To jest uproszczona wersja wybranego przez Ciebie wątku

psychoterapia

Kliknij tutaj aby przejść dalej i przeczytać pełną wersję

Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
owiwia7
Moja mama nigdy się nie przeciwstawiała, z dzieciństwa najbardziej pamiętam ją, jak stała w kuchni, w oknie z papierosem, przy zgaszonym świetle i czekała w jakim stanie wróci mój tata... tata dawał kary, ale jak go nie było, mama mi pozwalała wyjść z domu, ale straszny stres miałam jak wracał do domu... nie pamiętam, żeby mnie przytulala... potem zachorowała na nerwicę, więc leki, ciągle spanie... nigdy ze sobą nie rozmawiałyśmy zbyt dużo.. ja wiem, że ona bardzo mnie kocha, i dzieci moje też, tata wyszedł na prostą, i jest naprawdę fajnym dziadkiem.. dużo nam pomagają.......
harkon
I te wszytskie relacje, uczucia z kiedys, uczucia wobec tych uczuc teraz musisz przerobic, ulozyc sobie je jakos.. Do tego potrzebny Ci terapeuta.. Ale zebys zaczela normlanie funkcjonowac i mogla, miala sile na taka terapie- potrzebny Ci psychiatra i leki.
owiwia7
od przyszłego tygodnia mam dzieci na wyjeździe, moze wtedy łatwiej mi będzie coś zorganizować.. ja wiem, że te uczucia gdzieś we mnie siedzą... mam bardzo zaniżone poczucie wlasnej wartości, czuję się mało ważna, czuję, że w niczym nie jestem dobra, nic nie potrafię.. nigdy nie walczę o siebie.. w liceum miałam pewien incydent w swoim zyciu, nie mogę tu pisać o tym, i wtedy miałam kontakt z psychologiem, szkoda, że było to jednorazowe, że nikt mnie wtedy nie przygarnął...
harkon
Owiwa, pomimo checi, pragnienia wrecz przemoznego,zeby ktos sie nami zajal, cala praca nad soba polega na tym, zeby sie samemu soba zaopiekowac. Tak wewnetrznie. Pomalutku, po troszeczku.. mam nadzieje, ze uda Ci sie w nastemnym tygodniu.. Zobaczysz, za jakis czas powiesz,ze zalujesz, ze wczesniej nie poszlas. Bo w koncu poczujesz sie lepiej.
tuLena
CYTAT(harkon @ Wed, 23 Jun 2010 - 08:25) *
pomimo checi, pragnienia wrecz przemoznego,zeby ktos sie nami zajal, cala praca nad soba polega na tym, zeby sie samemu soba zaopiekowac. Tak wewnetrznie. Pomalutku, po troszeczku..


myślę, że to jest właśnie sedno terapii. Mnie zrozumienie tego zajęło najwięcej czasu, bo przez długi czas myśłalam, że teraz to ja się sobą na chwilę zajmę podczas terapii, ale potem to znowu ktoś mną icon_wink.gif
szczerze powiedziawszy do dziś zdarza mi się, że chciałabym, aby to ktoś inny sie mną zajął. To wtedy jak mi sie pogarsza i ma wrażenie regresu icon_sad.gif
malinka1978
ja po terapii.
dowiedzialam sie ze nie jestem soba, ze udaje kogos innego, osobe ktora chcieliby widziec ludzie, rodzina ,maz...
tez ze relacje z mezem nie sa takie jakbym chcial itd. 41.gif

do tego wkurza mnie fakt ze znow mam infekcje pecherza na razie furagina, potem antybiotyk po badaniu moczu posiewu 21.gif 21.gif 21.gif

chaton
Malinka: przeczytaj, co napisala Harkon:

QUOTE(harkon @ Wed, 23 Jun 2010 - 10:25) *
Owiwa, pomimo checi, pragnienia wrecz przemoznego,zeby ktos sie nami zajal, cala praca nad soba polega na tym, zeby sie samemu soba zaopiekowac. Tak wewnetrznie. Pomalutku, po troszeczku.. mam nadzieje, ze uda Ci sie w nastemnym tygodniu.. Zobaczysz, za jakis czas powiesz,ze zalujesz, ze wczesniej nie poszlas. Bo w koncu poczujesz sie lepiej.


To, co piszesz:
QUOTE
dowiedzialam sie ze nie jestem soba, ze udaje kogos innego, osobe ktora chcieliby widziec ludzie, rodzina ,maz...

przezywala kazda z nas.
To jest desperacka proba sprawienia, zeby rodzice Cie pokochali. Poniewaz nei kochaja Cie taka, jaka jestes, to moze udajac kogos innego to sie zmieni? Ale przynajmniej zrekompensuja Ci ten brak milosci inni ludzie, pod warunkiem, ze WSZYSCY? Bo chcialabys, zeby wszyscy Cie lubili, nieprawdaz? Skad wiem? Z autopsjii. Jeszcze mi sie zdarza, nawet w swiecie wirualym, byc zbluzgana przez osobe, o ktorej problemy emocjonalne zidentyfikowalam od dawna, wiem, ze to nie moja wina, ale to nie wazne, przeciez, zeby istniec, musza mnie lubiec wszyscy! To jest chore!
Mam dla Ciebie zla wiadomosc: mozesz sie zatyrac na amen w tym udawania kogos innego, ne zadowolisz wszystkich. Jedyna osoba, ktora moze ta mala dziewczynake cierpiaca gdzies w srodku twojej psychiki pokochac, jetes TY. Zacznij od zaakceptowania jej, nie rob jej tego, co robili jej rodzice: nie wymagaj od niej perfekcji. To bedzie dluga i ciezka droga, ale gra warta swieczki.

Wiecie co, ja kiedys zrozumialam , ze to rodzaj masochizmu, to nieakceptowanie siebie i zmuszanie sie do bycia takim, zeby inni nas pokochali. Teraz pracuje na tym, zeby pokochac siebie.
Ale niestety sa recydywy i boli, ale boli coraz mniej. Moze kiedys zamiast noza w sercu bedzie jedynie male uklucie?
harkon
Chaton - amen!! Lepiej bym tego nie wyrazila..
Kazda z nas udawala kogos kim nie jest, przed calym swiatem. Stad nasze permanentne poczucie zagubienia,samotnosci, niezrozumienia.. I dopiero w momencie, gdy uswiadomisz sobie to TY (znaczy kazda z nas 29.gif ), wewnetrznie, i gdy zrozumiesz, ze nie musisz sie starac, udawac, nie musza Cie wszyscy kochac, nawet akceptowac - wtedy zacznie sie proces zdrowienia.. Wtedy siebie zaakceptujesz. Polubisz, zaprzyjaznisz sie z soba. I wtedy bedziesz zdrowa.
kejt.chmiel
No nie dziewczyny...zamarłam...jak Wy to trafnie opisujecie! Dziś byłam o psycholog (wydaje się być ok) i cóż usłyszałam? Że chcę być perfekcyjna do bólu, wszyscy mnie muszą akceptować, nie pozwalam sobie na słabości, a porażki znosze z podniesionym czołem na zewnątrz, bo w głębi sobie dowalam. Dodatkowo dowiedziałam się, że to przez moje relacje z mamą. Nadal jestem od niej uzależniona emocjonalnie, jak 14-letnie dziewczynka (wtedy pierwszy raz moja mama odkryła, ze nie jestem jej wymarzoną księżniczką, tylko zwykłą nastolatka z głupimi pomysłami), spełniam podświadomie jej oczekiwania, które być może ona też do mnie wysyła podświadomie. I jeszcze, ze najpierw przewlekłe anginy, a teraz depresja to sygnały, które daje mi organim, zebym zwolniła. A tylko wtedy gdy jestem chora daję sobie prawo do (lekkiego) wyluzowania. Plus moje wieczne napięcie, niemożność relaksu, zaniechanie zainteresowań...to takie książkowe! Ale mówiła mi to przyjaciółka juz od dawna, a do mnie dopiero to dziś dotarło, jak powiedziała mi to obca osoba....nie wiedziałam, że aż tak źle siebie oceniam. A oceniam źle, mam się za dno. I ciągle mam lęki, że każdy odkryje jaka jestem naprawdę beznadziejna. Smutne, ale postanowiłam z tym walczyć, bo chcę siebie pokochać. I swoje wady, słabości.
Psycholog chce się ze mną spotykać, powiedziała, że musimy popracować nad moim daniem sobie prawa do słabości i leniuchowania, oraz nad zdystansowaniem się w relacjach z mamą. Nie powiedziała słowa terapia (te też prowadzi), więc nie wiem czy to będą tylko porady, czy rzeczywiście rzetelna moja praca nad sobą. Ale wiem, że sama nie potrafię, więc potrzebuję fachowca.
Strasznie intymny post, ale trudno.
harkon
Kejt.chmiel - bo to bardzo intymny watek 06.gif ec
chaton
QUOTE(kejt.chmiel @ Thu, 24 Jun 2010 - 15:52) *
No nie dziewczyny...zamarłam...jak Wy to trafnie opisujecie! Dziś byłam o psycholog (wydaje się być ok) i cóż usłyszałam? Że chcę być perfekcyjna do bólu, wszyscy mnie muszą akceptować, nie pozwalam sobie na słabości, a porażki znosze z podniesionym czołem na zewnątrz, bo w głębi sobie dowalam. Dodatkowo dowiedziałam się, że to przez moje relacje z mamą. Nadal jestem od niej uzależniona emocjonalnie, jak 14-letnie dziewczynka (wtedy pierwszy raz moja mama odkryła, ze nie jestem jej wymarzoną księżniczką, tylko zwykłą nastolatka z głupimi pomysłami), spełniam podświadomie jej oczekiwania, które być może ona też do mnie wysyła podświadomie. I jeszcze, ze najpierw przewlekłe anginy, a teraz depresja to sygnały, które daje mi organim, zebym zwolniła. A tylko wtedy gdy jestem chora daję sobie prawo do (lekkiego) wyluzowania. Plus moje wieczne napięcie, niemożność relaksu, zaniechanie zainteresowań...to takie książkowe! Ale mówiła mi to przyjaciółka juz od dawna, a do mnie dopiero to dziś dotarło, jak powiedziała mi to obca osoba....nie wiedziałam, że aż tak źle siebie oceniam. A oceniam źle, mam się za dno. I ciągle mam lęki, że każdy odkryje jaka jestem naprawdę beznadziejna. Smutne, ale postanowiłam z tym walczyć, bo chcę siebie pokochać. I swoje wady, słabości.
Psycholog chce się ze mną spotykać, powiedziała, że musimy popracować nad moim daniem sobie prawa do słabości i leniuchowania, oraz nad zdystansowaniem się w relacjach z mamą. Nie powiedziała słowa terapia (te też prowadzi), więc nie wiem czy to będą tylko porady, czy rzeczywiście rzetelna moja praca nad sobą. Ale wiem, że sama nie potrafię, więc potrzebuję fachowca.
Strasznie intymny post, ale trudno.

Kejt: to swietnie, ze znalazlas terapeute, ktory Cie zrozumial i Ci odpowiada!
kasiarybka
Kejt, wypisz, wymaluj ja sprzed kilku lat.
Przypodobać się wszystkim, spełnić oczekiwania wszystkich, bo inaczej będę do niczego.
Jesli nie bÄ…dÄ… lubili mnie wszyscy, ja nie polubiÄ™ samej siebie.
Takie było moje postrzeganie swiata.
To doprowadziło do znienawidzenia samej siebe, bo podświadomie mój organizm i mózg wyłapywał to, ze jestem sztuczna. nie jestem sobą, mam maskę.
Maskę, dla każdego inną.
Nie bylo mnie prawdziwej, sama siebie takiej nie znałam własciwie.
Uciekłam w alkohol, bo to mnie znieczulało, pozwalało mi wierzyć w to, że jestem taka zajebista, kazdy mnie lubi, zapijałam głos rozsądku.
Kiedy wytrzeźwiałam, piewszą sprawą jaka mnie dopadła, była prawda o mnie samej.
Okazało sie, ze nie jestem taka jaką chciałabym być. Myslałam, ze juz samo odstawienie alkoholu sprawi, ze wyzdrowieje, a to był to był tylko początek drogi.
Poznawanie siebie okreslam jako najtrudniejszy dla mnie proces.
Musiałam zaakceptować fakt, że nie muszę podobac sie wszystkim, ze nie ma takiej możliwości, zeby WSZYSCY mnie lubili.
Dotarło do mnie, ze pomimo tych wszystkich wad jakie mam, mogę siebie polubić, bo tak naprawde jestem fajnym Człowiekiem.
Wady i niedociągnięcia mogę zniwelowac, mogę siebie ulepszyć, mam prawo je miec, bo nikt nie jest idealny.....to jest najwazniejsze i najtrudniejsze do zrozumienia.
domi
Ostatnio ponownie miałam spięcie z moją mamą. Staram się rozmawiać spokojnie, zdecydowanie... . Krótko mówiąc: oświadczyłam, ze nasze relacje matka-córka są niepoprawne i należy to wreszcie otwarcie sobie powiedzieć. Mama całe życie stara się uzależniać mnie od siebie, ja staram się uwalniać, mama chce mnie mieć na wyłączność, traktuje mnie jak swoją własność, ja dążę do niezależności. Mama twierdzi, ze jestem nieczuła, bez serca, niekochająca, wyrodna córka a ja, ze mama jest zaborczą egoistką i tchórzem. Tam mogłabym wyliczać długo.... . To też na koniec rozmowy mama mnie pyta jak więc powinny wyglądać nasze relacje?
Wiecie co...nie umiałam odpowiedzieć mamie na to pytanie 37.gif . Nie miałam żadnego wzoru, autorytetu w nikim...nie wiem jak powinny wyglądać zdrowe relacje matka-córka.Wwyobrażam to sobie, coś tam czytałam....ale czy to w ogóle jest prawda? czy to mozliwe?
harkon
Powinny wygladac tak jak miedzy dwoma doroslymi osobami. Jestes juz duza dziewczynka 29.gif , sama jestes matka i nie jestes niczyja wlasnoscia. Oczekujesz szacunku, tak jak i Ty szanujesz swoja mame. NIestety,rodzicom bardzo trudno zrozumiec,ze juz nie jetesmy tylko i jedynie ich dziecmi - pepowina zostala odcieta. NIe oznacza to odrzucenia, ale relacji,ktore nie sa zaleznosciowe. Domi, nie walcz, nie dyskutuj, nie zmienisz mamy slowami. Rob swoje, wymagaj szacunku , jak nie wyrabiasz - wychodz. I najwazniejsze - nie pozwalaj sie szantazowac emocjonalnie. Da sie,serio. Wiem, bo przerabialam.
tuLena
ja Domi też nie mam wzorów i autorytetów w tej kwestii. Posiłkuję się zawsze określeniem, że chciałabym aby moje relacje ( w tym z matką) były oparte na wzajemnym szacunku i przyznaniu obu stronom prawa do samostanowienia. To tyle z teorii icon_wink.gif praktyka rożnie ....
Gosia z edziecka
CYTAT(domi @ Fri, 25 Jun 2010 - 22:49) *
To też na koniec rozmowy mama mnie pyta jak więc powinny wyglądać nasze relacje?

Ja sie na to pytanie (z ust różnych bliskich mi osób) bardzo czesto nabierałam. To znaczy próbowałam znaleźć odpowiedź itd. Aż nagle (zupełnie niedawno, kilka tygodni temu) mnie olśniło. Nie musze tej odpoiwedzi szukac sama. Ja jej nie znam. To znaczy trochę wiem, teoretycznie. a relacja jest praktyką. Po prostu trezba dwóch stron/osób, zakasac rękawy i szukać praktycznie. Czyli nie zważając na to, że będzie trudno i nieprzyjemnie - rozmawiać w duecie, dyskutować, szukać. Nie obrażać się, nie szantażować. Ale ilu ludzi jest na to gotowych? Bo przecież najłatwiej jest zadać pytanie i "zwalić" na drugą stronę: szukanie odpowiedzi, podanie odpowiedzi, wytłumaczenie odpowiedzi (bo przecież powiedzenie teoretyczne nie jest praktyką). Przeciez domi, ty tez mogłaś zadac mamie pytanie jak powinny wygladac Twoje układy z mamą.
To szukanie odpowiedzi na zadane pytanie jest takim dalszym ciągiem brania na siebie (nieswojej/nadmiernej) odpowiedzialności. Tym razem za budowanie zdrowej relacji.

chaton
QUOTE(Gośka z edziecka @ Fri, 25 Jun 2010 - 23:21) *
Ja sie na to pytanie (z ust różnych bliskich mi osób) bardzo czesto nabierałam. To znaczy próbowałam znaleźć odpowiedź itd. Aż nagle (zupełnie niedawno, kilka tygodni temu) mnie olśniło. Nie musze tej odpoiwedzi szukac sama. Ja jej nie znam. To znaczy trochę wiem, teoretycznie. a relacja jest praktyką. Po prostu trezba dwóch stron/osób, zakasac rękawy i szukać praktycznie. Czyli nie zważając na to, że będzie trudno i nieprzyjemnie - rozmawiać w duecie, dyskutować, szukać. Nie obrażać się, nie szantażować. Ale ilu ludzi jest na to gotowych? Bo przecież najłatwiej jest zadać pytanie i "zwalić" na drugą stronę: szukanie odpowiedzi, podanie odpowiedzi, wytłumaczenie odpowiedzi (bo przecież powiedzenie teoretyczne nie jest praktyką). Przeciez domi, ty tez mogłaś zadac mamie pytanie jak powinny wygladac Twoje układy z mamą.
To szukanie odpowiedzi na zadane pytanie jest takim dalszym ciągiem brania na siebie (nieswojej/nadmiernej) odpowiedzialności. Tym razem za budowanie zdrowej relacji.

Dokladnie!
Kiedy korespondowalam z Alice Miller, ona napisala mi, ze powinnam powiedziec matce o tym, ze mam depresje i ze jest to spowodowane moim dziecinstwem. Matka powiedziala mi, zebym sie zastanowila nad tym, jak mi pomoc. "bo Ty wiesz lepiej". Alice stanowczo zaprotestowala! Nie dosc, ze mi schrzanili dziecinstwo, to jeszcze musze JA znajdowac na to rowzwiazanie!
Coc w rezultacie, skonczylo sie tym,z e kupilam mamie ksiazki pani Miller, ona je przeczytala i stwierdzila, ze bzdury... 21.gif
harkon
Hmm, ja mialam zupelnie inne sugestie od mojej psychoterapeutki. Tzn. ona mi nie mowila, ze mam im komunikowac, ze cos mi spieprzyli itd. Nie,bo ona absolutnie wiedziala, ze po pierwsze ja na tym etapie jestem absolutnie za slaba na taka konfrontacje, po drugie i najwazniejsze - to rozmowa z gluchym i nic nie da, tylko doprowadzi do konfliktu. Do eskalacji wyrzutow, bolu i szantazow. Owszem, mialam komunikowac swoje wlasne uczucia na biezaco. Owszem,mialam sie uczyc byc doroslym niezaleznym od nich czlowiekiem. Przede wszystkim mialam sie sama zmienic. Pierwsze co uslyszalam i bardzo dobrze zapamietalam na terapii to bylo to,ze matki nie zmienie! - ona jest na to niestety za stara i sama tego nie chce. Mam zmienic siebie i swoj stosunek do niej. To moja praca. A co jesli bedzie znowu probowac na mnie swoich sztuczek? - odciac sie, nawet przestac sie spotykac na jakis czas, mowiac co sie czuje. Jasno i klarownie - "mamo, boli mnie, gdy traktujesz mnie jak male dziecko, jestem juz doroslym czlowiekiem,mam swoja rodzine, o ktora musze dbac, bede Cie zawsze kochac, ale wymagam szacunku jak dla doroslego czlowieka. Nie jestem Twoja wlasnoscia, nie bede na kazde Twoje zawolanie, bo mam inne zobowiazania." Trudne,. ale wykonalne. Mnie juz nikt emocjonalnie nie szantazuje,a teksty pt zapomnialas,ze masz matke zbywam smiechem. A co najazniejsze - nie odczuwam juz w srodku tego potwornego uczucia skarconego dziecka,ktore musi teraz i natychmiast zrobic wszystko,zeby mamusia byla zadowolona. Nie ma, poszlo sobie wraz z ciezkimi cwiczeniami nad soba.
domi
CYTAT(harkon @ Sat, 26 Jun 2010 - 10:13) *
Hmm, ja mialam zupelnie inne sugestie od mojej psychoterapeutki. Tzn. ona mi nie mowila, ze mam im komunikowac, ze cos mi spieprzyli itd. Nie,bo ona absolutnie wiedziala, ze po pierwsze ja na tym etapie jestem absolutnie za slaba na taka konfrontacje, po drugie i najwazniejsze - to rozmowa z gluchym i nic nie da, tylko doprowadzi do konfliktu. Do eskalacji wyrzutow, bolu i szantazow. Owszem, mialam komunikowac swoje wlasne uczucia na biezaco. Owszem,mialam sie uczyc byc doroslym niezaleznym od nich czlowiekiem. Przede wszystkim mialam sie sama zmienic. Pierwsze co uslyszalam i bardzo dobrze zapamietalam na terapii to bylo to,ze matki nie zmienie! - ona jest na to niestety za stara i sama tego nie chce. Mam zmienic siebie i swoj stosunek do niej. To moja praca. A co jesli bedzie znowu probowac na mnie swoich sztuczek? - odciac sie, nawet przestac sie spotykac na jakis czas, mowiac co sie czuje. Jasno i klarownie - "mamo, boli mnie, gdy traktujesz mnie jak male dziecko, jestem juz doroslym czlowiekiem,mam swoja rodzine, o ktora musze dbac, bede Cie zawsze kochac, ale wymagam szacunku jak dla doroslego czlowieka. Nie jestem Twoja wlasnoscia, nie bede na kazde Twoje zawolanie, bo mam inne zobowiazania." Trudne,. ale wykonalne. Mnie juz nikt emocjonalnie nie szantazuje,a teksty pt zapomnialas,ze masz matke zbywam smiechem. A co najazniejsze - nie odczuwam juz w srodku tego potwornego uczucia skarconego dziecka,ktore musi teraz i natychmiast zrobic wszystko,zeby mamusia byla zadowolona. Nie ma, poszlo sobie wraz z ciezkimi cwiczeniami nad soba.

Bliskie jest mi to co piszesz. Otóż u mnie nagminnie jest tak, ze jak powiem co myślę...nawet spokojnym pełnym czułości tonem.... to mama się obraża, lamentuje, straszy samobójstwem (nadmieniam, ze już 2 razy próbowała a raz ledwie uszła z życiem). Najlepiej żebym się nie odzywała i robiła co ona chce a wtedy będzie spokój ale ja nie czuje spokoju wewnętrznego. Mam 35 lat a dla mamy muszę być powiernikiem, pośrednikiem, mediatorem miedzy nią a ojcem i nią a braćmi, muszę być ekspertem w każdej dziedzinie i jeszcze doradcą. Do tego muszę być zawsze cierpliwa i wyrozumiała dla chorej matki. Już od dawna tłumacze mamie, ze mi się nie podoba, ze muszę w życiu odgrywać tyle ról. Ja chcę być po prostu córką, której daje sie prywatność i niezależność bo ma już własna rodzinę. Prawda jest, ze mamy nie zmienię bo ona nie chce sie zmienić a obarcza mnie poczuciem winy bo ja sie zmieniłam ...a byłam kiedyś taką posłszna dziewczynka icon_rolleyes.gif . Mówię mamie jasno i klarownie co czuje i co mi sie nie podoba ale nie potrafię pozbyć się poczucia winy, ze sprawiam jej ból, cierpienie i krzywdę... . to jest okropne!!! Gdy mama zapytała mnie jak powinny wygladać nasze relacje, powiedziałam, ze nei wiem ale nasze nie są zdrowe i oddałam mamie to pytanie. A mama twierdzi, ze nasze relacje byłyby lepsze gdybym nie szukała dziury w całym, gdybym zrozumiała znerwicowaną, zchorowana matkę...i takie tam blebleble. Czyli ja mogę być nieszczęśliwa byle mamusia była szczęśliwa. To są wg niej prawidłowe relacje matka-córka? Aaaa i jeszcze do tych ról ma dojść rola przyjaciółki 37.gif . No sorki ale w tym przedstawieniu nie chcę grać!
Inanna
Zmiany, które zaszły we mnie moja matka komentuje pełnym zgrozy i rozczarowania tekstem "nie tak Cię wychowałam!" albo "inaczej Cię wychowałam".
Ano właśnie w tym tkwi problem...
harkon
Domi, znam to poczucie winy.. Jest okropnie dolujace.. Ale ono jest nie racjonalne, nie ma podstaw. Nie robisz nic, co dawaloby podstawy do niego.. Podstawa zmiany w nas jest zrozumienie zmiannosci naszych rol podczas calego naszego zycia. Nasza rola dziecka nie jest stala. Zmienia sie w momencie, gdy dorastamy i stajemy sie dorosli. Wtedy wychodzimy z roli dziecka naszych rodzicow, a stajemy sie sami rodzicami i zonami,mezami. I te role maja pierwszenstwo. Odchodzimy z naszych pierwotnych domow i tworzymy nowe. To jest naturalne nastepstwo rol. NIe oznacza zerwania wiezow pierwotnych zupelnie, a tylko przestawienie pierszenstwa. Domi, tak naprawde to problem Twojej mamy, nie Twoj. I jeszcze jedno - Ty nie jestes odpowiedzialna za jej samopoczucie..
Bianka
Dziewczyny fajnie ze jestescie fajnie ze moge czytac co piszecie...

Przede mna dluga droga jeszcze a caly sierpien bedzie bez terapii bo psycholozka na urlop idzie buuuuu
domi
Leczyłam sie z depresji 2 lata. Dzięki terapii zrozumiałam i odświeżyłam uczucie do męża. Nawet przestałam nienawidzić ojca pijaka. Zrozumiałam też wiele zachowań mojej mamy ale nie umiem jakiś sie do niej zdystansować. Wiem, ze to problem mojej mamy ale dlaczego u licha mnie wciąga w swoje problemy? Tak postępuje matka? Moja mama ma 56 lat i nadal jest uwiązana do nogi swojej matki. Jest na jej każde zawołanie, znosi obelgi, poniżanie...i to w imię tego, ze należy sie matce szacunek. Tylko, ze szacunek to nie znoszenie wszystkiego, to nie jest strach. Inna sprawa poważna, ze szacunek należy sie też dziecku! Najgorsze, ze moja mama nie widzi powiązania moich relacji z nią, a jej z babcia. Uważa, ze ona mnie nie traktuje tak okropnie jak babcia ją i nie mam powodu by ich porównywać. Powinnam chyba przejść dodatkowa terapie dotycząca mojej matki icon_rolleyes.gif . Najlepiej z nia ale moja mama unika terapii jak ognia bo obcym sie zwierzać nie będzie, bo nie umie się otworzyć, bo oni każą jej to i tamto...a w rzeczywistości sugerują prace nad sobą-po prostu... .
harkon
Domi, takie wzorce ciagna sie niestety czesto przez pokolenia.. U mnie w rodzinie to samo.. Na szczescie jestesmy w stanie przerwac ten zaklety krag.. Swoja samoswiadomoscia..
Wydaje mi sie, ze tak - dobrze by Ci zrobila terapia dotyczaca Twoich relacji z mama. Przydalby sie profesjonalista,ktory pomoglby Ci wypracowac nowe wzorce zachowan w takich krytycznych momentach.
chaton
Dziewczyny, u mnie tragedia... zachecona pozorem zrozumienia dalej staralam sie komunikowac z Nickiem, wyrazilam mu wprost swoje potreby i uczucia... on odebral to jako atak, strasznie mnie zaatakowal, poklocilismy sie tak, ze juz chyba nie ma odwrotu...
Terapia to ostatnia deska ratunku, bo sam zaproponowal.
Ale nie wiem, czy jesli nawet znajdziemy cos, co bedzie kompatybilne z naszym (jego) budzetem i rozkladem zajec, czy to da cokolwiek na tym etapie...
Ludzie, ktorzy sa w stanie mowic do siebie takie rzeczy, jakie on mi powiedzial, chyba juz nie daja sobie jakichkolwiek szans.
Chyba rzeczywiscei trafilam na kogos z duzo wiekszymi problemami psychologicznymi, nie myslamam.
W tej chcili nie jestem sobie w stanie wyobrazic, ze z nim zostane.
Wzielam sobie na uspokojenie, siedze i mysle: co ja mam teraz zrobic?
Spakowac jego rzeczyi wystawic na klatke?
Spakowac sibie?
Cos sobie zrobic? Co wtedy z Ewa?
Zostac? Po co? Juz wiecej przeciez nie zniose tego bolu...
harkon
Chaton, przede wszystkim uspokoic sie, na pewno nic sobie nie robic. I odebrac maila ode mnie. Jestem jakby co.
chaton
QUOTE(harkon @ Sat, 26 Jun 2010 - 16:45) *
Chaton, przede wszystkim uspokoic sie, na pewno nic sobie nie robic. I odebrac maila ode mnie. Jestem jakby co.

Ok
Zobacze czy mam jeszcze skupa, dawno nie uzywalam.
Na otwartym forum nie moge tego pisac.
kejt.chmiel
CYTAT(harkon @ Sat, 26 Jun 2010 - 09:45) *
Domi, znam to poczucie winy.. Jest okropnie dolujace.. Ale ono jest nie racjonalne, nie ma podstaw. Nie robisz nic, co dawaloby podstawy do niego.. Podstawa zmiany w nas jest zrozumienie zmiannosci naszych rol podczas calego naszego zycia. Nasza rola dziecka nie jest stala. Zmienia sie w momencie, gdy dorastamy i stajemy sie dorosli. Wtedy wychodzimy z roli dziecka naszych rodzicow, a stajemy sie sami rodzicami i zonami,mezami. I te role maja pierwszenstwo. Odchodzimy z naszych pierwotnych domow i tworzymy nowe. To jest naturalne nastepstwo rol. NIe oznacza zerwania wiezow pierwotnych zupelnie, a tylko przestawienie pierszenstwa. Domi, tak naprawde to problem Twojej mamy, nie Twoj. I jeszcze jedno - Ty nie jestes odpowiedzialna za jej samopoczucie..

CYTAT(harkon @ Sat, 26 Jun 2010 - 10:13)
Hmm, ja mialam zupelnie inne sugestie od mojej psychoterapeutki. Tzn. ona mi nie mowila, ze mam im komunikowac, ze cos mi spieprzyli itd. Nie,bo ona absolutnie wiedziala, ze po pierwsze ja na tym etapie jestem absolutnie za slaba na taka konfrontacje, po drugie i najwazniejsze - to rozmowa z gluchym i nic nie da, tylko doprowadzi do konfliktu. Do eskalacji wyrzutow, bolu i szantazow. Owszem, mialam komunikowac swoje wlasne uczucia na biezaco. Owszem,mialam sie uczyc byc doroslym niezaleznym od nich czlowiekiem. Przede wszystkim mialam sie sama zmienic. Pierwsze co uslyszalam i bardzo dobrze zapamietalam na terapii to bylo to,ze matki nie zmienie! - ona jest na to niestety za stara i sama tego nie chce. Mam zmienic siebie i swoj stosunek do niej. To moja praca. A co jesli bedzie znowu probowac na mnie swoich sztuczek? - odciac sie, nawet przestac sie spotykac na jakis czas, mowiac co sie czuje. Jasno i klarownie - "mamo, boli mnie, gdy traktujesz mnie jak male dziecko, jestem juz doroslym czlowiekiem,mam swoja rodzine, o ktora musze dbac, bede Cie zawsze kochac, ale wymagam szacunku jak dla doroslego czlowieka. Nie jestem Twoja wlasnoscia, nie bede na kazde Twoje zawolanie, bo mam inne zobowiazania." Trudne,. ale wykonalne. Mnie juz nikt emocjonalnie nie szantazuje,a teksty pt zapomnialas,ze masz matke zbywam smiechem. A co najazniejsze - nie odczuwam juz w srodku tego potwornego uczucia skarconego dziecka,ktore musi teraz i natychmiast zrobic wszystko,zeby mamusia byla zadowolona. Nie ma, poszlo sobie wraz z ciezkimi cwiczeniami nad soba.


Dzięki, dzięki dziewczyny za Wasze posty.
harkon, mam nadzieję, że to skarcone dziecko, które się czuje, że zawiodło biedną matkę też sobie ode mnie pójdzie. Nie cierpię tego uczucia wracania do punktu wyjścia, mimo że wiem, że dobrze robię odcinając się, ale to jest jak nałóg. Trzeba iść na odwyk icon_smile.gif
Wiecie co zawsze mnie dobijało najbardziej? Jak próbowałam choćby trochę się odciąć, kwitowane to było moim egoizmem i niewdzięcznością....Na słowo egoizm mam taką alergię, że szok....A matka to wie, i używa ile wlezie. Reszty mi się nie chce pisać.
Inanna
Ja, jak próbowałam zrobić coś po swojemu w ramach zyskiwania samodzielności, to słyszałam: zobaczysz, będziesz żałowała! No i do tej pory boję się każdego samodzielnego kroku, żeby później nie żałować. Bo jak zrobiłam po swojemu i mi nie wyszło, to słyszałam "dobrze Ci tak!".
madika
CYTAT(Inanna @ Sat, 26 Jun 2010 - 20:37) *
Ja, jak próbowałam zrobić coś po swojemu w ramach zyskiwania samodzielności, to słyszałam: zobaczysz, będziesz żałowała! No i do tej pory boję się każdego samodzielnego kroku, żeby później nie żałować. Bo jak zrobiłam po swojemu i mi nie wyszło, to słyszałam "dobrze Ci tak!".



ja słyszałam: "a nie mówiłam?"

dołączam do grona córek toksycznych matek....
domi
CYTAT(harkon @ Sat, 26 Jun 2010 - 13:59) *
Domi, takie wzorce ciagna sie niestety czesto przez pokolenia.. U mnie w rodzinie to samo..

Nawet mi nie pisz bo ja już w jakąś obsesję popadam. Boje się bym nie była taką toksyczną matka dla swojej córki. Nawet wypożyczyłam sobie książkę z biblioteki o relacjach matka-córka o rozwiązywaniu konfliktów. Narazie jakbym czytała o sobie i mamie. Jeszcze nie widzę powiązania z moim dzieckiem bo jest jeszcze za małe. to wszystko podobno uwidacznia się w okresie dojrzewania... . Tylko, ze ja już dawno przeszłam ten czas a nadal się czuję jak zbuntowana nastolatka. Myślę o tym cały weekend... . Zauważyłam też, ze mama nie umie żyć własnym życiem, ona po prostu poświęca się nam bez reszty i tego samego oczekuje od innych. chyba myśli, ze tak ma być. Przykład z niedalekiej przeszłości: siedzi sobie mój brat na tarasie. Zrobiło sie chłodno to przechodząc pytam czy mu nie zimno-nie było mu zimno...poszłam sobie. Mama przechodzi i rozpoczyna się..."czy zrobić ci herbaty? a kawy? a zimno ci nie jest? na pewno? ale ja jednak przyniosę koc. "-przynosi-zakrywa brata i ponownie pyta: "ale nie chcesz herbaty?". Brat się wściekł i wybuchł, ze przecież grzecznie mówił, ze nie chce, ze nie jest mu zimno, że chce pobyć sam. A mama co na to? Z pewnością się domyślacie.... tak się rozpętała wojna. Niestety tak wygląda ze wszystkim: mama musi wszystko wiedzieć ze szczegółami, wtrąca się do rozmowy i trzeba wszystko od nowa tłumaczyć bo myśli, ze coś przed nią ukrywamy, coś knujemy... . Narzuca się we wszystkim, np. kupuje prezent a potem się dziwi, ze komuś się nie podoba a taki był drogi (np. maszynę do szycia dla laika). Nie umie siedzieć w milczeniu, wciąż coś opowiada, zapytuje, nagaduje, skarży się .... nieustannie 37.gif . Jak się kiedyś zapytałam dlaczego nie możemy po prostu posiedzieć w milczeniu? Dlaczego mama nie poczyta sobie jakiejś książki skoro jej się nudzi? Czyli, ze ja nie chce z nią rozmawiać, ona biedna całe życie musi być samotna. Buuuuu -będę wyć!!!! Czy ja mogę jeszcze nauczyć 56-etnia kobietę by zajęła się sobą a nie nami? By nauczyła się dbać o siebie i siebie szanować?
semi
CYTAT(chaton @ Sat, 26 Jun 2010 - 16:32) *
Dziewczyny, u mnie tragedia... zachecona pozorem zrozumienia dalej staralam sie komunikowac z Nickiem, wyrazilam mu wprost swoje potreby i uczucia... on odebral to jako atak, strasznie mnie zaatakowal, poklocilismy sie tak, ze juz chyba nie ma odwrotu...
Terapia to ostatnia deska ratunku, bo sam zaproponowal.
Ale nie wiem, czy jesli nawet znajdziemy cos, co bedzie kompatybilne z naszym (jego) budzetem i rozkladem zajec, czy to da cokolwiek na tym etapie...
Ludzie, ktorzy sa w stanie mowic do siebie takie rzeczy, jakie on mi powiedzial, chyba juz nie daja sobie jakichkolwiek szans.
Chyba rzeczywiscei trafilam na kogos z duzo wiekszymi problemami psychologicznymi, nie myslamam.
W tej chcili nie jestem sobie w stanie wyobrazic, ze z nim zostane.
Wzielam sobie na uspokojenie, siedze i mysle: co ja mam teraz zrobic?
Spakowac jego rzeczyi wystawic na klatke?
Spakowac sibie?
Cos sobie zrobic? Co wtedy z Ewa?
Zostac? Po co? Juz wiecej przeciez nie zniose tego bolu...

Chaton, przytul.gif . Mam nadzieję, ze dzisiaj już lepiej....Sama wiesz, ze ludzie pod wpływem silnych emocji mówią często okropne rzeczy, których wcale nie myślą i nie czują. Może i z nim tak było. Skoro Nick zaproponował terapię to jest dla Waszego związku szansa.Poza tym-masz Ewę. Trzymaj się. Będzie lepiej.
chaton
Dziecki Harkon za rozmowe. icon_smile.gif
Dzieki Emi.

Jestem wykonczona, bo z tego wszystkiego dostalam nowego ataku nerwicy jelita grubego czy jak sie to po polsku nazywa, po francusku "colopathie" i ma takie objawy, jak grypa zeladkowa na zmiane z zaparciami. Plucze mnie tak od czwarktu i ledwo sie trzymam na nogach. Cala klotnia z Nieciem zaczela sie do tego, ze ja wychodze od lekarza, zalamana diagnoza, bo w dodatku dowiedzialam sie, ze tego sie nie leczy, tylko zalecza. A on do mnie, zamiast zapytac, jak sie czuje, czy chociaz przytulic, (szedl potem na spotkanie z bilansu kompetencji) i sie mnie pyta, jak on ma sie tam ubrac. Wiec ja mu odpowiedzialam, ze nie wiem, ze jest duzym chclopcem i chyba potrafi sam o tym zdecydwaac, a ja walsnei dostalam ta diagnoze i raczej potrzebowalabym, zeby ktos sie mna zajal. Na przyklad przytuli. I zaczelo sie. Oczywiscie, jak to on, nie przyzna sie do winy. Mowi, ze mial to wlasnie zrobic, ale Ewa, ale winda, ale bla blabla. Ale ja wiem, ze on sie nie odwazylby zrobic cokolwiek i by tylko z boku obserwowal, przerazony moje reakcje (ja sie od tego chwialam na nogach).
O dalszej dyskusji nie moge ze szczegolami pisac na otwartym (wciaz czekam na odpowiedz o mozliwosci uczestnictwa w zyciowych zakretach, wiec ewentualnie mozecie pytac na pw), bo zbyt intymne. Ale w pewnym momencie on stwierdzil, ze od 3 lat ja obwiniam go za wszystko! Wiec ja wtedy nie wyrobilam i zaczelam sie drzec, bo przeciez to ja nosze na swoich barkach problemy jego calej rodziny! Jego matki mowiacej mu, ze przez mnie chodzi do psyhiatry. Ojca, ktory przeze mniema problemy z sercem(ma je od dziecka). I jeszcze on mi powiedzial, ze oczekuje na telefon, jak jego ojciec umrze, ze rodzenistwo mu powie, ze to przez nas! To jest jakas praranoja! Wiec jak ja zaczelam sie drzec, dlaczego on mi to robi, co ja jemu zrobilam, robie wszystko, zeby ocalic taen zwiazek, to on mi jeszcze dodal, ze nigdy mi nie przebaczy tego, co JA robie Ewie... ja jej to robie...
W rezultacie ON postawil mi ultimatum: albo pojdziemy na ta cholerna terapie, albo JA go zostawie.
Sprostowalam, ze jesli chce mi grozic, to raczej powinien powiedziec, ze to on mnie zostawi, gdyz ja jako dorosla osoba sama potrafie podejmowac decyzje.
Wiec (ze rada harkon, dzieki Ci), ja mu odpowiedzialam, ze:
1) jesli chce mnie zostawic to jego decyzja i nie ma mowy, zebym Ja to zrobila za niego, zeby zostal bohaterem przed swoja rodzina a ja kozlem ofiarnym
2) ze terapia owszem, ale myslalam, ze on nie ma kasy. Na to biedny zuczek sie pozalil, ze w jednym i drugim przypadku straci kasa: jak go zostawie, to straci na tym bo ja wiecej zarabiam, to juz lepiej wydac na terapie... urocze.
Wiec ja na to, ze w takim uladzie on ma znalezc terapeute i to zalatwic.
Po przyjsciu ze spotkania na temat bilansu kompetencji, powiedzial, ze on chce sie leczyc, bo jest chory. Ja sobie mysle: w koncu rozmowa. Pytam sie, dlaczego tak mysli. On na to,ze on mysli, ze on uwaza, ze nie ma sobie nic do zarzucenia, ze robi wszystko ok, a mi to nie odpowiada, wiec najwyrazniej cos z nim nie tak. Ja mu odpowiedzialam, ze jezeli chce isc do psychiatry mowiac mu, ze on jest super, ale jego partnerka jest niedobra, bo uwaza nie, to szkoda jego pieniedzy. Ze moze ewentualnie isc mowiac, ze ma problem, ze ktorym nie moze sobie poradzic i ktory lezy choc czesciowo w nim, bo jesli chce uslyszec, ze on jest cacy i to nie jego wina, to raczej psychiatra do tego nie sluzy.
Na to on odpowiedzial, ze jestem glupia.
Na czym ja skonczylam definitywnie rozmowe, bo stwiedzilam, ze nie dam sie obrazac.
I ze on ma zalatwiac ta terpaie, a w miedzyczasie bedziemy robic tak, zeby spedzac jak najwiecej czasu kazdy ze swojej srony, zeby nabrac dystansu.
Spalam druga noc w lozeczku Ewy.
Wiem, ze to koniec zwiazku.
Takim sposobem skonczylm sie moj poprzedni.
Z tym, ze nie bylo mowy o terapii.
Znajac go, on gowno zalatwi nie trapie, albo znajdzie tysiac pretekstwo zeby na nie nie pojsc.
Ide szukac na internecie informacji, jak przerwac PACS (zalegalizowany we Francji konkubinat) i czy tak, jak on twierdzi bede mu musiala placic alimenty.
Bardzo mnie wkurza, ze musza to pisac na otwartym formu i bardzo bym chciala juz miec odpowiedz co do zyciowych zakretow.
harkon
Chaton - az nie wiem co napisac..
Na pewno, zalatwilas to dorosle. Bo jesli on probuje wmanewrowac Ciebie w wine za kryzys,to to jest bardzo nie fair. NIestety ma bardzo mocne mechanizmy wypierajace, jest potwornie uwiazany do swojej rodziny i jest ciagle malutkim niedoroslym chlopcem. Mnie uderzylo to, ze on Cie szantazuje pieniedzmi.. O co chodzi? Wydaje mi sie,ze dopoki on nie zrozumie, co traci, w znaczenieu rodziny, Was, i za tym nie zateskni,to nic nie dadza jego pozorne deklaracje.
NIewiwle moge pomoc.. Choc bardzo bym chciala. Trzymam za Ciebie caly czas kciuki i mysle bardzo cieplo. Nawet skypa wlaczylam, jakby co icon_wink.gif
chaton
QUOTE(harkon @ Mon, 28 Jun 2010 - 11:59) *
Chaton - az nie wiem co napisac..
Na pewno, zalatwilas to dorosle. Bo jesli on probuje wmanewrowac Ciebie w wine za kryzys,to to jest bardzo nie fair. NIestety ma bardzo mocne mechanizmy wypierajace, jest potwornie uwiazany do swojej rodziny i jest ciagle malutkim niedoroslym chlopcem. Mnie uderzylo to, ze on Cie szantazuje pieniedzmi.. O co chodzi? Wydaje mi sie,ze dopoki on nie zrozumie, co traci, w znaczenieu rodziny, Was, i za tym nie zateskni,to nic nie dadza jego pozorne deklaracje.
NIewiwle moge pomoc.. Choc bardzo bym chciala. Trzymam za Ciebie caly czas kciuki i mysle bardzo cieplo. Nawet skypa wlaczylam, jakby co icon_wink.gif


Slonce, w pracy jestem, Skypa nie moge uzywac, ale mam system do webkonferencji. Skoro nie masz kamery, to mozesz zadzwonic bezplatnie na numer, ktory Ci podam.
On mowi, ze nie wie juz, czy na mnie mu zalezy, ale nie chce stracic Ewy. Wyobrazasz sobie?
Inanna
Chaton, trzymaj siÄ™ przytul.gif

Tylko jedno mnie niepokoi w Twojej wypowiedzi. Napisałaś: "w ten sam sposób zakończyłam swój poprzedni związek". To by sugerowało, że gdzieś jednak popełniłaś błąd (nie sądź, że obarczam Cię winą - absolutnie nie to mam na myśli!) i po raz kolejny włączył Ci się jakiś destrukcyjny schemat. Może zanim podejmiesz decyzję o rozstaniu, pogadaj o tym z terapeutką?
chaton
QUOTE(Inanna @ Mon, 28 Jun 2010 - 12:32) *
Chaton, trzymaj siÄ™ przytul.gif

Tylko jedno mnie niepokoi w Twojej wypowiedzi. Napisałaś: "w ten sam sposób zakończyłam swój poprzedni związek". To by sugerowało, że gdzieś jednak popełniłaś błąd (nie sądź, że obarczam Cię winą - absolutnie nie to mam na myśli!) i po raz kolejny włączył Ci się jakiś destrukcyjny schemat. Może zanim podejmiesz decyzję o rozstaniu, pogadaj o tym z terapeutką?


Tamten zwiazek nie mial nic wspolenezo z tym. Byl do dupy od poczatku, ale ja bylam mloda i glupia i tego nie widzialam. Analogia polega na tym, ze w momencie, kiedy stwierdzilam, ze zrobilam wszystko, co w mojej mocy, zeby go poprawic, a to nie odnosi zadnych skutkow, postatalam sie ograniczyc kontakty. Tak je ograniczylam, ze juz tylko spalam w domu, w pokoju goscinnym i ulkadalam sobie zycie sama. zaiwestowalam sie w prace, zajecia typu taniec, tam poznalam nowych ludzi.
Tamten facet byl perwersyjnym narcyzem, dowiedzialam sie dopiero po rozwodzie, ze nigdy mnie nie kochal. Nie mialam z nim dziecka aniwspolnych planow.
Jedyne, w czym zawinilam, to glupota i naiwnoscia, nabierajac sie na bajery, jakie mi wciskal, zebym wyjechala do niego do Francji. Jak juz wyjechalam, to pokazal zupelnie inne oblicze. Nie mialam zadnego destrukcyjnego schematu, rozstalam sie stopniowo (bo inaczej nie moglam w obcym kraju) z facetem, ktory mi naklamal, obiecal mi rozne rzeczy, kotrych nie mial najmniejszego zamiaru zrobic. I zle mnie traktowal, ok?
Sorry, niechce tego omawiac w szegolach na ogolnodostepnym watku.
I tak, przykro mi, ze uwazasz, ze poniewaz raz sie rozeszlam, to systematycznie popelniam blad.
Z terapeutka gadam o tym od samego poczatku.
chaton
Harkon: dzieki raz jeszcze za nasza "telekonferencje".
Ide na lunch, kupic nocnik dla dziecka i srodki przeciwbolowe, wszystko w 45 minut. W ramach, jak radzil lekarz: poswiecic czas na jedzenie i w ogole na zycie. Latwo mu mowic: jego zona i matka jego dzieci nie pracuje....
Bianka
Kazdy jest inny kazdego zwiazek jest inny.Ale chyba spanie przez jakis czas osobno nie przyczyni sie drastycznie do rozpadu zwiazku.Ja np ze swoim mezem spie od kiedy pamietam w osbnych sypialniach i nie chce z nim spac bo on chrapie okrutnie i za kazdym razem w nocy kiedy wspaje siku i slysze to jego chrrrrr grrrr dziekuje Bogu ze on tam a ja u siebie.Inna sprawa jest niedojrzalosc moj maz oczekuje nieustannego zachwycania sie nim i tym co robi i jak robi mysli zawsze przede wszystkim o sobie...przyzwyczailam nie licze na niego z problemem lece do tesciowej wiem ze to dziwne ale tak jest....
Chaton nnie pomoge Ci bo nie potrafie ale trzymam kciuki....
Mam nadzieje ze dostaniesz sie do tego zamkientego forum ale to wcale wbrew pozorom bardziej Ci nie pomoze....mnie to zamkniete forum zaczyna draznic i nawet gdybym spelniala warunki nie ubiegalabym sie o przyjecie tam.
Bianka
CYTAT(chaton @ Mon, 28 Jun 2010 - 13:54) *
Harkon: W ramach, jak radzil lekarz: poswiecic czas na jedzenie i w ogole na zycie. Latwo mu mowic: jego zona i matka jego dzieci nie pracuje....



No widzisz a ja wspolczuje jego zonie nie chcialabym byc zona lekarza i nie pracowac zreszta dla mnie nie pracowanie = DEPRESJA.
chaton
Dziewczyny, przykro mi, ze tak zmonopolizowalam watek moimi problemami ze zwiazkiem. Trudno mi pisac o czymkolwiek inneym tteraz, wybaczcie.
Zgodnie z rada Harkon, poniewaz nie potrafie z niem rozmawiac, napisze do niego list.
harkon
CYTAT(chaton @ Mon, 28 Jun 2010 - 14:51) *
Dziewczyny, przykro mi, ze tak zmonopolizowalam watek moimi problemami ze zwiazkiem. Trudno mi pisac o czymkolwiek inneym tteraz, wybaczcie.
Zgodnie z rada Harkon, poniewaz nie potrafie z niem rozmawiac, napisze do niego list.

Co Ty Babo gadasz!! jak ktos jest w potrzebie, to sie mu pomagfa.. przynajmniej wirtualnie, choc niewielka to pomoc. Nie mysle,zebys cokolwiek tu monopolizowala 06.gif
Niestety, czesto jest tak,ze takie osoby,jak my, spotykaja na swojej drodze specyficznych ludzi. Takich, ktorzy podswiadomie wiedza, ze mozna nas wykorzystac, podporzadkowac. Mysle tutaj o Twoim pierwszym mezu Chaton. NIe moze byc tak, ze szukamy zawsze w sobie winy za dzialanie innych doroslych przeciez ludzi. Prawda, ze zwiazek buduja dwie osoby i zwykle nic nie jest jednowymiarowe, ale to sie przeklada tez na to,ze nie zawsze, nie za wszystko i nie w calosci jestesmy winne my i tylko my! Naprawde, troche zdrowego egoizmu, dziewczyny!
chaton
Harkon: Ty mi bardzo pomoglas, naprawde niewiele kto byl tak do dyspozycji, w zasadzie to pierwszy raz w zyciu mi sie cos takiego zdarza.
Co do pierwszego meza, moim ewidentym bledem bylo przyjachanie do niego do Francji i w ogole zwiazanie sie z nim. Bo ten czlowiek nie jest w staie zyc z kims. Ale on udaawal, zeby mnie i uwiesc i jak juz przyjechalam, to zupelnie innego cczlowieka zastalam. A, ze wiadomo, rodzice nie chca sluchac, powrot do kraju to porazka... Natomiast nza niepowodzenie naszego zwiazku winie wylacznie jego.
Nick jest przeciwienstwem Daniela, tu jest inaczej. Wybralismy sie swiadomie, nikt nikogo nie udawal. Nick jest jak do rany przyloz, kochany i bezproblemowy, kiedy nie ma konfliktow. Jak sa, zamyka sie w wskorupce.
Tutaj wina jest po obu stronach. Ja nie potrafie do niego podejsc. On nie potrafi sie na mnie otworzyc. Nasz zwiazek byl ideany, poki nie bylo dziecka. Jak pojawila sie Ewa, byl idealny, dopoki nie wkroczyla rodzinka. Bo tu jest ta triada. Terapeutka mowila mi, ze jak sie ma dziecko, to wtedy zwiazek sie zmienia, ze teraz wszystkie te osoby, ktore nie mialy na niego wplyw sa z nami w tym zwiazku.
wina Nica jest to, ze nie potrafil nas obronic przed agresja jego rodziny? Moja wina jest to, ze niepotrafie mu tego przebaczyc.
Nasza wspolna wina, ze nie potrafimy z tym zyc.
Ide pisac ten cholerny list.
Inanna
CYTAT(chaton @ Mon, 28 Jun 2010 - 13:01) *
I tak, przykro mi, ze uwazasz, ze poniewaz raz sie rozeszlam, to systematycznie popelniam blad.

Nic takiego nie uważam. Uderzyło mnie tylko to jedno zdanie. Nic nie sugeruję i nie stawiam żadnych diagnoz, przecież ja Cię w ogóle nie znam.
chaton
QUOTE(Inanna @ Mon, 28 Jun 2010 - 12:32) *
po raz kolejny włączył Ci się jakiś destrukcyjny schemat

Ja nie chce zadnej destrukcji, swiadomie czy nie. Ja chce zdrowego zwiazku. Szczesliwych rodzicow dla szczesliwego dziecka.
Destrukcyjny schemat raczej jemu bym zasugerowala, bo po raz kolejny zachowuje sie, jakby nie chcial byc szczesliwy. Jakby to mu zagrazalo. Odrzuceniem rodziow?
Oczywiscie brak mi obiektywnosci.
domi
Chaton> nie traktuj tego co napiszę jako ataku ale nadal odnoszę wrażenie...i powtórzę to co już kiedyś pisałam, że chyba nie umiesz żyć własnym życiem. Za dużo jest robione dla niego, za niego, zdecydowanie za dużo o nim myślisz, o jego błędach, niedociągnięciach... . Ja wiem, ze ty już masz za sobą indywidualną terapię i to już jest ogromny sukces ale na tej indywidualnej terapii chyba nie omawiałyście uzależnienia od męża, czy braku życia dla siebie a nie dla innych. Czy przypadkiem nie poświęcasz się za bardzo? Nie popadasz w skrajność typu: muszę zrobić coś absolutnie przeciwnego co w poprzednim związku? Wiesz...nawet w związku trzeba umieć żyć dla siebie, trzeba mieć odrobinę prywatności (w tym prywatności myśli), nawet w małżeństwie należy umieć oddzielić JA od MY. Mimo wszystko odnoszę wrażenie, ze terapia dotycząca twojej osoby nie była prowadzona pod kierunkiem uświadamiania, że twoje życie nie jest uzależnione od niczyich nastrojów, humorów, i że cudze problemy osobowościowe nie są twoimi problemami...nie musisz nimi żyć.
Pozdrawiam.
semi
Chaton, a ja mam wrażenie, że Ty nie słyszysz tego, co on mówi, tylko to, co czytasz między wierszami.(Niekoniecznie trafnie.) Ja zrozumiałam kompletnie co innego z tych przytoczonych przez Ciebie słów niż Ty. Ale to IMO oczywiście. Nie, żebym go usprawiedliwiała, bo całokształt brzmi nieciekawie, odnosze się tylko do Twojego konkretnego opisu tej sytuacji od powrotu od lekarza
grzałka
CYTAT(emi @ Mon, 28 Jun 2010 - 22:40) *
Chaton, a ja mam wrażenie, że Ty nie słyszysz tego, co on mówi, tylko to, co czytasz między wierszami.(Niekoniecznie trafnie.) Ja zrozumiałam kompletnie co innego z tych przytoczonych przez Ciebie słów niż Ty. Ale to IMO oczywiście. Nie, żebym go usprawiedliwiała, bo całokształt brzmi nieciekawie, odnosze się tylko do Twojego konkretnego opisu tej sytuacji od powrotu od lekarza



ja mam dokładnie to samo wrażenie co emi, też zupełnie inaczej bym odebrała jego słowa, tak jakbyś nadinterpretowała i doszukiwała się na siłę czegoś, czego on wcale nie powiedział
yennefer
Chaton, doskonale Cię rozumiem, kiedy piszesz o Jego rodzinie i Twojej złości, że nie potrafi/nie chce/nie ma siły Cię przed nią obronić. My byliśmy z tego powodu o krok od rozwodu, dopóki nie zrozumiałam pewnych rzeczy i zaczęłam rozumieć Jego. Rozdzieliłam całkowicie Jego relacje z rodzicami, których On najwidoczniej potrzebuje, od relacji ze mną. Zrozumiałam, że ja nie muszę mieć z nimi żadnych relacji, przestałam Go oskarżać o to, za co nie był tak naprawdę odpowiedzialny. Teraz mam rzadki kontakt z teściami, jeżdżę tam dla Niego czasami, spływa po mnie, jeśli mnie o coś oskarżają, i tak za godzinę wrócę do siebie i żyję swoim życiem. Dzieci same z nimi nie zostają, W. doskonale wie dlaczego, ja nie reaguję na zaczepki, On nie ma pretensji, że spędzamy tam mało czasu.
tuLena
CYTAT(chaton @ Mon, 28 Jun 2010 - 08:33) *
Cala klotnia z Nieciem zaczela sie do tego, ze ja wychodze od lekarza, zalamana diagnoza, bo w dodatku dowiedzialam sie, ze tego sie nie leczy, tylko zalecza. A on do mnie, zamiast zapytac, jak sie czuje, czy chociaz przytulic, (szedl potem na spotkanie z bilansu kompetencji) i sie mnie pyta, jak on ma sie tam ubrac. Wiec ja mu odpowiedzialam, ze nie wiem, ze jest duzym chclopcem i chyba potrafi sam o tym zdecydwaac, a ja walsnei dostalam ta diagnoze i raczej potrzebowalabym, zeby ktos sie mna zajal. Na przyklad przytuli. I zaczelo sie. Oczywiscie, jak to on, nie przyzna sie do winy.



moim zdaniem przede wszystkim potrzebujesz wyciszenia.....

nie mogę odnieść sie do Waszego związku, bo Was nie znam, poza tym nie czuję sie kompetentna. Wydaje mi sie jednak,że dobrze jest nabrac dystansu i nie analizowac drobiazgowo każdego słowa jakie pada podczas kłótni, gdyż w złości rożne słowa padają. Za to jeśli jest wola obu stron warto przyjrzeć się skad się ta złość bierze. Nie konkretne słowa. Gdzie jest źródło.

Ja tylko mogę coś powiedzieć na matgninesie o wypowiedzi Twojego partnera- wiesz.... ja często też tak mam, że nie wiem jak się zachowac w danej sytacji. Mam coś jak on... chciałabym coś zrobić, nawet czasami wiem dokładnie co, tylko nie umiem. I stoję często jak słup soli, albo powiem coś dla odwrócenia uwagi , jak o tym ubraniu. Nie dlatego,ze mam w d.... co czuje i czego potrzebuje druga strona. Ja po prostu nie umiem inaczej... Nie nauczono mnie , a mnie samej zmiana idzie pomalutku.... I moje wysiłki w związku zmierzają do tego, aby to objaśnić partnerowi- że ja np nie umiem np kogoś przytulić spontanicznie, powiedzieć coś krzepiącego od razu, nie mam wcale takich odruchów, choć mam sie za bardzo empatyczną osobę. Ja nie wiem wtedy jak się zachować. Tak jakby mi czegoś brakowało. I on to teraz lepiej rozumie i wie,ze to nie oznacza mojej obojętnosci. Ale wiem,ze jest to dla niego dziwne, natomiast akceptuje mnie taką jaka jestem. Mam też zalety icon_wink.gif
Wytłumaczenie siebie komuś jest trudne.
To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.