To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

psychoterapia

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
Carrie
CYTAT(chaton @ Sun, 09 May 2010 - 17:47) *
No i odkrylam kluczowy punkt mojej terapii: problem u mnie polega na tm, ze uwazam, ze emocje innych sa wazniejsze od moich. to wazne odkrycie, teraz moge nad tym pracowac.


no ba, nie jesteś odosobniona 06.gif 03.gif
Latami tłumiłam własne emocje, potrzeby, pragnienia bo "czyjeś" były ważniejsze (tzn. ja nie brałam w ogóle swoich pod uwagę ani na głos nie formułowałam)
Dopasowywałąm się jak kameleon do sytuacji.A jak już nawet w mojej głowie zrodziło się pragnienie czegoś to bałam się to artykułować.Bałam się obśmiania, krytyki, potrzeby wsparcia mojego pomysłu argumentami.Bo chciałam bezwzględnej akceptacji dla siebie i swoich potrzeb.A że cierpię na chroniczny brak zaufania i nie miałam 100% gwarancji na to,że to czego chcę zostanie spełnione z uśmiechem na ustach - to wolałam milczeć.Tłumiłam swoje niezadowolenie z tego powodu, niemal wydawało mi się,że nie jestem niezadowolona.
Generalnie starałam się tak żyć,żeby nie być nikomu ciężarem.A z tym ostatnim to wiąże się wiele wątków w moim życiu.

Dopiero od bardzo niedawna dociera do mnie,że mam prawo chcieć i mam prawo to realizować.I że ktoś kogo proszę ma prawo odmówić i nie ma z tego powodu końca świata.Że można negocjować i że to nic strasznego.Że generalnie mieć różne zdania to nie jest powód do awantur, poniżania i obrażania się.Dociera do mnie ale jeszcze muszę to zrozumieć i nauczyć się stosować w praktyce.

edit: jeszcze coś dopiszę

starałam się zawsze by ten kto ma kontakt ze mna był zadowolony.Nie dopuszczałam do sytuacji by ktoś był smutny z mojego powodu.A już zły to w ogóle.Jeżeli baaaaaardzo na czymś mi zależało a strona którą chciałam przekonać lub wytłumaczyć mój punkt widzenia była całkowicie w opozycji do mnie to czułam min. porażkę.Że nie zrobiłam wszystkiego by mi się udało, że nie postarałam się wystarczająco....ach.Chore to.
malinka1978
21.gif ja też to ostatnio uśiwadomilam sobie na terapii, ze ja jakbym spelniala czyjes zyczenia i w sumie nie patzryła na swoje pragnienia tylko spelniala pragneinia meża, mamy itd.
że w sumie udawałam bycie inną niz jestem by nie zranic kogos, by zaspokoic kogos zachcianki.
ze w sumie tez tlumilam emocje i nie wyrazalam swojegoz dania by ktos sie nie zezloscil. bo gdyby sie zezloscil to bylaby np kłotnia i gniew. itd. i tutaj tez mam to do opracowania
Carrie
CYTAT(malinka1978 @ Sun, 09 May 2010 - 20:05) *
że w sumie udawałam bycie inną niz jestem by nie zranic kogos, by zaspokoic kogos zachcianki.


ano dokadnie

i jeszcze przyjmowanie "na klatę" wszelkich pretensji i skarg i krzyków - nawet od obcych.Totalna blokada, kurczenie się w sobie i taki szybki powrót do bycia małą dziewczynką, która na pewno coś zawiniła i trzeba ją ustawić.Absurdalny brak obrony, gula w gardle i łzy w oczach.Ewentualnie jakieś niemrawe próby tłumaczenia się zamiast zachowanie trzeźwości umysłu i asertywnej, krótkiej odpowiedzi.Kiedyś było gorzej ale jeszcze nad tym pracuję.

ma to związek z czymś jeszcze - z tym,że nie potrafię ( kiedyś bardziej) odmawiać czegoś.W efekcie ciągnę coś co wcale mi się nie podoba nie protestując odpowiednio wcześnie.W końcu zbiera we mnie agresja i nieadekwatnie do sytuacji bronię się w agresywny sposób.Osoba, która wcześniej nie wiedziała,że coś mi się nie podoba jest zaskoczona siłą mojej złości i negatywnym nastawieniem.A to ja sama się nakręciłam, często zupełnie niepotrzebnie bo zupełnie wystarczyłoby naturalne odmówienie bądź zgłoszenie rezygnacji.

edit: tak coś czuję,że będę was zalewać refleksjami na temat siebie bo udało mi się nareszcie odblokować po ostatnim spotkaniu
malinka1978
carrie pisz, jesli masz na to ochote, po to tu jest ten temacik.

u mnie tak samo, zamiast jesli mi sie cos nie podoba powiedziec normalnie ze nie. ze mam inne zdanie. to ja tlumiac zlosc, inne poglady zloszcze sie sama ze soba ze jest to nie zgodne ze mna. i tym samym zloszcze sie potem na innych . ogólnie głupie, zamiast powiedziec od razu, tylko aby powiedziec od razu trzeba miec na to sile, i nie bac sie powiedziec NIE
Bianka
Chaton naprawde zdazylas przeczytac te moje wypociny? 23.gif

Dzis jestem wrakiem czlowieka.Jutro kolejna wizyta u psychologa..Nic mi to nie pomaga teraz na tapete znowu wyjda moje sprawy malzenskie..

Jest mi zle bardzo zle.

Najgorsze jest to ze kiedy jest mi zle i oczekuje wsparcia od meza dostaje tak pala po labie ze wszystko zostaje przekreslone.
kasiarybka
ja mogę pisać tutaj na ogólnym, myślę, że ten wątek powinien tutaj zostać, bo Bianka np. w życiu nie "dostuka" do 1000, nie ma mowy, a szkoda by było, żeby nie mogła nadal pisać.

dziewczyny ja mam takie same spostrzeżenia, co Wy, dla mnie również odmawianie sprawiało i nadal czasami sprawia ogromny problem tak naprawdę. Nie potrafię w niektórych momentach być asertywna, ciągle pokutuje we mnie ptrzeba akceptacji przez Wszystkich.
Bo wydaje mi się, że jak Ktos mnie nie będzie lubił, to moja wartość na tym straci.
Dzisiaj wiem, że to bzdura, pracuję nad tym codziennie, Dziennik własnie bardzo pomógł mi w określeniu tych wszystkich emocji.
Wylazło ze mnie samo gęste, walczę z tym wszystkim do dzisiaj, czasami mnie pokonuje, leżę i bęczę.
Tak do utraty tchu ryczę, aż mnie telepie, w zasadzie, gdyby ktos mnie zapytał dlaczego płaczę, nie wiem czy umiałabym Mu odpowiedzieć logicznie, po prostu, wywala się ze mnie wszystko.
Ale jest lepiej, duuużo lepiej niż te cztery lata temu.

Wtedy te wszystkie problemy zwyczajnie zapijałam.
Zalewałam je alkoholem.
W tych chwilach, kiedy miałam w głowie rausz, czułam się taka przebojowa, ważna, taka zabawna, dusza towarzystwa, a tak naprawdę bywałam żałosna, dzisiaj to wiem i jest mi wstyd strasznie, ze dałam sie sprowadzić do partetu, że sama siebie wpędziłam w takie doły, no ale....nie ma tego złego....
Gdyby nie tamto w zasadzie, dzisiaj nie wiedziałabym o sobie tego wszystkiego co wiem.

Wtedy wszystkie trudne emocje leczyłam szklaneczką, kiedy podjęłam decyzję o zmianie swojego życia, kiedy minął mi Okres" mięsiaca miodowego", kiedy z chmur, zeszłam na ziemię, zobaczyłam siebie taka jaką nie chciałam siebie widzieć nigdy.
Nie podobałam sie sobie taka nowa.
Musiałam nazwać wiele rzeczy po imieniu, przyznać się do swoich złych cech, do lenistwa, do egocentryzmu, do użalania sie nad sobą, do małostkowości do niskiego poczucia wartości własnej....i do wielu, wielu innych jeszcze....

To tak jakbym siebie rozbiła na setki kawałków i później każdy taki kawałek ogladała pod mikroskopem.
Z każdej strony.
Bardzo mi pomogło pisanie na tym forum AA, znalazłam tam Ludzi, którzy wcale nie delikatnie, ale prawdziwie pokazywali mi po prostu, krok po kroku, którędy mogę iść, żeby zmienić to co schrzaniłam.
Do dzisiaj sie układam, dążę do doskonałości, zależy mi na tym, zeby siebie ulepszać, coraz bardziej i bardziej.

Teraz walczę z brakiem cierpliwości dla Innych.
Trudne to bardzo.
Oceniam, stawiam diagnozy w swojej głowie, czesto bardzo widzę sam problem, nie zauważam Człowieka.....ale z tym też sobie poradzę, nauczę się, najważniejsze, że nie jestem sama.

Piszcie Dziewczyny, mi sie wydaje, że i tak napisałysmy już TAK DUŻO, że jakie to ma znaczenie, czy zdanie mniej czy zdanie więcej.......

Ja mam wrażenie, ze wiele Ludzi czyta i odnajduje gdzieś w tych skrawkach naszych dusz, kawałki swojej duszy i, że to Im w jakiś sposób jednak pomaga, naprowadza, może pokazuje jakis kierunke....w każdym razie wierzę, że ta nasza wiwisekcja nie idzie na zmarnowanie.
malinka1978
ja tez zapijałam problemy co tydzien na imprezach czy dyskotekach. stracone uczucia itd. problemy w domu.
bylo wesolo, zapominalam przynajmniej w sobotni wieczór o bólu o smutku.
tak bylo z 2 lata ...
potem tak jakos wypilam za duzo czy ktos mi do drinka cos dosypal na dyskotece ze bylam prawie nieprzytomna ale nie urwal mi sie film do konca. ryczalam ze kogos kogpo kocham nigdy ze mna nie bedzie....

kolezanki odwiozly mnie do domu. potem wymiotowalam czulam sie koszmarnie.
od tamtego czasu nie pije, ani kropelki...
malinka1978
bianka ja mam terapie w srode...
tez czuje ze bedzie duzy problem moze sie rozrycze, bo ostatnie dni mailam fatalne w samopoczuciu...
a wizyta u psychiatry dopiero za 2 tyg, ciekawe czy mi lek zmieni bo ten nie chce dzialac...a sama sobie nie radze
Carrie
dubel
Carrie
icon_confused.gif

a ja mam i miałam diametralnie odmienny stosunek do alkoholu.Uraz z dzieciństwa był na tyle głęboki,że nigdy nie potrafiłam spokojnie patrzeć na pijące osoby w moim towarzystwie; czy to rodzina czy rówieśnicy. Zawsze mnie to spinało, czułam ogromny dyskomfort.Sama jak mam do wyboru nie pić czy wypić to nie wypiję.Musi być na prawdę moje dobre samopoczucie, żebym się skusiła czy sama zaproponowała np do obiadu.W innym wypadku nie ma mowy; nie przełknę.Generalnie mogę żyć całkiem nieźle zupełnie bez. Aha, czystej wódki nigdy nawet nie spróbowałam.Mój opór, wstręt, obrzydzenie i skojarzenia są zbyt potężne.

edit: dopisek
*eFcIa*
Kurcze - mam ukłucia w mostu i czuje jak mnie czasami pali icon_sad.gif icon_sad.gif icon_sad.gif Mam nadzieje, że to nie nawrót, bo 2 tygodnie było super....
malinka1978
a mnie ostatnio bardzo dokucza serce, slabi mi, kolacze jakbym go nie miala 21.gif . i to jest na tyle dokuczliwe czuje sie wtedy slabo i boje sie ze zaslabne.

i najgorsza dla mnie tez rzecza(dolegliwoscia jest) ze czasami chodze jak we śnie, czy macie podobne dolegliwosci? jakbym byla odcieta od świata, takie dziwne odczucie, nierealne 41.gif 41.gif 41.gif
CrazyMary
Głównie Was podczytuje, ale problemy mam podobne. Pierwszy raz wylądowałam na terapii 4 lata temu. Terapia plus leki pomogły na tyle że odstawiłam jedno i drugie, potem zaszłam w ciążę. Przez rok czułam się bardzo dobrze, po czym bum i znów wylądowałam na terapii i znów biorę leki (od września). Teraz chodzę do innego lekarza i innego terapeuty. W tym wszystkim najbardziej przeraża mnie to, że teraz kiedy jest niby dobrze, ciągle gdzieś w głowie kołacze mi się "nie ciesz się, bo to i tak wróci, może za rok, może za dwa, a może jutro..."

Malinka - uczucie o którym piszesz, bycia poza realnym światem, poza sobą nawet, jest mi jak najbardziej znane. Jest okropne.
Carrie
CYTAT(malinka1978 @ Tue, 11 May 2010 - 08:16) *
.

i najgorsza dla mnie tez rzecza(dolegliwoscia jest) ze czasami chodze jak we śnie, czy macie podobne dolegliwosci? jakbym byla odcieta od świata, takie dziwne odczucie, nierealne 41.gif 41.gif 41.gif


znam i nie wiem skąd to jest 32.gif
nie lubię tego uczucia
jakbym w takiej szklanej kuli była odcięta od świata

chaton
QUOTE(kasiarybka @ Mon, 10 May 2010 - 18:43) *
dziewczyny ja mam takie same spostrzeżenia, co Wy, dla mnie również odmawianie sprawiało i nadal czasami sprawia ogromny problem tak naprawdę. Nie potrafię w niektórych momentach być asertywna, ciągle pokutuje we mnie ptrzeba akceptacji przez Wszystkich.
Bo wydaje mi się, że jak Ktos mnie nie będzie lubił, to moja wartość na tym straci.


Witam w klubie. Teraz, jak zdaje sobie z tego sprawe, widze wyraznie w KAZDEJ sytuacji w mmoim zyciu, ze przedkladam potrzeby innych nad swoje. Ja nawet sobie z tego zrobilam zawod!

A odkrylam to opowiadajac o swojej relacji z corka (w odpowiedzi na pierwsze zdanie napisane w moim dzienniku) i o tym, ze kiedy ona dostaje ataku histerii normalnego dla jej etapu rozwoju, to ja sie stawiam na jej miejscu i mam wrazenie, ze to jest faktycznie koniec swiata i moim priorytetem jest wtedy zlagodzenie jej ataku. I na ta opowiesc psycholozka zareagowala pytaniem, czy ja mysle, ze uczucia mojej corki sa wazniejsze od moich. JA na to, ze oczywiscie ze tak, przeciez ona dopiero sie ksztaltuje, podczas kiedy ja jestem dorosla... Psycholozka odpowiedziala mi jasno, ze moje uczucia sa rownie wazne jak Ewy. Bylam w szoku. Nie wpadlam na to. Myslalam autentycznie, ze to jest oczywiste dla wszystkich, ze jej uczucia sa wazniejsze!
No i jak juz sobie to uswiadomilam, to zauwazylam, ze tak jest nie tylko w stosunku do dziecka, ale we wszystkich relacjach! Ze zawsze i wszedzie przykladam wiecej wagi do tego, co moga odczuc i pomyslec inni, niz ja sama!
Teraz dopiero bede mogla pracowac nad asertywnoscia, wczesiej nie bylo to mozliwe. Jak powiedziec "nie", kiedy przeciez moze to kogos rozczarowac? Zawiesc? Przeciez latwiej jest zacisnac zeby i zrobic cos, co mi sie nie podoba, niz srawic, ze komus bedzie przykro...
*eFcIa*
CYTAT(malinka1978 @ Tue, 11 May 2010 - 08:16) *
a mnie ostatnio bardzo dokucza serce, slabi mi, kolacze jakbym go nie miala 21.gif . i to jest na tyle dokuczliwe czuje sie wtedy slabo i boje sie ze zaslabne.

i najgorsza dla mnie tez rzecza(dolegliwoscia jest) ze czasami chodze jak we śnie, czy macie podobne dolegliwosci? jakbym byla odcieta od świata, takie dziwne odczucie, nierealne 41.gif 41.gif 41.gif



Malinka - ja miałam takie dolegliwoście jeszcze niedawno - serce bardzo często mi kołatało, czasami czułam jakby nie biło i bałam się, że umrę, albo że mam zawał.. Zmienia mi bardzo często tempo w ciągu minuty może walić jak opętane a potem jest tak cichutko jakby go nie było... Zaczęłam sobie wmawiać, że nic mi nie jest że to tylko w mojej głowie się dzieje i jest coraz lepiej.... Jak mi się zaczyna to staje przed lustrem i mówię do siebie - jesteś zdrowa, nic Ci nie jest to tylko Twoja głowa, dasz rade, dasz rade, dasz rade!!! I działa - oczywiście dzięki tabletkom też icon_wink.gif

A co do chodzenia we śnie to mam tak ciągle.. wydaje mi się jakby mi się to śniło a że nie jest to jawa, bardzo często nie pamiętam poprzedniego dnia, który był "we śnie" czuje się słabo i boję się, że zemdleje.. I wtedy jak tak się czuje nie zostaje sama z dzieckiem, chodze wszędzie z mamą - mam poczucie bezpieczeństwa, że gdyby coś to nie jestem sama, jest mama i mi pomoże, w ogóle sama obecność drugiej osoby bardzo dobrze na mnie wpływa... Wiesz co mi jeszcze pomaga - zająć się czymś, żeby tylko nie myśleć... Pomagam na działce, sprzątam nawet jak posprzątane i czytam duuuużo książek....

Powiedz o tym swojemu lekarzowi - bo to są typowe objawy lękowe icon_smile.gif

Współczuje Ci strasznie bo wiem co czujesz ale musisz sobie z tym dać radę - ja miałam dość już tego "chorubska" poszłam do lekarki i o mało co jej się nie popłakałam, że tyle czasu się leczę i nic... odpukać jest lepiej od wizyty u niej - wierze, że Tobie też przejdzie - tylko uzbroj się w cierpliwość i walcz ze swoją głową jak ja to robię.... przytul.gif przytul.gif
chaton
QUOTE(*eFcIa* @ Tue, 11 May 2010 - 13:11) *
Zaczęłam sobie wmawiać, że nic mi nie jest że to tylko w mojej głowie się dzieje i jest coraz lepiej.... Jak mi się zaczyna to staje przed lustrem i mówię do siebie - jesteś zdrowa, nic Ci nie jest to tylko Twoja głowa, dasz rade, dasz rade, dasz rade!!! I działa - oczywiście dzięki tabletkom też icon_wink.gif
robię.... przytul.gif przytul.gif


To nie jest niestety metoda skuteczna na dluzszy dystans. Lepiej zastanowic sie nad przyczynami takich reakcji, nad tym, co twoje cialo Ci daje do zrozumienia. Bo objawy moga sie zmieniac i sie przemieszczac, jesli nie zainteresujesz sie ich przyczyna.
Przeczytalam ostanio bardzo ciekawy artykol na temat granic pozytywnego myslenia, ktore globalnie nie przynosi oczekiwanych skutkow. Obecnie stosuje przeciwna metode; kiedy dopadaja mnie leki, nie walcze z nimi. Przeciwnie: zaglebiam sie w nich i staram sie dojsc do sedna, to znaczy do prawdzwiej przyczyny. Na przyklad czuje sie nagle bezradna i opuszczona, mam zal do calego swiata... Zanurzam sie wtedy w te emocje, probuje sobie przypomniec, kiedy poczulam cos takiego po raz pierwszy, w jakim kontekscie... Kiedy mi sie to udaje, rozumiem wtedy, ze ta sytuacja nalezy do przeszlosci, ze to juz sie stalo... i przechodzi. Polecam.
*eFcIa*
Chaton - bardzo dobrze mówisz... wiesz mi nikt nie powiedział jak mam sobie z tym radzić itd... Dlatego sama objęłam taki tok myślenia - jeśli masz jakieś skuteczne sposoby to mogłabyś się nimi ze mną podzielić???? Bo ja chcę sama sobie z tym poradzić ale nie wiem jak, skoro mówisz, że długo tak nie dam rady....
kasiarybka
Zgadzam sie z Chaton. Pozytywnym mysleniem starałam sie prze kilkanaście lat łatać swoje dziurawe poczucie własnej wartości, wmawiałam sobie, ze jest ok, ze czuje sie fajnie, że nie mają większego znaczenia te wszystkie moje złe emocje, bo najwazniejsze jest to, że myslę pozytywnie.
Dopadło mnie, bo i tak i tak te wszystkie trudne emocje musiałam przepracować, zrozumieć, poskładać.
Pozytywne myslenie pomaga mi żyć, to prawda, to bardzo dobry sposób na radzenie sobie z problemami, cudowny sposób na relacje z Innymi Ludźmi, jeśli jednak chodzi o duszę, najpierw trzeba ją poznać, uleczyć, a później karmić pozytywnymi myslami, myślę, że tylko w takiej kolejności to dziala.
Bianka
Jestem po kolejnej wizycie na terapii.Dzis wylam wylam wylam i wylam

Czytam Was dziewczyny nie moge pisac.
chaton
Wyj, Bianka, wyj. To znaczy, ze masz dostep do tych emocji. One sa jak ogien, musza sie wypalic. przytul.gif

Niestety, pozytywne myslenie jeszcze wzmacnia mechanizm wyparcia emocji do podswiadomosci, gdzie za wszelka cene beda chcialy dac o sobie znac poprzez rozne symptomy, ktore opisujecie. Te emocje trzeba brac na serio, bo one dostarczaja nam bardzo waznych informacji o nas.
Carrie
CYTAT(Bianka @ Tue, 11 May 2010 - 15:14) *
Jestem po kolejnej wizycie na terapii.Dzis wylam wylam wylam i wylam


to bardzo dobrze przytul.gif , to znaczy,że te emocje nie są pogrzebane gdzieś głęboko
nawet jeśli Ty nie czujesz z tym dobrze - to terapeuta poukłada to w całość i zaskoczy Cię interpretacją

CYTAT
Zaczęłam sobie wmawiać, że nic mi nie jest że to tylko w mojej głowie się dzieje i jest coraz lepiej.... Jak mi się zaczyna to staje przed lustrem i mówię do siebie - jesteś zdrowa, nic Ci nie jest to tylko Twoja głowa, dasz rade, dasz rade, dasz rade!!! I działa - oczywiście dzięki tabletkom też icon_wink.gif
robię.... przytul.gif przytul.gif


efcia, jesteś jeszcze w fazie złości na samą siebie,że Ci ciało posłuszeństwa odmawia.Takie "głupie i nieposłuszne - ale ja się z tym rozprawię, sama!"
Wydaje mi się,że na razie zaprzeczasz sama swoim emocjom i sygnałom z wewnątrz.Tabletki pomagają...przytępić doznania.Ale to coś co cię gryzie nie zostanie uleczone.To nie działa jak antybiotyk.To raczej działa jak zimny kompres na oparzenie.Czujesz ulgę ale sam fakt posiadania rany nie znika.Trzeba o tę ranę zadbać,żeby ładnie się zagoiła nie zrobiła się szpecąca blizna.

Czy porozmawianie o sobie, o swojej sytuacji psychologiem wywołuje u Ciebie jakiś opór?Masz blokadę? Boisz się łatki osoby z problemami psychicznymi? Pytam bo mam takie wrażenie, może mylne.

Ja sama wiele lat temu szukałam cudownego panaceum na swoje ciało i obsesyjny lęk przed śmiercią w koszmarnych męczarniach.Nie ma takiego.Nie ma uniwersalnego środka na szczęśliwe życie.Gdyby był - nie założony zostałby ten wątek.Nie było by dla piszących tu dziewczyn potrzeby udzielania się - bo rewelacyjnie poradziłyby sobie same.

Może trzeba Ci popatrzeć konstruktywnie na nawracające dolegliwości? Coś jak z dzieckiem ( Twoja podświadomość) , które ma problemy w szkole (życie, codzienność).I rodzić ( Twoja świadomość) rozkłada ręce bo podejmowane próby zaradzenia mimo wstępnej pomocy - wcale nie rozwiązują głównego problemu.Potrzeba specjalisty, który fachowym okiem oceni i popatrzy z zewnątrz czy faktycznie jego pomoc jest niezbędna czy może uczeń poradzi sobie sam z małymi wskazówkami.
Zostawisz dziecko samo sobie,czy dmuchając na zimne pójdziesz na konsultacje?

Jestem monotematyczna - ale mi nikt nie pomógł jak tak bardzo męczyłam się sama ze sobą.To co opisujesz,że masz od pół roku to mordowało mnie intensywnie 2 lata.Po dwóch latach mogłam bez palpitacji serca i obawy o nagłą śmierć wyjść z domu.A od bliskich słyszałam tylko "weź się w garść!" "zajmij się czymś to przestaniesz myśleć!" "hipochondryczka jesteś - jak stara panna!" itd. Rewelacyjnie mi pomogli.
harkon
O matko! jak dobrze, ze odkrylam ten watek! Jestem chyba weteranka walki.. lecze sie juz ponad 8 lat. Terapia mnie uratowala. I choc mam nawroty stanow lekowych i depresji - to dzieki terapii inaczej staram sie je przejsc. Jestem w stanie je oswoic, zracjonalizowac. Poza tym - wiele rzeczy sobie ulozylam w glowie, doroslam i przestalam byc mala coreczka, wylekniona i z poczuciem winy. Stalam sie w koncu swiadoma siebie kobieta, normalna zona i matka. Oczywisice, wracam do lekow, ale zupelnie na innej zasadzie niz kiedys.. raczej na zasadzie unormowania chemii w mozgu. Moj psychiatra powiedzialmi na poczatku leczenia tak - prosze pani, niektorzy maja popsuta chemie w trzustce i maja cukrzyce,a niektorzy maja problem z chemia w mozgu i maja depresje.. To wszystko jest ludzkie. A tak w ogole do psychiatry wyslala mnie wlasnie moja terapeutka,bo bez lekow nie bylysmy w stanie zaczac pracowac..Musialam sie ustabilizowac. Nigdy sie nie wstydzialam swojej choroby, nigdy jej nie ukrywalam.. mowie o tym, bo spotkalam sie z pytaniami, czy nie wstydze siemowic,ze chodze do psychiatyr i psychologa.. NIe i ciesze sie z tego.

I jeszcze cos dopisze - nie mialam oparcia w rodzicach, mowili dokladnie to co inni do Ciebie Carrie..Jezu, jak oni sie wstydzili tego.. Do czasu gdy sie spytalam, czy wola zebym kiedys w przyplywie rozpaczy i beznadziei wyskoczyla przez okno.. Wtedy zamilkli.. Choc stosunku do psychiatrow nie zmienili..
Za to mam fantastyczne oparcie w mezu. Byla jak najbardziej za terapia i leczeniem.. To tez jest bardzo wazne..
*eFcIa*
Carrie coś Ty nie mam blokady z rozmową na ten temat, uważam że lepiej jak się wygadam bo mi ulży i może komuś uda się mi pomóc.... Jak skończę brać leki to zapiszę się do tego lekarza co mi polecałaś... Wiesz mój brat miał to samo i on jest największym moim oparciem (tzn. chodzi o to - jemu przeszło to mi też przejdzie) i on np nie brał udziału w żadnej terapii - może w mojej przypadłości nie potrzebna jest terapia...
Na razie czuje się świetnie - odpukać.. Ale jeśli będzie coś się działo jadę do lekarza którego mi poleciłaś, a nóż bardziej mi pomogą icon_smile.gif
*eFcIa*
Ja zawsze taka byłam, że chciałam sobie ze wszystkim radzić sama.. zawsze i dlatego wymyślam sobie sposoby, żeby odgonić te złe myśli, złe samopoczucie, ukierunkować je na coś innego - oczywiście wiem kiedy się źle czuje. Np zawsze podczas @ i jajeczkowania i jestem wtedy - mówiłam to lekarzowi, pytałam czy to nie hormony nic nie powiedziała...
Pomogła mi walczyć z autobusem... Powiedziała mi że mam myśleć o czymś przyjemnym, że mam nie wracać do tego co było za 1szym razem bo nawróci mi się i będzie źle... I tak zaczęłam... zajęłam myśli czymś innym... na początku było ciężko więc czytałam książki - teraz jadąc autobusem nie potrzebuje zabijacza myśli, siedze patrze się na ludzi i jest ok.... Jedynie dziwnie się czuje jak hamuje albo rusza czuje się no tak dziwnie - nie umiem tego określić - ale nie wymyślam sobie niczego innego - ciesze się z sukcesu - i wierze mocno że to jest początek mojego ozdrowienia - lekarka sama powiedziała że mam się za 2 mies pokazać i to ja zapytałam jakby coś było źle czy mam przyjść powiedziała że tak, ale że nie widzi u mnie tego, że mi się pogorszy.
Może po tym co jej opowiedziałam wywnioskowała, że sobie radzę, tylko że potrzebuje więcej leku... bo o wszystkim co jej opowiadałam to od razu opowiadałam jej swoją definicję dlaczego się tak dzieje i co robię, żeby tak nie było...

Sama nie wiem... czas pokaże czy będzie gorzej czy jeszcze lepiej icon_smile.gif
malinka1978
jutro ide na terapie, ale mam mętlik w głowie, chaos. ostatnio bylam 2 tygodnie temu bo byl dlugi weekend ...

przez 2 tygodnie maialm napady lęku, placzu, chaos, oderwanie od swiata, prawie wszystko i to serce ktore mi słabiło...

uświadomiłam sobie ze mam do bani relacje z rodzicami, z rodziną, z mężem, ze brakuje mi kontaktu z ludzmi , brakuje mi abym chodzila do pracy. ze wkurza mnie ze 24 na dobe jestem z dzieckiem ktore kocham, ze męża ciagle nie ma bo w delegacjach....

ze rodzice nie szanuja mnie, nie szanuja mojego zdania. jedynie klotnia to postac rozmowy...

ze nie mam oparcia w bliskeij osobie....

ze juz w tej bezsilnosci ostatnio wyplakalam sie koledze... i powiedzialam ze sie lecze, ze mam nerwice lękową... i trzymał mnie za ręke... i pytał co sie dzieje, ze zainteresowal sie jako czlowiek...
i uswiadomilam sobie ze boje sie ludzi jak bliskosci, jako rozmowy jako kontaktu(byćmoze aby nie zostac ocenioną, wyśmianą itd)...

i uznałam ze duzo mam do zrobienia, ze oczyszczam sie ale jednoczesnie reaguje dolegliwosciami
malinka1978
eFcia niestety nieraz tak silnie przezywam dolegliwosci ze nie dam rady sie na niczym skupic, bo skupiam sie na ciele i na tym co sie ze mna dzieje. boje sie ze zaslabne ze umre itd.

i czesto jest tak ze zabieram ze soba kogos(mame, tate, kolezanke) by samej nie podrozowac bo sie boje ze jestem sama. ze zaslabne itd.
malinka1978
kiedys na terapii omawialam jak czuje sie w Koscile w tłumie ze mi to przeszkadza, i przewaznie stoje z tył, bo mozna wyjsc jakbym koszmarnie sie czula.
wiec jak bylam u siebie w kosciele stalam z tył, czulam ze bije mi serce ze sie poce ze chyba zaraz wyjde... ale postanowilam przeczekac i nie poddawac sie.

terapeutka zaproponowala mi abym wtedy zauwazyla o czym mysle jak dopada mnie lek w kosciele...
ja wtedy myslalam, ze ktos moze mnie ocenic patrzac na mnie np jak jestem ubrana, ze znajomy moze wiedziec z jakiej rodziny pochodze, moja przeszlosc...
i ze koncentruje sie na ciele a nie moge na tym co sie dzieje na mszy...

i stojac tak w polowie mszy pomyslalam kurka przeciez to ja decyduje kiedy moge wyjsc z kosciola itd ze ja kontroluje swoim zachowaniem wszystko.

za jakis czas troche sie wyciszylamw kosciele,,,

Carrie
CYTAT(malinka1978 @ Tue, 11 May 2010 - 23:32) *
eFcia niestety nieraz tak silnie przezywam dolegliwosci ze nie dam rady sie na niczym skupic, bo skupiam sie na ciele i na tym co sie ze mna dzieje. boje sie ze zaslabne ze umre itd.

i czesto jest tak ze zabieram ze soba kogos(mame, tate, kolezanke) by samej nie podrozowac bo sie boje ze jestem sama. ze zaslabne itd.

malinka przytul.gif
współczuję z całego serca bo to jest wyrwa w życiorysie.Takie silne napady miałam na samym początku.Nawet nie spałam bo bałam się,że jak zamknę oczy to już nigdy więcej ich nie otworzę, umrę.Co chwilę miałam wrażenie,że mi się serce zatrzymuje i że to koniec. icon_neutral.gif
Nie wiem co napisać,żeby choć trochę pocieszyć.
O moich relacja z rodzicami napisze tak - moje napady skończyły się jak się wyprowadziłam z domu.
A od terapeuty dostałam poradę,że od teraz moja rodzina to mąż i dziecko a rodzice to ...krewni.Bo fizycznie jestem od nich odseparowana ale na poziomie emocji i podświadomości niestety nie; to działa w moim życiu jak flak w jednym z kół w samochodzie.Nie ma szans na normalną jazdę a jest coraz większe ryzyko,że będę jechała na samej feldze.A to ani normalne ani bezpieczne.
Carrie
CYTAT(malinka1978 @ Tue, 11 May 2010 - 23:36) *
terapeutka zaproponowala mi abym wtedy zauwazyla o czym mysle jak dopada mnie lek w kosciele...
ja wtedy myslalam, ze ktos moze mnie ocenic patrzac na mnie np jak jestem ubrana, ze znajomy moze wiedziec z jakiej rodziny pochodze, moja przeszlosc...
i ze koncentruje sie na ciele a nie moge na tym co sie dzieje na mszy...

i stojac tak w polowie mszy pomyslalam kurka przeciez to ja decyduje kiedy moge wyjsc z kosciola itd ze ja kontroluje swoim zachowaniem wszystko.

za jakis czas troche sie wyciszylamw kosciele,,,


czyli to co napisała wcześniej chaton - zanurzyć się w te emocje.Nie zaprzeczać im tylko zanalizować co je sprowokowało.Kurcze, a ja się tak męczyłam bo nikt mi wtedy nie pomógł...
malinka1978
carrie ja mieszkam osobno z mezem i dzieckiem od 1,5 roku. niestety niedaleko nas mieszkaja rodzice moi.
ale wiem z doswidczenia ze emocjonalnie jestem zwiazana, i mimo jakbym na tym etapie mieszkala pol Polski dalej to i tak dolegliwosci w jkais spsob mi przypominaja o rodzince..

rysa154
dziewczyny co ile czasu chodzicie na terapie? co tydzien?
Carrie
na razie mam co tydzień spotkania "rozpoznawcze'.Teraz powinnam zacząć właściwą terapię - nie wiem jak często będzie.Same te spotkania były koszmarnie wyczerpujące dla mnie.Nie wiem czy dałabym radę częściej.Zwyczajnie muszę to odespać, przemyśleć, ochłonąć...
rysa154
pytam dlatego,ze ja chodzilam w tygodniowych odstepach i mnie strasznie duzo kazde spotkanie kosztowalo przemyslen,sily itp
Carrie
CYTAT(ryba154 @ Wed, 12 May 2010 - 00:10) *
pytam dlatego,ze ja chodzilam w tygodniowych odstepach i mnie strasznie duzo kazde spotkanie kosztowalo przemyslen,sily itp


no właśnie
malinka1978
ryba ja chodze co tydzien. ostatnio byla przerwa 2 tygodnie bo byl dlugii weekend i wyjechala terapeutka. i jak była Wielkanoc tez była przerwa 2 tyg.

a wspominajac wczesniejsze terapie to chodzilam co tydzien potem co 2 tyg. jak sie lepiej poczulam to co 2 tyg.
malinka1978
mnie pomaga co tydzien bo wtedy moge porozmawiac i uwolnic emocje....
a tak to nie mam do kogo powiedzie ctego co mowie terapeutce 21.gif
kejt.chmiel
Hej dziewczyny, bardzo użyteczny wątek założyłyście.
Ja się wybieram do psychiatry w przyszłym tygodniu w końcu, bo już ze mną cienko. Cała kołomyja zaczęła się w zeszłym roku, ale teraz mam jakieś objawy somatyczne. Wczoraj byłam w szpitalu, bo zasłabłam lekko w pracy i się przestraszyłam, porobili mi badania wszelkie, ale wyniki są ok. A od jakiegoś czasu kołacze mi serce, w nocy mnie to budzi, 3-4 i nie śpię do rana, budzę się zlana potem, płaczę, zanikł mi apetyt (mimo to staram się jeść ze 3 posiłki w tym obiad), schudłam prawie 10kg przez 3 miesiące. Czuję się okropnie. Ciężko mi zdefiniować co mi dolega, ale czuję, że ze mną coś jest nie tak. Wszystko mi się zaczęło sypać jak się zakochałam, ale coś czuję, że to czubek góry lodowej........
Ogólnie to jest tak, że sama wychowuję dziecko, pracuję w 2 miejscach, studiuję, mieszkam sama z Pe, a nawet nie mam ćwierć wieku. Może to stres, przeładowanie obowiązkami i przemęczenie, ale takie zjazdy, lęki i doły jakie mnie dopadają chyba wyciekają z głębi mnie. A najlepsze jest to, że wszyscy mnie stawiają jako wzór radzenia sobie z życiem, mocną osobę, która wie czego chce. Natomiast pod płaszczykiem tego gotuje się we mnie jakiś niezidentyfikowany smutek, lęk, przygnębienie, poczucie beznadziei itd... Mam nadzieję, że psychiatra skieruje mnie do jakiegoś kompetentnego psychologa na terapię, bo chyba muszę sobie wszystko w sobie poukładać porządnie.
Dzięki dziewczyny raz jeszcze.
*eFcIa*
Kejt przytul.gif przytul.gif 3maj się - mam nadzieje, że trafisz na dobrego specjalistę który od razu Cię pokieruje do zdrowia... W razie gdybyś miała jakieś objawy, które będą powodować niepokój, że może coś z Twoim zdrowiem jest - pisz zawsze wiedząc że któraś z nas je ma Cię uspokoją - ja tak np mam - bałam się że mam chore serce, ale widzę, że nie tylko ja mam problemy z sercem tutaj icon_smile.gif icon_smile.gif

Dziewczyny, a macie czasem drgawki wieczorem przed zaśnięciem - jest Wam zimno i zaczynacie się tak mocno telepać jakby było Wam tak zimno a w zasadzie jest Wam podczas tych drgawek gorąco????

A jak z wstawaniem - macie jakieś objawy jak wstajecie? Np nie mozecie się obudzić, albo jesteście nie do życia, albo od razu wściekłe???
harkon
Jak bylo ze mna bardzo zle,to budzilam sie rano cala trzesac sie ze strachu, a jednoczesnie uciekalam w sen w ciagu dnia.. choc wlasciwie nie byl to sen,w ktorym odpoczywalam, raczej taki dziwny stan transu, na pograniczu.. Potrafilam tak przespac tydzien prawie nie jedzac.. Dopiero jak leki zaczynaly dzialac, to zaczynalam funkcjonowac.. Ale to bylo kiedys, teraz nigdy sie nie doprowadzam az do takiego stanu, jak tylkocos dzieje sie nie halo,to biegne do psychiatry.
I jeszcze jedno - pamietam co mi pomoglo jak mialam ataki paniki. Przeczytalam kieys bardzo ciekawa ksiazke o agorafobii, wlasciwie generlanie o fobii i atakach paniki. Zastosowalam to, o czym tam pisali. Jak przychodzi atak,to nie uciekam o mysli o nim,tylko wlasnie mowie sobie,ze spokojnie to tylko panika, juz to mialam, ona mija,nie umieram..Mija.. Pomalu mija. Nie zaprzeczam temu co sie ze mna dzieje. Zatrzymuje sie jakby nad tym, pozwalam sobie na swiadomosc, ze choruje wlansie na lek.
chaton
QUOTE(malinka1978 @ Tue, 11 May 2010 - 23:36) *
kiedys na terapii omawialam jak czuje sie w Koscile w tłumie ze mi to przeszkadza, i przewaznie stoje z tył, bo mozna wyjsc jakbym koszmarnie sie czula.
wiec jak bylam u siebie w kosciele stalam z tył, czulam ze bije mi serce ze sie poce ze chyba zaraz wyjde... ale postanowilam przeczekac i nie poddawac sie.

terapeutka zaproponowala mi abym wtedy zauwazyla o czym mysle jak dopada mnie lek w kosciele...
ja wtedy myslalam, ze ktos moze mnie ocenic patrzac na mnie np jak jestem ubrana, ze znajomy moze wiedziec z jakiej rodziny pochodze, moja przeszlosc...
i ze koncentruje sie na ciele a nie moge na tym co sie dzieje na mszy...

i stojac tak w polowie mszy pomyslalam kurka przeciez to ja decyduje kiedy moge wyjsc z kosciola itd ze ja kontroluje swoim zachowaniem wszystko.

za jakis czas troche sie wyciszylamw kosciele,,,


Szok! Wlasnie sobie uswiadomilam, ze tak samo mialam jak bylam mala dziewczynka, nawet mdlalam w kosciele. To sa raczej nerwicowe objawy, ja z tego co wiem mam depresje, ale wtedy nikt sie mna nie przejmowal, zeby mnie zdiagnozowac...

QUOTE(ryba154 @ Wed, 12 May 2010 - 00:03) *
dziewczyny co ile czasu chodzicie na terapie? co tydzien?


Ja chodze co tydzien, na wiecej mnie nie stac. 37.gif

Harkon, Kajt. chmiel
: witajcie.

QUOTE(harkon @ Tue, 11 May 2010 - 19:12) *
Moj psychiatra powiedzialmi na poczatku leczenia tak - prosze pani, niektorzy maja popsuta chemie w trzustce i maja cukrzyce,a niektorzy maja problem z chemia w mozgu i maja depresje.. To wszystko jest ludzkie. A tak w ogole do psychiatry wyslala mnie wlasnie moja terapeutka,bo bez lekow nie bylysmy w stanie zaczac pracowac..Musialam sie ustabilizowac. Nigdy sie nie wstydzialam swojej choroby, nigdy jej nie ukrywalam.. mowie o tym, bo spotkalam sie z pytaniami, czy nie wstydze siemowic,ze chodze do psychiatyr i psychologa.. NIe i ciesze sie z tego.


Wiesz, Harkon, podobno ostatnie badania nad depresja obalaja teorie uwarunkowan genetycznych i depresji jako wyniku niedoboru czegostam w mozgu. Moja psycholozka mnie uswiadomila, ze dzis juz sie nie robi podzialu na depresje endogenna, dziedziczna i uwarunkowana biologicznie i reaktywna. Podobno w KAZDEJ depresji problem polega na wypieraniu negatywnych emocji: zlosci, gniewu, agresji. Z tym, ze u niektorych, jak u mnie, do takiego wyparcia doszlo w bardzo wczesnym dziecinstwie i ma sie wtedy wrazenie, ze ta depresje byla wpisana w nas od poczatku.
tissaia
Jestem i ja....
Od 3 tygodni leczę się na depresję, chodzę ( a raczej - bywam ) u psychiatry, zażywam lekarstwa i jakoś funkcjonuję. Poszłam do internisty z problemem bezsenności i prosto stamtąd do psychiatry. Moja bezsenność doszła do granic absurdu - sypiałam po 3 godziny na dobę, rekordem były 2 nieprzespane noce. Nawet minuty nie spałam... Lekarz przyczyn bezsenności upatruje w depresji ale ja już wiem i czuję, ze nie obędzie się bez psychoterapii. Z ty, ze jeszcze nie jestem na nią gotowa.
Nie chcę pisac tu nic więcej, bo nie jestem do końca anonimowa w necie... poczekam na zamknięty wątek, który potrzebny jest mi chyba na równi z psychoterapią...
Chat - dzięki raz jeszcze przytul.gif
chaton
Tiss: przytul.gif Nie wiem, czy powinnam, ale ciesze sie, ze jestes... Idz swoim tepem.

W zwiazku w waszymi dylematami proponuje:
- zostawic tutaj watek dla azdej, ktora chce pisac na ogolnodostepnym, albo nie ma wystarczajaco duzo postow, zeby sie zalapac na zamkniety,
- zalozyc osobny watek na "zakretach zyciowych".
Ja moge pisac na obydwu, bom poliwalentna 29.gif
malinka1978
41.gif 41.gif 41.gif dzis byłam na terapii, rozplakałam sie...
podczas terapii uswiadamiam sobie ze mam niedobre relacje z meżem.... tzn pod jego dyktando tak jak on chce, bo ma w tym sensie przewage ze zarabia a ja zajmuje sie domem i d zieckiem....

do tego ze ja nie moge sobie przy nim pozwolic na płacz. na swoją złość, na luz i na moje hobby czy spotkania ze znajomymi, takie ograniczenie okropne...

dzis mam pelną glowe jakby ktos mi przylozył młotkiem...

i ze wole rozplakac sie przy kims innym np koledze niz przy mezu, bo on sie zezlosci, nie wyslucha mnie wyjdzie z pokoju...

i ze rutyna wkradla sie w nasze malzenstwo...
malinka1978
Ja bylam do tej pory posluszna córeczką ktora nie moze nic zle zrobic, ma byc najlepsza, doskonała i pod dyktando, a jak nie to wtedy widnialam jako osoba niedobra ktora omalże chce zniszczyc rodziców dlatego ze ma po prostu inne zdanie...

mnie zabraniono czasem wychodzic do znajomych, na dyskoteke....itd. chowano ubrania abym nie mogla wyjsc... niestety wczesniej nie mailam na tyle odwagi i sily by po prostu wyprowadzic sie z domu...
z domu alkohiolowego gdzie przepelnione bylo wszystko lękiem....
i z domu w ktorym sie balam , wstydzilam sie za taki dom, ze oprocz tego ze tak zachowuja sie rodzice to jeszcze co za tym idzie sa biedni... i nie maja ladnej lazienki.
najbardziej tez wstydzilam sie jak ubikacja wc bylo na polu. najpierw nie bylo lazienki a potem jak ja zrobili to bez WC. wiec do dlugiego czasu mialam nocnik nawet jak bylam dorosla. bo jak tu chodzic do WC w zimie na mrozie... w ciagu okresu to byl koszmar....


jakas totalna patologia
malinka1978
witajcie wszystkie dziewczyny, mam taki metlik w glowie ze przeczytalam posty i nie umiem skonkretowac odpowiedzi...icon_sad.gif((
harkon
Malinka, placz, to nic zlego, pomaga, ja ryczalam jak bobr na terapii, przynajmniej na poczatku.. Zawsze na stole pomiedzy mna i moja kochana pania psycholog stalo takie wielkie pudlo jednorazowek..
Wiecie, jak teraz patrze z perspektywy czasu, to widze ile etapow przechodzilam podczas calego cyklu.. Etap plakania i szukania pocieszenia byljednym z nich. Byl tez etap zlosci na rodzine, pozniej dopiero zrozumialam, ze to nie ich musze zmienic,bo ich sie juz nie da zmianic tylko siebie, a na samaym koncu byl etap, po ktorym dopiero zaczelam zdrowiec. To bylo wtedy,kiedy zroeumialam i potrafilam powiedziec to na glos, ze gram, ze kreuje siebie na potrzeby innych, tak jak mi sie wydaje, ze chca mnie widzec.. takie dziecinne zabieganie o milosc..Nieswiadome. Pamietam i nie zapomne nigdy tego poczucia wyzwolenia, gdy zrozumialam, ze to robie i ze wcale nie musze tego robic.. I pamietam, jak moja terapeutka wtedy w taki specjalny sposob mi pogratulowala.. Niby teoretycznie to takie proste.. a jednak dochodzilam do tego kilka lat..
Chaton niby o tym wszystkim wiem, ale cos w tej chemii jest, bo na mnie dzialaja tylko te substancje, wplywaja na wtorny wychwyt serotoniny.. Inne nie. Testowane dlugo 29.gif NIe mowie,ze w moim przypadku jest to dziedziczne, bron boze!, ale cukrzyca takze nie ma podloza tylko dziedzicznego. Poza tym, on bardziej powiedzial mi to po to,zeby oswoic ta chorobe, zrobic ja bardziej normalna, zwyczajna, jak inne, jesli mozna tak powiedziec
kasiarybka
Malinka....ja napiszę podobnie jak Harkon.
U mnie to wszystko przechodziło etapami.
Najpierw odstawiłam alkohol, przez kilka pierwszych miesięcy było super, czułam się jak Bóg, mogłam wszystko...leciałam na adrenalinie, na pochwałach, na komplementach.
Kiedy wszystko wróciło do normy, zostałam sama ze sobą.
Musiałam poukładać siebie od nowa, z rozwalonych kawałków, bez znieczulacza.
Rozumiem Cie, kiedy piszesz o swoim wstydzie i poczuciu odrzucenia.
Przez cala podstawówkę pozwalałam się poniżać, za cenę przyjaźni jak mi się wtedy wydawało.
Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby mnie zaakceptowali, żeby tylko znaleźć Kogoś, kto mnie przyjmie, kto mnie pokocha tak zwyczajnie, normalnie, po Ludzku.
Wstydziłam się samej siebie, ciuchów jakie nosiłam, teczki szkolnej...wszystko było nie takie jak wszystkich, wszystko było takie jak Rodzice sobie wymyślili, że ma być.
Zawsze byli nie modni, zatwardziali, z głupimi zaściankowymi zasadami.
Nie słuchali kiedy mówiłam, nie lubili mnie.
Ja byłam inna.
Nie taka jaką chcieli by mnie widzieć.
Moja siostra była na piedestale.....w zasadzie to chyba to teraz rozumiem, ten mechanizm. Macocha po prostu nie umiała kochać "cudzego" dziecka....szkoda tylko, ze nie pomyślała o tym, kiedy decydowała sie na ślub z moim Tatą.
Siostra była gruba jak antałek, czerwona, wiecznie spocona, zasapana.....ja nie, ja byłam szczupła, wysportowana, kiedy byłam podlotkiem od chłopców nie mogłam sie opędzić...myślę, że to Matke bolało, że była zwyczajnie zazdrosna....
Nie wiem, staram się to wszystko sobie jakoś wytłumaczyć logicznie, żeby nie oszaleć.
Później to już wszystko zgodnie z mechanizmem. Szkoła zawodowa, bo Rodzice stwierdzili, że na więcej nie mam co liczyć, żebym nie robiła sobie zbędnych złudzeń.....
Wiecie co, ja byłam zdolnym dzieckiem, lubiłam wszystkie wystapienia, bardzo szybko uczyłam się wierszy, w pierwszych klasach szkoły podstawowej zawsze zgłaszałam się do recytacji.Zawsze miałam talent do prac plastycznych. Nie bałam sie świata.
W domu nauczyłam się strachu.....że nikt mnie nie zaakceptuje, że nie jestem godna uwagi, że nie jestem warta tych wszystkich dobrych emocji.
Dzisiaj kiedy do tego wracam myślę, że takie emocjonalne męczarnie jakie niektórzy rodzice fundują swoim dzieciom, są chyba gorsze niż zbity na kwaśne jabłko tyłek.

Szukałam wspólnoty....znalazłam, trochę nie tam gdzie trzeba, ale chciałam uciec, chciałam czuć,
Przez całe życie dostosowywałam się do wszystkich, nauczona w domu, że nie jestem warta niczego, w późniejszym zyciu musiałam ZROBIĆ WSZYSTKO, żeby mnie Ktoś pokochał i zaakceptował.
Zgadzałam się na wszystko, wypierałam swoje potrzeby, na pierwszym miejscy zawsze stał Ktoś inny, nie ja.
Nie wypowiadałam swojego zdania w obawie, że to sie może Komuś nie spodobać i przestanie mnie lubić, a do tego nie mogłam dopuścić.
Pierwsze lata małżeństwa, to totalne poddaństwo. Kochałam męża taką chorą miłością. Klapy na oczach.
Wszystko dla Niego, pod Niego, myślałam, ze w ten sposób ZASŁUŻĘ sobie na Jego uwagę i miłość i szacunek...a było dokładnie odwrotnie, ale to temat na oddzielny wątek.....

Malinko, potrzebujesz mnóstwa cierpliwości, chociaż wiem, ze to strasznie trudne jest.
Wszystko będzie się powoli układało w całość.
Nie możesz być niecierpliwa, nie da się przeskoczyć jakiegoś etapu...trzeba przejść przez wszystkie po kolei.
Na razie sie oczyszczasz, odszukujesz te emocje które sprawiaja, że czujesz się gorsza.
Wyciagaj to wszystko na światło dzienne, nie zwracaj uwagi na to, ze Komuś sie to może nie spodobac....musisz poznać siebie od nowa, musisz wywalić z siebie to guano, oczyścić, zrozumieć, jakby zacząć życie od nowa.
Pisz malinka, pisz wszystko, to strasznie pomaga i pamietaj NIE JESTEŚ SAMA !!

Moje GG 1069694 pisz kiedy tylko potrzebujesz.
chaton
QUOTE(harkon @ Wed, 12 May 2010 - 20:09) *
Wiecie, jak teraz patrze z perspektywy czasu, to widze ile etapow przechodzilam podczas calego cyklu.. Etap plakania i szukania pocieszenia byljednym z nich. Byl tez etap zlosci na rodzine, pozniej dopiero zrozumialam, ze to nie ich musze zmienic,bo ich sie juz nie da zmianic tylko siebie, a na samaym koncu byl etap, po ktorym dopiero zaczelam zdrowiec. To bylo wtedy,kiedy zroeumialam i potrafilam powiedziec to na glos, ze gram, ze kreuje siebie na potrzeby innych, tak jak mi sie wydaje, ze chca mnie widzec.. takie dziecinne zabieganie o milosc..Nieswiadome. Pamietam i nie zapomne nigdy tego poczucia wyzwolenia, gdy zrozumialam, ze to robie i ze wcale nie musze tego robic.. I pamietam, jak moja terapeutka wtedy w taki specjalny sposob mi pogratulowala.. Niby teoretycznie to takie proste.. a jednak dochodzilam do tego kilka lat..


Harkon: dzis mam sporo roboty, ale szybciutko tylko powiem, ze chyle czola! Pelen szacunek. Bardzo bym chciala dojsc do tego etapu, na razie jestem na etapie, w ktorym zrozumialam, ze kreuje sie pod innych i razi mnie to na kazdym kroku. Mama nadzieje, ze pracujac nad soba dotre do tego wyzwolenia, o ktorym piszesz.
I zgadzam sie z tpoba, ze trzeba pisac, trzeba mowic, bo bardzo bardzo duzo energi zabiera udawanie i jak juz nie trzeba udawac, to ta uwolniolona energia daje sile do zycia.

Malinka: sluchaj, dzieczyn, madrze mowia.

Mialam spore watpliwosci, ale teraz wiem, ze zalozenie tego watka bylo dobra decyzja. To straszne, jak mozna sie czuc samotnie, kiedy jest zle.... a tutaj dziewczyny opisuja wszystko, co praktycznie przezylam sama! Gdybym wtedy wiedziala, ze nei jestem sama na swiecie z tym wszystkim....
kasiarybka
CYTAT
To bylo wtedy,kiedy zroeumialam i potrafilam powiedziec to na glos, ze gram, ze kreuje siebie na potrzeby innych, tak jak mi sie wydaje, ze chca mnie widzec.. takie dziecinne zabieganie o milosc..Nieswiadome. Pamietam i nie zapomne nigdy tego poczucia wyzwolenia, gdy zrozumialam, ze to robie i ze wcale nie musze tego robic..

To uczucie jest NIESAMOWITE !!
Tak jakby ktoś zdjął z oczu opaskę, jakby rozwiązał ręce, zdjął kajdanki, dosłownie.
Bardzo ciężko było mi przyznać się do tego, że jak napisała Harkon "gram", że udaję Kogoś innego, że nie jestem tak naprawdę sobą, że Ci którzy mnie lubią, nie lubią mnie prawdziwej, tylko mnie sztuczną, zamaskowaną.
Etapami przyszła taka czysta prawda, warto było o ta prawdę i swiadomość z samą sobą powalczyć.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.