To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

psychoterapia

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
malinka1978
moj mąż niestety tez nie wybierze sie na terapie, bo widzi ze ja mam problem, a on sobie normalnie zyje i nie ma problemu...
nie mam wsparcia bo jest twardy (taki sie zrobil ostatnim czasem) i nawet o przytulenie trudno czy szczerą rozmowę...
chaton
QUOTE(domi @ Thu, 20 May 2010 - 21:13) *
Ja tez nie miałam wsparcia w mężu, nazwałabym to antywsparciem. Dziś wiem, ze to był po1. jego sposób na radzenie sobie ze swoimi słabościami. Reagował agresją bo nie umiał sobie poradzić z sytuacja, która go przerosła. Obwiniał się o zaistniałą sytuację a męskie ego nie pozwalało się przyznać do porażki. Wbijając mi szpile podbudowywał się i odganiał od siebie poczucie winy. Po 2. zauważyłam, ze mąż ma dziwny sposób motywacji drugiego człowieka. Tzn....każdy mierzy swoją miarą: jego można zmotywować krytyką i myślał, ze mnie też tak zmotywuje do "wzięcia się w garść". Tymczasem mnie krytyka dobija, a motywuje coś absolutnie przeciwnego czyli pochwały, dodawanie otuchy i wiary. Niestety faceci często inaczej reagują na problemy. Ja w pewnym momencie olałam jego brak wsparcia. Nie leczyłam się dla niego, tylko dla siebie i dziecka. Nie tłumaczyłam się ze swoich działań, nie opowiadałam o chorobie, nie drążyłam tematu, nie informowałam o przebiegu leczenia.... . Żyj tak jakby twoja choroba była tylko i wyłącznie twoją sprawą a jego przytyki traktuj jak jego słabość. Ty masz swoją słabość a on swoją... . Z tym, że ty sobie lepiej radzisz bo zdajesz sobie z niej sprawę, bo się leczysz/zamierzasz leczyć. A on jest jak zagubione dzikie zwierzę, które wije się, rzuca i kręci w koło....zamiast zatrzymać się i zastanowić nad sobą. wiem, ze trudno zacząć myśleć o nim w takich kategoriach, zwłaszcza jeśli się usłyszało coś przykrego, doznało poniżenia i krzywdy. Ja cię rozumiem!


Podpisze sie pod Domi. Niestety z tego, co piszesz, wyglada na to, ze twoj maz jest malo wrazliwy na twoje problemy. Moze go przerastaja, moze w pewnym sensie sa mu na reke, nie wiem. Nie masz wplywu na jego psychike, masz jedynie na swoja. Musisz sprawic, ze bedziesz sama wsparciem dla siebie. Wyobraz sobie mala przeraznona dziewczynke, ktora bylas, rozpaczliwie oczekujaca wsparcia, obrony, zrozumienia. Wyobraz sobie, ze bierzesz ja w ramiona i mowisz jej: "nie boj sie, jestem z Toba. Juz nic zlego Ci sie nie stanie".

Reszta po skonczeniu szkolenia...
harkon
Chaton dobrze Ci radzi. Jesli Ty sie nie zaopiekujesz swoim wewnetrznym dzieckiem, to nie zrobi tego nikt inny.. Straszna jest praca nad zwalczeniem w sobie poczucia bycia nikim, malo waznym, pylkiem, ale da sie to przejsc. Moze to truizm, ale naprawde kazdy dzien,kazda godzina jest pierwsza z reszty TWOJEGO zycia. Tak naprawde nie wazne, czy zbudujesz w tym czasie cos wielkiego, czy nie zrobisz nic dla swiata, wazne, zebys zyla w poczuciu bezpieczenstwa w sobie, w poczuciu szacunku do siebie, zeby to Twoje male wewnetrzne dziecko bylo szczesliwe. Ja sibie kiedys nie tylko nie kochalam,ale nawet nie lubilam. A teraz sie lubie 06.gif i dobrze mi ze soba. Kiedys zzerala mnie ambicja,chcialam wszytskim cos udaowadniac, szarpalam sie ciagle.. I niewiele ponad depresje osiagnelam. Teraz ambicji chorych brak, a paradoksalnie robie i osiagam wiecej.
Bianka
CYTAT(domi @ Thu, 20 May 2010 - 21:13) *
Ja tez nie miałam wsparcia w mężu, nazwałabym to antywsparciem. Dziś wiem, ze to był po1. jego sposób na radzenie sobie ze swoimi słabościami. Reagował agresją bo nie umiał sobie poradzić z sytuacja, która go przerosła. Obwiniał się o zaistniałą sytuację a męskie ego nie pozwalało się przyznać do porażki. Wbijając mi szpile podbudowywał się i odganiał od siebie poczucie winy. Po 2. zauważyłam, ze mąż ma dziwny sposób motywacji drugiego człowieka. Tzn....każdy mierzy swoją miarą: jego można zmotywować krytyką i myślał, ze mnie też tak zmotywuje do "wzięcia się w garść". Tymczasem mnie krytyka dobija, a motywuje coś absolutnie przeciwnego czyli pochwały, dodawanie otuchy i wiary. Niestety faceci często inaczej reagują na problemy. Ja w pewnym momencie olałam jego brak wsparcia. Nie leczyłam się dla niego, tylko dla siebie i dziecka. Nie tłumaczyłam się ze swoich działań, nie opowiadałam o chorobie, nie drążyłam tematu, nie informowałam o przebiegu leczenia.... . Żyj tak jakby twoja choroba była tylko i wyłącznie twoją sprawą a jego przytyki traktuj jak jego słabość. Ty masz swoją słabość a on swoją... . Z tym, że ty sobie lepiej radzisz bo zdajesz sobie z niej sprawę, bo się leczysz/zamierzasz leczyć. A on jest jak zagubione dzikie zwierzę, które wije się, rzuca i kręci w koło....zamiast zatrzymać się i zastanowić nad sobą. wiem, ze trudno zacząć myśleć o nim w takich kategoriach, zwłaszcza jeśli się usłyszało coś przykrego, doznało poniżenia i krzywdy. Ja cię rozumiem!


Domi jak dobrze ze to napisalas nawet nie wiesz jak bardzo mi to pomoglo. Jeszcze nie doczytalam co dziewczyny napisaly ale juz czytam i zaraz jeszcze napisze..
Bianka
Kurcze napisalam dlugasniego posta i go wcielo jaka jestem zla 21.gif

Po krotce napisze.Macie racje z tym ze moj maz jest mega egoista i nie radzi sobie z problemami nie tylko moimi.Smunta ja burze jego swiety spokoj.. Nie bardzo potrafie przejsc do porzadku dziennego po tym co potrafi mi powiedziec.Jego slowa bardzo mnie bola a brak wsparcia z jego strony jeszcze bardziej.Z nim to jest dobrze jak jest dobrze a jak zaczynaja sie najmniejsze problemy to on zachowuje sie po prostu strasznie to nie do opisania.
Zaczynam zastanawiac sie czy czasem nie kocham wyobrazenia o nim....Bo i tak zawsze sama musze sie brac w garsc i funkcjonowac dla siebie dla dzieci przede wszystkim.
Meczy mnie zycie z kims tak niezrownowazonym i slabym psychicznie.


Mam schizy zeby moje corki nie trafily na takie elamenty...zeby nie meczyly sie jak ja w swoich zwiazkach.
chaton
QUOTE(harkon @ Fri, 21 May 2010 - 13:17) *
ale naprawde kazdy dzien,kazda godzina jest pierwsza z reszty TWOJEGO zycia. Tak naprawde nie wazne, czy zbudujesz w tym czasie cos wielkiego, czy nie zrobisz nic dla swiata, wazne, zebys zyla w poczuciu bezpieczenstwa w sobie, w poczuciu szacunku do siebie, zeby to Twoje male wewnetrzne dziecko bylo szczesliwe. Ja sibie kiedys nie tylko nie kochalam,ale nawet nie lubilam. A teraz sie lubie 06.gif i dobrze mi ze soba. Kiedys zzerala mnie ambicja,chcialam wszytskim cos udaowadniac, szarpalam sie ciagle.. I niewiele ponad depresje osiagnelam. Teraz ambicji chorych brak, a paradoksalnie robie i osiagam wiecej.

Bo tak jest. Zle emocje zabieraja tyle energii, ze nawet jesli wszystko, co ci zostanie zainwestujesz w jakies plany, to w rezultacie jestes wykonczona. Ja kiedys myslalam, ze im bardziej sie uszarpie, tym wiecej zyskam. Nic bardziej mylnego. Najlepiej idzie mi praca, ktora wykonuje z przyjemnoscia, praktycznie sie przy tym nie meczac. Tylko, ze ja mam tak wpojone chodzenie pod prad, nie zwracanie uwagi na swoje potrzeby czy prefencje i zmuszanie sie mimo siebie to przekraczania granic wytrzymalosci...

Harkon: jak ja bym chciala dla siebie odrobine wyrozumialosci... Jestem dla siebie straszna zolza, bardziej wymagajaca od najgorszego sadysty... Ja to bym chciala chociaz sie zaakceptowac, nie mowiac o lubieniu sie...

Najgorsze jest to, ze tak jak dziewczyny juz pisaly, niektorzy ludzie potrafia podle wykorzystywac nasze slabosci. Oni wyczuwaja nasz brak pewnosci siebie i bardzo im to odpowiada, bo moga sobie wtedy bezkarnie znalezc kozla ofiarnego za wlasne niepowodzenia. U mnie niestety cala rodzina tesciow jedzie na tym. Jeszcze biorac pod uwage, ze niemaz wychowany w bezwarunkowym szacunku do rodzicow nie jest wstanie mnie obronic... i jadu! Co tam, ze male dziecko na tym cierpi... zadna ofara nie jest za duza, zeby tylko nie dostrzec swojego wlasnego problemu.
harkon
Chaton, to co opisalas, ja przezylam ze swoimi rodzicami.. Pozniej mi wytlumaczono, ze bylam takim zaworem bezpieczenstwa, ktorym uchodzily z rodziny zle emocje.. Wszystko, co oni mieli do siebie, swoich relacji itd, szlo "przeze mnie". Bylam idealna, bo moje poczucie winy i brak szacunku do siebie powodowaly, ze bylam idelanym rodzinnym "chlopcem do bicia". Pamietam piewrszy raz, gdy juz podczas terapii sie postawilam. Dlugo by opowiadac caly kontekst, w kazdym razie napisalam do nich list. Pislalam go ryczac, pod okiem terapeutki. Boze, jak ja sie balam go wyslac!! Az mi sie teraz smiac chce z tego. A ona sie pytala- zastanow sie,co Ci moga zrobic? No kurcze nic, tak racjonalnie, ale strach byl przemozny. Balam sie tak naprawde swoich uczuc, ktore oni swoimi reakcjami mogliby we mnie wzbudzic. Normalnie jak pies Pawlowa bylam zaprogramowana. Tak mnie wytrenowali. Ale wyslalam ten list! To jeden z wiekszych sukcesow w moim zyciu 06.gif jak tak na to patrze. Oczywiscie awantura, obraza i szantaze moralne i uczuciwe byly grane, ale wspierana przez meza i psycholozke, wytrwalam. Mozna powiedziec, ze wtedy zaczelam do siebie nabierac szacunku. Czego z calego serca zycze Wam dziewczyny. Glupio zabrzmi, ale to niestety trzeba trenowac w sobie.. Tak jak kiedys nas wytrenowano do tego, co nas teraz dusi, to tak my teraz musimy wyciwczyc w sobie dobre rekacje.
domi
CYTAT(Bianka @ Fri, 21 May 2010 - 14:42) *
Domi jak dobrze ze to napisalas nawet nie wiesz jak bardzo mi to pomoglo. Jeszcze nie doczytalam co dziewczyny napisaly ale juz czytam i zaraz jeszcze napisze..

Ja tego nie odkryłam, uświadomiła mi to terapeutka. Pokierowała mną w taki sposób, że zobaczyłam w swoim mężu nie wrednego egoistę, nieczułego drania....tylko zagubionego, przestraszonego chłopczyka, któremu zawsze w życiu się wszystko układało cacy a teraz nagle coś się stało nie po jego myśli. Jest bezradny i wystraszony bardziej niż ja. Przyznam się szczerze, ze nie było łatwo przybrać mi taki punkt myślenia, przekonać się do tego i uwierzyć, ze tak prawdo podobnie jest. Dziś widzę w mężu dojrzalszego faceta, przeszliśmy przez wiele problemów i już w większości radził sobie nieźle. Jednak i ja jestem dojrzalsza! Dziś żyję tak by nie dogadzać mężowi na każdym kroku. Przedtem myślałam w kategoriach: "czy powiedzieć mu", "co on zrobi, jak zareaguje?", " co robić by się do mnie lepiej odnosił?", " jak się zachować aby mnie zrozumiał?" itd...itp... . Całymi dniami myślałam o nim a sadziłam, ze myślę o sobie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ze przez cały dzień nie pomyślałam o sobie, tylko zajmowałam się dogadzaniem mężowi, który chyba wolał mieć święty spokój. Któregoś dnia dałam mu ten spokój, zajęłam się sobą, swoją chorobą i po pewnym czasie poczułam się znacznie lepiej! Dziś myślę: "powiem mu gdy sama się z tym uporam" , " nie obchodzi mnie jak zareaguje, ma prawo wiedzieć co czuję", "on mnie nie rozumie a ja jego, trudno, sama sobie poradzę" . wiesz...czasem trzeba zadbać o siebie bardziej niż o męża. Gdy ty sama zaczniesz siebie lepiej traktować, zaczniesz sama się do siebie odnosić z szacunkiem...zauważysz zmiany w jego zachowaniu. To dziwne ale tak jest. W życiu należy być trochę egoistą aby siebie polubić, a jak polubisz siebie to inni polubią ciebie.

Dzisiaj, z perspektywy czasu, wiem, że sama popełniłam sporo błędów. Wiem tez, ze on mnie kocha i kochał także wtedy... .
Carrie
Bianka, a nie obawiasz się czasem reakcji męża na to,że zaczniesz konsekwentnie dbać o swój interes? Bo jakoś tak klaruje mi się z Twoich wypowiedzi,że takie prawdziwe zadbanie o siebie wyklucza u Ciebie jednoczesne posiadanie spokojnej, normalnej relacji z mężem.Bo przecież to że zatroszczysz się o siebie nie jest od razu równoznaczne z tym,że zrobisz mężowi na złość albo zlekceważysz go.

mam jeszcze pytanie - jaki rodzaj terapii stosuje twoja terapeutka?może to wcale nie chodzi personalnie o nią ( to twoje niezadowolenie) tylko rodzaj stosowanych przez nią narzędzi wywołuje u Ciebie takie reakcje

Jestem dzisiaj po pierwszym seansie właściwej terapii.Okazuje się,że przyszłam po pomoc z jednym problemem a naprawiać trzeba zupełnie co innego.
Poza tym zaczyna do mnie docierać sens słów z pierwszego spotkania "to ostatni dzwonek na podjęcie terapii". Bo to jak żyłam ( a właściwie jak walczyłam ze sobą, z całym światem) to porażka.Dzisiaj poraziło mnie jaki ogromny wpływ na podejmowanie takich a nie innych decyzji w życiu miały moje realia z dzieciństwa.

I dziękuję harkon za to co piszesz.Bardzo to do mnie trafia.I mam dzięki Tobie kolejny punkt do opracowania.Bo też zostałam specyficznie zaprogramowana i też będę kiedyś musiała zacząć sama wyćwiczyć to "nowe". Na razie, z pomocą terapeuty, odkrywam na jak wielu płaszczyznach dokonały się głębokie zniszczenia.
harkon
Ciesze sie Carrie 06.gif

Tak sobie dzisiaj myslalam nad tym wszystkim i mam do Was takie pytanie - czy jestescie lub bylyscie kiedys w swoim zyciu autodestruktywne w stosunku do swojego ciala? Czy ktoras z Was jest lub byla anorektyczka, bulimiczka, cpala, pila, okaleczala sie? ja mialam powazny problem z akceptacja swojego ciala i bylam bulimiczka.. Poza tym mialam fobie, autentyczna fobie - potwornie balam sie zab. W miare rozwoju terapii bulimia byla coraz mniejsza i fobia tez! Pomimo tego, ze zadnych zab nie przerabialam 29.gif. Teraz epizody bulimii zdazaja mi sie tylko podczas epizodow leku, a na widok zab juz nie dostaje zawalu. Co prawda do reki nie wezme, ale nie skacze juz mojemu mezowi na plecy na widok delikwentki 03.gif
Dzieki temu watkowi uswiadomilam sobie w jakiej d*** kiedys bylam i ile juz w sobie zmienilam.

edit - oczywiscie wiem, ze przyznanie sie do tego moze byc trudne, wiec nic na sile.
Bianka
U mnie chaos. Z mezem zle. Chodz na pozor bardzo dobrze. Z nim nie da sie rozmawiac. Za duzo zlego wydarzylo sie miedzy nami za duzo zali za duzo zlych slow padlo.....

We wtorek powiem pani psycholog ze wkurza mnie ona ze wkurza mnie ze nie ma husteczek na stole (kurcze zawsze musze nurkowac w torbie za husteczkami) wkurza mnie jak spuszcza wzrok jak zaczynam ryczec wkurza mnie jej szablonowosc no i wkurza mnie ze tak naprawde ma mnie w dupie i nastepny prosze....tak wszystko to jej powiem i powiem ze chyba juz wiecej nie przyjde do niej..


Jezeli chodzi o jakies autodestruktywne zachowanie to w dziecinstwie jak bylam zla jak na nie moglam sie czegos nauczyc albo z innych powodow to potrafilam z calych slil walic glowa w sciane albo w szafe albo rekami zacisnietymi w piesc sie uderzalam w glowe to raz zdarzylo mi sie rowniez jako mezatce..

Ponoc nie jestem brzydka i ciagle od najmlodszych lat jest ze jestem niby ladna ale ja tego nie widze ...mam mega mega problem zaakceptowaniem siebie i polubieniem siebie rzutuje to na kazda inna dziedzine mojego zycia.

Panicznie boje sie myszy chodz wiem ze mi krzywdy nie zrobi to zawsze jak takowa widze strasznie krzycze 06.gif

Napisze po niedzieli.

CrazyMary
CYTAT(Bianka @ Wed, 19 May 2010 - 14:59) *
Odnosnie tego co piszecie to ja zawsze czuje sie dobrze jak mam cos do zalatwienia np rano jak wstaje szykuje dzieci do szkoly przedszkla potem sprzatam gotuje to jest ok a jak mam moment wolnego to mam dola nie wiem za co mam sie brac np wizja zawieszenia mojej dzialanosci (calkiem realna) sprawia ze mam mdlosci

Ja mam dokładnie odwrotnie - najgorsze samopoczucie (nie codziennie, ale w tych "złych" okresach) jest rano. Budzę się wtedy już około 5 rano z bólem brzucha, walącym sercem i lękiem przed nadchodzacym dniem, zwłaszcza porankiem. Poranne budzenie dzieci, robienie śniadania, pośpiech, strach że nie się nie wyrobię, Marta nie chce wstać, trzeba ją budzić kilkanaście razy... Zaczynam się wtedy nakręcać i pojawia się atak paniki. Popołudnia są o wiele lepsze, kiedy już wiem że nigdzie nie muszę się spieszyć.
harkon
CYTAT(CrazyMary @ Sat, 22 May 2010 - 18:45) *
Ja mam dokładnie odwrotnie - najgorsze samopoczucie (nie codziennie, ale w tych "złych" okresach) jest rano. Budzę się wtedy już około 5 rano z bólem brzucha, walącym sercem i lękiem przed nadchodzacym dniem, zwłaszcza porankiem. Poranne budzenie dzieci, robienie śniadania, pośpiech, strach że nie się nie wyrobię, Marta nie chce wstać, trzeba ją budzić kilkanaście razy... Zaczynam się wtedy nakręcać i pojawia się atak paniki. Popołudnia są o wiele lepsze, kiedy już wiem że nigdzie nie muszę się spieszyć.


Ja tez tak mialam.. pozniej sie rozkrecalam.. albo i nie 29.gif Wtedy przesypialam caly dzien.. o ile moglam.
CrazyMary
CYTAT(harkon @ Sat, 22 May 2010 - 23:16) *
Ja tez tak mialam.. pozniej sie rozkrecalam.. albo i nie 29.gif Wtedy przesypialam caly dzien.. o ile moglam.


Harkon - czyli minęło? Pozbyłaś się już takich poranków?
harkon
Oj dzieki Bogu tak. A czy Wy bierzecie jakies leki oprocz psychoterapii?
CrazyMary
Tak, ja biorę sertagen od pół roku.
chaton
QUOTE(harkon @ Sat, 22 May 2010 - 10:56) *
Ciesze sie Carrie 06.gif

Tak sobie dzisiaj myslalam nad tym wszystkim i mam do Was takie pytanie - czy jestescie lub bylyscie kiedys w swoim zyciu autodestruktywne w stosunku do swojego ciala? Czy ktoras z Was jest lub byla anorektyczka, bulimiczka, cpala, pila, okaleczala sie? ja mialam powazny problem z akceptacja swojego ciala i bylam bulimiczka.. Poza tym mialam fobie, autentyczna fobie - potwornie balam sie zab. W miare rozwoju terapii bulimia byla coraz mniejsza i fobia tez! Pomimo tego, ze zadnych zab nie przerabialam 29.gif. Teraz epizody bulimii zdazaja mi sie tylko podczas epizodow leku, a na widok zab juz nie dostaje zawalu. Co prawda do reki nie wezme, ale nie skacze juz mojemu mezowi na plecy na widok delikwentki 03.gif
Dzieki temu watkowi uswiadomilam sobie w jakiej d*** kiedys bylam i ile juz w sobie zmienilam.

edit - oczywiscie wiem, ze przyznanie sie do tego moze byc trudne, wiec nic na sile.

Tak, ja mialam bardzo wysoki stopien samoagresji. Szczegoly opisze na zamknietym forum. icon_wink.gif
Dziewczyny, ciesze sie, ze zalozylam ten watek.
Jest mi teraz bardzo ciezko. Jestem u tesciow, dla ktorych jestem, jak harkon napisala "zaworem bezpieczenstwa". Sa strasznymi hipokrytami, zwracaja sie do mnie milo, ale ja wiem, ze licza punkty i ze czekaja tylko na okazje, zeby mnie obgadac z reszta rodziny. Obserwuje kazdy swoj ruch zastanawiajac sie jak oni to interpertuja. Zgodnie z rada psycholozki, nie pomagam za bardzo. Najgorsza dla mnie do zniesienia jest postawa niemeza. JEst jak maly chlopiec zabiegajacy o ich zainteresowanie. Chwali sie Ewa, tym co potrafi, jaka posluszna. Mam wrazenie, ze instniejemy w jego zyciu jedynie po to, zeby zblizyc jego zycie do schematu nadanego przez jego rodzicow: bardzo to przykre.
Ciesze sie, ze istnieje ten watek, cos w rodzaju wirtualnej grupy wsparcia.
malinka1978
41.gif znowu mam ataki paniki, zawroty głowy itd.
jutro ide do lekarza moze cos mi pomoze, moze zmieni lek z lexotanu na inny. chociaz nie lubie eksperymentowac z lekami 32.gif

jesli chodzi a samooakceptacje to u mnie jest cieżko. byl taki czas wczesniej ze nie lubilam siebie, nie lubiłam swojego ciała. uwazalam ze jestem brzydka i gruba. wtedy automatycznie ograniczalam jedzenie a sam organizm powodowal ze mialam nudnoesci prawie do reakcji samowymotnych. okropność.
teraz tez to powrócilo, i wciaz czuje sie gruba i nie akceptowana i sama siebie nie lubie...

waze 64 kg mam 176 cm wzrostu.


co do fobii to mam ataki paniki w tłumie, w komunikacji miejskiej na otwartej i w zamknietej przeszczeni, lęk wysokości z zawrotami glowy, lęk przed śmiercią. to te ktore najbardziej mi dokuczaja i wkurzają 41.gif
CrazyMary
CYTAT(harkon @ Sat, 22 May 2010 - 10:56) *
Tak sobie dzisiaj myslalam nad tym wszystkim i mam do Was takie pytanie - czy jestescie lub bylyscie kiedys w swoim zyciu autodestruktywne w stosunku do swojego ciala? Czy ktoras z Was jest lub byla anorektyczka, bulimiczka, cpala, pila, okaleczala sie?


Wiele lat temu miałam zachowania autodestruktywne (okaleczanie), które pojawiały się w momentach jakichś emocji, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. Nie było to zbyt poważne ani częste, ale jednak było. Nie potrafię powiedzieć dokładnie co mi dawało (chyba jakiś rodzaj satysfakcjii władzy nad własnym ciałem), ale jednak występowało. Nie omawiałam tego na terapii. Prawdę mówiąc, nie łaczyłam tych zachowań z moimi obecnymi problemami. A może powinnam?
harkon
Mysle, ze takie zachowania autodestrukcyjne bardzo mocno wiaza sie z naszymi przypadlosciami. NIe lubimy sie, nie kochamy, walczymy o milosc i sie kazemy za porazki..

Malinka, a nie masz lekow doraznych na ataki paniki? Moze niekoniecznie xanax, choc dziala blyskawicznie, ale chociaz hydroxyzyne lub pramolan.. NO i moze, skoro bierzesz juz jakis czas swoj lek, to moze dawka jest za mala, albo nie do konca jest trafiony? Poszlabym do lekarza. Ja na poczatku terapii, jak bylam w kiepskim stanie,dostawalam wspomagacz w postaci benzodiazepin, xanaxu wlasnie, SR i na atak paniki, zwyklego.. Ale trzeba bardzo uwazac, bo oczywiscie uzaleznia. Dlatego teraz wole hydroxyzyne, dziala wolniej i slabiej, ale nie oglupia.
Carrie
Kurcze, a ja po hydroxyzynie ( w syropie) czułam sie fatalnie.Jak flak.Dosłownie jak balon z którego zeszło powietrze i już nie ma jak się unieść.Okropne uczucie i szybko odstawiłam ten lek.
Dłużej brałam Rudotel.Tu czułam się super ale bałam się uzależnienia więc przy pierwszej okazji zredukowałam dawkę i w końcu odstawiłam.
Miałam jeszcze przepisany propranolol ( a później metoprolol) na wysokie i nieregularne tętno i to też ograniczało intensywność doznań w czasie napadu a z czasem i same napady.propranolol był przepisany przez psychiatrę i faktycznie w ulotce jak wół stoi,że lek ten ogranicza uczucie lęku i niepokoju.Chodzi i somatyczne objawy przy nerwicy wegetatywnej.
Na koniec zostałam z Validolem w torebce, który brałam doraźnie jak czułam "że umieram".
A ile opakowań nervogranu zeżarłam to nie zliczę.Cholera jasna, a nikt mnie nie pokierował na przeanalizowanie swojego życia u terapeuty.
harkon
NO i wlasnie tak to jest z tymi lekami - trzeba dobrac indywidualnie.. Na mnie niektore w ogole nie dzialaly, po jednym przytylam 5kg w 2 tyg!! (masakra!), inne uzalenziaja.. Trzeba niestety probowac.
Ale masz Carrie racje, ze leki to tylko srodek wspomagajacy w tym wypadku, podstawa jest terapia. Tylko, ze czasem najpierw trzeba wziac leki, zeby zaczac sensownie terapie, bo jest sie w takim stanie, ze nawet sie nie mysli.
Carrie
CYTAT(harkon @ Mon, 24 May 2010 - 13:49) *
Tylko, ze czasem najpierw trzeba wziac leki, zeby zaczac sensownie terapie, bo jest sie w takim stanie, ze nawet sie nie mysli.


Harkon, ale u mnie mineło 10 lat!!!!! I dopiero teraz z troską zajęłam się sobą.Wcześniej nawet nikt mi nie zasugerował,że może w taki sposób trzeba sie mną zająć.Łącznie z psychiatrą, który powiedział,że "przecież nie będziemy tu sobie robić sesji na kanapce jak w amerykańskich filmach".Wsparcia w bliskich nie miałam kompletnie.Wręcz naciski bym w końcu wzięła się w garść i przestała histeryzować.

Dziewczyny, malinka, bianka - czy wy mówicie WSZYSTKO na tych spotkaniach z terapeutą? Bo we mnie jest tak ogromna potrzeba poprawy komfortu swojego i moich najbliższych,że buzia mi sie nie zamyka.Mam poczucie tylu straconych lat,że wstyd zostawiam za drzwiami.Mówię nawet nie zapytana.
Gosia z edziecka
CYTAT(Carrie @ Mon, 24 May 2010 - 14:03) *
Dziewczyny, malinka, bianka - czy wy mówicie WSZYSTKO na tych spotkaniach z terapeutą? Bo we mnie jest tak ogromna potrzeba poprawy komfortu swojego i moich najbliższych,że buzia mi sie nie zamyka.Mam poczucie tylu straconych lat,że wstyd zostawiam za drzwiami.Mówię nawet nie zapytana.

JA uważa, że powinno się mówić o wszystkim tym, co chce się poprawić/przepracować. Nie mówiła tylko o rzeczach, które oceniałam jako dalszy skutek spraw podstawowych. Mnie sie też buzia nie zamyka icon_wink.gif. I zawsze mam za mało czasu na ilość spraw, jakie mam do obgadania icon_wink.gif.
Za zupełnie bez senu uważałąbym w swoim przypadku wyznaczenia spraw, których nie poruszę z terapeutą. To stawia terapię pod znakiem zapytania. Bo ja nie jestem w stanie obiektywnie stwierdzić co ma wpływ, a co nie na jakiś mój stan.
Carrie
CYTAT(Gośka z edziecka @ Mon, 24 May 2010 - 14:18) *
JA uważa, że powinno się mówić o wszystkim tym, co chce się poprawić/przepracować.


Gośka, do terapeuty trafiłam w stanie paraliżującego mnie uczucia bezradności, zagubienia i zaszczucia.Do tego stopnia,że byłam bliska utraty tego znikomego ułamka pewności siebie jaki wiedziałam,że jeszcze się tli we mnie.Ponieważ miałam ogromne wątpliwości co do zasadności mojej wizyty tam postanowiłam mówić wszystko aby jednoznacznie ktoś kompetentny ocenił czy to jest juz powód do naprawy czy zwariowałam.Wyszłam z tego samego założenia, które napisałaś
CYTAT
. Bo ja nie jestem w stanie obiektywnie stwierdzić co ma wpływ, a co nie na jakiś mój stan.

i to był dobry trop bo przyszłam z jednym problemem, którego miałam absolutną świadomość a aktualny plan ( po rozmowach diagnostycznych) zakłada przepracowanie co najmniej 3 spraw deformujących moje postrzeganie.
Sama jestem zadziwiona faktem, jak samo określenie związków przyczynowo-skutkowych wpływa oczyszczająco na mnie i pozwala odważyć się na eksperymenty z nową świadomością.
harkon
To super,ze mowicie o wszystkim. I ze nie macie zahamowan przed wyznawaniem nawet najtrudniejszych spraw. Wazne w tym wszystkim jest tez to, zeby na te sprawy spojrzec z kilku stron. Przejsc przez pewne etapy tych emocji, zeby na koncu dojsc do ogladu jak najbardziej zblizonego do obiektywnego ( na ile sie oczywiscie da). Jakby zobaczyc wszytsko z boku. Na poczatku nie za bardzo jest to mozliwe. Na poczatku emocje rozlewaja sie jak ta nasza powodz teraz..
Carrie, na kiepskiego psychiatre trafilas.. takiego co to wierzy tylko w moc medycyny.. I chyba sie nie doucza.
harkon
CYTAT(Carrie @ Mon, 24 May 2010 - 12:43) *
Sama jestem zadziwiona faktem, jak samo określenie związków przyczynowo-skutkowych wpływa oczyszczająco na mnie i pozwala odważyć się na eksperymenty z nową świadomością.


Niezle doznanie, nie 06.gif Czulam sie jak cebula, z ktorej zlatuja poszczegolne warstwy. Albo raczej, jakby ktos wyciagal mnie spod zwalow starych szmat, smieci itd.. Mnie prawdziwa.
Carrie
CYTAT(harkon @ Mon, 24 May 2010 - 14:45) *
To super,ze mowicie o wszystkim. I ze nie macie zahamowan przed wyznawaniem nawet najtrudniejszych spraw.


teraz już wiem w jak najprostszych słowach określić narzędzia jakimi posługuje się terapeuta w przypadku takiego typu terapii jaki jest u mnie - zwyczajnie podpuszcza mnie; nie ma siły - jakaś myśl sie pojawia w mojej głowie, czasem żenująca nawet i muszę to powiedzieć bo w ten sposób klaruje się obraz mojej podświadomości; takie chwyty i moja szczerość pozwalają dotrzeć do zdławionych w przeszłości wydarzeń, komunikatów, obrazów, ocen

Carrie
CYTAT(harkon @ Mon, 24 May 2010 - 14:48) *
Albo raczej, jakby ktos wyciagal mnie spod zwalow starych szmat, smieci itd.. Mnie prawdziwa.


icon_wink.gif

dokładnie tak

sama siebie jestem strasznie ciekawa, zupełnie jakby teraz w moje życie weszła dorosła, adoptowana siostra i obserwują ja bo jej nie znam
Bianka
Jezeli chodzi o mnie to mowie wszystko i chyba zaluje bo tak jak pisalam juz parokrotnie ona mnie nie rozumie tak jakbym sobie tego zyczyla...dziwnie czasem interpretuje to co mowie.Np zajela sie moja przeszloscia kazala przymomniec sobie wszystko co pamietam o dziadkach jak sie pozanali jak zyli etc...potem o rodzicach potem kazala mowiec o siostrach a na koniec stwierdzila ze mowie o samych kobietach czyli uwazam ze to kobiety sa wazne co mnie rozwalilo kompletnie...powiedzialm jej ze nie mowie o facetach bo na to przyjdzie pora ze sama tak pokierowala i zeby sobie nie dopowiadala...Innym razem kiedy mialam wydrukowane to o moim mezu stwierdzila ze chce ja przegadac 21.gif 41.gif strasznie mniec to dziwi jak ona odbiera to co ja mowie ale tez zastanawia bo moze ja mam problem z werbalizowaniem tego wszystkiego dlatego inni mnie odbieraja tak jak odbieraja.

Co nie zmienia faktu ze mam naprawde coraz mniejsza ochote kontynulowac ta terapie.
Carrie
Bianka, ja powtórzę moje pytanie - Jaki rodzaj terapii stosuje wobec Ciebie Twoja terapeutka? Może tutaj jest pies pogrzebany i się rozmijacie - ty w oczekiwaniach ona w Twoim zachowaniu?Wiesz na czym polega ten konkretny, Twój, rodzaj terapii?
Bianka
Carrie nie wiem 32.gif
Ale jutro ja zapytam o wyszystko zapytam..
Carrie
CYTAT(Bianka @ Mon, 24 May 2010 - 16:49) *
Carrie nie wiem 32.gif
Ale jutro ja zapytam o wyszystko zapytam..


zapytaj, bo warto
poza tym psychoterapeuta podobno musi poddawać każdy przypadek pacjenta superwizji - czyli jest nad terapeutą superwizor, który ma wieksze doświadczenie i on niejako koordynuje sposób analizy danego terapeuty
możesz więc śmiało zapytać, kto jest superwizorem Twojej terapeutki

widzisz, moja terapia to psychoterapia dynamiczna i padają w niej dosyć kontrowersyjne teorie na mój temat ( nie zawsze prawdziwe ale chodzi o to bym się ustosunkowała, a terapeuta analizuje nawet to w jaki sposób ja zareagowałam na taką a nie inną sugestię).Narzędzia tej terapii analizują wszystko - jak jestem ubrana, jak siedzę, jak reaguję, jak oddycham, o której godzinie wchodzę do gabinetu - no wszystko.Są podpuchy, zaczepki, baaardzo bezpośrednie pytania.Ale ja zostałam o tym uprzedzona,że to dziwne i niestosowne zachowanie ma głębszy sens i chodzi o moje reakcje.
malinka1978
41.gif 41.gif 41.gif dzis byłam u innego psychiatry niz dotychczas chodzilam do takiego 10 lat.
postanowilam tam gdzie chodze na terapie isc po recepte na lexotan , i sprawdzic tez co powie lekarz o moim stanie zdrowia, moze zaproponuje cos innego.
Dowiedzialam sie ze jestem uzalezniona od benzodiazepin bo zazywam je 10 lat(zmieniajac co jakies 3 miesiace na inny bo sie uzalezniam).
wiec lekarz powiedzial ze moze zaproponowac odstawianie beznodiazepiny(lexotanu a wprowadzanie na tym etapie pramolan.
przez 3 dni redukcja, potem przez kolejne 10 dni tez redukcja.

i mam zglosic sie za 2 tyg jak sie czuje.

21.gif pocieszajace mało było to, ze lakarz stwierdzil ze uzalenienie psychiczne i fizyczne jest porownywalne z alkoholem i stan taki przetrzymac jest bardzo ciezko nawet 2 miesiace bedzie koszmarne. jak mi sie uda to mi pogratuluje zwyciestwa...

a ja boje sie faktu stanu koszmarnego lęku, itd.gdzie nie mozna normalnie funkcjonować...i bede probowac, bo przeciez do konca zycia nie bede na benzodiazepinie 32.gif 32.gif 32.gif
malinka1978
harkona ty jak sie czulas po pramolanie, jak duzo go zazywalas na dobe???
mnie najpierw zaproponowal hydroksyzyne ale juz pare lat temu mailam zle doswiadczenie z teym lekiem, bylam przymulona oszołomiona i senna...a na lęk mi nie działało
domi
CYTAT(Bianka @ Mon, 24 May 2010 - 16:20) *
Co nie zmienia faktu ze mam naprawde coraz mniejsza ochote kontynulowac ta terapie.

Może zmień terapeutkę?
harkon
Malinka!! Ty naprawde przez 10 lat bralas benzadiazepiny?? To ja sie nie dziwie, ze Ty masz nawroty choroby.. ZEby byly skuteczne, trzeba ciagle zwiekszac dawki.. NIkt nie dawal Ci nigdy prawdziwych antydepresantow? Fluoksetyny, sertaliny i innych takich?
Co do pramolanu - czulam sie po nim calkiem dobrze, ale ja go dostalam na samym poczatku, a pozniej mi zmieniono na fluoksetyne i xanax wlasnie... Czy ten lekarz proponowal Ci jakis lek na stale? Oprocz pramolanu?
Cos Wam zacytuje
"Okres stosowania benzodiazepin nie powinien przekraczac 2-4 tygodni.[..] Przedluzanie okresu stosowania benzodiazepin wiaze sie z mozliwoscia wystapienia tolerancji i uzaleznienia.
Racjonalne stosowanie benzadiazepin sprowadza sie do ich krotkotrwalego stosowania, w minimalnej skutecznej dawce.
Przed przypisaniem recepty na benzodiazepine nalezy odpowiedziec sobie na kilka pytan:
- czy zebrano wywiad dotyczacy historii uzaleznienia u pacjenta i jego rodziny?
-jezeli wywiad jest pozytywne to czy wykorzystano alternatywne metody leczenia? - czy na pewno sa wskazaniado stosowania benzodiazepin? (alternatywy to hydroksyzyna,prometazyna, buspiron, propranolol)" Z lekospisu psychiatry. Dalej jest o tym jak benzadiozepiny odstawiac. Bo nie jest to proste.
Ja wiem, ze sie boisz odstawienia, bo to jest takie nasze kolo ratunkowe w przypadku paniki.. Ale to nie jest dobre leczenie leku. Nie jest trwale ani nie leczy rzeczywiscie. Tylko niweluje objawy.
Carrie
CYTAT(malinka1978 @ Mon, 24 May 2010 - 18:03) *
:jestem zly pocieszajace mało było to, ze lakarz stwierdzil ze uzalenienie psychiczne i fizyczne jest porownywalne z alkoholem i stan taki przetrzymac jest bardzo ciezko nawet 2 miesiace bedzie koszmarne. jak mi sie uda to mi pogratuluje zwyciestwa...

a ja boje sie faktu stanu koszmarnego lęku, itd.gdzie nie mozna normalnie funkcjonować...i bede probowac, bo przeciez do konca zycia nie bede na benzodiazepinie :jak smutno mi :jak smutno mi :jak smutno mi

Malinka

to w jaki sposób ktoś poradzi sobie z wychodzeniem z uzależnienia jest sprawą indywidualną i nie zawsze musi odbyć się w drastyczny sposób
Jest ryzyko koszmaru jeśli pacjentowi zaleci się rezygnację z benzodiazepin ( stopniową) ale nie wspomoże go alternatywnymi terapiami.Ja brałam Rudotel na samym początku, do momentu aż poczułam,że nadchodzący atak paniki nie przeraża mnie tak jak poprzednio.Wtedy zaczęłam redukować dawkę do całkowitego odstawienia.Ale objawy somatyczne, które bardzo mnie nakręcały tłumione były propranololem a doraźnie wspomagałam się klasycznymi środkami uspokajającymi (różne kombinacje dziurawca, kozłka lekarskiego itd).Była potrzeba zredukowania nadmiernego pobudzenia nerwowego bo nakręcić mnie potrafił szelest kartek przewracanych przez kogoś w bibliotece.
Propranolol brałam długo, chyba rok.

Czy tak przedłużone podawanie benzodiazepin nie jest błędem w sztuce lekarskiej?
Carrie
dubel
malinka1978
harkonlekarz na razie kazal zazywac lexotan i pramolan. odstawiajac lexotan po trochu aby pramolan zaczal dzialac i aby nie bylo duzej reakcji odstawiennej.
a potem mam isc za 2 lub 3 tygodnie i dalej kontynuowac odstawianie i isc do kontroli jak sie bede czula itd.
od razu nie chcial mi dac nowoczesnych leków.

Carrieja uwazam ze dawanie benzodiazepin w przypadkach kiedy jest inne wyjscie i inne leki to jest to katastrofą...
oczywiscie sa to fajne leki ktore uspokajają i poprawiaja funkcjonowanie , eliminuja lęk, ale niestety sa najgłupszymi pod wzgledem uzaleznienia.

u mnie to sie kolo zamkniete zrobilo. bo chodzilam przez 10 lat do jendego lekarza, probowal mi cos tam zmieniac ale zle sie czulam wiec wracal do benzo.... 41.gif i tak do tej pory. az jest moment kiedy benzo nie pomaga na tyle aby fajnie sie czuć i tez na tyle jestem uzalezniona ze bez innego leku nie dam rady...

najgorsze jest ze trzeba funkcjonowac zajmowac sie domem , dzieckiem itd. dobrze ze na razie nie pracuje bo pewnie byloby to trudne wykonania.
malinka1978
harkon ja nie bylam od niczego uzalezniona prze zazywaniem benzo...
natomiast ojciec jest uzalezniony od alkoholu, wujek tez:(
chaton
QUOTE(CrazyMary @ Mon, 24 May 2010 - 09:13) *
Wiele lat temu miałam zachowania autodestruktywne (okaleczanie), które pojawiały się w momentach jakichś emocji, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. Nie było to zbyt poważne ani częste, ale jednak było. Nie potrafię powiedzieć dokładnie co mi dawało (chyba jakiś rodzaj satysfakcjii władzy nad własnym ciałem), ale jednak występowało. Nie omawiałam tego na terapii. Prawdę mówiąc, nie łaczyłam tych zachowań z moimi obecnymi problemami. A może powinnam?

Powinnas. Okaleczanie jest skrajnym rodzajem autoagresji. Mechanizm jest prosty: czlowiek cierpi psychicznie tak potwornie, ze fizyczny bol pozwala mu o tym zapomniec, skoncentrowac sie nad czyms innym. Zazwyczaj okaleczajaca sie osoba nie potrafi dokladnie wytlumaczyc, dlaczego to robi, jedynie wie, ze przynosi jej to w jakims sensie ulge.
Bianka
CYTAT(domi @ Mon, 24 May 2010 - 21:11) *
Może zmień terapeutkę?


No wlasnie jestem po dzisiejszej sesji. Wszystko jej powiedzialm ze jej nie ufam ze mnie nie rozumie ze czuje ze jestem jej obojetna ze chcialabym bardziej "doskonalego" terapeute..Rozmowa potoczyla sie w ten sposob ze zdalam sobie sprawe ze ja na nia i ta terapie przenosze uczucia jakie towarzysza mi w zyciu. Pytalam ja dzis duzo ona mnie pytala tez...
Ona mnie odbiera jako osobe w ciaglej zalobie ale depresji raczej nie mam...I ze to poczatek drogi te piec miesiacy ...ze czeka mnie terapia dlugotrwala i wiele wiele pracy przede mna 32.gif

Dzis czuje ze ona jest dobra w tym co robi.....
chaton
Bianka: to super, ze jej o tym wszystkim powiedzialas. I co w koncu zostajesz z nia?
malinka1978
bianka to fajnie ze porozmawialas szczerze, i ze bedziesz chodzic na terapie tak myslę dalej.

ja mam jutro terapie o 11. pewnie tez poczęsci bedzie mowa o lekach i uzaleznieniu.
dziś juz zazylam mniej lexotanu tak jak mi rozpisal lekarz. na razie nie czuje tego ale mam nadzieje ze nie wplynie to na spanie w nocy...
Bianka
CYTAT(chaton @ Tue, 25 May 2010 - 16:50) *
Bianka: to super, ze jej o tym wszystkim powiedzialas. I co w koncu zostajesz z nia?


Tak zostaje z nia.
Bianka
CYTAT(malinka1978 @ Tue, 25 May 2010 - 17:19) *
bianka to fajnie ze porozmawialas szczerze, i ze bedziesz chodzic na terapie tak myslę dalej.

ja mam jutro terapie o 11. pewnie tez poczęsci bedzie mowa o lekach i uzaleznieniu.
dziś juz zazylam mniej lexotanu tak jak mi rozpisal lekarz. na razie nie czuje tego ale mam nadzieje ze nie wplynie to na spanie w nocy...


Malinka ja szesc lat temu bralam serteline potem xanax ...pransdon tez chyba bralam nie pamietam dokladnie ale wszystkie te leki dzialaly na mnie zobojetniajaco bylam senna i apatyczna wszystko bylo mi jedno cale dnie przesypialam a jak sie zblizal wieczor to cieszylam sie bo mozna bylo znowu isc spac...Dzis wiem ze wcale nie powinnam zazywac ZADNYCH lekow tylko zapisac sie na porzadna terapie.
Mam nadzieje ze uda Ci sie z tymi lekami.
chaton
QUOTE(Bianka @ Tue, 25 May 2010 - 17:44) *
Dzis wiem ze wcale nie powinnam zazywac ZADNYCH lekow tylko zapisac sie na porzadna terapie.


No to swietnie, Bianka, duzy krok do przodu.

Ja teraz staram sie powoli odstawiac paroxetyne (antydepresor), od jakichs dwoch miesiecy zmniejszylam dawke o polowe. I dzis w koncu zadzwonilam do chinskiego lekarza poleconego mi juz od dawno umowic sie na seans akupunktury. Ponoc pomaga na bezsennosc, ktora ja reaguje na odstawianie leku. Ide w sobote, mam nadzieje, ze cos da. blagam.gif
domi
CYTAT(Bianka @ Tue, 25 May 2010 - 16:14) *
No wlasnie jestem po dzisiejszej sesji. Wszystko jej powiedzialm ze jej nie ufam ze mnie nie rozumie ze czuje ze jestem jej obojetna ze chcialabym bardziej "doskonalego" terapeute..Rozmowa potoczyla sie w ten sposob ze zdalam sobie sprawe ze ja na nia i ta terapie przenosze uczucia jakie towarzysza mi w zyciu. Pytalam ja dzis duzo ona mnie pytala tez...
Ona mnie odbiera jako osobe w ciaglej zalobie ale depresji raczej nie mam...I ze to poczatek drogi te piec miesiacy ...ze czeka mnie terapia dlugotrwala i wiele wiele pracy przede mna 32.gif

Dzis czuje ze ona jest dobra w tym co robi.....

A widzisz....może na tym polega terapia, żebyś się otworzyła i mogła szczerze powiedzieć co czujesz? Moja znajoma miała problem z okazywaniem uczuć i jej terapia w pewnym momencie skłaniała się ku prowokacji. Terapeutka w pewnym sensie prowokowała sytuacje by ta się zdecydowała rozpłakać. Wcześniej nie płakała pod żadnym pozorem bo uważała, ze to wstyd, słabość itp. Znajoma chciała odejść bo stwierdziła, ze to zła terapeutka. Powiedziała o tym i wtedy okazało się, że to było działanie świadome, że chodziło o to by rozpłakała się ale bez poczucia winy, ze płacze.
Nie wiem z jakim ty przyszłaś problemem do terapeuty i nie znam się na psychologii ale możliwe, ze niektóre działania (zwłaszcza te, które ci się nie podobają) terapeuty są zamierzone.
malinka1978
chaton ja dawno temu chodzilam do bioenergoterapeuty. ale mysle ze to tylko dzialalo na cialo, czyli czulam cieplo i napiecie mięsni pod wplywem dotyku.

a chodzilyscie na hipnoze????

ja bylam 1 raz i jak facet bo wywiadzie probowal mnie zahipnotyzowac to sie mu nie udalo bo sie psychicznie bronilam icon_smile.gif i wiecej nie poszlam. balam sie stanu hipnozy 21.gif
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.