonywać do uroków życia. Bardziej rozmaiwac o praktycznej stronie (pamietam, że rozmawiałam o kosztach pogrzebu i jakichś takich). Nie pamietam już co to za książka była. Ale możesz poszukać w jakiejs bibliotece?? ja miałam własnie z biblioteki. Trudno cokolwiek napisać, jak się nie zna osoby. Trzeba tak jakos szukać po omacku icon_sad.gif. Ale rozumiem Cie dobrze, bo sama przchodze droge szukania po omacku słow, które dobrze jest powiedzieć...
W sumie jakąś wskazówką jest powód z jakiego ktoś sobie chce odebrać życie.
Ech... że też takei rzeczy się zdarzają icon_sad.gif
Inana
Problem polega na tym, że ja już jestem zmęczona. Rozmawiam z nią już ponad miesiąc. Ciągle o tym samym - o jej życiu, o jej mężu, o jej samopoczuciu, o lekarzach i terapii. I mam wrażenie, że to do niczego nie prowadzi. Ona tak jakby nie pamiętała, o czym mówiłyśmy, do jakich wniosków doszłyśmy. Wałkuje temat ciągle od nowa. A o samobójstwie myśli, bo tak bardzo źle się teraz czuje.
Nie mam już siły, czuję się, jakby wysysała ze mnie energię tym gadaniem. Ale nie chcę jej odrzucić. Nie chcę, żeby poczuła się odrzucona.

EDIT: A z drugiej strony nie wiem, czy powinnam ją namawiać do terapii, przekonywać, że jest jej potrzebna. Bo skoro ona uważa, że to właśnie terapia i rozstrząsanie siebie i swojego życia jest dla niej takie szkodliwe... Nie chcę, żeby pomyślała, że wmawiam jej chorobę, że wmawiam jej, że coś jest z nią nie tak...
gemma
Inana, ja bym tę Twoją koleżankę namawiała na leki, jednak. Leki to dobry sposób na przeczekanie tego pierwszego, najtrudniejszego okresu, kiedy człowiek już wie, że musi coś ze sobą zrobić (czytaj iść na terapię), ale jeszcze nie ma na to siły.
Niech zacznie choćby dla dzieci. Zwłaszcza, że się pojawiły myśli samobójcze.
Nie wiem, co znaczy, że koleżanka dziwnie się czuć po lekach. Czy ona brała je jakoś dłużej? W sensie miesiąc, dwa? Bo pierwszy okres brania leków faktycznie może być nieco dziwny, w zależności od osoby pojawiają się przeróżne objawy czy nawet dolegliwości. Ale o tym wyraźnie piszą w ulotce i to trzeba po prostu przeczekać, a nie odstawiać po tygodniu. Zresztą najlepiej wprowadzać lek stopniowo - najpierw 1/4 dawki docelowej, potem po tygodniu czy dwóch 1/2, po powiedzmy miesiącu dochodzi się do całej dawki. Wtedy te skutki uboczne są zminimalizowane.

Druga sprawa - trzeba znaleźć dobrego psychiatrę. Teksty (zakładam, że to nie kwestia nadinterpretacji koleżanki) o mężu, z którym pani dr psychiatra nie umiałaby być, są nieprofesjonalne i pani "dr" nadaje się do skreślenia, niestety.
marghe.
Zgodzę się z Gemmą co do leków.
To jedyny ratunek, chyba..

Natomiast nie zgodze się co do efektów ubocznych. W dzisiejszych czasach na rybku jest tyle lekartws, że można dobrać takie, po których efekty ubocze będą minimalne. Wiem po sobie icon_smile.gif
Dwukrotnie bardzo źle zareagowałam na leki. NIe było mowy o przeczekaniu, po kilku dniach zmieniono mi je na inne
chaton
CYTAT(Inana @ Sun, 23 Nov 2008 - 22:57) *
Kurczę! Już mi ręce opadają! Nie wiem, jak mam z nią rozmawiać. Zadzwoniła dzisiaj, żeby mi powiedzieć, że największym błędem jaki popełniła było pójście do psychiatry. Bo po tych wizytach u psychiatrów (kilku ich było) zaczęła się zastanawiać nad sobą, analizować siebie i zaczęła się bać, że jest nienormalna i że zwariuje. I boi się tego grzebania w sobie. Twierdzi, że ona w ogóle to nie rozumie pojęcia podświadomości i w ogóle, to co to jest ta podświadomość i że ona się czuje przez tą podświadomość zagrożona, jakby miała w sobie COŚ (tą podświadomość znaczy się) 29.gif
A w ogóle to największą krzywdę jej zrobiła ta psychiatra, która powiedziała, że coś z nią musi być nie tak, bo ona (tzn. psychiatra) by z takim człowiekiem jak jej (mojej koleżanki) mąż nie była! I koleżanka poczuła się jak jakaś nienormalna, że coś z nią jest nie tak, skoro ona z nim jest. I w ogóle to ona (koleżanka) tak teraz dochodzi do wniosku, że ona wtedy (kiedy chodziła po psychiatrach) wcale nie miała nerwicy, bo nie odczuwała żadnych lęków, tylko była przygnębiona i nieszczęśliwa. Za to teraz już ma nerwicę, bo lekarze ją w nią wpędzili tym gadaniem i tymi lekami, bo ona się po tych lekach nie czuła sobą.


Inana: ale nikt nie powiedzial, ze to bedzie latwe i od razu. To jest dluga praca i niezbednym etapem jest ten bardzo nieprzyjemny stan, ktory doswiadcza kolezanka i ktory polega na tym, ze ona sobie zdaje sprawe jak bardzo jest jej zle. Niestety nie mozna czus sie lepiej bez swiadomosci tego, ze jest zle.
Co do lekow zgadzam sie z kolezankami: one maja bardzo dlugoterminowe dzialanie. Nawet po kilku tygodniach moga zaczac przynosic kozysci, wiec niestety trzeba przeczekac.
Beciak1
CYTAT(chaton @ Mon, 24 Nov 2008 - 11:29) *
Inana: ale nikt nie powiedzial, ze to bedzie latwe i od razu. To jest dluga praca i niezbednym etapem jest ten bardzo nieprzyjemny stan, ktory doswiadcza kolezanka i ktory polega na tym, ze ona sobie zdaje sprawe jak bardzo jest jej zle. Niestety nie mozna czus sie lepiej bez swiadomosci tego, ze jest zle.
Co do lekow zgadzam sie z kolezankami: one maja bardzo dlugoterminowe dzialanie. Nawet po kilku tygodniach moga zaczac przynosic kozysci, wiec niestety trzeba przeczekac.


Dokładnie tak to jest.
Inana
Wiem, wiem i jeszcze raz wiem.
Nie rozumiem tylko w dalszym ciągu, jak to jest, że człowiek normalnie sobie przez kilkadziesiąt lat życia funkcjonuje (rozumiem, że w niekomfortowych warunkach, ale przecież funkcjonuje normalnie) a potem nagle przestaje funkcjonować. Świat mu się rozsypuje, dlaczego?
Koleżanka twierdzi, że była szczęśliwa (w czasie tego nieszczęsnego małżeństwa) i chce do tego wrócić. Mówi, że wcale nie było tak źle, że już się przecież była przyzwyczaiła, że szanowny małżonek codziennie wraca do domu rano, że wyjeżdża z kolegą i dwiema koleżankami a ona w tym czasie zostaje w domu z dziećmi, bo przecież już dla niej w samochodzie nie będzie miejsca (słowa szanownego małżonka). Że radość dawały jej dzieci i dom - bo ona lubi być kurą domową, sprzątać, gotować, czytać książeczki, kolorować, rysować, chodzić na spacery. Że ona chce, żeby było tak, jak było.
O co w tym wszystkim chodzi? Skoro było jej dobrze, to dlaczego ma nerwicę? A może to nie jest nerwica? (lekarze twierdzą, że nerwica) Jak nie nerwica, to co?
Gosia z edziecka
CYTAT(Inana @ Mon, 24 Nov 2008 - 13:03) *
Wiem, wiem i jeszcze raz wiem.
Nie rozumiem tylko w dalszym ciągu, jak to jest, że człowiek normalnie sobie przez kilkadziesiąt lat życia funkcjonuje (rozumiem, że w niekomfortowych warunkach, ale przecież funkcjonuje normalnie) a potem nagle przestaje funkcjonować. Świat mu się rozsypuje, dlaczego?
Koleżanka twierdzi, że była szczęśliwa (w czasie tego nieszczęsnego małżeństwa) i chce do tego wrócić. Mówi, że wcale nie było tak źle, że już się przecież była przyzwyczaiła, że szanowny małżonek codziennie wraca do domu rano, że wyjeżdża z kolegą i dwiema koleżankami a ona w tym czasie zostaje w domu z dziećmi, bo przecież już dla niej w samochodzie nie będzie miejsca (słowa szanownego małżonka). Że radość dawały jej dzieci i dom - bo ona lubi być kurą domową, sprzątać, gotować, czytać książeczki, kolorować, rysować, chodzić na spacery. Że ona chce, żeby było tak, jak było.
O co w tym wszystkim chodzi? Skoro było jej dobrze, to dlaczego ma nerwicę? A może to nie jest nerwica? (lekarze twierdzą, że nerwica) Jak nie nerwica, to co?

Póty dzban wode nosi, póki się ucho nie urwie icon_sad.gif
Są różne mechanizmy (wyparcie itd), które chronia człowieka, tu pewnie Beciak i Chaton cos by napisały więcej. W kazdym razie człowiekowi się wydaje, że się pogodził. Nerwica jest dowodem na to, że się nie pogodził. Taki człowiek po prostu bardzo dobrze tłumił swoje uczucia prawdziwe przez jakiś czas, a potem się juz nie dało. Niektórzy całe życie potrafia tłumić.
A terapia jest jak remont. Widział ktoś niekłopotliwy i przyjemny remont? Trzeba zaprowadzić niezły chaos, żeby potem wszystko poukładać od nowa.
chaton
CYTAT(Gośka z edziecka @ Mon, 24 Nov 2008 - 13:24) *
Póty dzban wode nosi, póki się ucho nie urwie icon_sad.gif
Są różne mechanizmy (wyparcie itd), które chronia człowieka, tu pewnie Beciak i Chaton cos by napisały więcej. W kazdym razie człowiekowi się wydaje, że się pogodził. Nerwica jest dowodem na to, że się nie pogodził. Taki człowiek po prostu bardzo dobrze tłumił swoje uczucia prawdziwe przez jakiś czas, a potem się juz nie dało. Niektórzy całe życie potrafia tłumić.
A terapia jest jak remont. Widział ktoś niekłopotliwy i przyjemny remont? Trzeba zaprowadzić niezły chaos, żeby potem wszystko poukładać od nowa.

Dokladnie, trafnie ujete, podpisze sie. Mechanizmy obronne maja swoje granice, one sa skuteczne na krotki okres. Chowane pod dywan problemy tylko przybieraja na sile i w pewnym momencie jest eksplozja.
Kontynnuujac porownanie " budownicze", to dom wybudowany na zlych fundamentach: kiedy sie rozsypie, trzeba zaczac od budowy pozadnych fundamentow.
Beciak1
U Twojej przyjaciółki bardzo silnie działają mechanizmy obronne, wynikające najprawdopodobniej z ogromnego lęku przed radykalną zmianą. I jestem pewna, że "kiedyś" wcale nie było lepiej. Kobieta musi jeszcze do jakiejkolwiek decyzji dojrzeć, na razie tkwi i jakoś tam sobie te "tkwienie" racjonalizuje. I pewnie będzie tak jak z tym przysłowiowym dzbanem. Szanowny małżonek wywinie taki numer, którego już przyjaciółka nie da rady "przerobić sobie w głowie" i albo się zbierze w kupę robiąc porządek, albo załamie kompletnie.
Niestety Inana Ty za nią nic nie zrobisz, możesz tylko słuchać i doradzać. To jej życie i tylko ona może je zmienić. icon_sad.gif
Swoją drogą chciałabym mieć taka przyjaciółkę, która tak sie troszczy o drugą osobę jak Ty icon_smile.gif
Inana
Doszła do wniosku, że nic jej nie jest. Wszystko to sobie wkręciła. Postanowiła myśleć pozytywnie: wszystko jest w porządku, jestem normalna. Czyli na razie czekamy i nie ruszamy tematu. Zobaczymy co będzie.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.