To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

psychoterapia

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
chaton
Kasiarybka: ja dziekuje za taka prawde. Bez znieczulenia powiadasz... Nie, sa bolesne slowa, ktore nie wnosza nic, tylko rania. Nie wiesz, co on mi powiedzial. Zdruzgotal mnie jako kobiete, zamiast wyciagnac reke i pomoc, co byloby w jego mocy.
Slowa maja duza moc, moga uleczyc lecz potrafia tez zabijac. Jako dobry uczen swoich rodzicow doskonale opanowal sztuke zabijania slowami.
Nie wiem, czy sie juz podniose po tym, co mi powiedzial.
harkon
Podniesiesz sie!!
Ale to prawda, ze slowa celnie dobrane, moga zabic.
Chaton - Ciebie nie zabija, ja w to wierze!
chaton
Dzieki, Harkon i dzieki za slowa wsparcia na pw. Jak to dobrze wiedziec, ze ktos rozumie.
Jak na zlosc dzis mnie wszyscy podrywaja. No normalnie jakbym sie chciala zemscic to nie musialabym z biura wychodzic. U optyka trzech sie na mnie rzucilo. Potem w windzie, przy maszynie na kawe i jeszcze kolega sie dolaczyl... Po nim dzwoni bezrobotny, ktory znalazl prace, ale jestem taka przesympatyczna, ze jednak przyjdzie na spotkanie mi podziekowac w cztery oczy za pomoc... Nie wiem, co oni dzis we mnie widza, czuje sie taka brzydka, mam zapuchniete oczy i mine wisielcza... Patrze na nich z niedowierzaniem: litosc ich bierze na taki antyseksowny obiekt, jak ja dzisiaj?

EDIT: dziewczyny, prosze o pomoc dla kolezanki szukajacej psychoterapeutki. Ona mieszka w Nowym Saczu. Ja tak dawno w Polsce nie mieszkam, ze nawet nie wiem, jak sie tam szuka terapeuty? Ktos ma jakies namiary? Pilne, dziewczyna ledwo dyszy.
harkon
Tu jest pelno w Krakowie,ale nie wiem czy nie za daleko.. https://www.ptp.org.pl/modules.php?name=New...icle&sid=53
kasiarybka
Chaton, nie mam pojecia CO Ci powiedział, wiem tylko , że jesteśmy w stanie zrobic i zniesc więcej niz sie nam wydaje.
Nie znam Twojego męża, nie znam Ciebie, wszystko o czym pisze sama przeszlam i tylko tym doswiadczeniem sie podpieram.
To co kiedys powiedział mi mój mąż, wtedy mnie zabiło....dzisiaj kiedy na to wszystko patzre....uratowało mi życie....
domi
CYTAT(chaton @ Fri, 04 Jun 2010 - 11:00) *
Domi, ja rozumiem, co Ty masz na mysli, ale w koncu niemaz to nie jest byle jaki facet z ulicy. To jest czlowiek, z ktorym zalozylam rodzine i z ktorym dziele zycie. Ja go wybralam do tego. I po prostu ciezko mi teraz z mysla, do ktorej trudno sie przyznac... ja sie zastanawiam, czy ja sie nie pomylilam. Czy ja nie wzielam go za innego czlowieka, niz ten, ktorym jest na prawde. Ja bylam autentycznie przekonana, ze zakladam rodzine z odpowiedzialnym i dojrzalym czlowiekiem, z ktorym dziele wspolne wartosci. A teraz mam wrazenie, ze dziele dach z chlopcem unikajacym konfrontacji. Czuje sie w jakis sposob oszukana... glupia, naiwna?

Rozumiem cię doskonale. Powiem więcej: sygnały, ze to jest tylko moje wyobrażenie o jeszcze wtedy nie mężu a nie jego rzeczywisty obraz- miałam już długo przed ślubem. Zignorowałam je, oszukałam sama siebie, chciałam wierzyć, że moja miłość go zmieni, ze skoro mnie tak bardzo kocha to w sytuacji kryzysowej zachowa się jak w najlepszym filmie romantycznym...po prostu do rany przyłóż. Wmówiłam sobie coś innego a potem sama sobie mówiłam, że miałam jasne sygnały i tylko naiwna... głupio zakochana dziewucha mogła tego nie potraktować poważnie. Nie będę opisywać zdarzeń bo pewnie i tak to nikogo nie interesuje ale jestem pewna, ze gdybym wówczas nie zignorowała "sygnałów ostrzegawczych", to po latach nie byłoby dla mnie szokiem jego zachowanie.
Jednak kasiarybka ma racje, że konfrontacja z samą sobą jest bolesna ale potrzebna by sie poprawić i zmienić. często oczekujemy od drugiej osoby akceptacji ale nie umiemy zaakceptować drugiej osoby. Tymczasem zmiana może okazać się zbawienna nie tylko dla nas samych ale dla innych bo oni się zmieniają pod naszym wpływem.

Jeśli zaś chodzi o przykre słowa....może ci się teraz wydawać, że nie pozbierasz się, ze straciłaś sens... i nawet jestem pewna, ze w tej chwili te słowa wydadzą ci się nierealne .... ale pozbierasz się i będziesz jeszcze lepsza kobietą, lepszą żoną i matką. Wiem co mówię!!!
chaton
Malinka: jak bylo u psychiatry? Lepiej sie czujesz?

Bianka: co u Ciebie?

Domi: ja takie odczuca mialam w pierwszym zwiazku. Potem sobie obiecalam, ze zawsze bede sluchac tych sygnalow, tego wewnetrznego glosu, bo on mowi prawde... ale skad. PRzeciez moj obecny partner jest przeciwienstwem exia, wiec nic mi nie grozi! Blokady w komunikacji zauwazylam dosc wczesnie, oczywiscie nie przeszkodzily mi one dalej sie zaangazowac, ba! PRzeciwnie, to bylo wyzwanie: ja to zmienie! Boze, jaka ja sie czuje beznadziejna...

Harkon: dzieki za kontakt, podalam dalej. Czekam na artykuly.

U mnie dalszy ciag spadku w dol. Krotko mowiac dostosowalam sie do wymagan niemeza, do jego wizerunku kobiety, zakasalam rekawy, kiecke czy co sie dalo i do roboty! Rezultat: on jest zadowolony, a ja nie spie juz trzecia noc... mala zaniedbana dziewczynka wewnatrz mnie wyje...
Liczylam jak zwykle na rekompensate, jakies symboliczne slowko, SMS, pocalunek przed pojsciem do pracy... nie smialam oczekiwac rozmowy!
No strasznie sie pograzam i oczywiscie z uplywem czasu wmawiam sobie, ze nie, ze nie jest tak zle, ze przesadzam, wypyslam sobie problemy... cale szczescie mam dzis spotkanie z terapeutka, mam nadzieje, ze postawi mnie do pionu, zanim oszaleje...
kejt.chmiel
Hej dziewczyny:)
Ja biorę leki już 2 tygodnie i odczuwam poprawę całkiem sporawą. Mam też w poniedziałek dzwonić do psycholog poleconej w celu umówienia się już na konkretną wizytę icon_smile.gif Nie jest źle, zdobyłam się w końcu na ten krok icon_smile.gif Teraz to myślę, że już będzie z górki. Mimo choroby jest we mnie optymizm, hmmmm
chaton
QUOTE(kejt.chmiel @ Wed, 09 Jun 2010 - 20:15) *
Hej dziewczyny:)
Ja biorę leki już 2 tygodnie i odczuwam poprawę całkiem sporawą. Mam też w poniedziałek dzwonić do psycholog poleconej w celu umówienia się już na konkretną wizytę icon_smile.gif Nie jest źle, zdobyłam się w końcu na ten krok icon_smile.gif Teraz to myślę, że już będzie z górki. Mimo choroby jest we mnie optymizm, hmmmm


Kejt: super nowina! Teraz juz bedzie z grki. czekamy na relacje z terapii.

Dziewczyny, zaczyna sie ruszac cos w zwiazku z zamknietym podforum. Na dniach powinny byc oznajmione ofiacjalne kryteria na "na kazdy temat", "wychowanie" i "babskie pogaduchy". Kryteria beda ilosciowe: liczba postow i czas aktywnosci na forum.
Jesli sie dostane, to z pewnoscia zaloze tam podobny watek, dla zainteresowanych. Ten iech zostanie dla osob, ktore maja niewystarczajaca ilosc postow czy sa "mlode" na forum.
harkon
Zdaje sie, ze mam niewystarczajaca liczbe postow icon_sad.gif
Chaton, juz wysylam skany.. icon_redface.gif
Bianka
Witajcie
U mnie ok chodze na terapie ale mam wrazenie ze juz wszystko powiedzialam i nie wiem co teraz/
Bardzo mi milo ze Chaton o mnie zapytala jakos tak mam ze mysle ze nikt o mnie nie mysli czuje sie taka mala...a tymczasem
06.gif to mile baaaardzo.

Ja na zamkietne forum tez sie nie dostane nie spelniam kryteriow ale spelnialabym gdybym nikow nie zmieniala 32.gif
harkon
Bianka - nie ma tak, ze juz powiedzialas wszystko.. To sie walkuje w kolko,bo za kazdym razem, w zaleznosci od naszego stanu itd,widac inne dno.. Nic nie jest jednowymiarowe. Ja na poczatku terapii myslalam,ze wine za wszystko ponosi moj ojciec, w polowie z bolem uswiadomilam sobie, ze jednak bezwolna matka, a na sam konice im wybaczylam i sie z tym pogodzilam, uznalam, ze nic w tej kwestii nie zmienie itd.. To jest proces, a proces ma to do siebie, ze trwa, rozklada sie na rozne etapy.. Takze,jeszcze pewnie troche przed Toba. Ciesze, sie, ze napisalas z usmiechem, ze u Ciebie ok 06.gif

edit.. troche mi szkoda 13.gif , ze nie bede mogla byc na zamknietym.. Jednak tam pewnie bedzie mozna porozmawiac bardziej otwarcie..
Bianka
Harkon mi tez szkoda bo o wielu rzeczach nie pisze a na zamknietym pewnie z czasem mozna sie bardziej otworzyc.


Odnosnie tego procesu to masz racje...
Dzis wyjatkowo dobrze sie czuje wszystko idzie po mojej mysli staram sie cieszyc malymi rzeczami dlatego nie zaglebiam sie w siebie i nie chce smecic.
chaton
Buuu... 2000 postow + 3 lata, to ja tez sie nie zalapie. A tez bym sie zalapala, jakbym nie skasowla juz raz konta.
Ale teraz zaluje... 41.gif
rysa154
chaton zmienili na 1200 postow 03.gif
chaton
QUOTE(ryba154 @ Thu, 10 Jun 2010 - 15:01) *
chaton zmienili na 1200 postow 03.gif

Dzieki za info!
Ale 3 lata to i tak bedzie za rok z hakiem. 29.gif

Harkon: dzieki, sprawdze wiedzorem, czy doszly, tutaj (w biurze) nie mam dostepu.
malinka1978
ja ostatnio czytalam ale nie pisalam, nie mialam ochoty... dołek 41.gif

tydzien temu na terapii rozmawialam o relacjach z meżem.
wczoraj nie bylam bo dziecko mama chore i nie mailam tez z kim go zostawic.
a pozatym ten upał a ja panicznie boje sie slonca.

macie takie stany ze jak jest taka wysoka temperatura to ogarnia was przerażenie, lęk, ze za goraco, ze sie dusicie, ze zaslabniecie???? 21.gif 21.gif 21.gif
ja mam tak i nie moge tego wyleczyc i nawety leki tego nie likwiduja.

obecnie jestem na lexotanie i zmieniono mi na spamilan. bo fatalnie sie czulam po pramolanie... 21.gif 21.gif 21.gif

ostatnio jestem zla ze na terapii mam tyle wiadomosci i nie przypuszczalam ze prawie kazdym obszarze mam dokonac z mian, czyli moje zycie to wielka porazka.
nie akceptuje siebie ani ciala, ostatnio schudlam 5 kg i waze 60 kg przy 176 cm.
i nie lubie sexu bo sie wstydze swojego ciala.... czuje sie malo atrakcyjna.

nie czuej pozadania nawet.... 32.gif


jest mi smutno ogólnie odstawianie benzodiazepin jest trudne, chodze na wysokich obrotach jak jakis stary tarktor ze ledwo rusza ze starym silnikiem 32.gif

tak jakby w ciele mlodej osoby byla staruszka 37.gif

i nie wiem ile czasu bedzie potrzeba by mi sie to wszystko wyregulowalo i poprawilo
domi
CYTAT(ryba154 @ Thu, 10 Jun 2010 - 15:01) *
chaton zmienili na 1200 postow 03.gif

"na koncie napisanych łącznie na podforach Wychowanie, Na Każdy Temat i Babskie Pogaduchy". Czyli nie 1200 ogólnie, tylko 1200 na danych podforach. Moze się okazać, ze nie spełni się warunków. Mnie natomiast niepokoi jeszcze jedna sprawa w tym podforum. Napisane jest, że osoba nie pisząca na zamkniętym forum przez okres 3 m-cy, będzie automatycznie skreślana. To podforum jest charakterystyczne... dla osób z problemami, w trudnej sytuacji życiowej. Nie znaczy jednak, ze całe życie będziemy mieć trudna sytuację. Nie znaczy też, ze zawsze będziemy mieć coś do powiedzenia w sprawach innych bo zwyczajnie mozemy nie mieć do czynienia z danym problemem, możemy nie mieć odpowiedniej rady. Ten przepis sprzyja pisaniu czegokolwiek, byle tylko "nie wylecieć" z podforum.

Ci, którzy nie spełnią warunków pozostaje pisanie na otwartym forum .
harkon
Ja nie cierpie jak jest goraco.. Chodze caly czas wsciekla.. generalnie bardzo mocno reaguje na pogode, czasem tez objawami nerwicowymi..

Malinka - to,ze nie masz ochoty na seks i zero w tobie pozadania,to wlasciwie normalne w naszej chorobie.. Ja tez mialam te potrzeby w zaniku..

A twoje zycie to nie jest porazka, cale jeszcze przed Toba! To co bylo wczesniej, to tez zbyt skomplikowane,by na siebie brac cala wine.. Stany depresyjne sa wlasciwie ludziom wrazliwym.. Swiat i zycie wymagaja od nas sily,a my troche za tym nie nadazamy.. Wydaje nam sie, ze toniemy,ze to nas przerasta.. Ale -mamy ta sile! Moze inna niz nam sie wydaje,ze powinnysmy miec, ale ona w nas jest. I kazda z nas ja odnajdzie.

NIestety,nie wiem ile czasu Ci zajmie odstawienie benzadiazepin.. 32.gif Ja tez dlugo nie chcialam sie ich pozbywac,bo uwazalam, ze sa takim moim kolem ratunkowym na wszelki wypadek.. A pozniej jak juz bylam swiadoma,co niosa ze soba,to jakognia ich unikalam.. Choc nie powiem, ze jak bylam u lekarza,to mnie nie korcilo,zeby mi je przypisal.. Duzo samozaparcia wymagalo ode mnie powiedzenie mu,ze wszystko, byle nie to.. 29.gif
Trzymam kciuki nieustajaco.. Co do dola, to ja tez mam jakis spadek formy..
malinka1978
harkon dziekuje za odpowiedz.
ja obecnie doszlam do takiego etapu ze wszystkie leki oprócz benzodiazepin, uwazam je za dobre leki, doraźne; ale nie da dłuzszy czas...
i troche jestem zla na lekarza ze mi je przepisywał 21.gif
Bianka
CYTAT(malinka1978 @ Thu, 10 Jun 2010 - 18:14) *
ja ostatnio czytalam ale nie pisalam, nie mialam ochoty... dołek 41.gif



ostatnio jestem zla ze na terapii mam tyle wiadomosci i nie przypuszczalam ze prawie kazdym obszarze mam dokonac z mian, czyli moje zycie to wielka porazka.
nie akceptuje siebie ani ciala, ostatnio schudlam 5 kg i waze 60 kg przy 176 cm.
i nie lubie sexu bo sie wstydze swojego ciala.... czuje sie malo atrakcyjna.

nie czuej pozadania nawet.... 32.gif
jest mi smutno ogólnie odstawianie benzodiazepin jest trudne, chodze na wysokich obrotach jak jakis stary tarktor ze ledwo rusza ze starym silnikiem 32.gif

tak jakby w ciele mlodej osoby byla staruszka 37.gif

i nie wiem ile czasu bedzie potrzeba by mi sie to wszystko wyregulowalo i poprawilo


Podobnie czuje.Nie jestem brzydka nie jestem gruba uchodze nawet za ladna a ciagle ciagle jestem z siebie nie zadowolona.Ostatnio przerabialam to na terapii ponoc postrzegam siebie tak jak moja mama...to trudny temat.To rzutuje na kazda dziedzine mojego zycia..

Z sexem to temat rzeka nie smiem pisac wiecej.....kiedys pisalam i mnie pogonili wiec zmienilam nicka ze wstydu 21.gif


Domi zgadzam sie z Toba w zupelnosci czyli co na zamknietem podforum trzeba pisac non stop zeby nie zostac usunietym ja tak nie potrafie czasami mam dola nie pisze a czasami czuje sie zbyt dobrze zeby pisac...Jakos nie podoba mi sie to.

chaton
Ja tam moge pisac non stop, mam sraczke slowna... przeprawszam, biegunke.
Brakuje mi 150 do zamknietego, ale znajac siebie szybciutko to nadrobie!

Co do seksu, to mialabym wiele do powiedzienia ostatnio, ale czekam na dostep do zamknietego; 43.gif

Powiem wiec ogolnie, tym bardziej, ze swiezo przerabiane na terapii:
Faceci nie sa tacy jak my pod tym wzgledem. Oni nie moga funckcjonowac bez seksu, bo nie ma klimatu. Dla nich to jest motor, facet, ktoremu jest dobrze w lozku, emanuje z niego jakas sila... oni tego potrzebuja, to potwierdza ich ego.
My, jak jest nam zle, to sie zamykamy, oni tego nie rozumieja. Nie rozumieje, ze my potrzebujemy klimatu, ze nie potrafimy sie przerzucic w mgnieniu oka z roli matki, kucharki, sprzataczki, pracownicy na goraca kochanke.
Oni moga nam w tym pomoc, ale nie wiedza jak. Jesli oceniaja nas przez pryzmat wlasnej osoby, to moga byc nawet bardzo niezreczni. Mogliby zarezerwowac super week-end w Wenecji, a kupuja nam akcesoiria...
Oczywiscie mozna o tym porozmawiac, my potrzebujemy nawet tej rozmowy, ale oni nie rozmowy chca... Nie rozumieja, ze dla nas rozmowa moze byc stymulacja, jak dla nich akcesoria.
To jest dialog gluchych.
harkon
Ale w normalnym zwiazku nie niemozliwy. Jestesmy ludzmi i nasza specyfika jest umiejetnosc porozumiewania sie za pomoca slow, poza tym mamy zdolnosc empatii. Ja jestem w stanie zrozumiec, jakie potrzeby ma moj chlop i co nim kieruje i tego samego oczekuje od niego. Spotkac powinnismy sie w polowie drogi. Gdyby nie bylo to mozliwe,to zadne zwiazki nie bylyby mozliwe. Nie moze byc tak, ze kompromisy musi popelniac tylko jedna strona..

Chaton, ja nie poczytam co Ty i inni bedziecie pisali na zamknietym 32.gif Troche mi przykro..
chaton
QUOTE(harkon @ Fri, 11 Jun 2010 - 15:09) *
Ale w normalnym zwiazku nie niemozliwy. Jestesmy ludzmi i nasza specyfika jest umiejetnosc porozumiewania sie za pomoca slow, poza tym mamy zdolnosc empatii. Ja jestem w stanie zrozumiec, jakie potrzeby ma moj chlop i co nim kieruje i tego samego oczekuje od niego. Spotkac powinnismy sie w polowie drogi. Gdyby nie bylo to mozliwe,to zadne zwiazki nie bylyby mozliwe. Nie moze byc tak, ze kompromisy musi popelniac tylko jedna strona..


Harkon; zgadzam sie, ja nie mowie, ze to jest niemozliwe, ale to jest trudne, bo roznimy sie pod tym wzgledem i ktos musi zaczac. W naszym przypadku zrozumialam , ze musze ja, gdyz on nie jest zdolny. On nie potrafi rozmawiac, bo go nie nauczono. Byl krytykowany non stop, wiec kazda krytyczna uwaga konczy sie atakiem z jego strony, ktory jest obrona.
Wiesz, bite dzieci bronia sie przed empatia.
Ja zgadzam sie z tym, ze kazdy ma swoje potrzeby i musimy dbac o siebie nawzajem ale zrozumialam to, co mi tlumaczylyscie. Ze ja musze wziasc na siebie odpowiedzilanosc. A moja odpowiedzialnosc, to zrobic wszystko, zeby uratowac ten zwiazek, a jesli zrobie wszystko, co w mojej moc, to sa dwa wyjscia. Albo jego to pobudzi do dzialania, empatii, zainteresowania moim punktem widzenia i jestesmy w domu... albo nie. I wtedy bede mogla odjesc z czystym sumieniem i przekonaniem,z e zrobilam wszystko, co w mojej mocy.

QUOTE(harkon @ Fri, 11 Jun 2010 - 15:09) *
Chaton, ja nie poczytam co Ty i inni bedziecie pisali na zamknietym 32.gif Troche mi przykro..

Harkon: do mnie zawsze mozesz pisac na maila i tutaj tez bede sie udzielac. Na razie tylko tutaj bo jeszcze musze troche postow nastukac...
harkon
Chaton, masz racje w tym co napisalas.. ja tylko nie chcialabym, zebysmy my kobiety wszystko tlumaczyly tym, ze faceci to jednak z Marsa itd.. Niestety czesto to obserwuje i mnie to wkurza. Kobiety potrafia sobie w ten sposob niezly bicz ukrecic.. W koncu wszyscy jestesmy ludzmi. Sa pomiedzy nami roznice, ale i sa rzeczy te same. Jestesmy jednym gatunkiem. Kazdy z nas ma sobie to malutkie dziecko,o kotre nalezy zadbac. Pewnie, ze nie bede oczekiwala od mezczyzny, ze emocjonalnie przyleci do mnie i sie wyplacze w ramie,bo paznokiec mu sie zlamac i ma zly dzien 29.gif Ale z drugiej strony nie odmowie im emocji tak generalnie! Pewnie, ze inaczej troche patrza na swiat, ale jak probuja nas zdobywac, to wiedza gdzie uczucia leza i jak sie nimi poslugiwac, nie? I to tylko tyle - jak zwykle moja ulubiona zasada zlotego srodka 06.gif
kasiarybka
O tak, cudna wymówka, faceci z marsa...jasne....owszem, zgoda, Facet mysli i działa inaczej, co innego Go motywuje, inaczej odbiera pewne bodźcce, ale jest Człowiekiem i dopóki nie zobaczysz w nim wroga, kogos z drugiej strony barfykady.....można sie dogadac.
Najwazniejsze jest jednak i tak dojście do porozumienia samej ze sobą.
Wywalenie szlamu na ławę, wygrzebanie się z bagienka jakie same sobie zafundowałysmy.
Nie musze być Kimś kim nie jestem, nie musze udawać, ze jestem taka jaka ktoś chce mnie widziec, nie muszę nosic maski, zeby mnie lubiano, nie musze dostosowywać sie do innych, tylko po to, zeby mnie nie odrzucono.
Jestem fajna babka, uczuciowa, wrazliwa, uczynna, mam wady, które najpierw zaakceptowałam i teraz staram się nad nimi pracować. Jestem Człowiekiem, mam prawo do wściekłości, do zmeczenia, mam prawo nie chcieć sie kochac, mam prawo nie miec ochoty na spacer, mam prawo być zła, ale mam tez prawo do szczescia, do szacunku, do miłości......
Tak strasznie chcialabym oddac Wam choć troszkę swojej energii, mam jej w sobie tyyyyle, że mogłabym obdarowaćpół świata....nie wiem skąd sie to we mnie bierze.
chaton
QUOTE(harkon @ Fri, 11 Jun 2010 - 16:45) *
Chaton, masz racje w tym co napisalas.. ja tylko nie chcialabym, zebysmy my kobiety wszystko tlumaczyly tym, ze faceci to jednak z Marsa itd.. Niestety czesto to obserwuje i mnie to wkurza. Kobiety potrafia sobie w ten sposob niezly bicz ukrecic.. W koncu wszyscy jestesmy ludzmi. Sa pomiedzy nami roznice, ale i sa rzeczy te same. Jestesmy jednym gatunkiem. Kazdy z nas ma sobie to malutkie dziecko,o kotre nalezy zadbac. Pewnie, ze nie bede oczekiwala od mezczyzny, ze emocjonalnie przyleci do mnie i sie wyplacze w ramie,bo paznokiec mu sie zlamac i ma zly dzien 29.gif Ale z drugiej strony nie odmowie im emocji tak generalnie! Pewnie, ze inaczej troche patrza na swiat, ale jak probuja nas zdobywac, to wiedza gdzie uczucia leza i jak sie nimi poslugiwac, nie? I to tylko tyle - jak zwykle moja ulubiona zasada zlotego srodka 06.gif


Harkon: ale ja od poczatku o tym mowie. To Wy mnie przekonalyscie do wziecia odpwiedzialnosci za siebie. Fajnie by bylo, gdyby moj facet mial tyle dystansu do siebie, zeby przyjsc i powiedziec: "kochanie, ja widze, ze cos nie tak, jak moge Ci pomoc, moze chcesz o tym porozmawiac?" A nie mi z grubej rury z krytykami. Ale zrozumialam, ze nie zyjemy w idealnym swiecie i lepiej zrobic cos w swiecie realnym niz dumac w wyimaginowanym...
Wiesz, ja moge sie obrazic a nawet odejsc od niego, ja mam srodki, zeby sama zyc, utrzymac sie samodzielnie bez problemu. MAm nawet swietny argument. Jak sie poznalismy, to ja bylam ledwo po rozwodzie, bylam w srednim stanie psychiczym, mialam depresje... i ja wiedzilamam, ze on szuka kogos na stale, zeby zalozyc rodzine, nie chcialam go oszukiwac, zeby sie nie zawiodl. I powiedzialam mu wiele rzeczy o sobie, wszystkie ciezkie rzeczy, jakie przeszlam i powiedzialam mu, ze jesli go to przeraza, to ja zrozumiem... On powiedzial, ze go nie przeraza, ze on jest gotowy, zeby ze mna byc i mi to pomoc przejsc.
A potem, jak mielismy juz razem dziecko i jego matka mnie obrazala publicznie nie obronil mnie. Moglabym mu powiedziec: nie jestes na wysokosci zadania, zawiodlam sie na tobie. Nie tak mialo byc, obiecales, ze bedziesz na wysokosci zadania.
Tylko po co?
Jesli zawiedzie, to i tak bede o tym wiedziec.
Jesli nie potrafi pierszy podac reki, to prosze bardzo, ja ja podaje, ale nie zawiedz mnie koles tym razem... Moge mu pomoc byc tym, na kogo postawilam wszystko co mialam. Ale ma interes skorzystac z tej pomocy.

harkon
CYTAT(kasiarybka @ Fri, 11 Jun 2010 - 15:37) *
Najwazniejsze jest jednak i tak dojście do porozumienia samej ze sobą.
Wywalenie szlamu na ławę, wygrzebanie się z bagienka jakie same sobie zafundowałysmy.
Nie musze być Kimś kim nie jestem, nie musze udawać, ze jestem taka jaka ktoś chce mnie widziec, nie muszę nosic maski, zeby mnie lubiano, nie musze dostosowywać sie do innych, tylko po to, zeby mnie nie odrzucono.

Jestem fajna babka, uczuciowa, wrazliwa, uczynna, mam wady, które najpierw zaakceptowałam i teraz staram się nad nimi pracować. Jestem Człowiekiem, mam prawo do wściekłości, do zmeczenia, mam prawo nie chcieć sie kochac, mam prawo nie miec ochoty na spacer, mam prawo być zła, ale mam tez prawo do szczescia, do szacunku, do miłości......


Przepraszam, ze sie podpieram,ale Kasia napisala to po prostu genialnie.. O takie wziecie odpowiedzialnosci tu chodzi,o takie staniecie naga przed lustrem i zaakceptowanie siebie w pelni. A jak juz to zrobisz, to zrozumiesz, ze masz i obowiazki (teraz sie na nich skupiasz i je wrecz poglebiasz), ale i prawa.. Np prawo zeby kochano Ciebie, a nie wyobrazenie o Tobie.. Wedlug mnie wziecie teraz odpowiedzialnosci za siebie polega na dojsciu ze soba do ladu.. Dopiero wtedy mozesz zaczac porzadkowac swoj swiat. Zebys mnie zle nie zrozumiala, ja bron boze nie namawiam Cie do jakis ostrych rozgrywek z twoim facetem,czy rzucania go icon_wink.gif Moze tak - jestescie para ludzi, ktorzy bladza troche po omacku po swiecie,tylko,ze Ty probujesz zapalic swiatlo i zobaczyc, a twoj chlop sie probuje dopasowac w jakims zakamarku i Ciebie tez trzyma za reke bo nie wyobraza sobie, przeraza go mysl, ze moglby szukac kontaktu.. Wiec znajdz ten kontak i wtedy zdecydujesz.. Probuj sie porzumiewac ze swoim chlopem,ale tez nie rob nic wbrew sobie.. Powiem Ci tak - jak juz posprzatasz swoj swiat,to wtedy bedziesz swiadomie wybierac czy chcesz cos dla kogos lub czegos zrobic (np cos, co kiedys by zabolalo Twoje wewnetrzne dziecko) czy nie.. I jesli sie na to zdecydujesz,to juz nie bedziesz sie czuc tak jak teraz,bo dziecko bedzie utulone, a Twoja decyzja nie bedzie wbrerw Tobie lecz zgodnie z Toba.. U mnie byly to sytuacje zwiazane z rodzicami.. Bylam notorycznie szantazowana, ze musze przyjechac, musze cos tam itd.. Meczylam sie okrutnie, czulam cisniecie w dolku, moje wewnetrzne dziecko wylo w nieboglosy.. Teraz mam tak - robie to co czuje, ze chce zrobic.. nawet jak pojade, to nie jest to wynikiem szantazu emocjonalego, bo na mnie on juz nie dziala.. Jade, bo np mi ich szkoda, albo czuje taka potrzebe, albo wiem, ze jako dorosly czlowiek powinnam cos zrobic, cos zalatwic.. Wyjezdzam od nich wtedy kiedy chce,pomimo dasow.. Kiedys te dasy spowodowalyby,ze odchorowalabym kolejnym atakiem depresji. Teraz zapominam o nich po chwili, bo to ich problem, nie moj.. Brzmi moze strasznie,ale za to zdrowo.. dzialam tam gdzie mam wplyw na cokolwiek, tam gdzie nie mam, ignoruje..moich rodzicow nie zmienie,ale moge zmienic siebie.. I to zrobilam. To tez kwestia uswiadomienia sobie, ze NIC sie nie stanie, jesli to zrobimy. Nikogo nie skrzywdzimy,jesli oprzemy sie niechcianym szantazom, przymusom itd.
Chaton, ja wiem, ze Tobie sie uda. I wyjdziesz z tego silna jak skala.

edit:dopisanie
kasiarybka
CYTAT(harkon @ Fri, 11 Jun 2010 - 22:31) *
Brzmi moze strasznie,ale za to zdrowo.. dzialam tam gdzie mam wplyw na cokolwiek, tam gdzie nie mam, ignoruje..moich rodzicow nie zmienie,ale moge zmienic siebie.. I to zrobilam. To tez kwestia uswiadomienia sobie, ze NIC sie nie stanie, jesli to zrobimy. Nikogo nie skrzywdzimy,jesli oprzemy sie niechcianym szantazom, przymusom itd.
Chaton, ja wiem, ze Tobie sie uda. I wyjdziesz z tego silna jak skala.

edit:dopisanie


O jakie to trafne !
Zdałam sobie sprawę, kiedy odstawiłam alkohol, że tak naprawdę mam dla siebie tylko siebie, tylko na swoje decyzje mam wpływ, tylko na swoja postawe mam 100 % wpływ.
Nie było to może odkrywcze, ale dla mnie to jak jakas łaska z nieba dosłownie, bo nagle doszło do mnie, ze mam prawo by sobą, że nie muszę sie dostosowywac na siłę, nie muszę robic czegoś czego nie chce zrobić, jedyne co musze to być delikatna wobec innych w egzekwowaniu swoich praw.
Są sprawy, które nie zależą ode mnie, nie mogę się szarpać, zeby je zmienic, bo nie mam na nie żadnego wpływu.
Często jest tak, że zarzucane mi jest wygpdnictwo swego rodzaju, bo odchodzę jeśli Ktos mnie nie chce.
A to nieprawda, ja po prostu szanuje decyzję innych. Każdy ma swój pogląd na swiat i jest w takim a nie innym etapie, już nie mam w sobie misji uzdrawiania wszystkich, bo nie wszyscy chcą być uzdrowieni.
chaton
QUOTE(harkon @ Fri, 11 Jun 2010 - 22:31) *
Przepraszam, ze sie podpieram,ale Kasia napisala to po prostu genialnie.. O takie wziecie odpowiedzialnosci tu chodzi,o takie staniecie naga przed lustrem i zaakceptowanie siebie w pelni. A jak juz to zrobisz, to zrozumiesz, ze masz i obowiazki (teraz sie na nich skupiasz i je wrecz poglebiasz), ale i prawa.. Np prawo zeby kochano Ciebie, a nie wyobrazenie o Tobie.. Wedlug mnie wziecie teraz odpowiedzialnosci za siebie polega na dojsciu ze soba do ladu.. Dopiero wtedy mozesz zaczac porzadkowac swoj swiat.
edit:dopisanie


Harkon, ja rozumiem, ale ja nie mam czasu! Moj zwiazek wali sie teraz i tutaj. Ja nie moge czekac, az skoncze psychoterapie i dojde z soba do ladu, bo jesli nic nie zrobimy z tym, co sie dzieje teraz z nasza para samoistnie, to do tego czasu juz sie dawno rozstaniemy!
Terapeutka uswiadomila mi kilka rzeczy. O wszystkich niemoge pisac na otwartym forum, bo bardzo intymne; Ale miedzy innymi uswiadomila mi, ze ja rowniez mam problem w komunikacji z innymi, nie tylko Nick ma problem. To znaczy, ja w pierwszej chwili, jak mi sie cos zarzuca, przepraszam, plaszcze sie, tlumacze, bo czuje sie jak ostatnia niedojda i automatycznie biore winy calego swiata na siebie. Swoje uczucia i potrzeby spycham na drugi plan i reaguje, zeby naprawic sytuacje drugiej osoby. Ale to nie koniec! Bo glupia nie jestem i w pewnym momencie zaczyna do mnie docierac, ze cos jest nei tak, z czasem nabieram dystansu i mowie sobie, nie, to bylo niesprawiedliwe, nieslusznie wzielam cala wine na siebie. I wtedy zaczynam miec drugiej osobie za zle, zachowuje sie w stosunku do niej konsekwentnie do tego co czuje i ta osoba nie rozumie, co sie stalo, przeciez bylam zgodna, ze to ja zawinilam. Tak bylo z Nickiem. Natychmiast odpowiedzialam czynem na jego zarzuty, dalam mu co chcial, a dzis... dzis ledwo z lozka wyszlam, takiego mam dola. Mialam umowione spotkanie u ginekologa, mialam z nimrozmawiac o antydepresantach w hipotezie przyszlej ciazy. O przyszlej ciazy w aktualnej sytuacji nie ma mowy, wiec sie w jego gabinecie poryczalam, jak ostatnia idiotka. W rezultacie opowiedzialam mu rowniez o moim cierpiacym libido i on stwierdzil, ze bardziej winna jest tu depresja niz fakt, ze urodzilam dziecko. Przyszlam do domu cala opuchnieta od placzu i polozylam sie nan kanapie, nie bylo mnie stac na jakikolwiek wysilek. A on... on stwierdzil, ze skoro jestem zmeczona, to on wezmie na spacer Ewe, a ja sobie odpoczne... i uciekl.
A ja siedze i wyje i nie wiem juz, jak to powiedziec, ze jesli jestem zmeczona, to dlatego, ze mam dola, a nie odwrotnie! Czy on tego nie widzi? Czy nie chce widziec?
Wiec terapeutka powiedzila mi, ze musze prawcowac nad tym, zeby wyrazac uczucia i potrzeby w momencie, kiedy sie pojawiaja.
Ale jak to zrobic wobec kogos, kto broni sie rekami i nogami, zeby dostrzec moje uczucia? Komu swietnie odpowiada fakt, ze ja mam trudnosci z wyrazaniem swoichpotrzeb, komu jest to na reke?
Nie wiem, ja mam wrazenie, ze jestem w jakiejs slepej uliczce, jedyne rozwiazania, kotre przychodza mi do glowy sa defiinitywne.
On nie jest niby przeciwny terapii, ale uwaza, ze mozemy sobie poradzic sami. Jak sobie radzimy? I przede wszystkim co on robi, zebysmy sobie poradzili?
On nie jest bezdusznym cwokiem, jak mowi moja mama, to nie jest mozliwe, zeby nie zdawal sobie sprawy z niczego zupelnie. Jednak jego opory hamulce i sorry ale tez lenistwo, zeby sie nim przeciwstawic i cos zrobic sa silniejsze niz potrzeba, zeby nasz zwiazek przetrwal.
Ja nie widze rozwiazania: jesli powiem mu wprost: moje potrzeby nie sa zaspokojone mimo,z e zrobilam co w mojej mocy, zeby zaspokoic twoje, znow rozpetam wojne i dostane w zamian obelgi.
Wiec siedze w koncie, milcze i pograzam sie coraz bardziej...
harkon
Skoro on sie niby godzi na terapie, to idzcie na nia! I skoro Wasz zwiazek sie wali tu i teraz to na co on czeka? Mysle, ze to bedzie dla Ciebie bardzo dobre cwiczenie z komunikacji - wyraz teraz swoje uczucia i pragnienia co do koniecznosci terapii. Jemu. On uwaza, ze mozecie sami, Ty, ze juz nie. Nie ma innego wyjscia niz spotkac sie na grunice neutralnym.. W ten sposob zaczniesz tez prace nad soba, przeciez potrzebujesz tej rodzinnej terapii!! To wszystko jest piekielnie trudne.. Wiem. A czy terapeutka porazdzila Ci jak masz cwiczyc komunikowanie wlasnych emocji i potrzeb? Co ona radzi Ci w tej sytuacji? Co mowi o terapii rodzinnej i postawie Nicka?
A z drugiej strony - zobacz, napisalas cos takiego "Ja nie widze rozwiazania: jesli powiem mu wprost: moje potrzeby nie sa zaspokojone mimo,z e zrobilam co w mojej mocy, zeby zaspokoic twoje, znow rozpetam wojne i dostane w zamian obelgi." - wyraznie pokazujesz czego tak naprawde boisz sie przy komunikowaniu swoich potrzeb -odrzucenia.. A to juz bledne kolo. I do momentu,kiedy nie uswiadomisz sobie po pierwsze, ze masz prawo do takich a nie innych odczuc, po drugie,ze masz prawo je wyartykulowac w stosunku do swojego partnera, a po trzecie, ze swiat sie nie zawali, jesli to zrobisz - to nie ruszysz. Malo tego - cofniesz sie.
Tak na zimno - co sie stanie, jesli mu to wyartykulujesz.. Powiedzialas, ze rozpetasz wojne i dostanesz w zamian obelgi.. No i? Lepiej miec swiety spokoj, a w srodku pieklo?
U mnie bylo tak - balam sie dokladnie tak jak Ty pokazac swoje potrzeby i uczucia w kontaktach z moimi rodzicami.. Bo jak tylko zrobilam cokolwiek co im nie pasowalo, to obrywalam na calej linii, bo sie okazywalo, ze jestem wyrodna corka,a oni niedlugo umra, a oni by nigdy tak nie postapili w stosunku do swoich rodzicow itd. Wszystko bez krzykow, bardzo smutno, zeby mnie jeszcze dobic i celniej uderzyc.. MOja terapeutka probowala mnie bardzo dlugo przelamac, jak jej o tym mowilam.. Pytala mnie tak - no i jak nie pojedzisz na swieta to co sie stanie? No to ja jej cala litanie zachowan moich rodzicow opisywalam.. A ona na to jak katarynka - no i co z tego? Ale co sie stanie Tobie?? To ja o swoich uczuciach skarconej coreczki.. A ona na to - ale co sie tak naprawde stanie?? W koncu mi uswiadomila, ze cholera - no nic sie nie stanie!!! Swiat sie nie zawali! Nikt nie umrze!! Nie zachoruje!! Moim rodzicom serce tez nie stanie z tego powodu. I to wszystko prawda!! Nic sie nie stalo. Zaczeli mnie szanowac.
Chaton - reakcje Twojego meza na to co mu mowisz, sa wyuczone przez Ciebie w waszym zwiazku.. taki rytual. Zawsze mu sie sprawdzal, to iteraz probuje. Kazdy z nas podswiadomie potrafi grac na innych, zeby osiagac swoje cele.. Zeby nie bylo, ze tylko on 29.gif I teraz - albo jestesmy sterowalni i nieswiadomi, albo uswiadamiamy to sobie i jestesmy w koncu wolni. Dorosli.
Chaton, kochana babo! - nie ma innej drogi niz swiadome podjecie tego ryzyka. Spokojne poinformowanie Twojego chlopa o stanie Twoich uczuc i w zwiazku z tym Waszego zwiazku. NIe ma innej cudownej tabletki. I niestety biedny maly chlopczyk bedzie musial wziac odpowiedzialnosc takze za zwiazek, bo jesli nie,to tego zwiazku po prostu za chwile nie bedzie. Nie da sie utrzymac tego status quo, bo Ty juz przekroczylas pewna granice.. Tylko spokojnie. NIe o tym jaki on jest,tylko o tym co czujesz. O Twoich potrzebach. O tym, ze wedlug Ciebie nie uda sie bez tarapii, a Ty chcesz walczyc o Was. Bez wyrzutow. Proste komunikaty. Trudne jak cholera i ja za pierwszym razem napisalam po prostu list. Dalam go do przeczytania terapeutce.. A tak poza tym - jestem tez pod mailem przytul.gif
chaton
Dzieki Harkon , odpisalam na maila.
Brakuje mi juz sil, za kazdym razem, jak prowokuje rozmowe, to spotykam sie z takimi oporami, im bardziej proboje walic w ten mur tym bardziej dostaje po ryju.
domi
CYTAT(chaton @ Sat, 12 Jun 2010 - 18:09) *
Brakuje mi juz sil, za kazdym razem, jak prowokuje rozmowe, to spotykam sie z takimi oporami, im bardziej proboje walic w ten mur tym bardziej dostaje po ryju.

Kochana> to nie wal głową w mur... . To bardziej boli.
Harkon bardzo trafnie określiła: "dzialam tam gdzie mam wplyw na cokolwiek, tam gdzie nie mam, ignoruje..moich rodzicow nie zmienie,ale moge zmienic siebie.. I to zrobilam. To tez kwestia uswiadomienia sobie, ze NIC sie nie stanie, jesli to zrobimy. Nikogo nie skrzywdzimy,jesli oprzemy sie niechcianym szantazom, przymusom itd. "
Nic dodać, nic ując.
chaton
QUOTE(domi @ Sun, 13 Jun 2010 - 21:09) *
Kochana> to nie wal głową w mur... . To bardziej boli.
Harkon bardzo trafnie określiła: "dzialam tam gdzie mam wplyw na cokolwiek, tam gdzie nie mam, ignoruje..moich rodzicow nie zmienie,ale moge zmienic siebie.. I to zrobilam. To tez kwestia uswiadomienia sobie, ze NIC sie nie stanie, jesli to zrobimy. Nikogo nie skrzywdzimy,jesli oprzemy sie niechcianym szantazom, przymusom itd. "
Nic dodać, nic ując.


Domi, ale tutaj nie chodzi o rodzicow, tu chodzi o mojego partnera, z ktorym zalozylam rodzine. Ja nie wpadlam z nim, nie spotkalismy sie przypadkowo, zbudowalismy ten zwiazek na wspolnych wartosciach, rozmawialismy o tym. Tak, kiedys potrafilismy rozmawiac... Ja mam w tym wypadku dwa wyjscia: albo go zostawic, albo dojsc z nim do ladu. Nie bede kontynuowac zyc z kims, z kim nie mam satysfakcjonujacej komunikacji, jaki przyklad daje corce, czego ja ucze?
Nie moge po prostu go ignorowac, wychodzac z zalozenia, ze on sie ie zmieni. On musi sie zmienic, w kazdym razei jego niektore zachowania musza sie zmienic.
Wczoraj rozmawialismy, to bylo straszne, nie sadzilam, ze z wrazliwego czulego faceta moze sie zrobic taki sztywny kolek takie ma hamulce, to jest ponad moje sily, ja sama tego nie podwaze. W pewnym momencie juznei moglam zniesc tego, jak unika glownego tematu i zaczyna mi cos opowiadac o ogolnych schematach i anegdotki, ktore nie maja nic wspolnego z tematem... wkurzylam sie, powiedzialam: mam Cie dosc, nie rozumiem, o czym mowisz, nie potrafie z Toba rozmawiac. Na szczescie musialam isc do toalety, wracajac do sypialni on sie w miedzyczasie przestraszyl chyba, ze go zostawie, i zmienil taktyke. Ja mu powiedzialam: zaproponowalam konkretne rozwiazanie: terapie, Ty odmowiles mowiac, ze myszlisz, ze poradzimy sobie sami. Jak sobie radzimy? czy sobie radzimy? Mysle, ze twoje proby skonczyly sie faiskiem i wobec teej porazki proponuje terapie.
Wiecie, co, ja sobie zaczynam uswiadamiac, ze moze on mnie nie kocha, moze ten moj biedny zuczek, ktory boi sie w zyciu praktycznie wszystkiego (w kazdym razie na pewno zaangazowania, podejmowania inicjatyw i odpowiedzialnosci), czepia sie kurczowo mnie jak matczynej spodnicy, bo boi sie zostac sam, czy on sobie po prostu poradzi: fiansowo, logistycznie...
Ja sie go wczoraj zapytalam: zakochalam sie w facecie, ktory obiecal, ze bedzie sstal za mna murem, bedzie sie o mnie troszczyl i opiekowal. Czy ja zle zrozumialam ten przekaz, czy ja mam rozumiec, ze sie pomylilam?
Powiedzial, ze nie, ale fakty wskazuja na cos innego.
W miedzyczasie oczywiscie nie spie, zmniejszylam antydepresanty w prespektywie ewentualnej ciazy. Kolejna porazka. Dzis dzwonie do psychiatry, niech da mi cos innego, te antydepresanty niszcza mi oczy i uzalezniaja.
owiwia7
Ja tylko słowo o sobie.. właściwie sama nie wiem po co o tym piszę.. dzieje się ze mną coś cholernie niedobrego.. stoję w oknie na 6 piętrze, palę papierosa i patrzę w dół.. i zastanawiam się jakby to było jakbym skoczyła.. patrzę na moje bawiące się dzieci, i myślę, że dadzą sobie radę beze mnie.. czuję się brzydka, głupia, leniwa.. ciągle zmęczona, zatyka mnie w piersiach.. chciałabym gdzieś się schować.. gdzieś gdzie jest ciemno, i nikt nie będzie w stanie mnie znaleźć.. kocham moje dziewczyny bardzo.. terapia u nas cholernie droga.. nie stać mnie.. czuję, że w pracy nawalam, nie mam siły na to by pozbierać się i zacząć działać.. ciągle mam w sobie taki strach, nie potrafię go opisać.. nie potrafię go zidentyfikować, jest we mnie, zaciska mi żołądek, i przyśpiesza bicie serca.. chciałabym, coś ze sobą zrobić, ale nie wiem jak, nie wiem od czego zacząć.. chciałabym znaleźć jakąś cudwoną tabletkę, po której zasnę na długo, a jak wstanę, życie w końcu nabierze sensu.. rozpadam się na kawałki.. i to cholerne, kuszące okno.. icon_sad.gif
chaton
QUOTE(owiwia7 @ Mon, 14 Jun 2010 - 11:46) *
Ja tylko słowo o sobie.. właściwie sama nie wiem po co o tym piszę.. dzieje się ze mną coś cholernie niedobrego.. stoję w oknie na 6 piętrze, palę papierosa i patrzę w dół.. i zastanawiam się jakby to było jakbym skoczyła.. patrzę na moje bawiące się dzieci, i myślę, że dadzą sobie radę beze mnie.. czuję się brzydka, głupia, leniwa.. ciągle zmęczona, zatyka mnie w piersiach.. chciałabym gdzieś się schować.. gdzieś gdzie jest ciemno, i nikt nie będzie w stanie mnie znaleźć.. kocham moje dziewczyny bardzo.. terapia u nas cholernie droga.. nie stać mnie.. czuję, że w pracy nawalam, nie mam siły na to by pozbierać się i zacząć działać.. ciągle mam w sobie taki strach, nie potrafię go opisać.. nie potrafię go zidentyfikować, jest we mnie, zaciska mi żołądek, i przyśpiesza bicie serca.. chciałabym, coś ze sobą zrobić, ale nie wiem jak, nie wiem od czego zacząć.. chciałabym znaleźć jakąś cudwoną tabletkę, po której zasnę na długo, a jak wstanę, życie w końcu nabierze sensu.. rozpadam się na kawałki.. i to cholerne, kuszące okno.. icon_sad.gif


Owiwia: marsz do psychiatry, natychmiast! To jest depresja! Kobieta, nic nie mow, mnie tez ostatio okno kusilo... 37.gif Ale ja wiem, czego nawrot u mnie to oznacza. To nie zarty, potrzebujesz leczenia, o psychoterapii pozniej sie zastanowisz!
owiwia7
Wiem, że powinnam.. wiem, że sama sobie nie poradzę.. ale nawet zapisanie się do internisty, jest dla mnie zadaniem na pół roku.. czuję się jak worek śmieci, jestem nikim.. powinnam się cieszyć, spełniło się jedno z moich marzeń, mąż generalnie na nowo zrobił się całkiem fajny, dzieci są zdrowe i kochane, a ja jestem coraz dalej od nich.. nic z siebie nie daję.. bo nie mam już nic, co mogłabym dać..
chaton
Owiwia: jesli nie jests w stanie zrobic tego dla siebie, to zrob to dla dzieci! One doskonale wiedza (czuja), ze jestes nieszczesliwa i mozliwe, ze czuja sie winne z tego powodu. W kazdym razie na pewno zrobilyby wszystko, zeby tylko bylo Ci lepiej. Pomysl o tym: czujac sie lepiej uszczesliwisz swoje dzieci.
harkon
Owiwia, absolutnie musisz isc do psychiatry!! Masz mega depresje i niewazne jak jest teraz swietnie poukladane Twoje zycie - depresja to choroba i trzeba ja leczyc!! masz dla kogo zyc, a Twoje dzieci nie poradza sobie bez Ciebie, a juz zwlaszcza nie poradza sobie ze swisdomoscia Twojego odejscia (czy tez samobojstwa, bo przeciez to krazy Ci po glowie). Dzieci beda musialy sobie z tym poradzic.. A jesli sobie nie poradza?? Mam koleznake, ktorej mama kilkakrotnie probowala sobie odebrac zycie.. Nie chcialabys wiedziec, co mowi o swoim zyciu ta dziewczyna.. jak sie czuje... Depresje da sie leczyc!! Wiele z nas przez to przechodzilo!! Powiedz mezowi, moze on Cie zapisze do lekarza, jesli to za Ciebie za trudne!! Prosze, idz do lekarza!!
xxyy
Owiwia okropnie sie przestraszylam czytajac o Twoich myslach. I przestraszylam sie , ze juz tu nie zajrzysz, a na zlosc nie moge znalezc mojej komorki by sie z Toba skontaktowac.

Kasia ja Cie blagam , popros meza by Cie zaprowadzil do psychiatry jak sama nie masz sily.
owiwia7
Leni nie martw się.. nie zrobię nic głupiego.. tyle tylko, że takie kretyńskie myśli do głowy przychodzą.. ja wiem, że muszę dać radę.. tylko, że to takie trudne dla mnie.. nie mam pojęcia co się ze mną dzieje..
xxyy
Kasia , martwie sie, ze sie w tym pograzysz, a im dalej tym gorzej bedzie Ci sie wykaraskac.
A te mysli to wcale nie sa dobre nawet jak Ci sie wydaja tylko kretynskie. W ogole nie powinno ich byc.
harkon
Owiwia, dzieje sie z Toba to co z wieloma innymi ludzmi - siada im psyche, bo moze wczesniej mieli za duzo emocji do przerobienia, a moze za szybko sie cos dzialo, a moze w dziecinstwie nie dostali tyle uczuc i zainteresowania,ile im bylo potrzeba.. Lekarz, dobry psychiatra, powie Ci co sie z Toba dzieje.. NIe ma na co czekac, nie ma co przezywac tego piekla, bo to sie zwielokratnia.. Idz, pomoz sobie.. Zobaczysz, jaka ulge poczujesz..
owiwia7
znacie w Warszawie kogoś, do kogo mogłabym się zapisać?? najchętniej na nfz.. z kasą u nas dość kiepsko... nie wiem czy znajdę siłę, żeby pójść, żeby się zapisać... ale spróbuję..
w moim życiu zawsze działo się bardzo dużo, problemy z alkoholem taty, mama chora, nerwica depresyjno-lękowa, mocno nieobecna.. wiem, że jest nad czym popracować.. tyle, że ja sobie całkiem nieźle radziłam do niedawna.. aż nagle niewiadomo dlaczego nie chce mi się żyć...
Filip_inka
owiwia no mam nadzieję, że tylko na napisaniu postów, na złych myślach i pójściu do psychiatry się skończy! Nie ma mnie teraz w kraju, bo już bym się z Tobą zobaczyła!!! W lipcu Ci nie odpuszczę!
Też się okropnie zdenerwowałam, bo masz dużo do dania swoim bliskim. Sama piszesz, że mąż jest fajniejszy a to już powinno budować, a nie rujnować. Córy są przecudne, a że dają w kość to przynajmniej wiesz, że je masz icon_smile.gif
Jesteś piękną kobietą (ja mogę tylko pomarzyć), masz cudne córki. Musisz się ogarnąć dla siebie i swoich bliskich, żebyście dalej mogli realizować Wasze marzenia...
Mocno przytulam i czekam na post informujÄ…cy nas o dacie spotkania z lekarzem! przytul.gif
owiwia7
dzięki AiB dawno nie usłyszałam tylu miłych słów na swój temat...
Filip_inka
CYTAT(owiwia7 @ Mon, 14 Jun 2010 - 11:35) *
dzięki AiB dawno nie usłyszałam tylu miłych słów na swój temat...


Nie ma za co. To są bardzo szczere i prawdziwe słowa!
chaton
QUOTE(owiwia7 @ Mon, 14 Jun 2010 - 12:43) *
nie mam pojęcia co się ze mną dzieje..

Chorujesz na depresje. Moze musialas jako dziecko wypierac agresje czy inne negatywne emocje? I teraz to wychodzi?
Jak widzisz, jest nas wiele w podobnej sytuacji, jedne juz sie wyleczyly, inne sa w trakcie (mam nadzieje, ze ja). To sie leczy, najskuteczniejsza jest farmakologia + terapia.
Zgadzam sie z dziewczynami, ze dobrze byloby, jakby maz zadzwonil a moze nawet Cie podwiozl do psychiatry?
domi
CYTAT(chaton @ Mon, 14 Jun 2010 - 10:44) *
Domi, ale tutaj nie chodzi o rodzicow, tu chodzi o mojego partnera, z ktorym zalozylam rodzine. Ja nie wpadlam z nim, nie spotkalismy sie przypadkowo, zbudowalismy ten zwiazek na wspolnych wartosciach, rozmawialismy o tym. Tak, kiedys potrafilismy rozmawiac... Ja mam w tym wypadku dwa wyjscia: albo go zostawic, albo dojsc z nim do ladu. Nie bede kontynuowac zyc z kims, z kim nie mam satysfakcjonujacej komunikacji, jaki przyklad daje corce, czego ja ucze?
Nie moge po prostu go ignorowac, wychodzac z zalozenia, ze on sie ie zmieni. On musi sie zmienic, w kazdym razei jego niektore zachowania musza sie zmienic.

Rodzice czy nie....ale nikogo nie zmienisz na siłę. Czytając, ze on MUSI się zmienić... mam złe odczucia. Jeśli twój mąż czuje ten przekaz w stylu "musisz", to się zniechęca. Pomyśl czy chciałabyś być zmuszana do czegoś? Pewnie nie jeden raz czułaś się zmuszana i nie czułaś się z tym dobrze, prawda? Nie usprawiedliwiam twojego męża bo z tego co piszesz mój zachowywał się niemal identycznie. Może nie uwierzysz ale w momencie gdy przestałam naciskać, gdy zajęłam się tylko i wyłącznie sobą...on się zmienił! Sam się zmienił bez nacisków... po własnych przemyśleniach, po odczekaniu... . Nacisk i zmuszanie, niezależnie jakiej sfery życiowej dotyczy, przynosi odwrotny skutek. Pomyśl o tym... . Życzę ci jak najlepiej-szczerze. Czasem warto pomyśleć nad zmianą strategii... .
domi
CYTAT(owiwia7 @ Mon, 14 Jun 2010 - 11:46) *
Ja tylko słowo o sobie.. właściwie sama nie wiem po co o tym piszę.. dzieje się ze mną coś cholernie niedobrego.. stoję w oknie na 6 piętrze, palę papierosa i patrzę w dół.. i zastanawiam się jakby to było jakbym skoczyła.. patrzę na moje bawiące się dzieci, i myślę, że dadzą sobie radę beze mnie.. czuję się brzydka, głupia, leniwa.. ciągle zmęczona, zatyka mnie w piersiach.. chciałabym gdzieś się schować.. gdzieś gdzie jest ciemno, i nikt nie będzie w stanie mnie znaleźć.. kocham moje dziewczyny bardzo.. terapia u nas cholernie droga.. nie stać mnie.. czuję, że w pracy nawalam, nie mam siły na to by pozbierać się i zacząć działać.. ciągle mam w sobie taki strach, nie potrafię go opisać.. nie potrafię go zidentyfikować, jest we mnie, zaciska mi żołądek, i przyśpiesza bicie serca.. chciałabym, coś ze sobą zrobić, ale nie wiem jak, nie wiem od czego zacząć.. chciałabym znaleźć jakąś cudwoną tabletkę, po której zasnę na długo, a jak wstanę, życie w końcu nabierze sensu.. rozpadam się na kawałki.. i to cholerne, kuszące okno.. icon_sad.gif

Zgadzam się w 100% z poprzedniczkami. Zachorowałaś na depresję i skoro masz myśli samobójcze, to twoja choroba jest w zaawansowanym stanie.
Koniecznie udaj sie do psychiatry, jeśli nie masz sama odwagi i siły, poproś kogoś by cię zarejestrował a potem by cie odprowadził po same drzwi gabinetu.
Wiem co czujesz bo sama miałam myśli tego typu ale zamierzałam łyknąć garść najsilniejszych leków jakie miałam w apteczce. Chciałam napisać list pożegnalny dla Dominisi by wiedziała, ze ją kochałam. To straszne uczucie ale zmobilizowało mnie dziecko. Któregoś dnia córka spojrzała mi prosto w oczy, podczas gdy ryczałam jak bóbr myśląc nad treścią listu... a nie umiała wtedy zbyt wiele powiedzieć.... patrząc słodko w oczy powiedziała: "kofam". To było jej pierwsze wyznanie miłości dla mojej osoby. Zrozumiałam, że jeśli teraz się sobą nie zajmę to moje dziecko będzie mieć do mnie zal, ze je osierociłam, a ja stracę wiele takich chwil jak ta...słodkich i wzruszających. Czasem gdy o tym wspomnę, to łzy mi napływają do oczu. Ona mi po prostu uratowała życie!!! Powiedziała to jedno słowo, którego nie słyszałam od nikogo wiele m-cy a od niej nigdy- w najbardziej odpowiednim momencie.
Owiwia> wierzÄ™, ze z tego wyjdziesz.... .
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.