To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

psychoterapia

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
chaton
A ja wlasnie po mega klotni z niemezem. Troche zla jestem na siebie (czytaj: bardzo zla), bo zle to rozegralam, zero strategii. Problem w tym, ze jego autystyczna postawa w stosunku do mnie powoduje, ze sie we mnie gotuje, i jak sie tak przez jakich czas pogotuje, to potem wystarczy krobla i... bum. Wczoraj kropla byl dzien matki (we Francji). W kazdym spozywczaku mozna bylo kupic kwiatka ze euro, a on wrocil z zakupow i stwierdzil, ze chcial mi kupic kwiaty, ale w kwiaciarni byla kolejka, w zwiazku z czym nie kupil. Fajnie, mysle sobie, kto ja jestem, zeby dla mnie w kolejce czekac.
No i to sprawilo, ze waza sie przelala i zaczepilam go przy obiedzie. I zaczelo sie. Kazda moja proba komunikacji konczyla sie atakiem z jego strony. Fakt, ze zle sie za to zabralam, zalaly mnie emocje. Ja wtedy nie wytrzymuje i prowokuje go. On odbiera jako atak i odpowiada atakiem.
Oczywiscie rozmawialismy o jesgo rodzinie i okazalo sie, ze on robi jakies proby porozumienia z nimi za moimi plecami, i bardzo mnie zabolalo, jak powiedzial, ze ja to bym pewnie chciala, zeby jego rodzine szlag trafil, ale on nic na to nie moze. Bardzo to przykre, bo ja bym jedynie chciala, zeby jego rodzina mnie lubila. A jesli juz naprawde oni nie potrafia, nie sa w staie mnie lubic, to zeby mnie przynajmniej traktowala z szacunkiem, na jaki zasluguje.
Skonczylo sie bardzo niesympatyczna konkluzja. Streszczajac: nie mamy (czytaj: on nie ma) pieniedzy, wiec nie bedziemy miec drugiego dziecka.
Zawsze taki sam schemat, czy z slubem czy z dzieckiem. Ze on chce, ale nie moze.
Czyli dol jak stol.
Normalnie tone i nie mam sie czego chcwycic.
Czuje, ze moj jedyny przyjaciel antydep. zawita w zwiekszonej dawce. Znowu porazka. I siegniecie po kule w postaci lekarstwa.
Boze, jak ja juz mam tego dosc.
Bianka, Domi, myslalam, ze was nie rozumiem, ale niestety okazalo sie, ze rozumiem was doskonale. Moj niemaz tez wpycha mnie w dol, zeby nie poddac krytyce swojego zachowania.
harkon
O rety! Jaka tutaj burza mozgow! Dobrze!! 06.gif
To tak na spokojnie opowiem jak to u nas bylo. Otoz ja mam chyba jakis inny gatunek samca w domu 29.gif , bo tak naprawde terapie przechodzlismy wspolnie. Tzn. ja szlam na nia i ja przerabialam, ale pozniej wszytsko musialam opowiedziec mojemu chlopu, byl tym zywo zainteresowany, sam pytal, nawet jak bylam wykonczona terapia, to musialam mowic, mysle nawet , ze probowal duzo podkladac pod siebie.. On byl ze mnie bardzo dumny, wiem, ze cieszylo go to,ze pracuje nad soba. Mysle,ze terapia nas bardzo do siebie zblizyla i to w kilku wymiarach. Po pierwsze przez to, ze ja sie wyzwolilam z wielu rzeczy, ze nauczylam sie, co znaczy byc naprawde zona, bo przestalam byc przede wszystkim corka, po drugie zajrzelismy razem w siebie i razem to przezywalismy.. Zaczelismy byc bardziej przyjaciolmi, choc i tak nimi wczesniej bylismy, ale teraz chyba tak glebiej w te relacje weszlismy. Moj Maz nie mial prostego dziecinstwa, nie mial wlasciwie ojca, pochodzi z rodziny bardzo pokreconej, wlasciwie nie zna swojego ojca, to jest wielka rodzinna tajemnica i tabu. Zawsze musial radzic sobie sam, do wszystkiego w zyciu sam dochodzil, a bywalo roznie. MOge szczerze powiedziec, ze drugiej tak niesamowitej osoby chyba nie znam. Osoby, ktora po tylu ciemnych rzeczach w zyciu potrafi byc takim wspanialym ojcem, przyjacielem i mezem. I jakie ma podejscie do dzieci!! Ale! - zeby nie bylo tak swieltliscie, to czlowiek, ktory przeszedl przez rozne piekla w zyciu, gleboka depresje, proby samobojcze, alkohol.. Dlatego wlasnie twierdze, ze jest niesamowity, bo widzialam jak dorastal, razem dorastalismy, razem sie tworzylismy,razem budowalismy siebie i nasz zwiazek. Przechodzilismy przez przerozne etapy i tutaj moge sie w pelni podpisac pod slowami Kasirybki. Bylo kiedys duzo lez, bylo rozstanie, byl bol i niezrozuemienie. Ale zawsze byl szacunek. I to jest chyba podstawa. Zawsze szanowalismy w nas ludzi, pomimo wszystko szanowalismy nasza odrebnosc. Jesli mialabym powiedziec, kto jest moim najwiekszym przyjacielem, to bez mrugniecia okiem powiedzialabym, ze on. Pamietam jak na terapii moja psycholog uswiadomila mi, wbila do glowy taka oto prawde - zebym pomimo roznych rol, ktore wydaje mi sie, ze teraz mam, roli matki, corki, siostry itd - nigdy nie zapominala o mezu jako o moim przyjacielu, bo kiedys tamte role sie pokoncza, moje dziecko naturalnie ode mnie odejdzie, przestaniemy byc rodzicami w znaczeniu jakie teraz funkcjonuje, a nasz zwiazek zostanie i to jaki bedzie, tworzy sie wlasnie teraz. Bo jak odpadna nam role matki i ojca, to czy bedziemy miec o czym rozmawiac? Jak odpadnie nam temat zapewnienia srodkow do zycia, to bedziemy miec o czym rozmawiac? Jak nie bedziemy juz mieli ochoty lub mozliwosci uprawiania seksu, to bedziemy miec o czym rozmawiac?
Pamietamy o tym nieustannie, ale nasze dbanie o nasza przyjazn, to nie gotowanie obiadow, czy sprzatanie w domu, zarabianie, to jest powierzchownosc, malo wazne w grunice rzeczy (oile sie ma co do garka wlozyc 29.gif) . To nieustanna otwartosc na druga osobe, potrzeba rozmowy, spedzania czasu.. Ale tez - znanie wlasnych granic, akceptacja dla przestrzeni prywatnej, ktora kazde z nas ma.
ZEby nie bylo - podkresle raz jeszcze - wcale nie bylo tak od poczatku! Do wszystkiego dorastalismy, uczylismy sie, przechodzilismy przez rozne eatpy. I razem i indywidualnie.
Bianko, co do tego co napisalas o swojej rodzinie - ja tez nie pochodze z rodziny patalogicznej. Ale z rodziny dysfunkcyjnej na poziomie emocji tak. Nie bylam dzieckiem bitym, nie pochodze z rodziny z problemem alkoholowym, nie bylo wykorzystytwania seksusalnego, byla to rodzina pelna... I co z tego, skoro bylam dzieckiem ranionym emocjonalnie? Moi rodzice sami sobie ze swoimi emocjami i uczuciami nie radza.. Tak jak i ich rodzice..
Mam nadzieje, ze Cie to nie urazi, ale mam wrazenie, ze Twoj maz ma duzo wiekszy problem ze soba niz Ty..
harkon
Chaton, przykre..
Ale konkluzja bardzo trafna.
chaton
QUOTE(harkon @ Mon, 31 May 2010 - 09:55) *
To tak na spokojnie opowiem jak to u nas bylo. Otoz ja mam chyba jakis inny gatunek samca w domu 29.gif , bo tak naprawde terapie przechodzlismy wspolnie. Tzn. ja szlam na nia i ja przerabialam, ale pozniej wszytsko musialam opowiedziec mojemu chlopu, byl tym zywo zainteresowany, sam pytal, nawet jak bylam wykonczona terapia, to musialam mowic, mysle nawet , ze probowal duzo podkladac pod siebie.. On byl ze mnie bardzo dumny, wiem, ze cieszylo go to,ze pracuje nad soba. Mysle,ze terapia nas bardzo do siebie zblizyla i to w kilku wymiarach. Po pierwsze przez to, ze ja sie wyzwolilam z wielu rzeczy, ze nauczylam sie, co znaczy byc naprawde zona, bo przestalam byc przede wszystkim corka, po drugie zajrzelismy razem w siebie i razem to przezywalismy.. Zaczelismy byc bardziej przyjaciolmi, choc i tak nimi wczesniej bylismy, ale teraz chyba tak glebiej w te relacje weszlismy. Moj Maz nie mial prostego dziecinstwa, nie mial wlasciwie ojca, pochodzi z rodziny bardzo pokreconej, wlasciwie nie zna swojego ojca, to jest wielka rodzinna tajemnica i tabu. Zawsze musial radzic sobie sam, do wszystkiego w zyciu sam dochodzil, a bywalo roznie. MOge szczerze powiedziec, ze drugiej tak niesamowitej osoby chyba nie znam. Osoby, ktora po tylu ciemnych rzeczach w zyciu potrafi byc takim wspanialym ojcem, przyjacielem i mezem. I jakie ma podejscie do dzieci!! Ale! - zeby nie bylo tak swieltliscie, to czlowiek, ktory przeszedl przez rozne piekla w zyciu, gleboka depresje, proby samobojcze, alkohol.. Dlatego wlasnie twierdze, ze jest niesamowity, bo widzialam jak dorastal, razem dorastalismy, razem sie tworzylismy,razem budowalismy siebie i nasz zwiazek. Przechodzilismy przez przerozne etapy i tutaj moge sie w pelni podpisac pod slowami Kasirybki. Bylo kiedys duzo lez, bylo rozstanie, byl bol i niezrozuemienie. Ale zawsze byl szacunek. I to jest chyba podstawa. Zawsze szanowalismy w nas ludzi, pomimo wszystko szanowalismy nasza odrebnosc. Jesli mialabym powiedziec, kto jest moim najwiekszym przyjacielem, to bez mrugniecia okiem powiedzialabym, ze on.


Boze, Harkon, ale masz fuksa kobieto! Z taka postawa z obydwu stron widac golym okiem, ze ten zwiazek przetrwa wszystko! Zazdroszcze!

QUOTE(harkon @ Mon, 31 May 2010 - 09:55) *
bylam dzieckiem ranionym emocjonalnie? Moi rodzice sami sobie ze swoimi emocjami i uczuciami nie radza.. Tak jak i ich rodzice..


Harkon, tutaj wlasnie jest clou calego problemu. Trafniej bym tego nie wyrazila. Moi rodzice nie potrafia sobie radzic z emocjami, dlatego nie nauczyli mnie radzic sobie ze swoimi!

QUOTE(harkon @ Mon, 31 May 2010 - 09:55) *
Mam nadzieje, ze Cie to nie urazi, ale mam wrazenie, ze Twoj maz ma duzo wiekszy problem ze soba niz Ty..


Harkon, no ja tez zaczynam miec takie wrazenie... bo ja jestem mega swiadoma swoich problemow i cos z nimi robie, a on neguje wszystko! Zebys slyszala, jak wywraca kota ogonem, zeby wyszlo na jego, to sie kupy nie trzyma. A ze ja glupia nie jestem, to wylapuje blyskawicznie ambiwalencje w tym, co mowi, on sie czuje przyparty do muru i jeszccze bardziej siepograza... no katastrofa! Klocilismy sie przy stole, przy corce, ja w pewnym momencie nie moglam uwierzyc w to, co sie dzieje, to bylo... jak proces Kafki!
Wiesz, ja sie nawet zaczynam zastanawiac, czy on sam nie ma depresji... ta niemozliwosc postepu, akcji, inicjatywy... przeciez wiem, ze on CHCE drugiego dziecka, ostatnia rozmowa na ten temat zakonczyla sie tym, ze on chce, a ja nie jestem gotowa i czekamy, az bede... a jak przyszlo co do czego, to niemozliwe, nie mamy pieniedzy! Ja snie! 37.gif
I wiesz, czasem mam wrazenie, ze on nie znosi szczescia! Zupelnie, jakby mu nie pozwolono na bycie szczesliwym. Zawsze jest tak, ze sie klocimy, potem dochodzimy do jakichs pozytywnych wniioskow, ja robie pierwszy krok... tak jak wczoraj, no tylko zapytalam sie, kiedy on tego dziecka chce, wystarczylo, zeby mi odpowiedzial, i skonczyloby sie na happy endzie i pozytywnym planie, a on nie, ze teraz nie mozemy... Zupelnie, jakby celowo dazyl do unieszczesliwiania sie. Potem byl tak ta dyskusja wykonczony, ze zasnal... ja oczywiscie nie spalam w nocy. Mozeon ma depresje, jak jego matka i jej matka???

Jedyny "pozytywny" element tej dyskusji to fakt, ze udalo mi sie powiedziec, ze chcialabym, zebysmy zrobili rodzinna terapie. Oczywiscie nie podchwycony pomysl, no bo po co robic terapie, jak tak fajnie sie meczyc i w dodatku bez wysilku??
harkon
Bardzo mozliwe, ze ma depresje.. Moj mial. A jak mial, to sie inaczej to objawialo niz u kobiet. Potwornym rozdraznieniem. Meczyl sie okrutnie, i wiesz? - masz racje - robil sobie wtedy na zlosc!! Ale po tym jak zobaczyl, jak mi pomagaja leki, sam poszedl do psychiatry! To byl prawdziwy przelom. Powiedzial mi pozniej,ze gadal do psychiatry ponad 2 godziny! Rzeczy, o ktorych nie mowil nikomu!! Jakby sie z niego wylewalo. Dostal leki. Pozniej byl jeszcze kilka razy u niego. A teraz bierze regularnie dziurawiec, deprim forte, na niego dziala rewelacyjnie. Ale moj maz musial sam dorosnac do pojscia po pomoc.. Na poczatku bylo to nie do pojecia - te wdrukowane spoleczne klisze, ze faceci sobie musza sami radzic itd.. fajne jest to, ze jak zaczela pierwsza klisza pekac, to inne runely same.
Chaton, trudno radzic nie znajac czlowieka, ale ja bym chyba mimochodem mowila, co osiagasz na terapii.. Takie wdrukowywanie podswadomie, ze to nic zlego, a duuuzo pozytywynego. A co radzi Ci terapeuta? Co mowi na to, ze niemaz nie chce isc na rodzinna? I nie stawiaj go przed wyborami, dla niego niemozliwymi w tym momencie, co poczac z jego rodzina.. nie dorosl, przeraza go to, nie rozumie, pewnie drazni go sama mysl o czyms takim. Rob swoje, nie daj sie im stlamsic, ale nie stawiaj w kontrze swojego chlopa. Nic to nie da, wywola tylko konflikt.
chaton
Harkon: mnie u niego niepokoi bardziej takie ogolne spowolnienie, niezdolnosc podejmowania decyzji... i przede wszystkim taki rodzaj spirali porazki, on sam siebie stawia w sytuacji porazki.
Wiesz, ja teraz nie moge mowic o swojej terapii, bo ja tak sie na niego wkur**am, ze w ogole nie moge z nim rozmwaiac. Zupelnie, jakby on specjalnie powodowa blokade komunikjacji. Zawsze tak jest: rozmawiamy i nagle ja czuje, ze cos sie blokuje, kolko zamkniete i nie ma wyjscia. Potem juz nie mozna sie do siebie odzywac przez jakis czas, ze duze oskarzenia padly. Radzilam sobie z tym dotychczas piszac do niego listy. Teraz bardzo chcialabym go przetrzymac, ale wiem, ze nie dam rady! On jest w tym mocniejszy! Nie wiem, co ja mam z tym zrobic, w sumie obydwoje sie prowokowalismy i ja tez mocne slowa wypowiedzialam. I boje sie znow, ze jak znowu ja zrobie pierwszy krok, to juz bedzie tak zawsze, on zawsze bedzie liczyl na mnie w rozwiazywaniu konfliktow.
Co ja mam kurna zrobic, piszesz nie stawiac przed wyborami. Ale taka sytuacja jest DLA MNIE nie do zniesienia, ja potrzebuje komunikacji, co z moimi potrzebami? Znow na dalszy plan?
Ja mam ochote go zmusic do tej terapii!

Takie objawy depresji, jakie opisujesz u swojego meza to ja mam. Zero spowolnienia czy niemoznosci akcji. Rozdraznienie i hiperaktywnosc.
kasiarybka
Tak jak Harkon napisała i tak jak ja wspomniałam w poście na poprzedniej stronie, to wszystko to są lata pracy.
Moja rodzina tez nie była patologiczna, Nie było w niej alkoholika, nie było bicia....była za to patologia emocjonalna.
Za dużo by pisać, w każdym razie wyszłamz domu z kompletnym brakiem poczucia własnej wartości.
Wszystko musiałam wybudowac sama, spotykałam na swojej drodze bardzo mądrych ludzi, dzisiaj własciwie jestm chyba nawet szczęśliwa, ze stało sie tak jak sie stalo, bo to doprowadziło mnie do takiej prawdziwej samoświadomości.
Mój J. zawsze był mi bardzo, bardzo bliski, od początku traktowałam Go jako przyjaciela, i tak jak napisała Harkon, wiedziałam, że to z Nim zostane do końca zycia, nie z Dziećmi np.
Zreszta ja zawsze byłam bardzo wrazliwa na emocje, na drugą osobę, jakos przez skóre wyczuwać że cos jest nie tak i albo się odsuwam, bo czuję sie intruzem, albo staram sie naprawiać, bo czuje, że to tylko zawirowanie.

Chaton a z Dzieckiem, nie wiem jak Ci pomóc, co napisać...mój J tez sie bał, odpowiedzilności, tego, ze nie podoła, nie sprosta wymaganiom, bardzo długo musiałam Mu mówić i udowadniać, że jak najbardziej sobie poradzi, ponieważ jest moim bohaterem, silnym, odpowiedzialnym facetem, przy którym czuje sie zajebiście bezpieczna.
chaton
Kasiu: ja WIEM, ze on potrzebuje, zebym go wspierala i wiem, ze zle zrobilam uderzajac w jego slabe punkty. Wlozylam kij w mrowisko. Wiem, ze gdybym napisala tak, jak Ty powiedzialas, ze wiem, ze sobie poradzi, ze jet moim bohaterem, to byloby ok.
Ja tez tak jak Ty wszystkiego nauczylam sie sama, wszystko zbudowalam i doszlam do wszystkiego sama, bez niczyjej pomocy. Rodzice nie wniesli mi NIC.
Ale wiesz, ja juz nie wiem, ja tez mam swoje granice, ja juz nie mam sily walczyc o nas... jestem zmeczona, dlaczego kurna zawsze ja musze walczyc o NASZ zwiazek? Wiesz, jakby nie Ewa... no normalnie mam ochote spakowac jego manatki i wystawic walizke za drzwi ze slowami: jak zmadrzejesz, to daj znac.
Dlaczego on musi zawsze wszystko zepsuc, tak obrzydzic mi wszystko? Tak bylo ze slubem, teraz mi sie niedobrze robi, jak o tym pomysle, a bylam tak entuzjastycznie nastawiona... czy tak ma byc z drugim dzieckiem rowniez? Dziekuje, postoje.
Wiesz, teraz nie jestem w stanie myslec konstruktywnie. Teraz odbieram go jak pasozyta zanieczyszczajacego moje powierze, mam jedynie ochote sie go pozbyc, zeby moc oddychac.
Ja wiem, ze on teraz cierpi, ze zwija sie, pewnie nic nie przelknal... ale ja mam dosc robienia wszystkiego za niego. Mam ochote urzadzic mu jakis taki elektrowstrzas, ze sie ocknie i zrozumie, ze wlasnie niszczy swoj zwiazek.
Cholera, monopolizuje watek zamiast pracowac, nie moge zabrac sie za nic, nie spalam ani minuty, nie wiem, co zrobic.
harkon
Chaton, to strasznie trudna sytuacja.. Bo co bys nie zrobila, bedziesz sie czuc tak sobie.. Albo bedziesz czula, ze siebie zaniedbujesz,albo dowalisz jemu..
CHyba najbezpieczniej bedzie teraz zajac sie soba i olac go.. Na chwile sie odciac, o ile mozesz.Bo boje sie,ze nakrecicie w tym swoim obecnym stanie spirale oskarzen,z ktorej sie pozniej nie wyplaczecie. Pewne rzeczy latwo powiedziec, a pozniej nie sposob ich zmazac.. Wiem,ze chcialabys miec teraz w swoim partnerze oparcie, ale jak widac, on sobie z tym nie radzi..
Ja nawet mam wrazenie,ze faceci maja gorzej - nikt ich kiedys nie uczyl wyrazania uczuc, mieli byc tacy a nie inni i w nich to juz nikt nie dostrzegal dzieci.. I te ich wewnetrzene dzieci maja duuuzo gorzej, bo konflikt pomiedzy narzucona spoleczna rola a istota ich emocjonalnych potrzeb itd w mezczyznach jest o wiele bardziej gleboki, trudniejszy itd.. Im sie mowilo, ze nie powinni plakac, my moglysmy ryczec, bo jestesmy babami.. Oni musieli byc silni i nie pekac, my moglysmy nasza slabosc okazywac.. Pokrecil nam sie swiat i mamy problem - od nich sie wymaga emocjonalnosci przy jednoczesnym wpajaniu starych zasad, a od nas sily, pomimo tego, ze podprogowo wtlacza sie nam poczucie slabosci.. No i do tego jeszcze nasze mocno dysfunkcyjne rodziny.. Prosta droga do naszych problemow..
W kazdym razie - jesli mozesz, odpusc na razie, zajmij sie soba, odetnij sie choc troche emocjonalnie od niego.. Trudno, musi sobie poradzic. Jesli nie godzi sie na wspolna terapie,to Ty musisz wyjsc na prosta, zeby pozniej w jakikolwiek sposob zmieniac swoj swiat.. I pisz tu nam ile chcesz, jesli Ci pomaga to!!
kasiarybka
Chaton, , ja w tym wczesniejszym swoim długim wątku juz pisałam....to jest taki etap złości.
CYTAT
Myślę, że to Kobieta właśnie ma bardzo, bardzo duży wpływ na zbudowanie ciepła w domu, na zbudowanie relacji.
U mnie było tak, że przeszłam przez wszystkie etapy chyba. Od poddaństwa, od chorej miłosci i zapatrzenia, przez totalną wściekłość na J. przez mysli o Kims innym, o odskoczni, poprzez złość, że to znowu ja muszę wziąć to wszystko na siebie, do zrozumienia, że jeśli rzeczywiście chcę miec fajne małżeństwo, dobre relacje i ciepły dom, to muszę wziąć za to odpowiedzialność sama, nie zważając na nikogo, nie oglądając sie na J.
To strasznie trudno jest pojąć, komuś, kto stoi w tym przed ostatnim etapie złości.

To jest Chaton moim zdaniem przedostatni etap. Później przychodzi zrozumienie jakieś takie, po prostu, nagle spływa na Ciebie jakies olśnienie i po prostu ta swiadomość daje Ci spokój.
CYTAT
W pewnym momencie zrozumiałam, że na J. nie mam wpływu, nie moge na Nim niczego wymusić, ale mam wpływ na siebie i na swoje reakcje wobec tego jak sie On zachowuje.
Przestałam sie obrażać to pierwszy i podstawowy krok moim zdaniem.


To wszystko jest bardzo trudno pojąć, ja byłam wściekła niesamowicie, że to znów ja muszę wziąć WSZYSTKO na siebie, że to znowu ja muszę sie cofnąc, ja muszę być ta mądrzejsza......@#$%$^&*(*^%#$....miałam ochotę pizgnąć wszystko w szmaty i po prostu odejsc.
Nie wiem dlaczego to wszystko jest tak skonstruowane, że to Kobieta ma w sobie taka siłe sprawcza, że to Kobieta własnie dba o ciepło domowego ogniska....to jest niesprawiedliwe, zgadzam sie, ale tak własnie jest, ja juz to zrozumiałam, przyjęłam to do siebie, zaakceptowałam i żyje mi się dużo łatwiej niż przed tą świadomością.
Życie ogólnie jest niesprawiedliwe...każda z nas to doskonale wie, ja za cel postawiłam stworzenie dobrych, ciepłych relacji z Jackiem, a równocześnie zbudowanie siebie od poczatku....

Nie da sie tych etapów ominąć, wszystko zawsze dzieje sie po kolei....wchodzi na własciwe miejsca, układa się krok, po kroku w odpowiednie szufladki, trzeba tylko miec dla siebie mnóstwo cierpliwości i miłości, zeby te etapy spokojnie pokonac.
harkon
Kasiarybka amen!! 06.gif
kasiarybka
Ja jak kaznodzieja jestem czasami....sooory icon_smile.gif
chaton
QUOTE(harkon @ Mon, 31 May 2010 - 13:11) *
Ja nawet mam wrazenie,ze faceci maja gorzej - nikt ich kiedys nie uczyl wyrazania uczuc, mieli byc tacy a nie inni i w nich to juz nikt nie dostrzegal dzieci.. I te ich wewnetrzene dzieci maja duuuzo gorzej, bo konflikt pomiedzy narzucona spoleczna rola a istota ich emocjonalnych potrzeb itd w mezczyznach jest o wiele bardziej gleboki, trudniejszy itd.. Im sie mowilo, ze nie powinni plakac, my moglysmy ryczec, bo jestesmy babami.. Oni musieli byc silni i nie pekac, my moglysmy nasza slabosc okazywac.. Pokrecil nam sie swiat i mamy problem - od nich sie wymaga emocjonalnosci przy jednoczesnym wpajaniu starych zasad, a od nas sily, pomimo tego, ze podprogowo wtlacza sie nam poczucie slabosci.. No i do tego jeszcze nasze mocno dysfunkcyjne rodziny.. Prosta droga do naszych problemow..


Harkon, Kasia: macie racje! Dalam ciala na maksa! Ja wlasnie powiedzialam mu, ze nie znosze tego malego bezradnego chlopca, jakiego widze w nim, kiedy nie radzi sobie z sytuacja. Ze ja zalozylam rodznie z doroslym facetem, ktory w dodatku obiecywal sie mna zajac i byc dla mnie podpora! A teraz zamiast wsparcia mam malego chlopca na rekach i ze ja nie jestem jego mama, zeby go uczyc zyc. To straszne... sama pracuje nad tym, zeby dostrzec i wziasc na serio ta mala dziewczynke, ktora jest we mnie, a jemu nie pozwalam na to! Dlaczego moge pomoc innym w sluchaniu siebie, a jego maly chlopiec mnie tak irytuje i jest nie do wytrzymania? Przeciez pomagam innym na codzien, wlasnie jadlam lunch z kolezanka z pracy, ktorej w zeszlym tygodniu zmarla siostra... Kazdy moze przyjsc do mnie ze swoimi problemami i wyslucham go i wezme na serio, a jak on na przyklad ostatnio sie zalil, ze nie zarabia wystarczajaco pieniedzy czy, ze nie ma czasu na cos tam, to nie tylko nie chce tego slyszec, ale mam ochote nim potrzasnac i powiedziec "chlopie, wez sie w garsc!"?

Harkon: nie znasz mnie, nie dam rady odpuscic... nie potrafie. MUSZE cos zrobic. Moge Ci napisac, ze wytrzymam, ale wiem doskonale, ze nie dam rady.

Bianka
Witajcie jestem i ja i dolacze sie do dyskusji 06.gif

Tak jak juz pisalam wczesniej jezeli ktos mial trudne dziecinstwo to jego obecne zachowanie jest jakos latwiej wytlumaczalne.Ja pochodze z rodziny nauczycielskiej ojciec jako dyrektor poradni psychologiczno-pedagogicznej przez wiele lat pomagal ludziom kobietom w trudnych sytuacjach zyciowych...mama pracowala w szkole. Moi dziadkowie to byl najogolniej rzecz ujmujac prosci ludzie ale niestety zli ludzie ktorzy nigdy nie zaakceptowali mojej matki.Moja mam cala druga ciaze brala relanium (ja bylam trzecim dzieckiem mam jeszcze mlodszego brata)Kiedy wrocila do domu z moja siostra dziadek naplul na nia.W glowie mi sie to nie miescilo i ciagle mialam obraz mojej mamy jako bohaterki ze cos takiego zniosla ze podolala...ze zyla z takimi ludzmi wychowujac czworke dzieci i pracujac zawodowo.Kilkakrotnie mowilam o tym na terapii i raz pani psycholog zapytala mnie: no dobrze no ale co mama zrobila jak dziadek naplul na dziecko ...zamarlam nie wiedzialm co odpowiedziec bo nigdy mamy o to nie pytalam ale tez wtedy zdalam sobie sprawe z tego ze mama nic nie zrobila...Czasem tylko biadolila nigdy sie nie usmiechala zawsze byla bardzo powazna i smutna wiecznie czys zmartwiona...Mama byla bardzo ulegla coby nie powiedziec bierna...nigdy nie postawila sie ojcu...ciagle zadaje sobie pytanie dlaczego na to pozwalala? To temat rzeka.....


Moj maz mial wspanila matke ktora teraz jest moim duzym wsparciem i to tez jest swego rodzaju patologia bo zamiast dzielic problemy zycia codziennego z mezem dziele je z jego matka.Ona pomaga mi we wszystkim o wszystkim moge jej powiedziec pomaga mi zarowno przy dzieciach jak i wieleu wielu innych rzeczach...Odnosze wrazenie ze to jedyna zyczliwa mi osoba i to jest bardzo bardzo nie dobre.
Bianka
Pisze z pracy dlatego tak na raty.

Jestem z moim mezem prawie 11 lat po slubie.Mamy dwoje dzieci (11 lat i 3,5) . Jestesmy dla siebe pierwszymi partnerami.
Piec lat temu moj maz zdradzil mnie.Byla to zdrada emocjonalna.Pisalam wtedy na forum i wiele dziweczyn pisalo co? tylko emocjonalnie cie zdradzil? daj mu sznase jak go kochasz...zdrada emocjonalana to nie zdrada...wiele dziweczyn zdziwilo sie za tak cierpie i rozpaczam...A tak cierpialm bardzo bardzo przez cale dwa lata potem jakos sie ulozylo we mnie wszystko.Doswiadczylam strasznej zdrady i pomimo tego ze maz zarzekal sie ze kocha mnie i corke i ze tamto to juz przeszlosc nie wierzylam mu i cierpialam bo widzialm ze on cierpi ze kocha tamta i ze nia teskni mowil jedno robil drugie szarpal sie strasznie to byl koszmar.Bylo minelo nie wracamy do tego juz chodz ja wracalam czesto i bylo to z mojej strony bardzo zalosne. To byl bardzo powazny kryszys....potem chwile bylo dobrze.
Teraz co pol roku znowu mam jazdy. Tz maz mowi ze raz kocha potem nie kocha raz jestm madra dobrze sobie radze zaraz potem jestm glupia, beznennie glupia nie mam pojecia o niczym on sie ze mna nudzi nie moze porozmawiac na zaden temat bo ja na niczym sie nie znam ale jedno zawsze powtrza ze tak wlasciwie nie ma sie do czego przyczepic bo jestem dobra matka i zona i podobam mu sie...i w takim kolowrotku ciage zyje bardzo mnie to meczy.

Teraz chwilo dobrze miedzy nami...

cdn.
chaton
Bianka: a mozesz napisac, na czym polegala ta zdrada emocjonalna? Jesli chcesz oczywiscie, jesli nie, to nie ma sprawy, zrozumiem.
Ale nieladnie tak grac na czyichs uczuciach, czy on Cienie ceowo nie destabilizuje, zeby miec nad Toba wieksza kontrole?

A ja siedze w biurze i wymiekam, chyba mu zaraz napisze list, najwyzej nie wysle.
kasiarybka
Bianka u mnie to Tato był strasznie bierny, macocha robiła z Nim i ze mna co chciała. Nigdy nie wstawił sie za mna, chociaz NIE WIERZĘ, że nie widział co się dzieje.
Tak było Mu łatwiej, sprzedał mnie i siebie za święty spokój, co Mu niestety na dobre nie wyszło, do dzisiaj odbija Mu sie to czkawką.
Musiałam to przyjąć do siebie, zaakceptować.
CYTAT
ciagle zadaje sobie pytanie dlaczego na to pozwalala?

nie ma odpowiedzi na to pytanie.
Może sie bała, że zostanie sama, może miała maleńkie poczucie wartości, może myslała, że takie jest zycie.....to w tej chwili nie ma żadnego znaczenia.
Znaczenie ma Twoje zycie, Twój dom, Twoje relacje.
Wydaje mi sie, że musimy skupić sie na naszym wnetrzu, emocje i uczucia rodziców trzeba zostawić, żeby nie zwariować.

Duuuuużo czasu zajeło mi zaakceptowanie tego, że Tato jest taki jaki jest, Matka jest taka jaka jest i mam do wyboru dwie drogi....albo to przyjme takim jakie jest i będę tworzyć całkowicie nowe relacje, budować jakby od poczatku więzi, na czystej karcie, z pozamykanymi drzwiami przeszłości, albo odetnę sie całkowicie.
Powiem co czuje, wywrzeszczę Im w twarz całą swoja nienawiść i złość z tych dzieciecych lat i popale wszystkie mosty.

Wybrałam drogę miłości, że tak to nazwę.
Przerobiłam w sobie tą cała nienawiść, tą wściekłość na Matke, na Ojca, doszło do mnie, że nie mam na to żadnego w tej chwili wpływu, nie zmienie przeszłości, musze skupić sie na przyszłości.

Na forum alkoholowym mamy czesto takie przypadki, ze Ludzie piszą, że starają sie pomóc swoim chorym rodzicom, za cel postawili sobie uzdrowienie rodziców.....a siebie zostawiają na pastwę nałogu.
Czasami wydaje mi sie, że to taka swego rodzaju wymówka, jakby odsuwanie prawdziwego problemu od siebie, skupianie sie na kims innym.

Co do małżeństwa....cholera, nie napiszę więcej ponad to co juz wypociłam.
Każdy Człowiek musi znależć dla siebie swoj sposób.....co prawda mechanizmy są takie same, ale kazdy Człowiek ma inna wrazliwosć.

Bianka
CYTAT(chaton @ Mon, 31 May 2010 - 15:28) *
Bianka: a mozesz napisac, na czym polegala ta zdrada emocjonalna? Jesli chcesz oczywiscie, jesli nie, to nie ma sprawy, zrozumiem.
Ale nieladnie tak grac na czyichs uczuciach, czy on Cienie ceowo nie destabilizuje, zeby miec nad Toba wieksza kontrole?

A ja siedze w biurze i wymiekam, chyba mu zaraz napisze list, najwyzej nie wysle.



Zdrada emocjonalna to zdrada nie fizyczna tz moj maz wyznal tej kobiecie ze ja kocha ale nie przespal sie z nia nie uprawial z nia sexu nie calowal sie z nia z tego co wiem trzymal ja" tylko" za reke.

Ta sprawa troche jest zamknieta a troche nie bo z jednej strony moge o tym mowic a z drugiej wciaz boli to chyba znaczy ze nie do konca sie z tym pogodzilam inna sprawa jest to ze maz dostarcza mi ciagle" rozrywek" ktore potrafia bardzo wyczerpac psychicznie.

Chaton napisz swojemu ten list najwyzej nie przeczyta ja do swojego pisalam swego czasu duzo potem powiedzial mi ze tego wcale nie czyta i zebym do niego nie pisala.


Kasiu jezeli chodzi o moja mame to wydaje mi sie ze wychowanie,wiara i jakas taka dziwna milosc do mojego ojca powodowala takie a nie inne zachowanie.

Wiem ze musze sie z przeszloscia pogodzic bo jej juz nie zmienie ale potrzebuje duzo czasu wiem ze nie chce palic mostow za soba i nie chce zrywac kontaktow z rodzicami bo ich kocham i wiele im zawdzieczam.
chaton
QUOTE(Bianka @ Mon, 31 May 2010 - 16:19) *
Zdrada emocjonalna to zdrada nie fizyczna tz moj maz wyznal tej kobiecie ze ja kocha ale nie przespal sie z nia nie uprawial z nia sexu nie calowal sie z nia z tego co wiem trzymal ja" tylko" za reke.

Ta sprawa troche jest zamknieta a troche nie bo z jednej strony moge o tym mowic a z drugiej wciaz boli to chyba znaczy ze nie do konca sie z tym pogodzilam inna sprawa jest to ze maz dostarcza mi ciagle" rozrywek" ktore potrafia bardzo wyczerpac psychicznie.


Bianka: je sie Tobie nie dziwie, ze nie potrafisz o tym zapomniec. Nie wiem, czy to nie jest gorsze od fizycznej zdrady!

QUOTE(Bianka @ Mon, 31 May 2010 - 16:19) *
jezeli chodzi o moja mame to wydaje mi sie ze wychowanie,wiara i jakas taka dziwna milosc do mojego ojca powodowala takie a nie inne zachowanie.

Wiem ze musze sie z przeszloscia pogodzic bo jej juz nie zmienie ale potrzebuje duzo czasu wiem ze nie chce palic mostow za soba i nie chce zrywac kontaktow z rodzicami bo ich kocham i wiele im zawdzieczam.


Mysle, ze Twoja mama zaczela bac sie swojego ojca, jak byla mala dziewczynka. I ze musiala wyprzec ze swiadomosci wszystkie negatywne emocje dotyczace go, bo ich ujawnienie mogloby sprawic, ze ojciec ja ukarze lub bala sie, ze przestanie ja kochac, co w przypadku malych dzieci jest rownoznaczne z ryzykowaniem zycia. I poniewaz ona nie pracowala nad tym i nie byla tego prawdopodobnie swiadoma, to tak jej zostalo i juz nie jest w stanie sie przeciwstawic ojcu. Mysle, ze nie musisz zrywac mostow, ale ja jestem zdania, ze niemusisz im przebaczac. Wiem, ze wszyscy sie ze mna nie zgodza, ale uwazam, ze czasem to wazny etap, zeby dotrzec do swojej wewnetrznej prawdy i pozwolic sobie na "zle" emocje, co gwarantuje uzdrowienie.

A mi jest coraz bardziej glupio. Nie wiem, czy to kwestia terpaii, ale widze siebie tak jakby z boku w tej wczorajszej klotni i jestem w stanie coraz bardziej spojrzec na to z jego punktu widzenia. I czuje, ze mnie by zabolaly bardzo slowa, jakie do niego skierowalam. M.in. ze nie jestem pewna, czy sie nie pomylilam bedac z nim. Kiedy powiedzial, ze jest ze mna, bo mnie kocha, nie odpowiedzialam tego samego. Z tym malym chlopcem, gdyby on mi powiedzial, ze nie znosi malej dziewczynki, ktora jest we mnie, nie znioslabym tego.
Chyba powinnam go przeprosic.
domi
Zasięgnięte z innej strony:

"Gdy jemu jest źle... Depresja mężczyzn
Uważa, że jest powodem wszystkich życiowych klęsk. Że jest beznadziejny i do niczego się nie nadaje. Oskarża się o błędy, które - w jego ocenie - urastają do niebotycznych rozmiarów. Nie widzi przyszłości, nie widzi sensu, spodziewa się wszystkiego najgorszego. Ukrywa ten stan przed najbliższymi jak długo się tylko da. Bo przecież facet musi być twardy.

Możesz z początku nie zauważyć, że dzieje się coś niedobrego. Bliski Ci mężczyzna sam będzie bagatelizował objawy. Zwykle będzie udawać, że nic mu nie jest. Z obawy przed utratą twarzy, czy przed utratą pracy. Mężczyzna w depresji stara się normalnie funkcjonować. Jeśli jednak coraz częściej jest osowiały lub rozdrażniony, a napięcie rozładowuje alkoholem, grami komputerowymi lub/i wycofuje się z kontaktów towarzyskich, uroczystości rodzinnych, a z czasem coraz mniej obecny jest duchem nawet z najbliższymi, to znak, że choroba zalewa mu duszę. To, co przeżywa, znany psychiatra i filozof Antoni Kępiński nazwał wiele lat temu "piekłem za życia".

Depresja - ta tajemnicza choroba jest wg WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) czwartym najpoważniejszym problemem zdrowotnym na świecie! Do niedawna, ze względu na słabą znajomość społeczną oraz brak wyraźnych przyczyn zachorowalności, "złego stanu" chorego, było często lekceważona. Osoba z depresją albo nie przyznawała się do niej, albo była pozostawiana samej sobie i zbywana słowami "weź się w garść". Obecnie coraz więcej ludzi poznaje istotę choroby, zaczynamy poznawać "co to jest depresja", a kolejne mity np. na temat leków przeciwdepresyjnych są obalane.

Najgorszy jest poranek. Znów trzeba się zmierzyć z tym samym kiepskim nastrojem, znów czekają te same beznadziejne sprawy do załatwienia, znów cierpienie ponad ludzkie siły, wysiłek, który nie ma sensu. Nie można wstać. Nie ma siły, by się ubrać i wyjść z domu. Po co w ogóle się ubierać? Po co się myć? Po co w ogóle wychodzić? Świat jawi się jako porażający, bezwzględny, budzący lęki, niepokój. A w ogóle, to po co żyć? Chory coraz częściej myśli: Jestem tylko ciężarem dla innych, nie ma ze mnie żadnego pożytku. Po co żyć... .

Depresja męska i niemęska

Powszechnie uważa się, że mężczyźni rzadziej chorują na depresję. Coraz częściej jednak pojawiają się głosy, że depresja jest po prostu u nich rzadziej diagnozowana, głównie dlatego, że mężczyźni się z nią kryją. Profesor Dariusz Galasiński w rozmowie z "Charakterami" [nr 9 (140) wrzesień 2008] szacuje, że 65 procent przypadków depresji u mężczyzn pozostaje niewykryte. I dodaje: "Moim zdaniem statystyki mówiące, że na depresje choruje dwa razy więcej kobiet niż mężczyzn są niewarygodne; właśnie dlatego, że wiemy, iż mężczyźni rzadziej szukają pomocy psychiatrycznej i lekarskiej w ogóle".

Kobiety szukają pomocy, ulgi; mężczyźni - rozwiązania. Nawet jeśli jest ono ostateczne. Statystyki są alarmujące, w Stanach Zjednoczonych, podobnie jak i w Polsce, 80 proc. samobójstw popełnianych jest przez mężczyzn, nie wiadomo dla ilu z nich powodem tej decyzji była depresja.

"Feminizacja" depresji, przypisywanie jej głównie kobietom, utrudnia mężczyznom przyznanie się samemu przed sobą i przed innymi, że potrzebna jest im pomoc.
Najczęściej narażeni na depresję są mężczyźni w wieku średnim i starsi - to wówczas spotykają ich bolesne straty, problemy w pracy bądź ich utrata, kłopoty w związku, problemy ze zdrowiem, śmierć bliskich itd. Ale depresja może dopaść każdego bez względu na płeć, wiek, wykształcenie i sytuację życiową. Chorują biznesmeni i dozorcy, mechanicy i lekarze.

Piotr, lekarz, nie wierzył, że z tego wyjdzie:

- To, że jestem lekarzem nie miało znaczenia. Nie widziałem przyszłości, nie miałem cienia nadziei. Skutkują tylko leki i pomoc dobrego psychiatry.

U mężczyzn zdaje się potwierdzać pewna zależność - chorują ci, którym trudno sprostać lansowanemu zgodnie z oczekiwaniami społecznymi wizerunkowi "prawdziwego mężczyzny": wyobrażeniom o tym, kim jest i kim powinien być. Profesor Dariusz Galasiński we wspomnianych wyżej "Charakterach" powiedział: "Żaden z mężczyzn, z którymi rozmawiałem, nie powiedział mi o swoim nastroju. Usłyszałem natomiast masę historii pokazujących bardzo skomplikowaną relacje między chorobą a chorym. Udowadniały one, ze mężczyźni postrzegają depresję przede wszystkim jako zagrożenie swojej męskości". Mężczyzna zatem cierpi niejako podwójnie: po pierwsze na depresję, a po drugie z powodu, że jest mężczyzną chorym na depresję. "Mężczyzna w depresji nie staje się chorym mężczyzną " mówi profesor Galasiński " on przestaje być mężczyzną".

Zanim będzie za późno

Wika, siostra Adama, samobójcy chorego na depresję, dopiero po jego śmierci dotarła do źródeł cierpienia swojego brata. Kupiła książkę "Anatomia depresji"
by zrozumieć, dlaczego Adam targnął się na swoje życie.

- Mój brat uważał, że jest beznadziejnym człowiekiem, był przekonany, że nastąpi taki dzień, w którym wszyscy odkryją tę "prawdę", uznał, że jest obciążeniem dla żony, dzieci, całej rodziny i że wszystko, czego dokonał do tej pory jest dziełem przypadku, zbiegiem okoliczności, na który sobie nie zasłużył... Leżał, patrzył w sufit, a wypicie pół szklanki herbaty było niebotycznym wyczynem. Mycie się, ogolenie to jak zdobycie Mount Everest. Jak się już podniósł, dokonał ostatniego wysiłku w życiu - popełnił samobójstwo. Zwiódł nas wszystkich. Wydawało się, że wraca do siebie, zaczął rozmawiać, z powrotem dbać o higienę. Myśleliśmy, że wraca do normy, a on "uwolnił" nas od siebie...

Lekarze potwierdzają- bycie w głębokiej depresji paradoksalnie chroni przed samobójstwem, choć myśli o śmierci są dość częste. Jednak mądry organizm broni się przed śmiercią fizyczną niemocą chory często nie jest w stanie wstać z łóżka, co dopiero przejść się do kuchni, by odkręcić gaz... .

Mężczyźni w Polsce popełniają samobójstwa pięć razy częściej niż kobiety (w 2005 roku na 4621 samobójstw: 3885 - mężczyźni, 736 - kobiety. Dane Komendy Głównej Policji).

Niedobra samotność, kłopoty w pracy

Mężczyzna swoje cierpienie przeżywa w osamotnieniu. Chory na depresję Damian mówi:

Model kulturowy sytuuje faceta niejako poza wszelkimi dolegliwościami. Po prostu status mężczyzny niejako z definicji wyklucza depresję, dlatego żyje z nią w symbiozie, nie przyznając się nawet sam przed sobą. To nie jest strach, raczej wstyd - no bo jak facet może mieć depresję.

Mężczyzna chce być silny, samowystarczalny. Jeśli jest z kobietą często też potrzebuje potwierdzenia swojej siły, kreatywności, twórczości choć trudno mu się przyznać do tego, ze potrzebuje kobiety jako koniecznego uzupełnienia swojego człowieczeństwa, że sam jest niekompletny, a nawet słaby. Niewielu mężczyzn, wbrew temu co głoszą, cieszy samotność -jest raczej często powodem depresji.

Innym powodem są problemy w pracy. Przyczynkiem może być pominięcie przy nominacji lub przesunięcie na niższe stanowisko odbierane jako degradacja. Zagrożenie utratą pracy ma bardzo negatywny wpływ na psychikę mężczyzny. Damian uważa, że kobieta i praca są to dwie sfery, wokół których mężczyzna nieustannie krąży.

- Obie wzajemnie się przenikają - są ze sobą nierozerwalnie poplątane i zasupłane. Ta siła wzajemnego powiązania obu sfer powoduje, że niepowodzenie w jednej pociąga za sobą zwątpienia wynikające z drugiej.

Damian uważa, że praca jest dla mężczyzny sposobem na pozyskanie i zatrzymanie przy sobie kobiety na dłużej, ale również potwierdzeniem męskości, statusu i prestiżu. -Porażki w pracy trudno się goją, trudniej i boleśniej niż porażki z kobietą -uważa Damian.

On sam, właśnie wtedy gdy sam przed sobą przyznał się już do depresji i zaczął brać leki przeciwdepresyjne przepisane przez lekarza, znalazł dobrą pracę:

- Ale nie mogłem jej podjąć, bo się zupełnie rozkleiłem. Chciałem bardzo pracować, ale nie byłem w stanie. Problemem było wstanie z łóżka, umycie się, a cierpienie bliskich gorsze do zniesienia od własnego. Kompletny rozkład.

Mężczyzna bardzo przeżywa, że nie może pracować i być "głową rodziny". To, co się z nim dzieje, odbiera przede wszystkim przez pryzmat swojej zdolności do wypełniania obowiązków, zarabiania pieniędzy, utrzymania statusu. Leczenie facetów w depresji powinno w dużo większym stopniu skupiać się na pomocy w powrocie do pracy przekonuje stanowczo w rozmowie z "Charakterami" prof. Dariusz Galasiński.

Maski i pozy czyli jak sobie mężczyzna radzi

- Facet z depresją zazwyczaj sobie w ogóle nie radzi - mówi Damian. Mężczyzna nie powie drugiemu mężczyźnie: "wiesz, kiepsko się czuję, coś niedobrego ze mną się dzieje, nie wiem, co robić". Nie chce być postrzegany jako niedorajda życiowy, nieudacznik, baba. Dlatego skrzętnie ukrywa depresję przed bliskimi, ale i przed samym sobą. Mężczyźni przybierają maski i popadają we wszelkie "-izmy" (alkoholizm, pracoholizm, seksoholizm itd.) pogarszając tym jedynie swój stan. Niepokoić nas powinny:
nagłe okazywanie gniewu i niechęci;

unikanie kontaktów z bliskimi;
narastające trudności w głębszych relacjach;
minorowy nastrój, milczenie, izolowanie się;
działania destrukcyjne, np. nadmierne picie lub nadmierna aktywność seksualna, kompulsywne jedzenie lub przeciwnie - odmawianie jedzenia posiłków;
unikanie obowiązków służbowych, zobowiązań zawodowych;
cyberseks, uzależnienie od komputera.

- Alkohol często towarzyszy depresji - twierdzi Krzysztof, który czuje się już zdrowy. - Jeśli facet zaczyna pić, to dlatego, że alkohol chwilowo pozwala usunąć napięcie, przynosi ulgę, w rzeczywistości jednak pogłębia depresję.

Pierwsze symptomy
W pierwszej kolejności mężczyzna skarży się na bóle mięsni, brak apetytu, bezsenność. Staje się drażliwy, a nawet agresywny. Specjaliści podkreślają różnice - kobiety w depresji są smutne i przygnębione, mężczyźni zaś nierzadko są rozdrażnieni i wściekli. Irytuje ich byle co, łatwo jest ich wytrącić z równowagi, swoją agresję kierują przeciw sobie lub bliskim - dlatego też trudno jest tu o trafną diagnozę.

Następnie mężczyzna wycofuje się, odcina emocjonalnie, zapada w sobie. Chory na depresję uważa, że jest nic nie wart, na nic dobrego nie zasługuje, nic interesującego go już nie spotka. Jest inny od wszystkich, gorszy. Smutek, jaki go trawi, zdaje się nie mieć końca. Nic mu się nie chce, na nic nie ma siły. Brakuje mu energii do działania, często dochodzą kłopoty z pamięcią i koncentracją, bezsenność, nierzadko stany lękowe, których nie można żadną siłą się pozbyć.

Wsparcie jest konieczne

Stereotypy o twardych facetach czynią krzywdę także kobietom - mężczyźni nie spełniający społecznych i ich własnych oczekiwań spisywani są przez nie na straty. "Niemoc męska" rzadko spotyka się ze zrozumieniem, często odbierana jest jako słabość i zwyczajne "miganie się" od odpowiedzialności. Młoda kobieta pisze na internetowym forum:

- Mam wrażenie, że mój mąż ma depresję. Wygląda jakby mu ktoś wygumował emocje, kolory, mimikę twarzy. Mnóstwo śpi, praktycznie się nie odzywa, jest przygaszony, je raz na dzień, siedzi cały dzień przed komputerem, na wszystkie zagaduszki reaguje rozdrażniony i mówi "zostaw mnie w spokoju". Jak tak dalej pójdzie, to go naprawdę zostawię, i to na zawsze. Nie wiem, jak do niego dotrzeć, co powiedzieć...

Rady, jakie dostała od forumowiczów były w stylu:
Strzela focha, nic mu się nie chce, to go wyrzuć z domu.

Nie interesuje się tobą, pewnie ma kochankę - wyrzuć z domu.

Olej go, niech siÄ™ sam sobÄ… martwi.

Nie cackaj się z nim. Wymuś aby przejął część twoich obowiązków w domu. Jak popracuje to mu się poprawi krążenie i depresja przejdzie.

Po prostu sama siadaj przed komputerem, a on niech w tym czasie gotuje obiad zamówiony przez Ciebie. Wybieraj specjalnie potrawy, których przygotowanie jest pracochłonne. Jak się sprawdzi, to go pochwal i w nagrodę zabierz na spacer lub przejażdżkę rowerową (może być też sex). Ale jeżeli jego depresja jest tak silna, że ma myśli samobójcze i pranie mózgu żądaniami aby się nad sobą nie rozczulał bo nie jest babą, nie pomoże, to siłą zaciągnij go do psychiatry i niech mu wypisze antydepresanty.

Pamiętaj że zimny kubeł często jest skuteczniejszy niż delikatne dopytywanie się
i zamartwianie jego stanem. Nawet jak to nie w Twoim stylu, to dla dobra was
obojga postaraj się dać mu takiego "kopa", aby go z tej depresji wyrwać. To
sprawdzony sposób.

Dla chorego na depresję jest to najgorsza z motywacji, by się wyrwał z tego piekła. Rady w stylu "weź się chłopie w garść" jeszcze bardziej pogłębiają beznadziejność jego stanu, bo chory wrzuca sobie jeszcze wyrzuty sumienia i oskarża się, że nie spełnia oczekiwań, że nie daje sobie rady.

Bycie z chorym na depresję rzeczywiście nie jest łatwe. Osoba bliska nie wie, jak dotrzeć do chorego, nie ma z jego strony żadnego wparcia, sama musi je dawać, choć czasem także jest bezradna. Żona Jacka, doktoranta, mówi:

- Czuję się potwornie przygnieciona tą sytuacją. Jeżeli chodzi o przyczyny, to są dla mnie jasne: rozgrzebana praca doktorska, bezrobocie. Teraz mój mąż wygląda jakby z niego powietrze uszło. Na pewno nikogo nie ma, bo w ogóle nie wychodzi z domu, nie ubiera się, zaniedbał higienę - muszę go naprawdę gonić do mycia. O lekarzu nie chce słyszeć, on nie jest chory, to ja jestem chora. Czasem w ogóle nie wstaje z łóżka, drażni go światło (opuszcza w swoim pokoju żaluzje, a że mamy te ciężkie, metalowe, w pokoju jest ciemno jak nocą). Przerażające to wszystko! Czy takie stany mijają same, jak długo mogą trwać? Jak tak dalej pójdzie, to tez zwariuję.

Krzysztof, który wiele lat chorował na depresję, dobrze rozumie żonę Jacka. Jego małżeństwo się rozpadło.

- Żona przez wiele lat mnie wspierała, ale rok temu poprosiła, żebym się wyprowadził - właśnie wtedy, kiedy poczułem się lepiej. Jak wedle praw historii: rewolucje wybuchają nie wtedy, kiedy jest najgorzej, ale gdy zaczyna się poprawiać. Nie wytrzymała. Chorowałem jakieś 8-9 lat, przez pierwszych kilka żaden lekarz nie podejrzewał depresji i nie wysłał mnie do psychiatry. To były trochę inne czasy, a i ja nie wpadłem na to, że to depresja. Przez kolejnych parę lat chodziłem do kilku lekarzy - bez skutku. W końcu trafiłem do fachowca. Najgorsze, co może robić bliska osoba, to gonić chorego do roboty. Organizowanie rozrywek i uprzyjemnianie życia - też bez sensu, w tym stanie nic nie pomoże, tylko będzie irytować i męczyć. Jedyne, co można zrobić, to wpłynąć, żeby poszedł do lekarza (moja pani doktor z zasady spotyka się z obojgiem małżonków albo z kimś z rodziny) oraz dać mu poczucie, że go rozumiesz i wspierasz, ale nie można tego robić natrętnie. Pomysł, żeby go szantażować, że odejdziesz, jest bez sensu - on nie będzie cię w stanie zatrzymywać. Bez leczenia depresja, nie przejdzie.

Krzysztof twierdzi, że psychoterapia nie wystarczy, że może wspierać, ale trzeba podjąć leczenie farmakologiczne, które może trwać nawet tyle samo, co sama depresja. Choć czuje się już na tyle silny, że radzi sobie z rozpadem małżeństwa, to bardzo uważa, by unikać sytuacji stresogennych, przykrych. Rozumie decyzję żony, nie ma do niej żalu, choć szkoda mu małżeństwa.

Więcej szczęścia miał Bartek, pracownik naukowy:

- Moja żona z trudem akceptowała mój stan, ale to jej zawdzięczam powrót do normalności. Depresja jest chorobą nie fanaberią nieudaczników! Niestety też przechodziłem przez ten koszmar - trzy lata temu w wyniku nadmiaru obowiązków, stresu związanego z pisaniem doktoratu wylądowałem u psychiatry z objawami depresji. Przez ponad rok nie napisałem nawet zdania. Przekonany byłem, że nie nadaję się do niczego, że nie jestem w stanie sprostać swoim obowiązkom. Potem pojawiły się myśli samobójcze, najprostsze obowiązki wydawały się pracami dla Herkulesa. Żyłem tylko czytając (na pisanie nie miałem sił) fora nt. depresji. Zawsze jednak walczyłem, aby nie odizolować się całkowicie od świata. Było to niezmiernie trudne, ale miałem świadomość, że to okropne realizowanie "normalnego planu dnia" jest ostatnią rzeczą, jaka łączy mnie ze światem zdrowych. Jestem zdania, że w poprawie (właściwie wyleczeniu - tak, nie biorę już leków i nie czuję się chory) to moja żona odegrała najważniejszą rolę. Tylko autentyczne wsparcie najbliższych osób jest w stanie wyrwać z tego piekła. Kiedy widzi się, że tyle osób wciąż w ciebie wierzy, to można znaleźć motywację, aby walczyć ze swoimi słabościami. Choć byłem przekonany, że doktoratu nigdy nie napiszę, kilka miesięcy temu obroniłem go z wyróżnieniem. Po chorobie też prawie nie ma śladu.

Sławni męzczyźni chorujący na depresję
John Wesley, Charles Spurgeon, Jan Kalwin i Marcin Luter, Abraham Lincoln, Winston Churchill, Martin Luther King, Nelson Mandela, Goethe, Bismarck, Tołstoj.

Co możesz zrobić gdy on cierpi na depresję?

Takie odwrócenie ról - on, a nie ona wymaga opieki, wsparcia -może być trudne dla obojga, także dla mężczyzny, od którego społecznie wymaga się twardej postawy. Kobiety, w chwili zagrożenia, podejmują działania opiekuńcze, troszczą się o najbliższych. Ważne, by troska nie stała się przesadna, by nie wzmacniać w chorym jego słabości, pogłębiać jego poczucia winy. Możesz wspierać proces leczenia męża/brata/ojca, ale chroń siebie przed niszczącymi skutkami chronicznej depresji. Znajdź też dla siebie odskocznię poza domem. Zatem:
nie krytykuj, nie zmuszaj do wzięcia się w garść;

bądź łagodna i cierpliwa, ale nie uległa - stawiaj granice;
zaproponuj pomoc lekarską i współuczestnictwo w procesie leczenia;
nie wyśmiewaj, nie drwij;
nie okazuj irytacji, zniechęcenia;
nie krytykuj, nie obwiniaj;
przypominaj o braniu leków;
zachęcaj do przestrzegania higieny;
zachęcaj do realizowania zasad terapii;
redukuj sytuacje stresujÄ…ce;
słuchaj i mów;
zachęcaj do aktywności (spacer, czytanie, proste prace w domu)
czekaj, bądź cierpliwa, nie zniechęcaj się;
nie oczekuj natychmiastowej poprawy;
nie oczekuj i nie wymuszaj podejmowania ważnych decyzji życiowych;
upewniaj swojego ukochanego/brata/męża/przyjaciela że to stan przejściowy i choć to teraz trudne do zrozumienia, wszystko się dobrze ułoży;
dbaj o siebie i swoje sprawy, nie podporządkuj całego życia choremu;
poproś o pomoc, gdy Ty sama będziesz potrzebować wsparcia;
pamiętaj, że jego zachowanie wynika z choroby, a nie złej woli.

I skutek i przyczyna

Izolacja od ludzi może być zarówno przyczyną jak i skutkiem depresji, podobnie rozpad związku, utrata pracy, choroba, kryzys emocjonalny i każda inna trudna życiowo sytuacja. Depresja może tez pojawić się znikąd, bez wyraźnej przyczyny. Wciąż zbyt mało wiemy o tej chorobie duszy, by ją skutecznie diagnozować, ustalić jednoznacznie jej przyczyny. Co nie znaczy, że nie możemy sobie z nią poradzić. Dobra wiadomość jest taka: depresję można skutecznie leczyć -ponad 80% chorych odczuje poprawę po lekach i/lub psychoterapii. No i ogromnie ważne jest zrozumienie i wsparcie bliskich."
chaton
Dzieki, Domi. Nick chyba nie ma depresji, nie zaniedbuje sie, jest dosc aktywny, ale powolny: on chyba ma taki rytm. Mysle, ze on ma po prostu bardzo niskie poczucie wartosci i poniewaz nie mial w dziecinstwie prawa do bledu (byl bity), nie potrafi sie przyznac do bledu, nie znosi krytyki.

Jednak wytrzymalam i wczoraj zachowywalam sie jakby nigdy nic. Natomiast dostalam zapalenia spojowek (psychosomatyczne?).
Dostalam bukiet roz: spozniony prezent na Dzien Matki.
W nocy zasnelam, ale obudzilam sie o 12-tej i juz nie moglam dalej spac. Wzielam srodek nasenny.
Ciekawe ile wytrzymam nie prowokujac dyskusji?
zieloniutka
Zawsze uwazalam sie za osobe bardzo stabilna, radosna itd. Od jakichs 7 miesiecy miewam co jakis czas napady oslabionego samopoczucia, pustki, placzliwosci, bez wyraznej przyczyny, tak jakby ktos mi w glowie nacisnal pstryczek. Tak stalo sie wczoraj po poludniu, po dobrym weekendzie i dobrym przedpoludniu. Dzisiaj od rana placze z krotkimi przerwami. W glowie mam pustke. Mam ochote zwinac sie w klebek i przykryc kocem i przelezec caly dzien, tydzien. Nie rozumiem tego, mam fantastyczny zwiazek, fantastyczne dzieci, a moj mozg sie zaplatuje wokol siebie. Mam wrazenie, ze gdzies jest "way out" ale nie moge jej znalezc. Patrze na swoje rozesmiane zdjecia sprzed kilku lat i zastanawiam sie, jak to sie robi? Martwi mnie, ze swoim stanem dokladam trosk mojemu zapracowanemu mezowi. Mam poczucie braku ciaglosci swej osobowosci. Czy ktos przez cos podobnego przechodzil?
Beti_24
a ja szczerze to niewiem czy wierze w te całe terapie i psychologa ,chodziłam do psychologa jakieś 3 wizyty była, bo w kółko mi zadawał tylko pytania czy kocham tate i mame i tp. teraz by mi się przydała terapia, ale chciałabym przyjść tam z mężem, ale napewno niebędzie chciał że mną tam iść sama sobie nieporadze z ttym problemem małużeńskim, i chyba umre jak dojdzie do rozstania bo ja tego niechce bo go bardzo kocham ,juz niewiem co mam robić ,sama jak pójde to niewiem czy to cos da...mój M jest strasznie uparty....
kasiarybka
Beti bo własciwie to Człowiek sam siebie musi uzdrowić, sam siebie rozwalić i na nowo ułożyć, psycholog jest tylko pomocnikiem.
Jeśli chodzi o Twój problem małżeński, idź na policję z tymi smsami, powiedz mężowi, żeby z Tobą poszedł jesli będzie chciał Cie wysłuchac.....zresztą obojetne, jesli nie będzie chciał to i tak idź na policję.
Beti_24
byłam i poweidzieli mi ze nic nie mogą zrobic ,bo mi nie grozi...
chaton
QUOTE(kasiarybka @ Tue, 01 Jun 2010 - 18:41) *
Jeśli chodzi o Twój problem małżeński, idź na policję z tymi smsami,


Czy ja czegos nie doczytalam???

zieloniutka: niestety to, co opisujesz przypomina objawy depresji, udaj sie lepiej do lekarza, najlepeij specjalisty (psychiatry).
kasiarybka
Beti, ale dostałas odpowiedź na piśmie ?
Złożyłas doniesienie, czy tylko zaszłas i powiedziałas ?
Beti_24
wytłumaczyłam calą sytuację a w plusie tez byłam składałam pismo i je odrzuciki o zmiane numeru
domi
CYTAT(chaton @ Tue, 01 Jun 2010 - 11:49) *
Ciekawe ile wytrzymam nie prowokujac dyskusji?

Wiesz...ja myślę, że to bardziej chodzi o twoje własne nastawienie do sprawy niż zmuszanie się do milczenia. Obecnie myślisz o tym by z nim nie rozmawiać, by nie wywoływać "wilka z lasu". Cała rzecz polega na tym by nie myśleć o nim w ogóle, w żadnym kontekście. Ja w pewnym momencie powiedziałam sobie, ze nie wiem co będzie z naszym małżeństwem ale narazie nie ma sensu sie tym przejmować. W tej chwili najważniejsze jest moje zdrowie, moje samopoczucie, a gdy wyzdrowieję to się zastanowię nad związkiem. Żyliśmy jakiś czas obok siebie a nie ze sobą. Sprawa się sama rozwiązała bo gdy wyzdrowiałam i nic nie musiałam ratować; mąż był czuły, wrażliwy, namiętny... prawie taki jak kiedyś. Sądzę więc, że wstrzymywanie sie od prowokacji dyskusji nie powiedzie się, jeśli ty sama nie uznasz, ze to dobre rozwiązanie. Teraz traktujesz to raczej jak test. A dobrze byś sobie uświadomiła, ze możesz żyć bez niego jakiś czas i możesz sama sobie ze sobą poradzić. Ja sie szczerze przyznam, że żyłam trochę przekornie. Sądziłam, ze mąż jest egoistą bo nie interesuje go co czuję. Dlatego postanowiłam jeż zachować się jak egoistka i zadbać tylko o siebie, za karę nie informując go co się ze mną dzieje. Okazało się , że to świetny sposób, ze mąż odpoczął od mojego "marudzenia i narzekania", miał czas by sie nad sobą i nami zastanowić ... . A ja miałam czas by zadbać o swój stan psychiczny i całą energię wkładałam w siebie i tylko siebie.
harkon
Zieloniutka - wiekszosc z nas to przechodzila.. Niestety. Idz do specjalisty, nie mecz sie.. Nie ma znaczenia, ze teraz masz fantastyczny zwiazek, dzieci, zycie.. ja tez mialam (mam), a zachorowalam. Depresja jest choroba.

Chaton - pomyslalam, jak przeczytalam, to co napisalas o swoim mezu, ze on sie musi czuc jak w dziecinstwie, znowu czuje, ze cos zle zrobil, czeka na lanie (oczywiscie w przenosni), uwaza, ze nie spelnia pokladanych w nim nadziei. Ty wydajesz sie duzo silniejsza od niego i dojrzalsza.. Dziwne, ale szkoda mi go, jak dziecka..
chaton
Domi: nie wiem, czy traktuje to jak test, wiem w kazdym razie, ze to nie dziala. PRzeciwnie, pograza mnie w depresji. Bo czuje sie znow taka bezradna i ze cokolwiek bym nie zrobila, to nie zmienie nic. Moja terapia wstrzasowa nie przyniosla zadnego skutku. Zupelnie, jakby tamta rozmowa sie nie odbyla. Wracam z pracy, jedno robi obiad, drugie kapie Ewe, rozmawiamy o tym, jak w zlobku, co w pracy... i final. Na fizyczne sprawy ja w ogole nie mam ochoty, bo mi potrzeba do tego klimatu i poczucia, z ejestem kochana. Jedyne, co sie zmienilo, ze Ewe przenieslismy w koncu do jej pokoju. W rezultacie nie spi z nami.... ale ja z nia.
Jestem zmeczona, zniechecona i zdolowana. Czuje sie jak stara baba, ktora juz nie ma czego oczekiwac od zycia. Nie chce mi sie sprzatac tego wspolnego mieszkania, o ktore tylko ja dbam.
Chcialabym, zeby mnie zaskoczyl, jak zwykle jeden krok dzieli nas od szczescia... ale on tego kroku nie zrobi. Mowilismy o dziecku, moiwl, ze chcialby drugie. Ja mu wyciagam reke, pytam, kiedy chce te drugie. Wystarczy, ze by powiedzial TERAZ i ja bym sie zgodzila i wszystko by sie ulozylo. Nie: nie teraz, bo nie mamy pieniedzy. Ja mam wrazenie, ze on nie znosi szczescia, ze szczescie nosi z soba za duze ryzyko, latwiej jest cierpiec w samotnosci, przynajmniej to znany stan...

Harkon: mi tez jest go zal, ale tez jestem na niego wsciekla, ze niszczy nasz zwiazek, ktory moglby byc fajny i wartosciowy, jaki byl.
Wiesz, on myslal, ze ja mam kochanka.... powiedzial mi to. Czy tak trudno zrozumiec, ze ja mu nic nie jestem dluzna, jesli ni zblizam sie do niego to dlatego, ze nie daje mi do tego ochoty? Ze moja potrzeba ciepla, bliskosci, czulosci nie jest zaspokojona?
Krucze to moze ja sobie znajde tego kochanka, jesli z jego strony nie moge oczekiwac na nic?!
Dziecko nie tutaj, w tym mieszkaniu, a nie stac nas na inne. To nie prawda! Jesli te sprzedamy, to zarobily na nim kase, ktora moglibsmy doodac do nowego kredytu i kupic wieksze mieszkanie, to jest prosty rachunek matematyczny, wystarczy sobie obliczyc! Bierzesz spotkanie w banku i pani ci mowi, jaki masz budzet, przeciez to jest proste!

Rece mi opadaja, nie mam sily na nic. On nie chce byc ze mna szczesliwy. Moze mu ie pozwolono na szczescie? Jego mama, depresyjna, ostatnio zalila mi sie: troje dzieci, torje nieszczesc. Brat niemoze miec dziecka z zona. Siostra mia dwojke malych dzieci, zmaz ja zostawil. Trzecie nieszczescie my... nie potrafila powiedziec dlaczego. Czy ja mam byc ofiara do idealnego obrazu nieszczescia jego matki? To ja juz wole byc sama.
Gosia z edziecka
Chaton, współczuje takiego samopoczucia przytul.gif.
Sama tez przchodziłam rzez takie stany. Życzę polepszenia.
Myślę też że to że jesteś w terapii też ma wpływ na ocene rezcyiwstości. Przetrwac jakos trzeba... przytul.gif
kasiarybka
Boże Chaton Ty przeżywasz dokładnie to samo co ja całkiem niedawno przeżywałam !
W poprzednim poście o tym pisałam.
To strasznie trudno jest zrozumieć, ale naprawdę jest tak, ze rozwiązanie leży w zaakceptowaniu odpowiedzialności.
We wzięciu tej odpowiedzialności na siebie.
Kiedy postanowiłam tak po prostu być szczęśliwa, kiedy przestałam się oglądać na Jacka, zwalać na Niego wine za wszyskie nieszczęścia naszego związku, przestałam być zrzędliwa, męcząca, skupiłam się na tym co mogłam zrobic sama....wszystko sie po prostu naprawiło.
Nie wiem jak to inaczej opisać.
Ja tez widziałam całą wine w Jacku, miotałam się, byłam na granicy, chciałam sobie Kogos znaleźć, chciałam odskoczni, czułości, ciepła, zrozumienia, docenienie.....nie widziałam tego w Jego oczach.....a może nie chciałam wtedy zobaczyć ??????
Pisałam do Niego listy i w tych listach odnalazłam siebie, myśle, że dla Niego te moje pisania tez dużo dały, chyba zrozumiał o co mi chodzi, po co sie szarpię, czego oczekuje, co jestem w stanie za to dac....
Ogólnie pisząc, po prostu musiał u mnie ten etap minąć.
Tak jak w alkoholiźmie, jest droga trzeźwienia, i kilka etapów przez które KAŻDY przechodzi ( mniej lub bardziej boleśnie) taok i tutaj jest tak samo uważam.
Bianka
Zieloniutka znane mi stany opisujesz musisz udac sie do specjalisty...z czasem powinno byc lepiej..

Chaton bardzo Ci wspolczuje nastroju niestety nic sensownego nie potrafie poradzic bo to czloweiek sam w sobie musi wszystko ulozyc.

Po wczorajszej sesji dobitnie uswiadomilam sobie ze jak jest dobrze to popadam w depresje a stres dziala na mnie mobilizujaco...w stresie potrafie zalatwic wszystko o wiele szybciej niz jak jest dobrze.
domi
CYTAT(kasiarybka @ Wed, 02 Jun 2010 - 15:31) *
To strasznie trudno jest zrozumieć, ale naprawdę jest tak, ze rozwiązanie leży w zaakceptowaniu odpowiedzialności. We wzięciu tej odpowiedzialności na siebie.
Kiedy postanowiłam tak po prostu być szczęśliwa, kiedy przestałam się oglądać na Jacka, zwalać na Niego wine za wszyskie nieszczęścia naszego związku, przestałam być zrzędliwa, męcząca, skupiłam się na tym co mogłam zrobic sama....wszystko sie po prostu naprawiło.
Nie wiem jak to inaczej opisać.

Otóż to...to próbuję cały czas wytłumaczyć.
Tylko, ze wzięcie odpowiedzialności za siebie oznacza poleganie tylko i wyłącznie na sobie, nie możność zepchnięcia winy na kogoś innego. Odpowiedzialność bywa kojarzona z samotnością ... zupełnie niesłusznie. Niektórzy nie chcą być odpowiedzialni bo to wymaga wzięcia spraw w swoje ręce. A są osoby, które lubią być zależne od innych. Wzięcie odpowiedzialności za siebie może być trudne.
kasiarybka
Domi u nas było tak, że kiedy ja wziełam tą odpowiedzialnośc na siebie, Jacek zobaczył, że nie jest sam, że ma obok równie silnego emocjonalnie Człowieka i to sprawiło, że zaczął sie starac. Ten balast który nosił na duszy juz Mu nie przeszkadzał.....to jest strasznie zamotane, ale działa icon_smile.gif
domi
Kasiarybka> zazdroszczę ci, ze umiesz tak ładnie i trafnie wszystko opisać.
zieloniutka
Dzieki dziewczyny, wiem, ze moj post troche nie na temat byl. Wczoraj czulam sie juz dobrze, normalny pozytywny dzien... Powiedzcie tylko czy przy depresji nastroje moga sie tak gwaltownie zmieniac? Ktos zasugerowal mi ze to moga byc problemy hormonalne, bo jak na depresje to zbyt gwaltowne sa te wahania.
chaton
QUOTE(zieloniutka @ Thu, 03 Jun 2010 - 08:35) *
Dzieki dziewczyny, wiem, ze moj post troche nie na temat byl. Wczoraj czulam sie juz dobrze, normalny pozytywny dzien... Powiedzcie tylko czy przy depresji nastroje moga sie tak gwaltownie zmieniac? Ktos zasugerowal mi ze to moga byc problemy hormonalne, bo jak na depresje to zbyt gwaltowne sa te wahania.


Zieloniutka: wiesz, trudno jest o diagnoze na podstawie maila, my nie jestesmy specjalistkami od depresji. Musisz sie skonsultowac ze specjalista, on bedzie wiedzial, jakie pytania Ci zadac, zeby postawic diagnoze. Sam fakt, ze czujesz sie na tyle zle, ze niepokoi Cie to na tyle, ze piszesz o tym na forum swiadczy o tym, ze powinnas udac sie do lekarza.

Domi, Kasiarybka: musze sobie to wszystko przemyslec. Rozumiem, co macie na mysli, ale nie wiem, czy to tez dobrze tak wszystko brac na siebie. Bo moj problem polega na tym, ze zawsze wszystko bralam na swoje barki i dobrze na tym nie wyszlam. Choc wiem, ze nie mozna zmienic innych ani im pomoc wbrew ich woli, teraz mam jednie ochote zaprowadzic go na kopach na terapie rodzinna. Ale dzieki wam jeszcze sie zastanowie. Niemoge niestety obgadac tego z terapeutka, bo wycjechala na tydzien.
Na razie jest neutralnie.
harkon
Zieloniutka - kazdy zmoich psychiatrow zlecal mi przy pierwszej wizycie badania hormonow tarczycy i jonogram czyli poziom waznych mineralow, poniewaz faktycznie zaburzenia w tych sferach daja czesto objawy podobne do depresyjnych.

Chaton - dziewczyny maja racje. Tak naprawde cala nasza terapia polega na tym, zeby zrozumiec swoja odpowiedzialnosc wobec siebie i ja przyjac jako cos naturalnego. Wyzwolic sie z wszystkiego, co nam nie pozwala byc doroslymi ludzmi. A jak wobec siebie, to takze wobec wszystkiego, na co mamy wplyw. Ja wiem, ze Ty bys chciala,zeby on dorosl, ale wydaje mi sie,ze przymuszanie go w jakikolwiek sposob nic nie da.. NIc nie zmieni. On tez musi poczuc, ze chce dorosnac. Moj chlop tez musial sam dojrzec do decyzji, zeby pojsc do psychiatry.. Na pierwsza moja taka sugestie stanal takim okoniem, ze ... Jedyne co moge teraz powiedziec,to ze zycze Ci wytrwalosci.. Jakos mocno sie z Toba utozsamiam 29.gif ,wiec sledze to co piszesz i przezywam..

Mam dzisiaj dola.. Umiera pies mojej przyjaciolki (wiem,ze moje uczucia moga byc w tym wypadku dla wielu niezrozumiale), a ja jestem psiara straszna. Psy sa dla mnie czescia naszej rodziny.. Bosio umiera i nic sie nie da zrobic, a ja nie moge pomoc mojej przyjaciolce.. Moge tylko byc przy niej myslami i wspierac ja w kazdej jej decyzji..
chaton
QUOTE(harkon @ Thu, 03 Jun 2010 - 12:24) *
Jakos mocno sie z Toba utozsamiam 29.gif ,wiec sledze to co piszesz i przezywam..


Ooo, to bardzo mi milo. Mama nadzieje, ze bede miala kiedys taki dystans do siebie jak Ty.

QUOTE(harkon @ Thu, 03 Jun 2010 - 12:24) *
Mam dzisiaj dola.. Umiera pies mojej przyjaciolki (wiem,ze moje uczucia moga byc w tym wypadku dla wielu niezrozumiale), a ja jestem psiara straszna. Psy sa dla mnie czescia naszej rodziny.. Bosio umiera i nic sie nie da zrobic, a ja nie moge pomoc mojej przyjaciolce.. Moge tylko byc przy niej myslami i wspierac ja w kazdej jej decyzji..


Harkon: zrozumiale czy nie, mysle, ze cierpienie innych, rowniez zwierzat jest dla nas trudne, bo przywoluje wlasne cierpienie. Ja raz stracilam ukochanego psa i wiem, ze juz nigdy wiecej psa miec nie bede. To tak, jak stracic przyjaciela. Wiec rozumiem i przytul.gif Ja nie moge znoesc cierpienia zwierzat, nie bardziej niz ludzi.
domi
CYTAT(chaton @ Thu, 03 Jun 2010 - 11:06) *
Domi, Kasiarybka: musze sobie to wszystko przemyslec. Rozumiem, co macie na mysli, ale nie wiem, czy to tez dobrze tak wszystko brac na siebie. Bo moj problem polega na tym, ze zawsze wszystko bralam na swoje barki i dobrze na tym nie wyszlam. Choc wiem, ze nie mozna zmienic innych ani im pomoc wbrew ich woli, teraz mam jednie ochote zaprowadzic go na kopach na terapie rodzinna. Ale dzieki wam jeszcze sie zastanowie. Niemoge niestety obgadac tego z terapeutka, bo wycjechala na tydzien.
Na razie jest neutralnie.

Sądzę, że nie będziesz brać sobie wszystkiego na barki bo nie będziesz już sobie myśli zaprzątać mężem (co on pomyśli, co on zrobi, dlaczego tak powiedział, czego nie zrobił itp itd). Będziesz miała wolną głowę od "problemu" zwanego ON. A to już wielka rzecz-naprawdę!

Chyba chodzi nie tylko o to by brać na siebie ale też aby nie brać wszystkiego do siebie. Skomplikowane ale możliwe i wykonalne. Chociaż to złe określenie "brać wszystko na siebie" bo ty tylko weźmiesz za siebie odpowiedzialność a zrzucisz odpowiedzialność za dorosłego faceta.
Życzę ci byś wybrała odpowiedni sposób...skuteczny.
chaton
Domi, ja rozumiem, co Ty masz na mysli, ale w koncu niemaz to nie jest byle jaki facet z ulicy. To jest czlowiek, z ktorym zalozylam rodzine i z ktorym dziele zycie. Ja go wybralam do tego. I po prostu ciezko mi teraz z mysla, do ktorej trudno sie przyznac... ja sie zastanawiam, czy ja sie nie pomylilam. Czy ja nie wzielam go za innego czlowieka, niz ten, ktorym jest na prawde. Ja bylam autentycznie przekonana, ze zakladam rodzine z odpowiedzialnym i dojrzalym czlowiekiem, z ktorym dziele wspolne wartosci. A teraz mam wrazenie, ze dziele dach z chlopcem unikajacym konfrontacji. Czuje sie w jakis sposob oszukana... glupia, naiwna?
Ale rozumiem, ze powinnam sie skoncentrowac na sobie. Mam taki zamiar. Poza terapia mam tez w planie bilans kompetencji, ktory pozwoli mi zastanowic sie rowniez nad planem zawodowym. Mysle, ze najplepsze wyjscie z takiej sytuacji to zainwestowaw w siebie, zamiast tracic energie na probe zminay czegos, co sie nie zmieni, bo to nie zalezy ode mnie.
Tylko tak, dreczy mnie wciaz ta mysl: ja juz raz mialam meza. I tez przechodzilam z nim przez rozne fazy. Az w koncu zrozumialam, ze on ma mnie gdzies i zaczelam zajmowac sie soba, swoimi planami. Tak jak dzis mi radzicie. I wtedy okazalo sie, ze ja moge zyc bez niego, ba! Ze on mi nie jest do niczego potrzebny, wrecz hamuje moj rozwoj. I zostawilam go, rozwiedlismy sie.
Obecny niemaz nie ma nic wspolnego z eksem, jest wrecz jesgo przeciwienstwem. Ale mechanizm jest en sam. Skupienie sie na sobie spowoduje, ze sie oddale. Dzis mamy mala coreczke. Czy naprawde to dobra strategia? Nie lepiej jest WALCZYC o nasz zwiazek nawet, jesli on dzis sie przed tym broni? Zanim nie bedzie za pozno?
harkon
Absolutnie WALCZYC, ale najpierw uporzadkowac siebie.. Mysle, ze jesli nie mozecie wspolnie isc po pomoc, to Ty mozesz i powinnas mocno przepracowac swoj zwiazek na terapii. Pogadac o nimz kims, kto spojrzy z boku. Bardzo trudno znalesc zloty srodek w tej sytuacji.. Ja wiem, ze masz teraz ochote wziac faceta za koszule,posadzic przed soba i wygarnac, az go ruszy.. Tylko obawiam sie, ze efekt bedzie odwrotny - on sie zatnie,a Ty nakrecisz.. Czasem faktycznie w takich sytuacjach dobre jest pisanie listow, bo juz samo to,ze tej osoby nie ma przed nami, daje nam pewien dystans do sprawy, tylko tez trzeba bardzo uwazac, zeby nie robic w nich wyrzutow,ale pisac o swoich odczuciach.. Pewnie to wszystko wiesz,ale czasem warto przypomniec..
chaton
Czesc dziewczyny, cos sie u nas ruszylo. Wczoraj rozmawialismy, udalo mi sie znalezc jakis pretekst, zeby w miare neutralnie rozpoczac rozmowe w sposob, zeby sie nie czul zaatakowany. Rozmawialismy do 2-giej rano. Pewne rzeczy zostaly wyjasnione. On nie jest przeciwko terapii, ale w ramach ostatniej deski ratunku, mysli, ze chyba mozemy sobie poradzic sami. Dowiedzialam sie rowniez troche niefajnych rzeczy ze strony jego rodziny, ale to nie jest najgorsze... Jak przypuszczalam zrobilli sobie ze mnie kozla ofiarnego, na ktorego zwalaja wszystkie swoje problemy. Dowiedzialam sie miedzy innymi, ze problemy z sercem, jakie tesc ma niby przeze mnie, ma od wieku 14-tu lat. Ale nie to mnie najbardziej boli.
Troche mi N. zadal tez cios ponizej pasa, ale nie moge na tym pisac na forum, zbyt osobiste... baaardzo mi przykro nie zrobil tego specjalnie, tak mi sie "wymsknelo", potem sie tlumaczyl, ze zle slowa dobral, ale co powiedzial to powiedzial icon_cry.gif icon_cry.gif icon_cry.gif , czuje sie do kitu jako kobieta... 41.gif 41.gif 41.gif Milalam dotychczas fajny wizerunek w swoich oczach jako kobiety, czulam sie atrakcyjna, a teraz... ten wizerunek runal w gruzach 41.gif 41.gif 41.gif
harkon
Chaton, ciesze sie, ze udalo Wam sie pogadac..
To juz duzo.. Przelamaliscie w ten sposob cos, co zwykle rosnie i narasta i staje sie murem nie do przejscia..
Teraz musisz to przerobic ze swoja terapeutka.. Mysle, ze to duzo Ci da. Masz teraz material do pracy. Trzymam za Ciebie kciuki! Dasz rade, bo silna babka jestes!! Pomimo tego, ze teraz pod gorke,to masz sile!! Wierze w to!
chaton
Dzieki, Harkon, ale teraz to moje poczucie kobiecosci tak dostalo po mordzie, ze najchetniej bym sie ze wstydu schowala na jakiejs bezludnej wyspie, zwinela w kuleczke i tam dyskretnie przeczekala do konca zycia... Napisalam Ci na pw.
malinka1978
chaton czesc wypowiedzi moge podpisac pod swoimi przemysleniami.
dobrze ze zdobyliscie sie na rozmowe. ja sie jeszcze nie zdobylam na rozmowe z moim mezem. nie chce mi przejsc przzez gardlo...

ja czuje sie tak niekochana i nie atrakcyjna ze tez mam takie poczucie ze zwinelabym sie w kłebek i aby mnie nikt nie zobaczyl icon_sad.gif((((((
malinka1978
zieloniutka skontaktuj sie z psychitra. postawi diagnoze. moze zastosuje leczenie.

a ja mam dołka. pramolan zadzialal u mnie fatalnie, myslalam ze wyladuje na pogotowiu... skontaktowalam sie z lekarzem kazal odstawic pramolan. serce mi walilo mialam dusznosci i mylalam ze zaslabne//// koszmar.

i to mnie zdenerwowalo i przygnebilo ze lexotan mi nie dziala odstawilam 1/4 tabletki a zle reaguje na inne leki icon_sad.gif, jutro znow do psychiatry:(

kasiarybka
CYTAT
potem sie tlumaczyl, ze zle slowa dobral, ale co powiedzial to powiedzial icon_cry.gif icon_cry.gif icon_cry.gif , czuje sie do kitu jako kobieta... 41.gif 41.gif 41.gif Milalam dotychczas fajny wizerunek w swoich oczach jako kobiety, czulam sie atrakcyjna, a teraz... ten wizerunek runal w gruzach 41.gif 41.gif 41.gif

A to też jeden z punktów wzięcia odpowiedzialności za siebie na siebie.
Ja kiedy układałam siebie samą po prostu zapytałam o to jaka jestem w Jego oczach....dostałam odpowiedź która niekoniecznie mi sie spodobała.....
Przeryczałam pół nocy wtedy, ale to spowodowało, ze dostałam prawdę, że spojrzałam na siebie szczerze, bez znieczulenia.....bardzo mi to pomogło w zmianie wizerunku.
Czasami te najbardziej bolesne słowa wnoszą najwiecej.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.