To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

psychoterapia

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
kasiarybka
CYTAT(tuLena @ Mon, 28 Jun 2010 - 23:55) *
Wytłumaczenie siebie komuś jest trudne.

wytłumaczenie siebie, sobie jest jeszcze trudniejsze.
Chaton czytam Ciebie i widzÄ™ siebie w tamtym okresie.
Taki bunt, złość, że to znowu ja muszę trzymać wszystko za twarz, ja musze dbac o relacje, tylko ja sie staram, Jemu nie zależy.....wiesz co odkryłam.
Tak jest. Kropka.
Kobieta trzyma związek na emocjonalnym poziomie, ja to zaakceptowałam i zauważyłam, że jeśli ja mam dobry dzień On tez zaczyna mieć.
Przestałam skupiać się egoistycznie na swoich negatywnych odczuciach, skupiłam się na tym co mam dobrego z tego związku. Zostawiłam sfrustrowanego Faceta w kącie i zaczęłam żyć, dla siebie, dla dzieciaków. Zaczęłam mieć dobry humor, obojętnie czy On był w dobrym nastroju, czy w złym.
Przestałam wytykać Mu te wszystkie Jego niedociągnięcia, przestałam skupiać sie na tym co powoduje miedzy nami konflikty, po prostu odsunęłam sie POZYTYWNIE na bok.
Dołaczył do mnie.
Wiem doskonale co czujesz, bo czułam dokładnie to co Ty, wydawało mi sie, ze koniec, bo nie takiego życia chciałam, Bogu dziękuje, że trafiłam na forum AA, tam poukładałam siebie szybcieńko, ustawiono mnie do pionu.
chaton
Wow, ale odzew, nie sopdziewalam sie! Dzieki, dziewczyny. Sorry, jesli sie nie odniose do wszystkich wypowiedzi, jestem w biurze.

QUOTE(domi @ Mon, 28 Jun 2010 - 22:33) *
Chaton> nie traktuj tego co napiszę jako ataku ale nadal odnoszę wrażenie...i powtórzę to co już kiedyś pisałam, że chyba nie umiesz żyć własnym życiem. Za dużo jest robione dla niego, za niego, zdecydowanie za dużo o nim myślisz, o jego błędach, niedociągnięciach... . Ja wiem, ze ty już masz za sobą indywidualną terapię i to już jest ogromny sukces ale na tej indywidualnej terapii chyba nie omawiałyście uzależnienia od męża, czy braku życia dla siebie a nie dla innych. Czy przypadkiem nie poświęcasz się za bardzo? Nie popadasz w skrajność typu: muszę zrobić coś absolutnie przeciwnego co w poprzednim związku? Wiesz...nawet w związku trzeba umieć żyć dla siebie, trzeba mieć odrobinę prywatności (w tym prywatności myśli), nawet w małżeństwie należy umieć oddzielić JA od MY. Mimo wszystko odnoszę wrażenie, ze terapia dotycząca twojej osoby nie była prowadzona pod kierunkiem uświadamiania, że twoje życie nie jest uzależnione od niczyich nastrojów, humorów, i że cudze problemy osobowościowe nie są twoimi problemami...nie musisz nimi żyć.
Pozdrawiam.


Wiesz, Domi, ja mam raczej wrazenie, ze on nie umie. Ja mam swoje zainteresowania, babskie wyjscia, robie terapie, regularnie chodze do fryzjera i kosmetyczki, mam kupe przyjaciol, biegam... On nawet praktycznie nie ma znajomych. Ja go wypycham z domu, ale on nie ma takiej potrzeby. Mi sie wydaje, ze to on jest uzalezniony. Natomiast w drugiej czesci, ktora wytluscilam to masz racje, i pracuje nad tym na terapii. Z pewnoscia mam jeszcze duzo do przepracowania, bo wciaz czuje sie odpowiedzialna za cudze uczucia. To cos, co wpoila mi matka, ktora mnie obwiniala o swoje stany i poniewaz stalo sie to bardzo wczesnie, praktycznie od urodzenia, trudno z tym walczyc, choc pracuje nad tym.

QUOTE(emi @ Mon, 28 Jun 2010 - 22:40) *
Chaton, a ja mam wrażenie, że Ty nie słyszysz tego, co on mówi, tylko to, co czytasz między wierszami.(Niekoniecznie trafnie.) Ja zrozumiałam kompletnie co innego z tych przytoczonych przez Ciebie słów niż Ty. Ale to IMO oczywiście. Nie, żebym go usprawiedliwiała, bo całokształt brzmi nieciekawie, odnosze się tylko do Twojego konkretnego opisu tej sytuacji od powrotu od lekarza


Emi, Grzalka: ale ja nie napisalam calej naszej dyskusji, tylko oczywiscie przytoczony kawalek z pewnoscia spaczony moja interpretacja, bo cyborgiem nie jestem... Nie widzialyscie gestow, mimiki, sposobu, w jaki to mowio walac piescia w sciane... Ale dobra, niech bedzie, jestem gotowa, otworzcie mi oczy. Jak byscie to zinterpretowaly?

harkon
Oczywiscie, racja - skupic sie na sobie i swoim samopoczuciu.. Tylko co zrobic ze slowami, ktore juz padly? Wiecie jak to jest - w pewnym momencie dochodzi sie do muru. I trzeba cos zrobic..
To prawda, ze czlowiek zadowolony z siebie, akceptujacy swoja osobe, pociaga za soba zachowanie innych osob. Poza tym impregnuje sie na to,co przychodzi z zewnatrz. Tylko droga do tego daleka, a co zrobic, kiedy zycie psuje sie nam tu i teraz? Ja bym poszukala pomocy z zewnatrz.. Wezcie pod uwage, ze Nico ma takze duze problemy ze soba i niezly bagaz z przeszlosci. Do tego wszystkiego w ich zyciu bardzo moca role odgrywa rodzina Nica, mocna i bardzo destrukcyjna. On nie ma sily, zeby pokazac, ze juz jest duzym i niezaleznym chlopcem. On ciagle jest przede wszystkim synem. To nie jest takie proste. A Chaton nie ma jeszcze w sobie takiego ugruntowanego poczucia wlasnej wartosci, zeby po niej splynelo jak po kaczce.. Co cos zrobi na terapii,to dostaje strzal, ktory wbija ja w ziemie znowu. Tak naprawde to marzeniem jego rodzicow jest, zeby ona znikla..
Idealem byloby, gdyby wszystko to dalo sie olac, najzwyczajniej w swiecie olac i robic swoje.. Cieszyc sie dzieckiem, zyciem, poczuc, ze jest sie kims naprawde wartosciowym. I zyc, niezaleznie od okolicznosci.
kasiarybka
Ale nikt nie powiedział, ze to wszystko będzie proste i stanie sie nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, na to trzeba czasu, dużo czasu, żeby sobie w głowie pewne sprawy poukładać, żeby zrozumiec Kim sie jest, dokąd sie idzie.
Potrzeba mnóstwa cierpliwości dla siebie, MNÓSTWA.
chaton
Dziewczyny, ja nie moge tutaj pisac wszystkiego, to jest forum ogolnodostepne. Harkon zna wiecej szczegolow, bo komunikowalysmy sie bezposrednio.

Kasiu: ja nie jestem zwolenniczka pozytywnego myslenia. Moze komus ta metoda pomaga, z pewnoscia nie osobom depresyjnym. Nasze problemy musimy przepracowac wspolnie. Harkon ma racje, jego rodzina "trzymala" go emocjonalnie, zostalismy z niej wykluczeni, poniewaz zalozylismy wlasna. Jego to boli i stresuje, ja czuje sie winna i nie potrafimy tego rowiazac sami. ON z reszta ta terapie zaproponowal po tym, jak ja zasugerowalam jakis czas temu. Mysle, ze nie ma co skupiac sie na pozytywach i nie ruszac tego supla, kootry juz sie tak zasuplal, ze przeszkadza nam zwyczajnie zyc, ja jestem w kazym razie chora. Trzeba sie za to zabrac i pogrzebac w tym syfku, zeby wyjsc na prosta.
Jesli tego nie zrobimy, rozstaniemy sie, bo ja w takim ukladzie nie chce i nie potrafie zyc.
yennefer
Tak chaton, ale moze On nie musi się od rodziny uwalniać po to, zebyś Ty mogła to zrobić. Nie wiem czy dobrze mnie rozumiesz, mnie się to udało. Mój W.ma swoje relacje z rodzicami, których ja Mu serdecznie współczuję, ale w nich nie uczestniczę. Bo to nas wykańczało. Jego związek ze mną jest zupełnie inną sprawą, wiem, ze jeśli chciałby walczyć o mój wizerunek w oczach swojej rodziny, to nic dobrego dla nas by z tego nie wynikło, bo jednak łączy Go z nimi silna więź emocjonalna. Mnie nic z nimi nie łączy i kiedy to zrozumiałam naprawdę czuję się wolna.
harkon
CYTAT((użytkownik usunięty)efer @ Tue, 29 Jun 2010 - 10:45) *
Tak chaton, ale moze On nie musi się od rodziny uwalniać po to, zebyś Ty mogła to zrobić. Nie wiem czy dobrze mnie rozumiesz, mnie się to udało. Mój W.ma swoje relacje z rodzicami, których ja Mu serdecznie współczuję, ale w nich nie uczestniczę. Bo to nas wykańczało. Jego związek ze mną jest zupełnie inną sprawą, wiem, ze jeśli chciałby walczyć o mój wizerunek w oczach swojej rodziny, to nic dobrego dla nas by z tego nie wynikło, bo jednak łączy Go z nimi silna więź emocjonalna. Mnie nic z nimi nie łączy i kiedy to zrozumiałam naprawdę czuję się wolna.

Hmm, a czy rodzina Twojego meza traktowala Cie jak zlo w jego zyciu? I naciskala na niego w Twojej sprawie?
chaton
W ramach nieszczesc chodzacych parami, Urzad pracy nie odnowil umowy z naszym gabinetem. Wiec nie beda nam przysylac bezrobotnych, co stanowilo 80% mojej aktywnosci.
Gdybym byla w ciazy, bylabym nietykalna, mieliby obowiazek zapewnic mi prace po powrocie z macierzynskiego.
A tak nawet nie wiem, czy bede miala robote.
A we Francji kryzys, w moim zawodzie pracy nie ma, a jak sie ma polskie nazwisko to nic nie ulatwia...
Totalna porazka na kazdym froncie.
yennefer
CYTAT(harkon @ Tue, 29 Jun 2010 - 11:16) *
Hmm, a czy rodzina Twojego meza traktowala Cie jak zlo w jego zyciu? I naciskala na niego w Twojej sprawie?

Tak, nie wiem czy w taki sposób jak u chaton, bo nie znam szczegółow, ale tak. Czułam sie okrponie, dopóki nie przestałam podejmować tej walki, dopóki zrozumiałam, ze to nie musi byc mój problem, tylko ich i W. I nadal jest to ich problem, W. się trochę uwolnił widząc, ze ja w tym nie uczestniczę zupełnie.
chaton
QUOTE((użytkownik usunięty)efer @ Tue, 29 Jun 2010 - 13:44) *
Tak, nie wiem czy w taki sposób jak u chaton, bo nie znam szczegółow, ale tak. Czułam sie okrponie, dopóki nie przestałam podejmować tej walki, dopóki zrozumiałam, ze to nie musi byc mój problem, tylko ich i W. I nadal jest to ich problem, W. się trochę uwolnił widząc, ze ja w tym nie uczestniczę zupełnie.


[b](użytkownik usunięty)efer[b]: to nie jest tak, ze ja swoje, a ty swoje. Ja czytam i rozumiem. I zgadzam sie w pewnym sensie. Moze nawet byloby tak, ze jak ja bym sobie odpuscila, to on tez. To jest nawet bardzo prawdopodobne.
Ale na razie nie mam takeigo dystansu. Boli mnie, gdy:
- rodzina tesciow buntuje przeciwko mnie cala rodzine, do tego stopnia, ze ja sie znajduje na rodzinnych uroczystosciach, na ktorych NIKT sie do mnie nie odzywa, a ja nie mam pojecia dlaczego
- tesciowa mnie mieszapublicznie z blotem do stopnia, z zatrzymuje mi sie w ulamku sekundy laktacja (mala miala 2 miesiace) i nikt mnie nie broni mimo absurdu jej zarzutow
- Tesciowa mowi wszystkim, ze przez mnie chodzi do psychiatry, choc ma problemy psychologiczne od dziecinstwa
- tesc mowi, ze ma przez mnie problemy z sercem
Ja im nic nie zrobilam!
- sam Nick mowi, ze spodzeiwa sie, ze kiedy jego ojciec umrze, rodzina powie, ze to przez nas.
Podsumowujac to stwierdzeniem, ze Ja go obciazam poczuciem winy od czasu, kiedy urodzila sie Ewa.
Padly jeszcze inne slowka nie dotyczace tesciow, ale takie kwiatki, ze za chiny nie przytocze tego na otwartym forum.
Ile mozna nosic na swoich barkach?
Ja nie jestem robotem, jestem tylko czlowiekiem.
harkon
Mysle sobie, ze skutkiem terapii otwieraja nam sie oczy na zaleznosci wokol. I zwykle jest tak, ze swiadomosc powoduje, ze pragniemy sie uwolnic. Zmienic,to co zle. I tak tez jest z Chaton. Mowcie sobie co checie,ale zadna normalna, zdrowa kobieta nie wytrzyma presji rodziny meza, gdy tenze jest bierny wobec swojej rodziny! Nawet nie tyle bierny, co wlasciwie gdzies tam w srodku zastanawia sie nad ich slowami calkiem serio. Partnerzy powinni byc wobec siebie lojalni. A rodzina, aby sie stala rodzina, musi miec pierwszenstwo przed rodzina pierwotna! I w tym znaczeniu Nick musi dojrzec. Na razie stoi pomiedzy i sie kuli przed ciosami. NIe chodzi przeciez o to,zeby wzial i zrezygnowal ze swojej rodziny pierwotnej. Chodzi o to,zeby potrafil swoja obecna rodzine obronic. Tak naprawde to on musi wybrac, czy dorosl do tego, czy chce byc mezem i ojcem, czy pozostnie li i jedynie synem. Zauwazcie,ze on ma dokladnie ten sam problem,o ktorym wiele z nas tutaj pisalo. Tylko, ze mamy ten problem opisany tym razem z pozycji osoby, ktora z taka osoba zyje. Czyli z pozycji Chaton. Nie jest latwo tak egzystowac - wiem, bo wiem co moj maz mowil na ten temat. Wiem jak sie meczyl z moimi jazdami rodzinnymi. I wiem ile one w naszym zyciu psuly. Tylko - jedyna osoba,ktora moze to rozwiazac, jest Nick. Moze dzieki terapii rodzinnej zrozumie swoja role w rodzinie..
Chaton - cholera,no nie wiem co powiedziec z ta praca.. Oby nie..
grzałka
Chaton, a czy Ty musisz uczestniczyć w życiu rodziny męża? Nie możesz się odciąć? Nie możesz przekonać męża, żeby ucinał wszelkie rozmowy na Twój temat? Po co się kopać z koniem?
chaton
QUOTE(grzałka @ Tue, 29 Jun 2010 - 16:15) *
Chaton, a czy Ty musisz uczestniczyć w życiu rodziny męża? Nie możesz się odciąć? Nie możesz przekonać męża, żeby ucinał wszelkie rozmowy na Twój temat? Po co się kopać z koniem?


On mi mowi, ze nie potrafi wybrac. Choc ja nie wymagam odniego, zeby sie totalnie odcial i nie widywal z rodzicami, ja chcialabym, zeby on wybral mentalnie, rozumiesz, o co mi chodzi? Zeby mi powiedzial: "Ty z Ewa jestescie moja rodzina, reszta mnie nie obchodzi". A on ma mi to za zle. Jest miedzy mlotem a kowadlem, czuje sie winny i ta wine zrzuca na mnie.
xxyy
Chaton moze nie rozumie o co Ci chodzi? Bo tak na prawde to nie musi doslownie wybierac ale oddzielic i nie mieszac obu.

kasuje edit bo byl bez sensu
pcola
chaton,

ale Ty naprawdę wymagasz od męża, żeby przestała go obchodzić jego rodzina ?
Tzn. nie wiem jak to napisać, żeby nie być źle zrozumianą. Mam nieszczególne relacje
z rodzonym bratem, częściej jest gorzej niż lepiej, psioczę na niego mężowi, smarkam
w ten przysłowiowy rękaw. Mąż mi wkurzony mówi: daj sobie spokój, olej etc. ale ja
tak nie mogę. To mimo wszystko mój brat. Wkurzam się nawet wtedy na męża, że mi
takie rady daje. Rozumiesz, co mam na myśli ?
Jednocześnie nie wymagam już od męża, żeby sam nawiązywał z nim jakieś głębsze relacje,
bo to najzwyczajniej w świecie nie wychodzi icon_sad.gif
grzałka
no właśnie, on nie musi wybierać- ja sama zastanowiłam się, co bym zrobiła, gdyby mi partner kazał wybierać- mój ojciec to dość trudny człowiek i bywa, że męczy psychicznie mojego męża, gdyby on, zmęczony tym męczeniem icon_smile.gif postawił mi ultimatum to wątpię, żebym się do tego pozytywnie odniosła, a i mąż by mnie bardzo rozczarował

owszem, Twój mąż /niemąz nie powinien biernie patrzeć jak jego rodzina Cię obraża (ale tu znowu ważny jest ten czynnik subiektywny, czyli co kto uważa za gnojenie) ale z drugiej strony czy nie mogłabyś nie chodzić na spotkania rodzinne? Niech mąż chodzi z córką, Ty możesz sobie zawsze znaleźć wymówkę. Mnie się regularnie zdarza wymawiać od obiadków u Teściowej (strasznie męcząca kobieta) oraz od spotkań z bratem męża, którego serdecznie nie znoszę- tym sposobem konfliktów nie ma

z tego co napisałaś o Nicku wyszło mi, że on się stara, ale nie bardzo wie o co Ci chodzi

tuLena
CYTAT(chaton @ Tue, 29 Jun 2010 - 13:40) *
- sam Nick mowi, ze spodzeiwa sie, ze kiedy jego ojciec umrze, rodzina powie, ze to przez nas.


A to imho nie jest zarzut, tylko stwierdzenie( przewidywanie) faktu. Tak, z Twojej opowieści tak wynika,ze własnie tak rodzina powie. I pewnie jeszcze wele innych rzeczy. Z faktami trudno się bić, bo one nastąpią bez względu na nasze starania.
Raczej warto skupić sie na tym,żeby dowiedzieć się czy on tez tak uważa,że to przez Was ? To wtedy już inna para kaloszy. Do omówienia wyłącznie z terapeutą/mediatorem/kimś innym. Nie wiem jak Nicka, ale czytam z Twoich wypowiedzi,że aktualnie Ciebie zalewają emocją, a wtedy trudna rozmowa jest niemożliwa.

A Twoja terapeutka sie nie nadaje na Waszą terapię ? Nawet nie na terapię, a na rozmowę z Wami, bo chyba jej szybko potrzebujecie. Nie przewidujesz opcji,ze mogłabyś jednak Ty za nią zapłacić?
chaton
QUOTE(tuLena @ Tue, 29 Jun 2010 - 22:05) *
A to imho nie jest zarzut, tylko stwierdzenie( przewidywanie) faktu. Tak, z Twojej opowieści tak wynika,ze własnie tak rodzina powie. I pewnie jeszcze wele innych rzeczy. Z faktami trudno się bić, bo one nastąpią bez względu na nasze starania.
Raczej warto skupić sie na tym,żeby dowiedzieć się czy on tez tak uważa,że to przez Was ? To wtedy już inna para kaloszy. Do omówienia wyłącznie z terapeutą/mediatorem/kimś innym. Nie wiem jak Nicka, ale czytam z Twoich wypowiedzi,że aktualnie Ciebie zalewają emocją, a wtedy trudna rozmowa jest niemożliwa.

A Twoja terapeutka sie nie nadaje na Waszą terapię ? Nawet nie na terapię, a na rozmowę z Wami, bo chyba jej szybko potrzebujecie. Nie przewidujesz opcji,ze mogłabyś jednak Ty za nią zapłacić?


Widzisz, a dla mnie to sa nieracjonalne leki. Nikt nie umiera w ten sposob.
Moja terpaeutka jest przeciw temu, zebym ja sama placila za terapie. Nie zaproponowala tez sie tym zajac, wiec przypuszczam, ze deontologicznie jej to przeszkadza, zna mnie lepiej, nie bylaby bezstronna. W kazdym razie sie zastanawiam nad jakims kontaktem/
Pisze list, jutro go poprawie, przeczytam terapeutce i mu dam.

Grzalka: to jest skomplikowane, napisze Ci jutro, musze klasc mala.
harkon
Grzalka, przeciez nie o taki wybor tu chodzi, nie o zerwanie z rodzina! Ale jednoczesnie- tak, w jakis sposob tego wyboru dokonujemy decydujac sie na slub, tworzac rodzine. To ona, ta druga, ma wtedy pierszenstwo przed ta pierwotna. MOja terapeutka wbijala mi to do glowy bardzo mocno. Poniewaz mialam ze soba powazny problem, jesli chodzi o moje relacje z moja pierwotna rodzina, wiec dlugo to przerabialismy. Naturalne jest oddalenie sie od naszych rodzicow, kiedy juz jestesmy dorosli. Naturalna jest zmiana naszych relacji z nimi. Oni przestaja miec jakakolwiek moc decyzyjna, jesli chodzi o dzieci ( a tak trudno sie im z tym pogodzic), my przestajemy miec wobec nich obowiazek slepego posluszenstwa. Jesli sie tak nie dzieje, jesli gdzies w srodku nieracjonalnie drzemie w nas lek przed wola rodzica i jesli rodzic na wszelkie sposoby probuje niedopuscic do rozluznienie pierwotnych wiezi, swojej wladzy nad dzieckiem,to to jest patologia. Tak mysle. Wiele nieszczesc z tego wynika.
harkon
CYTAT(pcola @ Tue, 29 Jun 2010 - 18:05) *
chaton,

ale Ty naprawdę wymagasz od męża, żeby przestała go obchodzić jego rodzina ?


Ona nigdzie tego nie powiedziala. Chodzi tylko o to,zeby ta rodzina nie miala tak wielkiego wplywu na to,co sie dzieje z rodzina Chaton. Wlasciwie nie powinna miec zadnego znaczacego wplywu. A ma. Chory wplyw. I niestety rola Nika jest,aby to ograniczyl.
semi
chaton, ja słowna Nika zrozumiałam tak, ze on nie bardzo wie, w czym jest problem, ale pomimo tego-skoro Ty czujesz taką potrzebę i problem w nim widzisz-jest gotów pójśc na terapię, bo to oznacza, ze problem jest dla mnie to oznaka dobrej woli. Jesli chodzi o Twoje sampoczucie po lekarzu-ja wychodzę z zalożenia ze ludzie nie czytają sobie w myślach. Nawet jeśli mi się zdaje, że J. coś powinien wiedzieć, zrobić, domyślić się, to wcale nie znaczy, ze tak jest. Więc mu o tym mówię: czuje się tak i tak chciałabym żebyś...... Ty - z Twojego opisu tak wynika-zareagowałaś dość burzliwie więc odpowiedział Ci obroną. Może poczuł się zaatakowany bez powodu? Bo pozornie przedstawiłaś swoje potrzeby, ale poprzedziłaś to ironiczną oceną jego osoby i miałaś pretensje, że nie spełnił nie wyrazonych oczekiwań

jesli chodzi o kontakty z teściami-ja mam ze swoim mężem umowę, że jeźdże do nich ze 4 razy do roku(mieszkamy 30 km od nich). Mąż kiedy chce, dzieci zbiera po uzgodnieniu ze mną, - syna właściwie, bo córki beze mnie tam nie puszczam. Czasm oni przyjeżdżają ze wcześniej uzgodnią wizytą, ale rzadko. gadać na mnie próbowali, owszem, przestali kiedy J. oznajmił, ze on u nich bywac nie będzie bo nie zamierza pozwalać na obrażanie mnie. i nie zjawił się ładnyc kilka miesięcy, aż dojrzeli d przerosin. I teraz jest ok. Ja go nie ograniczam, on mnie nie zmusza. U Ciebie trudniej, bo Nick sie szarpie, ale może wystarczyloby mu wyjaśnić, jakie sa Twoje oczekiwania? że nie chcesz go izolować, zagarniać tylko dla siebie ale prosisz o nie namawianie Cię na intensywne kontakty? Nie chciałabym bagatelizowac, przyznam szczerze że czytam z doskoku i z braku czasu nie wszystko. ale emocje zaślepiają, a Ty jesteś pod ich wpływem-co rozumiem. On też . I każde z Was czuje się pokrzywdzone. szukajcie kogoś, kto Wam pomoże złapać dystans. wspieram z całych sił i mam nadzieję, że Cię nie uraziłam- nie znam całej Twojej sytuacji, tak mi sie tylko nasunęło w związku z tamtym opisem.
tuLena
CYTAT(chaton @ Tue, 29 Jun 2010 - 20:25) *
Widzisz, a dla mnie to sa nieracjonalne leki. Nikt nie umiera w ten sposob.


mnie chodziło nie o to, że jego ojciec przez Was umrze, tylko ,że rodzina tak powie i że powie z całą pewnością, więc to stwierdzenie jest faktem. I może on po prostu to stwierdził przy okazji wymiany zdań. A moze sam się tego gadania obawia.
chaton
QUOTE(tuLena @ Wed, 30 Jun 2010 - 00:55) *
mnie chodziło nie o to, że jego ojciec przez Was umrze, tylko ,że rodzina tak powie i że powie z całą pewnością, więc to stwierdzenie jest faktem. I może on po prostu to stwierdził przy okazji wymiany zdań. A moze sam się tego gadania obawia.


Lutenia: dla mnie to jest paranoja jakas; Sama wychowana zostalam przez niewydolnych ropdzicow, ale nie jestem, no moze naiwna jestem, ale nie jestem w stanie uwierzyc, ze tak na prawde moze sie stac (to znaczy ze ktos moze o tym byc autentycznie przekonany). Gwozdz do trumny? Alez on NIC im nie zrobil, autentucznie nic! Wiec wysuwanie takich wnioskow to dla mnie jest chore i wymaga leczenia. Bo jesli jestes w cos takiego w stanie uwierzyc (ze oni autentycznie tak mysla), to zanczy, ze w pewnym sensie wierzysz, ze to, ze twoj ojciec umrze przez Ciebie moze sie wydazyc.
No powiedz, jakys sie zachowala, gdyby twoi rdzice na przylkad powiedzieli, ze jesli urodzisz kolejne dziecko, to zabijesz tym ojca? W glowe bys sie postukala czy poczulabys sie winna? Rozumiesz? To nie jest tak proste. Dajemy przekazy ludziom bedacym w stanie je uslyszec. Jesli powiesz poloznej, ze dzieci rodza sie w kapuscie, to czy ona bedzie przez to spedzac bezsenne noce?

Grzalka, Leni, Pcola: dzieki wam, bo pokazalyscie mi, na czym polega nieporozumienie. On prawdopodobnie slyszy to, co uslyszalyscie Wy w moim przekazie, a chodzi o cos zupelnie innego. Otoz kiedy ja mowie o wyborze, nie chodzi mi o to: ja albo oni. Chodzi o priorytety i LOJALNOSC. tego wlasnie slowa szukalm przez pol nocy: lojalnosc. Chodzi o to, ze zakladajac rodzine nasze priorytety sie zmieniaja. Co moze zaburzyc naszych wlasnych rodzicow. Bedac doroslym rodzicem priorytetem ojca jest dziecko i obrona i wsparcie matki w pologu, ktora przezyla wiele zmian psychicznych i hormanalnych i dochodzi do siebie. Nie chodzi o to, zeby sie odciac od rodziny! Ale w ramach konfliktu obronic WLASNA rodzine: zone i dziecko. Chodzi o to, zeby stanac po ich stronie i wykazac sie WIEKSZA LOJALNOSCIA w stosunku do nich nawet, ,jesli mialoby to urazic wlasnych rodzicow.
Dam wam przyklad, ktory z reszta byl poczatkiem calej awantury z tesciami. Bylismy u nich (mieli nam pomoc) dwa miesiace po porodzie. Ja bylam przerazona cala sytuacja (tutaj juz moje osobista historia ktorej nie bede opowiadac w tym momencie) i mialam problemy z laktacja, stres zmniejszyl mi ilosc mleka, mala plakala, ja czulam sie zla matka, ktra nie potrafi wykarmic swojego dziecka i takietam. Odizolowalam sie w naszej sypialni i walcze z mala, ktora nie chce ssac. Wpada tesciowa jak burza, niepukajac, podchodzi do mnie ryczacej nad dzieckiem odmawiajacym piersi i zaczyna mi cos opowiadac wymachujac energicznie rekami. Patrze na nia ta zaplakana twarza i pytam, czy moglybysmy o tym porozmawiac pozniej, bo mam problemy z laktacja i chcialabym teraz zostac sama z corka; Grzecznie i asertywnie. Ta wylatuje trzasjajac drzwiami. Wieczorem mialam "rzez niewiniatek", gdzie okazalo sie, ze jestem egoistka, mam w dupie innych, ,ze nawet, jakby ktos z jej rodziny umarl, to mnie to nie obchodzi, bo nie kocham nikogo im mysle tylko o wlasnej dupie. I ze ja wyrzucilam z pokoju w jej wlasnym domu, a ona tyyyyle mi dala, jestem niewdzieczna egoistka. Na te slowa niemaz odwraca sie do mnie i mowi "naprawde wyprosilas mame z pokoju, bo karmilas Ewe?".
CZy teraz kwestia wyboru jest jasniejsza?


QUOTE(harkon @ Tue, 29 Jun 2010 - 22:38) *
Grzalka, przeciez nie o taki wybor tu chodzi, nie o zerwanie z rodzina! Ale jednoczesnie- tak, w jakis sposob tego wyboru dokonujemy decydujac sie na slub, tworzac rodzine. To ona, ta druga, ma wtedy pierszenstwo przed ta pierwotna. MOja terapeutka wbijala mi to do glowy bardzo mocno. Poniewaz mialam ze soba powazny problem, jesli chodzi o moje relacje z moja pierwotna rodzina, wiec dlugo to przerabialismy. Naturalne jest oddalenie sie od naszych rodzicow, kiedy juz jestesmy dorosli. Naturalna jest zmiana naszych relacji z nimi. Oni przestaja miec jakakolwiek moc decyzyjna, jesli chodzi o dzieci ( a tak trudno sie im z tym pogodzic), my przestajemy miec wobec nich obowiazek slepego posluszenstwa. Jesli sie tak nie dzieje, jesli gdzies w srodku nieracjonalnie drzemie w nas lek przed wola rodzica i jesli rodzic na wszelkie sposoby probuje niedopuscic do rozluznienie pierwotnych wiezi, swojej wladzy nad dzieckiem,to to jest patologia. Tak mysle. Wiele nieszczesc z tego wynika.

Moja tez mi wbijala i dalej wbija, bo ja jednak czuje sie w jakims sensie winna za to wszystko. Powod jest taki, ze bylam obwiniana za wszystko przez swoja matke, i tacy pasozyci niepotrafiacy radzic sobie z wlasnymi emocjammi to wyczuwaja i beszczelnie wykorzystuja. Zgadzam sie z Harkon w calej rozciaglosci, gdyz mialysmy calkiem porownywalne sytuacje i ona je przerobila na terappii i wyzdrowiala.
domi
CYTAT(chaton @ Tue, 29 Jun 2010 - 10:33) *
Natomiast w drugiej czesci, ktora wytluscilam to masz racje, i pracuje nad tym na terapii. Z pewnoscia mam jeszcze duzo do przepracowania, bo wciaz czuje sie odpowiedzialna za cudze uczucia. To cos, co wpoila mi matka, ktora mnie obwiniala o swoje stany i poniewaz stalo sie to bardzo wczesnie, praktycznie od urodzenia, trudno z tym walczyc, choc pracuje nad tym.

Pracuj nad tym, powiedziałabym...skup się głównie nad tym. To jest przyczyna -m.in oczywiście- twoich kłopotów z komunikowaniem się z mężem, a w przyszłości z dzieckiem tez tak będzie. Po prostu żyjesz cudzym życiem, starasz się zadowalać wszystkich a o sobie samej zapominasz i nie chodzi mi bynajmniej o wyjścia do pubu, kina i liczne towarzystwo. Chodzi mi o twoje własne potrzeby, emocje, o odseparowanie się od nastrojów i emocji innych osób.
Niech on się przejmuje popsutym samochodem, kolorem krawata czy Bóg wie czym jeszcze. Możesz doradzić ale nie brać do siebie jego (twoim zdaniem) głupkowatych problemów. Ty masz teraz bardzo poważny problem i musisz bezwarunkowo nauczyć się żyć sama dla siebie!
Rozumiem i zgadzam się, że pozytywne myślenie w okresie stanów depresyjnych to mijanie się z celem. Na twoim miejscu skupiłabym się nad sobą (nie mężem); naucz się myśleć o sobie, nie przejmować się emocjami innych, żyć dla siebie i zdystansować się od tego co facet i jego rodzina mówi. A wtedy niespodziewanie wróci kontakt z partnerem i pozytywne myślenie!!! A co najważniejsze będziesz w stanie mu wytłumaczyć w czym tkwi problem bo w chwilach zdenerwowania, rozemocjonowania, bezradności ....możesz źle wyrażać swoje pragnienia. Facet jest tak skonstruowany, ze sugestii nie odbiera wcale a jak perfidnie mu wyłożysz to się obraza jak dziecko. Dlatego ważne jest aby popracować nad sobą a potem dopiero nad relacją partnerska ...a nie odwrotnie.
domi
Napisze wam fragmenty o konfliktach, które sama sobie czytałam wiele razy .....może komus się też przyda, kto żyje w konflikcie z małzonkiem, rodzeństwem, rodzicami...
" Potrafisz wskazać wady i niedociągnięcia swojego partnera,matki. Zamiast jednak koncentrować się na nich, co jest czynnością paraliżująca, skłaniaj się na ukierunkowaniu tej wiedzy na wprowadzeniu zmian we własnym stylu...", " W wypadku wielu kobiet duża samoświadomość jest często synonimem samopotępienia. Znacznie rzadziej pamiętamy o swoich zaletach, mocnych stronach, które mamy do zaoferowania. (...) czy jesteś tolerancyjna? czy jesteś dobrym słuchaczem? czy inni przedstawiają cię jako osobę bezstronną? czy jesteś dobrze zorganizowana, kreatywna, zaradna,? Jakie zainteresowania lub uzdolnienia wnosisz do relacji z innymi? Równie ważne są cechy twojej osobowości-ani dobre ani złe- po prostu TWOJE. (...)Myślenie o sobie całościowo a nie tylko jako matki i zony jest szalenie istotne." "Rezygnujesz z siebie, z tego kim jesteś by ugłaskać innych i utrzymać z nimi dobre stosunki? Niektóre kobiety spychają ważne decyzje życiowe na współmałżonka, matkę albo przyjaciółkę zamiast samodzielnie stawić czoło wyborom. Zamiast kształtować wzajemne relacje, wymagają wkładu i zaangażowania obu tworzących je stron, czują się w obowiązku wyrzec się swojej indywidualności dla dobra związku. Jest rzeczą ważna by zachować poczucie własnego JA. Kobiety mogą pozostawać SOBĄ w zdrowym związku z drugim człowiekiem. Powinnaś wiedzieć, że należy obstawać przy swoich zasadach i nie ulegać każdemu cudzemu żądaniu z obawy przed utratą miłości!" .
Gosia z edziecka
CYTAT(harkon @ Tue, 29 Jun 2010 - 22:44) *
I niestety rola Nika jest,aby to ograniczyl.

A jeśli on do tego nie dorósł psychicznie? nie wie jak to zrobić? nie ma siły? Może to dla niego za dużo na ten moment? Może on tego nie rozumie? Szarpanie się z nim teraz nie wiem, czy jest dobrym pomysłem, to znaczy wymaganie od niego by cos zrobił.

Chaton, nie masz teraz siły by wszystko ogarnąć. Warto część spraw jakoś odrzucić(nie zajmować się nimi, założyć, ze pomyślisz o tym kiedyś). Tylko to co teraz jest najważniejsze. To co domi pisze jest ważne.

Masz prawo odgradzać się od rodziny męża. Np. poprosić męża żeby nie mówił Ci o swojej rodzinie, o tym od czego bedą dostawac zawału icon_wink.gif.
kasiarybka
CYTAT
Po prostu żyjesz cudzym życiem, starasz się zadowalać wszystkich a o sobie samej zapominasz i nie chodzi mi bynajmniej o wyjścia do pubu, kina i liczne towarzystwo. Chodzi mi o twoje własne potrzeby, emocje, o odseparowanie się od nastrojów i emocji innych osób.
Niech on się przejmuje popsutym samochodem, kolorem krawata czy Bóg wie czym jeszcze. Możesz doradzić ale nie brać do siebie jego (twoim zdaniem) głupkowatych problemów. Ty masz teraz bardzo poważny problem i musisz bezwarunkowo nauczyć się żyć sama dla siebie!
Rozumiem i zgadzam się, że pozytywne myślenie w okresie stanów depresyjnych to mijanie się z celem. Na twoim miejscu skupiłabym się nad sobą (nie mężem); naucz się myśleć o sobie, nie przejmować się emocjami innych, żyć dla siebie i zdystansować się od tego co facet i jego rodzina mówi. A wtedy niespodziewanie wróci kontakt z partnerem i pozytywne myślenie!!!


Podeprę sie wypowiedzią Domi, bo to jest dokładnie to co i ja chciałam napisać.
Pisząc wcześniej o pozytywnym mysleniu, miałam na myśli, ni mniej ni więcej :
CYTAT
naucz się myśleć o sobie, nie przejmować się emocjami innych, żyć dla siebie i zdystansować się od tego co facet i jego rodzina mówi

Pozytywne myślenie jest kompletnie źle postrzegane, źle rozumiane !
Pozytywne myslenie to nie jest wmawianie sobie, że jest super, kiedy jest źle. Pozytywne myslenie to sposób na zycie, to idea.
Na moim forum AA, kiedy ktos polegnie, czyli delikatnie mówiąc zapije, tłumacząc się pisze, że On musiał sprawdzic jak smakuje życie, że Człowiek MUSI sie upodlić, żeby poczuć że żyje naprawdę, że MUSI sięgnąć swojego dna, żeby poczuć Człowieczeństwo. To bzdura !
Bzdura i totalna wymówka.
Myślę własnie, że to zniesławione i niedocenione pozytywne myslenie, na temat którego niektórzy wypowiadają sie wzgardliwie, potrafi uczynic cuda.
Są na rynku książki o prawdziwym pozytywnym mysleniu, które mówią o wgłębieniu sie w siebie, o pokochaniu samego siebie o szacunku do siebie i innych, o zdrowym, szczęśliwym życiu.
O tym, że jesteśmy dla siebie samych, najwazniejszymi osobami na świecie, bo jesli my jestesmy nieszczesliwi, to nie stworzymy szczęsliwych związków, proste.
Dochodzę też do wniosku, ze takie wyflaczanie problemu, taka wiwisekcja kompletna, takie zagłębianie sie w sto pięćdziesiąte ósme dno, to odchodzenie od sedna, uciekanie przed rozwiązaniem, brnięcie ciągle w tą samą breję, zamiast do przodu to w dól.
Takie jest moje zdanie.
Tak można latami. Zagłębiac się, tonąć, wciąż patrząc na Kogos, ze to ten Ktos jest winny, i to ten Ktoś odpowiada na rozpad naszego związku, ten Ktoś nic nie rozumie, ten Ktos MUSI się zmienić.
On nie musi, On może chcieć, ale nie musi, to ja jako osoba najbardziej zainteresowana MUSZĘ chcieć zmienic siebie, przestać patrzeć na Kogos, przestać obwiniać Innych, tylko ja jestem odpowiedzialna za to co czuje i jak czuję, za to jak patrzę na swiat i na różne sprawy, tylko ja jestem odpowiedzialna za to, czy jestem szczesliwa, czy nie.
I uważam, ze na tym trzeba sie skupic najbardziej, na swojej postawie wobec świata i Ludzi.
chaton
QUOTE(domi @ Wed, 30 Jun 2010 - 19:27) *
Pracuj nad tym, powiedziałabym...skup się głównie nad tym. To jest przyczyna -m.in oczywiście- twoich kłopotów z komunikowaniem się z mężem, a w przyszłości z dzieckiem tez tak będzie. Po prostu żyjesz cudzym życiem, starasz się zadowalać wszystkich a o sobie samej zapominasz i nie chodzi mi bynajmniej o wyjścia do pubu, kina i liczne towarzystwo. Chodzi mi o twoje własne potrzeby, emocje, o odseparowanie się od nastrojów i emocji innych osób.
Niech on się przejmuje popsutym samochodem, kolorem krawata czy Bóg wie czym jeszcze. Możesz doradzić ale nie brać do siebie jego (twoim zdaniem) głupkowatych problemów. Ty masz teraz bardzo poważny problem i musisz bezwarunkowo nauczyć się żyć sama dla siebie!
Rozumiem i zgadzam się, że pozytywne myślenie w okresie stanów depresyjnych to mijanie się z celem. Na twoim miejscu skupiłabym się nad sobą (nie mężem); naucz się myśleć o sobie, nie przejmować się emocjami innych, żyć dla siebie i zdystansować się od tego co facet i jego rodzina mówi. A wtedy niespodziewanie wróci kontakt z partnerem i pozytywne myślenie!!! A co najważniejsze będziesz w stanie mu wytłumaczyć w czym tkwi problem bo w chwilach zdenerwowania, rozemocjonowania, bezradności ....możesz źle wyrażać swoje pragnienia. Facet jest tak skonstruowany, ze sugestii nie odbiera wcale a jak perfidnie mu wyłożysz to się obraza jak dziecko. Dlatego ważne jest aby popracować nad sobą a potem dopiero nad relacją partnerska ...a nie odwrotnie.


Pracuje nad tym. I jestem swiadom moich problemow w komunikacji polegajacych na tym, ze nie potrafie wyrazac swoich potrzeb w momencie, w ktorym je odczuwam.
chaton
QUOTE(Gośka z edziecka @ Wed, 30 Jun 2010 - 21:32) *
A jeśli on do tego nie dorósł psychicznie? nie wie jak to zrobić? nie ma siły? Może to dla niego za dużo na ten moment? Może on tego nie rozumie? Szarpanie się z nim teraz nie wiem, czy jest dobrym pomysłem, to znaczy wymaganie od niego by cos zrobił.

Chaton, nie masz teraz siły by wszystko ogarnąć. Warto część spraw jakoś odrzucić(nie zajmować się nimi, założyć, ze pomyślisz o tym kiedyś). Tylko to co teraz jest najważniejsze. To co domi pisze jest ważne.

Masz prawo odgradzać się od rodziny męża. Np. poprosić męża żeby nie mówił Ci o swojej rodzinie, o tym od czego bedą dostawac zawału icon_wink.gif.


Gosiu: ale on nie tylko sie zgodzil na terapie rodzinna, ale wrecz postwail mi ultimatum: albo zrobimy ta cholerna terapie, albo JA go zostawie. => cytat. Ciekawe, nie? Kto na kogo zwala wine, przepraszam, he?

QUOTE(kasiarybka @ Thu, 01 Jul 2010 - 09:15) *
Podeprę sie wypowiedzią Domi, bo to jest dokładnie to co i ja chciałam napisać.
Pisząc wcześniej o pozytywnym mysleniu, miałam na myśli, ni mniej ni więcej :
Pozytywne myślenie jest kompletnie źle postrzegane, źle rozumiane !
Pozytywne myslenie to nie jest wmawianie sobie, że jest super, kiedy jest źle. Pozytywne myslenie to sposób na zycie, to idea.
Na moim forum AA, kiedy ktos polegnie, czyli delikatnie mówiąc zapije, tłumacząc się pisze, że On musiał sprawdzic jak smakuje życie, że Człowiek MUSI sie upodlić, żeby poczuć że żyje naprawdę, że MUSI sięgnąć swojego dna, żeby poczuć Człowieczeństwo. To bzdura !
Bzdura i totalna wymówka.
Myślę własnie, że to zniesławione i niedocenione pozytywne myslenie, na temat którego niektórzy wypowiadają sie wzgardliwie, potrafi uczynic cuda.
Są na rynku książki o prawdziwym pozytywnym mysleniu, które mówią o wgłębieniu sie w siebie, o pokochaniu samego siebie o szacunku do siebie i innych, o zdrowym, szczęśliwym życiu.
O tym, że jesteśmy dla siebie samych, najwazniejszymi osobami na świecie, bo jesli my jestesmy nieszczesliwi, to nie stworzymy szczęsliwych związków, proste.
Dochodzę też do wniosku, ze takie wyflaczanie problemu, taka wiwisekcja kompletna, takie zagłębianie sie w sto pięćdziesiąte ósme dno, to odchodzenie od sedna, uciekanie przed rozwiązaniem, brnięcie ciągle w tą samą breję, zamiast do przodu to w dól.
Takie jest moje zdanie.
Tak można latami. Zagłębiac się, tonąć, wciąż patrząc na Kogos, ze to ten Ktos jest winny, i to ten Ktoś odpowiada na rozpad naszego związku, ten Ktoś nic nie rozumie, ten Ktos MUSI się zmienić.
On nie musi, On może chcieć, ale nie musi, to ja jako osoba najbardziej zainteresowana MUSZĘ chcieć zmienic siebie, przestać patrzeć na Kogos, przestać obwiniać Innych, tylko ja jestem odpowiedzialna za to co czuje i jak czuję, za to jak patrzę na swiat i na różne sprawy, tylko ja jestem odpowiedzialna za to, czy jestem szczesliwa, czy nie.
I uważam, ze na tym trzeba sie skupic najbardziej, na swojej postawie wobec świata i Ludzi.


Kasiu: ja bardzo sie ciesze, ze ta metoda Ci pomogla. Ale ja wiem, na czym polega metoda pozytywnego myslenia, i o ile moze komus pomoc (choc sa naukowe dowody na to,ze nie jest ona skuteczne w leczeniu depresji), to ja po prostu jestem z innej szkoly. Do mnie przemawia i dziala na mnie metoda Alice Miller, o ktorej juz wiele pisalam.
Ta metoda polega nie nie negowaniu wlasnego cierpienia, lecz przeciwnie, wzieciu go na serio, autentycznym zaglebieniu sie w nim, przeanalizowaniu go i OBWINIENIU osob odpowiedzialnych za twoje cierpienie. Nie mowie o niemezu w moim przypadku oczywiscie, lecz o rodzicach i opiekunach. to jest metoda niezbyt popularna w Polsce (wciaz sie kloce na ten temat z kolezankami psycholozkami), ale ona dziala. Kiedy zrozumiesz, ze to, co Ci sie wydarzylo, jak bylas mala dziewczynka nie bylo z twojej winy, zidentyfikujesz "winnego" i zrozumiesz, ze mozesz juz miec mu za zle, bo nie zagraza to twojemu zyciu, mozesz wtedy spojrzec na swiat w sposob duzo bardziej obiektywny i nie musisz szukac winy w otoczeniu: mezu, dzieciach. Jestes wolna.

Jesli chodzi o problem z Nickiem natomiast, to ja sie nie zgadzam z postulatem, ze jak ja sie wylecze, pozbede swoich problemow, to w naszej parze wszystko bedzie ok. Bo konflikty istnieja zawsze i on ma z nimi problem.
Problem polega na tym, ze on PRZYZNAL w koncu, ze tez ma psychologiczne problemy. I uzywa mechanizmow obrnonnych, zeby ich nie widziec. Ja tez uzywam mechanizmow obronnych, w moim przypadku polegaja one na ucieczce w aktywnosc. Jego polegaja na bezruchu i negowaniu problemu. Wiec jak mamy wspolny problem, to to jest po pierwsze 1) moj problem 2) jego problem 3) nasz problem wynikajacy z tego, ze nasze mechanizmy sie przeciwstawiaja.

W zwiazku z powyzszym, zebysmy byli szczesliwi RAZEM, to: 1) ja musze sie wyleczyc 2) my musimy sie dogadac 3) on musi sie wyleczyc.
owiwia7
Od dwóch dni mam mega kryzys.. dzieci wyjechały, jedno na obóz (cały dzień wczoraj dzwoniło i płakało w słuchawkę, że mam je natychmiast zabrać), drugie u babci.. boję się zadzwonić do mojej mamy, żeby spytać jak mała, bo za każdym razem tylko słyszę jak to ona ma już cholernie nas dość i moich dzieci, jaka to Miśka jest niegrzeczna i nikt sobie z nią rady dać nie może.. Nie mam już siły tego słuchać, szczególnie biorąc pod uwagę, że nie mam możliwości zostać z małą w domu.. ciągle słyszę, że my o niczym nie myślimy, że mamy bałagan, że wszystko olewamy itd... że dlaczego nie piszę magisterki, że mi to dobrze itd.. właściwie 90% moich wyborów, czy działań jest negowanych.. po prostu wszystko zawsze robiłam na opak..

Na nianię nas nie stać, nawet rezygnując z wszystkich "przyjemności" a praktycznie ich nie mamy, czy przy maksymalnym oszczędzaniu.. Mąż sam nas nie utrzyma, więc rzucić pracy też nie mogę, bo utoniemy.. Są jeszcze przedszkola i żlobki, wiem, ale Miśka i tak jest chorowita bardzo, więc i tak pewnie skończyłoby się tym, że ktoś musiałby większość czasu siedzieć z nią w domu..

Nie zapisałam się do lekarza, zabrakło mi sił.. jestem chora, obsypana opryszczką na buzi.. padam na dziób...

Wiem, marudzę i nic z tym nie robię, żeby poprawić swoją sytuację.. ale jakoś naprawdę nie mogę się zebrać...
owiwia7
chaton właśnie zdałam sobie sprawę z tego jak to u mnie wygląda:

Jest problem dotyczący naszej wspólnej sprawy:

1. to jest mój problem
2. to nie męża problem

Mój mąż nigdy nie robi nic, żeby go rozwiązać.. klepie mnie po ramieniu i mówi, co się martwisz, będzie dobrze i natychmiast o wszystkim zapomina.. na mnie zawsze spada odpowiedzialność, a ja mam coraz mniej sił, do bycia jedynym dorosłym w domu.. Nigdy nie zdarzyło mu się wymyślić rozwiązania a jeszcze na moje propozycje często kręci nosem.. albo nawet nie słucha tego co mam mu do powiedzenia, na pytanie: jak myślisz, czy tak możemy zrobić? Odpowiada: zrobimy jak będziesz chciała...
harkon
CYTAT(chaton @ Thu, 01 Jul 2010 - 11:34) *
Do mnie przemawia i dziala na mnie metoda Alice Miller, o ktorej juz wiele pisalam.
Ta metoda polega nie nie negowaniu wlasnego cierpienia, lecz przeciwnie, wzieciu go na serio, autentycznym zaglebieniu sie w nim, przeanalizowaniu go i OBWINIENIU osob odpowiedzialnych za twoje cierpienie. Nie mowie o niemezu w moim przypadku oczywiscie, lecz o rodzicach i opiekunach. to jest metoda niezbyt popularna w Polsce (wciaz sie kloce na ten temat z kolezankami psycholozkami), ale ona dziala. Kiedy zrozumiesz, ze to, co Ci sie wydarzylo, jak bylas mala dziewczynka nie bylo z twojej winy, zidentyfikujesz "winnego" i zrozumiesz, ze mozesz juz miec mu za zle, bo nie zagraza to twojemu zyciu, mozesz wtedy spojrzec na swiat w sposob duzo bardziej obiektywny i nie musisz szukac winy w otoczeniu: mezu, dzieciach. Jestes wolna.

Dla mnie to byl wazny element terapii - bardzo wazny, ale po nim bylo cos jeszcze, to o czym mowi Kasiarybka - po zrozumieniu tego co mi sie wydarzylo kiedys, przeszlam do teraz i do siebie, do tego, zeby na siebie spojrzec dobrze, siebie pokochac i soba sie zajac. Odrzucic to, co nie zalezy ode mnie - czyli np dobre samopoczucie moje matki. Uswiadomic sobie, gdzie leza te granice i je zaakceptowac. Po etapie zlosci na to,co zrobili moi rodzice, przyszedl etap wybaczenia, ale z pozycji wyzszej (cholera, jak to dobrze ujac) - z pozycji opiekuna swojego wewnetrznego dziecka. Czyli sama soba sie zajelam,moje wewnetrzne dziecko przestalo wtedy tesknic do milosci rodzica i jego opieki, bo poczulo sie bezpieczne. Teraz patrze wlasciwie na moich rodzicow jak na biedne pogubione dzieci. Zal mi ich.
harkon
CYTAT(owiwia7 @ Thu, 01 Jul 2010 - 11:42) *
Od dwóch dni mam mega kryzys.. dzieci wyjechały, jedno na obóz (cały dzień wczoraj dzwoniło i płakało w słuchawkę, że mam je natychmiast zabrać), drugie u babci.. boję się zadzwonić do mojej mamy, żeby spytać jak mała, bo za każdym razem tylko słyszę jak to ona ma już cholernie nas dość i moich dzieci, jaka to Miśka jest niegrzeczna i nikt sobie z nią rady dać nie może.. Nie mam już siły tego słuchać, szczególnie biorąc pod uwagę, że nie mam możliwości zostać z małą w domu.. ciągle słyszę, że my o niczym nie myślimy, że mamy bałagan, że wszystko olewamy itd... że dlaczego nie piszę magisterki, że mi to dobrze itd.. właściwie 90% moich wyborów, czy działań jest negowanych.. po prostu wszystko zawsze robiłam na opak..

Na nianię nas nie stać, nawet rezygnując z wszystkich "przyjemności" a praktycznie ich nie mamy, czy przy maksymalnym oszczędzaniu.. Mąż sam nas nie utrzyma, więc rzucić pracy też nie mogę, bo utoniemy.. Są jeszcze przedszkola i żlobki, wiem, ale Miśka i tak jest chorowita bardzo, więc i tak pewnie skończyłoby się tym, że ktoś musiałby większość czasu siedzieć z nią w domu..

Nie zapisałam się do lekarza, zabrakło mi sił.. jestem chora, obsypana opryszczką na buzi.. padam na dziób...

Wiem, marudzę i nic z tym nie robię, żeby poprawić swoją sytuację.. ale jakoś naprawdę nie mogę się zebrać...


Owiwia - musisz!! samo sie nie poprawi.
owiwia7
Moi rodzice nadal mnie traktują jak dziecko i nie potrafię się im przeciwstawić.. Daję im poniekąd do tego prawo, bo nam pomagają, opiekując się naszymi dziećmi, jak jesteśmy w pracy..

U mnie zawsze było tak: jak w mojej rodzinie działo się źle, wszyscy mi mówili, że niedość, że matka ma tyle problemów z ojcem to ja jej jeszcze głowę zawracam.. że jestem niegrzeczna, że przeszkadzam.. teraz wiem, że to było złe, ale do tej pory, mam wrażenie, że nie wolno mi "zawracać głowy" innym ludziom.. czuję się mało ważna, mam strasznie niską samoocenę.. Jak uda mi się napisać w szkole pracę na 5 to zawsze myślę, że to dlatego, że wykładowcy nie chciało się przeczytać icon_wink.gif
chaton
QUOTE(owiwia7 @ Thu, 01 Jul 2010 - 14:24) *
Moi rodzice nadal mnie traktują jak dziecko i nie potrafię się im przeciwstawić.. Daję im poniekąd do tego prawo, bo nam pomagają, opiekując się naszymi dziećmi, jak jesteśmy w pracy..

U mnie zawsze było tak: jak w mojej rodzinie działo się źle, wszyscy mi mówili, że niedość, że matka ma tyle problemów z ojcem to ja jej jeszcze głowę zawracam.. że jestem niegrzeczna, że przeszkadzam.. teraz wiem, że to było złe, ale do tej pory, mam wrażenie, że nie wolno mi "zawracać głowy" innym ludziom.. czuję się mało ważna, mam strasznie niską samoocenę.. Jak uda mi się napisać w szkole pracę na 5 to zawsze myślę, że to dlatego, że wykładowcy nie chciało się przeczytać icon_wink.gif


Male dzieci, maly klopot; duze dzieci: duzy klopot? Tak sie u mnie mawialo.
Moja mama chyba sie bala pozostawiania z dziecmi, poniewaz uciekala od nas i powiezala babci, ktora z tej okazji z nami zamieszkala. To byla prymitywna baba, ktora traktowala nas jak bezmyslne bachory. Pamietam, jak chorowalam, krzyczala na mnie: "znowu mamie klopotu narobisz!". Jak doroslam do wieku, w ktorym zaczelam interesowac sie roznymi aktywnosciami: taniec, jazda konna, nigdy mi na nic niepozwalano, oczywiscie dla mojego dobra, bo moge zsobie zrobic krzywde. Potem, jak juz bylam w wieku, zeby wychodzic z domu samodzielnie, czy bawic sie z kolezanka, czy pozniej jako nastolatka isc na impreze, zawsze slyszalam: "nie wracaj za pozno, bo bede sie martwila". Kiedys odpowiedzialam wsciekla matce, ktora skarzyla sie, ze jak ja wychodze wieczorem, to ona zasnac nie moze: "to wez sobie tabletke nasenna!". Ironia losu: teraz ja biore tabletki nasenne.
kasiarybka
Chaton ja jeszcze wrócę do tematu pozytywnego myślenia, bo nie daje mi to spokoju.
Rozumiem, ze nie jest to metoda dla Ciebie odpowiednia i nie nalegam, ale przy okazji tego wątku chciałabym ten temat pociągnąć przez chwilę.
Pozytywne myślenie dostało nie sprawiedliwą łatkę metody dla sprzedawców.
Pozytywne myślenie jest błędnie kojarzone z kłamaniem sobie, z oszukiwaniem siebie, z wmawianiem sobie, że jest ok, kiedy ok nie jest.
To bardzo niesprawiedliwa ocena, niezgodna z prawdÄ….
Pozytywne myślenie wg. mnie to bardziej sposób na życie, niż metoda. To świadomość, ze my sami jesteśmy kowalami własnego losu, że my sami jesteśmy decydentami we własnym życiu.
POSTAWA - jest najważniejsza. Postawa wobec świata, wobec Ludzi, wobec zdarzeń jakie się dzieją, to POSTAWA właśnie decyduje o tym jak patrzymy na dane sprawy.
ZAWSZE widzimy i odbieramy to co chcemy zobaczyć i odebrać, bo Człowiek właśnie taki jest, szuka tego co chce znaleźć. Trudno jest ustawić się inaczej, trudno jest otworzyć się na świat, na ludzi, na siebie, otworzyć się, odrzucając stare paradygmaty i stereotypy myślenia.
Do tego moim zdaniem trzeba dążyć za wszelką cenę, do zbudowania swojej postawy, nie tylko wobec swoich bliskich czy nieznajomych, ale chyba, co najważniejsze, wobec siebie.
Moja postawa musi być silna, zbudowana, niezłomna, moje fundamenty wtedy będą niezniszczalne, a to spowoduje, że nic nie będzie w stanie wyrzucić mnie z toru.
To jest moim zdaniem najważniejsze i najtrudniejsze do osiągnięcia.

Rozumiem złość, nienawiść, sama czułam te uczucia na początku, miałam ochotę wrzeszczeć, skopać wszystkich najlepiej i powiedzieć Im, ze są największymi dupkami jakich znam, za to co mi zrobili, za to jak się przez nich czułam, jak mnie poniżali, jak dzięki nim czułam się śmieciem, ale prawda jest niestety taka, ze to ja sama pozwalałam na takie traktowanie.
Pomińmy już okres dzieciństwa, do niego nie mozemy wrócić, nic nie zmienimy choćbyśmy pękli, nie ma sensu tego rozkopywać, drążyć zerdzewiałym drutem w niezagojonej ranie, nic to nie da, nie przyniesie żadnych rozwiązań.
Etap świadomości mamy za sobą, już wiemy dlaczego jest tak a nie inaczej, wiemy już dlaczego nasze poczucie wartości jest takie a nie inne, wiemy , ze to nie jest nasza wina i koniec, kropka, niczego więcej nie mozemy w tej kwestii zrobić.
Teraz mozemy już tylko budowac od nowa, odbudowywać siebie, ulepszać. Bo JUŻ WIEMY co było, jak było, dlaczego było i tyle.......czsu nie zwrócimy.

Nie ma sensu szukać winnych w nieskończoność w kimś innym, trzeba stanąć w lustrze, wypłakać ostatnie okruchy nienawiści i złości, otrzepać z siebie kurz przeszłości i pójść do przodu.
Inanna
KurczÄ™, ja z mojÄ… matkÄ… to chyba nigdy nie dojdÄ™ do Å‚adu.
Od pewnego czasu w kwestii leczenia moich dzieci stosuję metodę obserwacji i przyzwolenia, żeby się organizm sam bronił. Zwykle działa. Prowadzam dziatki do lekarza tylko po to, żeby je osłuchał, czy się na płuca ew. oskrzela nie rzuciło. Paweł, w swoim niemal trzyletnim życiu raz brał antybiotyk. Nawet leków przeciwgorączkowych niemal zaniechałam na rzecz zimnych okładów.
Rok temu moja mama zachorowała. Ona z opcji, że na wszystko trzeba antybiotyk a temperaturę należy zbijać jak najwcześniej.
Przekonałam ją wtedy, że niekoniecznie tak trzeba, że my zdrowiejemy bez antybiotyków etc.
Nie wzięła antybiotyku, dostała zapalenia płuc, wylądowała w szpitalu.
Zdaje się, że uważa, że to MOJA WINA.
A ponadto, że jestem beznadziejną matką, bo dzieci nie szczepię, leków im nie daję.
W zasadzie niby mi to wisi, ale gdzieś w sercu kłuje taki lęk, że może ona ma rację i może ja faktycznie źle robię...
Ale jakbym robiła inaczej, to pewnie też byłoby źle...
domi
CYTAT(kasiarybka @ Thu, 01 Jul 2010 - 19:35) *
Pozytywne myślenie jest błędnie kojarzone z kłamaniem sobie, z oszukiwaniem siebie, z wmawianiem sobie, że jest ok, kiedy ok nie jest.
To bardzo niesprawiedliwa ocena, niezgodna z prawdÄ….

Mojej mamie pozytywne myślenie kojarzy się z tym, ze ma się cały dzień uśmiechać jak głupi do sera. Nie wiem skąd takie podejście do sprawy. Dla mnie pozytywne myślenie to spokój duszy, to pogodzenie się z życiem, zaakceptowanie spraw trudnych....to po prostu polubienie siebie. Ktoś kto myśli pozytywnie jest pewien, ze się wszystko dobrze ułoży, nie zadręcza się, nie lamentuje nad rozlanym mlekiem, nie szuka złego, nie "czarnowidzi".

CYTAT
W zasadzie niby mi to wisi, ale gdzieś w sercu kłuje taki lęk, że może ona ma rację i może ja faktycznie źle robię...
Ale jakbym robiła inaczej, to pewnie też byłoby źle...


Znam to uczucie. To tak jakbym w środku nie czuła się całkowicie sobą, uzależniam to co robię od zdania matki. Dziś np. dzwoni do mnie mama z nową sprawą i pyta mnie o coś o czym nie mam zielonego pojęcia, pierwszy raz słyszałam o czymś takim a mama wymagała, ze będę wiedzieć i powiem jej co ma robić. Najpierw było zdziwienie, że jak ja mogę nie wiedzieć a potem wzbudzanie we mnie poczucia winy...bo kto pomoże biednej mamusi pozostawionej samej sobie, bezradnej, zagubionej. Tymczasem to ja jestem bezradna i zagubiona wobec takich zachowań matki. Uczę się odpowiadać krótko, kwitować jednym stanowczym zdaniem, że nie wiem o co chodzi, nie interesuję się tym i nie zamierzam interesować bo nie mam czasu. I też niby mi to wisi co sie stanie po odłozeniu słuchawki ale gdzieś tam w środku zadręczam się czy faktycznie sobie poradzi? 21.gif
madika
Domi, poradzi sobie, przecież ma dwadzieścia lat więcej doświadczenia od ciebie....
Agalu
hej

podczytuję Was od jaiegoś czasu, ale teraz juz muszę napisać, bo potrzebuje pomocy, wcześniej nie miałam odwagi
ponoć mam nerwicę, od kilku lat mam objawy somatyczne różnego typu, jeszcze w szkole miałam anoreksję, do tej pory jakos sobie radziłam
jakieś 2 miesiące temu zaczełam sie dziwnie czuć, taki lęk ,niepokój duszy sama nie wiem jak to nazwać ,myślałam że zwariuje i poszłam do psychiatry, dostałam lek depresyjny i doraźnie hydroksyzynę, postanowiłam że jednak nie będę brała,koleżanka z podobnymi problemami mnie wspierała, było mi duzo lepiej a nawet całkiem dobrze

do przedwczoraj, wczoraj juz tak isę rano trzęsłam ,postanowiłam zaczac brać ten lek na depresję, pocżatkowo pół tabletki jak lekarka radziłą ,więc na efekty jeszcze długo poczekam
wieczorem było jeszcze gorzej, wzięłam hydroksyzynę ale i ona nie do końca pomogła, w szoku jestem ,noc lekko przespałąm budziłąm się raz do dziecka raz sama,
mam taki lęk że zaraz zwariuję ,że zabiorą mnie do szpitala i odbiorą dzieci, to mnie w tej chorobie martwi najbarziej
mąż akurat w delegacji, wraca w sobotę

najbardziej powstaje pytanie: dlaczego mnie to spotkało?co się ze mna dzieje?czy to "tylko " nerwica, depresja czy moze choroba psychiczna, mam właśnie taki lęk prze chorobą psychiczna i nie umiem sobie z tym poradzić

nie wiem co robić na chwile obecną, brać tę hydroksyzynę 2 razy dziennie ,czy on mi pomoże?


generalnie mam obecnie bardzo spokojne ułożone życie,zresztą wydaje mi się że zawswze miałąm takie, więc dlaczego takie cos?
jedyne co to że moje dzieci budzą się po ok.10 razy w nocy,
czy zaburzenia snu mogą mieć wpływ na mój stan

pomóżcie, doradzcie, dodajce otuchy
dziewczyny doradźcie,czy taki lek przed zwariowaniem miałyście???czy to tylko mnie spotyka?
chaton
QUOTE(kasiarybka @ Thu, 01 Jul 2010 - 19:35) *
Rozumiem złość, nienawiść, sama czułam te uczucia na początku, miałam ochotę wrzeszczeć, skopać wszystkich najlepiej i powiedzieć Im, ze są największymi dupkami jakich znam, za to co mi zrobili, za to jak się przez nich czułam, jak mnie poniżali, jak dzięki nim czułam się śmieciem, ale prawda jest niestety taka, ze to ja sama pozwalałam na takie traktowanie.
Pomińmy już okres dzieciństwa, do niego nie mozemy wrócić, nic nie zmienimy choćbyśmy pękli, nie ma sensu tego rozkopywać, drążyć zerdzewiałym drutem w niezagojonej ranie, nic to nie da, nie przyniesie żadnych rozwiązań.
Etap świadomości mamy za sobą, już wiemy dlaczego jest tak a nie inaczej, wiemy już dlaczego nasze poczucie wartości jest takie a nie inne, wiemy , ze to nie jest nasza wina i koniec, kropka, niczego więcej nie mozemy w tej kwestii zrobić.
Teraz mozemy już tylko budowac od nowa, odbudowywać siebie, ulepszać. Bo JUŻ WIEMY co było, jak było, dlaczego było i tyle.......czsu nie zwrócimy.

Nie ma sensu szukać winnych w nieskończoność w kimś innym, trzeba stanąć w lustrze, wypłakać ostatnie okruchy nienawiści i złości, otrzepać z siebie kurz przeszłości i pójść do przodu.


Ja sie z tym, Kasiu, nie zgadzam. Mysle, ze zeby wyzdrowiec do konca, trzbea ta zlosc wziasc na serio. To nie prawda, ze nie zmienimy dziecinstwa. Jesli je zignorujemy wychodzac z zalozenia, ze juz do niego nie wrocimy, to zaniedbamy ta mala dziewczynke w nas, ktorej stala sie AUTENTYCZNA krzywda. Ona jest w nas i wyje, blaga o to, zeby ja zrozumiec. Nie mozemy sobie powiedziec: trudno, stalo sie, nie ma co rozstrzasac, trzeba isc dalej. Bo wtedy zaniedbujemy ja jak byla zaniedbywana w dziecinstwie i ona bedzie zawsze w nas krzyczec. Jak stlumisz jej glos, to odezwie sie symptomami, bo cialo pamieta. Musimy ja zrozumiec, przytulic, wziasc mentalnie wramiona, zajac sie nia. I wtedy dopiero mozna byc soba, mozna dazyc do szczescia, jak sie juz zrozumialo, pokochalo ta dziewczynka.
Kasiu ja ta metode stosowalam i ona pograzyla mnie w jeszcze wiekszej depresji. Moze Ty ie mialas depresji, tylko inny problem? A moze po prostu jestesmy inne? A to, ze pozytywne myslenie w depresji nie skutkuje, to nie ja twierdze, bo kim ja jestem, zeby do takich wnioskowdochodzic, tylko swiatowa specjalistka od maltretowanych dzieci o ktorej juz pisalam.

Domi, Innana: to , co popisujecie, to jest odwrocenie rol. Wy, dorosle dzis kobiety, majace dzieci, macie postawe do swoich matek, jakby to ona byla waszym dzieckiem. Wyobrazcie sobie, ze tak bylo od dziecinstwa. Ona zamiast was wspierac, to liczyla na wasza pomoc. To jest podstawowy powod naszych dzisiejszych problemow.

Agalu: Witaj. Moim zdaniem niepotrzebie wzbraniasz sie przed antydepresantami. Jesli jestes w stanie, jaki opisujesz, to nie tylko powinnas je wziasc, ale tez przeczekac ewentualnie skutki uboczne, bo takie leki zaczynaja dzialac co najmniej po kilku tygodniach dopiero. I nie jestes nienormalna, nei masz choroby psychicznej, bo gdybys ja miala, nie stawialabys takich hipotez. Chory psychicznie nioe dopuszcza do siebe mysli o chorobie. Na razie nie masz innego wyjscia jak sluchac lekarzy, kolezanka nie jest lekarze i nie musi znac choroby, jaka jest depresja, ani zaburzen nerwicowych. Lek przed zwariowaniem jest charakterystycznym symptomem nerwicy. Agalu: lecz sie, a jak dojdziesz do siebie na tyle, zeby normalnie funkcjonowac, polecalabym terpaie, zeby przeanalizowac, co w twoim dziecinstwie doprowadzilo do tego, ze dzis emocje ucieakaja twojej kontroli.
Agalu
CYTAT(chaton @ Fri, 02 Jul 2010 - 09:56) *
Agalu: Witaj. Moim zdaniem niepotrzebie wzbraniasz sie przed antydepresantami. Jesli jestes w stanie, jaki opisujesz, to nie tylko powinnas je wziasc, ale tez przeczekac ewentualnie skutki uboczne, bo takie leki zaczynaja dzialac co najmniej po kilku tygodniach dopiero. I nie jestes nienormalna, nei masz choroby psychicznej, bo gdybys ja miala, nie stawialabys takich hipotez. Chory psychicznie nioe dopuszcza do siebe mysli o chorobie. Na razie nie masz innego wyjscia jak sluchac lekarzy, kolezanka nie jest lekarze i nie musi znac choroby, jaka jest depresja, ani zaburzen nerwicowych. Lek przed zwariowaniem jest charakterystycznym symptomem nerwicy. Agalu: lecz sie, a jak dojdziesz do siebie na tyle, zeby normalnie funkcjonowac, polecalabym terpaie, zeby przeanalizowac, co w twoim dziecinstwie doprowadzilo do tego, ze dzis emocje ucieakaja twojej kontroli.


dziękuję,o terapii myślę coraz bardziej
leki biorę, szkoda że musze tylko czekac na efekty ich działania

Wsparcie koleżanki mojej jest nieopisane, gdyby nie ona byłoby ze mna jeszcze gorzej, teraz wiemy że jestem na etapie że już musze zaczać się leczyć

Dziewczyny czy uważacie, że jak się pozna dokaldnie przyczyny które powoduja u mnie takie stany nerwicowe,lękowe to to pomaga, można z tej nerwicy wyjśc,bo pani psychiatra u której byłam twierdzi że w 100proc. można z tego się wyleczyć na dobre,hm a ja nie bardzo w to wierzę
harkon
Agalu, mozna sie wyleczyc. Serio.
Bierz te leki, bierz hydroksyzyne dwa razy dziennie,wyciszy Cie troche i rozluzni (tylko mozesz byc senna). Tearapia jest nieodzowna, nie wiem w jaki sposob wyszlas z anoreksji, ale juz wtedy powinnas miec terapie. Ja jestem przykladem, ze sie da wyjsc. Sama mialam kiedys bulimie, fobie, stany lekowe, depresje i co jeszcze chcesz. Jestem po terapii, leki biore i funkcjonuje calkiem dobrze.

Chaton, racja, ja tez uwazam, ze nie da sie pominac zlosci, frustracji i tych wszystkich uczuc, ktore budzi w nas dzicinstwo. Tylko, ze one pozniej wypalaja sie, zanikaja, ja juz ich nie mam. Ale mielam, to fakt. To bardzo wazny etap, moja terapeutka nir hamowala ich we mnie. Ja mysle, ze Kasiarybka ma wlasnie na myslki juz ten etap po zlosci, bo faktycznie dopiero w nim nastepuje wyzwolenie, kiedy juz nie krepuje Cie przeszzlosc,ona faktycznie zostaje zamknieta. To malenkie dziecko w Tobie uspokaja sie, jest bezpieczne, i wtedy tych emocji juz nie ma, ulatuja. Wtedy jest ta zgoda na siebie.
chaton
Harkon, nie wiem, moze to jest indywidualna sprawa. Ale ja widze bardzo duzo podobienstwa w naszych terapiach, terapeutkach, podejciu do choroby, bardzo sie z Toba identyfikuje, bo mam wrazenie, ze jestesmy na jednej fali i nie masz pojecia, jak fakt, ze Ty wyzdrowialas podnosi mnie na duchu i daje odwagi.

Chcialam jeszcze napisac, ze nie wiem, czy moja sraczka slowna m.in. tutaj, pisanie dzienniczka, nowy antydepresant STABLON: ponawiam pytania: znacie?... czy ostatnie seansy akupunktury, ale mimo wszystkich syfow, jaki mi sie w zyciu ostatnio dzieja czuje sie... calkiem rozluzniona od kilku dlni i spie jak niemowle.
Az sie boje to mowic.

A co z Bianka, Malinka?
Odezwijcie sie dziewczyny, bo sie martwie! blagam.gif
Agalu
Harkon - dzieki za slowa otuchy

własnie Twoje posty są tutaj najbardziej optymistyczne i mnie również dodaja wiary ,że bedzie dobrzez icon_wink.gif

z anoreksji jakoś tak wysżłam dość szybko ,po pół roku odchudzania mam zareagowała ,jeździlam do Centrum Zdrowia Psychicznego w Sopocie, tam dostałam leki które momentalnie odblokowały moje niejedzenie, terpai wtedy żadnej nie miałam ,tylko kilka spotkan z psychiatrą, zaczęłam p tych lekać tyć i wszyscy myśleli że juz ze mna dobrze, z moja dusza wtedy dobrze nie było ,ale z czasem jakoś sama o tym zapomniałam i mogłam potem jeść normalnie

jak zaszłam w ciążę i wyszłam za mąż to już w ogóle zaczełam"normalnie "zyćicon_wink.gif jedzenie nie stanowi dla mnie od wielu lat problemu już

w przeciągu 5 lat odkąd mam dzieci, miałam czynnościowe bóle głowy, na które brałam antydeprasanty ale tylko 2 miechy od neurologa, potem miałam problem z mieśniami, latałam po lekarzach oczywiśce wmawiając sobie choroby ,wtedy znowu usłyszłam że to nerwica i tez jakiś ek brałam ,krótko i pomogło
i od 3 lat radział msobie jedynie piciem magnezu, nie miałam żadnych większych dolegliwości a jujz tym bardziej z psychiką

buu a latem zeszłego roku miałam problemy silne gastrologiczne, brzuch mnei boli już rok ,na początku miałam podwyższone enzymy trzustkowe i miałam diagnozę podrażnienie trzustki tak się tym zmartwiłam i się nakręciłam ,ze niedługo umrę itp i wkońcu te bóle przeszły na bóle na tle nerwowym

no i może dlatego teraz ta psycha mi tak wysiada,

chaton - to bardzo dobrze, że lepiej śpisz, oby już tak zostało;)
harkon
Agalu, wszystko to,o czym piszesz mialam. Wiem jak sie czujesz. Terapia wedlug mnie to podstawa, ale leki tez potrzebne. Czy anoreksja, czy nerwica, czy leki, to wszystko to samo - jakis dysonas wewnatrz Ciebie. Psyche manifestuje sie somatycznie.

Chaton przytul.gif
kasiarybka
Chaton:
CYTAT
Etap świadomości mamy za sobą, już wiemy dlaczego jest tak a nie inaczej, wiemy już dlaczego nasze poczucie wartości jest takie a nie inne, wiemy , ze to nie jest nasza wina i koniec, kropka, niczego więcej nie mozemy w tej kwestii zrobić.
Teraz mozemy już tylko budowac od nowa, odbudowywać siebie, ulepszać. Bo JUŻ WIEMY co było, jak było, dlaczego było i tyle.......czasu nie zwrócimy.

Chaton ja nigdzie nie napisałam, zeby dzieciństwo odrzucic, żeby zapomniec, żeby olać, napisałam tylko, ze TEN etap juz mamy przerobiony maksymalnie.
Wybebeszony, wywalony na wierzch dokumentnie, tak mi sie wydaje, z tego co czytam.
JUŻ WIEMY dlaczego, teraz nadszedł czas,żeby zacząć budować nowe.
NNIGDY nie twierdziłam, ze o przeszłości należy zapomnieć, wręcz przeciwnie, koniecznie trzeba ja przerobić, ale nie można robic tego w nieskończonośc, nie mozna ciągle grzebac patykiem w ranie bo nigdy sie nie zagoi.

Gosia z edziecka
CYTAT(kasiarybka @ Fri, 02 Jul 2010 - 14:27) *
Chaton:

Chaton ja nigdzie nie napisałam, zeby dzieciństwo odrzucic, żeby zapomniec, żeby olać, napisałam tylko, ze TEN etap juz mamy przerobiony maksymalnie.
Wybebeszony, wywalony na wierzch dokumentnie, tak mi sie wydaje, z tego co czytam.
JUŻ WIEMY dlaczego, teraz nadszedł czas,żeby zacząć budować nowe.
NNIGDY nie twierdziłam, ze o przeszłości należy zapomnieć, wręcz przeciwnie, koniecznie trzeba ja przerobić, ale nie można robic tego w nieskończonośc, nie mozna ciągle grzebac patykiem w ranie bo nigdy sie nie zagoi.

Ale trzeba ten etap porzadnie opłakać. odżałowac to, co sie straciło i czego się njie odzyska. Jelsi człowiek sobie nie pozwoli na swobode żalu, to ni eprzejdzie dalej.
Ale moze tez by c i także sie człowiek zapetli w zalu i trwa i wtedy dzieje sie tak jak piszesz, że człowiek "grzebie patykiem w ranie".
kasiarybka
CYTAT(Gośka z edziecka @ Fri, 02 Jul 2010 - 15:51) *
Ale moze tez by c i także sie człowiek zapetli w zalu i trwa i wtedy dzieje sie tak jak piszesz, że człowiek "grzebie patykiem w ranie".


O tym własnie Gosieńko piszę, o tym, że jest bardzo łatwo popaść w przesadę, w użalanie sie nad sobą, w ciągłe brnięcie głębiej i głębiej i głębiej, bez celu i bez sensu własciwie, dla samego brnięcia.
Ja kiedy juz sobie wszystko przypomniałam, wszystko powiedziałam, do wszystkiego sie przed sobą również przyznałam, kiedy zobaczyłam dokładnie jak na dłoni, czyja w tym wszystkim wina i zasługa, miałam ochotę uciec w odrętwienie.
NaprawdÄ™.
Miałam ochotę zasnąć i wstać za kilkadziesiąt lat najlepiej, tak strasznie mnie to wszystko bolało w srodku, tak bardzo nie mogłam zrozumiec, jak to wszystko mogło sie stać, jak Ktoś tam mógł mi to wszystko zrobić, dlaczego mój J jest taki, dlaczego nie chce ze mną pracowac, dlaczego ne chce się zmienic, dlaczego nie potrafi mnie zrozumiec, dlaczego jest taki wycofany, dlaczego nie czuje tego co ja, dlaczego, dlaczego, dlaczego.......DLACZEGO ten świat jest taki niesprawiedliwy ?

tak to wyglądało.
Nie za ciekawie, dlatego uczulam i przestrzegam, bo strasznie cięzko z takiego stanu sie wywlec na powierzchnie.
Trzeba koniecznie pilnować granicy, zeby jej nie przeoczyć.
kasiarybka
CYTAT(Gośka z edziecka @ Fri, 02 Jul 2010 - 15:51) *
Ale moze tez by c i także sie człowiek zapetli w zalu i trwa i wtedy dzieje sie tak jak piszesz, że człowiek "grzebie patykiem w ranie".


O tym własnie Gosieńko piszę, o tym, że jest bardzo łatwo popaść w przesadę, w użalanie sie nad sobą, w ciągłe brnięcie głębiej i głębiej i głębiej, bez celu i bez sensu własciwie, dla samego brnięcia.
Ja kiedy juz sobie wszystko przypomniałam, wszystko powiedziałam, do wszystkiego sie przed sobą również przyznałam, kiedy zobaczyłam dokładnie jak na dłoni, czyja w tym wszystkim wina i zasługa, miałam ochotę uciec w odrętwienie.
NaprawdÄ™.
Miałam ochotę zasnąć i wstać za kilkadziesiąt lat najlepiej, tak strasznie mnie to wszystko bolało w srodku, tak bardzo nie mogłam zrozumiec, jak to wszystko mogło sie stać, jak Ktoś tam mógł mi to wszystko zrobić, dlaczego mój J jest taki, dlaczego nie chce ze mną pracowac, dlaczego ne chce się zmienic, dlaczego nie potrafi mnie zrozumiec, dlaczego jest taki wycofany, dlaczego nie czuje tego co ja, dlaczego, dlaczego, dlaczego.......DLACZEGO ten świat jest taki niesprawiedliwy ?

tak to wyglądało.
Nie za ciekawie, dlatego uczulam i przestrzegam, bo strasznie cięzko z takiego stanu sie wywlec na powierzchnie.
Trzeba koniecznie pilnować granicy, zeby jej nie przeoczyć.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.