Stron: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28
nie moglam spac, zasnlam o 2 czulam lęk przed spaniem, zanieciem, i do tego ze znow bedzie mi sie strasznie krecic w glowie,juz mam dosć
Malinka ja takiego doswiadczenia nie mialam wiec nie pomoge
U mnie tez do dupy czuje jak sie cofam jak zaczynam sie bac jak mam problem ze wszystkim jak zaczynam nienawiadzic zycia i ludzi. Juz niedlugo wrzesien i znowu terapia raz sie ciesze raz nie nie wierze ze sie u mnie naprostuje nie wierze ze zaczne zyc i cieszyc sie z zycia mam zalobe duszy nigdy ta zoloba sie nie skonczy. Dodatkowo nakrecam sie zle na meza zaczynam go nienawidzic za to ze jest taki zadowolony za to ze z niczym nie ma problemu za to ze jest chamem nienawidze go....
Śledze ten wątek cały czas. nie wiem, co napisać, dlatego sie nie odzywam. Ale trzymam kciuki.
Malinka, Bianka trzymajcie sie dziewczyny. Terapia pomaga, chociaż skutków nie widac od razu. To tak jak z tym, co dzieje sie u mnie dzis na podwórku - panowie robią odwodnienie: rozkopy, rozkopy, bałagan i masakra. Ale jak potem skończone będzie, to wtedy odczuje skutki w postaci suchej komórki . Bianka, złość ma to do siebie, że może sie źle ukierunkować, nie w tę strone w którą powinna, nie w strone osoby, która nas krzywdzi. Czasem jest też tak, że inne uczucie zamienia się na inne (często smutek na złość). Malinka, ja inaczej doświadczam lęków. Wsółczuje, bo to bardzo nieprzyjemne.
Malinka, Bianka:
Mam duze problemy ze snem, najczesciej po prostu czuje, ze nie zasne i wtedy biore srodek nasenny. Dziewczyny trzymajcie za nas kciuki, dzis moj N. poszedl do specjalisty i tak bardzo bym chciala, zeby cos z tego wyszlo... cokolwiek!
malinka - kiedyś miałam ze 2 razy takie zawroty i lęk przed snem ale to samo minęło
współczuję ci tych dolegliwości, jak to czytam to sama cała się trzęsę, bo sie zaraz boję że to i mnie dotknie nie wiem co ci doradzić, skoro na terapie chodzisz i leki bierzesz Bianka - mam nadzieję,że terapia jednak pomoże chaton - mocno zaciskam kciuki&&&&&&
chaton to trzymam Å‚apki
bianka ja tez tak czuje ze mam rozkopane na razie wszystko na terapii i jeszcze duzo do poukladania dzis znow pogoda nie sprzyja cisnieniu 100/65 diabli by wzieli
agalu ja czasami czuje bezsilność ze az sie poplakałam
agalu ja czasami czuje bezsilność ze az sie poplakałam to chyba dobrze że się popłakałaś, trzeba te emocje z siebie wyrzucać nie wiem jak Ty ale ja jak sobie popłaczę czuję się choć na chwilę lepiej niestety kiedyś byłam beską dawno temu a teraz nie potrafię płakać, robie to rzadko i wcale mnie to nie cieszy bo wiem że płacz mnie rozlużniał kiedyś to uczucie bezsilności jest czymś fatalnym ja kiedyś skakałam dużo na skakance, chcę ją wreszcie odkopać i wziąść sie za ćwiczenia fizyczne ,głównie za skakanie na skakance ,bo sport poprawia też humor, trochę mi ciężko to idzie bo od kilku dni wyjmuje tą skakankę w myślach a jeszcze do szafy nie doszłam ,ale wiem że dojdę przed weekendem jakos sie lepiej troszkę zawsze czuję, chyba dlatego że zawsze sie wtedy coś ciekawego dzieje i mam męża obok siebie
Agalu, Malinka: tez nie znosze poczucia bezsilnosci, szczegolnie, kiedy odczuwam je w stosunku do wlasnego dziecka. Wiem, ze nie mozna wszystkiego kontrolowac, ale kiedy w stosunku do Ewy czuje sie bezslina, od razu sie oceniam jako zla matke, ktora nie daje sobie rady.To okropne uczucie.
Dziewczyny, dziekuje za kciuki, sama nie wiem, co o tym myslec. U psychiatry byl, pogadal sobie przez pol godziny, ma sie z nia spotkac jeszcze raz, ona nie widzi potrzeby regularnych spotkan, ale chce, zeby jeszcze przyszedl, nie powiedziala dokladnie kiedy, nie za tydzien ale tez nie za trzy miesiace. Nie wiem, czy to ma jakis sens, niezbyt dal sie wypytac, ale z tego, co zrozumialam nic tam nie postanowili, zadnej terapii, pracy nad czymkolwiek. Wiem, ze nie powinnam w to ingerowac, ale nie moge sie powtrzymac od mysli, ze "odwalil" pojscie do specjalisty, zeby nie bylo, ze nie poszedl i teraz co? No nico. A moze nie? Dziewczyny, dziekuje za kciuki, sama nie wiem, co o tym myslec. U psychiatry byl, pogadal sobie przez pol godziny, ma sie z nia spotkac jeszcze raz, ona nie widzi potrzeby regularnych spotkan, ale chce, zeby jeszcze przyszedl, nie powiedziala dokladnie kiedy, nie za tydzien ale tez nie za trzy miesiace. Nie wiem, czy to ma jakis sens, niezbyt dal sie wypytac, ale z tego, co zrozumialam nic tam nie postanowili, zadnej terapii, pracy nad czymkolwiek. Wiem, ze nie powinnam w to ingerowac, ale nie moge sie powtrzymac od mysli, ze "odwalil" pojscie do specjalisty, zeby nie bylo, ze nie poszedl i teraz co? No nico. A moze nie? Chaton - u nas nastąpiła I-D-E-N-T-C-Z-N-A sytuacja ( poszedł do terapeutki). Miałam dokladnie takie same wątpliwości.Teraz juz mam mniejsze.Dlaczego? Bo moja terapia poszła bardzo głeboko, mniej atakuję męża i juz mnie tak nie boli,że co mniędzy nami kuleje bo zzobaczyłam jak bardzo byłam stronnicza.Dużo wysiłku mnie będzie kosztowało posprzątanie swojego ogródka.Na razie zawiesiłam zaglądanie do ogródka męża i udowadnianie mu,że tam na pewno, ale to na pewo jest mnóstwo do zrobienia.Chodzi, co 2-3 tygodnie.Niemal nic mi nie mówi o czym rozmawiają.Pani zadaje pytania, nic nie komentuje, on mówi.Na początku miał większy opór - teraz chodzi normalnie.Może z facetami inaczej sie rozmawia??? Ja byłam wczoraj.Siedziałam, bałam się, płakałam.Było źle.Nawet terapeuta powiedział,że dzisiaj mnie nie poznaje.Że dzisiaj widzi małą, przestraszoną dziewczynkę.Że jestem tak inna,że nie można ze mną dialogu nawiazać.Było koszmarnie trudno mi się wysławiać, coś tam mówiłąm - on nie rozumiał o co mi chodzi.Doszliśmy na sam koniec.Smutne to było co usłyszałam. Jako dziecko, wobec którego dopuszczono się nadużyć, staram się nie zwracać nadmiernej uwagi na siebie -by nie poczuć się wybraną - jedocześnie rozpaczliwe próbując kontrolować co się da by mieć swoje poczucie bezpieczeństwa. Chaton - u nas nastąpiła I-D-E-N-T-C-Z-N-A sytuacja ( poszedł do terapeutki). Miałam dokladnie takie same wątpliwości.Teraz juz mam mniejsze.Dlaczego? Bo moja terapia poszła bardzo głeboko, mniej atakuję męża i juz mnie tak nie boli,że co mniędzy nami kuleje bo zzobaczyłam jak bardzo byłam stronnicza.Dużo wysiłku mnie będzie kosztowało posprzątanie swojego ogródka.Na razie zawiesiłam zaglądanie do ogródka męża i udowadnianie mu,że tam na pewno, ale to na pewo jest mnóstwo do zrobienia.Chodzi, co 2-3 tygodnie.Niemal nic mi nie mówi o czym rozmawiają.Pani zadaje pytania, nic nie komentuje, on mówi.Na początku miał większy opór - teraz chodzi normalnie.Może z facetami inaczej sie rozmawia??? Carrie: obys miala racje. Tak, chyba z facetami sie inaczej rozmawia. Szczegolnie ze zranionymi facetami. Z tym, ze, jak pisalam, ja mam swoje brudy na swoim podworku, on na swoim, no i jeszcze na naszym wspolnym mamy. Czyli, ze ja musze swoje sprzatnac a on soje i wtedy mielismy sie zabierac za wspolne. Ale pewnie tez tak u mnie bedzie, ze zajme sie swoimi osobistymi chwastami, bo na co innego mam wplyw? Boze, jaki on byl wczoraj smutny... Pomyslalam sobie, ze wredna jestem, ze go w takiego dola wpedza m... Ja byłam wczoraj.Siedziałam, bałam się, płakałam.Było źle.Nawet terapeuta powiedział,że dzisiaj mnie nie poznaje.Że dzisiaj widzi małą, przestraszoną dziewczynkę.Że jestem tak inna,że nie można ze mną dialogu nawiazać.Było koszmarnie trudno mi się wysławiać, coś tam mówiłąm - on nie rozumiał o co mi chodzi.Doszliśmy na sam koniec.Smutne to było co usłyszałam. Jako dziecko, wobec którego dopuszczono się nadużyć, staram się nie zwracać nadmiernej uwagi na siebie -by nie poczuć się wybraną - jedocześnie rozpaczliwe próbując kontrolować co się da by mieć swoje poczucie bezpieczeństwa. Carrie, ja rozumiem, ze to bylo trudne, ale potrzebne. Zobacz, do jakiej waznej konkluzji doszliscie! Moze nawet kluczowej w twojej terapii? Kurcze, ale rozumiem, co czujesz. Carrie: obys miala racje. Tak, chyba z facetami sie inaczej rozmawia. Szczegolnie ze zranionymi facetami. Z tym, ze, jak pisalam, ja mam swoje brudy na swoim podworku, on na swoim, no i jeszcze na naszym wspolnym mamy. Czyli, ze ja musze swoje sprzatnac a on soje i wtedy mielismy sie zabierac za wspolne. Ale pewnie tez tak u mnie bedzie, ze zajme sie swoimi osobistymi chwastami, bo na co innego mam wplyw? Boze, jaki on byl wczoraj smutny... Pomyslalam sobie, ze wredna jestem, ze go w takiego dola wpedza m... Carrie, ja rozumiem, ze to bylo trudne, ale potrzebne. Zobacz, do jakiej waznej konkluzji doszliscie! Moze nawet kluczowej w twojej terapii? Kurcze, ale rozumiem, co czujesz. podejrzewam,że dobijamy do etapu pt. "przeniesienie". Zaczeło się bardzo gwałtownie na przedostatnim spotkaniu.Całkowicie straciłam komfort, zaczęłam się bać, kulić, pocić, trząść.Tym razem już jak wysiadłam z autobusu, którym jechałam na spotkanie nagle ścisnał mi się żółądek - bałam się.Ale weszłam.Na tym etapie terapeuta w oczach mojej wyobraźni przemienia się w mojego "oprawcę" a ja siedzę naprzeciwko i dostaję wytrzeszczu ze strachu.Dziwne - on siedzi na przeciwko, jest spokojny, zrelaksowany, ma łagodny głos a ja trzęsę się ze strachu jakby miał mnie za moment zaatakować, przejrzeć mnie na wylot.Do tej pory stukałam się w głowę,że tak on podkreśla istotę figury ważnej w życiu dziecka.Ja skupiałam się na matce - to tu potrafiłam wykrzyczeć swoją złość, określić swoje żale.W temacie "ojciec" nie potrafię powiedzieć nic.Co czuję?Nic.Czuję złość?Nie, bo nic nie czuję.Podobno to typowe w moim przypadku. W temacie "ojciec" nie potrafię powiedzieć nic.Co czuję?Nic.Czuję złość?Nie, bo nic nie czuję.Podobno to typowe w moim przypadku. Jak nic nie czujesz jak sie pocisz ze strachu i trzesiesz? Czujesz, tylko wyparlas, zostaja jedynie somatyczne objawy. Musisz do tego dojsc, skonfrontowac sie z nim. Kolezanka psycholozka z Gdanska mowila mi o metodze Hellingera chyba, cos w rodzaju psychodramy, robi sie ustawienia. Kazdy czlonek gra role ktoregos z czlokow rodziny i pacjent ustawia i gra role. Moze ta metoda bylaby pomocna u Ciebie? Kolezanka psycholozka z Gdanska mowila mi o metodze Hellingera chyba, cos w rodzaju psychodramy, robi sie ustawienia. Kazdy czlonek gra role ktoregos z czlokow rodziny i pacjent ustawia i gra role. Moze ta metoda bylaby pomocna u Ciebie? Chaton, niech Bóg broni! Ale co się będę wymądrzać, oddam głos expertom: https://www.kidprotect.pl/forum/viewtopic.p...c8e8f13009ff58e https://www.kidprotect.pl/forum/viewtopic.php?t=3573 Choć ja czytałam książki Hellingera i uważam, że jego metoda może i mogłaby służyć jako jakieś-tam narzędzie, ale dla osoby już bardzo poukładanej w sobie, po skutecznej, dobrej terapii. Człowiekowi z problemami raczej zaszkodzi niż pomoże.
Dziś wróciłam. 2 pełne dni z mamą to szczyt mojej wytrzymałości. Juz zaczęłam się łapać na tym, ze mnie irytował sam jej głos...cokolwiek by nie mówiła.
Jak ja sobie z nią poradzę na starość....jestem coraz bardziej przerażona... . Dziś wróciłam. 2 pełne dni z mamą to szczyt mojej wytrzymałości. Juz zaczęłam się łapać na tym, ze mnie irytował sam jej głos...cokolwiek by nie mówiła. Jak ja sobie z nią poradzę na starość....jestem coraz bardziej przerażona... . Domi, czy Ty jesteś jedynaczką? Ty sobie nie musisz z nią radzić, wiesz o tym? Ty sobie z nią musiałaś radzić jak byłaś mała - bo nie miałaś wyjścia, byłaś na nią skazana. Teraz już nie musisz i byłoby dobrze, gdyby Twoja mama to zrozumiała zanim nadejdzie starość. Bo rozumiem, że ma jeszcze trochę czasu na naprawienie Waszych relacji. Jeśli tego nie zrobi, jej starość może naprawdę smutno wyglądać, ale to ona jest za to odpowiedzialna, nie Ty. To ona spieprzyła Wasze relacje, to ona sprawiła, że nie chcesz z nią przebywać. TO WSZYSTKO JEJ ROBOTA! I jeśli ONA nie naprawi tego, co spieprzyła to powinna ponieść konsekwencje.
Inanna ja nie rozumiem o czym ty piszesz.Mama Domi nie naprawi niczego bo nie zdaje sobie sprawy z tego ze w czyms zawinila.Chodzila na terapie ale ja przerwala.A Domi na starosc z poczucia obowiazku i tak bedzie musiala sie nia zajac.
Nie mozna zmienic ludzi za to my mozemy sie zmienic i mozemy zmienic nasze myslenie zeby nie czuc sie winnym. A starosc jest rzeczywiscie przykra nie zdawalam sobie nawet sprawy jak bardzo dopoki nie zobaczylam jak pochlonieta jest moja tesciowa opieka nad swoja 84 letnia matka.....koszmar poprostu. Chaton, niech Bóg broni! Ale co się będę wymądrzać, oddam głos expertom: https://www.kidprotect.pl/forum/viewtopic.p...c8e8f13009ff58e https://www.kidprotect.pl/forum/viewtopic.php?t=3573 Choć ja czytałam książki Hellingera i uważam, że jego metoda może i mogłaby służyć jako jakieś-tam narzędzie, ale dla osoby już bardzo poukładanej w sobie, po skutecznej, dobrej terapii. Człowiekowi z problemami raczej zaszkodzi niż pomoże. Ale jakim ekspertom, przeciez to jest forum dyskusyjne jak nasze. Ja sama nie znam tej metody, jedynie opowiadala mi kolezanka, ktora porzadnym psychologiem jest, z dyplomem i stazem pacy, ale fakt, ze do mnie osobiscie takie psychodramy nie przmawiaja. Cos rozgrzebiesz i co z tego? Z reszta znam tez osobiscie osobe, ktorej nie wiem, czy ta metoda zaszkodzila, ale z pewnoscia nie pomogla... Otoz dowiedziala soe, ze byla molestowana przez ojaca. Tyle, ze nic potem z tym nie zostalo zrobione. dzis jest w ciezkim stanie. Wiec moze rzeczywiscie ostoznie. Dziś wróciłam. 2 pełne dni z mamą to szczyt mojej wytrzymałości. Juz zaczęłam się łapać na tym, ze mnie irytował sam jej głos...cokolwiek by nie mówiła. Jak ja sobie z nią poradzę na starość....jestem coraz bardziej przerażona... . Domi: moge przytulic jedynie, mam to samo. Mnie sam fakt, ze mama staa przy mnie przyprawia o ciarki i chec ucieczki. Raz ja przeczekalam. Bylysmy w domu, ja ide na taras i rzucam cos w stylu "co w domu siedzisz, taka ladna pogoda", patrze, a ta bierze gazete i sie zasiada obok mnie na tarasie. Mysle: przeczekam, ktra szycbiej ucieknie. Ona po 5 min zerwala sie costam robic i zrozumialam: ona sie mnie boi. Kiedys sluzylam jej dokanalizowania negatywnych uczuc, teraz juz sie nie daje i jestem zagrozeniem dla jej rownowagi. Domi, czy Ty jesteś jedynaczką? Ty sobie nie musisz z nią radzić, wiesz o tym? Ty sobie z nią musiałaś radzić jak byłaś mała - bo nie miałaś wyjścia, byłaś na nią skazana. Teraz już nie musisz i byłoby dobrze, gdyby Twoja mama to zrozumiała zanim nadejdzie starość. Bo rozumiem, że ma jeszcze trochę czasu na naprawienie Waszych relacji. Jeśli tego nie zrobi, jej starość może naprawdę smutno wyglądać, ale to ona jest za to odpowiedzialna, nie Ty. To ona spieprzyła Wasze relacje, to ona sprawiła, że nie chcesz z nią przebywać. TO WSZYSTKO JEJ ROBOTA! I jeśli ONA nie naprawi tego, co spieprzyła to powinna ponieść konsekwencje. Ja to wszystko wiem. Tylko co z tego skoro moja mam życzy sobie by na starość zajęły się nią dzieci a przy synach będzie się czuć skrępowana bo pomóc myc się i przebrać to nie rola syna. Ma jedną córkę i w niej pokłada nadzieje. Nie życzy sobie by zamykać ją w domu starców jak w wiezieniu, wyrzucać z domu jak niepotrzebny mebel. Nie chciałaby też mieć obcej kobiety do opieki, bo się będzie panoszyć po domu, nie wiadomo czy nie okradnie, nie będzie mieć czasu na pogadanie, a poza tym mama się będzie krepować przy niej. Słowem życzy sobie by niedołężną starość spędzić z córka. Mój mąż i córka muszą zrozumieć, najlepiej żebym rzuciła prace i zabrała mamusię do swojego domu . Skoro nie mogę jej tego obiecać to znaczy, ze jestem nieczułą, wyrodna córką, która odda starą matkę jak rzecz i zapomni o niej. A wtedy to ona nie ma po co żyć. Za przeproszeniem wk****a mnie to, ze wzbudza we mnie poczucie winy. Jakby matka była najważniejsza na całym świecie. Ja rozumiem, ze jest ważna; urodziła mnie i wychowała jak umiała. Tylko, ze teraz ja mam swoją rodzinę, teraz dla mnie najważniejsze jest dziecko i mąż. Nawet w Biblii jest napisane, ze dziecko odejdzie i od tej pory już matka i ojciec nie będą jego rodziną (coś w tym stylu). Dlaczego nie umiem się wyzbyć wiecznego poczucia winy, ze nieustannie krzywdzę matkę i przekonania, że jej potrzeby są ważniejsze od moim własnych???? Szału dostaje ostatnio! Za tydzień mama ma urodziny a mi się nie chce iść na to przyjecie bo co mam jej życzyć aby nie poczuła się znów urażona, by nie wypominała, że jednym zdaniem popsułam jej całe urodziny? Najchętniej życzyłabym jej większego dystansu do życia i do siebie, wiary w to, ze może sobie sama dać radę, że jest już dorosła.... . Mnie sam fakt, ze mama staa przy mnie przyprawia o ciarki i chec ucieczki. Raz ja przeczekalam. Bylysmy w domu, ja ide na taras i rzucam cos w stylu "co w domu siedzisz, taka ladna pogoda", patrze, a ta bierze gazete i sie zasiada obok mnie na tarasie. Mysle: przeczekam, ktra szycbiej ucieknie. Ona po 5 min zerwala sie costam robic i zrozumialam: ona sie mnie boi. Kiedys sluzylam jej dokanalizowania negatywnych uczuc, teraz juz sie nie daje i jestem zagrozeniem dla jej rownowagi. ona się Ciebie boi. A Ty ? przecież sama ją zaprosiłaś na ten taras..... Jakie to dziwne, że jesteśmy tak ze sobą splecieni, miłoscią i nienawiścią zarazem. Domi: wg mnie dobrze,ze wyraźnie słyszysz co matka do Ciebie mówi i co chce wymóc. Gorzej by było jakbyś sama uwierzyła, że tego chcesz. Jest jeszcze troche czasu zanim będzie niedołężna. Masz czas wszystko przemyśleć, poszukać wsparcia i przygotować się. Domi: wg mnie dobrze,ze wyraźnie słyszysz co matka do Ciebie mówi i co chce wymóc. Gorzej by było jakbyś sama uwierzyła, że tego chcesz. Jest jeszcze troche czasu zanim będzie niedołężna. Masz czas wszystko przemyśleć, poszukać wsparcia i przygotować się. To zabrzmi okrutnie ale mam nadzieję, ze nie dożyje niedołężności. Mając tyle chorób na raz, taką słabą psychikę i wręcz prosząc się o śmierć(w razie potrzeby wyjasnie o co chodzi)....może nie dożyć 80-90 lat. Już teraz jest osoba potrzebująca pomocy a ma dopiero 56 lat. A co ja mam właściwie przemyślac ? Już wiem, ze moja rodzina opiera się na szczerej rozmowie, na wspólnych ustaleniach i wspólnym podejmowaniu decyzji. Jeśli mojej rodzinie nie spodoba się pomysł opieki nad matką (a na 99% wiem, ze się nie spodoba), to nie sprzeciwię się większości. Nie powiem: "sorki, nic mnie nie obchodzi co o tym myślicie, zabieram ja do nas'. Druga sprawa: ja nie jestem masochistką, męczennicą lub samobójczynią....nie dam rady psychicznie z nią wytrzymać dzień w dzień . Myśleć to ja mogę jedynie nad tym jak moją matkę zmienić, by przestała mnie obarczać winą za swój brak obiektywizmu, za swoje zachowanie. A wsparcia to ja będę szukać jak nadejdzie pora. Przygotować się raczej na to nie da....bo jak ja mam się przygotować na sytuację, gdy matka nie dopuszcza nawet myśli, że córeczka z otwartymi ramionami jej nie przyjmie.
Domi,
nie myśl nad tym, jak zmienić swoją matkę, bo zmienić się może jedynie ona sama. Ty możesz jedynie pracować nad sobą, by przestać się nią tak bardzo przejmować. Mój mąż ma niezbyt dobre relacje ze swoimi rodzicami, jeździ do nich bardzo rzadko, zawsze nalega żebym jechała tam z nim. Jego rodzice niewiele o nim wiedzą - ot przyszedł sobie na świat, jakoś żeśmy go wypchnęli z domu i po kłopocie, a może się jeszcze do czegoś w życiu przyda. Ja mam dobre relacje z jego rodziną, być może wynika to z tego, że mają o mnie lepsze mniemanie niż ja mam o sobie samej Zresztą, moi rodzice też mają o nim lepsze zdanie, niż o mnie. Mam ostatnio ciężki okres, w środę pochowaliśmy mojego ukochanego Dziadka, który właściwie mnie wychowywał. Był ciężko chory i niby wiedzieliśmy, że niewiele czasu mu zostało, a jednak nie byłam przygotowana na jego śmierć. Nie potrafię płakać, czuję że łzy utknęły mi gdzieś w klatce piersiowej, dławią mnie a nie chcą się wylać. Chaton, być może psychiatra nie chce wystraszyć Twojego męża i dlatego zaproponowała taki luźny przebieg konsultacji ? Mężczyźni są często pod tym względem specyficzni, mają problemy z analizowaniem swoich uczuć, prędko się wycofują do tej swojej skorupy.
Domi : tylko na siebie mamy wpływ i czasami potrzebujemy wsparcia by to zrozumieć. Wtedy już nie musimy myślec nad tym jak kogoś innego zmienić. A jak już to wiemy, ale tak naprawę, wtedy z innej persepktywy widzimy te same relacje i choć osoba się nie zmieni to nasze decyzje nie są obarczone poczuciem winy, są zaakcpetowane. Przez nas samych. Ze wszystkimi konsekwencjami, bo one zawsze są. O to mi chodziło z tym czasem. O Ciebie.
Pcola : bardzo zazdroszczę ludziom, którzy mają tak wspaniałe relacje z dziadkami. Ja ich właściwie nie miałam, a jak już to złe.
Domi, myślę sobie, że jedyne, co możesz zrobić, to uświadomić swojej matce, jakie budzi w Tobie uczucia i skąd się one biorą. Nic więcej. Być może to wystarczy, żeby zmieniła swoje zachowanie, żeby zaczęła pracować nad poprawą Waszych relacji (ze strachu przed samotnością); a być może nie (to nawet jest bardziej prawdopodobne) - ale to już nie Twój problem. Pozostałe działania musisz skoncentrować na sobie. Musisz dojść do etapu, na którym zachowania Twojej mamy będą Ci zwyczajnie zwisać. Będziesz przyglądać się jej manipulacjom, histeriom etc. i zamiast mieć poczucie winy będziesz dostrzegać jej intencje i środki, którymi próbuje wywrzeć na Ciebie wpływ. I będziesz umiała się przed tymi manipulacjami bronić. To naprawdę jest możliwe!
Domi, myślę sobie, że jedyne, co możesz zrobić, to uświadomić swojej matce, jakie budzi w Tobie uczucia i skąd się one biorą. Nic więcej. Być może to wystarczy, żeby zmieniła swoje zachowanie, żeby zaczęła pracować nad poprawą Waszych relacji (ze strachu przed samotnością); a być może nie (to nawet jest bardziej prawdopodobne) - ale to już nie Twój problem. Pozostałe działania musisz skoncentrować na sobie. Musisz dojść do etapu, na którym zachowania Twojej mamy będą Ci zwyczajnie zwisać. Będziesz przyglądać się jej manipulacjom, histeriom etc. i zamiast mieć poczucie winy będziesz dostrzegać jej intencje i środki, którymi próbuje wywrzeć na Ciebie wpływ. I będziesz umiała się przed tymi manipulacjami bronić. To naprawdę jest możliwe! Uświadomiłam jej to, ale mama to odebrała jako atak na nią, brak szacunku do niej. Strach przed samotnością u niej jest od zawsze -odkąd pamiętam. Była samotna już w dzieciństwie (maltretowana przez rodziców, po skończeniu 18-stki wydana za mąż za sporo starszego pijaka). Cały czas powtarza: "wiem doskonale, ze na starość dzieci mnie porzucą, zostawią na pastwę losu, ze żadne nie będzie mnie chciało przygarnąć, ze będę musiała umierać w samotności. " Czasem mam ochotę odpowiedzieć: "skoro nalegasz ". To prawda, że muszę popracować nad sobą by nabrać dystansu. Tylko, że ostatnio dopadł mnie strach. Mama od lat cierpi na depresje, której nie leczy. Ma za sobą 2 nieudane próby samobójcze. Gdy słyszę jak to nie jest już nikomu potrzebna, ze nie ma po co żyć....budzi się we mnie wyobraźnia. A co jeśli ona ponownie spróbuje się zabić i jej się tym razem uda? Całe życie wzbudzała we mnie poczucie winy i jeśli umarłaby w taki sposób... ja nie umiałabym sobie poradzić z wyrzutami sumienia. Ja nie umiem sobie radzić z manipulacją....niestety....to mój słaby punkt .
a masz możliwość wesprzeć się pomoca psychologiczną ? poczucie winy to trudny temat, nie wiem czy można samemu się go wyzbyć. Bo zdarzyć, jak wiesz, może się cokolwiek, a winę przypiszesz sobie.
Domi,
jeśli koniecznie chcesz coś zrobić dla matki, wybadaj jak wygląda możliwość przymusowego leczenia. Mam bardzo bliskie doświadczenia z depresją - chorowała na nią moja prababcia, siostra mojej babci oraz moja mama. Prababcia się nie leczyła, na wsi wiele lat temu depresja po prostu nie istniała jako jednostka chorobowa. Mama leczyła się, i wyleczyła. Siostra babci leczyła się dopóki żyła moja babcia i dbała o jej leczenie. Po śmierci babci mąż i synowie cioci sprawę dokumentnie olali. Usiłowałyśmy z mamą kontynuować dzieło babci w tej kwestii ale zostałyśmy pozbyte przez męża i synów cioci (twierdzili, że to nie choroba tylko lenistwo ) Powtarzaj sobie często, że nie jesteś odpowiedzialna za życie i czyny swojej mamy - tak samo, jak ona nie jest już odpowiedzialna za Twoje życie. ona się Ciebie boi. A Ty ? przecież sama ją zaprosiłaś na ten taras..... Jakie to dziwne, że jesteśmy tak ze sobą splecieni, miłoscią i nienawiścią zarazem. tuLena: wiesz, to nawet nie bylo zaproszenie, bardziej krytyka, bo moja mama siedzi w domu w skarpetkach przy 30° i wciaz sie boi, ze na dworze sie przeziebi, a nie daj Boze przeciag, bo nas zabije. Bardzo mi sie nie spodobalo, ze ze mna tam poszla. Ona od zawsze traktowala mnie jak wentyl do ujscia swoich negatywnych emocji, ale zanim sobie nie zdalam z tego sprawy, nie czulam jak bardzo mi ciazy jej obecnosc, bliskosc fizycznie. A moze czulam tylko nie rozumialam. Domi; powinnas moim zdaniem wrocic na terapie, zeby pracowac nad nabraniem dystansu do mamy. To nie twoja wina, ze ona sie w zyciu nacierpiala, a ona zachowuje sie tak, jaky sie wlasnie na tobie za to mscila. A czy ktos wie, co sie dzieje z Harkon???
Domi - współczuję Ci takich relacji z mama, faktycznie trudna to sprawa do rozwiązania, moze psycholog ,pomógł by Ci sposób żeby nakłonić mamę na porządne lecznie, kurcze to niesprawiedliwe że dorosła osoba niszczy psychikę własnego dziecka
wiecie co ja mam na odwrót mogłabym z mamą spotykać się codziennie, rozmawiać przez tel najlepiej 2 razy dziennie, wręcz jakbym miała nieodciętą pępowinę ale mama z kolei nie czuje do mnie aż takiej mięty jak ja, tzn, rozmawiamy, spotykamy się ale jednak lubi niezależnośc zazdroszcze jej siły psychicznej, nie miała lekkiego życia ale na depresje itp nigdy się nie musiała leczyć, lubi przebyweać sama ze sobą, ale z nami córkami też,z wnukami też, natomiast niezależnosć jest dla niej najważniejsza,zawsze ma zajęcie, widzę że starosci sie nie boi a ja ja już się boję na zapas:(ale nie chcę być uzależniona od kogoś, od dzieci i ich obarczać swoimi problemami ciągle, chciałabym być taka jak moja mama:( dlaczego taka nie jestem?moze dlatego że nie byłam doceniana specjalnie przez nikgo,raczej słyszałam jak to ja jetem "taka i owaka" pochwał nie pamiętam za wielu, może stąd ten mój brak wiary w siebie A czy ktos wie, co sie dzieje z Harkon??? O jakie to mile Zyje, a co! Chaton, wyczytalam o Nico - sluchaj,moj chlop byla takze raz u psychiatry - gadal chyba ze dwie godziny longiem i chyba samo gadanie mu pomoglo.. Dostal leki. I zaczal sie zmieniac. Jakos tak powoli ewoluowal. Wlasciwie razem ewoluowalismy. Mam nadzieje, ze Twoj tez dostal taki impuls. Ze cos w nim drgnelo, mimo,ze tego nie widac bylo na poczatku.
No wiec witam po pierwszym seansie po wakacjch, bardzo bogatym. Mowilam o niemezu i jego wyczynach, ale glownie o moim pobycie w Polsce i relacjach z mama i co o tych relacjach sie dowiedzialam. Mowialm o tej bliskosci, ktora jest dla mnie nie do wytrzymania. No i terapeutka znalazla zwiazek z moja bezsennoscia i tym napieciem, ktore przekazywala mi praktycznie zawsze matka, od kiedy pamietam, zamiast poczucia bezpieczenstwa, ktorego potrzebowalam. Wszystkie uspokajamy, wyciszamy nasze dzieci,z eby zasnely, ona tego nie potrafila, bo sama jest naladowana negatywnymi emocjami, do ktorych nie ma wgladu i jak tylko sie do mnie zbliza, to czuje rosnacy niepokoj i mam ochote uciec.
Ja podobno nie spalam do roku zycia praktycznie wcale, ona mnie hustala, nosila, a ja ryczalam. Konsultowala sie z dziesiatkami lekarzy, nie znalezli zadnej anomalii. Teraz mysle, ze ta anomalia byl jej brak wgladu we wlasne emocje i w rezultacie calkowity brak kontroli nad nimi. No i tendencja na zrrzucaniu na mnie negatywnych emocji, obdarzania mnie ukryta i przeniesiona agresja. W ogole sie tak czuje, jakbym nic od rodzicow nie dostala, tylko mi jeszcze odebrano to, co bylo moim prawem jako dziecko: poczucie bezpieczenstwa. Mysle, ze to taki etap. Bylam dosc agresywna i opryskliwa w stosunku do matki. Terapeutka twierdzi, ze teraz, jak sie wzmocnilam dzieki terapii, to to wszystko bedzie wychodzic i draznic mnie, razic w oczy. Ucieszylam sie, ze uwaza, ze sie wzmocnilam. W ogole bylo fajnie, czulam sie jak u siebie, nawet jej powiedzialam na przywitanie "jak dobrze pania widziec!". Zauwazylam, ze jak ide na terapie, to wszystko wyglada tak grozne. To jest centrum Paryza, musze przejechac pol stolicy, zeby sie tam dostac i jak tam jade, to wszystko wydaje sie takie wrogie, imponujaca przytlaczajaca mnie architektura, nieprzyjemni ludzie, agresywni kierowcy, czuje sie taka osaczona. A jak stamtad wychodze, to jakby sie wszystko rozjasnilo, stalo bardziej przyjazne, jakos bardziej z tym Paryzem jestem oswojona, dostrzegam przytulne miejsca, o i Sekwana jest, i troche zieleni, ladne ogrody. Niesamowite, jak wygadanie sie pozwala spojrzec inaczej na ta sama rzeczywistosc. Tak na prawde, jak sie nad tym zastanowic, to jadac tam czuje sie wiezniem Paryza, a wracajac jestem wolna i jestem tu z wyboru i wkazdej chcili moge go opuscic... Co do Nica, to ustalilysmy, ze nie bede go gnebic terapia rodzinna i na razie nie wnikam w jego konsultacje. Zajmuje sie calkowicie soba. Glownie swoim rozwojem i kariera, ale o tym juz napisze, jak bede wiedziec cos bardziej konkretnego. Na razie robie bilans kompetencji w celu znalezienia zawodu, ktory odpowiadal by mi bardziej nie przekreslajac jednoczesnie wszystkiego tego, co osiagnelam dotychczas. Idzie mi jak Krew z nosa i zdaje sobie sprawe, ze mam straszliwe opory, ale nie daje sie, zawzielam sie i dotre do celu. Ale dluuuugo mi wyszlo, sorry, jesli zanudzam. Co do Nica, to ustalilysmy, ze nie bede go gnebic terapia rodzinna i na razie nie wnikam w jego konsultacje. Zajmuje sie calkowicie soba. Ciesze sie, tak wlasnie ma byc. Co do tego, do czego doszlyscie na terapii - wydaje sie to byc bardzo sensowne.. I nie dziwne, ze zle Ci w domu, przy matce. Napiecia wracaja, znowu atakuja demony, a tam w Paryzu masz juz swoj w miare bezpieczny swiat. Ja tez tak mialam - nienawidzilam w pewnym momencie jezdzic do mojej rodziny, miasteczka, z ktorego pochodze. Bo mi to burzylo moj swiat, a bylam jeszcze za slaba, zeby, ze tak powiem, ten swiat miec na stale w sobie. Ciesze sie, tak wlasnie ma byc. Co do tego, do czego doszlyscie na terapii - wydaje sie to byc bardzo sensowne.. I nie dziwne, ze zle Ci w domu, przy matce. Napiecia wracaja, znowu atakuja demony, a tam w Paryzu masz juz swoj w miare bezpieczny swiat. Ja tez tak mialam - nienawidzilam w pewnym momencie jezdzic do mojej rodziny, miasteczka, z ktorego pochodze. Bo mi to burzylo moj swiat, a bylam jeszcze za slaba, zeby, ze tak powiem, ten swiat miec na stale w sobie. To nie jest bezpieczny swiat. Paryz jest bardzo wrogim miastem i ciezkim do zycia, szczegolnie dla obcokrajowcow. To jest miast dla turystow, a nie do zycia na stale. Ja zdalam sobie sprawe, ze mi takie wielkie anonimowe aglomeracje nie pasuja i chialabym sie oddalic. Juz na dalszym przedmiesciu jest bardziej swojsko. Ale to wszystko oczywiscie jest zalezne od pracy.
Najintensywniejsze przemyślenia mam tuż po sesji i w ciągu tygodnia.Zapisuję sobie,żeby mi nic nie umknęło. No i odkryłam jeden z systemów mojego terapeuty.Wyczuwa jakiś problem u mnie daleko wcześńiej niż ja go sobie uświadamiam i zadaje jedno pytanie.Pytanie jest niewygodne dla mnie - oczuwam dyskomfort przy formułowaniu odpowiedzi ale wstępnie zapieram się,że nie jest tak źle albo jest ok.Ale ta moja odpowiedź jest taka mało przekonująca. Temat umiera.Nie drążymy.Po czym zadaje mi to samo pytanie za 2 - 3 tygodnie.No i wtedy na bazie tego co omawialiśmy intensywnie przez ten czas - odkrywam,że pytanie nie było jednak wkurzająco bezpodstawne tylko faktycznie coś kuleje.Wspólny mianownik jest jeden - sama oszukiwałam się, by tylko zaspokoić cudze poczucie świętego spokoju i komfortu.
Carrie- ja za to właśnie tak cenię moją terapeutkę- że zadaje pytanie, które najpierw albo wydaje mi się nieistotne, albo kłopotliwe, albo nie do mnie adresowane....
po czasie okazuje się,że trafia w sedno, ale ja do tego dochodzę długo, za to wtedy dużo puzli się "składa" i jest to dla mnie krok milowy. Ja w tym widzę sens terapii, bo gdybyśmy tkwili tylko w tym co tylko ja plotę i co ja postrzegam jako problem, to równie dobrze moglabym zaoszczędzić te pieniądze Mam w ogóle takie wrażenie rozmawiając z terapeutką jakbym sama z sobą rozmawiała.... nie wiem jak to wytłumaczyć - macie też takie odczucia? a propos tego co napisała Chaton jak odbiera Paryż przed i po sesji to ja mam tak, że wychodze wypoczęta po sesji jakbym się drzemęła. A nawet zdarza mi sie ziewać podczas spotkania, na co zwróciłam uwagę. I nie jest to sygnał znudzenia, ale mega odprężenia. Tak jakbym własnie tam odpuszczała całe moje "spinanie się ". Tak sobie myślę, że to oznaka zaufania z mojej strony i poczucia bezpieczeństwa jakie tam mam.
A ja wczoraj byłam u swojej lekarki po długiej przerwie,kazała mi zwiększyć dawke leku z połowy do całej, troche się boje bo miałam wtedy straszne jazdy ale kaze brać hydroksyzynę przez tydziń i mówi że powinno być dobrze
ostatni tydzień miałam bardzo dobry, wcale sie "nie trzęsłam'ze strachu i,znalazałm sobie mnóstwo zajęcia, kacper poszedł do przedszkola a ja narawdę się dobrze czułam, chciałabym żeby było tak zawsze, niestety to wraca nie wiadomo w jakim momencie:( po wizycie na któej troszkę poopowiadałam dzis czuję sie gorzej i tu moje zdziwienie,bo myślałam ,że jak się wygadam to będzie mi lepiej, ja tymczasem znowu zaczęłam o wszystkim myśleć, rozpatrywać i już to jest temat główny, co mnie męczy strasznie, bo chciałąbym żyć życiem swojej rodziny, zająć sie dziećmi a nie sobą w głowie w każdym razie zapisałąm sie na terapię grupową, chciałam indywidualna ale Pani mnie mocno zachęcała jednak do grupowej bo z doświadczenia widzi ,ze szybciej można z tego wyjść na grupowej zgodziłam się ,mam nadzieję, ze nie pożałuje decyzji ,że będę sie tam raczej dobrze czuła czekam tylko na telefon kiedy to będzie,bo właśnei tworzą nową grupę
A moja terapeutka jest w ciąży. I niby fajnie, ale już jest na zwolnieniu. O ciąży dowiedziałam się kanałami obocznymi, przyszłam na umówiony termin - jej nie ma. Wchodzę więc do rejestracji i pytam. Odopowiadają, że jest na zwolnieniu - do 4 października! I nic więcej, żadnej informacji, że potem też na dobrą sprawę nie wiadomo, czy wróci. Więc mówię: podobno jest w ciąży, tak? A oni zaczynają coś kręcić, że oni nic nie powiedzą, że ble, ble - wściekłam się. Do jasnej cholery, człowiek ma prawo chyba do informacji, że jego terapeuta prawdopodobnie przez najbliższy rok będzie nieosiągalny! Ja rozumiem ochronę prywatności, ale są jakieś granice. Więc w konsekwencji zmieniłam terapeutę. Z jednej strony w ogóle mi się to nie podoba, z drugiej będę miała okazję pogadać jeszcze raz z kimś innym o kwestiach dla mnie wątpliwych. Eh, sory że tak chaotycznie.
Chaton> mam podobnie ze swoja mama. Ostatnio szczególnie działa mi na nerwy sama jej obecność. Po tym co napisałaś, dochodzę do wniosku, ze to prawda iż mama zawsze żyła w napięciu. Do tej pory jest stale napięta i nawet gdy nie musi to szuka pretekstu by się zdenerwować...jakby negatywne emocje były jej potrzebne do życia. Ja podobno tez byłam strasznie płaczliwym dzieckiem, chorowitym. Być może i ona mi przekazywała wszystkie negatywne emocje, które kłębiły się w niej od dzieciństwa. Chaton> systematycznie opisuj tu z terapii zagadnienia matka-córka bo widzę, ze mamy identyczną sytuację. Moze uda mi sie z czasem samej uporać z tym negatywnym nastawieniem do mamy.
Tak na marginesie: jutro jadę do niej na urodziny. Zamówiłam tort, kupiłam obrus na stół i jedziemy. Mam mieszane uczucia bo nie dość, ze będę znosić mamę to jeszcze będzie tam moja toksyczna babcia (mama mamy). Ona jest jeszcze gorszym negatywem . jeśli miałabym wybierać to bym zdecydowanie wybrała mamę niż babcię, a jutro będzie mieszanka wybuchowa w postaci dwóch najbardziej toksycznych kobiet w mojej rodzinie. znając życie zaczną się kłócić miedzy sobą oczekując jednocześnie, ze opowiem się za jedna z nich . I pomyśleć, ze narzekałam jeszcze niedawno, ze jadę do mamy-do samej mamy. To teraz docenię, że jednak ona sama nie jest taka szkodliwa .
A ja we wtorek mam spotkanie z terapeutka po miesiecznej przerwie.W glowie mam chaos jestem psychicznie rozwalona.W domu remont mam ogolny syf i niechec do wszystkiego zero energii dobija mnie zycie chodz wiem ze inni maja gorzej zwlaszcza powodzianie i jak o tym pomysle to jeszcze mi gorzej....
Chaton> mam podobnie ze swoja mama. Ostatnio szczególnie działa mi na nerwy sama jej obecność. Po tym co napisałaś, dochodzę do wniosku, ze to prawda iż mama zawsze żyła w napięciu. Do tej pory jest stale napięta i nawet gdy nie musi to szuka pretekstu by się zdenerwować...jakby negatywne emocje były jej potrzebne do życia. Ja podobno tez byłam strasznie płaczliwym dzieckiem, chorowitym. Być może i ona mi przekazywała wszystkie negatywne emocje, które kłębiły się w niej od dzieciństwa. Chaton> systematycznie opisuj tu z terapii zagadnienia matka-córka bo widzę, ze mamy identyczną sytuację. Moze uda mi sie z czasem samej uporać z tym negatywnym nastawieniem do mamy. Tak na marginesie: jutro jadę do niej na urodziny. Zamówiłam tort, kupiłam obrus na stół i jedziemy. Mam mieszane uczucia bo nie dość, ze będę znosić mamę to jeszcze będzie tam moja toksyczna babcia (mama mamy). Ona jest jeszcze gorszym negatywem . jeśli miałabym wybierać to bym zdecydowanie wybrała mamę niż babcię, a jutro będzie mieszanka wybuchowa w postaci dwóch najbardziej toksycznych kobiet w mojej rodzinie. znając życie zaczną się kłócić miedzy sobą oczekując jednocześnie, ze opowiem się za jedna z nich . I pomyśleć, ze narzekałam jeszcze niedawno, ze jadę do mamy-do samej mamy. To teraz docenię, że jednak ona sama nie jest taka szkodliwa . Domi: u mnie jest identycznie! Mama zyje z babcia w jakiejs chorej symbiozie, ona nigdy nie potrafila odejsc od swojej mamy. Jak sie urodzilam, to babcia przeprowadzila sie ze wsi do nas. I wiesz, zauwazylam, ze teraz, jak ja odeszlam, wyjechalam daleko i zalozylam rodzine, a w dodatku sie wyleczylam z pewnych rodzinnych patologii w pewnym sensie, to ona juz mnie nie trzyma swoimi chorymi gierkami i msci sie na babci, kotra jest juz bardzo stara i nie dosc, ze ma zaniki pamieci, to jeszcze jest w jakiejs demencji starczej czy nie wiem, jak to nazwac. I one takie cyrki wyprawiaja, ze czasem musze je strofowac i przypominac, ze jest Ewa i ze ja nie chce, zeby przy niej tak sie wyrazaly!
Chaton, ale w sumie to dobrze, że Twoja mama wyżywa się na swojej matce, a nie na Tobie. Przecież za jej "wewnętrzne popapranie" jest odpowiedzialna najprawdopodobniej właśnie jej matka, czyli Twoja babcia. Jest zatem właściwym adresatem negatywnych emocji Twojej mamy. Ponieważ Twoja matka musi gdzieś wylać swoją złość lepiej niech wylewa ją na swoją matkę niż na kogoś innego. Gorzej, że babcia już słabo kojarzy, bo - można tak rzec - trochę się zachowanie Twojej mamy mija z celem...
Inana - trochę to bez sensu zmieniać terapeutę jak już jednemu się tyle opowiedziało ,ale co zrobić, takie życie
mam nadzieję, że nowy terapeuta Ci dopasuje i będzie jeszcze lepszy i skuteczniejszy ja dzisiaj poddenerwowana wewnętrznei znowu, znowu jakiś lęk ,nie wiadomo przed czym,szlag mnie kiedys trafi domi,chaton- faktycznie macie ppdobne historie rodzinne Inana - trochę to bez sensu zmieniać terapeutę jak już jednemu się tyle opowiedziało ,ale co zrobić, takie życie mam nadzieję, że nowy terapeuta Ci dopasuje i będzie jeszcze lepszy i skuteczniejszy No, właśnie. Jak sobie pomyślę, że znowu mam o tym wszystkim opowiadać od początku, to mnie zniechęcenie ogarnia
Znalazłam wspomnianą wyżej książkę na allegro
https://allegro.pl/listing.php/search?strin...p;change_view=1
Czytam Cardinal po raz drugi. I chcę się z Wami podzielić jednym fragmentem, w którym ona pisze o efektach terapii:
"Posłuchajcie tej historii o pocącej się, która już się nie poci, o drżącej, która już nie drży, o krwawiącej, która już nie krwawi, o dygocżącej, która już nie dygoce... Oto kobieta, którą widzieliście (...) zamkniętą w sobie, jak płód, ten cień, który sunął pod samymi murami, ta biedaczka, która przystawała i trzęsła się ze strachu we wnękach waszych drzwi, ta nieszczęsna, która uciekała przed przerażeniem i wykręcała sobie nogi na waszym porozbijanym chodniku. No więc popatrzcie, czym się teraz stała ta wariatka! (...) olśniewająca. Piękna! Piękna, że aż dech zapiera! Wystarczająco piękna, by być w "Playboyu" albo w reklamie pończoch (...). Zwinna. Długa szyja, długie ramiona, długie nogi, smukła talia. Ja, tryskająca zdrowiem (...). Ja, silna (...). Ja, tryskająca młodością (...). Wesoła! Wesoła!" Wszystkim nam życzę takiego przeobrażenia i takich efektów terapii
Inana - wchodzę w ten link i nie widze książki:(
czy była tylko jedna na sprzedaż? jejku dałabym wszystko żeby ja przeczytać może jak skończysz odsprzedaż? Inana - fragment który zacytowałaś spowodował że mam uśmiech na twarzy, chcę wierzyć że i ze mna tak będzie no i wszystkim nam tego życzę również Domi: u mnie jest identycznie! Mama zyje z babcia w jakiejs chorej symbiozie, ona nigdy nie potrafila odejsc od swojej mamy. Jak sie urodzilam, to babcia przeprowadzila sie ze wsi do nas. I wiesz, zauwazylam, ze teraz, jak ja odeszlam, wyjechalam daleko i zalozylam rodzine, a w dodatku sie wyleczylam z pewnych rodzinnych patologii w pewnym sensie, to ona juz mnie nie trzyma swoimi chorymi gierkami i msci sie na babci, kotra jest juz bardzo stara i nie dosc, ze ma zaniki pamieci, to jeszcze jest w jakiejs demencji starczej czy nie wiem, jak to nazwac. I one takie cyrki wyprawiaja, ze czasem musze je strofowac i przypominac, ze jest Ewa i ze ja nie chce, zeby przy niej tak sie wyrazaly! Ja z kolei zauważyłam, ze babcia w momencie gdy uświadomiła sobie moją "inność" od mamy, to nie dręczy mnie. Owszem...próbuje czasem coś na mnie wymóc ale ja zdecydowanie zaprzeczam, wyrażam swoją opinię a babcia grzecznie temat urywa. Zaraz potem dzwoni do mamy i wyzywa ją, że źle wychowała swoją córkę, że jest beznadziejna, że nic w życiu nie umie zrobić jak należy, że czas najwyższy by mnie ustawiła do pionu itp. Nie trudno się domyślać reakcji mojej mamy. Czasem mi jej żal....zwłaszcza gdy zapłakana, roztrzęsiona do mnie dzwoni, że babcia ją znowu wyzwała od suk i k**ew. Tym samym czuję złość, ze nie umie sobie dać z nią rady i że zawsze mi oddzwania ze szczegółową relacją. Czasem dodatkowo odczuwam przykrość i poczucie winy (jak zwykle ). Gdybym miała nazwać moją babcię kilkoma określeniami, to bym napisała, ze jest zołza wredna, bezczelna manipulantka i bezuczuciowa istota. Straszne, ze można tak napisać o własnej babci ! Nieraz po kłótni z mamą mam ochotę wyrzygać babci, ze gdyby mamę lepiej traktowała, gdyby ją kochała to mama byłaby teraz lepsza dla mnie. Umiałaby żyć i wychowywać dzieci... . Inana - wchodzę w ten link i nie widze książki:( czy była tylko jedna na sprzedaż? jejku dałabym wszystko żeby ja przeczytać może jak skończysz odsprzedaż? Były dwie. Też sprawdzałam link i najwyraźniej obie zostały sprzedane - myślałam, że może któraś z Was kupiła Nie, nie odsprzedam. Uwielbiam tę książkę. To jest wersja lo-fi głównej zawartości. Aby zobaczyć pełną wersję z większą zawartością, obrazkami i formatowaniem proszę kliknij tutaj.
|